ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Moi drodzy, postanowiłem naprawić to, co stało się w DBF. Złożyć to do kupy i przedstawić. Pisanie tego zajęło mi w cholerę czasu, nie musicie tego szanować, jest to tylko próba ułożenia tego co się stało, tak jak to powinno być, możemy kontynuować od tego momentu (za czym bym był) możemy iść tak jak tam chcieliście, ale dla mnie tamto umarło, umarło wszystko. Jest tam też trochę niedomówień i naprawdę głupich akcji, które upłycały to i to mocno. Tu w tym długim opisie (opiszcie sobie 12 stron z DBF'a...) zawarłem też pośrednią odpowiedź czemu tak się stało. Na razie jest tam pełno błędów, bo widzę że się niecierpliwicie, więc wypuszczam stolca. Ale jak tylko ten tekst poprawię odblokuję tam PAXa i sami zdecydujecie, którą wersję chcecie kontynuować... Ewentualnie z racji, że tutaj jest to bardziej przejrzyste i w ogóle mogę tu nanieść poprawki czy wasze uwagi.
Wydarzenia po DBF.
Syrenka podczas imprezy zauważyła daleko na morzu, trzy okręty marynarki. To oznaczało koniec zabawy. Soge jak i Feniksy były załogami pirackimi, nie wiedzieli skąd wzięła się tu Marynarka. Nie chcieli jednak kończyć w ten sposób swojej przygody. Decyzja o odwrocie i ucieczce padła niemal natychmiast. W tym czasie Koduś z Koro szykowali się do walki z Grigorijem podczas trzeciej, ostatniej konkurencji Davy Back Fight. Nie dane było im jej rozegrać.
Statki napływały z przeciwnej strony wyspy, co dało załogom fałszywą nadzieję na to, że uda im się uniknąć przeznaczenia. Syrenka nie kryła złości, nie było czasu na zabawę, jeżeli doszłoby do spotkania, wszystko by się dla nich skończyło. Być może za szybko opuścili rodzime morze, być może za szybko porwali się na samo Grand Line, miejsce nazywane cmentarzyskiem piratów. Tak, zamknięcie w celach oznaczało dla nich śmierć cielesną.
Wszyscy próbowali jak najszybciej opuścić wyspę jednak, część z nich nawet nie wiedziała o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Najuch, pisarz WW, nie mogąc zostawić swoich przyjaciół, wraz z Tymkiem wbrew rozkazom pani kapitan, ruszyli po towarzyszy. Sprzeciwili się pani kapitan, nie powinni, jednak byli pewni, że postąpili słusznie.
W tym czasie Jackie z załogi Soge nawracała Crussa w którego wstąpił jakiś bliżej nie określony duch walki. Chłopak był chyba zbyt pijany, by realnie ocenić niebezpieczeństwo. Gwałtownie go szarpnęła za rękę i zaciągną w stronę szkarłatnego Purpenikla. Z samym statkiem również były problemy, mieli uszkodzoną płetwę sterową, mogli płynąć tylko w linii prostej.
W obecnej sytuacji to im wystarczało. W tym czasie, Naj z pierwszym oficerem zdążyli poinformować Kodu z Koro, po drodze spotykając Sashę, który najwidoczniej nie był pełni świadom tego co robił. Celował w samą śmierć, w okręty marynarki. Na szczęście udało się go powstrzymać. Wkrótce wszyscy trafili na Promyczka. Ów statek Feniksów momentalnie odbił od brzegu. Zaczął się wyścig z czasem, najważniejsze by tylko ich nie znaleźli, część załogi była gotowa walczyć, inni rozumieli sytuację w jakiej się znaleźli. Jeszcze nic nie wiedzieli, a owe trzy okręty nie zapowiadały szczęśliwego zakończenia.
Statki marynarki były praktycznie bezzałogowe znajdowało się na nich tylko kilka osób. W tym Wenz, Ashe i Till. Wszyscy troje diabelnie niebezpieczni. Piraci, którzy wcześniej służyli w marines. Sam Wenz był admirałem. Jego moc, umiejętność zamiany w światło, a także kontrola nad nim, dawała mu niewyobrażalne możliwości. Prędkość światła umożliwiała mu błyskawiczne przemieszczanie się z miejsca na miejsce, był nie do trafienia bo czymże jest szybkość uderzenia w porównaniu do prędkości światła, nader wszystko był niemal nietykalny, będąc logią światła. Potem uciekł porywając statek marynarki. W krótkim czasie dołączyła do niego jego siostra Till. Potem Wenz odnalazł swą lubą – Ashelię, której też dał statek i owoc…
Zbliżali się oni do wyspy w konkretnym celu, przypłynęli po skarb, który tu został. Jednak to był tylko zbieg okoliczności, w rzeczywistości dotarły do nich informacje o piracie PaSaT’cie który to chciał odnowić dawną załogę Fallenu. Pech chciał, że na tej wyspie, na której wcześniej Soge z Feniksem rozgrywało niewinny mecz w kosza znajdowały się duże ilości złota. Wenz znał to miejsce, pamiętał grotę z małym cusiem a w niej mnóstwo złota, drugie miejsce było zagrabione przez trzech rzezimieszków, którzy zostali okradzeni przez Feniksy. Ale nie to było ważne, dla Wenza było oczywiste do kogo należało złoto. Zabił małego, gdy ten wspomniał o jakiejś dziewczynie w białych włosach, która zabrała złoto, zabił mężczyznę który wspomniał o wojowniku z dwoma mieczami. Prędkość z jaką Wenz się poruszał była niewyobrażalna, w mgnieniu oka znalazł wspomniane dwie osoby, widział jak złoto trafiało na oba statki. Wrócił do swoich i powiedział o kradzieży złota. Ashelię bolała głowa, wiec atak odłożyli, i tak tamci nie mogli uciec, ich los leżał w rękach tej trójki.
Z pewnością gdyby wiedzieli, gdyby i Soge i Feniks wiedzieli, nigdy nie wzięliby tego złota. Ale oni nie przeczuwali jak wielkie zagrożenie nad nimi zawisło. Nie znali diabelskiej mocy owych osób, nie znali ich charakterów. Inaczej zostawiliby, nie tylko złoto, ale statek i odpłynęli by wpław byle tylko uciec stamtąd jak najdalej, byle tylko się uratować.
Promyczek nabrał wiatru w żagle i prędko oddalał się od brzegu wyspy. Soge nie miało tego szczęścia, gdy już udało im się ruszyć zdecydowali się płynąć za Feniksem. Nie mieli pojęcia kim byli przeciwnicy, spodziewali się co najwyżej Komodora, a wtedy warto byłoby połączyć siły z Feniksem. Było to dość oczywiste rozwiązanie, w dodatku gdy już poradzą sobie z marynarką popłyną dalej i dokończą Davy Back Fight. Takie były plany, lecz los szykował dla nich coś z goła innego.
Szkarłatny Purpenikiel mógł płynąć tylko w linii prostej. Zdziwiłoby ich to, że statek płynął w bok, gdyby nie fakt, że wiał tak silny wiatr, iż sami musieli się czegoś trzymać by nie wypaść za burtę. Nie mogli nic zrobić, wiatr nie ubłagalnie spychał ich w bok, w stronę statków marynarki, które płynęły w ich kierunku. Feniks zdawał się być nieuchwytny. Tylko zdawał... Dla Wenza dostanie się na pokład ich statku nie stanowiło najmniejszego problemu.
W oka mgnieniu znalazł się na maszcie. Przy sterze stał Tymek. Nie pogwizdywał, skupił się na zadaniu, musieli za wszelką cenę odpłynąć jak najdalej zapomnieć o walce o honorze, bo czymże jest ucieczka jak nie tchórzostwem? A czy walka w obronie honoru nie jest tylko głupotą? Gdzież tu miejsce na rozsądek? To normalne, że piraci uciekali przed Marynarką, Feniksy nie czuli się przegrani. Były admirał zeskoczył na pokład i w mgnieniu oka posłał pierwszego oficera na bakburtę. Chłopak nic nie zauważył, dopiero poczuł jak drzazgi wbijają mu się w plecy. Wenz chwycił za ster. Jego plan był prosty, Feniks miał siedem worków złota, sam nie będzie z tym latał, postanowił skierować statek do okrętów marines. Wtedy znacznie ułatwi to sprawę przeniesienia złota.
Syrenka widząc jego płaszcz i insygnia stałą przerażona, dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że jest kapitanem, że ci wszyscy znajdujący się na tym statku jej wierzą i pokładają w niej nadzieję. Nie mogła tego dać po sobie poznać, inaczej wydawałoby się to podejrzane. Nader wszystko najważniejsze było to, by admirał za jakiego go brała, nie dowiedział się o poszukiwanych: Kodu, Koro i Najuchu. Poleciła Soet, aby przekazała tamtym by nie wychodzili z kajut. Sama Syrenka miała teraz do zagrania najtrudniejszą rolę jaką kiedykolwiek przyszło jej odegrać w życiu. Musiała jakoś uchronić załogę, aby nie doszło do najgorszego. Nie mogła uwierzyć w to co widziała, wszak dopiero co wypłynęli na Grand Line, a tu stanął przed nią sam admirał. Mógł ich znieść jak pyłki kurzu. Jednym, góra dwoma atakami. Wszystko by się skończyło, ich przygoda ich przyjaźń ich wspólna przyszłość na jaką każdy z nich dobrowolnie wyraził zgodę przyłączając się do tej załogi, składając swoje życie pod jej opiekę. Sytuacja nie była najgorsza, jeszcze nic nie było pewne. Rozpoczęła najdelikatniej jak mogła. Wenz już od początku dał się poznać jako po prostu cham. Zwracał się do niej bez szacunku, można stwierdzić olewał jej słowa. Wciąż tylko dzierżył ster. Syrenka szybko zorientowała się jaki jest jego cel. Coś w niej zamarło, po co ich statek miałby płynąć w stronę trzech okrętów marynarki? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie choć myśl ta niczym robak przegryzała jej umysł, pochłaniając wszystkie inne rozważania. Pozostał tylko ten robak, wielki i tłusty a na jego obślizgłym brzuchu było wypisane: „dlaczego”.
Nie była jednak w ciemię bita. Szybko i elegancko próbowała naprawić sytuację. Zapytała o cel, czemu niszczył statek. On wykpił się Tymkiem, jako, że to niby on swym ciałem uszkodził ich własny statek. Kapitan Feniksów od początku się to nie podobało. Wenz należał do tych, którzy lubili przedstawienia, już wcześniej dowiedział się, że są piratami, zabrał nawet z ich statku listy gończe jakie wywiesili by uczcić cenę jaką marines wyznaczyło za ich głowy. Teraz pozostało tylko to. Zabawa. Dla niego to była zabawa, dla niej walka o przetrwanie.
Od tego momentu kapitan Feniksów często próbowała zmienić kierunek, obracając sterem. Wiedział, że ona uwierzyła, płaszcz admiralski nie pozostawiał żadnych złudzeń, kątem oka dostrzegł te z początku jej przerażony wzrok. Zapytał o ich banderę. Wszak nie wyglądała ona na banderę statku handlowego, takie mieli tylko piraci.
Liczył, że takie: „pytanie w stylu marines" ją dodatkowo przerazi. Lubił ten strach w oczach, to drżenie ciała, lubił napawać się strachem. Soet spełniła rozkaz kapitan, po czym pospiesznie popędziła do kuchni w celu realizacji własnego planu. Na pokładzie Wenz przekomarzał się z kapitan, Nie dziwiło ją czemu nie jest on podatny na jej ciało tak jak inni mężczyźni. Zbyt szybko totalnie ją olał, musiała myśleć nad innym rozwiązaniem, które okazało się najprostsze. Próbowała go przekonać, że niby to statek handlowy. Ster raz po raz zmieniał swego właściciela. Wenz kontynuował gierkę, stwierdził że może przedmiotem ich handlu są trumny. W między czasie postanowił nastraszyć ją dodatkowo wcześniej skradzionymi listami gończymi. Dwa z nich celowo upuścił, widniały na nich Koro i Koduś. Syrenka nie dała się takim zagraniom, bez wahania wyparła się ich. Nie mogła inaczej, w przeciwnym wypadku trafili by oni w łapy marines. Zrobiła to by ich chronić, czasem takie czyny usprawiedliwiają pewne okoliczności a to była jedna z nich. Kapitan Feniksów podchwyciła też pomysł z trumnami, co lekko wybiło Wenza z rytmu.
W tym czasie statek Soge, za sprawą pewnej osoby, zbliżał się do paszczy lwa. Statek kompletnie ich nie słuchał.Wiał tak silny wiatr, że sprawiał wrażenie jakby sam bóg Fujin swą ręką trzymając za burtę statku popychał go w stronę marines.
Feniksy miały więcej szczęścia, ale nie wiele więcej. Mimo iż były admirał zaproponował rewizję Syrenka nie zlękła się, grała swoją rolę. Pomogła jej w tym Soet proponując ciasteczka. Wenz jednak nie dał się nabrać na tak tanie numery.
Z początku zaproponował im rewizję lecz potem zmienił plany. Oddał im pięknym za nadobne, o ile mogli coś wymyślić z tymi trumnami, tak koncesji podrobić nie mogli. Zapytał wiec o koncesję. Byli skończeni i on o tym wiedział.
Tymczasem Sogeńczycy nie wiedząc co robić, próbowali wymyślać naprawdę wiele rozwiązań obecnej sytuacji. Pierwszy oficer Soge przebrał się za starca, Nac proponował ściągnąć banderę, co spotkało się z opieprzem ze strony Tatera. Kolejnym była informacja o rzekomej epidemii. Wszystko to widziała z góry Till, która w końcu nie mogła powstrzymać się od śmiechu widząc ich „starania”. Nie mogąc wytrzymać czczej gatki o honorze i wierze roześmiała się na głos kpiąc w żywe oczy z ich ideałów. Szczególnie dobitnie zwróciła się do Tatera: „Jakby cię błaźnie poddać torturom to własną matkę wyzwałbyś od kurw!” Tater nie mógł znieść tej obelgi. Część załogi przypuszczała, że jest ona marine, bo skąd inaczej znalazła by się na ich statku. Wszystko do siebie pasowało, zważywszy, że byli już dostatecznie blisko, okrętów Marine.
Tater nie potrafiąc powstrzymać napływającej złości próbował ją znieważyć. Na jego szczęście Till nie znała, słowa które najprawdopodobniej posłałoby go do wszystkich diabłów.
Jak zawsze i tym razem jej buńczuczny charakterek dał o sobie znać. Była skora do kłótni, a nader wszystko uwielbiała pastwić się nad wrogiem. Tym razem Tater wyprowadził ją z równowagi na tyle, że potraktowała go jak muchę. Machnęła wachlarzem i podmuch wiatru wyrzucił Tatera za burtę.
Wenz się przeliczył. Syrenka nie miała ochoty się poddawać. Wszak tylko głupi zaakceptowałby takie przeznaczenie. Sama próbowała odciągnąć Wenza wszak aby zrobić rewizję musiałby odsunąć się od steru. Sterem zajęła się lekarka Feniksów - Imi.
Wenzowi spodobał się bardziej pomysł koncesji, no i była to doskonała wymówka mógł stać i pilnować poprawnego kierunku co przyśpieszyłoby całą operację. Gdy po raz kolejny sprzeciwiono się jego woli, szarpnął lekarką i odepchną w bok. Soet do tej pory niemal uległa, nie wytrzymała. Nie myślała logicznie, powody jej czynu nie zostały wyjaśnione. Faktem jest jednak to, że rzuciła się na byłego admirała. Ten mignął jej przed oczami unikając ciosu, nie chciał zdradzać swej mocy, więc ograniczył się do żałosnego, z jego punktu widzenia, soru. Kopnął ją w brzuch. Jak sam potem przyznał był to odruch bezwarunkowy. Wykpił się służbą na froncie. Tracił jednak cierpliwość dobitnie dał im do zrozumienia gdzie mieli płynąć. Po czym zniknął. Chciał po prostu spotkać się ze swoją ukochaną, ale Feniksy o tym nie wiedziały.
I nic dziwnego, w trakcie gdy wyjmowano przemoczonego Tetera. Till wachlując się wachlarzem patrzyła ze zdenerwowaniem jak nieziemsko wolno, statek Feniksów płynął w ich kierunku. Miała tego serdecznie dość, postanowiła zająć się tym osobiście. Rozpłynęła się w powietrzu.
Nastał czas względnego spokoju. Obie załogi, musiały teraz podjąć decyzję, decyzję która zaważy o ich losie, która może zmienić wszystko i sprawić, że nigdy już nie będzie tak jak dawniej. Soge, co było oczywiste, próbowało uciec. Jednak jak słusznie zauważył Tater zawsze był jakiś cel, jednak oni owładnięci strachem nie potrafili właściwie ocenić sytuacji. Mimo wszystko nie robili jednak nic, co skazałoby ich na porażkę. Ot próbowali niewykonalnego, uciec… Dodali sobie przy tym otuchy śpiewając swój hymn, który śpiewali zawsze, gdy się weselili, gdy było im smutno, gdy sytuacja wydawała się być beznadziejna. To im dawało siłę do stawiania czoła niebezpieczeństwu.
Syrenka widząc obitego Tymka, widząc ranną Soet, pozwoliła by zawładnęły nią emocje. Kazała lekarce zająć się załogantami. A sama postanowiła postawić życie na szali w obronie honoru Feniksów. Rozkazała szykować się do walki, walki która nie przyniesie nic poza bólem i cierpieniem. Sama pchnęła ich w szpony tych którzy nieśli tylko śmierć. Załoga była jej wierna, część z nich obawiała się o swoich towarzyszy, jednak ogień jaki rozpaliła w ich sercach, spalił doszczętnie rozsądek, jakim winni się kierować. Byli gotowi, na walkę, wierząc że potrafią wygrać wierząc, bo przecież wystarczy wierzyć, wiara dodaje sił, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe. Żyli ideałami na które na grand Line nie było miejsca.
Wenz spotkał się z Ashelią, ta poprosiła go by był delikatniejszy, znała jego charakter, ale on przy niej kruszał, stawał się innym człowiekiem. Jej czuły głos potrafiła go uspokoić.
Till tymczasem, skierowała się na statek Feniksa, wiatr był bardzo pomocny. Kolejny Fujin rozpoczął pchanie statku Feniksów. W tym momencie ich los był przypieczętowany. Podobnie jak wcześniej Soge tak teraz oni, wbrew własnej woli, wbrew wszelkiej logice kierowali się tam gdzie ich wcześniejsi rywale. Gdy Feniks dostatecznie zbliżył się do Soge adwersarze podzielili się na grupy, Wenz zajął się Feniksem, Till Soge.
Wenz zjawił się na statku Feniksa wraz z kosą. Chciał dać do zrozumienia że zabawa się skończyła. No i wiedział o tym gościu z kosą – Kodu, liczył na mały sparing. Do tego jednak nie doszło. Nikt nie wyszedł. Zażądał więc tej koncesji po to tylko, aby zobaczyć ich miny gdy, zrobi to.
Efekt był różny. Cześć feniksów po prostu nie wytrzymało, Imi próbowała powstrzymać Soet przed atakiem na byłego admirała. Osiwiały mężczyzna bawił się doskonale, udawał wzruszonego, wspominał, że „nie chciałby być brutalny”.
Till wróciła pognębić dalej Sogeńczyków. Z równowagi wyprowadził ją głośny śpiew Grigorija. C3po rzucił się mu na ratunek, w międzyczasie dziewczyna znowu rozpoczęła kłótnię, przy okazji machnięciem wachlarzy karząc pierwszego oficera. Uderzył on wraz z c3po o pokład statku. Czuł ból całego ciała kiedy dotknął wbrew własnej woli pokładu jego ukochanego statku. Ona miała zbyt potężną moc. Niczym za dotknięciem magicznej różyczki mogła go posłać w odmęty oceanu. Ponownie podleciał w górę. W jego stronę poleciał drugi wachlarz ostro zakończony. Tak by wbić się w jego kark i odciąć głowę od reszty ciała.
Naj do tej pory siedział pod pokładem. Usłyszał o koncesji. Dziękował w duchu samemu sobie za zachowanie tej głupiej pieczątki, którą kiedyś udało mu się zdobyć. Teraz po wykonaniu jej pozostało mu tylko to, jakoś przekazać. Przekazać pani kapitan stojącej tuż na nim, nie było czasu na podziwianie widoków jakie bez wątpienia dawało patrzenie przez dziurkę z pokładu.
Wystukał szyfr alfabetem morsea. I Modlił się, żarliwie jak nigdy, by kapitan to usłyszała.
Dodatkowe jakże potrzebne zamieszanie wzbudził Kodu, który udawał sprzedawcę trumien. Potrafił wczuć się w tę rolę. Na szczęście koncesję zrobioną przez Naja udało się podać i trafiła ona w końcu w ręce byłego admirała, co go niewątpliwie zdziwiło.
Grigorij chciał poprzez wibracje, jakie osiągnął uderzając głową laski w hełm, zwolnić ostrze co mogłoby poskutkować tym, że hełm będzie dostateczną obroną. Jednak nie znał gorzkiej prawdy. Wydawałoby się, że to wachlarze dają jej tą moc. Nic jednak bardziej mylnego. Nie była gorsza od Wenza. Jej owoc Kaze kaze no mi, dawał jej całkowitą władzę nad wiatrem. Wachlarz który zakręcał, robił łuki był tak naprawdę sterowany przez nią, nic więc nie dało wprawienie w rezonans. Na szczęście dla pierwszego oficera, wtrąciła się Ashelia. Jej kryształowy, twardy niczym diament powstały na samym dnie piekła jakim bez wątpienia można byłoby nazwać jądro ziemi, krótki grot, zmienił trajektorię lotu wachlarza.
Ashelia tworząc kryształowy most łączący jej statek z Szkarłatnym Purpenniklem przeszła na pokład statku Sogeńczyków. Gdyby nie ona Grigorij już by nie żył, wydawała się inną od tej dwójki. Tater pobiegł zaprosić ją na pokład. Till musiała zaniechać ataku.
Wenz w końcu ją usłyszał, to był koniec zabawy, jego luba się niecierpliwiła. Przedarł koncesję dając im jasno do zrozumienia, że to ich nie uratuje. Sam jednak był ciekawy rozkazów, przeniósł się więc na statek Soge. Blondynka stworzyła sobie kryształowy tron i na nim usiadła. Wyglądała jak królowa, jak pani i władczyni życia, od jej humoru zależało to czy Feniks i Soge jeszcze kiedyś gdziekolwiek popłyną.
Wenz wraz z Till zapytali, o to samo, chcieli urządzić czystą najkrwawszą rzeź, jednak nie mogli. Ashelia stanowczo zaprzeczyła. Sama powiedziała do załóg.
„Przykro nam ale żadne koncesje i inne takie na nic się nie przydadzą przybyliśmy po to co należy do nas. A wam dajemy szansę nam to zwrócić. Nie będziemy się z wami bawić. Jedną osobę z załogi możemy zabić. Nie stawiajcie oporu i co najważniejsze nie drażnijcie Till - zwróciła się w stronę Tatera, bo przypłacicie to życiem.”
I miała przy tym cholernie dużo racji. Till gdyby wtedy zrozumiała co powiedział Tater (nazwanie jej Mimem) natychmiast rozerwałaby go na strzępy. Nic więc dziwnego, że Ashe próbowała ostrzec Sogeńczyków przed tą niebezpieczną kobietą.
Grigorij otrząsnął się z szoku. Nie było ich kapitana, Rybka spała sobie na dole nie mając o niczym zielonego pojęcia. To on teraz był odpowiedzialny za całą załogę. Zapytał wprost o to czego chcą. Ashe wysłała w ich stronę wskazówkę, która miała im uzmysłowić powód napadu. Podobnież uczynił Wenz ponownie przenosząc się na statek Feniksów i wręczając pismo.
W trakcie gdy pierwszy oficer Soge zastanawiając się o co chodzi radził z załogą Feniksy zdecydowały się na coś dużo odważniejszego, niepotrzebnego i głupiego… Bez wątpienia wiedzieli o co chodzi, ale nie chcieli się ukorzyć.
Kodu pchnął trumnę na admirała. Wszystko toczyło się zbyt szybko. Krew w żyłach Feniksów zawrzała, przestali panować nad emocjami. Syrenka otrzymawszy pistolety od Uispera strzeliła w byłego admirała. Zaatakowali go, on wtedy po raz pierwszy ujawnił swą moc. Zamienił się w światło unikając zamknięcia w trumnie, sam wściekły wykopał Kodu za burtę oczywiście nie w stronę statku Soge. W czasie gdy Kodu próbował się uratować co zaowocowało zawiśnięciem nad wodą, Sasha strzelał z armaty w puste statki marines. Ashelii nie obchodziły głupie statki, a raczej wkurzyła ją durnota kapitana Feniksów.
Zaatakowała Syrenkę wydłużając zamienione w kryształ paznokcie. Sasha zmienił obiekt ataku, gdy Till przelatując ugasiła ogień na statkach marines, zaczął celować w jej stronę. Dziewczyna odbiła ataki, które powędrowały za burty statków, a sama zajęła się ukaraniem chłopca. Sasha uderzył o pokład statku. Kolejny z Feniksów Seratrio wybiegł na pokład. Zauważył on Kodu i ten skupił jego uwagę nikt nie widział paznokci, które niebezpiecznie zbliżały się do karku Syrenki. Być może dlatego, że wszystko to działo się jednocześnie. Imi, która zwykle tylko dbała o bezpieczeństwo pani kapitan rzuciła się jak szalona do przodu, pchnęła Syrenkę sama nadziewając się na atak. Paznokcie pękły od silnego uderzenia Syrenki. Jednak było już za późno. Kilka z nich wbiło się w ciało lekarki. Krew spływała po jej ciele, zabarwiając pokład na brunatny kolor. Dziewczyna czuła jak traci siły. Padła na pokład. Krew tą zobaczył Naj, wyskoczył jak strzała z zamiarem zabicia oprawców. Syrenka oszalała, sięgnęła do torby dziewczyny mając nadzieje na znalezienie rzeczy, która ich pozabija. Rzuciła znalezionymi igłami w Wenza, ten wycofał się na pokład statku Soge.
Całość oglądał Grigorij popijając dobrą w jego mniemaniu herbatę. Chwilę potem Soet rozwścieczona do granic możliwości zaatakowała Ashe. Tamta stworzyła kryształową ścianę, by zabezpieczyć się przed atakiem jakim był gaz trujący. Sogeńczycy nie mogli uwierzyć, naprawdę, tam na drugim statku ktoś cierpiał, ktoś walczył z śmiercią. Cała brawura Feniksów była niepotrzebna. Przecież ludzie z Soge żyli, nic im nie było. Próbowali przekonać Feniksów by zaprzestali walki, by się uspokoili, jednak oni zawładnięci złością ani myśleli to zrobić. Nie zauważyli nawet tego, że ich towarzyszka żyła, i potrzebowała natychmiastowej pomocy, pomocy która być może udzielona w odpowiednim czasie uratowałaby ją, wyrwała ze szpon śmierci. Wenz nie mogąc wytrzymać głupoty feniksów powiedział wprost o co chodzi chodziło oczywiście o złoto, wystarczyło je zwrócić, a potem zrobić to, co każdy zrobiłby na ich miejscu, błagać o życie. Błagać, bo inaczej wszystko się skończy. W momencie gdy zaatakowali pseudo marines, wszystkie zasady przestały obowiązywać od kaprysu tych trzech osób zależało czy Feniksy dożyją jutra.
Ani Feniksy ani Soge nie chcieli oddać złota. Soge jednak nie było tak głupio zaślepione tym jak Feniksy. Grigorij próbował jakoś wykaraskać się z tych problemów przy okazji zachowując złoto.
Poprosił też o dziewczynę by oddać ją pod opiekę lekarza, co z jego strony było bardzo dobrym gestem. Nawet feniksy nie przejmowały się konającą towarzyszką, ich chciwość, a może raczej duma zawładnęła nimi wszystkimi wypalając zdrowy rozsądek do cna.
Ashelia zniszczyła kryształową ścianę.
Till spełniła prośbę i szybkim podmuchem wiatru rzuciła lekarkę na pokład Szkarłątnego Purpenikla. Dziewczyna mocno krwawiła.
Ashelia ostatni raz rozkazała by oddano im złoto. W tym czasie obie załogi dowiedziały się że tak naprawdę Wenz nie jest admirałem tylko dezerterował. Ponadto cała trójka pseudo marines lubowała się w udzielaniu żółtodziobom „szkoły życia”.
Jednak nie wszyscy z Feniksa byli tacy sami. Tymek zachował zdrowy rozsądek. Wystarczyło tylko oddać to głupie złoto, cóż ono było warte. Oczywistym było, że nie potrzebują więcej wyskoków takich jakich dopuścił się Kodu czy Sasha czy nawet, A PRZEDE WSZYSTKIM pani kapitan… Pobiegł po to cholerne złoto, które zdążył znienawidzieć, a jeszcze bardziej nienawidził tych ludzi, ale wiedział że musi powstrzymać złość, dla Imi, dla tej która bez chwili wahania rzuciła się, by ratować ich kapitana. Soge zrozumiało, groźbę jaka nad nimi zawisła. Przynieśli złoto. Till podmuchem wiatru przetransportowała je na statek marines. Ale co do Feniksów mieli inne plany. Ci posunęli się za daleko porywając się z motyką na słońce. Nie mieli szans, a mimo to wierzyli że mogą wygrać. Właściwie najbardziej denerwowała ich pycha, która z obroną ich własnej dumy tworzyła bardzo niebezpieczną mieszankę. Tymek szybko zauważył, że to nie całe złoto, ruszył więc po całość po wszystko, byle tylko oddali im Imi, byle tylko zostawili ich w spokoju, by ten cholerny dzień się skończył a on mógł o tym zapomnieć, na zawsze… Widząc Naja i znając jego temperament postanowił go unieruchomić wstrzykując środek paraliżujący. Na co Wenz i Till zareagowali oburzeniem. Nie mieli nic przeciwko wymordowaniu takich głupców.
Trójka pseudo marines chciała tak jak wcześniej stwierdziła dać Feniksom szkołę życia. Nauczyć ich, że są obecnie śmieciami i gówno im mogą NIC to o czym wiedział Soge i co dla Grigorija było oczywiste, dla Feniksów wydawało się nie pojęte. Nadszedł czas pokory, poniżenia, by zrozumieli, w końcu zrozumieli, że dla nich za wcześnie, że przez głupia pychę i dumę doprowadzili do tego wszystkiego. Gdyby nie zaatakowali, gdyby oddali złoto. Byłoby tak jak na statku Soge, nikt nie byłby umierający. Tymczasem teraz trzeba było wypić piwo którego się nawarzyło. Ashelia utworzyła kryształowy most pomiędzy statkiem Soge a Feniksa. Po to by feniksy same przetransportowały złoto. Resztę powierzyła Till i Wenzowi a sama wróciła do swojej kajuty. Syrenka przeszła by wziąć Imi. Ale podmuch wiatru gwałtownie ją odrzucił. Till trzymała Imi przy sobie, grożąc, że ja zabije jak się nie pośpieszą.
W tym czasie Tymek przenosił posłusznie złoto.
Nadszedł czas ostatniego rozliczenia. Till stanęła na pokładzie przy samej burcie Szkarłatnego Purpenikiela po to by ją widzieli wraz z Imi która unosił mały wir.
- Kłaniajcie i proście o litość. Bo inaczej ją zabiję! – to mówiąc złapała lekarkę za włosy i przybliżyła do szyi ostrze wachlarza.
- Błagajcie o życie śmiecie inaczej skończycie tak samo! – krzyknął Wenz.
Feniksy wydawały się odgrywać, część kpiła w żywe oczy, inni się wygrażali. Klękać nie chciał nikt.
Kłaniać się kurwa! – ryknął Wenz dolatując i uderzając głową Syrenki o pokład.
Kodu, który został wyciągnięty przez Seratrio, zaczął wkładać towarzyszy do trumien. Nikt z nich się nie wahał. Wenz patrzył na to ze zdziwieniem. Nigdy jeszcze nie spotkał takich ludzi. Tak głupich, tak dumnych. Nie rozumiał ich mentalności. Trumna wpadała za trumną wraz z kolejnymi towarzyszami Feniksów. Syrenka podniosła się i spojrzała prosto w oczy Wenzowi mówiąc:
"Jesteśmy załogą Feniksa! Chodź umrzemy odrodzimy się na nowo! Chodź nas zabijesz my i tak powrócimy. Lecz to jak umrzemy. Sami wybierzemy" Zrobiła kilka kroków do tylu i wpadła do wody.
Gdy Syrenka mówiła słowa Kodu miał gotową czwartą trumnę, jednak była inna gdyż wystawały z niej kamienne nogi i była okrągła jak balon z włazem na górze i oknem z przodu, Kodu spokojnie w trumnie przemaszerował do wody (zmieniając na bieżąco kształt kamienia u nóg) było słychać tylko plusk.
Zaczekajcie na nas! – krzyknęła Eihnaren. Rzuciła się w odmęty wód wraz z Seratrio. Tym samym nikt nie pozostał na statku.
- Heh, no dobra, dołącz suko do swoich zasranych przyjaciół - Till rzuciła Imi do wody.
Załoga Fallena nie wiedziała co działo się daleko przed nimi. Nieświadomie zbliżali się do tamtego miejsca nie wiedząc co też ich tam mogło czekać.
Pii Pii Pii PII pii Pii PII
- Cicho moje maleństwa. Wiem, że jesteście głodne. Ale spokojnie, Fallen, legendarni piraci, tak to powinno wam zasmakować.
- PaSaT szykuj się twoje dni są policzone.
Powoli opadła na dno, na jedną z kamiennych trumien. Jej nogi zamieniły się w syreni fioletowy ogon. Spoglądała w górę na dno dwóch statków. Czekała. Musiała teraz tylko chwilę poczekać.
Ciemno... Absolutnie ciemno...
Środek jaki zaaplikował mi Tymek powoli tracił działanie, a ja wracałem do zmysłów. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo wokół panowała absolutna ciemność. Czułem jednak wyraźnie wilgoć, musiałem być przynajmniej częściowo zanurzony w wodzie.
Nie miałem pojęcia o tym co się stało po mojej utracie przytomności, ale coś mi mówiło, że nie ma czasu na zastanawianie.
Ruszyłem ręką. Ruszyłem nogą. Jednak byłem przytomny. Chwilę potem jednak zrozumiałem, że nie mam zbyt wielkiej swobody. Byłem gdzieś zamknięty.
- Niech to cholera! - zakląłem prostując ręce.
W tej samej sekundzie poczułem, że znajduję się pod wodą. Wszystko stało się jasne. Trumna z której wyskoczyłem opadała niżej, na dno, ja zaś ujrzałem nad sobą dwa kadłuby statków Marines, a niedaleko - Kapitan Syrenkę.
Nie miałem pojęcia o co chodzi.
EDIT: Nagle coś mnie tknęło. A raczej ktoś. Spojrzałem w dół i zobaczyłem jak z trumny wypada bezwładny Uisper.
- Stary pobudka! - wrzasnąłem pod wodą.
Nie mógł usłyszeć nic poza nieskonkretyzowanym bełkotem, ale trzepnięcie w twarz skutecznie go otrzeźwiło. Teraz obaj wpatrywaliśmy się w kapitan nie wiedząc co robić.
Więc...
* Na statku Fallen *
Ludzie patrzcie Marines! - krzyknął do kamratów Zaxus, drąc się za chwilę z uśmiechem i rysującym się obłędem na twarzy - Zabawmy się trochę!
Zobaczyła najpierw wpadającą do wody Ei-chan, a za nią szermierza. Po niecałej minucie znalazła sie tam też Imi, która bezwładnie zaczęła opadać na dno. Podpłynęła do niej szybko i objęła ją ramionami. Za mną. Pokazała gest ręką do reszty załogi. Musieli odpłynąć jak najdalej od statków. Ruszyła pędem przed siebie nie oglądając się za siebie. Wystarczyło, to, że krew która wypływała z ciała dziewczyny znaczyła im drogę. Tylko kilka minut mogli pozostali wytrzymać pod wodą i tyle mieli czasu, by gdzieś sie ukryć. Płynęła w stronę nadbrzeżnych skał, za nimi. Mogli stać się niewidoczni dla nich.
kimen siedział sobie na pokładzie trzymając swój młot, kiedy to obudził go ryk olbrzyma na szczęście zrozumiał co miał do przekazania, wstał i zaczął iść w stronę nakama.
-Serio mówisz, no no no dopiero co odpłynęliśmy z tamtej wyspy a tu już mamy marines, to jak? Przydał by się mały sparing by odzyskać formę co nie.- Po tym zdaniu, upuścił swój młot na podłogę statku tak że było słychać wszędzie, po czym lekko schylił się i powiedział troche mrocznym głosem.
-No dobra ludziska! koniec z naszego kilkuletniego obijania się ! Czas przywrócić Fallen należną sławę i nikt nas nie powstrzyma.
Cytuję Pasata z poprzedniej takiej akcji (ponieważ teraz go nie ma)
-Głupi, najpierw się zorientujmy, kim oni są, bo skończymy przygodę, zanim ją dobrze zaczniemy! Co myślicie o kamuflażu? Założymy żółtą flagę i będziemy udawać, że cała załoga zachorowała na nieznaną chorobę.
Moja odpowiedź:
Czyż nie staliśmy się piratami, aby jako wolni ludzie przemierzać ten świat(?)... czy mamy się chować jak mysz pod miotłą przed TRZEMA statkami Marines?
kimen coraz uważniej wpatrywał się w statki marines a także zaczął strzelać palcami, wtedy zwrócił się do Zaxusa
-Już nie pamiętam kiedy to ostatnio miałem taka jatkę hehe, to morze dość szybko się zaczerwieni... choć dziwi mnie że reszta załogi jest tak cicho....schlali się czy co?
- Jakaś hołota tu płynie - zauważył Wenz. - Idź ich rozwal.
- Nie zły pomysł, ale mi się nie chce. Trochę mnie tamta załoga Feniksów wkurzyła - odparła Till.
- Tak w zasadzie na co komu pusty statek? - zapytał Wenz siostry.
- Nie wiem... - zrobiła przerwę - Masz rację - diabelnie się uśmiechnęła. Stanęła na czubku masztu i silnym podmuchem wiatrów odepchnęła statek Feniksów od Soge.
- Rozwalić?
- Na drobny mak, - zwrócił się do Sogeńczyków - A wy gołokupry przyglądajcie się i cieszcie, bo was zostawimy w spokoju.
Pi pi pII pi pi pII
- Cicho moje małe. Tak w końcu nadejdzie czas konfrontacji z Fallenem.
Heh... Widzę, że koło Marines stoją 2 inne statki, to prawdopodobnie piraci walczący z nimi, normalni ludzie poczekaliby, aż powykańczają się nawzajem i zgarnęli wszystkie łupy. Teraz pytanie... Czy jesteśmy normalni? Ja uważam, że powinniśmy bezzwłocznie zaatakować to co jeszcze się tam rusza.
Normalność? my? hahahahah! nie rozśmieszaj mnie, używanie głowy nigdy nie było naszą specjalnością zawsze miażdżyliśmy każdego kto stanął na naszej drodze ale....straciliśmy naszą moc a jedyne co nas rozróżnia od innych początkujących piratów to doświadczenie, więc czy powinniśmy płynąć na spotkanie z przeciwnikiem który może się okazać silniejszy? No cóż od czegoś trzeba zacząć jeśli chcemy odzyskać naszą potęgę. Ale może lepiej będzie jak ta reszta cholernych śpiochów się wypowie!!!- po tym Kimen wziął ponownie swój młot i zaczął walić po podłodze.
W tym momencie Wenz zniknął ze statku Soge.
- Spływajcie stąd. - rozkazał.
Statek Feniksów oddalał się od statku Soge,a Till wraz z nim.
- Chcecie atakować? Spoko, spytałbym kapitana, ale śpi - rzekł Pasat, wychylając się z luku ładowni, do którego na chwilę zszedł po jabłko. - Ja w każdym moncie razie umywam od tego ręce - Pasat ugryzł jabłko. - Idę pogadać z Takoyaki. Mam nadzieję, że to jakieś cieniasy i w dwójkę ich pokonacie - to rzekłszy Pasat odwrócił się na pięcie i zszedł pod pokład. Przeczuwał, że należałoby się najpierw upewnić co do wroga, ale nie chciał chłopakom psuć zabawy. Miał cichą nadzieję, że ci Marines to będą zwykłe żółtodzioby, których wszędzie pełno, nawet na Grand Line.
- Przeżyliśmy nie jednego olbrzyma, nawet jeśli teraz umrzemy jesteśmy na plusie... do ataku, czas wziąć świat znów pod nasze skrzydła! - Krzyczał podnosząc morale załogi.
* Po czym złapał za ster i ukierunkował statek na Marines *
- Ludzie, ludzie trochę ciszej łeb mnie mocniej boli jak sie drzecie.
Spoglądają do tyłu chłopaki na pokładzie zobaczyli jak Slawo na czworaka wychodzi z pod pokładu.
- Czym to jest spowodowana ta wasza nadpobudliwość z samego rana ?
Witam Slawo, spójrz co tu jest przed nami... Biegnij po broń... He he he he, dziś się zabawimy jak za starych dobrych czasów.
Sogeńczycy nie byli głupi. Spełnili rozkaz Wenza, żal im było śmierci Feniksów ale tak to już było na Grand Line.
Gdy Till odepchnęła statek Feniksów na odpowiednią odległość i stworzyła olbrzymie tornado. Było ono widoczne z olbrzymich odległości. Statek pękł jak bańka mydlana jego części unosiły się w powietrzu, tysiące desek wirowało w powietrzu, a wraz z nimi cały dorobek Feniksów. Wszystko to co mieli ze sobą, co zostało wszystko to rozrywało się na części. Towarzyszył temu olbrzymi hałas, nawet Soge to odczuwali dziękując sobie nawzajem, że odpłynęli i że to nie ich statek doszczętnie zniszczono.
Pasat wyleciał spod pokładu jak kamień wystrzelony z procy.
- Widzicie?! Chyba to wystarczy, aby sobie odpuścić! Lepiej zmieńmy kurs na ten statek, który stamtąd odpływa. Nie dość, że jest jeden, to może być osłabiony, przecież statek, który odpływa od tego, co tam się stało, najprawdopodobniej jest statkiem, który ucieka!
- Pasat to możliwe? Tornado tak nagle? Skąd? Stracimy całą zabawę i łupy... Heh...
Łzy mu płynęły po twarzy na widok losu, jaki spotkał Feniksów. Owszem, byli rywalami, ale mimo to nie życzyli sobie źle, a podczas ich starć nawiązała się między nimi nić przyjaźni. Pocieszał się w duchu, że nic im nie będzie, zdołali się ewakuować, postawią się na nogi i pewnie nieraz ich jeszcze spotka. Teraz ważniejsza była dla niego jego własna załoga. Miał gdzieś że stracili złoto, prawdę mówiąc do niedawna nawet nie wiedział że je mają. Miał też gdzieś straty moralne ze strony Wenza i jego towarzyszek. W tej chwili liczyło się dla niego tylko to, że załoga jest cała i zdrowa. Popatrzył po pogrążonych w smutku twarzach swoich towarzyszy i postanowił nieco rozluźnić atmosferę.
-To co, kochani? Robimy imprezkę?
Kimen wpatrywał się w to dziwne zjawisko, lecz po chwili się ocknął wtedy pochylił głowę i założył młot na ramie i rzekł
-Tch! Ja akurat uważam że ten huragan był spowodowany przez któregoś z nich tam, pamiętaj że diabelskie owoce to nie jedyna moc na tym świecie, jak tam teraz popłyniemy to możemy wpaść w niezłe bagno.-Nawet pomimo jego maski dało się odczuć że jest niesamowicie wnerwiony.
Powietrze się powoli kończyło. Nagle Feniksy poczuły coś dziwnego. Kiedy Sera spojrzał do tyłu, przeraził się. Jego źrenice stały się bardzo małe. Szturchnął lekko płynącą obok Eihnaren. Kiedy na niego spojrzała, wskazał resztki statku. Podpłynął do innych, po czym zrobił to samo. Tylko Syrenki nie mógł dogonić.
Kimen takie dziwne anomalie zawsze się zdarzały na Cmentarzysku Piratów.
Lekko stłumiony wstał po upadku o pokład statku. Walnął z takim impetem, że zemdlał i nie wiedział co się dookoła dzieje. Zauważył niemałe tornado i resztki statku
-To Marynarka czy Feniksy?- zaczął się rozglądać i zauważył odpływające statki Marines- Co się tutaj stało?! Cholera, ja zawsze dowiaduję się o wszystkim ostatni- krzyczał niezadowolony, jednak po chwili wziął się w garść.
-Jaki jest nasz następny cel?- zapytał stonowanym głosem
-Rozumiem twoja wole walki i chęć przywrócenia dobrego imienia Fallen ale jak to naprawdę będą tak silni przeciwnicy to będziemy po prostu trupami, to w ogóle nie w naszym stylu ale wpierw musimy stać się silniejsi. Możesz mieć racje z tymi anomaliami ale jeszcze poobserwujmy ich przez chwile.
Mamy lepszy od tych marines statek, z pewnością ich dogonimy, jeśli najpierw podpłyniemy do tego statku i zapytamy ich o to, co się stało. Zaxus, wiem, że lubisz ryzyko, jednak pomyśl: czy warto narażać się na straty na samym początku? I jak powiedziałem: zawsze możemy dogonić tych Marines.
Cholera... że też nie mamy dawnych mocy... Nie wiem co powinniśmy robić... Krew wewnątrz mnie, aż wrze... tak pragnę tej walki... Grrr... Pasat jesteś pierwszym oficerem decyduj...
Slawo podchodzi lekko zachwiany do kompanów.
- No fajerwerki były zacne, nie interesuje mnie co je spowodowało i nie mam zamiaru z tym igrać, więc zostawmy lepiej tamten statek i dogońmy ten co ucieka. Odwrócił się i zmierzał pod pokład w poszukiwaniu czegoś na klina.
Podrapała się po głowie.
- Szkoda ich... - Posmutniała, ale nie minęła sekunda, a otrząsnęła się z zamyślenia. - No to teraz miejmy nadzieję, że jeszcze ich spotkamy! No nie przez te emocje tak mi spadł cukier, że...- Usłyszała propozycję Mędrca. - Jestem za! Imprezka jak najbardziej wskazana! - Uśmiechnęła się szeroko do pozostałych Nakama.
PaSaT na chwilę wyszedł na pokład, to mu się nie podobało i to bardzo. Wolał być pewien że nie będą płynąc w miejsce skąd zobaczył tornado.
-Dajemy se spokój. To rozkaz! Na razie obieramy kurs na ten "uciekający" statek, zrozumiano? Być może łatwo się wzbogacimy, chociaż skoro ucieka, pewnie już jest opróżniony... No, może nie ucieka, a wtedy będziemy bogaci, pomyślcie o tym - Pasat wiedział, co kusi jego kamratów. Złoto... Prawie każdemu piratowi na dźwięk tego słowa błyszczały się oczy. A teraz być może nadeszła ich pierwsza od lat szansa na szybkie wzbogacenie się.
Aye Oficerze, zabierzemy złoto, sprzedamy statek i ludzi którzy przeżyją sprzedamy handlarzom niewolników.
*Zaraz po tym wypowiedzeniu tych słów złapał wielkie wiosła*
Nie mogę się doczekać, pomogę trochę tej łajbie.
Tylko nie ważcie mi się strzelać weźmiemy ich abordażem.
Już prawie dogoniliśmy tamten statek, a tu co? Muzyka? Oni się bawią? Nie zauważyli nas? Jak śmią nas tak traktować, nie... Nikt z nich nie przeżyje...
Hey wy słyszycie mnie?
Ogląda się i widzi obcy statek.
-A to kto znowu? Czy nie dane będzie nam zaznać dzisiaj spokoju? C3po, przejdź się po pokładzie i po prezentuj bicepsy, jeśli to wróg to może to go zniechęci.
I po zabawie... Znowu jakieś szaleńcze głosy przeszkodziły mu taniec i zabawę
- Tak jest szefie...
Przeszedł się po pokładzie jak po wybiegu dla modelek i co kilka kroków prezentował inną grupę mięśni
- O taaak, ochlap mnie wodą mistrzu! W takim słońcu będę błyszczał jak diament!
-Ha ha... co to... Miss Marca?? Czy tak teraz wyglądają piraci? Biegają z wypolerowanymi, ogolonymi klatami?
Zaxus rzucił mieczem wbijając jego ostrze w burtę drugiego statku. Po czym rzucił łańcuch który zaczepił o burtę statku nieprzyjaciela. Statki były dość blisko siebie, więc wystarczył mony rzut a potem po przelocie nad wodą wdrapać się po linie.
-Może teraz zatańczysz ze mną świerszczyku...
Kyouchika dopiero co wyszedł spod pokładu. W ręce trzymał mop, bowiem chciał przystąpić do czyszczenia pokładu. Rozejrzał się i zobaczył statek nieznanej mu pirackiej załogi. Przechadzał się po nim jakiś koks. Strasznie irytował go ten widok, jednakże nie wiedząc o co chodzi zapytał:
- Ee... a oni to kto ?
- Jeszcze nie wiemy - odrzekł Pasat. - Ale chyba ich zjedziemy, co nie, kamraci? - to rzekłszy Pasat spojrzał na wrogą załogę. Nie wyglądali na zbyt zadowolonych z zajścia.
Słysząc jak Zaxus co mówi że doganiają statek pochwycił pierwszą lepszą butelkę i biegnie na pokład. Wybiega i widzi przeprowadzony przez kolegę abordaż.
- Hej! Sam będziesz się bił chic...
Chciał wziąć łyka tego co wziął ale butelka była pusta. Spojrzał na pokład obcego statku gdzie już jeden z załogantów zaczyna dymić.
- Ferajna zbieramy się Zaxus zaczyna imprezę.
Pasat zszedł pod pokład. Załoga umiała się lać. Umiała się też zalać. Kapitan na przykład leżał totalnie zalany po wczorajszej imprezie w swojej koi i totalnie nie szło go zbudzić. Na szturchnięcia mamrotał tylko: "Ach, moja mała, piękna francuzeczko...".
Cruss właśnie wychodził, trzymając ogromną butle sake, kiedy zauważył że ktoś chce im przerwać imprezę, wcale się nie przejął, biorąc ogromnego łyka, i rzucając alkohol towarzyszom. Mimo wszystko, miał już miecze w gotowości, i nie minęła sekunda, jak do ręki wziął ogromny, 5 tonowy(rzecz jasna gumowy) młot. Zapytał się Grigorija, lekko zdziwiony:
-Kto to? - Lecz uśmiechnął się, i dodał - to wróg, prawda? Zmiażdżmy go.
Haru położył swojego mopa na podłogę. Chwilę potem wyjął z pochwy jeden, nienaładowany jeszcze pistolet. Włożył do niego kilka kul, schował i krzyknął w stronę koi PaSaTa.
- Daj znać... - w tym momencie przyjrzał się dokładnie mięśniakowi z sąsiedniego statku - kiedy będzie już można do nich strzelać. - Wypowiadając te słowa uniósł mopa i przystąpił do czyszczenia pokładu.
W tej chwili dookoła rozległ się potężny huk grzmotu. W powietrze wzniosła się chmura dymu i pełno desek z pokładu.
- Do abordażu! - rozległ się ryk Pasata, który wystrzelił z armaty w bok wrogiego okrętu. Na jego pokład powoli zaczęła wdzierać się woda. Pasat wiedział, że nic nie działa tak skutecznie, jak atak z zaskoczenia.
Nie tak szybko najpierw chcę się dowiedzieć kim byli wasi wcześniejsi przeciwnicy
-Na statku Marines? - Cruss prychnął w odpowiedzi - to raczej oczywiste, że na statku MARINES byli MARINES, prawda?
Spojrzał on na dziurę w pokładzie Szkarłatnego Pumpernikola. Jako drugi mechanik, zaczął działać, biegnąc po deski, młotek i pare innych rzeczy do ładowni, a następnie schodząc załatać dziurę.
Tatra uśmiechnął się szeroko do ciekawskiego pirata.
-Niestety na tym świecie nie można mieć wszystkiego. Decydujcie: walczymy czy rozmawiamy. Uprzedzam, że jesteśmy w dość podłym nastroju, dlatego opcja druga byłaby lepsza.
"Głupi Zaxus" - pomyślał Pasat. Miał idealną okazję do ataku, a wykorzystał ją do zadania pytania, które równie dobrze mógł zadać po wygranej, kiedy wrogowie będą już niewolnikami...
He he nie wymądrzaj się chłopczyku, bo na to jesteś o 1000 lat za młody... Chciałem wydłużyć wam życie tym pytaniem, ale skoro nie chcecie skorzystać z mej hojnej oferty...
*Zarzucił Soul Edge na plecy*
Dam wam fory przez jakiś czas nie użyję tego cudeńka.
A więc zaczynajcie nie lubię, atakować pierwszy, czuję się wtedy taki zły Kihihihihi Ahahaha...
Kyouchika szybko włożył mopa do przeznaczonego dla niego miejsca. Chwilę później szybkimi ruchami ręki wyjął z pochw oba pistolety i wycelował je w biegnącego gdzieś członka przeciwnej załogi (Crussa). Kilkanaście kul podążało za swoim celem.
Ej ty umięśniony chłopcze zawołaj z 2 kolegów do pomocy... sprawdźmy swoją siłę.
Ruch Kyouchika nie uszedł uwadze Tatera. Błazen szybkim ruchem wyjął pojedynczy nabój i rzucił go pod nogi Crussa. Poślizg i upadek miały uratować go od niechybnej śmierci.
Podczas biegnięcia, przestraszony Cruss odwrócił się, próbując uniknąć kul. Gdy mu się to udało zwrócił się do owego strzelca z przeciwnej załogi:
-Taki z ciebie pirat, tak? Atakujesz z zaskoczenia... jak... hm... król cieniasów - Uśmiechnął się.
Decyzja MG: Tak udaje ci się uniknąć kul.
- "Taki z ciebie pirat?" Hmmm? tylko skończony idiota powiedziałby: "Uważaj chcę cię zabić, gotuj się, już strzelam." ... Heh. Gdy wyciągniesz broń musisz być gotów, aby jej użyć, bez wahania... JESTEŚ PIRATEM POWINIENEŚ WIEDZIEĆ CO MOŻE CIĘ CZEKAĆ!!
Nie było czasu na naprawianie statku. W trakcie gdy on będzie łatał dziurę ktoś znów wystrzeli, a o wiele bardziej przydałby im się tu i teraz. Ruszył na Zaxusa.
-Ja, mówię tutaj o dumie! - Mimo wszystko, zmusił się do uśmiechu. - Tak na marginesie, jak się nazywa wasza załoga? - Trzymał już miecze w rękach, odrzucając 5 tonowy młot gdzieś w tył.
<tylko ja jestem>
Nasza załoga to FALLEN!!
*Mówiąc to szybko podbiegł do chłopaka z mieczem w ręku i próbuje uderzyć go w brzuch.
Decyzja MG: Cruss unika ciosu.
Kimen popatrzył z politowaniem na załogę przez głowę przechodziło mu tylko-(to ma niby być załoga piratów? No to teraz mam pewność że na tamtych statkach marines nie było nikogo na poziomie admirała bo inaczej byłaby tu niezła masakra. Ale i tak muszę tam do tych pcheł zejść). Jak pomyślał tak zrobił, wziął swój młot w obie ręce i przeskoczył na ich statek. Gdy wylądował zaczął się przyglądać i wtedy se pomyślał.(oh będzie masakra).
Mężczyzna używając pokładowej liny, wykorzystując ogólne zamieszanie, w mgnieniu oka dostał się na statek Soge.
Popatrzył przez chwilę na to co dzieje się na dole i wyjął swoje rewolwery po czym wsadził w nie 6 "zwykłych" naboi do każdego.
-Hmm ciekawe kiedy zjawi się Kapitan.
Po udanym uniku zaczął biec na Zaxusa zygzakiem, i szarżując na niego, obydwoma mieczami w inne części ciała, aby ciężej mu było się obronić, kiedy straci przez to czujność, spróbował sprzedać mu kopniaka w krocze.
-Właściwie, to nie obchodzi mnie duma. Przepraszam za wprowadzenie was w błąd.
Decyzja MG: Zaxus zostaje lekko nacięty na ramieniu.
Gdy piracie jeszcze rozmawiali, Tater skrył się za masztem. Wyjął oba swe pistolety, strzyknął kilka razy karkiem, po czym wyszedł zza osłony. Najpierw strzelił w skaczącego nrg, po czym skierował obie lufy na Takoyaki, który zaraz został zalany serią ołowiu.
Heh... Zauważyłem! - taka małą ranka nie była w stanei zrobić mu krzywdy.
Szybkim ruchem złapał Crussa za ubranie. jednak ten nacinając jego rękę oswobodził się.
Decyzja MG: Zaxusowi udaje się złapać Crussa (bo nei wiem jak można to zrobić łańcuchami)
Decyzja Mg: Crussowi udaje się wyswobodzić.
Nie miał już wątpliwości, to był wróg. Jednak nie była to taka sytuacja jak ostatnio, można było zauważyć że obie załogi są zbliżone poziomem. Nie pozostało mu zatem nic innego jak włączyć się do walki. Podbiegł do Zaxusa i podciął go nieuzbrojonym końcem laski.
-Vercendus Deceptio!
Po czym wyprowadził atak drugą stroną laski w głowę przeciwnika.
-Alius Fluctus!
Takoyaki stara się unik kul. Po tym zdarzeniu biegnie w stronę Zaxusa , wyskakuje w powietrze i chowa się gdzieś. ( Spowodowane jest to zacięciem się rewolwerów )
Decyzja MG: Takoyakiemu udaje się uniknąć kul.
Zaxus obrywa lecz cios jest za słaby by upadł.
- Heh może będzie ciekawie, czuję się jak leszcz, teraz walka to nie to samo co kiedyś... prawie bym dostał... Heh więc może skoro byłeś tak bliski zabicia mnie dam ci prezent...
*W czasie mówienia "dam ci prezent" próbuje ponownie chwycić Crussa ten jednak unika.
Decyzja MG: Cruss unika chwytu.
Pasat, siedzący w ładowni, załadował armatę i oddał kolejny strzał. Po wystrzale ilość dymu zasłoniła mu widok i nie wiedział w końcu, w co trafił...
Widząc co sie właśnie stało Slawo usiadł sobie na pokładzie i chwycił się za głowę która od huku armat pękała z bólu i pomyślał sobie że jak pasat dalej tak będzie szalał to i ich łajba sie rozsypie.
- gyeh! - Wynurzył się z wody jako pierwszy - M... mam nadzieje, że nas tu nie widzą. Promyczek... zaraz, co teraz zrobimy? Nie mamy statku.
Wypłynęła na skalny brzeg. Położyła ostrożnie Imi. Dziewczyna z ledwością żyła. Obawiała się, że może tego wszystkiego nie przeżyć. Po chwili za nią wyłonił sie z wody Uisper.
- Zajmij się nią. Podrzyj swoją koszulę na bandaże i opatrz ją. Jak skończysz znajdźcie jakieś schronienie.
Chłopak kiwną głową na potwierdzenie i zabrał się za opatrywanie rannej.
- Wracam po resztę. - wskoczyła ponownie do wody, by popłynąć w miejsce gdzie stał jeszcze przed chwilą jej statek, a na dnie spoczywały jeszcze trumny z jej załogą.
Hisoke obudził pierwszy wystrzał z armaty. Wstał i wyszedł zobaczyć co się dzieje, dostrzegł kilka osób walczących z jego załogi z nieznanymi mu osobami postanowił jeszcze trochę popatrzeć na przebieg walk i dopiero wkroczyć do walki, jeśli nastanie taka potrzeba.
Tymczaem pod wodą...
Tymek wraz z Soet nadal siedzieli zamknięci w trumnie! Co gorsza, kamienne pudło pogrążało się coraz bardziej w morskich odmętach. Woda zalewała trumnę w zastraszającym tępie. Powietrze za chwilkę miało sie skończyć. Tymek wykorzystał ostatnią chwilę kiedy mógł jeszcze mówić.
- Pojedynczo nie damy rady! Na "trzy!" kopiemy w wieko! Gotowa?! Raz! Dwa! Trz...bulbulbul... - podwójny kopniak odwalił wieko. Dwójka przyjaciół wyswobodziła się z kamiennej pułapki. Ale pojawił się następny problem. Byli już tak głęboko pod wodą, że ledwo było widać niebieskie, jasne niebo.
Bez chwili wahania zaczęli płynąć w górę. Zaczynało im brakować powietrza, a do powierzchni nadal był spory kawałek. Wiedzieli już, że nie dadzą rady. Nagle Tymek złapał Soet za rękę i zaczął coś gestykulować... Na szczęście Soet w porę zrozumiała o co mu chodzi. Zbliżyli się do siebie i złączyli w geście pocałunku. Byli uratowani! Dzięki tej, jakże sprytnej metodzie, mogli płynąć dalej. Płynęli... jeszcze 15... 10... 5 metrów... Udało się! Gdy tylko wydostali się na powierzchnię, odetchnęli z ulgą...
A teraz krótkie oświadczonko...
Narąbałem się przy was jak nie wiem. Lepiej się zapoznajcie, bo sporo pozmieniałem. Wykazałem dużo dobrego serca nie wywalając wam tego wszystkiego w cholerę. Osobiście nie mam nic na swoje usprawiedliwienie a co ważniejsze mam to gdzieś...
Fallen nie ma prawa znać moich ludzi i to wam dobitnie uświadomiłem.
Zadne cyrki jakie tu się dokonują nie mają racji bytu.
Walczyliście sobie beze mnie decydując za innch.
Sami nawprowadzaliście chaosu, jeden przez drugiego.
PaSaTa z tym swoim na dole też dołożył do pieca.
A teraz czas na ciąg dalszy.
Wyspa na którą przybili wcześniej Sogo z Feniksem charakteryzowała się dość długim dzień. Ten dzień obfitował w różne wydarzenia. Lecz chylił się już ku końcowi, słońce zaczęło ustępować miejsca księżycowi. Było jeszcze dość widno ale jasnym było że noc zbliża się wielkimi krokami.
Wenz z Till juz dawno puścili wolno Sogeńczyków sami popijali wesoło wino, na pokładzie statku na który Till przetransportowała złoto.
- Hahaha jaka jatka - roześmiał się Wenz.
- Nie dołączymy tam braciszku?
- A po kiego?
- Moze dlatego że Lighting wspominała o Fallenie? - dołączyła się Ashelia.
- To niech sama zapierdala - odpyskowała Till.
- Siora dawaj wiatr w żagle i ich prędko dogonimy - zaproponował Wenz.
Statki cały czas płynęły, szczęśliwym trafem kula armatnia nie wyrządziła większych szkód, zerwała barierkę na dziobie i wpadła do wody.
Mono nie brała udziału w walce, obserwowała otoczenie - Słuchajcie! - krzykneła na całe gardło, żeby się przebić przez wrzawę walki - Nasi ulubieńcy nas doganiają. Wolała bym drugi raz, w tak krótkim czasie się z nimi nie spotykać. - po chwili zastanowienia - Hej! wy, Fallen! Na pewno nie dacie rady ludkom na tamtym statku!
[Zawsze pisałem posty takiej mniej więcej długości i przykro mi, ale na razie się nie odzwyczaję.]
W ciągu całego zajścia gdzieś na pokładzie smacznie spał sobie on - Anthony. Byłoby wspaniale, gdyby mógł ten dzień spędzić na myśleniu o niebieskich migdałach i popijaniu rumem tych głębokich przemyśleń. Jednak... no właśnie... Fallen nie należał do załóg spokojnych. Był niczym młoda kobieta, której nie w głowie nauka i dom, a huczna zabawa do bladego świtu. Niestety jego powinnością było zatańczyć z tą zapijaczoną damą, bo żaden inny partner nie zna tak dobrze jej kolejnych kroków w zakrapianym walcu.
Wstał, przeciągnął się zmęczony wczorajszym dniem i wyszedł w blasku zachodzącego słońca. W całej tej wrzawie prawdopodobnie nikt go nie zauważył, ale to on zauważył tę wrzawę i to wystarczyło. Trzymaną w dłoni butelkę rozbił o maszt, w tej chwili trzymał już tylko jej szyjkę z ostrymi zakończeniami. Poirytowany rzucił:
- Zaxus... co ty do cholery jasnej sobie wyobrażasz?! Kto wydał rozkaz "do abordażu", hę?!
Pomyślał chwilę, ale zdał sobie sprawę, że to po części jego wina - zasnął i zostawił Pasat`owi wszystko. Zapewne teraz już nie uda mu się ich zatrzymać, więc pozostało walczyć do końca, albo...
Evans olał ich i podszedł do steru. Nim ktokolwiek choćby spróbował go powstrzymać przekręcił łajbę na tyle, żeby załoganci nie mieli ze sobą kontaktu, możliwości kontynuowania walki. Wtedy rzucił ironicznie w stronę ogółu:
- Przepraszam państwa za wszystko, ale nasza załoga lubuje się w takich sprawach i nie bylibyśmy sobą, gdyby nasze ostrza dalej wołały z pragnienia zabawy. Moje imię - Anthony Evans, a ta załoga to Fallen. Nim znowu obrócę statek na tamtą wyspę chcę poznać wasze zdanie. Poddacie się dla waszego dobra, czy wolicie zginąć z naszej ręki?
[Tak - to jest ten moment, w którym dobrze wspomnieć o DBF, jeśli rozumiem, że już z niego zrezygnowaliśmy daj ktoś znać na PW to zmienię treść posta.
Post napisany przed tym wyżej.]
Grrr... Obudził się zrzęda - wymamrotał cicho sam do siebie - Kapitanie ty to umiesz popsuć zabawę...
* Po czym zarzucając łańcuch i idąc po nim powolnym, spokojnym krokiem przechodzi na fallenowski statek, gdy nagle w połowie drogi zatrzymuje się, nie obraca, a tylko unosi otwartą, prawą dłoń na wysokość głowy*
Żegnam, przyrzekłem temu Panu posłuszeństwo, więc MACIE PRZEŻYĆ, spotkamy się jeszcze kiedyś... kto wie może na szczycie. He he he he...
Tch! I to ma niby być nasz kapitan, śpi cały dzień a potem jak jest akcja to podkula ogon i ucieka?!-Wymamrotał jeszcze pod nosem-Fallen nigdy by się tak nie zachował ale.....Kurna!-Chciał jeszcze kontynuować walkę ale został wychowany by dotrzymywać danego słowa a jednym z nich było właśnie podporządkowywanie się kapitanowi ale dzięki tej decyzji wcale nie poprawił sobie opinii u Kimena. W końcu odłożył swój młot na plecy, włożył ręce do kieszeni w spodniach i zaczął odchodzić w stronę statku jeszcze na chwile odwrócił głowę w kierunku przeciwnej załogi a potem w stronę Zaxusa po czym pomyślał se- Jeszcze się spotkamy? Zaxus przecież już ich nie spotkamy, cieniasy ich pokroju szybko zdychają i oni nie są wyjątkiem.
Spod pokładu wyszedł Pasat z markotną miną.
- Heh, już się powoli wkręcałem... - rzekł, po czym spojrzał na załogę Soge. - Do następnego...! W sumie było miło! - pomachał z uśmiechem na twarzy do wrogiej załogi. W końcu coś innego, niż tylko ta podróż z kamratami przez leniwe wody Grand Line. W sumie to wg. niego ten ocean powinien się zostać nazwany Oceanem Spokojnym. Może to dlatego, że wszystkie sztormy przespał? ;]
Wody morza zaczynał robić sie coraz ciemniejsze. Znak to był, że na górze zaczyna zapadać zmrok. To dobrze. Noc jest naszym sprzymierzeńcem. Na dnie leżały jeszcze dwie trumny i kamienna kula, w której zamknięty był Kodu. O Koda sie nie martwiła. Był niczym owoc diabelski, którego moc posiadał. Nie do zdarcia. Tyle, że przebywając w morskiej wodzie musiał być osłabiony. Dobra, ale najpierw ta dwójka. Podpłynęła do pierwszej mniejszej trumny. Uderzyła z całej siły.
Decyzja MG: Nie udaje ci się rozwalić kamienia.
Kyouchika przygotowywał się do oddania kolejnej salwy na wrogich im piratów, jednakże w tym momencie pojawił się ich kapitan - Iskar. Nagle kurs statku zaczął się zmieniać, oddalali się oni od swoich przeciwników. Chwilę później Iskar wygłosił swoją mowę, która nakazywała im zaprzestać ataku. Chłopak pomyślał wówczas tylko "Toż mogliśmy ich wykończyć...", następnie rozejrzał się po pokładzie, by zobaczyć reakcją swoich towarzyszy. Wszyscy postąpili zgodnie z rozkazem kapitana, w związku z czym sam też postanowił tak zrobić. Wystrzelił tylko kilka kul ku mewie przelatującej nad ich statkiem, by móc pozbyć się choć odrobinki swojego gniewu i niezadowolenia. Ostatecznie schował swoją broń, wziął mopa do ręki, na wszelki wypadek zdjął jego metalowe zakończenie i kontynuował to, co zaczął przed bitwą - czyszczenie pokładu.
/ Jutsu wykonuj swój ruch xD /
* Niezaspokojeni, poirytowani decyzją kapitana, kierujemy się ku wyspie, aby zapisały się nowe współrzędne na Log Pose *
Odsunęła wieko pierwszej trumny. Bąbelki powietrze popłynęły do górę. Wyciągnęła z niej nieprzytomnego Sashe. Złapała chłopaka za rękę. Pociągnęła go do kolejne i zrobiła tak samo. Z niej wypłynął Koro. Wcisnęła mu chłopaka w ręce, a gestem ręki kazała płynąc w górę. Został jeszcze Koduś. Kamienna kula u góry miała właz. Otworzyła go uwalniając tym samym powietrze. Szybko złapała go za koszulkę ciągnąc go do góry. Teraz musiał jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. Mknęła szybko, szybciej. Wypłynęła w końcu na powierzchnię.
- Żyjesz? - spytała Kodusia, który zawisł na niej. Rozejrzała się dookoła. Na powierzchni pływały szczątki promyczka.
- Rwa mać. Nie mamy statku.
Kodu złapał się szyi syrenki, aby ułatwić jej pływanie, po czym wypuszczając powietrze powiedział:
-Czas przejść do planu B
Kiedy Takoyaki próbował odblokować swoje rewolwery spostrzegł, że jego załoga wraz ze statkiem niebezpiecznie się oddala. W tym właśnie momencie coś go ruszyło, że chyba o nim zapomnieli. Czym prędzej biegł w stronę burty aby doskoczyć do swego statku, ewentualnie jeśli był daleko do niego dopłynąć.
Jednak Soge nie zauważyli, że już od dość długiego czasu. Na ich statku przebywał ktoś jeszcze.
Kobieta leżała oparta o ścianę kajuty wypijając ich trunek. Olała wszystkie hałasy jakie powstały na wskutek zabawy Fallenu. Jednej do drugiego strzelał, inny ciął, krzyki to wszystko bardzo ją irytowało, ale nie chciało jej się ruszać zwłaszcza, że przerwałoby jej kontakt z tym wyśmienitym trunkiem.
Większość Sogeńczyków była zbyt zajęta "nowym problem" by mieć czas zajmować się takim kimś. W pewnym momencie coś sobie przypomniała.
- O rzecz cholera! Misja! Zaczęła rozglądać się po miejscu.
Zdjęcie pani:
http://farm4.static.flick..._5f0b386567.jpg
Widząc zawiedzione miny towarzyszy postanowił zaproponować jakiś napój wysoko oprocentowany, lecz gdy do nich mówił nie dostawał odzewu. Wziął jedną tym razem pełną butelkę i udał się do kajuty poprzeglądać mapy.
Patrzył na dziwne zachowanie najeźdźców, nie do końca pewny ich zamiarów. Co oni odwalają, atakują nas, a nim walka się porządnie rozkręci już się wycofują? Choć tak naprawdę to go nie obchodziło.
-Walić tych dziwaków, wracamy do imprezy!
-Nie ma imprezy bez porządnych trunków!! - zawołał wesoło Tater i poszedł po wzmiankowane napoje. W drodze po zimno piwko chłopiec niespodziewanie potknął się o pustą butelkę. Wywinął fikołka i potoczył się po pokładzie wprost pod nogi nieznajomej. Błazen spróbował zogniskować rozbiegany wzrok na dziewczynie.
-Um... Witam?
-Nie ma imprezy bez porządnego jedzonka - Stwierdził wesoło Cruss na słowa Tatera. On także potknął się o wyżej wymienioną butelkę, upadając na błazna, i z oskarżycielskimi słowami krzyknął:
-Tater, co ty tu do kurki nędzy wyprawiasz?! Nie rzucaj tych butelek gdzie popadnie! - Lecz wtedy zauważył ładną panią, i powtórzył wypowiedź towarzysza.
Szybko zauważył piękną kobietę w rogu statku i klęczącego przy niej Tatera. W mgnieniu oka chłopak stał już przy dziewczynie, pewnym ruchem ręki odsunął Tatera od kobiety, później identycznie zrobił tak z Crussem, a następnie złapał nieznajomą za dłonie i zaczął mówić
- Witaj o piękna! Zechcesz z nami świętować?- patrzył jej prosto w oczy. Chciał klęknąć na kolano, jak rasowy gentleman, jednak ilość alkoholu, którą wypił i wystająca noga Tatera, spowodowały upadek kolosa, który całą masą walnął o pokład
-Cholera! Znaczy!.. Kim jesteś o piękna nieznajoma?- mówiąc to wstał na nogi i zaczął otrzepywać się z brudu
- Witam. Dziewczyna spojrzała na błazna (lol no po prostu lol) Chwilę potem przyleciał kolejny. A zaraz po nich jakiś miss kulturystów, który do tego złapał ją za rękę. Coś mówił po czym się przewrócił puszczając rękę. - Czemu ja tych ludzi nie kojarzę?
Kurde, tak to jest jak człowiek nie pomyśli. Skąd ja tu siew ogóle wzięłam - zastanawiała się w myślach. Miała talent do zapominania o rzeczach które wydarzyły się stosunkowo niedawno. Nie inaczej było tym razem. Choć trzeba przyznać że szczęście jej sprzyjało, pamiętała o misji a to już było coś. Nie namyślając się długo postanowiła odpowiedzieć na pytanie.
- Jestem Lighting i nie wiem jak tu trafiłam - to mówiąc złapała się za głowę. - Często tak jest, że zapominam pewne rzeczy...
PAX - zniknie za max 10 min
PAX zniesiony. Sorry
Po powrocie na statek, Kimen od razu poszedł do Iskarioty i wrzasnął na niego-Iskariota!!! Co to niby miało być do cholery!? nie obchodzi mnie ze sobie spałeś pod pokładem jak już walczyliśmy to trzeba było nas jakoś wspomóc a nie wydawać rozkaz odwrotu! Do tego jeszcze musiałeś przepraszać te miernoty a na domiar złego Zaxus powiedział im kim jesteśmy więc na pewno myślą ze Fallen to załoga tchórzy-Po tym zdaniu podniósł swoją prawą rękę i zacisnął ja w pięść-Jeszcze raz nas tak ośmieszysz to nie ręce za siebie-Po tym zdaniu odwrócił się i poszedł w kierunku Kyouchiki.
Z ładowni dobiegła seria skrzypnięć, trzasków i wreszcie ogólny rumor. Po chwili tylko krótka wymiana nerwowych szeptów i jęknięć poprzedziła wyglądnięcie Jackie przez kratę ładowni na pokład.
- Oo, ktoś nowy, witamy! - powiedziała, uśmiechając się szeroko, choć nieco krzywo, ale powodem mógł być wielki guz na głowie. - Obawiam się, że skrzynie w ładowni nie były wystarczająco dobrze poukładane, bo jak nami zatrzęsło, to mnie i Shi nieco przygniotło... - wymamrotała, wypełzając przez jedną z krat. - Ej, czy to nasza nowa załogantka? Opijamy nową nakamę? I to jaką śliczną! Polejcie i mnie!
Ci Falleni to jacyś niezrównoważeni psychicznie ludzie- pomyślał Nac, udając się po piwko. W tym czasie zauważył jakieś zamieszanie między Taterem, Crussem i C3. Podszedł do nich i zauważył dziewczynę. Czyżby jedna z Fallenów pozostała na naszym statku ? Podszedł do grupki.
Zwrócił się do Jackie, całkowicie spokojnie:
-Widzisz, pani kapitan, to nie nasz nakama. Ona się tu sama znalazła, nie wie gdzie jest, i co miała robić. - Trochę się zdziwił, i czekał na reakcje.
- Ja do nich dołączyłam? Mocno zmieszała się słysząc słowa Jackie.
Usłyszała słowa Crussa.
- Tak, tak właśnie - kiwała twierdząco głową - ja chyba wylądowałam tu przypadkiem, posiedzę tu sobie póki nie przybijemy do wyspy... A tak właściwie, kim jesteście?
-Jesteśmy piratami...znaczy się normalnymi żeglarzami! - Powiedział lekko przestraszony swoją głupotą. - Poznaj proszę C3, Tatera, Jackie i mnie, Crussa. - Potem pobiegł do ładowni po kolejną butelkę alkoholu, kiedy coś mu się przypomniało - Jackie, co ty robiłaś w ładowni?!
Po słowach Crussa podbiegł ponownie do dziewczyny
-JA, Moja śliczna, jestem Chrono, zwany c3, ale TY piękna, możesz mi mówić... 'Mój książe'!- ponownie chwycił dziewczynę za dłoń.
-Możesz zostać ile chcesz- tutaj podaje kufel z zimnym piwem- napij się! Tylko jest jedna zasada...- tutaj wyciągnął śpiewnik i podał dziewczynie- Aby zostać, musisz się nauczyć tej piosenki na pamięć
Sogeki no shima de
Umareta ore wa
Słysząc pierwsze słowa tej piosenki była pewna. Musi wypić więcej.
- Postaram się - zasalutowała. - Póki co muszę nabrać energii.
Chwyciła więc kufel i przechyliła. Co za wesołą ferajna - pomyślała. Im więcej piła tym mniej pamiętała, a to bardzo źle wróżyło na jej "przyszłość".
- Spokojnie, C3, spokojnie - zaśmiała się Jackie, sięgając, by poklepać go po ramieniu. - Skoro piękna panna potrzebuje tylko podwózki, to nie widzę powodu, by w nią wmuszać nasz hymn. - "I tak będzie go słyszeć codziennie przed snem niczym kołysankę " - dodała w myślach, przypominając sobie, jak sama się nauczyła tej piosenki. - Niemniej jednak chyba nie pogardzisz towarzystwem i przyłączysz się do nas w zabawie? - zapytała nieznajomej radośnie.
Nie miała okazji usłyszeć jej imienia, ale mniejsza z tym, takie rzeczy zawsze są do nadrobienia.
- W takim razie odpoczywaj, na statku spokojnie jest dość miejsca. No, ludki, za nową znajomą w takim razie - KAMPAI!
- Jasne, czemu nie - odparła radośnie. Nie potrafiła odmówić tym ludziom, byli radośni weseli ręka sama sięgała po to co chciała, czuła się dość swobodnie. Nie jak szczur pokładowy, który wpieprzył się na gapę.
Tymczasem, w końcu, no wreszcie no ile można czekać na tę cholerną noc,
ekhem, nadeszła noc. Było dość ciemno ale księżyc który świecił w 1/4 swego majestaty, częściowo naprawił ten problem.
Statki marynarki płynęły za sprawą mocy Till, prędko przełamując falę za falą. Gonili Fallena. Ich dni były policzone jak naszego prezydenta. (znaczy jego szanownej prezydentury)
Nadeszła noc, chłopak skończył właśnie sprzątać pokład. Udało mu się znaleźć szereg pustych butelek. Nie wiedząc, co z nimi zrobić postanowił porozstawiać je sobie na barierkach statku i zabawić się z nimi. Chwilę później butelki były już ustawione. Kyouchika rozstawił je tak, że każda następna znajdowała się jakieś 3m dalej od poprzedniej. Następnie naładował swoją broń, stanął jakieś 10m od pierwszej i zaczął celować w ich główki. Wydawało by się to nocą niemożliwe, jednakże od butelek odbijał się blask księżyca, co pozwalało chłopakowi na dość dokładne określenie ich położenia. Zaczął strzelać... pierwsza butelka, druga i tak po kolei. W pewnym momencie wszystkie były już zniszczone. Chłopak widząc co narobił udał się szybko po zmiotkę i szczotę, aby wysprzątać szkło, które pozostało na statku - większość wpadła do morza. Chwilę później zbliżał się do niego jego towarzysz - Kimen. Kyouchika od razu zauważył, że nie jest w najlepszym humorze, z resztą sam też nie był. Nie pytając się o co chodzi, rzucił tylko:
- Wyczyścić Twój młot ?
EDIT:
Tymek co do Twojego pytania:
w karcie postaci napisane jest, że Iskariota to przezwisko Anthony'ego Evansa. Co do zwrotu "Kapitan Iskar" - jak dołączałem do Fallenów Iskariota napisał mi w PW, żeby w załodze się tak do niego zwracać, więc to robię ;)
Tater oparł się o barierkę i spod przymrużonych powiek obserwował nieznajomą. Zastanawiał się, w jaki sposób dziewczyna dostała się na statek. Reszta załogi zdawała się tym nie przejmować, chłopak wciąż jednak pamiętał kłopoty, jakie sprawił im ostatni nieoczekiwany gość. Nieznajoma nie przejawiała żadnych wrogich zamiarów, przynajmniej na razie. Trudno natomiast było nie zauważyć, iż zasmakowała w trunkach załogi. "Hm, w sumie to dobrze. Może gdy się spije, stanie się bardziej... wylewna." Tater zaśmiał się głośno i podniósł wysoko kilka butelek z rumem.
-Hej załogo!! Wznieśmy toast za naszego pięknego gościa!! - Odpieczętował zębami butelkę, wypił małego łyczka i podał napój dalej.
No przydało by mu się to po tych wszystkich latach-Zdjąłem młot z pleców i podałem kyou, po czym osiadłem na podłodze-Mieliśmy idealną szanse zęby pokazać im siłę Fallen ale niestety musiał się on obudzić i wszystko popsuć, jak mamy płynąc po morzach skoro dowodzi nami kapitan który tak szybko rezygnuje...gdyby to Fallen wstał z drzemki i zobaczył nas walczących bez rozkazu to by nas opieprzył że jeszcze nie skończyliśmy z nimi....ale takie gadanie nic mi nie da. Jeśli nie okaże się on dobrym kapitanem a zwłaszcza odważnym to nie uda nam się przywrócić dobrego imienia naszej załogi, a ty co myślisz o tym?
-Tak więc, zaraz wracam. - Krzyknął Cruss do reszty, i pobiegł do kuchni. Po pewnym czasie pichcenia, i tęsknoty za imprezą, przyniósł parę kawałków mięsa, i po marchewce dla każdego. Z tej imprezowej okazji, zaśpiewał:
Sogeki no shima de
umareta ore wa...
Chłopak wyrzucił za burtę potłuczone szkło. Później poszedł do swojej kajuty. Zostawił w niej szczotę i zmiotkę, a wziął szmatę oraz specjalny płyn do czyszczenia metalowych przedmiotów własnej roboty. Następnie skierował się do kuchni, przechwycił dwie butelki wódki, napełnił wodą wiadro i wrócił do swojego towarzysza. Wręczył mu jeden z trunków, sobie wziął drugi. Potem ostrożnie złapał i przechylił młot kimena, następnie polewając szmatkę wodą i płynem przystąpił do jego czyszczenia, przecierając dokładnie milimetr po milimetrze broń swojego towarzysza. Chwilę później Kimen zaczął mówić o dzisiejszym dniu. Kyouchika uważnie przysłuchiwał się jego słowom, aż w końcu usłyszał "a ty co myślisz o tym?" . Chłopak przerwał na chwilę czynność, którą wykonywał, aby móc się zastanowić nad odpowiedzią. Spojrzał w stronę statku napotkanej wcześniej pirackiej załogi, po czym patrząc się prosto w oczy swojemu rozmówcy, z powagą w głosie krótko odpowiedział:
- Takiej wiochy jak dzisiaj, to my jeszcze nigdy nie mieliśmy... - po czym dalej polerował młot.
*Zaxus szukając czegoś po całym statku trafia na Kimena i Kyouchika. Rozgląda się dookoła w końcu podnosi głowę i pyta się.*
- Heh mamy na statku spirytus? Wiem, że gdzieś musi być, bardzo go potrzebuje... Przy okazji powiedzcie, Panu kapitanowi, że potrzebujemy więcej prochu.
Tia poczekaj zaraz z czymś wrócę-poszedłem do kuchni i wziąłem 4 butelki wódki na wypadek gdyby ktoś jeszcze przyszedł, po czym wróciłem do dwójki nakama rzuciłem jedną zaxusowi po czym usiadłem a pozostałe postawiłem obok siebie i wziąłem moją wcześniejszą Trzymaj i pij trzeba utopić ta hańbę jaką się dzisiaj okryliśmy, nie było by tak źle gdybyś nie powiedział jak się nazywamy bo wtedy nie wiedzieliby co za bandę lamerów spotkali....ale to nie twoja wina tylko tego cholernego kapitana, tez tak uważasz co nie?
He he sam mówiłeś, że oni długo nie pożyją... Nie przejmuj się tak tym He He... Grrr... to wódka szukam spirytusu *oddał butelkę* , Heh... trzeba poszukać gdzie indziej...
*Poszedł pod pokład, szukać składników na swoje bombowe niespodzianki. Nie myśląc długo zwiną saletrę, którą konserwowaliśmy mięso, cukier, węgiel, proch strzelniczy, siarkę (miał jej zapasy już od dawna)... a po dłuższej chwili znalazł i swój upragniony spirytus*
Pomyślał sobie:
Następnemu wrogu zgotuję ładną niespodziankę * i zaczął tworzyć coraz to nowe zabawki: Koktajle Mołotowa ze spirytusu, bomby, bomby błyskowe i inne pirotechniczne pierdółki. Postanowił je robić do czasu, aż dotrą do nowej wyspy.*
- Kimen ~~!
- Rzuć mi butelkę.
Głos z przed chwili wydobywał się z bocianiego gniazda. Oprócz głosu był tam także dym.
Takoyaki nie lubił rozmawiać , a tym bardziej przebywać w miejscach zbiorowych tak więc bocianie gniazdo najlepiej mu pasowało.
Ja wam proponuję bunt zrobić
Osoba która nie pamiętała skąd w ogóle znalazła się na statku Soge bawiła się wraz z Sogeńczykami, zapominając o wszystkim co powinna była zrobić. Czuła się jak wśród swoich, tak sympatyczni to byli ludzie. Takie życie jej odpowiadało wesołe, radosne i z przymróżeniem oka. Nie rozumiała tylko czemu ciągle to śpiewali?
- A tak w ogóle - oparła się o ramię Jackie - powiedz, co to za piosenka te Sogekino szimade?
Dobra masz-biorę butelkę którą oddał mi Zaxus i rzucam takoyakiemu i mówię głośno do niegoWiesz mógłbyś do nas zejść bo omawiamy dość ważny temat w tej chwili.
PS:Jutsu my bezwzględni lecz swój honor mamy i słowa dotrzymujemy...do czasu
Chłopak wysłuchał wrzasków nrgzero, zastanowił się, po czym odparł:
- Mówisz pomóc wam? Phi... Będzie jeszcze okazja, żeby pokazać im kto tu rządzi. Tamte przeprosiny były tylko drwinami - myślisz, że naprawdę będę tak miły i otrę chusteczką zranionego wroga?! Nie żartuj sobie ze mnie!
W tym momencie zawołał do całej załogi:
- Ludzie! Wiem, ze jesteście w gorącej wodzie kąpani, ale to było niezbędne. Gdzieś tu widziałem marynarkę, rozbitków, no i jeszcze Soge. Rozpoznaje ich z plotek w innych miastach głoszonych. Gdy przybijemy do brzegu załatwię nam inną rozrywkę, a póki co ustąpcie tym fretkom.
Wiedział, ze gdyby jego załoga tam została musieliby poradzić sobie z wszystkimi tymi problemami naraz. Rozbitkowie mogli chcieć przejąć ich statek, a Soge i marynarka stanowili dodatkowy problem. Poza tym jeśli ich statek ucierpiałby spadłoby morale, podróż spowolniłaby. Na lądzie nie mieli jednak żadnych zahamowań. Mogli bez obaw o cokolwiek wyrównać rachunki.
* Wreszcie udało nam się dotrzeć na wyspę *
- Załoga pójdę na plażę, nazbieram owoców, zetnę kilka palemek, nazbieram robaków.
Idę z tobą, muszę się przejść. Zacząłem wychodzić z pokładu na wyspę z znacznie lepszym humorem mówiłem se w myślach jednocześnie patrząc na młot. Kyou jak zwykle wykonał perfekcyjną robotę, mój młot nie lśnił tak od setek lat no i przynajmniej odpocznę sobie chwile od tego kapitana od siedmiu boleści. Po skończeniu tej myśli zarzuciłem młot na plecy i zacząłem podążać za Zaxusem
- Patrz zatrzymali się - powiedziała Till do brata.
- Dobra to czas jeszcze tym przetrzepać dupę.
Podeszłą do nich ostatnia z trójki.
- A nie lepiej poczekać na Lighting? - zapytała towarzyszy.
Obydwoje zrobili dziwne miny. Widać było, że propozycja ta nie za bardzo przypadła im do gustu.
- Wiesz, z nią się nie da gadać - zaczęła siostra byłego admirała.
- właśnie.
- Jest aspołeczna - wymieniała dalej.
- właśnie.
- dla niej liczy się tylko misja
- właśnie
- Dość już, dobrze zrobimy to sami, a konkretniej tylko ja.
- Ależ moja droga, widziałaś z kim mieliśmy dziś do czynienia. Nie wychowane chamstwo.
- Bo wy jesteście kulturalniejsi.
Till najchętniej by powiedziała "zostaw ją niech idzie, ale tym razem wolała się nie wtrącać". Ashelia kontynuowała.
- Mam dość tej krwi, wy tu zostajecie a ja biorę jeden statek i płynę na spotkanie z nimi. Nie zabiją mnie przecież.
Sesese dobrze powiedziane. - Na drugim statku stała postać okryta płaszczem. - Ale zapominasz, że tym razem moja pomoc będzie nieoceniona.
Ashe spojrzała kontem oka na sylwetkę w cieniu.
- No tak jeszcze to... - Zrobiła głęboki wdech po czym rzekła.
- Wy poszukajcie Lighting a my zajmiemy się kwestią Fallena.
- Dobra - rzekli zgodnie.
I tak jeden statek wyrwał się z grupy trzech. Dwa pozostałe zajmowała Ashe i postać okryta płaszczem. Zmierzali oni w stronę wyspy.
- Ale pierdolenia z nimi... - westchnęła Till.
- No a jeszcze tej musimy szukać.
- Phi olej ją, jak taka głupia to niech się da sprzedać na targu niewolników. Może tam ją kiedyś znajdziemy - szturchnęła brata łokciem.
Obydwoje się zaśmiali wyobrażając ją sobie na Sabaody.
- Dobre. Póki co odpłyniemy, by plan się udał, a potem zajmiemy się tamtą sprawą.
- Zgoda.
- To nasz hymn - odparła Jackie, która już po czwartej rundzie podawanych wkoło kolejnych butelek rumu, wina i grogu była lekko rumiana i jeszcze szerzej niż zwykle uśmiechnięta. - Był kiedyś pirat, o wielkie dzięki, C3 - upiła rumu i podała gościowi, - który wsławił się swoją odwagą, przebiegłością i męstwem na Grand Line i pomniejszych morzach. Mówiono na niego Sogeking. Idol wszystkich strzelców na pirackich statkach - zachichotała. - Wiadomo, o wielkich ludziach powstają pieśni i ta jest właśnie o nim. Sama go nigdy nie widziałam, ale ci, którzy się z nim spotkali mówią o nim w samych superlatywach, więc nie może być z niego zły człowiek... W każdym razie, o, wino, wielkie dzięki, - gul, - masz na oku jakąś konkretną wyspę na którą chciałabyś się udać, czy też zgodzisz się zostać naszym gościem tak długo, aż nie natrafimy na jakąś zasiedloną z odpowiednio rozbudowaną aglorem... - Jackie zawahała się i potrząsnęła głową, jakby chciała przywrócić wszystkie klepki na miejsce. - Odpowiednio rozbudowanym portem z którego mogłabyś się dostać gdziekolwiek?
Zaxus twój post usuwam a ty wymyśl why.
Statek Sogeńczyków.
- Właściwie to nie. Byle gdzie, być wolnym jak ptak~ - zaśpiewała na głos. Póki co mogę zostać, dobrze mi z wami, jesteście odlotowi - krzyknęła na głos. Popiła co tam miała pod ręką. Tylko ta piosenka sprawia mi kłopot, ciężko zapamiętać - powiedziała lekko pretensjonalnym tonem, chwiejąc się raz po raz. Ale nie ma się co martwić~
Jutro nauczę się w trymiga, mam dobrą pamięć - upadłą w końcu na ziemię.
Spod pokładu wyszedł zaspany Pasat.
"Już przybiliśmy? Ciekawe, ile znowu mnie ominęło... Było tyle książek nie czytać..."- pomyślał Pasat, po czym, widząc Kimena i Kyou bawiących na lądzie, pokiwał przecząco głową i zszedł pod pokład do Anthony'ego, co by zamienić z nim parę słów.
Siedziała wraz z częścią załogi na skałach. Przypatrywali się z daleka statkom obmyślając plan. Widziała jak statek piraci przybija do brzegu. Jak z trójki fałszywych marynarskich statków jeden się odłącza i rusza za statkiem pirackim.
-Założę się, że na tym statku jest światełko. Liany wytrzymają Koro?
- Powinny.
- Dobrze. Teraz, pytanie który. - wyciągnęła palec wskazujący - Ini, mini, vini, vinci. Ten. Idziemy chłopaki. Pora na akt drugi.
A więc:
* Zaxus wziął się za zbieranie owoców do jedzenia (ananasów, bananów), nie tracąc czasu na poszukiwania źródła pitnej wody, zerwał multum kokosów, po czym pamiętając o zużytej saletrze (służącej do konserwacji mięsa), chce nazbierać robaków, aby móc w czasie podróży łapać ryby. Owoce przenosi w workach, a drzewa tnie i łączy w "snopki" sznurem.*
Kyouchika odprowadził wzrokiem idących gdzieś Zaxusa i Kimena. Chwilę później chwycił lampę i przystąpił do skontrolowania statku - sprawdzał, czy jest czysty. Zaczął swoją przechadzkę. Powolnym krokiem przemieszczał się od dziobu, przez pokład, aż do rufy. Wszędzie panował porządek. Gdy znalazł się przy tej ostatniej skierował swój wzrok ku morzu. Był zachwycony widokiem wody, od której odbijał się blask księżyca. Noc nadawała jej pewnej tajemniczości W pewnym momencie ujrzał, jakieś dwa, niewyraźne punkty znajdujące się dość daleko od nich. Zainteresowany tym, cóż to może być wrzasnął do Takoyaki'ego znajdującego się na bocianim gnieździe, miał nadzieję, że on z góry będzie widział je lepiej:
- Ej, Takoyaki, możesz sprawdzić co tam jest ? - wskazał swoim mopem kierunek, przy którym to zauważył owe punkty, czekając na odpowiedź towarzysza.
PAX jest...
No to może tak...
- Już mam taki dryg po tych postach PaSaTa - gdzie jest PaSaT~ (" epoka lodowcowa")
- Syrenka, tu tylko uściślę, mamy tą jego mać wyspę mamy skałki i was gdzieś tam blisko, mamy jeszcze bliżej statek Fallena. A statek Soge gdzie jest?
W każdym bądź razie, ten który się odłączył to ten z dwoma marines.
To takie info tylko.
- Ej Soge wy odpływacie od tej wyspy i płyniecie hen daleko?
- Zaxus - ty jesteś chyba jakie ewenement... - weź ty uszanuj pojęcie czasu dobra? Znaczy że druga konkurencja DBF trwałą dwa dni, a Mono leżała na Naju przez całą noc? Torchę takiej wizji... Nie możesz opisywać działań długotrwałych bez niczyjej zgody, bo to tak jakbyś czas sobie przesuwał, a twoje tajemnice to ja mam.. Chodzi oto żeś se napisał jak to już wracasz z wulkanu, na litość ile by ci zajęło dostanie się tam?
Powinienem wam te posty wy... Ale widzę, że nawet Jackie skruchę okazała.
Skończył się frajer ja, teraz to Wy macie uwzględnić moje uwagi i dbać o to by nie być tak egoistycznymi, bawicie się w pbf a jestem pewien że połowa z was nie czyta wszystkiego, no bo po co. i tak każdy sobie rzepkę skrobie.
Teraz jesteśmy w wspólnocie. i macie to uszanować.
Zniosę Paxa gdy:
Zaxus poprawi posta - life is brutal
Kyu zrobi OPZ.
Zaxus zrobi OPZ...
- Ho! - zawołała, podtrzymując od upadku nieznajomą i pozwalając jej oprzeć się o siebie. Kobieta była dość wiotka, ale miała takie gabaryty, że Jackie wątpiła, by sama dała radę ją gdzieś zatachać, a ewidentnie dziewczynie przyda się solidna porcja snu, więc którego by tu pana... - Synu Słońca, Boskie Dziecię, byłbyś tak łaskaw i zaniósł tę piękną pannę do łóżka? - zapytała, oglądając się na Tatera. - W kajucie kapitańskiej powinno stać łóżko. Ja i tak dzielę sypialnię z dziewczynami, więc nie będzie problemu. Ne~? ^^
-Nie ma tak twardego łba jak my, piraci, no nie? - Roześmiał się Cruss - Chodź tu Tater i pomóż mi ją przenieść - I poszedł zanieść piękną nieznajomą do łóżka, a następnie odszedł, mając zamiar robić coś dalej z załogą.
//Troche pousuwałem, bo Jackie była szybsza ^^//
Stojąc na plaży zauważyłem że kyou chyba krzyczy coś do Takoyakiego, potanowiłem się wrócić na statek i się dowiedzieć gdy już wróciłem zagadałem do niego.-Oi Kyou jest jakiś problem czy coś?
Mono siedziała na beczce z rumem - Myślicie, że jest nieszkodliwa? Ciekawe jak dostała się na nasz statek. Teraz jak śpi, możemy sobie o niej porozmawiać.
-Równie dobrze może tylko udawać że się spiła. A może... mam lepszy pomysł! Zadźgajmy ją na śmierć, zanim się obudzi! - Mówił to z ironią rzecz jasna. - Przecież ona jest totalnie nieszkodliwa. Może mieć jakąś swoją misję czy coś, ale póki nas nie dotyczy, nic się nie stanie.
Przysunęła się bliżej przyjaciółki - Hahaha, nie to, żebym lubiła plotkować, ale jak na razie ja jej nie ufam, choć muszę przyznać, że interesująca z niej osóbka! Myślę, że możemy być dla niej przyjaźni, jednocześnie nie spuszczając gardy. - Wzięła jeszcze nieotwartą butelkę rumu do ręki, otworzyła i zaczęła pić duszkiem.
- Dobrze pije i chce sie nauczyć naszego hymnu - zaśmiała się Jackie. - Póki nie zrobi czegoś, co może naruszyć zaufania, to nie widzę powodu, żeby jej nie ufać. Polejcie mi grogu, pójdę się zaraz kimnąć obok niej.
Hisoka obudził się z dość długiego snu, wstał z łóżka przetarł oczy, ubrał się i wyszedł ze swojej kajuty na pokład. Zobaczył, że kilku osób brakuje zapewne wyszły na spacer lub zdobyć prowiant sam postanowił pójść się przejść w końcu nie wiadomo kiedy nastanie następna okazja by ujrzeć ląd i pospacerować. Krzyknął tak, aby kapitan usłyszał :
- Idę się przejść będę za niedługo - po czym zszedł z pokładu i poszedł w głąb wyspy, było ciemno na niebie było widać piękne gwiazdy jednym słowem przepiękna i wspaniała noc na spacer
Chłopak cały czas oczekiwał odpowiedzi od Takoyaki'ego. Mijały kolejne minuty, odpowiedzi dalej nie było. W końcu nie wytrzymał i postanowił, że wejdzie na bocianie gniazdo i stamtąd sam przyjrzy się tym dwóm, interesującym go punktom. Jednakże w tej chwili ktoś zadał mu pytanie i musiał to odłożyć na później. Kyouchika odwrócił się i ujrzał Kimena.
- Raczej nie, po prostu zauważyłem jakieś dwa punkty i zastanawiam się co to jest. - odrzekł, po czym zapytał. - Mamy jakąś lornetkę ?
Hmm....nie jestem pewien ale przed wyruszeniem powinniśmy mieć wszystko co by było nam potrzebne, zresztą Takoyaki jak tam jest to powinien mieć ale zejdę na dół i sprawdzę przy okazji poinformuje taicho o tym, nie chce by powtórzyła się poprzednia sytuacja.-Po tym zdaniu zacząłem schodzić pod pokład, gdy już zszedłem zobaczyłem jak rozmawiają pasat z Iskariotą i wtedy do nich powiedziałem.-Oi potrzebna nam lornetka, Kyou zauważył jakiś punkt na morzu i nie jest pewny co to jest.
Gdy dopłynęli do brzegu bezzwłocznie wypakowała swoją torbę po czym zrzuciła z siebie ubrania, pozostając w bieliźnie, i wpakowała je do torby. Podbiegła do Imi i podłożyła torbę pod jej głowę. - Zrzucać koszulki panowie i dawać mi je tu!! Potrzebuje materiału! - Gdy panowie bez zastanowienie wykonali polecenia Soet krzyknęła - A teraz odwrócić się i nie podglądać! - Zdarła koszulkę i stanik z Imi po czym wzięła jedną z koszulek i wyrwała z niej sporą część, po czym wykręciła ją i oblała wodą ze swojego bukłaczka. Delikatnie przemyła ranę Imi. Później szybko podarła koszulki na długie pasy materiału i zaczęła zszywać kawałki materiałów w jeden długi pas materiału. Gdy skończyła przemyła ranę jeszcze razy i zaczęła opatrywać Imi by zatamować krwawienie: - Trzymaj się Księżniczko!! Bez ciebie nie ruszę się z tej zasranej wyspy!!
PAX.
Skoro tak, to wejdę na bocianie gniazdo i poobserwuje gwiazdy i tak nie chce mi się spać. <Wziął ze sobą parę butelek rumu i zaczął się wpinać, po wspinaczce przyjął wygodną mu pozycję i zaczął popijać alkohol>
E: Aj, to miało być przed Jutsu...
PAX zniesiony
Chłopak wraz z Crussem przeniósł nieznajomą do kwatery kapitana. Gdy ułożyli dziewczynę na łóżku, kucharz opuścił pomieszczenie, Tater postanowił jednak zostać wraz z gościem. Błazen nie ufał jej, wolał mieć ją na oku przez noc. Postanowił wykorzystać nieprzytomność dziewczyny, by przeszukać ją w celu znalezienia jakichś wskazówek dotyczących jej osoby. Naprawdę, tylko w tym celu. O niczym innym nie myślał. Serio... Gdyby nic nie znalazł przysunąłby do siebie drewniane krzesło i z głośnym westchnięciem ulgi oklapnąłby na siedzenie. Następnie nasunąłby sobie czapkę błazna na oczy, zostawiając maleńką szparę, przez którą mógł obserwować nieznajomą. Po tym zacząłby wykonywać głębokie i rytmiczne oddechy, żeby wyglądać jak śpiący człowiek.
- Cruss o jaaa, nie o to mi chodziło. Po co ta ironia Sakana ma rację, musimy ją trochę bardziej poznać. No i ...wydaje się, ze nas lubi. Tater został z naszym gościem, tak? Możecie iść się zdrzemnąć, wezmę pierwszą wachtę.
Takoyaki raptownie zerwał się ze snu.
- Sorry, musiałem na chwilę zasnąć. - Po tych słowach Takoyaki wziął do ręki lornetkę i spojrzał na horyzont po czym kontynuował.
-Tam daleko na horyzoncie to jakby statki, ale dokładnie nie mogę tego określić bo jest za ciemno i nie widzę ich bander, ale póki co powinno jeszcze trochę czasu minąć póki przypłyną.
W istocie dwa pierwsze statki wlekły się, oj wlekły.
Podobnie też było w przypadku Till i Wenza, nie chciało im się spełniać polecenia Ashe.
- Jutro wezmę, przelecę się i ją znajdę, teraz jeszcze tylko mi jej brakuje...
- Święte słowa bracie.
I tak wspominali sobie dzień który właściwie zdążył już minąć, całkowicie bagatelizując tę która została hen tam daleko.
Tater udawał, że śpi, oczywistym było że po tym co się wydarzyło nie należało ufać nikomu obcemu, fakt że nic nie znalazł w jej kieszeniach lekko dodał mu otuchy, ale to z pewnością nie był powód by osiąść na laurach.
Tymczasem coś się ruszyło na łóżku na którym spała Lighting...
Tater uśmiechnął się w duchu. "Jednak to nie będzie stracona noc". Z mięśniami napiętymi do granic wytrzymałości wpatrywał się w śpiącą piękność, w żaden sposób nie dając po sobie poznać, iż coś zauważył.
Nudziło mu się że szok. Wszyscy zaaferowali się jakąś tam nowo przybyłą i tylko gadali jakieś smuty czy można jej ufać czy nie. Postanowił pochodzić po statku i poszukać sobie jakiegoś zajęcia. Jego uwagę przykuły lekko uchylone drzwi to kapitańskiej kwatery. Z tego co pamiętał, tam się udał Tater z tamtą dziewczyną. Ostrożnie podkradł się do drzwi i zerknął przez szparę. Naprzeciwko leżała dziewczyna, a pod ścianą siedział Tater, czujnie przyglądający się najmniejszym ruchom panienki. Ostrożnie otworzył drzwi, tak żeby pozostać nie zauważonym i nie usłyszanym, po czym zakradł się za Tatera, nachylił się mu do ucha i...
-BU!!!
Koro siedział na plaży. Spoglądał jak morze wyrzuca na brzeg części roztrzaskanego promyczka. Sytuacja była nie za ciekawa. Miał wyrzuty sumienia że nic nie zrobił gdy jego załoga walczyła z przeciwnikiem. Nie wiedział co ma zrobić, jednak po chwili się uspokoił i wziął głęboki wdech
-panika nie jest teraz wskazana-powiedział sam do siebie.
Myślał jak mógł teraz się przydać. Po chwili pomyślał że muszą jak najszybciej opuścić tą wyspę. Do tego będzie potrzebna nam jakaś łódź albo chociaż tratwa. Po chwili namysłu wyciągnął narzędzia i zaczął zbierać kawałki ich statku.
Siedziała na skałach przyglądając sie jak statki płyną, a właściwie....
- One stoją czy płyną? - spytała obok nie stojącego Tymka
- Wiatru nie ma - odparł
- Hej Koro, jak tam tratwa? Gotowa już? Nie musisz, jakiś super luksusowej łajby budować, wystarczy tylko kilka desek ze sobą połączonych.
Mono, która spacerowała po pokładzie, uslyszała krzyk, łomot i dzwoneczki Tatera. Po tej popijawie wszyscy powinni smacznie spać. Ziewnęła i poszła zobaczyć skąd ten hałas.
- Słuchajcie, ja nie mam nic przyjemnej nasiadówce z alkoholem przy ognisku, ale... od kiedy u nas na rufie można było rozpalić ognisko? Przygotowaliście odpowiednie palenisko, prawda? - mruknęła Jackie, opierając się wygodnie o C3.
Przysypiała i mało ją obchodziły wrzaski w tle. Poradzą sobie...
Odchodząc od Jackie, podszedł do steru, chwycił go z całej siły i krzyknął
-ZAWRACAMYYY!- statek zaczął powoli zmierzać ku wyspie... bardzo powoli
-Ot taka moja zachcianka!~
<taka szybka edytka, bo mnie Jackie z postem wyprzedziła >
Szarpnęło statkiem, Mono miała bliskie spotkanie z pokładem - Chrono, ty draniu, nie mogłeś łagodniej skręcić!? - podniosła się - To chociaż postarajmy się żeby inne statki nas nie widzialy.
Gdy Pasat zszedł do niego uważnie przyglądał się mapom. Nie wiedział ile dni, godzin, czy minut musieli zostać żeby Log Pose obrało nowy kierunek. Rzuciwszy okiem na kompana rzekł:
- Jak myślisz, może powinniśmy całą załogą poszperać na wyspie i jeśli gdzieś ta druga załoga zacumowała, zaatakować? Chociaż... może lepiej nabrać sił i dopiero rano zacząć zabawę?
Martwił się o nich. Nawet jeśli potrafili popełnić multum kardynalnych błędów przy podróży w nieznane to jednak Fallen był rodziną. Trochę patologiczną, ale rodziną.
- A może masz jakiś inny pomysł?
Dodał nim jego wzrok kolejny raz spoczął na mapie.
- UOOO!!!
Jackie poleciała przez pokład i grzmotnęła o reling w tj samej chwili w której zaskoczona zwrotnością statku fala uderzyła o pokład, gasząc ogień.
- Ałałałała... - jęknęła z protestem, przemoczona od stóp do głowy.
Wstała nieco chwiejnie.
- Oo, zmiana kursu? Czy może log wariuje?
Dowcip Grigorija jak i "czuły" manewr c3po. Sprawił że obudziła się i "gapowiczka". Przetarła ręką oczy, widząc dwóch facetów zapytała:
- Co tu robicie?
Tater wstał na nogi sprężystym ruchem i bezceremonialnie wskazał palcem na Grigorija.
-Ten facet cię napastował. Widocznie uznał, że bezbronna dziewczyna będzie łatwym celem. Ale nie obwiniaj go - to chory człowiek. Po za tym... powstrzymałem go, zanim zabrał się do prawdziwej zabawy. Nie dziękuj. To był mój obowiązek jako że jestem dżentelmenem.
- Dziadku - spojrzała na Grigorija zalotnie. - Trochę za duża różnica wieku na to, nie sądzisz?
Zwróciła się w stronę Tatera - Co do Ciebie mój wybawco - Na czworakach próbowała się zbliżyć do błazna, a że chciała go "capnąć" z łóżka jak on stał, to i się na/z nim przewróciła.
Ashelia stała na pokładzie i patrzyła w niebo. Zastanawiała się czy nie lepiej przełożyć atak do jutra. Nie lubiła walczyć w ciemnościach, to było jej całkowicie niepotrzebne. No i nie mogła zapominać o nim. Tak, lepszy byłby ranek - pomyślała.
-Łże jak pies. To on Cię tu zawlókł w wiadomym celu. Uznałem że powinienem go powstrzymać jako że ja pilnuję porządku na tej łajbie. Patrz, jak się czerwieni.
To mówiąc zamachnął się laską w stronę Tatera, strącając przy tym półkę z książkami.
Pośpiesznie zeszła z Tatera co by laską nie oberwać.
- Ja już nie wiem komu wierzyć. - Postanowiła wstać i wyjść na zewnątrz.
- Sesese już niedługo zabawimy się z Fallenikiem. - I wtedy statek Ashe zatrzymał się.
Postać okryta kapturem wyszła na zewnątrz. - Ej, co jest?
- Wybacz, ale jestem dziś zbyt zmęczona, by atakować, to był ciężki dzień. Przekładamy atak na jutro.
Statek przestał się wreszcie kręcić i Vekka jedna wiedziała, dokąd teraz zmierzał. Zresztą, bez ustawionego loga wcześniej też płynęli raczej na zatracenie.
Jackie siedziała na bocianim gnieździe obok śpiącego Naca i rozglądała się leniwie. Nocne wachty były taaakie nuuudne - ciężko zobaczyć cokolwiek jak do dyspozycji ma się jedynie przesłonięte chmurami światło księżyca.
- Uo, witam! - zawołała do wychodzącej nieznajomej. - Jak samopoczucie?
- O cześć z powrotem! - Moje nie najgorzej, właśnie próbowano się do mnie dobrać, a drugi z panów mnie bronił ale - tu zrobiła przerwę - nie wiem który - zrobiła psotną minę wystawiając trochę język. - A jak u ciebie?! Strasznie nudna musi być taka wachta. Nie~? - Po tych słowach znowu padła.
Po pewnym czasie tratwa była już gotowa. Nie był to cud techniki ale była dość duża by pomieścić większość załogi. Koro zaczepił linę i wciągnął ją z plaży na morze.
-Co dalej?- zwrócił się z pytaniem do pani kapitan.
Kyouchika otrzymał w końcu bardzo długo wyczekiwaną odpowiedź od Takoyakiego. Słysząc jego raport, pomyślał sobie - Statki ? Do tego płyną w naszą stronę.... Chwilę później znów zwrócił się do swojego towarzysza:
- Takoyaki, weź co jakiś czas obserwuj ich ruchy. - krzyknął, po czym skierował się pod pokład. Momentalnie znalazł się w pomieszczeniu, w którym znajdowali się Pasat, kapitan Iskar i Kimen. Wchodząc do pokoiku przyjrzał się mu i ze skwaszoną miną powiedział - Ale tu syf... - jednakże spoglądając na twarze pozostałych osób przypomniał sobie po, co tu przyszedł i zwrócił się do Evansa:
- Składam raport. Kapitanie, Takoyaki zauważył na horyzoncie jakieś statki zmierzające najprawdopodobniej w naszym kierunku. - po tych słowach po prostu odszedł.
- Trochę to upierdliwe, no ale mam przynajmniej jakieś zajęcie.
Po tych słowach Takoyaki zapalił papierosa i dalej przyglądał się zmierzającym statkom . Może los mu będzie sprzyjał i dostrzeże coś ciekawego.
Tater ze złośliwym uśmiechem rzucił poduszką w Grogirja. Kiedy uzmysłowił sobie wagę swego działania, jak najszybciej zwiał z kajuty, by uniknąć grozy Grigorijowej Laski. Postanowił wejść do bocianiego gniazda, gdzie będzie miał doskonały widok na to co dzieję się na lądzie jak i na pokładzie. Większość swej uwagi postanowił poświęcić obcej, której wciąż nie ufał.
Uderzony poduszką upadł na podłogę. Kiedy się podniósł Tater już się ulotnił. Postanowił zatem posprzątać bajzel jaki się narobił w pokoju, po czym wrócił tam, gdzie był na samym początku, czyli do butelki.
Sakana leżała na środku pokładu, patrząc w niebo. Eh, ale był dzisiaj męczący dzień...
- No dzięki ludziom na wachcie, mogę się chwilkę spokojnie zdrzemnąć... - Nałożyła białą chustkę (którą nosi zwykle na czole) na oczy i przytuliła się do swoich katan. - Dobranoc.
- Sasha, Uisper, Ei, Soet zostajecie i opiekujecie sie Imi. Reszta wskakiwać na tratwę płyniemy wpław do następnej wyspy po pomoc. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Oczywiście żartowałam. Płyniemy po łupy wojenne. A teraz wsiadać i odpływamy.
Nie czułem się najlepiej. Jakoś nie mogłem się roześmiać, zażartować, pochwalić tratwy Koro. W tej chwili myślałem tylko o jednym. By posłać tych wszystkich cholernych frajerów głęboko w odmęty morskiej toni. Za Promyczka, za nas wszystkich... Za Imi chwan...
Wszedłem na tratwa zdecydowanym krokiem. Już nie brawurowym, bo na brawurę nie było miejsca. Było za to miejsce na zemstę.
Tak... Nadchodził kataklizm. Najuch się wczuł xD
Nac przebudził się, ale nadal był zaspany <musiałem za dużo wypić> pomyślał. Zauważył Jackie, która także siedziała na bocianim gnieździe z kimś rozmawiając u dołu. Popatrzył na nią przez chwilę i udał się na dalszy spoczynek.
Vekka zmęczona koszmarami podeszła do okienka, ledwo żywa otworzyła je i stwierdziła - Nuda, ziąb, przeciwników brak. Trza se znaleźć zajęcie. Podeszła do pułki z książkami, zauważyła wielki tom z tytułem "Kroniki pana mórz Sogekinga"
- To mnie powinno skutecznie uśpić. - i zagłębiła się w lekturze.
Na zewnątrz było nadal ciemno jak w beczce smoły:P - Niezły śpioch z tej nowej - powiedziała do siebie, bo dziewczyna zasnęła tam gdzie wcześniej stała. Nieopodal niej czaił sie Tater i udawał, że wcale jej nie obserwuje. Mono wyjęła szkicownik, usiadła na beczce z podwiniętą jedną nogą, ze świeczką obok i nucąc pirackie piosenki, rysowała śpiącą piękność.
-Chciałbym coś zrobić! Coś pożytecznego dla załogi! - Mruknął Cruss, spoglądając na nocne niebo. - Nie chcę się obijaać, to taakie nudne! - Wreszcie postanowił pójść do kuchni, gdzie najprawdopodobniej spędził resztę nocy.
A więc jednak to były statki he? lornetka już nie potrzebna ale i tak musisz wyjść i opracować jakiś plan co nie taicho?-po tych słowach poszedłem za Kyou na górę.
Pasat spojrzał na kapitana.
-O świcie proponuję opłynąć wyspę. Może być nawet wykonane to zwykłą łodzią ratowniczą... A jeśli atakować, to o świcie - Pasat wskazał swoim sztyletem Z KAIROUSEKI(!!! ma być, mogę go nie używać, ale chcę mieć sztylet z kairouseki, mam to wpisane w KP od początku, a nikt nie mówił, że nie może być!!!) na jedną z wysp na mapie. - Warto tu popłynąć, ponoć ktoś kiedyś schował tu niezliczone bogactwa. Równie dobrze może to być zwykła plotka, ale próbować nie zaszkodzi - to rzekłszy Pasat schował sztylecik do pochwy i wybiegł na pokład.
"Trochę sobie poćwiczę, ponoć sport to zdrowie..." - pomyślał Pasat. Zapomniał, że może i zdrowie, ale nie dla niego, podczas ćwiczeń najnormalniej w świecie mu odbijało.
- Takoyaki, nie zaśnij! - krzyknął, aby dodać otuchy swojemu kompanowi, po czym zbiegł do łazienki.
Chlor wyszła wzdychając i powłócząc nogami z kajuty, w której spędziła ostatnich kilka dni leżąc w wieszczym transie. Bezużytecznym jak się okazało. Ujrzała pięcioletnią przyszłość jakiegoś nieznanego bliżej księstewka, którego głównym źródłem utrzymania był eksport sweterków w kratę (lub z reniferami) robionych na drutach przez lud mówiący dialektem Upak. Król tego państwa... ale to chyba nieistotne.
-Mam nadzieję, że kiedyś przez przypadek tam trafię, i zdołam przynajmniej za jakąś dobrą kasę opchnąć te informacje - mamrotała zrezygnowana Chlor.
Pocieszało ją to, że przynajmniej wizje przyszłości nie dotyczącej jej samej nie robiły aż tak wielkich dziur w pamięci.A właśnie! A propo dziur w pamięci...
-Gdzie jest nasz nowy gość? Wydaje mi się, że znalazłam bratnią duszę, a przynajmniej bratnią pamięć! - rozejrzała się i ujrzała śpiącą dziewczynę - Ech, no to będę musiała chwilę poczekać aby sobie z nieznajomą pogawędzić... - Ponownie westchnęła i oparła się o burtę, kontemplując morską wodę na zmianę ze śmigającym ołówkiem Mononoke i od czasu do czasu popijając coś ze swojego bukłaczka.
Pasat wyleciał na pokład z lustrem z łazienki przymocowanym do jego brzucha, po czym obiegł dookoła maszt i pobiegł do kuchni.
-Gdzie jest nasz nowy gość?
Vekka obudziła się i zobaczyła, że jednak lektura o dzielnych ucieczkach króla Sogekinga dobrze działa jako środek nasenny. Wstała, aby zobaczyć czy dzieję się coś ciekawego. Ktoś coś rysował inni coś tam mamrotali itp. Brup grum Matko kiedy ja ostatnio jadłam. Stwierdzając to poczłapał w stronę kuchni.
Tam właśnie krzątał się jak oparzony Cruss.
- Nudzi Ci się?? - spytała nadal śpiącym głosem i otworzyła lodówkę. Cruss nie zwracając na nic uwagi dalej pichcił coś bliżej niezidentyfikowanego. W lodówce zobaczyła tylko jakieś sucharki (swoją drogą co suchary robiły w lodówce) , które i tak zabrała. Wyszła z kuchni i zaczęła się przyglądać rysującej Mono.
- Ooo, Chlor! - spojrzała na zamyślone oblicze wieszczki - Wybudzona z transu? Do stu beczek rumu, jak Ty mozesz na tyle dni odpływać? Niesamowite. Nie jesteś głodna? Cruss pewnie siedzi w kuchni. - Gość spał już kawał czasu i mogłby się obudzić. Mono rozmyslała o ostatnich wydarzeniach, w koncu dużo się działo. Najpierw pojedynek z Feniksami, potem Wenz i spółka, na koniec epizod z Fallenem ( i ninja ). - Jak dopłyniemy na wyspę, będzie trzeba wziąć się za porządny trening.
-Wiesz, Mono (; mam w pokoju zapasy przekąsek, a kiedy jestem w transie mogę też jeść, nauczył mnie tego mój mistrz. Którego zresztą też nie pamiętam... Może za jakiś czas wskoczę do kuchni faktycznie, ale chciałam jeszcze się otrzeźwić świeżym morskim powietrzem.
Pasat wyleciał na pokład cały owiązany sreberkiem, z lustrem na brzuchu. Lubił powariować, ale robił to tylko wtedy, kiedy zaczynał ćwiczyć. Widać bieganie tam i z powrotem nie wyszło mu na dobre...
Znów spojrzał w górę, do Takoyakiego, i krzyknął:
- Hey hey, co na horyzoncie? - nie czekając na odpowiedź ruszył z powrotem pod pokład.
- Eee, dobrze Chlor - Mono wyobraziła sobie nieprzytomną Chlor podjadającą w czasie transu.
- Hej Vekka! - widząc znudzoną minę dziewczyny - Masz, narysowałam prowizoryczny labirynt - wepchnęła jej do ręki ołówek i lusterko - Spróbuj przejść całość patrząc w lusterko. A a a , jest jeszcze jeden warunek, najpierw musisz obalić flaszkę:D
-Służę flaszką - odpowiedziała usłużnie Chlor. - Mono, chętnie też spróbowałabym tej zabawy, możesz narysować jeszcze dla mnie? (:
Kodu, podszedł do Koro zobaczył jego tratwę i powiedział
- Lepsze to niż nic, ale jak wpadnę do wody to Ty będziesz mnie wyławiać!
Po czym wszedł na tratwę i powiedział:
-Ludziska na morze z nią!
Niczym błyskawica narysowała druga trasę - Trzymaj, tylko musimy skombinować drugie lusterko. - Też łyknęła z flaszki - Na zdrowie!
I oficer wskoczył na drewnianą kładkę. Byli już wszyscy - Syrenka, Naju, Koro, Kodu, no i Tymek. Rozejrzał się do okoła i rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku miejsca, gdzie zostawili resztę załogi. Kiwnął porozumiewawczo do reszty.
- Więc ruszamy! W drogę!
Takoyaki z trudnością sięgną po lunetę, gdyż nie bardzo mu się chciało, i spojrzał w horyzont, po czym odparł :
- Dalej widzę te 2 statki, niby trochę lepiej, ale nadal ciężko.
Po tych słowach wyjął rewolwer i otworzył magazynek.
- Oi~~ PaSaT, będę mógł użyć "tych" naboi ?
-Lusterko akurat mam przy sobie - powiedziała Chlor sięgając do jednej z wielu kieszeni swojego płaszcza. - Ciekawe kiedy "nowa" się wreszcie obudzi!
Wskoczyła do wody. Nie było sensu żeby ona jeszcze płynęła na tratwie. Nie ona tutaj stanowiła siłę pociągową. Chłopaki chwycili za prowizoryczne wiosła, a ona dodatkowo jeszcze pchała trawę, co by jak najszybciej dostać się w pobliże statków. Ten, który oderwał sie od trójki statków, nawet nie brali pod uwagę.
Po dłuższej chwili zbliżyli się cicho w pobliże jednego statku od prawej strony.
- Szukajcie jakiegoś otwartego okna lub luftu. - powiedziała szeptem.
- Dobra ciekawe. Hmmmm. - Gadała do siebie patrząc na labirynt. Sięgnęła jednak wpierw po flaszkę, którą podała jej Chlor. Gul Gul i flaszki nie było. Zrobiło jej się nieco mglisto i zobaczyła nagle nawet dwa labirynty. Padła półprzytomna na kartkę papieru mamrocząc jeszcze pod nosem - Alkochol nigdy nie był moją mocną stroną. mmmm
Do świadomości Pasata, o dziwo, doszły słowa Takoyakiego...
- Tak, oczywiście! - krzyknął, zawracając. - Poczekaj, przyniosę ci je!
Ciśnienie i tętno Pasata było już od dawna dla niego za wysokie. Chłopak poleciał do zbrojowni, chwycił za mosiężne pudełko, jedyne w swoim rodzaju, i pobiegł z nim na pokład.
- Masz! - krzyknął, po czym rzucił pudełko, jak mu się wydawało, w górę. Niestety, sport to dla niego nie było zdrowie. Ręce miał już tak osłabione, że pudełko, zamiast polecieć w górę, wyślizgnęło mu się z ręki i potoczyło po pokładzie. Chciał je dogonić, ale tylko się potknął i jeszcze je kopnął. Pudełko poleciało za burtę. Rozległ się cichy plus i ryk Takoyakiego:
Spoiler:
Takoyaki, takie wytłumaczenie jest chyba lepsze, niż powiedzenie po prostu: "Nie!", co nie? I mam do ciebie prośbę: trochę już napisałem, co zrobiłeś (ryknąłeś). Czy nie masz nic przeciwko temu i mógłbyś niejako "dokończyć" mój post?
Kodu zauważył otwarte okno w burcie jednego ze statków, było tam zgaszone światło
-Poczekajcie chwilkę - szepnął
Wziął bumerang z średnio grubą linką i rzucił do okna, w środku bumerang się zaklinował
-Dobra idę pierwszy
Złapał i zaczął wspinać się do statku, a za nim reszta załogi.
PAX
Miałem rozmowę, musze teraz nadgonić a kibelek woła sorka.
Eeee......okeeeeeey?- Tylko tyle potrafiłem powiedzieć po tym jak ujrzałem jak pasat biega z lewo na prawo, wtedy sobie pomyślał-A podobno to my jesteśmy ci świrnięci a pasat i taicho to ci co myślą taa? Ale przydało tez by się przygotować.-Po tej myśli zdjął swój młot odwrócił go i zaczął przyglądać się kolcu na jego końcu.(lol rym)-Przydało by się go zdeka naostrzyć.-Wtedy wyjął z pasa pilnik, usiadł sobie na podłodze i wziął się do roboty.
Kyouchika dalej przyglądał się oceanowi. W pewnym momencie na pokład wpadł Pasat obładowany jakimiś lusterkami i sreberkami. Widok ten ogromnie zaskoczył chłopaka. Można było rzec, że zamurował go on na dłuższy czas. Co chwilę przecierał oczy, nie mógł uwierzyć w to, że to co widzi dzieje się naprawdę. Jednakże po wykonaniu tej czynności kilka razy, nic się nie zmieniało. Haru musiał pogodzić się z tym, iż jest to prawdą. Rzucił sobie w myślach jedynie "W życiu bym się nie spodziewał, że z tego Pasata taki debil może być..." , po czym odwrócił się i znów przyglądał się morzu, licząc na to, że Pasat zaraz znormalnieje.
Takoyaki z załamani założył ręce na głowe i spojrzał przerażony na tonące pudełko , a potem na PaSaTa.
- PaSaT , ty zj..... , wiesz skąd ja ściągałem te naboje ? Czy ty wiesz, że już ich nie produkują, to były ostatnie egzemplarze, no ja pier.....
Takoyaki rzucał coraz to nowsze wiązanki "miłych" słów w stronę pierwszego oficera, można byłoby to kontynuować, ale z wiadomych przyczyn nie chcę spamować.
Sorry zanim napisałem nie widziałem jeszcze PAX-a
Załoga feniksów dostałą sie do małego pomieszczenia, właściwie było ono całkowite puste poza kilkoma krzesłami i stołem po środku. Już przez wbijające się pod drzwiami światło, zorientowali się że na korytarzu światło jest zapalone.
Usłyszeli czyjeś kroki.
Lighting otworzyła najpierw jedno a potem drugie oko, potem przeturlała się z wystawionymi rękami. Spojrzała na dziewczyny bawiące się mapą.
- Co tam robicie?
PAX zniesiony.
mapą. jaką mapą?
-Hhaahaaa, Mono wymyśliła ciekawą grę, też możesz spróbować o ile narysuje ci nowy labirynt. Ale trzeba obalić najpierw flaszkę, więc... nie wiem, czy to dobry pomysł w twoim obecnym stanie. Tak w ogóle jestem Chlor! - podeszła do dziewczyny wyciągając rękę na powitanie - załogowa wróżbitka z dziurami w pamięci. Czyli mamy coś ze sobą wspólnego, choć nie wiem jaki jest powód twoich (:
Zamarłem w bezruchu słysząc, że ktoś się zbliża. Nie mogliśmy ryzykować, to mógł być ktoś pokroju Wenza, Ashe, praktycznie każdego. Dopadłem do framugi drzwi czając się na tego kto za chwilę tu wejdzie. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem wielkie tomiszcze WW.
jaką mapą?
Sorry bardzo
Soge
Dziewczyna wstała, i podeszła do Chlor.
- Jestem Lighting. Rzadko kiedy spotykam tyle ciekawych osobowości naraz. Niestety nie mam pojęcia co może powodować te moje zaniki, ale kto by się tam tym przejmował. Dajcie flaszkę, się spróbuje.
Feniks.
Piątka odważnych piratów usłyszała czyjeś słowa.
- Co tu robisz?
- No zdawało mi się że coś słyszałem.
- Jesteś pewien, w takim razie powinniśmy to sprawdzić.
Usłyszeli skrzypot drzwi.
Dwójka ludzi. Oby to były jakieś podrzędne pionki. Jedyne co nadawało sie do walki w tym pomieszczeniu to były krzesła. Na wszelki wypadek stanęła tuż obok niego z nich, by w razie potrzeby użyć go jako broni.
W momencie gdy drzwi skrzypnęły rzuciłem się na całego. Musiałem przynajmniej spróbować powalić jedną z postaci. Tomiszcze WW opadło w dół.
*Zaxus znosząc kolejne 3 całe palmy na statek, związane i wymęczone turlaniem ich po ziemi, zdziwiony zauważa Pasata.*
- Co mu odbiło? - pyta stojąc osłupiały, ledwo mogąc ruszyć ustami - Proszę nie mówcie, że znów ćwiczy... *patrzy się w stronę załogi*
Co tym razem ochraniasz się przed Ufoludkami? - kpi z Pasata - Mam pomysł zwiążmy go tą folią aluminiową, niech wreszcie przestanie biegać...
* Wciąga palmy na statek za pomocą dźwigni, po czym kładzie je na pokładzie*
- Dalej tego nie pcham, zebrałem już owoce i robaki, są tam na wprost *pokazuje palcem jakieś miejsce*, ale niech ktoś inny je taszczy, zaraz usnę...
(mam nadzieję, że dostatecznie dużo czasu na to minęło)
Naj niestety uległ emocjom i Tom WW uderzył tuż przed nosem zdziwionego mężczyzny.
- Ej co jest?
Za nim w progu stanął drugi.
Siedząca nadal w gnieździe Jackie bawiła się czymś, co niedawno zrobiła dla niej Shi, żeby ją nastraszyć - niewielką, pluszową kulką z naszytą na niej mordką wyrażającą zaskoczenie. Jeśli obrócić kuleczkę tak, by naszyta mina patrzyła wprost na ciebie - zabawka niespodziewanie wydawała z siebie głośny dźwięk podobny do wrzasku. Jackie ciekawiło, jak to działa, bo chciała coś podobnego zastosować na Tatrze, ale żal jej było rozpruwać dar. Oglądała więc zabawkę pod każdym możliwym kątem poza tym, który wyzwalał ten straszny dźwięk (nie chciała popsuć niespodzianki).
Prawdopodobnie pochłonięcie tym badaniem sprawiło, że dziwny, ciemny kształt zauważyła dopiero po dłuższym czasie, kiedy przybrał już zarys wyspy. Wielkiego, strasznego kawałka lądu, na który płynęli z pełną prędkością.
- Oops - mruknęła, wyskakując z gniazda i zjeżdżając na pokład po żaglu. - Ludki, wyspa!
"Ale żeby tak szybko?" - pomyślała ze zdziwieniem.
// wciąż jest noc, prawda? //
- Cześć chłopcy? - półnaga stała na środku pokoju opierając sie o krzesło.
- Przepraszam zgubiłam się. Gdzie jest łazienka? - zalotnie zatrzepotała rzęsami.
Feniks.
- Szanowna pani życzy łazieneczkę? Spojrzał mężczyzna ubrany jak pirat, tylko troche przy kości i żebami ala Czarnobrody. - Przesuń się Bob. Pani chce do łazienki.
- A już już. Prosimy. - Spojrzał zauroczony na jej kształtne ciało.
No... jest noc.
Lighting bawiła się "zabawką Mono" szło jej to całkiem nie źle co ze względu na jej stan mogło dziwić. Wszyscy jednak byli na tyle zalani, że nei zwrócili na takie detale uwagi.
Uśmiechnąłem się do siebie szybko chowając WW za plecy. Na szczęście Syrenka odwróciła w porę ich uwagę. Można było się nie martwić tymi dwoma, miałem wrażenie, że Pani kapitan zajmie się tym kłopotem raz dwa. Dałem znak ręką pozostałym chłopakom by na razie nie reagowali. Liczyło się co powie Pani Kapitan.
Baka. Pomyślała widząc jak Naju chowa swoje WW. Zamiast przywalić im w głowę jak ma teraz okazje, to ten czeka na nie wiadomo co.
- Och jesteście tacy mili chłopcy. - powiedziała słodkim głosem jednocześnie machając ręką i dając tym samym pozostałym znak: "Walnijcie ich, walnijcie."
Baka. Pomyślała widząc jak Naju chowa swoje WW. Zamiast przywalić im w głowę jak ma teraz okazje, to ten czeka na nie wiadomo co.
Święte słowa.
Westchnęła. Ten gruby do niczego się nie nadawał. Z chudszego zdjęła ubranie w które zaraz się przebrała.
- Zwiążcie ich i zakneblujcie. Plan jest taki. Koduś i Tymek biegną na pokład i zajmują sie tymi co tam są. Naj, Koro wy działacie tutaj. Sprawdźcie wszystkie kajuty. Nie potrzebni nam gapowicza. Naj, gdzieś tutja pewnie będzie den den mushi. Weź go ze sobą, a jakby zadzwonił to udawaj kogoś z załogi. Ja idę odbić ster.
- Ależ nasza Pani kapitan ma łeb!!! Ależ mądra! - powiedziałem sobie w duchu.
Potem wyszczerzyłem zęby i wyciągnąłem gruby sznur.
Feniks
Nie minęło dużo czasu jak obaj mężczyźni przypominali balerony. Do tej pory było cicho, aż za cicho. To nie możliwe by nikt nie usłyszał chociażby tak silnego uderzenia. Z drugiej strony nie wiedzieli ilu przeciwników spotkają na swojej drodze, musieli być ostrożni, każdy fałszywy ruch mógłby popsuć ich plan.
Soge.
Dziewczyna nie wydawała się niebezpieczna, spacerowała sobie po statku gdy wtem zauważyła.
- Kochani, a co to za dziura? - wskazała na tę którą spowodował pocisk wystrzelony przez PaSaTa. - Walczyliście z kimś?
Zerknęła prze uchylone drzwi na korytarz. Zerk w prawo, zerk w lewo. Nikogo nie było. Nie dziwota w końcu było już po północy, więc większość załogi pewnie już spała.
- Tymek, Kodus lecicie przodem. Ja za wami ubezpieczam was do czasu, aż nie znajdę steru. Ruszamy.