ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Z góry informuję, że temat ten nie został stworzony w celu wypłakania się w chusteczkę, i pójścia w dal. Zagadnienie może wydać się banalne, rozwiązanie może być w zasięgu ręki (np piwo), jednak uważam że warto zastanowić się nad pewnymi, jakże związanymi z życiem większości sprawami.

Kilka lat temu usłyszałem zdanie: "życie jest po to, by pracować.". To zdanie, może nie powtarzane dosłownie przez ludzi, zdaje się być idealnym określeniem sensu, pędu, elan vital dużej części społeczeństwa. Praca staje się pasją, staje się czymś, bez czego człowiek zaczyna się nudzić. W końcu dochodzimy do etapu, kiedy człowiek pracuje poza godzinami, i nie potrzebuje premii. Bo to jest życie. Bo życie to praca. A po pracy - odpoczynek. Czyli odpoczynek od życia.

Od początku.
Poniedziałek - piątek. Pobudka o godzinie 6.30. O 8.00 stawiamy się w pracy, w pełnej gotowości i umundurowaniu. Przez bite 8 godzin, z małym przerwami wlepiamy wzrok w ekran monitora. Godzina 16.00 - finish. Human Resource zamyka system, wraca do domu. Lekki ból głowy i oczu - nic wielkiego. Drzemka -albo i nie. Jedzenie.
18.00: Human resource ma kilka rozwiazan na wieczór: pracować/bawić się przy komputerze (nie daj Boże, żeby komputer/zajęcia związane z komputerem były pasją - 8h w pracy + x h w domu), jechac do pubu na 2-3h (po 23 wypada położyć się spać, żeby być dnia następnego bardziej efektywnym w pracy).
Następuje drobny zgrzyt. Każda 'wolna' godzina po pracy zaczyna wydawać się na wagę złota. Zadajemy sobie pytanie - wieczór jest po to, by odpocząć z piwem w dłoni, czy wieczór spędzamy aktywnie, realizując swoje plany (np rozwijajac się poprzez naukę czegokolwiek), pasje, tworzymy.
Plan tygodnia uprościłem. Celowo. Nie będę pisał o zakupach, o sprawach które trzeba załatwić. Niezbędne minimum, niezbędna teoria. I już jest podle.
Lat kilka temu myślałem sobie 'jak miło jest pracować, człowiek ma pieniądze, może sie realizować'... teraz fanatycznie zadaję sobie pytanie "co się k ze mną dzieje, ja czuję się jak je$%# emeryt!".
Następuje weekend. Weekend można spędzić pijąc, można spędzić na sexie, najlepiej co 2-3h, albo realizować pasje. Tak, 2 dni na realizacje pasji. Pod warunkiem, rzecz jasna, że nie ma żadnych spraw do 'załatwienia', rodziny do zabawienia itp. Wszystkie tygodniowe plany odłożone na weekend odwlekają się w czasie, w efekcie czego postępuje frustracja.
Wiele planów, wiele marzeń, pragnień, pasji - zaczyna padać. Nie ma na to czasu, a przede wszystkim - sił.
Podobno dzień ma wyglądać tak, że do popołudnia pracujemy, a wieczorem odpoczywamy. Co w przypadku, gdy chcemy TWORZYĆ cokolwiek poza pracą ? Co w przypadku, gdy chcemy rozwijać się poza pracą, a rozwój wymaga trzeźwego, wyspanego umysłu? Powiem krótko: myślę,ze jajco. Piwo do łapy, i TV.

Temat do dyskusji otwarty. Opisałem swój punkt widzenia, i czucia.

Reasumując.

Nie mam czasu/sił na bardziej rozwinięte kontakty ze znajomymi.
Nie mam czasu/sił na to co lubię - fotografia, grafika komputerowa, RPG.
Nie mam czasu/sił na efektywne kształcenie się/naukę.
Mam czas/siły na picie i sex.


Na sex to siłę można mieć zawszę Łukaszu... takie niebieskie tabletki są od tego:P
Ja się ostatnio zastanawiałam, czy można być może zarabiać na tym co się lubi robić, ale dochodziło do sprzeczności w momencie: płacę i wymagam, bo wtedy dochodzi do całego motywu lubienia danej rzeczy stres, i wtedy wszystko cholibka bierze. Więc w trybie tegoż zastanawiania się stwierdziłam, że po co pchać się do jakiejś roboty, która od nas wymaga, skoro w efekcie będzie się ją brało do domu... może pracować sobie jako taki szeregowy szary pracownik, który 'składa długopisy' (wstaw sobie za to dowolną bezmyślną niemal pracę, którą z łatwością możesz porzucić po godzinach pracy, i nawet nie wymagają dodatkowego zaangażowania) i po prostu realizować się w swojej pasji? Ale z drugiej strony za coś takiego nie płacą tyle, by mnie było na każdy mój wymysł, jak np. wyjazd w świat stać...

Tak więc dokąd?
Jak na razie nie mam najmniejszego zamiaru zostawiać w swojej pracy po godzinach...
Niestety jednak muszę z bólem przyznać, że po powrocie do mieszkania nie mam siły na nic, a jedyne co przychodzi mi do głowy to wskoczenie do łózka z zamiarem obudzenia się na drugi dzień. Niezadowolenie również budzą pozaplanowe wydarzenia (dentysta bądź niespodziewany nalot rodziców)...
Jednak mimo to, myślę że nie należy się poddawać. Trzeba tylko w pewnym momencie zadać sobie pytanie co tak naprawdę jest dla Ciebie ważne i zmierzać w tym kierunku...
Może nie mam fenomenalnego doświadczenia życiowego etc...etc... Ale moim zdaniem należy być zgodnym z własnymi przekonaniami i się dalej realizować.
Jeśli zaczniemy się miotać zawieszeni w czasoprzestrzeni, zużyjemy tylko za dużo tlenu i zaczniemy się spalać...


Za każdym razem kiedy budzę się w poniedziałek w mojej głowie rodzi się myśl jeszcze tylko 5 dni i weekend :).

Poniedziałek 5.30 czas się zwlec z łóżka. 7.15 jestem w pracy. 16.00 szkolenie. 20.00 jestem w domu. Nie mam już ochoty na nic, obejrzę jakiś serial, zjem coś i spać. Wtorek jest nieco luzniejszy bo w domu jestem o 16.30-17.00, jak się uda idę zagrać w bitewniaka. Środa powtórka poniedziałku z tą różnicą, że jak wychodzę z domu o 6 rano to wracam około 23.00. Czwartek to już odespanie środy. No i mamy piątek.

Jak w tygodniu wygospodaruję 2 godziny na malowanie figurek to jest sukces. Zawsze jak to napisała Urlem mogą się pojawić niespodzianki w postaci załatwienia czegoś ważnego na mieście lub czyjaś wizyta. Wychodzi na to, że jedynie weekend, a dokładniej tylko sobota jest do mojej dyspozycji. Fajnie mieć pracę, fajnie mieć kasę, ale nie fajnie jest nie mieć czasu dla siebie.
Popracujcie, marudy, kiedyś po 12-14 godzin dziennie, wtedy podyskutujemy.
Pracowałem tak w TESCO i chłodni to wiem jak to jest. Jak w chłodni podrzucałem przez 12 godzin kukurydzę do obieraka to w nocy nie mogłem spać przez ból ramion :( brat to samo.

Popracujcie, marudy, kiedyś po 12-14 godzin dziennie, wtedy podyskutujemy.

O. I tak oto mozemy wyjsc z zalozenia 'zawsze moglo byc gorzej'. Po co cokolwiek zmieniac, skoro inni pracuja 12 h, wiec teretycznie mamy dobrze ?
Popracujcie po 12h w BOLSIE na produkcji, pakując i dźwigając 20kg kartony z pieprzoną Soplicą.
Mięśnie, stawy, kręgosłup i palce krzyczały z bólu a ja wraz z nimi...
Dobra nie będziemy się licytować kto gdzie, po ile ma pracować. Większość doświadczyła ciężkiej pracy i wie jak to jest. Nie zmienia to faktu, że obecnie praca pożera 3/4 życia. Fajnie było na studiach ;D

O. I tak oto mozemy wyjsc z zalozenia 'zawsze moglo byc gorzej'. Po co cokolwiek zmieniac, skoro inni pracuja 12 h, wiec teretycznie mamy dobrze ?

Niekiedy nie jest to pocieszeniem, ale rzeczywiście, ZAWSZE mogło być gorzej, ne? :)
Mogło, biorąc pod uwagę, że wielu ludzi pracuje ciężej, dłużej, a dostaje za to marne grosze, które często są o wiele mniejsze niż nasze płace.
Czasem jednak warto zobaczyc nie na to jak moze byc zle, lecz ciut dalej - co mozna zmienic by bylo dobrze. Porownania do przypadkow krytycznych nie prowadza do niczego dobrego... a na pewno nie sa krokiem naprzod.
Tak, ale co rozumiesz poprzez to by było lepiej? Byś mógł wygospodarować wiecej czasu dla siebie? By być bardziej zadowolonym ze swojej pracy? itp. itd.?
Patrzenie za siebie zazwyczaj tylko spowalnia, lepiej jest iść naprzód realizując swoje zamierzenia. Podobno, kiedy czegoś bardzo pragniemy, nic nie jest w stanie stanąć nam na przeszkodzie w spełnieniu. takie podejście jest chyba jednak lepsze :)
Przykład z tak zwanego doświadczenia życiowego: po skończeniu studiów pracowałam za bardzo gównianą kasę w kancy, jednocześnie robiąc aplikację (a to nie oznacza wyłącznie 6 godzin zajęć w tygodniu) i studia podyplomowe. Padałam na pysk. Ale chciałam się rozwijać. I co można - jak się chce? Można. W tej chwili wyłącznie lenistwo oraz permanentny brak kasy powstrzymuje mnie przed rozwijaniem się w innym kierunku, ale plan rozwojowy już jest.
Ech... czyli nie jestem samotny. Póki robiłem na pół etatu, czasu jeszcze trochę było, ale niestety wyżyć się z tego już nie dało. Natomiast nie tak dawno temu zacząłem pracować na cały etat i dupa nie energia, szczególnie, że średnio siedzę w pracy 44-46h tygodniowo, bo zawsze jest coś do roboty. A po powrocie czeka Pyrkon do zrobienia... I człowiek rezygnuje z kolejnych godzin snu, aż mu w końcu wychodzi, że od pn do pt spał łącznie <20h, a żeby zachować jako taką efektywność spożywa dwukrotną dopuszczalną dzienną dawkę kofeiny... A najgorsze jest to, że długo się tak nie da.
A weekend... tak, w sobotę można odespać tydzień (w podsumowaniu tygodniowym i tak wychodzi kilkanaście h zysku), można sobie popić, pograć etc. Niestety odpadają aktywności w sobotę rano, bo kiedyś wyspać się trzeba. A jak sobie człowiek popije i ma syndrom dnia następnego, to odpada i działalność kreatywna. Generalnie większość rzeczy odpada...

Niedawno zmieniałem pracę. Liczyłem, że będę z miesiąc bezrobotnym, pozałatwiam wszystkie zaległe sprawy etc. Niestety się nie udało, miałem 2 dni bezrobocia i nic nie odpocząłem (szczególnie, że robiłem wtedy pewne zlecenie). Dupa.
Ale ma to jeden plus - zacząłem doceniać święta. I choroba nie jest już taka straszna, bo można odpocząć.

A generalnie - tak, marzy mi się praca portiera albo stróża na parkinku...
Pomimo tego zapierd... jaki mam cieszę się, że jak już wygospodaruję sobie odrobinę czasu mam się z kim spotkać i z kim pogadać. Przez jakiś czas po przeprowadzce do Poznania nie znałem nikogo i przesiadywałem ten czas w domu przy kompie, bo nie mam w zwyczaju chodzić po pubach i zapoznawać obcych. To jest dopiero stypa O_o.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl