ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Jackie maszerowała przed siebie, przeskakując co chwila przez ogromne korzenie, które nie mieszcząc się w glebie wypruwały ponad nią, plącząc się w pułapki dla nieostrożnie postawionych stóp i zostawiając na ziemi niewiele miejsca dla trawy. Synka zostawiła jakiś czas temu za sobą, nawet nie zauważyła, kiedy się oddzielił. Może uciekł, kiedy nie patrzyła.
Mniejsza z nim.
Nie zauważyła go wcześniej przez ogromne drzewa okalające zatokę przy której zacumowali. Teraz nic innego nie miało znaczenia. Drzewa? No piękne, ogromne, stare i niewątpliwie nie spotykało się takich zbyt często na innych wyspach a co dopiero w takich skupiskach. Ale była ich tu ogromna ilość, po jakimś czasie powszedniały.
Ale on... był po prostu piękny. Zobaczyła go dopiero, gdy wspięła się na jedno z wyższych w okolicy drzew. Teraz starała się dostać do niego czym prędzej.
Ogromny, wyrastający na samym środku wyspy wulkan. Raczej wygasły. Ale Jackie miała mnóstwo przyjemnych wspomnień z terenami wulkanicznymi i wiedziała, że takie góry kryją w sobie dużo więcej niż mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka.
Pierwszy raz widziała też tak stożkowaty i regularny kształt.
"Zajrzę do krateru" - pomyślała, włażąc po skałkach. - "Zobaczę, czy naprawdę wygasł..."
Gdy wybiła się ponad korony drzew, przystanęła i zaczęła się rozglądać. Wyspa była wręcz malownicza - nadnaturalnie rozrośnięta dżungla okalała wulkan zostawiając jedynie niewielkie placki łąk i w efekcie - niewiele miejsca na jakąkolwiek plażę. Wydawać by się mogło, że wszystko na tej wyspie stara się wyrosnąć jak najwyżej w górę i...
Wzrok Jackie padł na obcy żagiel.
- Inny statek.
Wyspa była spora, ale nie zauważyła żadnych wiosek. Myśl o tym, że mogą być tu inni ludzie...
Myśli kłębiły się przez chwilę w głowie Jackie. Wreszcie, odrzuciwszy wszystkie zbędne wątpliwości, dziewczyna zeskoczyła ze skałek na pobliskie drzewo i po chwili już biegła w stronę obcego statku. Z jej oczu ziała niezdrowa ilość ciekawości.
"Ciekawe, co to za jedni?"


Nocna impreza oblewania statku przeciągnęła się aż do samego rana. Wszyscy byli na tyle pijani, bądź zmęczeni, że już nie mieli siły wracać na statek do swoich kajut, tylko polegli tam gdzie stali. Z wygasłego niedawno ogniska unosiła się jeszcze strużka dymu, a dookoła, oprócz pustych butelek poniewierały się kości po upolowanym i zjedzonym przez wszystkich dziku. Poczuła jak jakieś ostre światło śmie sponiewierać jej powieki. Leniwie otworzyła je, by zasyczeć z bólu. Promienie słoneczne oślepiły ja na chwilę, a gdy podniosła się do pozycji siedzącej dał o sobie też znać morderczy ból głowy.
- Soet kawy - zdołała wychrypieć swym przepitym głosem. Gdy w końcu jej wzrok zdołał się przyzwyczaić do światła dziennego zobaczyła obok siebie leżącego Usipera z głową przykrytą marynarką. Za nim w cieniu drzewa niemrawo poruszył się ich nowy nabytek eee.... jak on miał na imię? Maju? Raju? Baju? Będzie musiała się później o to zapytać. Powoli podniosła się z piasku. Młotkowy siedzący na jej głowie, nie dał o sobie zapomnieć i z nową zawziętością począł tłuc w jej głowę. Wody! Zimnej Wody! Tylko teraz tego jej było trzeba. Wolnym krokiem ruszyła w kierunku morza marząc o tym by się w nim teraz zanurzyć, a może i przy okazji wypić. Co tam, że woda słona. Ważne, że mokra.
Jackie zgubiła się trochę z początku, ale biegając po gałęziach (nie, żeby to było specjalnie trudne, kiedy drzewa rosną tak blisko siebie) i wyglądając od czasu do czasu ponad drzewa jakoś udawało jej się utrzymać mniej więcej właściwy kierunek.
Wreszcie poczuła swąd ogniska. Zeszła na ziemię i ostrożnym, niemal bezszelestnym krokiem, który jak do tej pory pozwalał jej się zbliżać do upatrzonej zwierzyny, podeszła do drugiej załogi.
Zobaczyła istne pogorzelisko. Ślad po wielkim ognisku rozpalonym niebezpiecznie blisko lasu słał się ciemną smugą po ziemi. Wkoło leżało mnóstwo śmieci i... tak, to byli ludzie. Zdawaliby się nieboszczykami, ale Jackie wyraźnie widziała, że oddychają.
Nad tym wszystkim unosił się swąd alkoholu, potu i gnijącego mięsa. Patrząc na uwalonych ludzi Jackie przez chwilę zdjął dreszcz, ale szybko dostrzegła, ze to pozostawione na słońcu kawałki jakiegoś zwierzęcia zaczęły po prostu się rozkładać.
I wtedy ją zobaczyła. Szła nieco niezgrabnie w stronę morza, ale Jackie wciąż widziała w jej ruchach sporo gracji, tak idealnie pasującej do jej wspaniałej figury. Długie włosy lśniły miękko w świetle.
Jackie przez chwilę wpatrywała się w nią jak zahipnotyzowana. Ręce same podniosły klapę torby i wyjęły aparat. Dziewczyna kompletnie zapomniała o swojej uprzedniej ostrożności. Jednym susem przesadziła krzaki, po czym wleciała na plażę uruchamiając aparat.
Wyprzedziła piękną nimfę (przekonując się przy okazji, że jej twarz jest równie cudowna, przez co Jackie zakwiliła cicho z radości), mierząc w nią aparatem.
- Błagam, pozwól mi zrobić sobie zdjęcie!
Już swą stopa miała dotknąć zimnej morskiej wody, gdy ktoś zagrodził jej drogę. W pierwszym momencie sądziła, że to Imi z kubkiem czarnej jak smoła, gorącej jak sama wrząca lawa kawy, lecz gdy lepiej się przyjrzała dostrzegła dziewczynę z krótko ostrzyżonymi włosami uśmiechającą się do niej. Zamknęła na chwile oczy. Policzyła do trzech i ponownie je otworzyła chcąc się upewnić, czy to czasem nie jakieś nie poalkoholowe zwidy, ale dziewczyna nadal tam stała.
- Chyba mam udar i właśnie widzę fatamorganę.
Spokojnie wyminęła dziewczynę i wskoczyła do wody, by po chwili znowu sie z niej wynurzyć. Dziewczyna nadal stałą na brzegu i uśmiechała się do niej.
- Ty nie jesteś wytworem mojej wyobraźni. - powiedziała do niej - Więc kim Ty jesteś i dlaczego robisz mi zdjęcia?!?!?!


Jackie niemal podskakiwała w miejscu, nie mogąc się doczekać na zgodę. Obiekty, widoki - im można było robić zdjęć do porzygania, ale ludzie zwykle mieli dziwne obiekcje, kiedy przychodziło do robienia im zdjęć. Generalnie wszystkie żywe istoty zdawały się peszyć i uciekać, kiedy się je namierzyło aparatem. Jackie nieraz stawała na głowie, żeby zrobić zdjęcie jakiemuś pięknemu okazowi ptaka czy motyla. Ale nieczęsto spotykała ludzi na tyle wspaniałych, że wartych zmarnowania dla nich miejsca na kliszy.
Po prostu musiała mieć w swojej kolekcji zdjęcie tej nimfy.
Ale nie mogła nic zrobić bez jej zgody.
Kiedyś próbowała. Parę razy. Nie kończyło się to dobrze. Raz nawet wylądowała w karcerze. Od tamtego czasu pyta o zgodę.
Ale to nie znaczy, że jej cierpliwość się jakkolwiek wydłużyła.
- Ja jestem... jestem... oczarowana jestem, proszę, pozwól mi dołączyć twoje zdjęcie do mojej kolekcji, nie co dzień widzę kogoś tak pięknego!
Słysząc takie słowa poczuła sie nieco zmieszana.
- Jasne - zgodziła sie bezmyślnie, po czym krzyknęła na śpiącą wciąż załogę
- Wstawać! Do jasnej anielki! Jak długo zamierzacie tam leżeć? Marynarka, by tu przypłynęła i by wam tyłki skopała a wy byście nawet tego nie poczuli! Ruszać się!
Lecz przypomniawszy sobie o obecności dziewczyny i o tym co chce zrobić, zreflektowała się, że jednak nie powinna pokazywać jej swojej ciemnej strony mocy. Odgarnęła mokry kosmyk fioletowych włosów z czoła i przemile uśmiechnęła się do niej.
- Wybacz. To jak mówiłaś, że Cie zwą?
Jackie wdusiła przycisk na aparacie jeszcze jak przemijało słowo "Jasne". Rozanielona zrobiła parę fotek kiedy nimfa krzyczała.
- Jestem Jackie - powiedziała radośnie, wyglądając zza aparatu. - Jesteś śliczna, kiedy się tak złościsz, wiesz? ^^
Podeszła do dziewczyny uśmiechając się ładnie.
- Jackie tak? Doprawdy myślał, ze to bezludna wyspa, ale co dzień spotykam tutaj nowych ludzi. Chcesz do nas się przyłączyć a może.... - zerknęła na plaże, na której było pobojowisko po wczorajszej imprezie - Może lepiej przejdźmy na statek. Tam spokojnie porozmawiamy, wypijemy kawę, pewnie znajdą sie też ciastka jakieś do przegryzienia.
Co się dzieje na tej wyspie? Tłukło się jej po głowie. Najpierw jacyś dziwnie ludzie ich atakują. Potem znajdują tutaj Ei i Naja. Najuch! Właśnie przypomniało jej sie jego imię. Trzeba przyznać ciasteczko z niego jest i ten, jego głos. A wracając do rzeczywistości. Zerknęła z ukosa na dziewczynę. Nie wygląda jako osobnik, który opisał jej Koduś. Jej ubranie także nie wskazuje na to, aby na tej wyspie znajdowała się od dłuższego czasu.
- chyba nie mieszkasz na tej wyspie?
- Co? Nie! Niedawno przypłynęliśmy z przyjaciółmi, przycumowaliśmy kawałek dalej, przy takim kamienistym nabrzeżu. - Pomachała wolną ręką gdzieś w prawo. Zawahała się i obejrzała, odrywając na chwilę wzrok od nimfy. - A może raczej gdzieś tam - dodała mniej pewnie, wskazując na inny odcinek lasu. - Czy ty wiesz, jakie wielkie stworzenia w tym lesie żyją? - zapytała odwracając się z powrotem w jej stronę. - A jakie drażliwe, przypadkiem nadepniesz na ogon i już zły. - Zwróciła się w stronę statku, nie czekając na reakcję, kiedy jeden pakiet ciekawości wyprzedzał drugi. - Jesteście piratami?
- Jak widać. - wskazała na masz statku i na powiewającą na nim piracką flagę - Jesteśmy piratami Feniksa. Ja Jestem kapitan Syrenka. Miło mi Cię poznać.
Jackie wydała z siebie pełen zachwytu i pozytywnego entuzjazmu okrzyk.
- Do tego jesteś kapitanem?! Nie dość, że piękna, to jeszcze taka super!!! - Spojrzała na statek. Widziała piękniejsze, ale kiedy stanowił on tło nimfy zwanej Syrenką, to wyglądał cudownie. Zrobiła więc kolejne zdjęcie. Spojrzała na aparat i zadrżała z ekscytacji na myśl o chwili w której zamknie się w nocy w swoim pokoju powywoływać te wszystkie zdjęcia. - Nie widzę stąd galionu - powiedziała podnosząc znowu głowę. - Nie jest to jakiś wielki statek, ale czy nie jest ci ciężko kierować nim mając tak niewielką załogę? U nas to czasami problem.
- Nasz cieśle skonstruował tak ten statek, by można było nim kierować, przy jak najmniejszym wysiłku. Inaczej pewnie cała załoga, by charowała w dzień i w nocy bez odpoczynku. Wspomniałaś coś o swojej załodze. Jesteście handlarzami? Odkrywcami? Rybakami?
Kodu spał słodko, jednak kiedy warchlak którego używał jako poduszki obudził się i zwiał do lasu, uderzył głową o kamień i mimo woli musiał się obudzić. Jednak proces budzenia trwał trochę dłużej, najpierw wszystkie gwiazdy i planety przeszły po orbicie zaspanego umysłu naszego bohatera, następnie po tym jak małe ptaszysko Sashy dobierało się do jego kieszeni, w celu zdobycia cukru pudru, który pomylił w czasie imprezy z prochami i dziobnął go w lewy pośladek, gdy ten się skręcał z bólu głowy. Wszystko to spowodowało mimowolny odruch:
-AAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaa! MOJA GŁOWA I MOJA DUUUUUUUUUU.....!
Nie dokończył gdyż skacząc z bólu, przez nie uwagę wskoczył w niedogaszone jeszcze ognisko, parząc przy tym sobie lewą stopę i wydając kolejny zew natury:
-KUUUUUUUUUUR........!
Niestety nie dane mu było wypowiedzieć się w tej kwestii, gdyż leżący za blisko ogniska Koro stanął na jego drodze, powodując efekt agresywnej podłogi i dalsze poznawanie gwiazd.
Jackie już miała odpowiedzieć Syrence, kiedy zagłuszył ją wrzask z tyłu. Obejrzała się zaskoczona.
"Jak taki nieokrzesaniec może pływać z kimś tak pięknym i delikatnym?!"
- Ładny kontrast... - wymamrotała niepewnie.
Koro z lekką pomocą Kodu zaczął "nawiązywać łączność z teraźniejszością". Otworzył oczy z ogromnym wysiłkiem, jakby miał na powiekach przyczepione obciążniki. Gdy już doszedł trochę do siebie wybełkotał:
-Eeee. Co tu się dzieje...? Achhh... Boli, czyli żyję.
Złapał ręką się z głowę i starał się skupić myśli.
-A no tak. Chrzciny. To dopiero była impreza - pomyślał.
Po chwili usiadł na piasku i półprzymkniętymi oczami spojrzał przed siebie. Zauważył panią kapitan i jakąś osobę tuż obok niej spoglądającą w jego stronę.
-A któż to taki?-pomyślał
-Pani kapitan czy znowu załoga nam się powiększyła? Tylu ludzi przybywa że nie nadążam zapamiętać ich twarzy. Naj-kuna, Ei-chan pamiętam ale tą osobę pierwszy raz widzę. Być może już byłem tak pijany że tego nie pamiętam. Nie mam pojęcia. Ale mniejsza oto, później się poznamy. Muszę doprowadzić się do porządku.
Wstał i lekko chwiejnym krokiem zaczął kierować się w stronę morza.
Nac zaniósł na statek co trzeba nie spotykając po drodze nikogo.
Widząc, że na statku nikt się nie pokazuje postanowił kontynuować swoją wycieczkę po wyspie. Już na samym początku odkąd zatrzymali się na tej wyspie, Nac'a bardzo ciekawiło jak duża może być ta wyspa, więc bez żadnego zastanowienia, postanowił udać się na dalszą część wycieczki.
Po takim łażeniu bez celu zauważył inny statek, a koło niego jakiś ludzi. Nac postanowił ukryć się w pobliskich krzakach i oczekiwać na dalszy rozwój wydarzeń. W tym czasie zauważył Jackie, która namiętnie robiła zdjęcia jakiejś kobiecie o dość obfitych kształtach. W tym czasie usłyszał jakiś wrzask. Nie przejął się nim specjalnie, ale postanowił się ujawnić dla przybyszy.
Grigorij wędrował przez bezdroża w kierunku, który jego zdaniem prowadził do statku, podśpiewując pod nosem.
...hyaku patsu, hyaku chyu,
Ru ru ra ra ru!
Zatrzymał się ujrzawszy statek, lecz nie taki jaki opuszczał. Co to za statek, pomyślał. Ktoś się tam kręci, trzeba sprawdzić. Ruszył dalej, kontynuując:
~~Sogeki no shima kara kita otoko...
Jackie patrzyła chwilę na zwijających się powoli ludzi, po czym uśmiechnęła się ciepło do Syrenki.
- Przepraszam, chyba przyszłam nie w porę... - powiedziała z lekkim zakłopotaniem, chowając aparat do torby. - Dawno już nie brałam udziału w porządnej pijackiej popijawie, więc zazdroszczę, ale rozumiem już czemu wszyscy tacy tu niemrawi...
Było jej głupio, że tak późno zorientowała się w sytuacji, przeklinała siebie za swoje złe zachowanie i za ten rumieniec wstydu od którego piekły ją uszy i czuła jak wpełza niecnie na policzki... Rozglądała się, zastanawiając się, jak się zmyć, żeby ewentualnie wrócić tutaj, ale może trochę później, jak już wszyscy...
Jej wzrok natrafił na znajomą sylwetkę zmierzającą w jej kierunku.
- O, patrzcie, kogo kot przyniósł - powiedziała szczerze zaskoczona. Pomachała do nadchodzącego szermierza. - HEJ NAAC!
Koro podszedł do brzegu plaży. Fale obmywały jego kostki a on sam myślał:
-Zimna. Jak przyjemnie.
Schylił się nad wodą i obmył se głowę. Po krótkiej chwili pomyślał że warto by się przebrać. Skierował się w stronę statku, lecz ujrzał wtedy jak kolejna osoba weszła na plaże. Nagle zatrzymał się i zdał se sprawę że to nie są jego kamraci a zupełnie nieznajomi ludzie.
-Pani kapitan, kim są ci ludzie? Czy to kolejny wróg?
Mono i Sakana, obładowane do granic możliwości, niosły na statek znaleziska. Zrobiły już dwie tury do jaskini i właśnie schodziły z pokładu, gdy Mono zauważyła wąską smugę dymu nad lasem. Trąciła łokciem Sakanę – Patrz! Tam nad lasem, nie tam, TU – pokazała ręką – Dym, ktoś palił ognisko. – spojrzała na przyjaciółkę z błyskiem w oku – Idziemy sprawdzić?:D
Grigorij dotarł na miejsce i nawet nie będąc zdziwionym widokiem Jackie i Naca wraz ze zgrają jakichś podejrzanych cwaniaczków tudzież cycatej laski oznajmił:
-No dobra, to skoro już tu jestem to niech mi ktoś powie co tu jest grane i kim są ci ludzie. I gdzie jest nasz statek, bo głodnym a w tym lesie to tylko jakieś nadgniłe zielsko znaleźć idzie.
- Co? Nie, szczęściarzu, nie szukam z wami zwady, po prostu chciałam uwiecznić urodę waszej pani kapitan - powiedziała, podnosząc torbę z aparatem. Zmartwiła się, tknięta straszną myślą. - Nie obudziłam was, praw...
Odwróciła się, słysząc za sobą znany, zgryźliwy głos.
- Grigorij! Co was tak nagle tu wszystkich przywiało?
-Jackie, pytam się o coś! Lać tych gamoni czy gardzić?
- Grigorij, PRZESTAŃ! Nie bądź taki dla załogi, która za kapitana ma tak piękną kobietę jak ona! - krzyknęła z irytacją, wskazując na Syrenkę. - Strasznie fajna dziewczyna, była dla mnie bardzo miła, więc PROSZĘ CIĘ, zbij z tonu ><'
-Dobra, nie drzyj się. Ja się pytam kulturalnie, więc i ty zachowaj kulturę. Mili, powiadasz? W porządku. No to luz.
Zbiera się do odwrotu, przy czym potyka się o leżącego kolesia i wywala się.
-Uaa, gdzie się pchasz pod nogi, brudasie!
Pierwszym, co zbliżyło jej świadomość do granic rzeczywistości była pani kapitan, która krzyknęła coś o marynarce. Nieustanny szmer rozmów, nie pozwolił już powrócić jej do krainy snu, a potem jeszcze krzyk Kodu. W końcu przemogła się, by otworzyć oczy.
Leżała nieopodal ogniska, tak, że kilkanaście kroków na wprost przed nią stała Syrenka-sama i ... A któż to był? Na pewno nikt z załogi wszyscy świętowali tej nocy przy ognisku. Zatem kto?
Spróbowała wstać, nagle jednak mocno zakręciło się jej w głowie. Nie wypiła wiele, ale biorąc pod uwagę, że tak naprawdę nigdy wcześniej nie piła i to i tak było dla niej dużo. Ostrożnie podniosłą się do pozycji siedzącej.
W tym momencie usłyszała krzyk: "Hej Nac!". Ach, więc był i ktoś jeszcze. Odwróciła się w kierunku, w który zwrócona była nieznajoma i zobaczyła kolejnego przybysza. Chwilę potem nadszedł jeszcze kolejny, który w bardzo specyficzny sposób zaczął rozmawiać z dziewczyną z aparatem, a potem, idąc w kierunku lasu przewrócił się o śpiącego jeszcze Tymka.
Powoli zawroty głowy jej przechodziły. Nie ma co, zaraz wstaje.
Alkohol z głowy kapitan zaczynał pomału wietrzeć. W jej głowie rodziły sie bardzo, bardzo brzydkie myśli. I zaczynały one narasta wraz z pojawianiem się kolejnych obcych osób na plaży. W pewnym sensie Jackie miała racje. Rak do pracy nigdy nie jest za wiele, a i chłopaki, by się ucieszyli jakby ktoś ich wyręczył w szorowaniu pokładu i czyszczeniu wychodka. Potrzebowała tylko pretekstu, ale i on bardzo szybko się zjawił.
Zmrużyła złowrogo oczy widzą chłopaka potykającego o jej pierwszego oficera. Lecz gdy usłyszała jego słowa. Brudasie. Kąciki jej ust nieznacznie powędrowały w górę w nikłym uśmiechu.
- Jesteście piratami. Dobrze. Nie pozwolę obrażać mojej załogi. Koro! Przynieś dwa pistolety ze statku! - spojrzała w oczy Jackie - Wyzywam was na Davy Back!
Nie możesz nas wyzwać bo nie ma tu naszego kapitana, baaakaaaa!
Haha, widzę że próbujesz rozpaczliwie wybrnąć z tej niewygodnej sytuacji ale bezskutecznie. Kapitan chory, ja go zastępuję. I przyjmuję wyzwanie.
-Co?! Davy Back!- lecz zdziwienie nie trwało długo. Wystarczyło jedno spojrzenie aby cieśla zawrócił się na pięcie i pociął jak strzała na statek. Po krótkiej chwili wrócił z dwoma pistoletami w dłoni.
-Proszę bardzo-powiedział dając pistolety pani kapitan.
Nie czekając na niczyje pozwolenie złapał pistol i maczając zapytał:
-Dobra to w kogo strzelamy?
Jackie tymczasem puściła kaczki z trzech monet.
- Smacznego, Jones - powiedziała, kiedy ostatnia z monet trafiła z pluskiem pod wodę. - To jakie przyjmujemy zasady? - zapytała, odwracając się z ciepłym uśmiechem do Syrenki.
Davy Back Fight. Trochę rozrywki. Ta wyspa robi się coraz ciekawsza.
- Ty jesteś zastępcą? - zmierzyła wzrokiem brodatego jegomościa - skoro tak mówisz
Uniosła rękę z pistoletem do góry celują w niebo.
- Trzy konkurencje w których się zmierzymy. Za przegraną zażądamy jednego człona waszej załogi. Jeśli przyjmujecie wyzwanie wystrzel z pistoletu.
-Człona? Bez takich podtekstów. Jak chcesz to możesz wziąć Xatona, wyświadczysz tej załodze przysługę.
Wystrzeliwyje z pistoletu.
-Nac, leć po c3. Będzie rzeź.
Już z daleka było słychać jakiś hałas. Łamiące się drzewa, dziwne krzyki, warki i sapanie. Tuż z za drzewa wyjawił się sporych rozmiarów mężczyzna, który kiedy tylko wybiegł z lasu obrócił się w jego stronę i rzekł
"Ha ha! Nie przed takimi kotkami się uciekało!"
Obrócił się w stronę morza...
"Cholera! Ile tu ludzi! CHOLERA NASI! Imprezka? Co się tutaj wyprawia?"
- Po co tyle tej zgryźliwości, Grigorij - zaśmiała się Jackie. - Po prostu bawmy się wszyscy dobrze. Piękna nimf... Syrenko, zaczynamy od razu, czy za... hm... - Jackie zerknęła w stronę częściowo uśpionej i na pewno skacowanej jeszcze załogi przeciwnika. - Za jakąś godzinę, dwie?
- Ooo, C3! Chodź do nas, bawimy się ^^
-O, c3, dobrze że jesteś. Zaraz idziecie do walki. Ty rozwalisz ich migusiem.
Odwraca się do Syrenki i tako rzecze:
-I co, nie spodziewaliście się że mamy w załodze taką górę mięcha? Pewnie sracie teraz po gaciach.
- Członka! - poprawiła się szybko, po czym również wystrzeliła z pistoletu. Spojrzała na swoja załogę. Dopiero dochodzi do siebie. Zacisnęła usta ze zdenerwowania. Potrzebowała odrobiny czasu, by doprowadzić wszystkich do stanu używalności.
- Możecie wrócić teraz do siebie. Przyśle do was posłańca, który wam powie o czekających was konkurencjach i gdzie mamy się spotkać.
<facepalm>
- Grigorrrrijjjj - zawarczała Jackie, łapiąc pierwszego oficera za fraki i ciągnąc go za sobą przez plażę. - Uspokóóójże się do cholery jasnej, zachowujesz się jak gówniarz, WSTYD MI ZA CIEBIE!
- To do zobaczenia za niedługo, Syrenko! - rzuciła przez ramię.
-I po co te wykręty. Już nie możesz się wycofać. Stało się i możesz tylko odwlekać nieuniknione.
Odchodzi podśpiewując:
-Sogeki no shima de~~!

Jackie, kultury!
Radosnym krokiem idzie w stronę swoich nakama, jednocześnie obserwując ludzi, których widzi pierwszy raz. Nagle przystanął, a swój wzrok zawiesił na pięknej kobiecie. Szybkim krokiem podszedł do niej i złapał ją za dłoń
-Witaj piękna, jak się nazywasz o wspaniała?
- Odezwał się kulturalny, szlag by cię... C3! - zawołała, przekrzykując śpiewającego Grigorija. - Mam już jej zdjęcia, podzielę się z tobą, tylko daj jej spokój!
Zamrugała zalotnie powiekami widząc młodzika łapiącego jej rękę.
- Och jakiś Ty uroczy. Chyba Ciebie pierwszego ukradnę dla swojej drużyny. - Przyłożyła drugą dłoń do policzka udając zmieszanie.
- ale chyba już powinieneś dołączyć do swoich słodziutki.
-Oj, Jackie, Jackie, jak ty nic o życiu nie wiesz. W życiu nie liczą się tylko zdjęcia. Jest miłość, przyjaźń, pokój, współpraca między załogami. A ty mi z jakimiś zdjęciami wyskakujesz. Wstyd.
c3 dziarskim krokiem ruszył w stronę swojej drużyny. Po chwili ciszy powiedział
"Widzieliście ile bananów narwałem" <tutaj zadowolona z siebie mina >
-To dobrze. W każdym razie wracamy na statek i bierzesz się za ostry koksing. Będziesz nas reprezentował w konkurencjach siłowych więc nie nawal.
Dostrzega swój statek.
-Łiiii, nareszcie sobie podjem. Gdzie się podziały moje zapasy na czarną godzinę?
Podeszła do Kodusia, który jeszcze do końca nie mógł dojść do siebie.
- dzień dobry słoneczko - zaświergotała niczym skowronek - Pozbieraj wszystkich i na statek. Mamy naradę!
Odwróciła się w stronę Koro
- Pomóż mu. I postawcie na nogi też Tymka.
- Zdjęcia nie są dla ciebie, cwaniaczku - powiedziała, puszczając Grigorija. - Już C3 lepiej wiedział jak sie zachować przy damie, doprawdy... - prychnęła, mijając pierwszego oficera. - Ostatnim razem widziałam Davy Back Fight z pokładu statku kupieckiego - dodała spokojniej, nie zwracając się do nikogo konkretnego. - Zawody odbywały się na morzu. Co prawda strona przegrana straciła załoganta i flagę, ale... Wszyscy wyglądali jakby się dobrze bawili. Może spróbujemy tak samo, co?
-No a o czym ja mówię? Będziemy się świetnie bawić, zabierzemy im flagę, żagiel i figurę dziobową. A moje zachowanie jest nienaganne w myśl zasady że lepszemu wszystko wolno.
-Słoneczko? Tylko nie on! Nie mów mi że Sasha coś tutaj majstrował - Natychmiast podniósł się na nogi - Jak jeszcze raz podmieni mi prochy to zamorduję.
Wziął czapkę zapakował w nią śpiochy z załogi i poszedł na statek.
-Staremu każą się ruszać... No co za świat - powiedział pod nosem.
- Ja bym chciał panią kapitan- rozmarza się.
- Może rzeczywiście, trzeba się jakoś przygotować?
- No i właśnie o takim podejściu mówię, zobaczysz, jak przegramy, to będzie to głównie przez twoje. Własne. Zadu. Fanie - powiedziała, co kropkę dźgając Grigorija w pierś. - Właściwie chyba wszyscy jesteśmy na miejscu, nie? Grigorij, C3, Nac, Mono-chan i Sakana - dodała wskazując na dwie dziewczyny, wyłaniające się właśnie spomiędzy krzaków. - E... Widział ktoś Synka i Crussa?
Zobaczyła swoich nakama idących plażą w kierunku statku.
- Oooii! - pomachała do nich i pobiegła w ich kierunku. - Co się dzieje? Coście tacy ucieszeni? Sprawdziliście skąd ten dym? Są tam jacyś ludzie? Będzie zadyma? - zasypała ich gradem pytań.

jak przegramy, to będzie to głównie przez twoje. Własne. Zadu. Fanie
-Po pierwsze nie jak przegramy, tylko jak wygramy. po drugie nie przez zadufanie, tylko przez cwaność i zdolność. I po trzecie laska w ruch.
Uderza Jackie laską bo go wkurza od samego rana. Przy okazji uderza też c3po.
-A ty co tak stoisz? Do roboty!
- YES SIR!- bierze Grigorija na plecy i zaczyna biec.
- Bomba pomysł, C3! XD Rozejrzyj się przy okazji za Synkiem! Z góry dzięki! A Grigorija odstaw po drugiej stronie wyspy!
Rozcierając guza odwróciła się do Mono-chan.
- Zapowiada się zabawa, Mono-chan. Piracka. Davy Back Fight. Słyszałaś o niej? - zapytała, ruszając w stronę statku z nadzieją znalezienia na nim Crussa szykującego obiad.
-Po-o-o-osta-a-aw mnie-e-e n-a-a zie-e-emi-i-i, ga-a-amo-o-oniu-u-u!!!
Tłucze c3po laską po łbie raz po raz, ile ma sił.
- Drogie moje ptaszki. Skro już się wszyscy tutaj zebraliśmy i w miarę obudziliśmy, to przejdźmy do konkretów.
Powiodła wzrokiem po całej załodze zebranej w kuchni przy suto zastawionym do, którego co chwila jakieś dania donosiła Soet.
- Wiadomość dla tych co spali. Mamy Davy Back. Konkurencje już ustaliliśmy teraz pora wybrać posłańca, który zawiadomi naszych wrogów o zadaniach i o tym gdzie mamy się spotkać. Są jacyś ochotnicy?
- Ja się przebiegnę, skoro już mnie obudziłaś to drobny spacer dobrze mi zrobi - Odezwał się Kodu z podniesionym głosem.
Posiliwszy się na statku, Jackie zaczęła z pewnym niepokojem wyglądać C3. Pal sześć Grigorija, choćby nie wiem jak chciała się go pozbyć, to nie ma na to szans - wyrobi się na Davy Back Fight. Ale C3... może być źle jak go zabraknie.
Zabrała ze sobą swoją broń, tak na wszelki wypadek, ale naprawdę nie wyobrażała sobie używać jej na ludziach. Polowanie na zwierzęta - to inna sprawa...
- Ludzie, wszyscy gotowi na Davy Back Fight?
- Aj aj Jackie! Gotowa! tylko jeszcze przypomnij na czym polega:D

Wzdłuż brzegu zasuwał w ich stronę jakiś człowiek.
- Lecisz Kodu. Inni będą mieli czas na wytrzeźwienie. Powiedz im, że spotkamy się o zachodzie słońca przy północnej ścianie wulkanu. - spojrzała po swoich nakama - Pokonamy ich!
Szybko otwierając drzwi do 'centrum dowodzenia statku', lekko zziajany pojawia się c3
-Nie ma go... Przepadł jak kamień w wodę... Musimy sobie poradzić bez niego.
Po tym zdaniu łapie za pierwsze lepsze jedzonko i zaczyna jeść.
- Wyzwali nas, więc widzimy się z nimi na ich warunkach. Są trzy konkurencje. Jak przegramy - wybierają kogoś z naszej załogi. Jak wygramy - my wybieramy kogoś od nich. Według wszelkich kalkulacji nawet przy najlepszych wiatrach jedna z załóg straci przynajmniej jedną osobę. Mimo wszystko myślę, że możemy się przy tym dobrze bawić - to piracka zabawa o prostych zasadach, ale piraci są raczej znani z tego, że wolą się dobrze bawić. Ryzyko stracenia załoganta to po prostu dodatkowa adrenalina.
Powiodła wzrokiem za spojrzeniem Mono-chan.
- Faktycznie, już ktoś przyleciał. Ahoj, szczęściarzu!

Po tym zdaniu łapie za pierwsze lepsze jedzonko i zaczyna jeść.
-Smacznego, c3. Nie zapomniałeś o kimś? Odstaw mnie wreszcie na ziemię!
Patrzy na Kodusia.
-O, idzie jakiś cwaniaczek. Polejcie mu, trzeba się jakoś pogodzić.
Odstawiając Grigorija na ziemię chwyta za kolejną miskę ryżu. Po chwili nalewa kufel zimnego piwa i podaje Kodusiowi.
Czeka w napięciu aż Koduś wypije do dna, zeby w koncu poznać konkurencje:)
Heh, ci piraci to śmieszne stworzenia, pomyślałem rozsiadając się wygodnie w cieniu palemek.
Dopiero co poznawałem załogę Feniksa a już wpakowano mnie do Davy Back Fight... Rany boskie, pewnie skończy się tym, że będę musiał obcować z tymi maniakami piosenki Sogekinga...
Niesiony chwilą wyjąłem podówczas pióro i pisać począłem, jak zwykle w takich sytuacjach. Ale cóż mogłem zrobić innego?

Feniksie, załogo moja... ty jesteś jak kotlet przy wódce...
Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto przypłynął na łódce.
Dziś piękno Pani kapitan, widzę i opisuje,
Śmiało choć pokrótce...
Panno potężna co jasnego bronisz Promyczka...
Ty co świat ogromny ochraniasz z jego wiernym ludem,
Mnie, jak majtka przywróciłaś cudem,
Do tych fal błękitnych, potężnie spienionych,
Szeroko pod sklepieniem cichym rozciągnionych,
Do tych wysp malowanych florą rozmaitą,
Gdzie skarb niejeden leży co go jeszcze nie odkryto...

A teraz ja, co biegam wciąż w majtach
Muszę kudźwa stanąć do Davy Back fajta...
Poezją ich pokonam, przy niej jak przy muzie,
Trafię w każdy cel - bila utkwi w łuzie,
Niesiony siłą i uśmiechem Pani Kapitan,
I wszystkich co mam za sobą, wrogów dziś powitam...
Nigdy przenigdy na to nie pozwolę, by ktokolwiek odszedł.
Umrzeć chyba wolę.
-Dziękuję za piwo powiedział - Po czym wziął kufel i upił pianę. - Dobre jednak mam coś lepszego - Wyjął z kieszeni torebki z białym proszkiem po czym podał po jednej dla każdego z Sogekingów. - Trzeba wysypać na dołeczek w ręce i wciągnąć nosem, efekt jest fantastyczny, niestety ja już przekroczyłem dzienny limit na prochy, więc nie pociągnę z wami.
-Chwila moment zapomniałem po co tutaj jestem! - Wykrzyczał - Spotkanie będzie o zachodzie słońca dnia jutrzejszego po północnej stronie wulkanu - Po czym wypił piwo do połowy - Idealne na kaca - powiedział.
Koduś, nie masz czegoś zielonego? Potrzebuje natchnienia do kontynuowania epopei... "PAN KODEUSZ, czyli ostatni zjazd na Grand Line w 162 księgach wierszem pisana"... :P
- O ile się orientuję w tym, co Cruss trzyma w ładowni, to pędzone na miejscu, dlatego dobre - powiedziała Jackie, odmawiając proszku, to naprawdę miłe, ale nie, dzięki.

//Słuchajcie, skoro się widzimy, to znaczy, że jesteśmy na Grand Line? Czy skoro jesteśmy na Grand Line, to czy umawianie się w jakimś kierunku geograficznym nie mija się trochę z celem? Niby można się kierować, że skoro tam zachodzi słonce, to może być zachód, ale cholera wie to Grand Line XD
Naju, Koduś przyszedł do nas z poselstwem, nie zadawaj pytań nieobecnemu XD//
/możemy się spotkać po prostu przy wulkanie, znajdziemy się jakoś/

Popatrzyła na woreczek z proszkiem - Hmm, dzieki Koduś, ale nie chcę się osłabiać przed walką, do zachodu niewiele zostało. Odłożę na później, jeśli pozwolisz:)
Prochy<pomyśał z obrzydzeniem> taki to sam nie długo wykituje. A ten wierszokleta<patrzy na człowieka, którego wołają ,,Najuch''> pewnie jest tylko mocny w gębie.

Osobiście nie miałem ochoty z kimś zaczynać burdy, ale skoro nalegają to czemu nie<można było zauważuyć uśmiech szaleńca na jego twarzy>
Ej, kurna - powiedziała Chlor zaglądając na spód dopijanej właśnie filiżanki herbaty - fusy mi mówią, że ten kto wygra Davy Back Fight, nie przegra, lecz będzie zwycięzcą!
- To dobrze, Chlor - powiedziała Jackie ciepłym, choć pełnym rezerwy tonem, jakim się zwraca do dzieci i osób niespełna rozumu. - Będziesz się bawić z nami?
tymczasem gdzies z daleka od wszelkich między załogowych awantur, Shi biła właśnie osobisty, życiowy rekort biegów dystansowych. Mozna by powiedziec ze uzywa dopingu, jesli w księdze uzywek zakazanych znajdowałyby się 3 tony wściekłego mięsa z duzym dodatkiem kłów i pazurów... Jednak trening strzelania kamykami z dmuchawki nie był dobrym pomysłem na obcej wyspie, SZCZEGÓLNIE w miejscu w którym zazwyczaj sypiają takie kotkopieskodinozauropiranie...
-RRRRAAAATTTUUUUUUUUUNNNNKKUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!- Rozbrzmiało w świetle poranka...
- O żesz - mruknęła Jackie łapiąc się na tym, że bez namysłu zeskoczyła ze statku na najbliższe drzewo i biegnie w stronę lądu.
"Nie umiem walczyć!" - wył zdrowy rozsądek. - "Ktoś inny powinien to zrobić!!" - próbował jeszcze głośniej, kiedy ciało dalej robiło swoje - zeskoczyło na ląd i biegło w stronę wrzasku. - "Mam tylko je*ane rzutki!!!"
- Shi, skacz!!! - krzyknęła, ciskając rzutką za którą poleciała przywiązana... chyba liana, nie miała okazji się przyjrzeć temu, co złapała po drodze. Cel trafił w wybrane drzewo i zgodnie z zamierzeniem zaklinował się. Jackie złapała drugi koniec i naciągnęła, zapierając się nogami o drugie drzewo.
Nagłe szarpnięcie wyrwało jej linę z rąk, ale usłyszała przy tym duży łomot.
Ostrożnie wyjrzała zza drzewa...
- Nnno... nie poszło do końca jak chciałam, ale grunt, że obiad jest ogłuszony.
Powoli obeszła potwora, po czym szturchnęła wystającą spod niego nogę Shi.
- Żyjesz, prawda?
-mmmm mm mmmmmm mm mmmmm!- rozległo się z parteru. po kilku minutach jakoś udało się Jackie wyciągnąć nieco pomiętą Shi spod tego czegoś.

-jeśli kiedykolwiek... KIEDYKOLWIEK powiesz KOMUKOLWIEK... to jak Babcie w beret wyrzuce cie w beczce za burte. >.< Ale poza tym, wielkie dzieki za ratunek. Nogi mi weszły w siedzenie x.x mam kolana pod brodą, DOSŁOWNIE.
Dopił piwo do końca
-Dziękuję za gościnę, ale na mnie już czas. - Wziął prochy od tych co nie chcieli i powolnym krokiem zaczął się oddalać
-Powodzenia o zachodzie - Rzekł i zniknął gdzieś pomiędzy drzewami
Chodziła niespokojnie po pokładzie. Słońce było coraz bliżej linii horyzontu, a Koduś jeszcze nie wracał. Załoga doszła za ten czas do siebie. Jeśli chcieli sie nie spóźnić to powinni już wyruszyć.
- Gdzie ten idiota się podziewa! - za złości kopnęła pustą butelkę, która pofrunęła za burtę i spadłą z pluskiem do morza.
- Schodzić na ląd! Idziemy bez niego, inaczej uznają, że podaliśmy się bez walki. - krzyknęła do załogi.
Kiedy Seratrio tak się przechodził po lesie, usłyszał jakiś szum. Postanowił to sprawdzić. Kiedy wychylił się zza drzewa, zobaczył Kodu. Uspokoił się.
Nagle przypomniał sobie o tych trzech wielkich typach, których spotkał wczoraj i walczył z jednym z nich. Przypomniał sobie ich rozmowę z przed dwóch lat. Chciał pójść po cel pracy tamtych ludzi.
W drodze zaczęło mu burczeć w brzuchu. Poszedł więc nad małe jeziorko nałowić trochę ryb. Gdy złowił dwie, usiadł i rozpalił małe ognisko, po czym usmażył obiad.
Wracając na statek, przemknęła mu załoga idąca na spotkanie. Podniósł lewą rękę po czym przystawił pionowo palec wskazujący prawej ręki na nadgarstku ręki lewej i powiedział:
-To już ta godzina! Nie trzeba było popijać z Tym krasnalem Grigorijm.
Zobaczył jak jakiś kretyn zamiast iść zabrał się za łowienie ryb, ewidentnie miał dużo czasu, gdyż zdążył rozpalić ognisko i zrobić sobie obiad.
-Wygląda apetycznie - wytarł ślinę cieknącą mu po brodzie.
Po czym otrząsnął się z amoku alkoholo-głodowego i krzyknął do niewidocznej już dla niego załogi idącej w kierunku wulkanu
-Skoczę tylko na statek i was zaraz dogonię! - Po czym zaczął biec w kierunku statku.
-Ekipo! Zanim wyjdziemy, chce abyście spróbowali NASZEJ tajnej broni... dzięki niej zwyciężymy!
Podaje każdemu z obecnych na pokładzie po bananie, po czym sam zaczyna jeść
-Węglowodany to energia, której potrzebujemy, żeby zwyciężyć!
Siedziała na jednym z wulkanicznych głazów. Paliła fajkę podziwiając zachód słońca. Reszta jej załogi to siedziała, to chodziła dookoła wyraźnie się nudząc.
- Jare, jare. Powinni już tu dotrzeć. Chyba, że od razu chcą się poddać.
- Kapitanie, może jednak to Ja powinnam brać udział teraz w tej konkurencji. - obok nie stanęła Soet.
- Nie. Ty odpoczywaj. Inni się tym zajmą. - uśmiechnęła sie do kucharki - Nie martw się. Nikogo nie stracimy z załogi, tylko zyskamy na tym.
Do rozmowy wtrącił się Tymek:
- Nie jestem pewien czy to całe Davy Back Fight to dobry pomysł. Bardzo dużo ryzykujemy, a nasza załoga jest właściwie kompletna... - to powiedział i pomasował się po plecach.
- Kurde! Kiedy wstałem, plecy mnie bolały, jakby ktoś mnie kopnął czy coś... Może to te warchlaki co złapał Koduś... - usiadł i zaczął przypominać sobie, jak to miło spędził w nocy czas. "Zaraz czy to aby prawda?".
Stanęła przed Tymkiem emanując mroczną aurą.
- Pierwszy oficerze Tymku, czyżbyś miał jakieś wątpliwości co do podjęcia słusznej decyzji przez swoją kapitan?
- Nie, nie... Ja tylko chciałem powiedzieć, że nie mamy czasu na zbytki. Po drugie zawsze istnieje możliwość, że możemy kogoś stracić. A gdyby to była pani Kapitan! - troszkę się zagalopował. Przerwał i udał, że dostrzegł coś w oddali.
- Ekhm... yyy... w lesie grasują dzikie bestie! Muszę się rozejrzeć!
Złapała go za koszulkę zanim ten zdążył się oddalić i ponownie posadził go na głazie.
- Siedź. Czekaj i sie nie ruszaj. - odeszła od niego dwa kroki - Tymek, jak wrócimy na statek, nie zapomnij posprzątać plaży po wczorajszej imprezie. Nie chcemy przecież, by komuś stała się krzywda jakby nadepnął na szkło.
Lekarka podbiegła do rozgniewanej kobiety.
- Ależ Pani Kapitan, prawdopodobnie Tymek oberwał po głowie. Nie ma się czym denerwować. Złość ci szkodzi Pani. Może zrobię masażyk odprężający? - zaproponowała pełna euforii.
Zrobiła chwilę przerwy. Spojrzała na twarz Syrenki.
- Co się tyczy zadania, to kogo wyznaczymy do jego wykonania?
-Droga załogo, czas próby nadchodzi. Damy z siebie wszystko a mamy się czym pochwalić. Przeciwnik jest niewątpliwie słabszy od nas. Wiecie dlaczego ich kapitan tak wyskoczyła z tym Davy Back Fight? Bo zobaczyła jacy jesteśmy zdolni, lepsi i cool, i pomyślała, zresztą słusznie, że jej załoga dużo by zyskała pozyskując choćby najsłabszego z nas kosztem nawet najsilniejszych z nich. Jeśli mają jakiekolwiek poczucie rzeczywistości to zapewne już zdają sobie sprawę że nie mają z nami szans. Zatem sprawmy, by następnym razem dwa razy pomyśleli zanim kogoś wyzwą. Nie szczędźcie sił i umiejętności, dajcie z siebie wszystko! Zwycięstwo już należy do nas! A więc w drogę! Wielki bój już blisko! Muahahahahahahahaha!
Zaciągnęła się dymem z fajki. Nieco już spokojniejsza odparła.
- Na pewno pójdzie Tymek, skoro się tak rwie. Co do reszty to się jeszcze zastanawiam. - pogłaskała po głowie Imi - Co do masażu to nie mam nic przeciwko. Ech. Jak długo jeszcze mam czekać na tego brodatego starucha i jego załogę?
- To ja Pani te chwile oczekiwania umilę - odparła z ochotą. Przysiadła się na skrawku głazu i przystąpiła do piesz... to znaczy masażu wspaniałego, rzeźbionego chyba przez samego Michała Anioła, ciała Syrenki. Robiła to z wyczuciem i delikatnością zwracając uwagę na zachowanie Pani Kapitan. Cieszyła się, że mogła pomóc przynajmniej w tak błahy sposób.
Jackie zajęło chwilę otrząśnięcie się ze stuna. Jedną ręką wyjęła aparat z torby (na statku wymieniła film na nowy), a drugą otarła strużkę krwi zdradliwie wypływającą z nosa.
Dopiero po zrobieniu paru zdjęć Imi i Syrence, ocknęła się jakby i z głupawym uśmiechem oznajmiła, że załoga Soge przybyła, tak, hm... czy mogłabyś zrobić jeszcze raz tak, dziękuję bardzo, wcześniej dałam za małą ostrość...
- Nareszcie - wyciągnęła palec wskazujący w kierunku drużyny przeciwnej - Pierwszym zadaniem Davy Back są................................ Nocne łowy!!!! Wygrywa załoga, która upoluje największego dzika. Ilość osób z załogi biorąca udział w zadaniu wynosi dwa. Łowy zaczynają się w wraz zapadnięciem zmroku i trwają do północy.
Podała przyjaciółce chusteczkę.
- Oi! Jackie, nie wygłupiaj się. Niech Cię nie oślepi do końca jej uroda Bogowie, ale ona śliczna...Przez nią, nie będziesz mogła się skupić na grze! Nocne łowy, co? - Wyjęła czekoladowego batona i zaczęła go pożerać. - Mędrcu, kogo wyznaczasz do tego zadania?
- Skoro to jest polowanie, to może ja i C3? - zaproponowała Jackie, przyciskając chusteczkę do nosa i starając się nie zerkać co chwila na Syrenkę. Przed chwilą, jak jeszcze ta druga... nyaaaa, tyle piękna w jednym kadrze, to będzie jeden z bardziej wybitnych okazów w kolekcji... <3
Kiedy c3 usłyszał swój pseudonim, wrzucił Jackie na plecy i z uśmiechem na ustach powiedział
-Będziesz miała lepszy widok. Dziki, strzeżcie się.
Mono patrzyła z rozbawieniem to na Jackie to na kapitan przeciwników. Mina Jackie - bezcenna:D
- Też jestem za c3, żaden zwierzak nie pokona takiej góry mięchaXD A Jackie ma za to niezły refleks.
Stanęła z boku ze szkicownikiem w ręce i korzystając z okazji przenosiła zgrabną postać Syrenki na papier.
- Też myślę, że taki układ będzie najlepszy. - Zerknęła na szkicownik Mononoke. - No nie! Ty też? Mono, proszę. Nie może tak być, że wielbimy kapitana innej załogi. Faktycznie jest przepiękna, ale nie lepiej będzie jak uwiecznisz, naszych dwóch przyjaciół, jak wygrywają łowy? Haha! To my jesteśmy wspaniali. Nasza załoga Soge!- Wypięła dumnie pierś, wyjęła rękę do góry, trzymając w dłoni truskawkowego lizaka.
Otworzył oczy, nie pamiętał dokładnei co się działo. Chyba pomylił cukier puder z czymś dziwnym... Ale był odlot... Czuł delikatnego kaca, pewnie za dużo się nawąchął zapachu alkoholu, albo przez przypadek gdzieś łyknął. Było powoli ciemno.
- Kurde, gdzie wszyscy? - Zaczął się rozglądać, dopiero na wulkanie zauważył jakieś sylwetki.
- Co się działoooo! - odparł zrozpaczony i zaczął biec w strone wulkanu. Cały ekwipunek miał ze sobą, na szczęście.
Dotarł tam strasznie zasapany, już pod koniec to tylko człapał powoli niż biegł. Podszedł do pani kapitan.
- Jestem... już... Co się.... dzieje? - odparł biorąc po każdym słowie wdech.
- Co tutaj tyle ludzi?!
-W sumie c3 powinien samemu spokojnie upolować dzika wielkiego jak góra, ale zawsze lepiej będzie jak go trochę wesprzesz, Jackie. Najlepiej pilnuj żeby nie robił głupot tylko poważnie zabrał się do roboty, bo o to się najbardziej martwię. Możesz też ewentualnie wykłóć dzikowi oczy gdy będzie się mocował z c3, lecz to raczej nie będzie konieczne. Tylko lepiej żeby po wszystkim dzik nadal w miarę przypominał dzika, więc nie szalej za bardzo, c3.
Kiedy skończył posiłek, usłyszał gdzieś w oddali głosy. Poszedł w kierunku wulkanu, ponieważ z tamtego miejsca wydobywały się dźwięki. Kiedy doszedł, zauważył Feniksy i...
osoby których nigdy wcześniej nie widział.
- Cześć. - przywitał się - Co się dzieje? O c tu chodzi?
- Sasha słoneczko, było zostać na statku wraz z Uisperem. - pogładziła chłopaka po włosach. - Robimy dziś poprawiny wczorajszej imprezy. A tak naprawdę to Pani Kapitan wyzwała załogę Soge na Davy Back. Nie martw sie w pierwszej konkurencji startuje Imi i Tymek.
Spojrzała na słońce, które już zaszło, lecz niebo jeszcze było jasne od ostatnich promieni.
- Pamiętajcie, że wyruszacie jak zrobi się ciemno. Miejcie oczy otwarte, bo i nie pomylcie czasem dzika z jakimś innym zwierzęciem.
W drodze powrotnej Kodu znalazł niezwykle duże złoże ulubionego zioła, co przedłużyło jego szybki "skok na statek po rzeczy i niezwykle szybki wypad pod wulkan" Słynął z wymyślania krótkich chwytliwych nazw. Kiedy w końcu był obładowany swoim zielenistym towarem, udał się na statek. Po dotarciu poszedł błyskawicznie do swojego pokoju, cały czas coś mu nie pasowało, jednak postanowił nie poświęcać na to czasu, wziął tylko swoją kosę i przymocował kilka bumerangów do pasa. Wyszedł na pokład, już było ciemno
-Pewnie właśnie łowy się zaczynają - powiedział sam do siebie - Czas na mnie
W tym momencie poszedł w kierunku wulkanu przez dżunglę.
Jackie usadowiła się wygodnie siedząc C3 na barana, a kiedy ruszyli w stronę lasu pochyliła się do niego i szepnęła parę słów przeznaczonych tylko dla jego uszu.
- Jak się nie zgodzisz to odgryzę ci ucho - zakończyła radośnie. - Chyba, że masz lepszy pomysł?
Ich głosy zagłuszył szelest ogromnych krzaków, w które C3 wszedł, rozpoczynając swoją wędrówkę przez ciemniejący las.
- Polowanie ma być przez noc, więc czas mamy pewnie do świtu, co daje nam parę godzin na rozejrzenie się po wyspie - mruknęła, przytulając się do głowy towarzysza, żeby uniknąć co niżej zawieszonych gałęzi. - Na litość wszystkiego co żyje, nie umiesz się poruszać nieco ciszej? - syknęła. Przyzwyczajona była do cichego poruszania się po lesie, więc drażniła ją nieco nonszalancja z jaką teraz szedł C3. - Wypłoszysz wszystko dookoła.
-TAAAK!!! DO BOJU!! - Wrzeszczał Cruss, wymachując dwa razy większym od niego kijem. -Już nie żyjecie, feniksy! - Potem, trochę osłupiały, zwrócił się do towarzyszy- Tak właściwie... ludzie, co nas czeka? Nocne łowy? - Do boju, pani kapitan ! - Krzyknął, kiedy jego oczy zamieniły się w serduszka. Następnie, widząc że jeszcze nie wysiedli z jakimś ogromnym dzikiem, poszedł na chwilę do swojej ukochanej ładowni, pełnej przeterminowanego rumu, Następnie poszedł do kuchni, i wrócił z świeżo upichconymi szaszłykami, uginając się pod ich ilością(Z powodu niskiego wzrostu rzecz jasna), rozdawał je pomiędzy członkom załogi.

//Jutro mnie nie będzie, ale wrócę do późnego popołudnia//
- Sakana, nie wielbię, tylko szkicuję. To nie jest równoznaczne. Po prostu robi mi za modelkę - Tłumaczyła Mono - Twoich rysunków też mam sporo, pewnie nawet nie zauważyłaś jak je robiłam:) - W tym momencie przed twarz został jej podsunięty okazały szaszłyk - Jej, Cruss, czytasz mi w myślach! - i zatopiła w nim (szaszłyku, nie Crussie) zęby. Jackie i c3 zniknęli w lesie. - Powodzenia! - życzyła im w duchu.
- Z Usiem? Ale on taki niemrawy zawsze, chyba nigdy nie widziałem żeby się śmiał... - zamruczał jak kotek gdy kapitan go głaskała, pochichując co chwile.
- Davy back fight? To to legendarne wyzwanie innej załogi? - oczy mu się zaświeciły, słyszał kiedyś o tym, marzył by zobaczyć, a co dopiero uczestniczyć.
- Ooo... Inni ludzie... - Spojrzał na grupke znajdującą się niedaleko. Podszedł do Mononoke i słodko się uśmiechając odparł:
- Heeej... Jestem Sasha - przechylił głowe lekko na bok, podając jej rękę na przywitanie.

- Heeej... Jestem Sasha - przechylił głowe lekko na bok, podając jej rękę na przywitanie.
A ja Nac < szybko stanął między Sashą, a Mono-chan>
- Mhm, rozumiem. - Kiwała porozumiewawczo głową. - Przepraszam, nie pomyślałam o tym w ten sposób, jak nikt rozumiem, że doskonalenie umiejętności jest bardzo ważne. (wolna interpretacja Sakan'y) - Lekko zarumieniła się, gdy Mono wspominała o rysunkach, na których jest ona. Usiadła koło przyjaciółki, jedząc szaszłyka, rozmyślała nad wielkością dzika, którego niebawem przyniosą Jackie i C3. Ba! Rzecz jasna, będzie największy...
Myślenie przerwał jej, młody chłopak, który podszedł do Mono. Rozbawiona reakcją Nac'a, spojrzała na nieznajomego. Hmm nie za słodki, jak na pirata...?
Ale też nie jestem tam jakimś tyranem Jeżeli chcą się spotykać z przeciwnikami/wrogami (niepotrzebne skreślić) to mnie nic do tego xD
Spoiler:

Tylko muszą się potem liczyć z konsekwencjami xD


- Czeeeść Naac - poczuł odepchniętą rękę przez ciało szermierza. Chłopaczek cofnął się krok do przodu.
- Jak chcesz się z kimś przywitać to nie wypada tak się wpychać. - Pouczył z delikatnie zmieniając mine na poważną, lecz potem uśmiechnął się pokazując "ciuś ciuś".
Usiadł na ziemi, pod nogami Naca.
- Hmm... Witam wszystkich! - żeby nie było że się wita tylko z dwoma osobami, a było ich tutaj sporo.
Błąkając się po całym lesie wypatrywali tego jednego, największego na całej wyspie dzika. Nie było to łatwe, z racji że jest noc. Chodzili, rozglądali się
-Jackie, widzisz coś?- szepnął cicho c3.
-Jeśli przyniesiemy tego dzika, będę mógł go później zjeść?- pomasował się po brzuchu i wytarł wylatującą, na samą myśl o wspaniałej uczcie, ślinę.
Tymczasem, jakieś 200 m dalej...

Tymek i Imi przechadzali się przez dżunglę. Nie było sensu od razu zabierać się za łapanie dzika-potwora. Nagle para zatrzymała się. Stali nad wielką wyrwą w ziemi, bujnie porośniętą bluszczem i innymi roślinkami. Niewątpliwie widok ten w blasku księżyca, zapierał dech w piersiach. Z milczenia wyrwał ich I oficer.
- Ok, musimy coś wymyślić... - zaczął niepewnie - Mamy złapać dzika. Ba! Nie byle jakiego - kolosa! Nawet jeśli go obezwładnimy, pozostaje pewien problem - Jak dotargamy takie bydlę do obozu? Widziałaś tego gościa z Soge? Nazywał się chyba C3... Jakoś tak, ale nie to ważne. Był napakowany, że z łatwością uciągnie słonia. My... no cóż... Jak by tu przetransportować dzika... - to powiedział i zaczął myśleć. Po chwili uniósł powoli głowę i szczerząc zęby wypalił:
- Imi, jeździłaś kiedyś konno?
- Nie, po takim ciemaku nawet śladów bym nie znalazła, zresztą poszycie tu tak twarde, że i tak...
Jackie potarła w zamyśleniu brodę, opierając łokieć o łysą głowę C3. Minęła już przynajmniej godzina poszukiwań - czas może był mniej ważny, skoro liczyła się jakość, ale wyspa była spora i nie było takiej możliwości, żeby do świtu zdążyli przejrzeć ją całą.
Być może brak dzików spowodowany był hałasem, jaki robili. C3 dreptał ostrożnie, ale wciąż był wysokim, barczystym i ciężkim człowiekiem, a tacy nie są najlepsi w skradaniu się.
Jackie już nie raz (przez zagapienie się w ciągu dnia) polowała w nocy, wiedziała jak znaleźć norę z uśpionym w środku królikiem, czy lisem i była pewna, że potrafiłaby trafić też i na tereny dzików, ale...
- Dobra, C3, mam lepszy pomysł. Niedaleko stąd mijaliśmy taką niewielką polankę. Nie ma chmur, księżyc wystarczająco jasno świeci, żeby widać ją było z daleka. Wróćmy się tam, zostawię cię tam na chwilę, a sama skoczę się rozejrzeć. Będzie szybciej, jak pójdę sama, a źle by było, gdybyśmy się wzajemnie zgubili, więc prosiłabym cię, żebyś poczekał na mnie - dodała szybko, uprzedzając jego ewentualne protesty.
"Dzika nie upoluję, ale przynajmniej go namierzę..."
- Ziiiieeeeeeeeeeeewwwwwwww - ziewnęła przeciągle zasłaniając przy tym buzię ręką. Oznaki nie przespania ostatniej nocy dawał y o sobie znać. Powieki ciążyły jej coraz bardziej, tak, że nawet jej umysł przestał już interesować się rozmowami toczącymi wokół ogniska, które zostało rozpalone przez obie załogi, dla umilenia czasu. Przestałą nawet zwracać uwagę na swoją załogę i na to co oni wyprawiają. Przymknęła powieki jak jej sie wydawało tylko na, krótką chwilę, lecz tak jakoś mimowolnie odpłynęła w krainę snu.
Lekko rozbawiła ją reakcja Naca, który spode łba patrzył na nieznajomego. Chłopak który do nich podzedł, nie wygladał groźnie, w dodatku miał taki sam kolor włosów co Mono, a to nie zdarza się często. Wychyliła głowę zza "barykady" i odwzajemniła uśmiech - Witaj Sasha, nie przejmuj się Nac'iem, on tak zawsze:) - W tym czasie jej modelka usnęła.
-Jak sobie życzysz 'cukiereczku'- lekko zachichotał c3, który ruszył w stronę polany. Kiedy już tam się znaleźli, ostrożnie zdjął z siebie Jackie.
-Ja się tutaj zamaskuję, a Ty rób swoje. Ja będę dokładnie w tym miejscu.
Chrono wziął trochę błota i zielska aby się zamaskować, po czym położył się na ziemi i oczekiwał zwierzyny.
- O... - chłopak wstał widząc wesoły uśmiech białowłosej dziewczyny oświetlony jasnym ogniskiem. Zrobił krok w bok, wymijając barykade zrobioną przez Naca i stojąc przed dziewczyną.
- Pani jest kapitan tej załogi? - jego zdaniem na taką wyglądała, bo kapitanem nie mógł być napewno ten... dziwny szermierz. Szkoda że nawet nie wiedział jak się ta załoga nazywa.
- Macie własny statek? Taki duuży i ładny z flagą? - uśmiechnął się.
"No... dobrra. Kampare, Jackie."
Dziwnie nieprzyjemnie wyglądała czarna ściana lasu, kiedy się patrzyło na nią z perspektywy polany. Nie, żeby Jackie bała się ciemności, nie - żywiła jednak pewne obawy wobec tego, co w tej ciemności mogło się kryć.
Modląc się o to, żeby wyglądało to dla C3 jedynie jako krótka chwila wahania, Jackie pewnym krokiem wlazła w plątaninę drzew, poczekała chwilę aż wzrok przestawi się z powrotem i ruszyła cicho, szukając zrytej nawierzchni. Im większej tym lepiej.
Przez chwilę, słuchając jego słów, myślała, że to ona będzie go tachać. Co było dla niej w zasadzie nie do pomyślenia. Gdy ten nagle wyskoczył z tymi koniami. W istocie byli sami, będąc dla siebie jedynym towarzyszem, cisza była niezręczna. Czuła się z tym trochę głupio. Postanowiła pójść za jego przykładem skoro on wykonał pierwszy kok to ona powinna go wspomagać.
- To bardzo proste drogi Tymku. Ty upolujesz, TY zaniesiesz, w końcu żeś mężczyzna nie? - Spojrzała na niego wzrokiem "zrób to!". Po chwili przyłożyła rękę do czoła wzdychając:
- Ech oczywiście, że postaram ci się pomóc. Ale proszę pomyśl. Przede wszystkim musimy być cicho by niczego nie spłoszyć, a koniami to tylko drapieżcę zrzucisz nam na głowę. Nie wspominając - zrobiła chwilę przerwy. - Rozejrzyj się. Mamy znaleźć dzika a ty chcesz jeszcze szukać koni? I co linki do nich i do dzika przywiążesz? Jak myślisz ile nam zajmie samo znalezienie ich? - zaczęła obsypywać go pytaniami.
W końcu spojrzała mu prosto w oczy. - Ja to widzę tak: Jak już coś złapiemy. To ja zostaję ze zwierzem, a ty gnasz w stronę wulkanu. Zadanie to upolować, więc równie dobrze cała załoga może nam pomóc go donieść. I po problemie. - Klasnęła uradowana w dłonie. - To do roboty.
- Hmm... twój pomysł też jest nie głupi, ale ja wcale nie myślałem o jeździe na koniu... - w tym momencie zrobił przerwę i wziął głęboki oddech - Wymyśliłem sobie to tak: musimy jakoś zwabić zwierza... yyy... dobra to biorę na siebie. Następnie: ty schowasz się na drzewie, a kiedy będzie wystarczająco blisko... CHOP! Skoczymy! Ty z drzewa na grzbiet, a ja będę musiał was dogonić! Kiedy już was złapię, pogalopujemy na nim prosto do obozu, a kiedy będziemy już blisko ty go uśpisz! Co ty na to? - skończył uradowany.
Chłopak zrobił zdziwioną minę. Nie rozumiał czemu tak wyskoczyła na niego. Wszak nie o to mu chodziło.
- Hahaha ale zrobiłeś minę, no przecież wiem, że nie miałeś na myśli koni.
Widzę, że masz daleko zakrojone plany. Miałam w planach uśpienie, ale wtedy faktycznie mielibyśmy problem z dotachaniem zwierza do obozu. Możemy więc uśpić go potem. Mam nadzieję, że dawka będzie wystarczająca. No to pozostaje się zabrać za znalezienie jakiegoś okazu. Może przykładowo udawać głosy godowe? Z reguły działa, ale nie wiem czy pora odpowiednia. - Zaczęła chodzić w kółko. Kurczę pozostaje nam chyba liczyć na szczęśliwy traf.
Cruss wziął dwa szaszłyki, wpychając je pośpiesznie do ust. Zarazem, nadal dopingował towarzyszy: - Dłooo błoju cłetły! Dło bhojuu... - Tutaj przerwał, dławiąc się. Długo mu zajeło "wyzdrowienie". I oglądał członków załogi fenkisa, gdyż nigdy się z nimi nie spotkał. Starał się ocenić każdego po wyglądzie.
Nac uśmiechnął się od ucha do ucha, ponieważ już wiedział kto wygrał pierwszą konkurencję.
Pozostało mu tylko uważne przypatrywanie się pozostałym członkom przeciwnej załogi, bo czuł, że mogą oni coś kombinować...
Jackie, wciąż dysząca po długim biegu przez las - najpierw uciekając przed wielkimi zwierzętami, potem usiłując nadążyć za C3, który przerażająco szybko ogłuszył największe ze zwierząt, po czym zwrócił jej uwagę na szarzejące niebo i kazał się prowadzić. Więc skakała po drzewach a jej jaskrawa koszulka prowadziła C3, który leżał teraz obok niej na plaży, ledwie zipiąc po tym wszystkim.
Obudziła się już jakiś czas temu. Niecierpliwiła się powrotu myśliwych i w końcu nadeszli. Lecz gdy się przejaśniło zobaczyła, że obok dzików oprócz myśliwych stał jeszcze Kodu uśmiechając sie od ucha do trzymającego małego warchlaka w ręce. Za to zamiast dzików widziała dwa kamienne posągi kształtem przypominające wielkie świnie. Jedno spojrzenie na to wszystko wystarczyło jej by zrozumieć co sie stało. Szybkim krokiem podeszła do Kodusia. Była, oj bardzo zła. Można pomyśleć, że tajemnicza czarna aura unosiła się za jej pleców.
- Baka!!! Co Ty wyprawiasz! To ma być uczciwa walka! Baka! W następnej rundzie będziesz mógł się popisywać!
Odwróciła sie szybko w stronę załogi Soge i skłoniła się głęboko.
- Bardzo przepraszam. To przez jego owoc. Wybaczcie jeśli pozwolicie to zmierzymy rozmiar kamiennych posągów, które oto tutaj mamy. Ale już na pierwszy rzut oka widać, że to wy wygraliście. Jeszcze raz przepraszam za Kodusia.
- Hahaha! - Złapała się za bolący* brzuch.- Jeszcze więcej zabawy! Oh! Wreszcie czuję się jak pirat. Dobra zabawa, coraz bardziej mi się podoba ten DBF Hahaha! Owoc? Haha genialne. - Otarła łezkę która zakręciła jej się w oku (oczywiście ze śmiechu) - Syrenka-san, czyli to Soge wygrali? Brawo Jackie i C3! Banzai! Kodu umiesz to teraz odkręcić? Nie powiem, ale te świnie, posągi, cokolwiek to jest, zaostrzyły mi apetyt! - Podbiegła do przyjaciółki. - No dalej Jackie, uśmiechnij się. Wygraliśmy dzięki Wam!

*oczywiście, bolał ją od śmiechu.
-Pojęcia nie mam o czym mówicie Syrenka i BakaSakana ja tutaj widzę tylko dwa posągi i nie mam z tym nic wspólnego. - uśmiechnął się głaszcząc swojego małego "prosiaka-poduszkę który uciekł wczoraj rano ale dziś został złapany" jak wiecie miał talent do wymyślania chwytliwych krótkich nazw.
- Nie trzeba - żachnęła się Jackie, kiedy już dotarła do niej sytuacja. - Kamień to kamień, a nie zwierzę. Nie wywiązaliśmy się z zadania, żadne z nas, a jego zwierzę się nie liczy, skoro nie brał udziału w zawodach. A to chyba oznacza... remis. - Skrzywiła się przy ostatnim słowie, ale nie widziała innego rozwiązania.
Potrząsnęła głową i parsknęła śmiechem.
- W końcu hej - jesteśmy piratami. Zasady są dla frajerów.
Cruss, łagodnie mówiąc, o mało nie umarł ze śmiechu. Skręcał i wił się jak wąż na ziemi, lecz, kiedy wzięło go na trochę powagi, zapytał się:
-Ej... a to posągi są?! Myślałem że to prawdziwe świnie, bakaa. - Teraz tylko czekał, niby poważny, na to co się stanie dalej. Troche jak kołek, wyobrażał sobie jak następną konkurencje wygrały Feniksy, i biorą go do swojej załogi... nie ! Zaraz! Jesteśmy niepokonaną piracką załogą Usoppa! Nie przegramy! I zaczął nucić za wygraną DBF:
-Sogeki no shima de ~~! Umareta ore wa~~!
- Eee. czyli nie wygraliśmy? Hahaha czyli oznacza to, że będziemy mieć więcej zabawy! Dobrze powiedziane Jackie! Soge i tak jesteśmy najlepsi, bo ten głaz jest większy! Hahaha Jackie, C3 chodźcie na szaszłyka na pewno zgłodnieliście !
(Cóż jakoś źle się z tym czuję... Fakt że w końcu nie opisaliśmy sposobu złapania. Ale teraz nie widzę sensu go wklejać. Podoba mi się decyzja naszej wspaniałej Pani Kapitan^)

Dziewczyna zeszła z kamiennego posągu. Tyle pracy, choć i tak przegrali. Trzeba było oddać honor Soge. W tej konkurencji to oni wygrali. Podeszła do Pani Kapitan.
- Przepraszam... nie udało się nam. - Potem skierowała się w stronę, Jackie. Wystawiła do niej rękę uśmiechając się. - Gratuluję wam. Złapaliście większy kamienny posąg^
- Baka! Baka! Baka! - wrzeszczała na Kodusia okładając go przy tym pięściami.
- Patrz ile tu jest ludzi! Myślisz, że takim małym prosiakiem sie najemy? Myśl czasami co robisz! Przez dwadzieścia lat będziesz mył wychodek! Nie Ty tam zamieszkasz!!!
-Kusząca propozycja pani kapitan - w tej chwili zaburczało mu w brzuchy, ale tak baaardzo głośno - z drugiej strony wychodek też jest kuszący taki kamienny tron!
Ale żołądek dawał się we znaki, świnia zaczęła mu się wyrywać z rąk i ogólnie musiał oprzeć się o dziki, które za pomocą pięści pani kapitan odmienił po chwili, potem podszedł do drugiego dzika i także go odmienił.
-Może być? - napuchnięte usta od uderzeń wyglądały komicznie, bo zęby było widać a cała twarz zniknęła pod wargami.
Nie, nie jestem kapitanem - Zdziwiła się - a statek mamy, jasne:) - Rzuciła szybko do Sashy, bo wokoło zrobiło się niezłe zamieszanie. Podeszła do Jackie i Sakany - Remis, jasne miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. - Nie bardzo widziało jej się rozwiazanie tej konkurencji. - Teraz przynajmniej wiemy czego się po nich spodziewać. Dobrze że nikt z nas nie brał tych prochów od Kodusia, dopiero by się działo - popatrzyła skrzywiona na dziewczyny. - Jackie i tak się super spisałaś - I poklepała ją po ramieniu. W tym czasie Koduś odkaminił dziki. - Oooo, mamy z powrotem naszą wygraną!
- Hm, faktycznie był większy - parsknęła śmiechem, siadając na ziemi. - Jestem zmęczona...
Zjedzmy coś, zgłodniałem po tym wszystkim.
- Zostawcie coś dla mnie!- Pobiegła do statku, by po pięciu minutach wrócić z beczkami rumu i kilkoma butelkami wody. - Mamy tego w zapasie, pijmy jedzmy i nabierzmy siły na kolejną konkurencję! - Uśmiechnęła się szeroko do pozostałych
W tłumie osób poszukała brodatego mężczyzny, który pełnił funkcje tymczasowego kapitana w Soge.
- Hej Ty tam Brodaty starcze. Wybacz, ale zapomniałam jak Ci na imię. Wygraliście, więc teraz możecie wybrać jedną osobę z pośród nas.
-No dobra, mamy remis. Wprawdzie dziki nie są już kamienne, ale podczas oficjalnych pomiarów takie były. No to żreć, a potem może wdrożycie nas w kolejną konkurencję.
Słyszy werdykt Syrenki.
-Ha, więc jednak wygrywamy? Dobra, chodź Kodu.
-Czyli obiad dzisiaj jest z wami tak? - Odezwał się Kodu, szarpiąc się z prosiako-poduszką.
- Kodusia? Chcecie Kodusia? - zerknęła na pokładowego byłego już archeologa
- Kodu!!!! Odbijemy Cie! Nie pozwolę na to, by zmusili cie do śpiewania hymnu Soge!
-Witaj w załodze. A teraz powtarzaj za mną: Sogeki no shima de!
Gestem zachęca Kodusia do przechwycenia nuty.
Spojrzał na niego z pod brody
-A może prochy do tego?
I oficer spoglądał na Kodusia odchodzącego do innej załogi. Przypomniał sobie, jak to kłócił się z kolegą o kiełbaski podczas śniadania.
- Koduś!!! Nie martw się! Odbijemy Cię! A później zjemy po kiełbasce! - mówił to z powagą, nie rzucał słów na wiatr.
Jackie położyła się na brzegu plaży w cieniu drzew.
- Generalnie chodzi o to, żebyś nie brał udziału w pozostałych zawodach - powiedziała, zakładając ręce za głowę.
- Skoro polowanie za nami to pora ogłosić kolejną rundę. Jest nią........ Mecz koszykówki!!! Drużyny będą się składać z trzech osób. Spotkamy się w samo południe. Bądźcie gotowi. - powiedziawszy to ruszyła w kierunku, w którym zacumowany był statek.
- Hmm, to będziemy mieć mecz koszykówki - Myslała na głos w drodze na statek. - Będzie trzeba dać do zadania najwyższe osoby. I najzwinniejsze. Popatrzyła po przyjaciołach.
-Miejmy nadzieje, że na statku będzie coś do jedzenia
- Sasha. Słoneczko. Jako, że bardzo lubisz załogę Soge. Nawet słyszałam dzisiaj jak śpiewasz ich hymn, to pobiegniesz do nich i zwołasz ich wszystkich, aby zebrali się na plaży obok naszego statku. Czas na drugą rundę Ihihihihihih - zaśmiała się diabolicznie.
-Nie ma potrzeby, już sami tu trafiliśmy. W tej konkurencji reprezentować nas będą Nac, Mononoke i Sakana. A teraz bądź tak miła i objaśnij jakież znowu podstępne zasady dla nas naszykowałaś.
//Opis Sogekizacji//

Rano jeszcze tego samego dnia gdy tylko dotarł na Szkarłatnego Pumpernikiela, z aktualną załogą nie było łatwo.
Na początku chciał pomóc Shi w doprawieniu dzika przez nich upolowanego.
-Może Ci pomóc - zapytał.
-No możesz weź tę przyprawę i posyp delikatnie dzika.
-Ta przyprawa... - pomyślał - no tak! - wyjął saszetki z cukrem pudrem Sashy (myśląc że to narkotyki) i zaczął posypywać dziczyznę.
W pewnym momencie kucharka spostrzegła się że coś jest nie tak
-Co ty robisz pajacu?! - Krzyknęła na niego, łapiąc go za fraki i uprzednio przywiązując linkę do jego nogi, zamachnęła się kijem bejzbolowym (nie wiem skąd go miała jej się pytajcie) wrzuciła go do wody.
Spoiler:


Pływanie trwało trochę czasu aż wyłowili go z wody, jednak na lądzie nie miał się co cieszyć, zaraz dorwał go Nac ze słowami:
-Czego się obijasz nowy, zaraz mi tutaj wyczyścić pokład! - Wydał rozkaz Kodu
-Eeee... chciałbym coś zjeść najpierw - odparł mu.
-Nie będziesz pyskował starszemu stopniem - w tym momencie przywiązał linkę do nogi Kodu i wyrzucił go do wody po czym powiedział - Amen!
Spoiler:


Gdy tylko został wyciągnięty musiał zacząć szorować pokład, zajęło mu to godzinę, gdyż umiał zmywać statki. Po skończonej pracy usiadł sobie w cieniu drzewa i wyciągnął torebkę narkotyków, jednak zanim to zrobił, Jackie go przyłapała
-A Ty co tutaj robisz? Nie powinieneś być teraz z Grigorim i uczyć się naszego hymnu!? - Krzyknęła na niego
-Daj mi chwilę już zaraz będę szedł - chciał się zaciągnąć prochami.
-A co tam masz?! To prochy?! Ja Cię nauczę że na naszym statku się nie ćpa! - Przywiązała linkę do nogi Kodu i wrzuciła go do wody, aby sobie chwilę popływał.
Spoiler:


Został wyciągnięty przez Grigoriego który w ręku trzymał śpiewnik sogekinga.
-Teraz nauczę Cię Twojego hymnu
Spoiler:


Tutaj jak Kodu śpiewał! Tylko dla odważnych!
http://kodo1337.wrzuta.pl/audio/82KTS4WyB1S/sogori


Nauka nie trwała długo bo zaraz było południe i trzeba się było zbierać na drugą konkurencję

//Wszystkie osoby się zgodziły, abym w tym poście nimi pokierował//
//Sorka za jakość spieszyłem się//
//Sogekizacja to takie coś ala Rusyfikacja, czy Germanizacja jakby ktoś nie wiedział//
//Ten post powinien być nad postem Grigoriego//
//Śpiewałem z pełną buzią xD//
- Ale ja tylko usłyszałem od jakiegoś marynarza tą piosenke i sobie zanuciłem... Przepraszam... - odparł smutno - nie wiedziałem że to ich hymn... - westchnął i smutnym krokiem powędrował w strone statku Soge. Gdy Zniknął z pola widzenia Syrenki zaczął biec. Zdyszany reszte zawołał na plaże obok statku Feniksów i sam też na nią poszedł.
To straszne! To dużo gorsze niż sobie wyobrażałam. Grigorij to jakiś kat! Soge to zło!

ps. Ostatni rysunek jest genialny! Świetna przeróbka^ Ale dostanie ci się od niego za Sogeking no shima^
Nie wiem czy można komentować więc OPZ^
- Witam po przerwie! Czyż nie mamy dziś cudowną pogodę? W sam raz na to, by popluskać się w wodzie. Ale dosyć gadania, przejdźmy do wyjaśniania zasad. Za mną jak widzicie w wodzie zostały ustawione dwa kosze. Ich obręcze są nieco większe niż w ogólnie przyjętych normach, już wyjaśniam dlaczego. Otóż to nie będzie zwykła gra w kosza, nie tylko przez fakt, że odbywać się ona będzie w wodze, ale też dlatego i tu uwaga. Jeden z waszych zawodników będzie odgrywał rolę piłki. Tak dobrze słyszycie. By wygrać, musicie wrzucić piłkę przeciwnika do jego kosza. Kosze są na wysokości 4 metrów. Jakieś pytania?
- Hoo, bieganie w wodzie... Piękna pani, a jak do wieczora nie załatwią sprawy i przypływ zakryje kosze i zawodników? Czysto hipotetyczne pytanie.
- W tedy będziemy pływać pod wodą. - uśmiechnęła się jakby to było coś takiego prostego i oczywistego. - To kto u was będzie robił za piłkę? U nas tą wdzięczną rolę na siebie przyjął Naju-sama.
- Jak dla mnie bomba - zapewniła z uśmiechem, siadając w przyjemnym cieniu. - Dajcie z siebie wszystko, ludki! ^^
Ciekawie - powiedziała Mono. Odwrócił się w stronę pani Kapitan - Syrenka a co z bronią? Można mieć przy sobie? I kto od was poza tym trubadurem będzie brał udział w konkurencji? - W tym czasie zdjęła płaszcz i buty - Nac lepiej zdejmij tą zbroję, bo momentalnie na dno pójdziesz.
Patrząc na zgromadzenie, wiedział, że już nie może brać udziału w rywalizacji, więc postanowił coś przekąsić.
-Proteiny i węgle się przydadzą, a kokosy zawsze w smaku były dobre.
Wdrapał się na szczyt drzewa i zerwał kilka kokosów, po czym zsunął się na dół. Szybkim ruchem ręki rozłupał dwa kokosy o kamień. Podszedł z uśmiechniętą miną do Jackie i podsunął jej jednego kokosa.
-Trzymaj cukiereczku, nie ma słomek jakoś musisz sobie dać radę.

Chwilę później przyszedł mu dobry pomysł do głowy. Rozłupał kolejnego kokosa i pobiegł do Syrenki. Lekko chwytając ją za dłonie wręczył jej kokosa
-Oto podarunek ode mnie. Mam nadzieję, że będzie smakował
Po chwili znów pobiegł pod drzewo i położył się koło Jackie sącząc kokosowy sok.
-Aaaach, jak przyjemnie~
Gdy usłyszał pytanie Mono skierowane do pani kapitan wstał i podszedł do dwójki mówiąc:
-Ja będę tym trzecim zawodnikiem.
Po tych słowach Koro coś się przypomniało i szybko pobiegł na statek. Wszedł do swego warsztatu i zaczął nad czymś w pośpiechu pracować.
- Emm... dziękuję - odparła zaskoczona przyjmując połówkę kokosa od wielkoluda - Co do broni, to pozostaje ona na lądzie. Nie ma co czekać. Zaczynajmy zabawę.
Po chwili wybiegł ze statku Koro trzymając w ręku jakieś urządzenie przypominające maskę do nurkowania.
-To nie jest broń więc chyba mogę ze sobą to wsiąść-powiedział po czym dołączył do reszty zawodników.
Weszła do wody, który sięgała jej do pasa.
- Idealny dzień na kąpiel w morzu - Aj bym zapomniała. Sasha podaj załodze przeciwnej piłkę, by mogła ją sobie do głowy przytwierdzić jedna z osób. To tak, żeby nie pomylić czasem piłki z zawodnikiem.
Rozejrzała się dookoła. Ona tutaj gadu, gadu, a w tym tłumie osób nie widziała jeszcze Naja.
- Gdzie ten poeta sie podziewa?
Rzucił w strone Mononoke ciężki kamień z zaczepami.
- Nie było innej. - Zaśmiał się, gdyby mieć ją na głowie to ostro ciążyła do dołu. Co tam że Feniksy miały zwykłą małą plażówkę.
- Niech wasza piłka to założyy. - zamyślił się na chwile.
- Kurdeee... Zapomniałem że to Feniksy wbijają piłke Soge, A Soge piłke feniksów... - Jego mroczny plan się nie udał.
Z boku nadleciał kokos i zderzył się z lecącym kamieniem, zmieniając lekko jego trajektorię. Wystarczająco, żeby minął malarkę.
- Kamieniem w kobietę? Czy ty nie masz wstydu? - zapytała Jackie z pogardą cedząc słowa.
- Jestem, już jestem! - zawołałem wbiegłszy między zebranych.
Uśmiechnąłem się paskudnie, wiedząc co planuję i co potrafię zrobić. Soge nie miało szans. Na pewno nie teraz. Bo nie walczyliśmy już dla przyjemności. Teraz pragnęliśmy odbić Nakama.
Byłem gotowy.
Zmarszył brwi. Była to bardzo woolna piłka, która leciała baaardzo wolno. Zresztą co to za gra w której nie można podawać piłki. Ta piłka nazywała się kamienną piłką wolnego podawania.
- Przepraszam... Myślałem że nie sprawi to żadnego problemu... - Odparł zasmucony, wyciągnął piłke z wody, wchodząc do niej. Zamoczył sobie kostki, co tam. Wstał i jej podał.
- Umm... Wręcz to waszej piłce... - Westchnął i usiadł obok Jackie.
Jackie westchnęła.
"Syrenka bosko będzie wyglądać w przemoczonej koszulce..." - pomyślała z rozmarzeniem. - "Oby to tylko nie rozproszyło wszystkich bo może być źle z tymi zawodami..." - zaśmiała się w duchu, sięgając do swojej torby.
Nie wyjęła jednak z niej aparatu a niewielki nożyk. Wstała i rozejrzała się za najbliższymi kokosami.
- Wybacz, C3, wyślizgnął mi się kokos od ciebie ^^' zaraz skombinuję ich więcej...

PS: dzięki za sprostowanie, Syrenko :3
-Gdzie ta cholerna piłka? Dajcie mi ją i zaczynamy! - bojowy nastrój nie odchodził ode mnie ani na moment.
Rzucłił Do Naja zwykłą małą piłkę plażową, taką nadmuchiwaną z zaczepami by sobie mógł spokojnie o podbródek zaczepić(od góry of corse).
- Masz...
Nie przejmując się, że wyglądam jak idiota założyłem na głowę piłkę. Potem spojrzałem na przeciwników. Będzie ciężko, wiedziałem to.
Jackie podała piłkę Nac'owi, która dla niego stanowiła takie obciążenie, co piłka plażowa. - Jeszcze sekunda - Mono znikneła na moment i wróciła w stroju jednoczęściowym, co by ubranie nie krępowało jej ruchów. Wokół bioder ciasno przewiazała swoją torbę. Kilka razy się rozciągnęła. Zamoczyła kostki, woda miała przyjemną tempeturę. - Ok, jestem gotowa.
- Co? Nie można mieć broni? Szkoda...- Zawiedziona ściągnęła katany z pleców. - Ktoś może mi je przypilnować? - Ukłoniła się przed nimi i oparła je drzewo. Szybkim ruchem ściągnęła koszulkę i spodnie, zostając w bokserkach i bandażach zawiązanych na biuście. Włożyła gogle na oczy i zaczęła się rozciągać. - Mhm, więc Nac będzie piłką. Hahaha, Mono dajmy z siebie wszystko, ty też Nac postaraj się.Hahaha.
-Jedziecie ! Wygracie, mówię wam! Uda wam się! - Krzyknął Cruss do towarzyszy, stojąc ok. 10 metrów od nich. Miało to znaczyć " nie będę brał udział w koszykówce bo kurduplem jestem". Kiedy ustalono składy, usiadł sobie wygodnie z butelką rumu na trawniku, i oglądał zmęczonym wzrokiem, zastanawiając się nad trzecią konkurencją. Trząsł się lekko ze śmiechu, mówiąc po cichu:
-Piłka... haha... Nac-piłka... - Mimo to zachował dzielnie poważną minę.
Obok kucharza wylądowało ciężko kilka kokosów. "O, sorry, nie zauważyłam cię!" doleciało z góry chwilę później.
- Ooo, Cruss, masz rum! - zawołała radośnie, zeskakując. - A coś do przegryzienia do niego?
-Hah, zobaczy się... a no tak, zapomniałem! - Krzyknął, rzucając jej jednego z nie zjedzonych szaszłyków(Trzymanych w kieszeni spodni). Następnie podał butelkę rumu. Ze względu na słaby łeb, był już trochę "oszołomiony" alkoholem.
- ...Ciepły. Co tym masz w tych kieszeniach, termoregulację? O.o'

-Piłka... haha... Nac-piłka... - Mimo to zachował dzielnie poważną minę.
Słyszałem Cruss!
-Ooi... skąd ja to mam wiedzieć, zapytaj moje kieszenie. - Zażartował Cruss, który tymczasowo odwrócił swoją uwagę od DBF.
Nac rozpoczął rozgrzewkę. Skoro miał być piłką, to będzie musiał sporo wytrzymać, ale z drugiej strony nie takie rzeczy się robiło. Już przedtem odłożył swoje zabawki i zdjął zbroję.
Zawodnicy stali przy brzegu, po biodra w wodzie. Z jednej strony Sakana, Nac i Mono, z drugiej Kapitan Syrenka, Naj i Koro, wszyscy w pełnej gotowosci (Nac i Naj z piłkami na głowach)(reszta na lądzie czekała aż Syrenka się zamoczy )
Wydawało się, że jest to idealny dzień na kąpiel w morzu, jednak nie! Ciemne chmury, które było widać gdzieś na horyzoncie, bardzo zbliżyły się do wyspy, rozległ się grzmot, zerwał się wiatr i wygladało na to, że lada moment lunie deszcz^^
Demoniczny uśmiech wypłyną na jej usta.
- Kto się boi burzy? - powiedziała powoli wchodząc do wody. Nie rozebrała się na brzegu. Weszła do morza ubrana w spódnice i koszulę związaną tuż pod piersiami.
- Gramy, czy boicie sie i podajecie walkę?
Ha ha ha<zaśmiał się przeraźliwie> pogoda jest dzisiaj wspaniała. Już się nie mogę doczekać. Spojrzał prosto w oczy Kapitanowi przeciwnej załogi.
- Hoo, lać będzie? - Jackie zadarła głowę i spojrzała na ciemniejące na horyzoncie niebo. - Skoczę sprawdzić takielunek - rzuciła, podnosząc się. A że wypiła z C3 na wyścigi butelkę rumu, miała lekkie problemy z utrzymaniem pionu. Zachichotała. - I może przyniosę jeszcze jedną butelkę... i jeszcze jedną na opicie zwycięstwa. Czyjekolwiek by nie było.
Ruszyła wzdłuż plaży lekko chwiejnym, choć wciąż dość stabilnym krokiem i wkrótce zniknęła w lesie.
Usiadł sobie pod drzewem i z niewyraźną miną rozglądał się po okolicy
-*burp*- bekał sobie cicho- To pewnie ten rum, hehe-
Swój wzrok zwrócił na ludzi w wodzie
- Mono- chaaan~, Sakana~, Nac dajcie z siebie wszystko!- wykrzyknął niewyraźnym głosem. Po chwili zerknął na przeciwników, jego wzrok przykuła kpt. Sakanka
-Woohoo~ Sugoi! Gdzie ta Jackie poszła, ona ma aparat, trzeba robić zdjęcia! Mogłaby przynieść jeszcze rumu- zachichotał i obserwował sytuacje na morzu.
- pora się przygotować - zanurzyła się w wodzie po szyję. Wydawało sie jakby przez chwilę coś robiła. Po chwili z ociąganiem wstała szelmowsko się uśmiechając.
- To mi już nie będzie potrzebne - mówiąc to wyrzuciła za siebie czarne koronkowe majteczki.
Uśmiechną się pod nosem. Zapowiada się ciekawie.
- Żadne, ciekawie!-To pewnie po to by odwrócić naszą uwagę...- Popatrzyła podejrzliwie w stronę przeciwników. -Nie podoba mi się to...
- Ale zwiedzie tylko męską część zawodników! Nac nie rozpraszaj się!:>

(biedna Jackie )
Brawo Pani Kapitan! Świetny pomysł~~! - Krzyknęła lekarka z brzegu.
No dziewczyny nie wstydźcie się! Idźcie w ślady! - zachęcała ochoczo.
I oficer właśnie podskakiwał dopingując swoją drużynę, kiedy nagle wleciało mu coś w rękę. Już miał to wyrzucić, kiedy nagle spojrzał w swoją dłoń.
- Ale... ale to... ale to przecież... - nie dokończył. Zemdlał i upadł na piasek. O dziwo ręka trzymająca majteczki pani Kapitan, pozostała w pionie. Dzięki temu bielizna pozostała czysta od piasku.

Nac nie rozpraszaj się!
Łatwo ci mówić... Ale nie przejmujcie się mną, jakoś sobie poradzę.
Nie zwróciła uwagi na nieludzko szczęśliwy traf jaki spotkał jej towarzysza. W końcu mogła i to mieć.
- Pani Kapitan proszę skakać wysooko~~~^
- Wooo! Do boju Feniksy! Pani Kapitan! Naju! Koro! Dajcie z siebie wszystko!!! - Eihnaren razem z Imi krzyczały i podskakiwały, nie będąc w stanie stać w miejscu z emocji.
Czyżby ich Kapitan planowała pokazać swoją dolną część ciała dla obu załóg ?
Niee, coś tu kombinują.
W myślach powtarzał sobie:(wdech, wydech, wdech, wydech...)
- STOP!!!! - Krzyknęła głośno. - Już wiem na czym polega przekręt... Nac! Mono!...Syrenka jest naprawdę syrenką, czyli ryboludem, dlatego mecz jest w wodzie!
- Słuchajcie, tragedia, podczas tego spaceru prawie kompletnie wytrzeźwiałam - powiedziała Jackie, wychodząc z lasu. - To było tak niesprawiedliwe, że wzięłam więcej...
Tu jej wzrok trafił na Syrenkę. Chcąc nie chcąc przez krystalicznie czystą wodę zobaczyła jej braki w bieliźnie.
Zamruczała, otaksowując jej sylwetkę. Przemoknięta bluzeczka ślicznie leżała na...
- Czy ty... nie masz stanika? Wcześniej twój biust jakoś ładniej leżał... AH! - przez chwilę patrzyła przed siebie, jakby zobaczyła coś strasznego. - Szlag by to, nie wzięłam aparatu, C3, łap i zaopiekuj się tym! - zawołała, rzucając mu swoją torbę.
Zawróciła na pięcie i wbiegła z powrotem do lasu.
-Zdecyduj się, syrenką czy ryboludem. To pewna różnica. Chociaż ryboluda można odrzucić, byłoby to bardziej zauważalne.
Spojrzał na Sakanę, potem, na ich panią Kapitan i znowu na Sakanę.
Tak! Na pewno !
<na samą myśl Nac'a przeszły ciarki. Nie lubił Nieludzi, oj wierzcie mi moi mili nie lubił. Można by było rzec, że jest rasistą. I macie rację. Uważał, że tylko rasa ludzka ma prawo żyć, reszta może pozdychać, nie obchodziło go to>
Podrapała się po głowie.
- Dzięki Mędrcu za poprawienie, przez te emocje nie wiem co mówię. - Uśmiechnęła się lekko.- Chodzi o to, że Syrenka jest syrenką
-Jesteś pewna? W każdym razie Nac, jeśli będzie chciała Cię złapać, ugryź ją w cycucha. Zobaczymy jak sobie z tym poradzi.
Uśmiechnęła sie szeroko słysząc dziewczynę.
- więc chyba już nie mam co ukrywać swojego ogna.Henshi bo hen. - momentalnie zamiast pary nóg pojawił się fioletowy rybi ogon.
Bierze torbe, którą ma się opiekowac, potem spogląda na wodę
-Cholera *hic* ale się nagrzałem! Mam już przywidzenia. hehehe~
Powiedział to powstrzymując wylew krwi z nosa
Wybacz Ei-chan na moment - zmieszanym głosem pożegnała Ei. Skierowała się prosto do gościa z Soge.
Ej ty! - krzyknęła na brodacza. Co to za bestialskie metody? Naszą Panią Kapitan będziecie gryźć?! - Nie potrafiła się powstrzymać by tego nie wygarnąć.
Już chciała coś krzyknąć do Naca gdy zobaczyła przemianę Syrenki.
- Yay! Biegiem wróciła do Eihnaren.
- Do boju Feniksy! Do boju!
- Do boju! - powtórzyła za nią radośnie Ei.

W całym tym ferworze zapomniała o szczęśliwym Tymku. Wyjęła sole trzeźwiące po czym ocuciła chłopaka.
- No wstawaj Tymek. Pani Kapitan bo biuście chcą gryźć dranie jedne. No i trzeba dopingować naszych^
Ponowny powrót do przyjaciółki.
- Nooo, przynajmniej nie będzie świecić golizną 0_o, nie da się ukryć ze teraz mają przewagę. - Myślała intensywnie, przecież nie można tego tak zostawić! - Nac! pozwól na chwilę. Chadź na moment za te skały.
Chciał zbesztać laską Imi za bezczelność ale mu umknęła. Zamiast tego jego wzrok przyciągnął spory sagan trunku nieopodal.
-Oho, coś dla mnie.
Tymczasem Tymek jakoś doszedł do siebie. Oczywiście dzięki Imi. Majteczki Syrenki poskładał w kosteczkę, włożył do foliowej torebeczki i schował do kieszeni. Z letargu wyrwał go krzyk Grigrija.
- Ty krasnoludzie! Jak śmiesz tak mówić do mojej pani Kapitan i do Imi! - wrzeszczał chłopak - Dalej pani Kapitan! Niech im pani pokaże!
-Jak mnie nazwałeś?! Stań do otwartej walki, żałosny nędzniku!
- A żebyś wiedział, że stanę! Tak Ci dokopię, że będziesz chciał wrócić do swojej wioski smerfów!
W tym momencie przyszedł Kodu trzymając śpiewnik soge w ręce...
-Sogeki no shima de - nucił pod nosem
-Ejj Grigori nie wiem jak powinienem śpiewać drugi wers ten Uwaleda ole ła! Pokażesz mi? Hmm... Tymek on jest Twojego wzrostu więc ciężko go krasnoludem nazwać
-Oż ty! Pałka się przegła! Grandis Aspernatio!
Wykonał wyskok w powietrze i zamaszyście zamachnął się laską celując w koniuszek nosa Tymka.
Złapać ? Ha ha ha, niech mnie tylko ,,to'' dotknie.
Poszedł za Mono-chan
I oficer w ostatniej chwili sparował cios nogą. W tym samym momencie odwrócił głowę w stronę Kodusia - Koduś! Chłopie co z tobą?! Co ty w ogóle śpiewasz?! Proszę Cię przestań! - odwrócił się znowu i popatrzał w stronę napastnika - A co do Ciebie... yyy... Grigorij tak...? Trochę kultury wobec kobiet! Wybacz, ale nie mam teraz czasu na zabawę z tobą! - to powiedział i znów zaczął dopingować swoją załogę.
-Już Ci zmiękła rura, co? Skoro tak pękasz to daruję Ci życie. Walka z kimś takim nie przyniosłaby mi chwały. Koduś, to idzie Umareta ore wa. Ale już opanowałeś pierwszy wers, dobra robota.
- Imi!! -krzyknęła z wody - znieczul tego brodatego starca! Jest zbyt głośny.
W odpowiedzi na jej słowa, gdzieś z oddali dał sie słyszeć grzmot piorunu.
- burza się zblizą. Jeszcze macie szanse się wycofać.
Pff. Soge nigdy się nie poddaje, tylko czasem możemy na coś zachorować. (xd.)- Prychnęła pogardliwie. - Nie dla picu mam takie imię! - Uśmiechnęła się szyderczo i poprawiła gogle na oczach
Bez namysłu i zastanowienia ruszyła na Starca. Podbiegła stając metr przed nim.
- Mógłbyś Kodusia nie uczyć tego pięknego hymnu waszej załogi? Pani Kapitan to irytuje. A jak ona się zdenerwuje to mecz dla Feniksa. No i Pani Kapitan kazała... Mimo wszystko nie chcę walczyć... W końcu to nie turniej sztuk walki, prawda?
Zobaczywszy Imi przypomina sobie że ma zaległy cios laską w głowę.
- Ech, naiwna dziewczynko...
Od niechcenia wyprowadza śmiertelnie precyzyjny cios w kierunku lekarki.
- No, no co kazała? Przez was znowu muszę zjeść coś słodkiego...moo - Jęknęła, masując swój brzuch.
- Skoro Koduś jest teraz u nas w załodze to chyba może skorzystać z szansy i nauczyć się tej piosenki? - zapytała Jackie, wychylając się zza Grigorija i podbijając mu łokieć, tak, żeby nie trafił. - Nie widać nawet, żeby mu to już tak bardzo przeszkadzało ^^ - Wyciągnęła w stronę Imi butelkę z rumem. - Chodź, śliczna, napij się z nami w cieniu i nie burmusz się tak. Jak się cieszysz to wyglądasz dużo ładniej niż teraz ^^
Schyla się robiąc wślizg jedną nogą.
-Jackie, przestaniesz się wtrącać? Ile razy mam powtarzać że moje ciosy niosą ze sobą naukę i cios taki musi być przyjęty z pokorą?
- Grigorij, mnie możesz sobie próbować bić ile chcesz, ale żeby kobietę? Piękną? I do tego z innej załogi? Wstyd - oznajmiła, podając mu drugą, trzymaną w ręku butelkę. - Masz, napij się i usiądź w cieniu, bo to słońce chyba ci szkodzi.
-Napić się zawsze mogę, ale nie powinnaś tak dyskryminować ludzi. Że kobieta z innej załogi to już nie zasługuje na dobrodziejstwo oświecenia płynącego z moich uderzeń?
- Ja tylko spełniam rozkaz Pani Kapitan bo on... jest dla mnie czymś świętym~~ - spojrzała w stronę Syrenki.
- Chętnie bym się z tobą napiła^ ... ale trwa mecz... Więc muszę wrócić do swoich. Trzymka. A ty mędrcze ucz Kodu w zaciszu^ - rzuciła na odchodnym. Było jej żal, bo z Jackie to by się napiła,ale już raz się napiła i był problem. Poza tym nie mogła zostawić Eihnaren i Tymka.
- Tak, tak, jestem podłym, złym, pokręconym człowiekiem, który ogranicza ludziom ilość guzów na... znaczy, możliwość dostępu do oświecenia - powiedziała Jackie, wywracając teatralnie oczami i prowadząc Grigorija do cienia. - Przyłącz się do nas kiedy tylko będziesz chciała, śliczna! - zawołała w stronę Imi. - Zawsze możemy kibicować razem! Większa radocha!
- Kiedy do diabła zaczniemy grać?! Jeszcze mi tu Imi-chwan atakować?! Grigorij, NIE ŻYJESZ!!!!
-Bo co mi zrobisz? Idę teraz walnąć browarka i pouczyć Kodusia. Jeśli masz jaja to podbij tutaj.
- Kodu Kodu Kodu... - Powtarzał w kółko z nudów.
- A ja też moge pokibicować? - odparł ze smutną bużką w strone Jackie. Zaczynało mu się robić duszno więc ściągnął swoją arafatke. Dopiero tera zauważył że jest podarta... Ehh to podczas tamtej walki. Westchnął.
Doczołgał się do Jackie, zabrał jej butelkę rumu, przechylił i jednym duszkiem wszystko wypił, po czym spokojnie usnął z uradowaną twarzą.
"Czy masz jaja". Pytanie było bynajmniej śmieszne. Grigorij szukał walki. Nie, raczej szukał śmierci.
-Żebyś wiedział, konusie - splunął w wodę. - Pani kapitan, czy mogę zabić go teraz, czy dopiero po meczu?
- Spokojnie Naju-samaa - krzyknęła do niego. - Ty się skup na zadaniu. Trzeba odbić naszego!
Zbliżyła się do Jackie. - W zasadzie to Imi jetem. A ty?
W tym momencie zauważyła Sashę... Pamiętała jego dzisiejsze wybryki.
Ukarzę go potem, powiedziała do siebie.
- Chodź, Sasha, co Ci szkodzi ^^ W cieniu sobie usiądziesz... a jak się skończy alkohol to się skoczy po więcej ^^
Obejrzała się i radośnie powitała Imi.
- Mów mi Jackie! Siadajcie, to naprawdę niezłe miejsca, Cruss tam w głębi już robi papu, więc widownia będzie miała co robić... Oooch, patrzcie, zaczynają!
- Nareszcie - wzniosła oczu ku niebu w niemej podzięce - Jako, że Feniksy ostatnią rundę przegrały, to teraz zaczynają. Zanurkowała szybko pod wodę. Przepłynęła pomiędzy swoimi zawodnikami i skierowała się wprost na Nac'a. Wyhamował przed nim, tylko po to by uderzyć go swoim ogonem po nogach.
-Ech, co za ciemnogród. Ja tylko chcę ich dobra, a do nich nic nie dociera. Koduś, powtarzaj:
IHR WOLLT WISSEN WER ICH BIN
MAN NENNT MICH SOGEKING...
(za telefonicznym porozumieniem z zainteresowanym)

Nac poleciał do tyłu z takim impetem, że zaorał tyłkiem ziemię. Odruchowo się podparł, po czym obrócił się w wodzie i wystrzelił w kierunku Syrenki. Udało mu się złapać ją za ogon...
Naju nie czekał. Był piłką, prawda, ale wiedział, że stojąc bez ruchu tylko osłabi swoją drużynę. Musiał działać. I wiedział co zrobić.
- Koro, pożyczam twoje ramiona! - wykrzyknął, a potem ruszył do przodu.
Schwycił przyjaciela za barki, wiedząc, że wybijając się z wody nie zyska takiej prędkości.
Odbił się i... spadł na Naca z impetem z jakim wygłodniałe lwy rzucają się na swoją ofiarę.
- Baka! - krzyknęła do Naja - Wracaj za Koro. Poradzę sobie z nim. Lepiej martw się o dziewczyny.
-Okey... - Odparł uśmiechająć się nagle i siadając w cieniu. Zgiął nogi w kolanach i wtulił weń głowę. Wcześniej nie przyglądał sięzbytnio co się dzieje w wodzie, dopiero teraz przy odpowiedniej temperaturze zaczął wszystko oglądać. Co się działo z Syrenką go tylko dziwiło.
- Ty jesteś Jackie, tak? - odparł do dziewczyny obok niego.
Eee... Jackie... Ja celowałem w niego, więc jeżeli przywaliłem w wodę to i w niego leżącego tuż pod jej powierzchnią.
Nie chcę wam, przeszkadzać by chaosu nie zrobić. Posiedziałam z piętnaście minut z Jackie. A potem wróciłam do swoich. Bo tu jest moje miejsce tu jest mój^

Fight!
Okay...

Widząc nad sobą spory kształt, Nac wierzgnął nogą i Naju odbił się od wystawionej na spotkanie nogi niczym piłeczka pingpongowa.

- Tak, a ty jesteś Sasha? Słyszałam jak cię wołali. Naprawdę sympatyczne imię!
Ty mnie za ogon. To Ja cie w pasie. - pomyślała- Złapała mocno Naca w pasie przyciągając go jeszcze bardziej do siebie. Trzymała go tak mocno, by nie pozwolić mu się oswobodzić. Szarpnęła mocno do tyły, by z powrotem zanurzyć się wraz z nim wodzie i nie pozwolić mu wypłynąć na powierzchnię.
- NIGDY NIE BĘDZIESZ OBEJMOWAĆ MOJEJ KAPITAN! - ryknąłem.

W następnej chwili chwyciłem Naca za czuprynę i odciągnąłem od najpiękniejszej kobiety na świecie.
Nac używa całej swojej krzepy i wyrywa ci się.
Zaskoczony Nac pociągnął ze sobą uczepioną do niego Syrenkę. Korzystając z okazji zaczerpnął głęboko powietrza i objął ją nogami, klinując ręce.
Ja pierdzielę jaki syf... Przede wszystkim Grigorij idzie za Bakasakanę, a Imi lub Sasha za Korosława. Po to by był komplet. A co jest z Nacem to ja muszę analizę
I wtedy Nac poczuł, jak coś pęka w jednej z kieszeni jego spodni. Zaskoczony poczuł jakąś lepką maź rozchodzącą się w wodzie.
- Co do cholery... - zaczął, chcąc odskoczyć od Syrenki, żeby z bezpiecznej odległości sprawdzić, co się dzieje.
Odkrył jednak, że nie jest w stanie. Jego prawa noga była przylepiona do materiału spodni, a te były na amen przyklejone do ciała syreny.
"Co za klej działa pod wodą?! I co za cholera wrzuciła mi do kieszeni..."
Mignęło mu wspomnienie z tego ranka, kiedy to Shi podbiegła do niego i powiedziała, że ma dla niego wspaniały dar, a kiedy powiedział jej, że nie ma czasu, wsunęła mu go do kieszeni i powiedziała, żeby sprawdził później.
- O żesz KURRRR...

//Wydawało mi się, że Syrenka jest pod wodą, więc manewr objęcia jej nogami jak jakiejś zabawki wodnej wchodzi w rachubę O.o//
Sakana:
Zamierza jakoś osłabić Naja aby łatwiej było go dostarczyć do kosza. Decyduje się na kopniak w eggs. Zamierza się do ataku.
Ha, jajka... Wiedziałem, że w to wycelują. Dobrze, że pomyślałem o tym zawczasu chowając w gacie całą drugą księgę WW.
Nie... po prostu wsadziłem to w gacie:P
Paskudnie się uśmiechnęła.
- To nam ułatwia sprawę. - Całym ciałem naparła do przodu. Oboje z pluskiem wylądowali wodzie, przy okazji ochlapując wszystkich dookoła. Nie odpuszczała. Cały czas napierała na niego chcąc go przygwoździć do dna.
Nac z całych sił zaczął odpychać od siebie Syrenkę, widząc niefart sytuacji w której się znalazł.
Wreszcie udało mu się to, ale przypłacił to okaleczonymi o dno plecami, mocnym podrażnieniem na udach i tyłku i... utratą spodni, które popłynęły razem z syreną. Nogawki owinęły się wokół jej rąk, najwyraźniej krępując ruchy.
Klął okrutnie, jak wreszcie wynurzył się z wody.
Mono podeszła do Naja - Naju sama! - zawołała tak słodko jak tylko potrafiła wdzięcząc się w prześwitującym kostiumie i odrzucajac długie włosy. Naju sama...aishiteru...
Wyszczerzyłem zęby.
- Mono-chan... Jesteś piękna... prawda... Ale jak mówiłem wczoraj. NIC!!! NIC NIE RÓWNA SIĘ Z TYM CO SIĘ DZIAŁO OSTATNIEJ NOCY W KAJUCIE PANI KAPITAN!!!
Moje oczy zapłonęły. Umysł wspomniał Imi i Syrenkę. Żadna kobieta nie mogła mnie odwieźć od celu.
Jednak wacek wiedział swoje rozpychając nieco kartki WW.
Najuchowi udało się pokonać wacka
- Co za siła woli - powiedziała Jackie z podziwem, zagryzając szaszłyk.
Od pewnego czasu wiatr stawał się coraz intensywniejszy. Fale przybierały na sile. Rozpalone ciała zawodników z początku tego nie odczuwały. Kibice wpatrywali się z uwagą w pojedynek między Nac'em a Syrenką Tymczasem chmury zbierały się zasłaniajac sobą nieboskłon. Rozległ się odgłos grzmotów. Zawodnicy jak i widzowie spojrzeli w górę. Zanosiło się na porządną burze. Z nieba lunął deszcz tak mocny iż ograniczał im widoczność. Porywisty wiatr zrzucił grilla Crussa.
<Naj oblech z Ciebie>

Mono nie odpuszczała, w końcu miala przed sobą niezłego przystojniaka któremu mało która potrafi sie oprzeć. - Nie chcesz mnie? - zapytała Mono trzepocząc rzęsami, nachylajac sie nad Najem i uwydatniajac swoje kształty.(kostium był MOCNO prześwitujący)

//powiedzmy że mój post jest przed postem jutsu//
Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że tak będzie, po prostu wiedziałem. I wiedziałem, że będzie to sprawdzian woli.

Imi-chwan...

Wino na ciele Pani Kapitan...

Niezapomniany widok...

Wiedziałem co robić. W następnej sekundzie przypomniałem sobie wszystkie 12 ksiąg pana tadeusza.

- Wśród tych pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych przenicą posrebrzanych żytem! - ryknąłem, rzucając się w stronę nóg Mono. Musiałem ją złapać i powalić jak najszybciej.
Sasha się zaczerwienił i walnął głową w piasek, byleby nie patrzeć.
- dźizas... - Każdy się rozbierał albo coś podobnego, to go przerastało. - O nieee... Deszcz - odparł do kamyczków na ziemi, ale ci co byli niedaleko słyszeli.
- Naju sama, tak szybko!? - Zdziwiła sie Mono bo ręce Naja lądowały w dziwnych miejscach.

//chyba przypomniał:P//
- Sasha? - zapytała zaniepokojona Jackie, delikatnie dotykając jego ramienia.
Faktycznie, całość nie wyglądała jak się zapowiadała - Nac się wściekał, stojąc w samej koszulce, Mono-chan uwodziła tego tam, Piękna Nimfa wyglądała jak petent do szpitala psychiatrycznego, będąc tak opętaną przez te kalesony...
I do tego ta burza w tle.
"Nic nadzwyczajnego" - stwierdziła w duchy, patrząc krytycznie na chmury. Takich zdjęć ma już od liku.
- Sasha? - powtórzyła z niepokojem. - Imi, nasz statek jest bliżej, mamy tam lekarza, który mógłby się zająć Sashą, może pozwolicie się zaprosić, żeby przeczekać najgorszy deszcz? - zapytała, ignorując Crussa, który stał w krzakach i odgrywał taniec deszczu, gasząc to, co zajęło się od przewróconego grilla i pomstując na nieprzychylny wiatr.
Wiedzialem, że to co zmacam, będzie moje na zawsze, ale nie taki był mój plan. Mono musiała wylądować pod wodą. Przynajmniej na razie. Chwyty wrestlingowe jakie podłapałem na jednej z wysp podczas mojej podróży w końcu mogły się przydać.
- Cobra Twist! - zawołałem zakładając dziewczynie możliwie delikatną klamrę na nogi.
//uhh, na potrzeby walki//
- Uwieził jej nogi, ale ręce dalej mogły pracować....WW nie stanowiło dla nich żadnej przeszkody.
to zabrzmiało przynajmniej dwuznacznie:)

- Jeżeli chcesz, możesz to zrobić rękoma - zawołałem z uśmiechem.
Nie wiedziałem, na ile Mono ma doświadczenia, ale nigdy nie byłem ryzykantem. Ciekawiło mnie czy jej cios przebije się przez grubą skórzaną okładkę.
//O_o, to było bardzo jednoznaczne, nie o cios tu chodziło.TYLKO NA POTRZEBY WALKI//

- Cios? Myślisz że bym Cię uderzyła Naju sama? - jej ciało posłusznie poddawało się uściskowi Naja.
Aaaa, to ja źle zrozumiałem.

Niech ktoś z moderacji to poprawi, bo mnie tu chce dziewczyna popieścić, a ja się bronię :P
Resztę dopisze się jutro. Ja znów niestety będę dopiero o 22.30 ok. więc nasz pojedynek wówczas się rozstrzygnie:)
Koro zanim się obejrzał akcja w koło niego potoczyła się zaskakująco szybko. Spojrzał na panią kapitan i stwierdził że nie potrzebuje ona pomocy. Widząc jednak Naju trochę się zaniepokoił.
-Co się dzieje. Ta dwójka jest coraz bliżej kosza.
Rzucił więc się w ich stronę. Fale powoli przybierały na sile więc miał lekkie trudności. Gdy już był obok nich bez namysłu chwycił Mono w pasie i odpychając się od swego nakama rozdzielił tą dwójkę z objęcia.
-Wybacz Naju ale muszę ci przerwać- krzyknął powoli odciągając Mono.
Nie spodziewała, się takiego zwrotu akcji - Cholera, cholera, cholera! - Jej plan jak narazie legł w gruzach. Koro był wysoki i silny, jednakże nie przypuszczał że niepozorna malarka ma równie dużo siły. Zamachnęła się i uderzyła łokciem w twarz (nos) Korosława <no chyba że masz tą maskę, napisz to zmienię>, krawędzią drugiej ręki rozłożonej na płasko zadała celny cios w krtań przeciwnika. - Sakana, zajmij sie Najem! Zabrałam mu WW! - Krzyknęła. Nabrała powietrza i korzystajac z tego, że Koro na moment rozluźnił uścisk, dała nura w spienione fale.
Tymczasem u Sakany:
Będąc pod wodą, skradała się do Najuch'a, na powierzchni wody unosiły się jej dredy. W ten sposób wyglądało to tak jakby zwykła (brązowa) ośmiornica unosiła się na wodzie.
Gdy tylko usłyszała Mono, wynurzyła się z wody w pobliżu Naja, wzięła wielki zamach nogą. - Uryaaa!!! - I kopnęła go w "złote kule", kopnięcie było tak mocne, że Naju wzbił się w powietrze i upadł nie opodal kosza. - Haha, uooo! ale daleko poleciał! Hmm, nie wiedziałam, że zboczeńce mogą mieć coś wspólnego z ptakami.- Z powrotem wskoczyła do wody.
Dzieki Jackie (a za te kalesony to sobie porozmawiamy) :D

Nac rozglądał się z te i nazad patrząc co inni poczynają. Zdjął koszulkę i przepasał ją wokół bioder. Zobaczył panią kapitan, która szarpie się z jego kalesonami, więc w miarę szybko jak pozwalały jego ruchy, żeby przepaska mu nie spadła odsuwał się od niej.
Ejjjj!! Rzućcie jakieś spodnie, póki to coś się męczy z moimi kalesonami!
-D..do boju! - Krzyknął po raz kolejny Cruss, zaraz potem poszedł rozglądać się, jak dokładniej wygląda Szkarłatny Pumpernikelu(Któremu o dziwo nie mógł się wcześniej dokładnie przyjrzeć, jedyne miejsce, z jakim się zaznajomił to ładownia)
- Póki to coś?!?! - ognie potępienia zajaśniały w jej oczach. Zrobiła głęboki wdech i rozerwała w kroku kalesony, tak ze pomimo nadal były przyklejone do jej rąk, to już nie krępowały jej ruchów.
- No złociutki, toś sobie teraz nagrabił - nawet padający deszcz, czy coraz większe fale nie mogły ostudzić jej ognistego gniewu. Zanurzyła się pod wodę, by móc szybciej się poruszać i być niezauważoną. Dzięki wzmagającemu prądowi morskiemu, szybciej niż poprzednio dopadła Nac'a. Złapała obie jego nogi w kolanach i zaczęła pchać go w kierunku kosza, do którego było już niedaleko, bo sam wcześniej chcąc się od niej oddalić, to przybliżał się do niego.
To była sekunda...może dwie jak do niego podpłynęła i złapała go za kolana <Bogu dzięki, że nie wyżej> Próbował złapać ją za głowę i skręcić <co z tego, że to był turniej> nie udawało mu się.
Ty ****! Czuł, że jest coraz bliżej kosza, a nic nie mógł zrobić, ale! złapał ją za włosy lewą ręką i szarpną z całej siły.
Został brutalnie wyciągnięta z wody. Łzy napłynęły jej do oczu, ale to nie były tylko łzy z bólu, ale to też złości. Zacisnęła ręce w pięści i z całe siły uderzyła go w klatkę piersiową.
- Puszczaj, albo za chwilę sprawię, że będziesz śpiewał sopranem i nosił spódnice.
Uderzyła go po raz kolejny.
Po uderzeniu w klatkę piersiową, nie mógł złapać oddechu, kolejne uderzenia też dawały we znaki już wiedział, że połamał co najmniej dwa żebra.
Puścił ją za włosy, nie chciał ryzykować utratą przyrodzenia. W tym czasie gdy go uderzała, nie trzymała Nac'a więc cały ładunek złości skierował silnym kopnięciem i odepchnął ją od siebie.
Koro widząc lecącego Naju natychmiast zaczął płynąć w jego stronę aby przeciwnik nie mógł go dopaść. Podpłynął do unoszącego się na wodzie nakama i zaczął go cucić:
-Wstawaj! Nie pora teraz na spanie. Musimy stąd odpłynąć!
Nie widząc jednak żadnej rekcji zaczął go odciągać jak najdalej od kosza przeciwników.
Kiedy wszyscy brali udział w meczu, Seratrio właśnie wychodził na plażę. Już od dłuższego czasu słyszał krzyki i pluski wody. Kiedy wychodził zza drzew, zaczęło padać.
- No pięknie! Teraz mi włosy oklapną! - powiedział zły - Czemu kapitan Syrenka ma
ogon!? - dopiero teraz zauważył mecz.
Po pierwsze pisze ze kosze są na wysokości 4 metrów. Więc jakim fizycznym prawem Bakasakana kopłaby Naja tak żeby wzbił się tak wysoko w górę?
Po drugie kopnęła w WW, a to gruba księga jest
Po trzecie Naj ma WW koło jaj, ale to znaczy że przemoknie nie szkoda ci Naju?
Po czwarte prosze mi streścić co to się stało między Nacem i Syrenką
Po piate pozwoliłem sobie zaufać losowi i wyszło mocno na to że Naju się oparł urokowi Mono.
Po szóste, chcę by każdy napisał z zawodników w czym dokładnie jest.
Po siódme, miała być przerwa i tylko po to dałem pogodę. Piorun ma piznąć w wodę i waz zabić na miejscu byście zrozumieli? maa ikka. Tym razem daruję.
Niech mnie ktoś dziś zastąpi, bo nie mogę dzisiaj siedzieć na forum niestety:/ Spróbuję jutro wskoczyć:-) Kocham Was:)
- Może nastąpić zamiana podczas gry? Bo chyba zraniliście jednego z naszych... - odparł wstając.
- Ale... - szepnął cichutko do siebie, i znowu spojrzal w ziemie, na stojąco tym razem. Syrenka tak prawie naga, Mono też... Ciężko było mu to opanować.
- Nie będzie zmian... - wyszeptałem. - Choćbym miał umrzeć... ODBIJĘ KODU!!!
W następnej sekundzie wyskoczyłem spod kosza z zawrotną prędkością. Trzeba było ogłuszyć Naca póki zmagał się z Syrenką.
Poleciała do tyłu, na skutek kopnięcia.
- Kobietę bijesz? - spojrzała na niego oczami bestii, która już widziała swoją ofiarę na półmisku polaną sosem i z jabłkiem w buzi gotową do zjedzenia. Była zła, oj zła.
Podłożyła mu nogę pod wodą.- O! Naju gdzie tak pędzisz, nagle przypomniałeś sobie o Kodu, jak już pobawiłeś się z Mono? Haha. Oj nie ładnie. - Uśmiechnęła się szyderczo po czym wyjęła wielką gumę balonową z buzi i wraz z ręką położyła mu na głowie.
- NAAAC! UDERZYŁEŚ KAPITAN SYRENKĘ!!!!
Coś we mnie pękło. Wściekłość rozsadziła moje wnętrze mocniej niż Goku gdy po raz pierwszy stawał się super Sayianinem. Musiałem go powalić. Nie mogłem puścić mu płazem tego co zrobił. Nie jemu. NIGDY!
- ZDYCHAJ! - w cios włożyłem całą siłę.
Prosto w głowę. Nie miałem prawa spudłować.
Szkoda, ze w następnej chwili leżałem już w wodzie powalony przez... sam nie wiedzialem kogo.
- Nac, nie krzywdź kobiety, jak ci nie wstyd ty... - zaczęła z brzegu Jackie, kiedy nagle dojrzała ten ogon. Piękny, to jasne, wspaniały... ogon. - GDZIE NOGII?!!! TE PIĘKNE, WSPANIAŁE, KSZTAŁTNE NOOOGIII~!!! - zawyła z rozpaczą. - Pięknie ci z nim, tym rybim ogonkiem, ale te nooogi... te nogi były po prostu wspaniaałeee~! Najpiękniejsze, jakie widziałam u kobiety~!
W jej oczach pojawiły się łzy.
Staram się walczyć tak aby wygrać, nie obchodzą mnie zasady. Z chęcią bym ci ten łeb ukręcił dla świętego spokoju.

Zobaczył Najucha, który miał zamiar uderzyć Nac'a, lecz w ostatniej chwili upadł i cios nie doszedł do celu.
- Ok... - skomentował krótko, kucając jakoś spokojnie na swoim poprzednim miejscu.
- Nie dołuj się Jaaac... - Pogłaskął ją delikatnie po główce.
- Nie martw się... Te nogi... No wiesz, powrócą napewno... - Jedyna rzecz którą zrozumiał chyba, że ogon w nogi i nogi w ogon.. Syrenka to Syrenka... Phi! jak można było się tego nie domyśleć, ale on był głupi.
Ręka Sakan'y była przyklejona do głowy Naja. Zaczęła go ciągnąć w kierunku kosza, do którego miała zamiar go wrzucić. - Chodź, nie ociągaj się, przez Ciebie straciłam gumę o smaku jagodowym. Mój ulubioną... T_T
Więc to była BakaSakana. Nie mogłem teraz ryzykować odsłonięcia się na cios. Musiałem zadziałać inaczej. Gdyby zając Naca jednocześnie nie tracąc z oczu Sakany, była by szansa, że Syrenka szybko pokona mężczyznę. Miałem jeden atut. Znałem słabość Naca iteraz musiałem ją wykorzystać.
- NAAAAAAAC!!! ZA CHWILĘ POWIEM CI JAK SKOŃCZY SIĘ WW!!!
Spoiler. Jego siła zabijała każdego.
Modliłem się, by Pani Kapitan zdążyła się połapać w sytuacji.

- NAAAAAAAC!!! ZA CHWILĘ POWIEM CI JAK SKOŃCZY SIĘ WW!!!
Stanąłem jak wryty! Spróbuj tylko pisnąć słówkiem, a twoje dni będą policzone!
- Nac! łap! - rzuciła mu zatyczki do uszu.
- SYRENKA-SAMA!!! TERAAAAZ!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Uważaj Nac! - Darła się Mono podpływajac do Sakany z pomocą.
- Naju dziwię się, że się nie bronisz...- Mówiła Do Najuch'a. Będąc już blisko kosza, złapała za pręt i zaczęła się wspinać. - Ale najbardziej dziwi mnie to, że Cię nie boli jak ciągnę Cię za włosy. - Kontynuowała swój monolog.
Katem oka zerknęła na Naja. Dobrze. Był poza zasięgiem. Podpłynęła ponownie do Naca na odległość wyciągniętej ręki. Zanurzyła się tylko po to, by wybić się w górę z wody. Zamachnęła swą rozłożystą płetwą ogonową wkładając w ten cios cała siłę i uderzyła w wprost w szermierza.
- LEĆ!!! - wycelowała w obręcz kosza.
Spojrzałem na Sakanę.
- Mój ból się tu nie liczy... - warknąłem. - A wiesz dlaczego? Bo jest ktoś... KTO CZEKA NA NASZĄ POMOC!!!
W następnej chwili schwycił nadgarstek dziewczyny i odpowiednio delikatnie odepchnął ją od siebie.
Już miał złapać zatyczki od Mono-chan, gdy w tym samym czasie coś mocno go walnęło i zaczął lecieć<trzeba wspomnieć, że opaskę na biodro już dawno gdzieś zapodział>
- Nac, NIE WAŻ SIĘ WPADAĆ DO KOSZA! Złap sie krawedzi! (i czytaj z ruchu warg)
- KORO!!! DOBIJ GO!
- Naju, to my dobijemy Ciebie, dajesz Sakana - Mono czekała pod koszem
Koro szybkim ruchem wspiął się na kosz i wepchnął lecącego Naca prosto do obręczy kosza
( Sakana leży na razie w wodzie:P)

- JEEEEEEST!!!!!!!!!!!!!!
- Haha, myślisz, że to zadziała, ja nie żuję byle jakich gum, żeby się teraz tak po prostu odlepiły z twojej głowy... No jesteśmy na miejscu. Jak się czujesz? Masz lęk wysokości? Nie martw, się zaraz będziemy na dole...- Razem z Najuchem wrzuciła się do kosza.
- żadne jest! Jesteś razem ze mną w wodzie, bo już przeleciałeś przez kosz.
Ps: Żeby nie było, ja nie jestem piłkom.
Sakana-chwan... Ty w wodzie leżysz. Zrzuciłem Cię z siebie do wody:)
(Naju Sakana wcześniej napisała że się z Tobą wspina, nie mozesz tak przeskoczyć że nie wiadomo czemu w wodzie lezy)
- Jeeeeeeest!!! Jeee Sakana! To mamy remis.

//ustalmy prosze czy Naj wlecial do tego kosza czy nie//
Nie wiedział co robić, czy kryć swoje przyrodzenie czy w jakiś sposób złapać się obręczy. Zdecydował, że jedną ręką spokojnie sobie poradzi, żeby w jakiś sposób nie wlecieć w obręcz. Nie udało się, dobił go niejaki Korosław, a na dodatek przeliczył się. Skutek?: Wybity prawy nadgarstek<tą ręką starał się złapać obręczy>Zacisną z bólu zęby, lecz w tym czasie, połamane żebra upomniały się, że nie tylko z nadgarstkiem ma problem>Zaczął spadać z powrotem do wody.
Naj ile ważysz?
dokladnie:P
76 kg
TO niech mi ktoś to w miarę logicznie wytłumaczy jak dziewczyna ważąca 64 kilogramy podniosła za głowę chłopa 74 kg... Tak logicznie bym prosił.
Ok, myślalam że więcej bramek będziemy strzelać:> No to pierwszą bramkę zdobyliście Wy.

*kosz, nie wiem skad mi się te bramki wzieły
Spojrzała na Naca, który przez obręcz wpadł do wody. Był cały poturbowany. Odetchnęła dwa razy głęboko. Wiatr zaczynał się nasilać niosąc ze sobą coraz większe fale.
- Pierwsi wrzuciliśmy piłkę do kosza. Wygraliśmy. Wasz nakama jest w złym stanie. Jeśli będziemy kontynuować ten mecz w tych warunkach to źle sie dla niego skończy. - krzyknęła tak, żeby wszyscy ją słyszeli - ODDAJCIE NAM kODUSIA!!!!!
Który notabene wcześniej chwycił ją za nadgarstek i delikatnie z siebie zrzucił... ?
Z obiektywnego punktu widzenia, Sakana-chwan, zupełnie pominęłaś fakt mojego wyrwania się ( a przynajmniej ostrej próby wyrwania się)
-Sogeki no... - przerwał słysząc słowa Syrenki, wstając i odrzucając śpiewnik na bok, jego uśmiech powrócił na twarz (avatar)
Też nie wiedziałam, myslałam że kto najwiecej razy trafi:P No i że sposob opisania też się liczy.

//do Jutsu: jak chłop 130 kg może uniesć 200kg?chyba ta sama zasada (chyba)//
Więc tak, po chwili zastanowienia zaliczyłbym rzut Sakany ale juz po zawodach. Wygrywa Feniks.

Kodu w siódmym niebie:P
-KoduuU!!!!! NAKAMA NA ZAWSZE!!!! - z wielkim uśmiechem rzuciłem się w stronę przyjaciela tarmosząc go za czuprynę.
Nac klną, rzucał takim mięsem, że... nie ma na to wyjaśnienia.
Co... za...je***na ręka!!! Między słowami uderzał prawą pięścią słup,na którym był przytwierdzony kosz. Poczuł jeszcze większy ból nadgarstka.
- Nac, do stu beczek rumu, spokojnie! - Pobiegła pomóc poturbowanemu przyjacielowi.
- Tymek!!! - krzyknęła w stronę lądu - zanim ogłoszę trzecią rundę oddaj mi to co złapałeś!
Nie mogła pól naga teraz wyjść na ląd. Nie żeby miała coś przeciwko temu, ale trochę za duża widownia jak na jej gust była.
-Jeee..Jeee... wygraliśmy-krzyczał Koro stając na koszu do którego wrzucił Naca.
-Kodu znów będzie w naszej załodze.
- Eeeech... NAC! REFLEKS! - huknęła Jackie, a kiedy ten się odwrócił, zobaczył nadlatujący kokos. Może złapał dwa pierwsze, wycelowane w jego głowę, ale kolejnych pięciu już raczej nie dał rady. - Przegrywać też trzeba umieć! - krzyknęła do niego, ważąc w dłoni kolejny kokos, kiedy wynurzył się z wody z potężnym guzem na czole. - Feniksy! Trzecie zadanie już teraz, czy może z okazji zbliżającego się sztormu zrobimy sobie krótką przerwę i opijemy zwycięstwo na jednym ze statków?
Zataczając się podchodzi do Kodusia i tako prawi:
- Wracaj do swoich, jeśli musisz. Jeśli jednak kiedykolwiek zechcesz, zawsze możesz do nas wrócić. A, i jeszcze coś. Wpadnij od czasu do czasu na piwko.
- Jee, robimy imprezę! - chociaż smutno jej było ze "nowy" odchodzi, wszyscy z zalogi zdążyli go polubić.
//no proszę, wiedziałam, że coś jest nie tak^^//
I oficer słysząc słowa swojej pani Kapitan wystrzelił jak błyskawica. Kapitan syrenka stała w wodzie 100 m dalej. Dobiegł tam w 2,158 sec! Dopiero teraz woda zdążyła zalać suchy lej jaki pozostawił Tymek. Stojąc już koło swej przełożonej, sięgnął do kieszeni po piękne koronkowe majteczki.
- Bez obaw droga pani Kapitan! Zakryję panią! - to powiedział i zdjął swoją koszulę, zakrywając nią panią Kapitan. Sam odwrócił głowę w drugą stronę.
-Grigorji po Davy Back jak kogoś wam zabierzemy napijesz się na moim statku - Uśmiechnął się chociaż był uśmiechnięty.
-Ołł Syrenka te kalesony do Ciebie nie pasują, zaraz coś z tym zrobię.
Podpłynął na swojej pumeksowej tratwie do Syrenki i zamienił kalesony wraz z klejem w kamień, kalesony nie trzymane klejem natychmiast odpadły.
Ubrała co trzeba.
- Dziękuję Ci Tymek, ale odwróć sie w stronę lądu. Po chwili wyszła na ląd.
- Trzecim konkurencją będzie walka jeden na jednego na arenie! W czasie walki dozwolone jest użycie broni.
Z wielkim guzem na głowie i z pomocą Mono-chan wstał i udali się w stronę załogi.
- Syrenka, robimy przerwę, czy za jednym zamachem trzecia konkurencja?
- NAAAC! - krzyknąłem.
Musiałem to powiedzieć, bo nie mógłbym spać. Nie po tym jak w mojej głowie wciąż widniał obraz momentu w którym Nac kopnął Panią Kapitan.
Poczekałem aż mężczyzna się odwróci i wycedziłem przez zaciśnięte zęby:
- Nie wybaczę ci tego co zrobiłeś, rozumiesz? NIGDY!
Spojrzała na swoje zaczerwienione ręce, które zostały uwolnione od kalesonów.
- Dzięki Kodu. Skoro już tu jesteś, to wypowiedz się na temat trzeciej konkurencji.
Uśmiechną się do niego.
Będę czekać<powiedział> i odwrócił się do niego plecami.
-Jako że to jest finałowa konkurencja będzie się ona odbywała JUTRO RANO. Jest to pojedynek jeden na jednego na specjalnie przygotowanej arenie (szczegóły jutro z rana ;P). Sugeruję wybrać kogoś silnego! - Krzyknął z pumeksowej tratwy Kodu
- Naju- sama - zamrugała zalotnie rzęsami - Chyba, będę potrzebowała Twojej pomocy, by dotrzeć na statek.
Musiała, go sposobem oderwać, od tego gościa, bo inaczej, jeszcze kolejna bójka by się wywiązała.
Podeszła do Naja - Zbyt poważnie do tego podchodzisz - mówiła, lekko uderzając przemoczonym WW w jego głowę - Oddaję.

//co do propozycji Jackie, opijamy wasze zwycięstwo, czy nie?//
-Już ty się nie martw. Zmierzę się z tobą osobiście. Nie myśl sobie że dam Ci taryfę ulgową przez wzgląd na to, że byłeś z nami w załodze.
Idzie poprzeglądać wyposażenie i zmienić końcówkę laski na bardziej odpowiednią.
- Tak jeest:P - zawołałem z uśmiechem, biegnąc w stronę kapitan.
- To co, zapraszacie na statek? czy rozpalamy ognicho?
- W tym deszczu? Raczej u kogoś na pokładzie!
- No tak - popatrzyła w niebo - emocje przyćmiły racjonalne myślenie
- Naju- sama- zawisła na ramieniu poety- uraczysz nas swoją muzyką prawda?
Zwróciła się głośniej do pozostałych.
- To tylko burza. Jak szybko się pojawia, tak szybko i znika. Proponuje wielkie ognicha, lub ogrzanie się przy wulkanie. Jaskiniowa imprezka!
- Dobra myśl z tym wulkanem - przytaknęła Jackie, gotowa zgodzić się teraz i na imprezę na księżycu, byle tylko odciągnąć nimfę od wody, w której traciła swoje śliczne nogi...
- JASNE!!! - na szczęscie gitara leżała pod drzewkiem, niedaleko.
Wreszcie zostałem doceniony. I to przez kogo!!!
- Ei-chwan, nie zapomnij harfy! - dodałem po chwili.
- Jestem za jaskiniową imprezą! To spotykamy się przy wulkanie? Nakama lecimy po rum! (jeśli coś zostało)
- Jak nasze zapasy żywnościowe? Chyba mamy jeszcze całego dzika? Soet!! Liczymy na Ciebie! - Para długich nóg wróciła na swoje miejsce. Wyszła ociekając cala wodą, lecz w tym deszcze nie miało to żadnego znaczenia.
- Jednak Pani Kapitan, najlepsza jest z prawdziwymi nogami:) Napiszę o tym poemat!!!
- Pewnie, że zostało, chociaż Cruss mnie chyba usiecze, bo mu do potraw alkoholu zabraknie XD Ale mniejsza, bimbru napędzimy z tych wszystkich owoców, jakie tu są i będzie dobrze! Panowie, ruszcie się po alkohol na Pumpernikla! C3! - szturchnęła olbrzymią postać zwiniętą w cieniu i cicho pochrapującą. - Przenosimy imprezę, wstawaj!
- Moja załoga na statek! Wszyscy spotykamy się przy wulkanie! - pociągnęła Naja za rękę, co by mu do głowy czasem nie przyszło pobiec za przeciwną załogą.
- To co Jackie, trafią sami z tym rumem, nie? Sakana, idziemy się ogrzać przy lawie!
- Spoko, dogonię was, jak tylko obudzę to wielkie cielę! - odparła, machając do nich radośnie. - C3! Wstawaj!!
Zabrał się za wybór najodpowiedniejszej końcówki do laski na jutrzejszą walkę. Jego wzrok błądził po najrozmaitszych kształtach, począwszy od zwykłej, metalowej kuli, poprzez nabijaną kolcami kulę na łańcuchu aż do końcówki z jednej strony zakończonej młotkiem, a z drugiej motyką. W końcu zatrzymał się na najozdobniejszej, odświętnej końcówce. Miała ona kształt zaciśniętej pięści, była zdobiona rozmaitymi wzorami oraz kamieniami szlachetnymi.
-Tak, ta będzie idealna - powiedział, mierząc wagę końcówki w dłoni. Zdjął z laski swoją codzienną, kanciastą końcówkę, i dokładnie zamocował tę, którą wybrał na walkę. Potem wykonał parę machnięć w powietrzu aby przyzwyczaić się do cięższej końcówki.
-Ale to nie wszystko, trzeba się przygotować na różne biegi akcji.
Poupychał w kieszeniach kurtki garść gumek recepturek, przenośną tablicę, a za pazuchę wetknął składany 5-tonowy młot.
-No, przygotowanym, to mogę iść balować z nakama.
- Hahaha znowu mamy imprezkę! Z przyjemnościom ogrzeje się teraz w jaskini. - Mówiąc to próbowała ściągnąć resztki gumy z dłoni.
-Wybaczcie że nie będę z wami świętował, ale ta burza jest idealnym momentem na przygotowanie pola bitwy, rano zjawię się i powiem gdzie będzie arena - Odparł Kodu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl