ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Tutaj już MG Feniksa (czyli władza Fallenow(losowane)


Myślałam, że to Falleni zaczynają od opisu wyspy, ale skoro to my mamy zacząć to ja rozpocznę tak nijako^ Zobaczymy kto napisze następny^

Mijał dzień za dniem, życiu Imi nie zagrażało już niebezpieczeństwo. Wygrała walkę
z samą śmiercią, okupioną godzinami bólu i cierpienia. Najgorsze minęło.
Postanowiła przejść się po nowo zdobytym statku, pokład był olbrzymi co jednak nie
zmieniało pewnego niekwestionowanego faktu, statek nadawał się do rozbiórki i
trzeba było go sprzedać na tyle opłacalnie, by móc zakupić inny, mniejszy, za to w
pełni sprawny. Dziewczyna jeszcze o tym nie widziała, nie schodziła pod pokład i
nie widziała tego olbrzymiego jeziora, które jakimś cudem znalazło się wewnątrz
statku. Nowy dar, całkiem jej się spodobał. Podczas krótkiego spaceru przez myśl
przewinęło się jej tysiące obrazów z tamtego wydarzenia. Pamiętała Soge i radosną z nimi
zabawę, a potem tych strasznych niby marines. Mam nadzieję, że już nikogo takiego
nie spotkamy. Na świecie muszą być przecież inni, słabsi bo inaczej świat
przestałby już dawno istnieć, tłumaczyła sobie w myślach.
Dumanie Imi przerwał widok wyspy a po chwili można było dostrzec dość spore miasto ale było w nim coś dziwnego co przykuło uwagę Imi. A dokładniej były to budynki, wyglądało to jakby ktoś ot tak postawił nie patrząc na wielkość i typ budynków, nie mozna było dostrzec w tym ładu. Wyglądało to jakby ktoś zrobił wielki bałagan z tymi budynkami. Feniksy powoli zbliżali się do wyspy Dainashi.
Słoneczko przyjemnie grzało już jej rozgrzane ciało. Godziny mijały leniwie, a na pokładzie panowała taka cisza, ze wręcz słyszała jak statek sam z siebie sie rozpada. Cieszyła się, ze Imi wyzdrowiała, lecz też z jej powodu miała wyrzuty sumienia. W końcu to broniąc jej doznała takich obrażeń. Przyrzekła sobie, że następnym razem jak spotkają Wenza i spółkę, to tym razem to on będzie sie płaszczył przed nimi. Grande Line było cmentarzyskiem. Lecz ona nie zamierzała, by tutaj, byl grób jej, ani kogokolwiek z jej załogi.
- WYSPA PRZED NAMI!!!!! - usłyszała jak woła z bocianiego gniazda Sera.
- Nareszcie. - powiedziała zadowolona.


Na przyszłość Syrenka, Gm decyduje za takie zjawiska jak np. pogoda.

Gdy załoga dopływała powoli do wyspy(na takim rzęchu to nie ma się co dziwić) nagle na niebie zebrały się chmury i zaczął padać deszcz, mocząc wszystkie feniksy i ta kupę drewna co oni nazywają statkiem.
Koro ucinał se drzemkę aż nagle go zbudził krzyk Seratrio. Leniwym ruchem podniósł głowę i jego oczom ukazała się jakaś dziwaczna wyspa. Jeszcze bardziej zdziwiły go te dziwaczne budynki:
-Oj chyba majster podczas budowy "tego" był "lekko pod wpływem"-powiedział sam do siebie.No ale cóż....
Sięgnął do kieszeni bo zaschło mu troszeczku w gardle. Zrobił łyk po czym usłyszał od oficera Tymka:
-Ej,Ej. Koro, czy to nie za wcześnie na takie trunki?
-A tam przesadzasz. Może chcesz łyka?
Tymek mu jednak odmówił. Po tym Koro wstał i podszedł do barierki przyglądając się wyspie. Nie wzbudziła jednak ona jego zbytniego zainteresowania więc rzekł:
- Nic ciekawego. Idę naostrzyć broń i sprawdzę czy jeszcze czy mam jeszcze trochę piw.... Eeee... Znaczy się ... Sprawdzę zapasy.
Sasha prawdopodobnie jak każdy, źle wspominał ostatnią wyspę, a zwłaszcza to co było pod koniec. Był zdeka poobijany, wkońcu dostał kilka razy wachlarzem i stracił przytomność. Na początku zbytnio tego nie odczuwał, ale teraz jakoś wróciło to do niego, ze zdwojoną siłą. Patrzał co chwile na ciągle innego członka załogi, raz przypatrywał się Koro, który próbować czegoś się napić, raz Tymkowi który nawet tego nie widział, a potem z zafascynowaniem w silną wole przetrwania Imi. Kurde, ten cholerny deszcz musiał wszystko zepsuć. Sasha odrazu poczuł krople padające na jego twarz i ręce
- Koro masz racje, pomogę ci... - odparł nie słysząc jego docinka o piwie. Chciał poprostu gdzieś zkryć się przed deszczem, byle nie samotnie.
-No dobra. Choć ze mną. Może znajdzie się i coś dla ciebie.
Po tym poszli razem pod pokład w poszukiwaniach czegoś co mogło ugasić pragnienie Koro i jednocześnie skryć się przed deszczem. Koro zaczął przeszukiwać swoje rzeczy lecz niczego nie mógł znaleźć . Po chwili namysłu powiedział:
-Ej Sasha może pójdziemy do Soet. Może tam coś znajdziemy. Albo do Tymka....
Myślał co teraz ma zrobić czekając na jakąś propozycję od jego kompana
Zkrycie przed deszczem Sasha rozumiał jako pójście pod pokład, albo pod jakiś dach, więc nie rozumiał co miałby chcieć znaleźć.
- Dziwne, na tym pokładzie nie ma ani jednej beczki, POPROSTU NICZEGO! - dodał z krzykiem na końcu, nie rozumiał jak ci ludzie mogli tu żyć, tu było beznadizejnie. No dobra, może basen fajny.
Sasha dobrze jeszcze nie znał tego pokładu, troche odpoczywał.
- Tymek jest na górze na pokładzie, ale Soet można poszukać jeśli chcesz.
-Hmm....jak będziemy grzebać w rzeczach Soet albo innych oberwie się nam. Chyba nie mamy wyboru. Trzeba zejść na wyspę. Może są tam jacyś tubylcy którzy wytwarzają miejscową "okowitę"-myślał rozmarzony Koro.
- No dobra. Sasha wrzucaj coś na siebie bo przemokniemy do suchej nitki i idziemy się spytać o pozwolenie na opuszczenie statku. Nie mogę się doczekać. Po wyglądzie wyspy wnioskuję ze oni tego na trzeźwo nie budowali. A jeśli nie na trzeźwo to moje poszukiwania będą bardzo owocne- zaśmiał się się pod nosem..
Statek Feniksów był już bardzo blisko wyspy, potrzeba jeszcze z 5 minut by dopłynąć do wyspy i żeby Feniksy mogły zejść na ląd.
- Jaką okowite? - spytał zamyślony. To chyba jakaś przenośnia, Oko które Wita? Nie mógł tego pojąć.
Grzebanie w czyiś rzeczach byłoby ciekawe, lecz nikt tu nie ma swoich rzeczy praktycznie, stary statek został wraz z itemami rozwalony.
- Ale tu nic nie ma... - odparł zdenerwowany, bo co najwyżej mógł się zasłonić deskoparasolem.
- Chyba że umiesz robić parasolki z drewna.? - Wymyślił. Wkońcu Koro był cieślą, powinien umieć robić takie rzeczy. Tylko przecież jakby taka parasolka się składała? Chyba wogóle...
Możemy coś znaleźć ciekawszego na lądzie co ochroni nas przed deszczem.
-Hmmm....Parasol powiadasz. Jak ci na tym tak bardzo zależy...
Koro pozbierał kwaki drewna, płótna żaglowego i po chwili skonstruował prowizoryczny parasol.
-Trzymaj, na razie to musi wystarczyć. Być może pogoda niedługo się poprawi, musimy się spieszyć bo pewnie zaraz będziemy już przy brzegu-powiedział do Sashy.
- A co do 'okowity' to nie musisz zbytnio się tym przejmować. Wytłumaczę ci to później. Dawaj teraz idziemy do Syrenki bo jeszcze karzą nam pilnować statyku i nigdzie nie pójdziemy.
- Dziękuje Koro-Kuun! - odparł szczęśliwy maluch, obejmując wesoło cieślę. Wziął parasol i ustawił go nad głową, choć tutaj jeszce nie padało. Musiał się wczuć.
- A więc chodźmy. - zdziwiło go to że Koro nie zrobił sobie też parasola, najwyżej, będą szli pod jednym.
Poszli na góre, Sasha szybko zlokalizował Syrenke, odrazu do niej pobiegł, nie oglądając się za Koro który prawdopodobnie też.
- Pani kapitan. - odparł słodkim głosikiem, zmieniając swoją mimike twarzy na przekonywującą i najbardziej słodką jak mógł.
- Moożemy iść z Koro na ląd? - nie chciał tym razem siedzieć na statku, dlatego wolał sptać o pozwolenie.
Koro dogonił Sashę i obaj stali przed obliczem kapitan i również ponowił pytanie.
-Spokojnie ptaszęta- odparła kapitan- Nie tak szybko. Musimy ustalić jakiś plan działania. Nie możemy tak po prostu se rozbiec się po wyspie. Nie wiemy co może nas tam spotkać. No ale jeśli chcecie być we jednej grupie nie widzę nic przeciwko. Zaraz podzielę resztę załogi. Nie zapomnijcie tylko zdobyć jakiś prowiant i wodę gdy będziecie się rozglądać po wyspie.
- Prowiant i wodę? Załatwione pani kapitan.
- Tylko to ma być zwykła woda a nie 'ognista', Koro.
- Tak,tak ma się rozumieć... No ale jak znajdę przez przypadek coś procentowego no to żal będzie tego nie zabrać. Przyda sie na jakąś imprezę.
-Ja już widzę jak ty to na imprezę zostawiasz. Sam wszystko wyżłopiesz. Ale mniejsza z tym. Idźcie już.
Statek feniksów bezpiecznie przycumował do przystani, wystarczyło tylko rzucić okiem by zobaczyć ze całe miasto jest zapełnione i że nikomu nie przeszkadza deszcz. mieszkańcy byli dość energiczni jak na taka pogodę.
Pogoda nie zachęcała do spaceru, toteż Koro i Sasha byli póki co jedynymi ochotnikami do zbadania nowej wyspy.
Eihnaren wraz z Soet wzięły się za porządki, załoga nie mogła przecież mieszkać w brudzie. Naj postanowił pozostać, chciał pomóc przy porządkach, ale dziewczyny wiedząc iż ten chciałby dokończyć kolejną część swojego dzieła, stwierdziły że poradzą sobie bez niego. Pisarz, jako dżentelmen nie mógł na to pozwolić i mimo przekonań towarzyszek zabrał się do roboty. Lekarka czując napływ energii dołączyła do wesołej grupy dbającej o porządek.
Pani Kapitan po odprawieniu Koro z Sashą zdecydowała się na odpoczynek. Pogoda uniemożliwiała jej opalanie, więc weszła do środka. Sprzątać na statku nie miała zamiaru, bo jak sama twierdziła wkrótce i tak go sprzedadzą na części.
-Oi! nawet jak przestanie padać, to zostaję! Hmm, dawno nie zrobiłem krótkiej drzemki. Budźcie mnie tylko w ostatecznych sytuacjach! - Po czym , w tempie geparda, zasnął.
Koro nie mógł już się doczekać zwiadu.
Wyskoczył ze statku na pomost krzycząc do Sashy:
-Nie zostawaj w tyle. Pospiesz się.
Zbiegł z pomostu rozglądając się wokół
-Gdzie tu może być jakiś bar? Hmmm... Trzeba się spytać tych ludzi.- zaczął iść do pierwszej lepszej osoby w celu zdobycia informacji...
W mieście ludzie chodzą żywiołowo pomimo tego że pada deszcz, można słyszeć że żaden z nich nie chodzi cicho bo każdy rozmawia z każdym o jakimś wydarzeniu. Korosław - próbujesz się zapytać kogoś ale zostajesz olany, lecz po zapytaniu się 5 osób ktoś ci wreszcie odpowiada. Bar? Właśnie z niego wracam, idź do przodu i rozgadaj się po budynkach, widać że jesteś przyjezdny więc ci to trochę zajmie. Czasami to będziesz musiał okrążyć cały budynek żeby sprawdzić czy jest wejście hahaha! - Po odpowiedzeniu ci osoba odeszła.
-Eeeee? No dobra - trochę zdziwiła go odpowiedź przechodnia ale lepsze to niż nic. -Idziemy na poszukiwania!!! - wykrzyknął radośnie. Ruszyli przed siebie jak kazał im mieszkaniec. Przechadzając się uliczkami obserwował ludzi i architekturę. Ludzie go puki co nie zaczepiali więc skupił się głównie na budynkach. Po chwili jednak nie był pewien czy idzie nadal tą samą ulicą. Dziwne ustawienie budynków zdezorientowało go całkowicie. Postanowił wiec iść ciągle przed siebie. Po pewnym czasie , lekko znużony i przemoknięty napotkał na się na poszukiwany bar.
-No nareszcie. Architektowi tego miasta trzeba pogratulować. Nie ma co.
Gdy już przestał złorzeczyć wszedł do środka.
Krorsław na przysłość dokładniej czytaj co pisze bo jest tak że budynki są nierówno ustawione a nie że mają drzwi tu a okna tam. Proszę masz tu mała pomoc naukową by sobie z wizualizować o co mi chodziło z nierównomiernym ustawieniem budynków. Spoiler:

. Zedytuj posta do chwili w której znajdujesz bar.

W barze panowała taka sama atmosfera jak na zewnątrz a nawet głośniejsza, każdy gadał na jakiś temat mimo że przez całe te krzyki nie dało się usłyszeć o czym rozmowa to jednak wydawało ci się że gadają o tym samym.
Po kilkunastu minutach porządki dobiegły końca. Każdy mógł zająć się tym na co miał ochotę. Pogoda nie zachęcała do zejscia na ląd. Gdyby świeciło słońce, wtedy zapewne wszyscy z ochotą poszliby zwiedzać nową wyspę. Tak pozostało im czekanie na raport Koro i Sashy.
A co mi szkodzi dać pod postem^

Lekarka spojrzała jeszcze raz na zewnątrz, marząc by w końcu przestała padać. Owszem statek był w miarę wygodny, ale po tamtej przygodzie zapragnęła odetchnąć pełną piersią na lądzie. Deszcz nie jest taki zły jeżeli nie jest ulewą. Humoru nie poprawiał też fakt, że na statku nie było dużego stojącego lustra przed którym mogłaby przymieżyć kurtkę. Pewnie, sami mężczyźni do głowy im nie przyszo by wstawić lustro..., skarżyła się pod nosem. Zarzuciła na siebie kurtkę z kapturem, który miał ją ochronić przed deszczem po czym wyszła na pokład.

I teraz proszę ładnie i pięknie napisać czy kropi, pada, leje czy może przestało.
Koro wszedł do baru po czym natychmiast podszedł do lady.
-Barman! Dawaj mi tu kufel złocistego piwa i jakiś sok dla mego kompana.
Gdy już dostał upragniony napój zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wszcyscy ci ludzie wzbudzali jego ciekawość.
-O czym oni rozmawiają?-myślał.
-Ej barman! Mam kilka pytań. Chciałbym co nieco dowiedzieć o tej wyspie....
Barman Odpowiedział Korosławowi ze śmiechem. - Kompanowi? Hahaha! Widze ze z synka robisz powoli pirata co nie? - Barman odchodzi na chwile, lecz po chwili wraca z zamówieniem. - Proszę! Pijecie na koszt firmy, w końcu takie wydarzenie nie zdarza się często co nie hahaha. A co tak dokładnie chciałbyś się dowiedzieć o naszej wyspie Dainashi?
- Deszcz nie lał tak mocno jak wcześniej, teraz tylko tak mocno kropiło.
- Głupi deszcz. Kiedy pada dzieci sie nudzą i ona też się nudziła. - ziewneła gromko - przydałby sie jaką rozrywka. Może by tak pospacorować po miescie? W końcu Kodu pilnował statku, więc nic groźnego mu nie groziło.
- Schodze na ląd! - krzykneła do reszty załogantów będących na statku.
Po pomoście zaraz za Panią Kapitan zbiegła lekarka.
- Pani Kapitan, proszę poczekać, pójdę z panią. Nie mogę pozwolić by coś się Pani stało. To byłaby da nas niepowetowana strata. To jak, mogę?
- Czemu nie. Przyda się jakieś towarzystwo co będę sama latać. - Odpowiedziała Kapitan Feniksów.

Kobiety wkrótce znalazły się w mieście. Zauważyły wielkie podekscytowanie mieszkańców. Cóś musiało się święcić, wszyscy rozmawiali między sobą radośnie gestykulując. Kurczę o czym oni tak romawiają, zastanawiała się w myślach lekarka. Syrenka o niczym nie myślała, nudziło jej się na statku, irytowała pogoda (musiała ukryć swe piękne ciało pod jakimś skromnym płaszczem) chciała po prostu coś zrobić, a to miasto poprzez swój wygląd wydawało się na tyle interesujące by poswięcić mu odrobinę swego cennego czasu. Zwiedzały tak przyglądając się niespotykanej architekturze.
- Cholera czemu tu wszystko jest tak poukładane jakby to Kodu robił? - komentowała Pani Kapitan. - Nic nie można znaleźć.
- Ja bym chciała znaleźć jakieś miejsce gdzie mogłabym zagrań.
- Imi, powiedz mi gdzie każdy pirat kieruje swe pierwsze kroki?
- No, chyba do jakiejś knajpy.
- Właśnie, w knajpie możesz zasięgnąć informacji, wypić a pewnie i spróbować hazardu. Zapytaj się kogoś gdzie jakąś znajdziemy, mam dość tego deszczu.
- Dobrze, Pani Kapitan.
Dziewczyna podeszła do pewnego wąsatego pana, który stał z boku najwidoczniej na kogoś czekając.
- Przepraszam pana bardzo uprzejmie - zaczęła skromnie - czy jest tu gdzieś w pobliżu jakaś karczma?
Hehehe jakaś słodziutka panienka przybyła na wyspę, a może byśmy razem wybrali się do karczmy a potem... - Mężczyzna był wyraźnie zdeczka zalany ale gdy ujrzał złowieszcze spojrzenie Imi zaprzestał tych zalotów. - No cóż jak pójdziecie w prawo to powinnyście znaleźć jakąś karczmę, ale nie jestem pewien bo jestem (hip!) zbyt zalany by wiedzieć na pewno ale to taki niski szeroki budynek. No to (burp!) na razie panienką. - Mężczyzną odszedł chwiejąc się a po chwili przywalił mordą w jakiś budynek i tak już pozostał.
Panie Boże, który to już raz dajesz świadectwo o swoim istnieniu, pomyślała spoglądając w górę. Po krótkiej chwili wróciła do Pani Kapitan informując, gdzie znajduje się poszukiwane przez nie miejsce. Obie skręciły w prawo.
- O czym oni tak nawijają? - zapytała Kapitan nadal przyglądając się mieszkańcom miasta.
- Nie wiem. - Odpowiedziała lekarka.
- To kogoś ty zapytała? Jak tu wszyscy wielce zajęci?
- Jakiegoś pijaczyny. Niech się Pani Kapitan nie martwi, taki pijaczyna może zapomnieć gdzie mieszka, ale zawsze wie gdzie jest karczma^
- Obyśmy nie błądziły zbyt długo - powiedziała Syrenka.
Tymczasem ma statku Feniksów, Kodu siedział oparty o rufę i po raz setny przeglądał swoją ulubioną książkę którą zawsze miał przy sobie.
"Secret Drugs Keeper" na szczęście nie była zrobiona z papieru więc deszcz który lał się z nieba nie utrudniał czytania jej, nawet w takich warunkach pogodowych.
W pewnym momencie Kodu przewracając kolejne strony swojej lektury nabrał ochoty na zażycie trochę białego proszku, odkładając książkę na bok włożył rękę do kieszeni
gdzie zawsze ostawała się jakaś torebka, jednak kieszeń była pusta. Przypomniało mu się, że jeszcze nie upomniał się o zwrot swojego towaru,
który przez przypadek zabrał Sasha przed wydarzeniami z poprzedniej wyspy, a on sam nie zdążył zabrać zapasów z poprzedniego statku zanim tamten zmienił się w drzazgi .
Co prawda miał kilka nieprzetestowanych, eksperymentalnych i bardzo niebezpiecznych mieszanek, z przepisów z zakazanej strony swojej książki, schowanych w "Secret Drugs Keeper",
jednak nie mógł przewidzieć ich działania. Podrapał się po głowie i spojrzał na swoją ulubioną lekturę, po czym delikatnie rozglądając się na boki otworzył ostatnią stronę i
z małego schowka w okładce wyciągnął kilka pastylek. Spojrzał na nie i je łyknął , a następnie przeczytał uważnie zakazany rozdział " To chyba powinno lecieć odwrotnie" pomyślał,
ale było już z późno, narkotyk znalazł się w jego żołądku powoli rozchodząc się po krwioobiegu. Kodu machnął ręką doczytując ostatni wers,
po czym schował książkę nakładając jednocześnie kaptur na głowę. Wstał powoli i od niechcenia zaczął przechadzać się po statku, po drodze zabrał swoją kosę która walała się po pokładzie,
czekając na jakiś efekt nowego narkotyku. Jego uwagę przykuło dziwne rozstawieni budynków na wyspie, mimowolnie uśmiechnął się
-Ooo jak w domu, tam też obok przedszkola ubijano świnie- zażartował, gdyż nie wiedział czy na prawdę te budynki były obok siebie.
Nabrał ochoty na przechadzkę po tym mieście, nikt mu przecież nie mówił aby został i pilnował statku, a może jednak mówił tylko on tego nie pamięta.
Wzruszył ramionami i nie komunikując nikomu że schodzi z pokładu pomaszerował w pierwszą lepszą uliczkę.
Pomimo nieprzychylnej pogody coraz więcej załogantów opuszczało statek Feniksów. Lena, zaintrygowana nietypowym wyglądem miasta postanowiła pójść zdobyć trochę informacji o tym miejscu. Podróżowała sporo zanim dołączyła do Feniksów, ale nie widziała jeszcze takiej architektury. Zarzuciła pelerynę i zaszła na ląd. Widziała oddalającą się postać w płaszczu niosącą kose. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że nie tylko ona zmywa się ze statku. Po zejściu na ląd zaczęła kluczyć uliczkami szukając karczm lub większych skupisk ludzi by posłuchać ich opowieści, co nie było trudne. Na jednym z placów było wielkie zbiorowisko, ludzie żywo o czymś dyskutowali. Dziewczyna podeszła bliżej.
-Przepraszam pana, czy mógłby mi pan powiedzieć, o czym wszyscy mówią?
Odpowiedział ci wysoki i chudy mężczyzna. - O czym jest mowa? Hehahe! Nie tutejsza co? Kinsagashi odbędzie się za parę dni! Było by miło gdyby udało mi się wygrać ale jest sporo zawodników więc nigdy nie wiadomo, ciekawe czy uda mi się choć dotrzeć do dżungli ale moje rozmiary to z jednej strony plus a z drugiej minus.
Dziewczyna uśmiechnęła się do swojego rozmówcy
- Tak, dopiero tutaj przypłynęłam i jeszcze nie słyszałam o Kinsagashi. Mógłbyś mi o nim dokładnie opowiedzieć? Jestem tutaj od niedawna, ale chciałabym dokładniej poznać tą wyspę.
I tak czekam na kumpli więc mogę ci poświecić trochę czasu, zwłaszcza ze jesteś taka piękna hehahe! Oby tego żona nie usłyszała. ma to związek z ustawieniem tych wszystkich budynków, w mieście są poukrywane czekoladowe jajka jest ich sporo ale tylko w niektórych znajdują się specjalne metalowe kulki. musisz mieć przynajmniej jedną by zakwalifikować się do drugiego etapu który odbywa się w dżungli która jest po drugiej stronie wyspy, są chyba jeszcze z dwa etapy ale ich nie pamiętam już. Odbywa się to co 3 lata i zawsze zwycięzca funduje wielka imprezę a potem to nikt nic nie pamięta a zwycięzcy znikają za morzem hehahe! każdy może w tym wziąć udział, jeśli się przyjrzysz to na środku znajduje się wysoki budynek a do tego jedyny ustawiony równo, jest to biuro burmistrza tam uzyskasz więcej informacji i się zapiszesz na to. - nagle mężczyzna odwrócił głowę i zobaczył grupkę mężczyzn wołających w jego kierunku. - O już tu są, wybacz ze nie poświeciłem ci więcej czasu teraz muszę spadać do widzenia! - mężczyzna jeszcze pogłaskał cie po głowie po czym odszedł z kumplami.
Dziewczynom zajęło trochę czasu dostanie się do celu swej wyprawy.
- W końcu! - Krzyknęła kapitan.
- Muszę przyznać, że z chęcią odpocznę.
W środku było jeszcze gwarniej niż na zewnątrz. Ludzie wesoło gaworzyli popijając przy tym obficie alkochol. Śmiechy i radość udzielały się wszystkim. Kapitan zajęła jedno z miejsc. Gdyby odsłoniła nieco więcej swego ciała zapewne jak jeden mąż doskoczyło by do niej paru chłopa, ale ponieważ miała na sobie co miała, nie przykuwała większej uwagi. Właściwie gdyby nie tak wielkie zaoferowanie rozmową, zapewne i tak kilku by do niej doskoczyło. Po zaledwie chwili, zjawiła się przy niej lekarka z kuflem piwa.
Knajpa była niedaleko portu, zatem pewnie jacus marynarze, czy tez kupcy sie tu kręcili. Powinna też się pokręcić na targu i poszukać jakiegos naiwniaka, który kupi ich łajbe. Z drugiej strony to była knajpa pełna pijanych kolesi, a pijanemu wiadomo, zawsze łatwiej cos wsisnąć.
- przepraszam - lekko pukneła w ramię mężczyznę siedzącego obok niej. - Mam do sprzedania łódź mało używaną. Może znasz kogo, kto byłby czyms takim zainteresowany? A może jest tu jakas stocznia?
Eee!? A kogo by w tej chwili obchodziła jakaś łódź kobieto! Kogo w tej chwili obchodzi jakaś stocznia!? Ludziska! Czy teraz ważne są jakieś łodzie? - Cała knajpa krzyknęła na głos. - NIE! To co jest teraz ważne ludziska!? - Tym razem ludzie w knajpie krzyknęli jeszcze głośniej niż wcześniej. - Kinsagashi!!!!!! HAHAHAHAHAHAHA!!! - Darli się tak przez minute albo dwie po czym wrócili do chlania i rozmowy między sobą. Mężczyzna którego się pytałaś przestał zwracać na ciebie uwagę.
Lena rozejrzała się po placu. Na środku placu rzeczywiście jeden prosty budynek, jednakże przed udaniem się tak postanowiła przekazać zdobyte informacje reszcie załogi. Zastanowiła się, dokąd mogli udać się jej towarzysze. Nie było to zbyt ciężkie zajęcie znając pirackie zwyczaje. Dziewczyna zaczęła więc poszukiwać karczmy, do której zawitali jej przyjaciele.
- Widzę że ciężko dogadać się Pani z mieszkańcami. - Stwierdziła lekarka.
- Zachowują się jak jacyś nawiedzeni. - Skomentowała z pogardą Pani Kapitan. To troszkę popsuło im humor. Nie mogły załatwić tak ważnej sprawy jak kupno nowego statku.
- Może warto dowiedzień się czym jest to Kinsagashi?
- Czy ja ci bronię zapytać?
- Nie, nie. Przepraszam.
Kapitan wyraźnie nie udzielał się cały entuazjazm sali. Trudno się było jej dziwić, jak można ekscytować się czymś o czym się nie ma pojęcia.
Łatwo przyszło się domyślić, do jakiego budynku zawitali jej towarzysze. Gorzej szło z poszukiwaniem ów budynku. Z takim ustawieniem budynków znalezienie jakiejkolwiek karczmy było trudne, a tej konkretnej- praktycznie niemożliwe. Rozejrzała się po mieście. Na środku placu stało biuro burmistrza, którego używała jako punktu orientacyjnego. Dziewczyna przystanęła i zaczęła się zastanawiać: Jej towarzysze mogli przecież już wrócić do statku. Nie wzięła wcześniej tej opcji pod uwagę. Postanowiła wrócić na statek najszybciej,jak to możliwe.
Po półgodzinnym truchcie dotarła do statku.
Po kilku piwach Pani Kapitan zdecydowała się opuścić karczmę.
- Słowo daję złapię za klamoty i wycisnę z nich wszystko o tym kinsagashi. - Syrenkę zaczynało mocno irytywać to, że wszyscy rozmawiali o czymś, o czym ona nie miała zielonego pojęcia.
- Tak, tak ale może lepiej wróćmy na statek? - zaproponowała niepewnie lekarka. - Być może inni będą mieli więcej szczęścia?
- A niech tam, wracamy!

***

Po pewnym czasie Kapitan z lekarką powróciły na statek.
Złodziejka usłyszała, że ktoś wszedł na statek. Na pokład weszła Pani Kapitan wraz z Imi-san. Chciała od razu przekazać zdobyte informacje, ale coś z wyrazu twarzy Pani Kapitan kazało stać cicho, dopóki ta sama jej o nic nie zapyta.
- Zaraz, a gdzie jest Koduś? - Czyż to nie on miał pilnować statku? Musi chyba bardzo lubić to robienie za flagę.
- Pani Kapitan nie wydała bezpośredniego rozkazu, by został więc... - próbowałą bronić lekarka. Syrenka tylko machnęła ręką nic nie odpowiadając. Skierowała się do swej kajuty chcąc odpocząć.
Przyszedł do niej Pierwszy Oficer Tymek, pytając czy znalazła już kogoś chętnego. Jednak po kilku minutach wyszedł zmieszany. Najwidoczniej nic nie udało się załatwić.
- Coś Syrenka dzisiaj nie w sosie - rzekł do lekarki. Bowiem była z Panią Kapitan na spacerze więc mogła wiedzieć skąd to zachowanie.
- Nie wiemy nic o tej wyspie, a mieszkańcy wciąż tylko powtarzają "kinsagashi, kinsagashi" - Rozmowę tę usłyszała Lena piratka, która wiedziała na ten temat dużo więc niż reszta załogantów. Wiedziała przynajmniej gdzie iść by uzyskać więcej informacji.
- Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej,to zapytajcie w biurze burmistrza, to jedyny normalny budynek na środku placu. Nie dziwcie się tym ludziom,Kinsagashi odbywa się jedynie raz na 3 lata, a zwycięzca funduje wielką imprezę. - Imi i Tymek wydali się zaskoczeni tymi informacjami- Jeśli ktoś z naszych miałby ochotę wziąć udział,jeszcze można się zapisać.
To wspaniale! - krzyknęła lekarka dowiadując się o możliwości zapisu. - Czemu nie powiedziałaś Pani Kapitan od razu? Na pewno poprawiło by to jej humor^ - Spojrzała na Tymka. - Ty jej powiedz w końcu jesteś pierwszym oficerem^
Chłopak zmieszał się niemożliwie.
- Kto, ja? Ale już byłem.
- To nic to nic - Lekarka popychała go już w stronę kajuty.

W końcu Tymek znalazł się przed samą paszczą lwa.
- Mogę na momencik?
- Co znowu - odburknęła Syrenka z niechęcią otwierając drzwi.
- E bo... już się dowiedzieliśmy co to jest to kinsagashi.
- Guzik mnie to obchodzi - skwitowała ze złością. Po chwili dodając - Odpływamy z tej wyspy, najlepiej jak tylko Koro i Sasha wrócą, Koduś sam się pchał. Mam dość tego "statku". Musimy kupić nowy, jak nie tutaj to gdzie indziej. Jest tyle wysp.

Po tej krótkiej wymianie zdań Tymek odszedł w milczeniu.
- Co by tu zrobić... - zaczął zastanawiać się chodząc po pokładzie.
- Myślę, że możemy pójść do tego biura burmistrza i tam dowiemy się co i jak, a Pani Kapitan się jakoś przekona^ - zaręczała lekarka. - Chodź z nami Lena-chan^
Koro nadal był w barze. Po kilku "głębszych" zsolidaryzował się z resztą obecnego towarzystwa i wraz z nimi co raz krzyczał Kinsagashi!!!!! Kinsagashi!!!!!
Chociaż mało wiedział co to znaczy ale "jak wszedłeś między wrony to i krakaj jak i ony". Przez chwilę nawet zdawało się mu nawet ze słyszy panią kapitan lecz zignorował to ponieważ sądził ze się przesłyszał.
Tuż obok niego siedziały osoby które mówiły o jakiś zapisach do konkursu.
-Konkurs. Hmm... Jak tak wszyscy o tym mówią to i nagroda musi być spora- pomyślał.
Gdy zauważył ze owe osoby wychodzą krzyknął
-Zaczekajcie idę z wami!! Sasha choć! Zwijamy się na razie stąd. Eee...?? Sasha?! Gdzie ty?!
-No to idziesz czy nie?Nie będziemy czekać na ciebie- zawołali miejscowi.
-Dobra dobra już lecę.
Odszedł sam nie wiedząc gdzie jest Sasha. Pomyślał jednak że już on dzieckiem nie jest to se poradzi. A może i nie...
Trójka Feniksów skierowała się w stronę biura burmistrza o którym wcześniej wspomniała Lena. Ich oczom ukazał sie rzeczywiście, jedyny prosty budynek, co z uwagi na tyle dziwnych architektonicznych cudów mogło zdziwić.
- Faktycznie jest tu jeden zwykły. Teraz dowiemy się tylko o co chodzi z tym Kinsagashi i lecimy powiedzieć Pani Kapitan^ - Plan lekarki był bardzo prosty, dowiedzieć się o co chodzi. Jednak nie zawsze było to tak proste i oczywiste.
Tymka niepokoiła inna rzecz.
- A jak przekonamy Syrenkę by tu jeszcze trochę zostać?
- Wspominałam już, że zwycięzca funduje wielką imprezę, więc do wygrania muszą być jakieś skarby - powiedziała Lena, ukrywając zdziwienie faktem, że ta informacja tak szybko wypadła Tymkowi z głowy.
- No to jeszcze nic pewnego, ale w każdym razie tak powiemy Pani Kapitan - wtrąciła się lekarka. Głos zabrał pierwszy oficer - Tymek.
- Dobra, wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Wygramy ten konkurs i kupimy nowy statek, bo ten nasz to jakaś porażka.
- Święte słowa - westchnęły obydwie dziewczyny.
Jako mężczyzna i lider grupy odważnie pchnął drzwi i wszedł do środka.
Zdjęcie paxa no jutsu!

Drzwi w przeciwieństwie do reszty budynku były czarne, metalowe i podwójne. Dało się na nich wzory w kształcie miasta, dżungli, kanałów i podziemi.



W środku było biało a na podłodze leżał wielki kwadratowy dywan, był podzielony na 4 części a akżda z nich przedstawiała to samo co drzwi wejściowe. Przy wejściu stała dwójka strażników, mieli metalowe zbroje na klatach i hełmy z 2 małymi otworami na oczy a w rekach trzymali halabardy. Na ścianach po lewej i prawej widniały osoby przedstawiające jakieś osoby. Na samym końcu pomieszczenia dało się zauważyć sekretariat. W każdym kącie było jakieś wejście, nie wiedzieliście gdzie prowadzą.
Statek handlowy właśnie dobił do portu. Nie interesowała go jego zawartość, nie interesowali go ludzie na tym statku, nie wiedzieli oni nawet że mają pasażera na gapę. Z pokładu słychać było krzyki nawołujące do szybkiego rozładunku. Drzwi do ładowni otworzyły się, weszły 2 osoby, Bafat(nick mam baat za starych czasów, Bafat się łatwiej czyta i aktualnie go używam) schował się w kąt i czekał na moment by wyjść nie postrzeżenie.
-Kto wypił i potłukł butelki rumu!-rozległ się krzyk kapitana- Wszyscy w tej chwili pod pokład!
Pojawiło się 6 osób, łącznie było ich 8. Bafat wiedział że wybiera się małe załogi z jak największym statkiem. Mniej oczu patrzy, łatwiej wejść i łatwiej wyjść.
Gdy wszyscy się zebrali, wybiegł nie zauważony, wszystkie oczy były skierowane na wrzeszczącego kapitana.
Bafat wszedł na ląd, pogoda nie była zbyt piękna lecz specjalnie się tym nie przejął. Miasto wyglądało dziwnie.
-Powinni czegoś takiego zakazać- szepnął do siebie.
W ręce miał kartkę papieru z paroma informacjami o Feniksach, szukał tej załogi już od dłuższego czasu. Może w tym mieście bogini szczęścia mu dopisze. Jednak na razie musi znaleźć w miarę normalny budynek i dowiedzieć się co to za dziwne miejsce.
Złapał pierwszego napotkanego przechodnia:
-Wskażesz mi drogę do najnormalniejszego budynku w tym mieście gdzie dostanę parę informacji o tym mieście i cyrku który tutaj się dzieje- Zmierzył go wzrokiem. Mężczyzna wystraszył się, Bafat się uśmiechnął, normalna reakcja ludzi. Zaczął się jąkać.
- B.b.biuro bu.bu.burmistrza je..
- Szybko- sykną Bafat i ucieszył się że przynajmniej burmistrz jest tu normalnym człowiekiem, chociaż nie wiadomo co dla nich jest normalne.
Mężczyzna zaczął wymachiwać rękami i tłumaczyć drogę, gdy skończył Bafat rzucił mu parę monet, zero długów, i poszedł w kierunku wskazanym przez mężczyznę.
Cała trójka rozejrzała się po tym dość dziwnym pomieszczeniu.
- Zbyt przyjaźnie to tu nie jest - zaczęła lekarka.
- Nie jesteśmy turystami tylko piratami nie powinniśmy się czymś takim przejmować - odparł Tymek kładąc rękę na ramieniu koleżanki. Podszedł do strażników.
- Hej, chciałbym się dowiedzieć coś o tym kinsagashi. Mówiono mi, że tutaj się czegoś dowiem. No więc? Kogo mam zapytać? - wszystko to powiedział odważnym, zdecydowanym tonem. Czuł się jak w knajpie, jak ktoś sprawi mu problemy to najwyżej dostanie łupnia w końcu Tymek był piratem a nie grzecznym chłopczykiem, który boi się zapytać nieznajomych.
Imi - Jeden z strażników opuścił swoją halabardę, zwykle trzyma ją w obu rękach ale teraz trzymał ją w jednej i postawił jej koniec na podłodze. Przez chwile wpatrywał się w Tymka, po chwili wyciągnął prawą rękę i wskazał biały blat na końcu pomieszczenia. - To jest sekretariat, tam wszystkiego się dowiesz. - Po tych słowach strażnik powrócił do swojej normalnej pozycji.
Tymek spojrzał na miejsce, które wskazał strażnik. Czuł na sobie spojrzenia towarzyszek. Musiał jakoś wyjść z twarzą. Myślał nad tym chwilę, ale nic nie wymyślił, więc tylko skierował się w tamtą stronę. Stanął przy białym blacie i zapytał o kinsagashi. Imi wraz z Leną postanowiły dać mu jeszcze jedną szansę, mając nadzieję że tym razem się nie wygłupi. Choć lekarka sama przyłapała się na tym iż myślała podobnie^
Pax

Jadę na jazdy i do babci i nie wiem na ile.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl