ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Bo długiej walce z kompem mogę wreszcie dostarczyć wam pierwszy chapter YS'a, mam nadzieję, że odnajdziecie w nim coś, czego nie było w innych fikach :D Życzę miłego czytania i zachęcam do komentowania :D

Aha, nie spodziewajcie się po tym chapterku nie wiadomo czego ;] Historia dopiero się musi nakręcić :D

MOŻLIWE SPOILERY!!!

P.S. Wybaczcie, że jest trochę krótki, ale taki właśnie miał być. Nie chce za dużo na początek rzucać ;]

Chapter I: Początek.

Binkusu no sake o...

- HEJ BROOK! Skrzypce w dłoń!
- Dawaj! Zaśpiewajmy to wszyscy!

todoke ni yuku yo...

- PANOWIE WSTAWAĆ!!! TAraara!!! Rirarara!!!!
- AAA, Brook!!! Już nie śpimy!!!
- ZAMKNIJ SIĘ !!!!

.....

Dzisiaj mija kolejny rok od mojej śmierci. Jak ten czas szybko płynie, Laboon... Ale wiesz, mówi się, że czas leczy rany. Trudno mi jednak zapomnieć o chłopakach, o kapitanie... Swoją drogą, te przysłowie jest totalnie bezsensu w moim przypadku. Rany pojawiają się na ciele a ja... Yohohohoho!!! Chyba mi się najwyżej złamania zrosną.

Sam widzisz, co się ze mą dzieje. Staram się jakoś funkcjonowć, przemieniać tragedię w żart, bo tak naprawdę co innego mi pozostało? Rozśmieszanie samego siebie. Tyle lat samotności.... Chociaż, nie zawsze byłem sam. Zawsze Ty tutaj byłeś. Ale nie tylko. Byli przecież inni. Ci zagubieni podróżnicy... Chyba najwyższa pora opowiedzieć Ci o tym. Szczególnie teraz, gdy koniec tego wszystkiego jest tak bliski. Ta opowieść to tylko moja ucieczka od nieuniknionego. Więc posłuchaj....

Jak sam pamiętasz z moich opowiadań, długi czas szukałem swojego ciała. Przez mgłę trudno było cokolwiek zobaczyć. Wreszcie jednak poczułem, że jakaś siła ciągnie mnie w dół. Gdy się obudziłem, byłem już w swoim ciele... A właściwie w szkielecie. I słyszałem jakiś ruch na statku. Powoli uniosłem głowę i zobaczyłem jakąś grupkę piratów. Z początku myślałem, że to nasza załoga, więc od razu krzyknąłem:
- Hej, kapitanie!
Odwrócili się w moją stronę i zobaczyłem obrazek jak z najgorszych koszmarów. Stojący najbliżej mnie "pirat" nie miał połowy głowy, a z jego ust wypływa szara maź, której pochodzenia nie chciałem nawet znać. Reszta tej zgrai nie wyglądała lepiej. Zwisające z ciał płaty skóry, ropiejące rany, brak ręki lub nogi... Słyszałem kiedyś o nich. To zombie.
Ze wszystkich wyróżniała się jednak jedna postać. Wysoki osobnik, pewnie jakieś 2,5 metra, ze spiczastymi uszami, wystającymi z ust kłami i ze skórą (zszytą nićmi) koloru niebieskiego sprawiał wrażenie kogoś ważniejszego niż inni. Przede wszystkim dlatego, że jako jedyny nie buszował po pokładzie, a tylko się przyglądał. Teraz skupił wzrok na mnie...
- No proszę! Czyżby jakiś zagubiony szkielet z naszej ferajny? Kishishishi... - jego śmiech przypominał jednocześnie płacz dziecka i szczekanie psa.- Nie, zaraz, tak trochę nie za bardzo wyglądasz na naszego... CO?! Buahahaha! Ten szkielet ma afro, no nie mogę!
"Wampir" upadł na pokład statku i zaczął płakać ze śmiechu.
- Nie wierzę! Drugi Sengoku! Buahahaha! Nie uwierzą mi jak wrócę!
Nagle śmiech urwał się. W oczach kreatury pojawił się błysk.
- Jak się nazywasz szkielecie?
- Brook - odpowiedziałem, ale czułem, jak nogi się pode mną uginają. W jego głosie brzmiała niewypowiedziana groźba.
- Brook... Zwą mnie Gecko Moria. Zapamietaj to imię, szkielecie....
W tym momencie poczułem, jak ktoś uderza mnie w tył głowy i straciłem przytomność...

Obudziłem się znowu na naszym statku, ale czułem się jakiś taki pusty... oczywiście trudno jest być pełnym, będąc szkieletem (yohohoho!), ale to było coś więcej. Popatrzyłem po sobie. W sumie wiele się nie zmieniło. Białe kości - są. Afro - jest. Laska - jest. Ubranie - jest. Buty - są... Zaraz... Spojrzałem za siebie, na bok, potem znowu przed siebie. Możesz sobie tylko wyobrazić moje zaskoczenie faktem, że nie mam cienia! Szlag mnie jasny trafiał, bo nawet nie zdążyłem zobaczyć, jak wygląda cień szkieletu. Przypomniało mi się jednak, że tuż przed upadkiem widziałem ogromną wyspę za plecami Morii. Gdy w mojej głowie pojawiło się to imię, przed oczami (przed czym?!) przesunęły mi się mgliste obrazy, jakby przypomienie snu. Widziałem wampira, który wyciąga ze mnie duszę, która jest cała czarna. Mówi coś. Ta wizja trwała tylko chwilę, ale wiedziałem, że muszę dotrzeć do tej wyspy...

Wybacz Laboon, ale drugi raz nie będę Ci o tym opowiadał przecież. Zresztą, przywoływanie wspomnienia walki z tym samurajem ciągle jest bolesne. Nie byłem dla niego żadnym przeciwnikiem! Zmiażdżył mnie zombie, który posiadał mój cień! Przecież powinniśmy być na tym samym poziomie! Niestety...

Po porażce wróciłem na statek i postanowiłem poddać się temu, co mnie czeka...

Nie potrafię opisać, co czułem, żyjąc sam na statku pełnym ciał. Chyba nikt nie potrafiłby tego opisać. Codziennie budziłem się z krzykiem, widząc w koszmarze śmierć Yorka i reszty. A w rzeczywistości leżałem wśród nich, gnijących i patrzących na mnie pustymi oczodołami... Poczułem wtedy, że nie spełnie tej obietnicy... Że nie dotrę do Ciebie, nie posłuchamy jeszcze raz tej pieśni... Owoc, który zjadłem, okazał się przekleństwem. Wrzucił mnie w środek piekła, z którego nie było ucieczki...

Sam długo się zastanawiałem jak to jest, że nie zaskakuje mnie to, że jestem szkieletem. Widzisz, znasz mnie. Zawsze byłem taki, że w każdej sytuacji próbowałem znaleźć coś zabawnego. Dzięki temu łatwiej można się z tą sytuacją pogodzić. A to, że wyglądałem jak szkielet mogło być naprawdę czymś zabawnym. Oczywiście nie dla każdego...

Pamiętam wyraźnie dzień, gdy zobaczyłem rozbity statek na granicy mgły. To było jakieś 3 miesiące po incydencie z Gecko Morią. Ogień wciąż tlił się na szczątkach rozrzuconych w promieniu wielu metrów. W wodzie pływały rozszarpane ciała, najwyraźniej nie dawno rozpętała się tutaj bitwa.
Nagle usłyszałem jakiś głos, dobiegający od lewej strony naszego statku. Wyjrzałem za burtę i zobaczyłem jakąś postać. Resztkami sił trzymała się jakiejś deski, i wołała słabo.
-Ktokolwiek... Błagam, pomóż mi...
Najszybciej jak tylko mogłem przerzuciłem drabinkę przez burtę i zszedłem po niej. Zatrzymałem się tuż nad postacią i chwyciłem ją. Była leciutka jak piórko, więc bez problemu mogłem wnieść ją na pokład.
Była to młoda dzieczyna, skończyła pewnie dopiero 18 lat. Miała długie, czarne włosy i, powiem szczerze, całkim niezłą figurę. Na poszarpanym ubraniu zobaczyłem w wielu miejscach plamy krwi. Była ranna i nie wiadomo, jak długo przebywała w lodowatej wodzie. Czym prędzej zabrałem ją do mojej kajuty, jedynego wyglądającego w miarę normalnie pomieszczenia. Z jednej z szafek wyciągnąłem bandaże. Na szczęście były wciąż w opakowaniu, więc nie było ryzyka, że są na nich bakterie. Starając się nie patrzeć na to, co jest pod ubraniem, zacząłem ją opatrywać. Po godzinie odsunąłem się od niej. Nie było tak źle. Dziewczyna nie odniosła poważnych ran i głównym problemem było raczej wyziębienie organizmu niż utrata krwi. Okryłem ją kilkoma kocami postanowiłem czekać. Pzystawiłem sobie stołek obok jej łóżka i stereotypowo postanowiłem czuwać, oczywiście zasypiając.

Ze snu wyrwał mnie krzyk połączony z jednoczesnym kopniakiem w twarz. Zleciałem z krzesła i spojrzałem w stronę łóżka dziewczyny. Teraz siedziała na nim z szeroko otworzonymi ustami i z przerażeniem w oczach.
- Dzień dobry! Nazywam sę Bro... - zacząłem, ale wypowiedź przerwał garnek, który trafił mnie prosto w gębę.
- AAAAA!!! NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE!!!!
Hm, w sumie nie ma co się dziwić, jestem szkieletem.
-Przepraszam panią ale czy mógłbym coś...
Tylko cudem uniknąłem lecącego w moim kierunku taboretu, który rozstrzaskał się na ścianie za mną.
- Słuchaj, naprawdę nie powinnaś...
-Jesteś jednym z nich! ZABIJĘ CIĘ! - krzyczała dziewczyna i zaczęła wstawać z łóżka. Nagle zobaczyłem grymas bólu na jej twarzy. Zrobiła parę kroków w moją stronę i potknęła się. Złapałem ją, żeby nie upadła. W innej sytuacji możnaby to uznać za romantyczną scenę, gdyby nie to, że ja byłem szkieletem, a ona obandażowaną furiatką.
- Zostaw mnie... Ja...
Zemdlała.

Schemat tego typu powtarzał się wielokrotnie. Przestałem wreszcie sypiać, żeby mieć szasne uniknąć kolejnych uderzeń. Pewnego razu postanowilem wreszcie wytłumaczyć sytuację. Znalazłem kawałek papieru, i napisałem na nim krótki liścik, w którym tłumaczyłem dziewczynie co się stało, jak ją znalazłem, i że nie jestem wrogiem. Napisałem, że zjadłem taki a nie inny owoc, i dlatego tak wyglądam. Kartkę zostawiłem na stoliku obok niej.
Obudziła się godzinę później, a ja, uprzedzając jej krzyk powiedziałem.
- Przeczytaj liścik!
Dziewczyna zastygła z lampką w ręce i spojrzała na biurko. Ostrożnie, mając mnie ciągle na oku, wzięła do ręki liścik. Zobaczyłem,że czyta go powoli i uspokaja się. Postanowiłem więc podejść do niej. Zostałem przywitany szybkim butem w ryj.
- ROZEBRAŁEŚ MNIE TY ZBOCZONY SZKIELECIE!! - zaczęła krzyczeć, rumieniąc się przy tym.
- Zaraz, zaraz.. Ja tylko niosłem pomoc... - tłumaczyłem się.
- NA CYCKI CHCIAŁEŚ SOBIE POPATRZEĆ! A POTEM PEWNIE WYKORZYSTAĆ I... - w tym momencie przerwała i spojrzała na mnie. Chyba uświadomiła sobie, że nie bardzo jest jak ją wykorzystać....
- No właśnie - podsumowałem. - A teraz pozwól, że się przedstawię. Jestem Brook, aktualny kapitan piratów Runba i, jak widać, szkielet.
Patrzyła na mnie spode łba i wymamrotała:
- Aiko....
Trzeba przyznać, miała fajny głos.
- Słuchaj... Aiko? - zacząłem. - Proszę, opowiedz mi, co się stało kilka dni temu?
Wyraźnie się zasmuciła. A potem zaczęła opowiadać.

Aiko urodziła się na małej wysypce na East Blue. Ojciec całe życie wpajał jej uwielbienie do Marines, i przez długie lata sama wierzyła w słuszność działań Rządu. Pewnego dnia w jej rodzinnym mieście została złapana grupa piratów, w której przebywał także jej najlepszy przyjaciel, Riko. To znaczy, tak naprawdę nie był on piratem. Jako młody chłopak interesował sie po prostu pirackim życiem i często spędzał czas w barach, w których przesiadywali piraci. Tego dnia siedział przy jednym stole z grupką piratów i słuchał ich opowieści. Wtedy to baru wparowali marines i zgarnęli wszystkich, łącznie z Riko. Chłopak wyrywał się, zaklinał, że nie jestem piratem, ale nic to nie dało. Wszyscy zostali skazani na śmierć przez rozstrzelanie.
Śmierć Riko i jawna niesprawiedliwość Marines miały ogromny wpływ na młodą dziewczynę. Następnego dnia wsiadła do luku bagażowego jednego ze statków i uciekła z wyspy. Po jakimś czasie została odkryta przez kapitana statku i wyrzucona na najbliższej wyspie. Głodną i poobijaną znalazł ją kapitan Farimo, mężczyzna w średnim wieku i nikczemnego wzrostu. Zaproponował jej, żeby dołączyła to jego pirackiej załogi. Zgodziła się bez wachania.
Wraz z załogą przeżywali wiele przygód, ale nad Aiko ciągle wisiało widmo jej ojca, który na pewno jej szukał. Kilka dni temu zostali zaataowani przez statek Marines. Kapitanem na ich statku był młody komodor, noszący czapeczkę z daszkiem i hawajską koszulę. Kapitan Farimo be wachania rzucił się na młodego, mając pewność, że nie będzie miał z nim szans. Mylił się straszliwie. Chłopak był użytkownikiem jakiegoś dziwnego Diabelskiego Owocu, dzięki któremu zamieniał się w płynny ogień. Kapitan nie miał żadnych szans, dosłownie rozpłynął się pod wpływem gorąca. Reszta załogi dzielnie walczyła z innymi marines na swoim statku ale wtedy wydażyło się coś zaskakującego. Ten młody komodor uderzył wielką pięścią uformowaną z ognia wprost w statek piratów Aiko. Wszyscy, marines i piracie, powpadali do wody i w większości zginęli. Ten młodzian poświęcił wszystkich dla dobra sprawy, dla celu misji. Którym było na pewno zabicie Aiko. Ta jednak przeżyła..

- I trafiłam na statek jakiegoś obłąkanego, zboczonego kościotrupa... Świetnie. - zakończyła.
Słuchałem tej opowieści w milczeniu, zaskoczony brutalnością marines. Owszem, podczas przygód Runba wielokrotnie spotykała się z wysłannikami Rządu, ale nigdy nie byli oni ta brutalni, nigdy nie mogliby poświęcić własnych nakama. Ale ten tutaj... Posiadająć tak niezwykłą moc może za kilka lat być znaczącą postacią w Marines.
- Aiko, przykro mi, naprawdę... Wiem, co czujesz, bo ja sam straciłem swoich towarzyszy. Widzisz, ja...
Przerwał nam odgłos kroków na pokładzie. Wyciągnąłem swoją katanę z laski i wyszedłem na zewnątrz.
Na środku pokładu stał mężczyzna, który w pierwszej chwili mógłby być pomylony z zombie, a to ze względu na ogólny wygląd. Miał krzywe zęby, był bardzo chudy i bił od niego odór ciał. Poruszał się jednak jak normalny człowiek, nie brakowało mu części ciała, nie miał na sobie szwów. Ubrany był w strój marines. W ręku trzymał sporych rozmiarów miecz. Zauważył moje przybycie, skierował czubek miecza w moim kierunku i powiedział.
-Z rozkazu Rządu ja, podporucznik T-Bone, skazuję Ciebie i poszukiwaną Aiko na śmierć!

Zaczynało być ostro...

Pytania niecałkiem dramatyczne:
-Jaki będzie wynik starcia Brooka i T-bone'a?
-Jaką jeszcze tajemnice skrywa Aiko?
-Czy połączy siły z kościotrupem?


Dobra przeczytałem więc należy się komentarz. Pierwsza sprawa zrób korektę:) Masz cholendarną liczbę literówek...

Powiem tak, nie przepadam, za tego typu narracją. Tym bardziej, że Brook nie wydaje mi się do tego odpowiednią osobą, no ale powiedzmy pomijając moją niechęć do tej narracji, to wydaje mi się, ze wychodzi naturalnie.
Duży plus za jego teksty związane z tym, iż jest kościotrupem, bardzo ładnie to pasuje.
Moim skromnym zdaniem, za dużo tu narracji, za mało opisu, co ważne monologów. Choć u ciebie właściwie nie wiadomo, jak długo był samotny, więc mógł jeszcze tak "sam ze sobą" nie nadawać. Aczkolwiek monologi pewne zapewne uatrakcyjniłyby to.

Wydaje mi się, że przesadziłeś z tym jej budzeniem, krzykami i zasypianiem, piszesz wszak, że to się powtarzało. Wystarczyłoby jakby za drugim razem napisał liścik.
Fabuła jest nawet nie głupia, nic wielkiego się na razie nie stało, ale zakończyłeś w miarę intrygująco.

Jest pewne "cuś" skoro już wrócił do "ciała kościotrupa" to jego ziomale też musieli się już rozłożyć, skoro tak, jak ich ciała mogły gnić?


Nie potrafię opisać, co czułem, żyjąć sam na statku pełnym ciał. Chyba nikt nie potrafiłby tego opisać. Codziennie budziłem się z krzykiem, widząc w koszmarze śmierć Yorka i reszty. A w rzeczywistości leżałem wśród nich, gnijących i patrzących na mnie pustymi oczodołami...

Chodzi o ten tekst.

Jest na pewno nieźle, ten smutek pierwszy, mogłeś opisać bardziej wzruszająco, ale jest fajnie. Przeczytałem i co ważne mam zamiar czytać dalej, więc w moim odczuciu, to napisałeś dobrą część fika.
Wreszcie mam Wąskiego na muszce. Trochę tak postoimy...

No więc, dość ciekawy pomysł, najbardziej mi się podobają wstawki, pasują tu doskonale w końcu to opowieść o Brooku.
Na początku nie kminiłem o co chodzi, nie wiem czy to zamierzone, raz napisałeś że minął rok, potem, że lata. Ale gdy już przeszło do historii zrobiło się naprawdę inaczej. Mało nostalgii bólu i rozdarcia, czego mi trochę brak, skupiłeś się na przedstawieniu czegoś, tzn już coś poruszyć. A szkoda bo moment po śmierci był przecież najlepszym do tego miejscem. Gdzieś jeszcze ci się czasy pomyliły, bo w pewnym momencie walłeś teraźniejszy. To ci mogę akurat znaleźć.
Ale, mogę źle pamiętać, jednak jeśli York był głównym kapitanem Rumba no to masz błąd merytoryczny. Przecież on ich opuścił będąc żywym. (nie pamiętam czy go an wyspie zostawili czy wysłali innym statkiem)
Nie wiem też co to za niebieski Moria, to sprawiło, że nie bardzo wiedziałem o kogo chodziło, najpierw myślałem że Absalom potem Hildon i Moria. Te retrospekcje, choć krótkie to były na miejscu i nie ma się gdzie przyczepić.
A teraz najważniejsze, pamiętasz jak mi skomentowałeś fika o FT ?


Moim skromnym zdaniem, za dużo tu narracji,z a mało opisu, co ważne monologów.

Słuchaj, nie dziw sę, że jest monolog, dużo ich będzie. Sam jest no nie?:P




Na początku nie kminiłem o co chodzi, nie wiem czy to zamierzone, raz napisałeś że minął rok, potem, że lata.

Mylenie się czasów jest efektem zamierzonym.

Co do literówek, tak jak powiedziałeś, to efekt trudności z komputerem. Dzisiaj bedzie to naprawione.


Codziennie budziłem się z krzykiem, widząc w koszmarze śmierć Yorka i reszty. A w rzeczywistości leżałem wśród nich, gnijących i patrzących na mnie pustymi oczodołami...

Te zdania mogą człowieka, wprowadzić w błąd

Retrospekcjami mnie uspokoiłeś

Powiem, że pierwszy rozdział spodobał mi się:)
Na początku pogubiłem się trochę, ale jak to napisałeś był to zamierzony zabieg.
Jak dla mnie było trochę za mało smutno, ale to może takie wrażenie. Poza tym jak wspomniałeś ficzek będzie miał dużo chapków i na to miejsca jeszcze będzie:D


Komimasa napisał/a:
Moim skromnym zdaniem, za dużo tu narracji,z a mało opisu, co ważne monologów.

Słuchaj, nie dziw sę, że jest monolog, dużo ich będzie. Sam jest no nie?:P


Wąski, mi nei chodziło, że mało monologu, tylkoz a dużo jego "przemyśleń" a za mało czystego monologu w moim myśleniu:)

Np

Jak jest sytuacja z kobitą.

- Ojej nie powinienem w sumie. Ale majteczki.. W sumie, należy mi się jakaś nagroda.

Coś w deseń taki, że wiemy, iż pewne zdania wypowiedział na głos.


spiczastymi uszami, wystającymi z ust kłami i ze skórą (zszytą nićmi) No przecież Moria ma spiczaste uszy... Jak mogliście sądzić, ze to Absalom?
Spoiler:

Nie mógł to być Akainu. Co prawda z początku też tak myślałem ale potem zwątpiłem nie wiem czemu Ace napisałem .Wąski dawaj fik w spoiler



Jutsu co do spoilera to fakt, zapomniałem o czasie, w którym się dzieje fik:D
No to w takim razie T-Bone obecnie w OP musiałby mieć z 70 latXD
Wąski wytłumacz się z tego, czy ja to może źle rozumiem;D

No to w takim razie T-Bone obecnie w OP musiałby mieć z 70 latXD

Boże, tak to jest, jak się ludzie nie ogarniają czasu... :D

Po pierwsze, nie napisałem, ile tutaj T-Bone ma lat. Może mieć 30, może mieć 20.

Po drugie nie napisałem, ile lat minęło d czasu "powstania" Brooka-szkieleta. 50 lat temu od aktualnych wydarzeń w mandze Brook dołączył do załogi Runba. Nie jest powiedziane, ile podróżował z nimi. Więc można ustalić, że powstanie Brooka-kościotrupa datuje się na 35 lat przed aktualnymi wydarzeniami w mandze.

T-Bone ma tutaj około 20 lat. Więc za 35 lat będzie miał 55. Nie jest źle.
Wybacz:D Po prostu muszę być pewnym czy dobrze rozumiem.

Z tego co pamiętam 50lat Brook spędził w samotności, a sam ma ponad 80 lat.
Fifty years ago, Brook used to be part of Yorki's pirate crew, the Rumbar Pirates, as one of the many musicians that comprised most of the crew.

Cytat z wikipedi OP. Brook 50 lat temu DOŁĄCZYŁ DO RUNBA I Z NIMI PODRÓŻOWAŁ. Więc nie był taki samotny :P A już na pewno nie przez 50 lat. Coś między 35-40. Zresztą, do cholery, to mój fanfik! xD
Dobrze dobrze nie złość się WąskiXD
Skoro to cytat z wikipedii OP to tak jest. Spoko już się nie czepiam;D

Kiedy następnego chapka możemy się spodziewać?:)
To ja wam powiem jedno: U MNIE JEST TAK, JAK POWIEDZIAŁEM!:D MAcie się trzymać wersji, którą wam przedstawiłem i koniec :P To nie musi być fik ściśle powiązany z datami i liczbami. Nigdy nie mówiłem, że taki będzie. Koniec, kropka :P
Nie czytam dalej. Podpierdoliłeś mi pytania. Burak.

A tak na poważnie, to Wąski ma prawo do nieścisłości i to tylu na ile ma ochotę. To w końcu fanfik:P
Fatalnym błędem jest Moria o wzroście 2 i pol metra. On ma z 5 spokojnie, litości człowieku.

Historia jest fajna i dobrze się zapowiada, choć postać Aiko już mnie wkurza. Dlaczego? Dlatego, że takie dziewczynki zawsze wkurzają:P Weź na przykład moją Marisę, kto ją lubi?
Wiadomo, wydarzenia ciekawe, będzie sieczka, będzie pot, krew, łzy i wybrukowana droga (a Aluch tam będzie:P:P). Stylu nie chce mi się komentować. Wybitny nie jest, ale błędny też nie, można się przyczepić do małej ilości opisów, ale w tej mgle większość można sobie wyobrazić. I wcale nie jest krótko. Nie wiem ile stron Ci w wordzie wyszło, ale czytało się przyjemnie i szybko. Dobra rzecz.
Stary, wielkie dzięki za ten pochlebny komentarz, no i też troche krytyki :D Przyznam, że najbardziej liczyłem na wypowiedź Mistrza fanfików, i jednocześnie najbardziej się jej bałem :P Odwdzięcze się komentem do WW ;]

Aha, co do Mori, masz racje, ma pewnie z 5 metrów, tutaj jest duża nieścisłość z mojj strony. Sam Brook ma z 2,5 m... Przepraszam... :p
Przeczytałam. Komentarzy innych jeszcze nie czytałam, co by się nie zrazić i ich poglądu czasem nie przejąć. Wiec jak jakieś moje opinie się powtórzą z innymi to wybacz. Z drugiej strony jak kilka oso mówi Ci, że coś jest źle, to widać faktycznie coś jest źle. Ale bez obaw, nie będzie tak źle.
Pierwsza rzecz. Ta narracja nie pasuje mi do Brooka. Nie chodzi mi o samą narracje w sobie, ale raczej o jej styl. Brook jest osobą komediową, wiec jego styl opowiadania powinien być bardzo lekki taki jak w powieściach humorystycznych/komediowych. Tutaj jak dla mnie jest to trochę za poważnie. To jest Brook, widząc go, czytając go powinnam mieć banana na buzie. I gdzie jest jego powiedzenie gdy spotyka dziewczynę " Czy mogę zobaczyć Twoje majteczki? "
Drugie co mi się rzuciło w oczy to bandaże. Jak dla mnie to jest tu niepotrzebne podkreślenie, że było one w opakowaniu i sterylne. Bandaż, to bandaż. Ważne rzeczy podkreślasz w tedy gdy mają odgrać istotną rolę. W tym miejscu coś takiego nie musi być. Równie dobrze też zamiast bandaży mógł użyć podartej koszuli, czy pociętego na kawałki żagla.

Była krytyka, to teraz słodkości.
Ogólnie podoba mi się mi się pomysł z fikiem o szkielecie. Czytało mi się szybko i przyjemnie i zanim się obejrzałam już był koniec. Styl pisania masz dobry. Podoba mi sie walka tej panienki i rzucaniem w szkieleta wszystkim tym co ma pod ręką. Czekam na dalszy rozwój akcji. :D
Po jakimś czasie wreszcie wrzucam drugi chapterek ;] Akcja nabiera rozmachu i pojawiają się zaskakujące zwroty akcji! Jak poradzą sobie z tym bohaterowie? Zapraszam do czytania i komentowania ;]

Chapter II: Patrząc w przyszłość.

Przyjrzałem się stojącemu przede mną marines. Jak na podporucznika wyglądał na naprawdę pewnego siebie i swoich umiejętności. No i ten jego miecz... Pierwszy raz widziałem miecz takich rozmiarów a ten chudzielec machał nim sobie jak gdyby nigdy nic. Spojrzałem niepewnie na swoja katanę. Muszę uważać. T-bone będzie pewnie wyprowadzał silne, powolne ciosy. Jeśli mnie nimi trafi, mogę mieć problemy. Ale na szczęście szybkość była po mojej stronie. Postanowiłem jednak jeszcze trochę go podenerwować.
- Ej, T-bone! - krzyknąłem. - Gdzie reszta Twoich kolegów zombie?!
Na twarzy podporucznika wystąpiła mała, niebieska żyła.
- JAK ŚMIESZ NAZYWAĆ MNIE ZOMBIE!!! Sam wyglądasz, jakby dopiero co Cię wyciągnęli z grobu!
- Wiesz, formalnie to ja nawet grobu nie miałem więc... - zacząłem, ale w tym momencie marines rzucił się do walki.
Pierwszy atak mocno mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się po nim takiej szybkości i ledwo co udało mi się go uniknąć. Miecz T-bone'a świsnął tuż przed moją głową. Postanowiłem wyprowadzić szybkie cięcie pod żebra, ale mój przeciwnik także potrafił unikać. Szybki odskok i już staliśmy pare metrów od siebie, mierząc się wzrokiem.
- Niezła szybkość, szkielecie - zaczął podporucznik. Widać było, że nie tego się spodziewał.
- Ty za to jesteś jakiś taki sztywny, jeśli wiesz co mam na myśli - próbowałem sprowokować go do ataku. Udało się.
- Niech Cię szlag!!! BONE SLASH!
Przeciwnik wyskoczył do góry i wyprowadził dwa szybkie ciosy w moim kierunku. Z jego miecza wystrzyliły jakby dwa niebieskawe ostrza i leciały prosto na mnie. Jedyne co mi pozostało to próba uniku. Tak szybko jak tylko mogłem rzuciłem się w lewo. Promienie o włos minęły moje nogi i trafiły w pokład. Usłaszałem trzask łamanych desek. Aż dziwne, że statek to wytrzymał. Widocznie jeszcze nie do końca opanował tą technikę. Postanowiłem sam wreszcie zaatakować. Dłuższa walka mogłaby narazić Aiko. Wyskoczyłem w górę w stronę T-Bone'a. Nie miał szans na unik będąc w powietrzu. Ciąłem kataną mniej więcej w stronę jego klatki piersiowej. Marines zdążył tylko okręcić ciało, przez co rozorałem mu plecy. Chlusnęła krew i podporucznik bez sił opadł na pokład statku. Ja wylądowałem kilka metrów dalej.
- Arghh... Zabiję Cię szkielecie, zabiję....! ZNISZCZĘ CAŁY TEN PIERDOLONY STATEK!!!! - T-Bone'a wstał mimo ran. Ledwo trzymał się na nogach ale wzniósł miecz do góry. Szykował coś wielkiego. Ruszyłem na niego.
- Nie pozwolę na to!
- ZA PÓŹNO SZKIELECIE!!! LARGE BONE BIRD!!!!
Z miecza wystrzelił kolejny niebieski promień i zmierzał w moją stronę. Zdążyłem tylko zobaczyć, że przybiera postać ptaka, bo zaraz potem nastąpił głośny huk i rozbłysk światła. Siła wybuchu odrzuciła mnie i po krótkim locie uderzyłem w coś twardego, tracąc przytomność.

Obudziły mnie jakieś strzały i krzyki. Rozejrzałem się po okolicy. Leżałem pod jakąś betonową płytą, było strasznie ciasno. Po swojej lewej miałem otwór, przez który widziałem biegający i krzyczących ludzi. Nie wiedziałem co o tym myśleć, przecież przed chwilą byłem na swoim statku walcząc z T-bonem. Gdzie ja jestem. Rozejrzałem się jeszcze chwilę po okolicy. Ku mojemu zaskoczeniu tuż przy mnie klęczała Aiko. Płakała.
- Aiko...? Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy..? - miliony pytań cisnęły mi się na język (mimo, że go nie mam). W odpowiedzi uśłyszałem tylko głośniejszy szloch dziewczyny. Postanowiłem sie do niej podczołgać. Wszystko bolało mnie jak diabli, ale musiałem wiedzieć co się stało po ataku podporucznika Marines.
- Aiko...? - spróbowałem. Dziewczyna odwróciła głową w moją stronę. Łzy ściekały jej po policzkach.
- Brook... Co ja zrobiłam..? - patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach i ściskała w rękach coś, co wygladało jak szklana klepsydra.
- Co to jest? - spytałem, ale czułem wewnętrznie, że nie spodoba mi się odpowiedź. Aiko zaczęła opowiadać.

- Kilka lat po dołączeniu do załogi kapitan Farimo zaprosił mnie do swojej kajuty. Miał do mnie sprawę.

- Witaj Aiko, proszę, usiądź - powiedział tym swoim ochrypłym głosem. Zajęłam wskazany przez niego fotel, tuż na przeciwko jego biurka.
- Czemu mnie wezwałeś, kapitanie?
- Widzisz, moja droga - kapitan zaczął przechadzać się po kajucie. - Przez wiele lat moich podróży odwiedziłem niezliczoną ilość wysp. Wielokrotnie zaskakiwała mnie ich flora i fauna, ale jeszcze bardziej zaskakiwały mnie skarby, jak można było tam znaleźć. Na jednej z takich wysp znalazłem coś takiego. - to mówiąc wyciągnął z kieszeni małą, szklaną klepsydrę. Szkło miało kolor ciemnoniebieski, a piasek zdawał się świecić różnymi kolorami. Safascynowana przyglądałam się temu drobnemu przedmiotowi czując bijącą od niego niezwykłą energię.
- Co to jest kapitanie? - spytałam.
- To, moja droga Aiko, jest błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Uratowało mi wielokrotnie życie, ale też pokazało mi rzeczy, których nie chciałbym widzieć. Zapytasz zapewne, jak to działa. - powiedział, uprzedzając moje pytanie. - Ogarnięcie zasad działania tej klepsydry zajęło mi kilka lat. Widzisz, można powiedzieć, że jest to pewna forma ucieczki. Klepsydra przechwytuje najpotężniejszy wymierzony w Ciebie atak, zatrzymuje go, a Ciebie samego wysyła w losowo wybranym kierunku czasu. To znaczy, że może wysłać Cię kilka lat w przeszłość lub przyszłość. To, o ile lat się cofniesz, zależy od potęgi ataku. Tak jest Aiko, to wehikuł czasu!
Patrzyłam na niego z mieszaniną rozbawienia i niepewności w sercu. Trudno uiwerzyć w takie brednie
- Widzę dziewczyno, ze mi nie wierzysz. Dobrze więc, zrobimy tak. Weź strzelbę i strzel we mnie.
- Kapitan chyba oszałał! - wykrzyknęłam.
- Nie moja droga, dokładnie wiem co robię. - odparł spokojnie Farimo. - A teraz strzelaj, to polecenie kapitana!
Więcej nie musiał mi mówić. Załadowałam strzelbę i wystrzeliłam w kapitana. Tego jednak zaraz po wystrzale nie było przede mną. Stał obok mnie.
- Strzał karabinu to moc ataku, która przenosi najwyżej o kilka sekund wstecz lub do przodu. Ale teraz przejdźźmy do najważniejszej rzeczy. Proszę, odłóż karabin i posłuchaj.
Odstawiłam karabin i usiadłam na przeciwko kapitana. Byłam w głębokim szoku po tym co się stało.
- Posłuchaj Aiko, chcę, abyś wzięła ode mnie tą klepsydrę. Nie, nie, nie protestuj, to moja ostatnia prośba w życiu. - mówił spokojnie, pewien tego, że ma rację. - Jestem już stary a Tobie przyda siętaka ochrona. Muszę Cię jednak ostrzedz. Żeby wrócić do momentu, w którym zostałaś zaatakowana, musisz mieć w klepsydrze odpowiednią ilość piasku. Każde użycie zużywa go trochę, im potężniejszy atak, tym większe zużycie. Także pamiętaj, nigdy, przenigdy nie używaj jej wobec potężnego ataku przeciwnika, bo bardzo możliwe, że nigdy nie wrócisz. A kto wie, gdzie możesz trafić....

- Dlaczego nie posłuchałam kapitana...? - płakała, oparta o mnie. Spojrzałem na klepsydrę. Rzeczywiście, nie było w niej ani trochę piasku. Prawdopodobnie zostaliśmy tu na zawsze.
Ale właśnie? Gdzie byliśmy? Wszędzie biegali ludzie, czasami było słychać krzyk i odgłos upadku, co chwila coś strzelało lub wybuchało.
- Aiko, musimy stąd wyjść, musimy się rozejrzeć. Musimy wiedzieć, co się tutaj dzieje! - próbowałem ja przekonać. Otarła łzy i spojrzała na mnie.
- Dobrze Brook. Ale trzymajmy się razem.
Wyszliśmy spod betonowej płyty i rozejrzeliśmy się. Naszym oczom ukazał się obraz jak z najgorszych koszmarów. Na ulicach miasta leżały dziesiętki ciał, poćwiartowanych, spalonych czy też powieszonych za własne wnętrzności na resztach domów. Część miasta, w której byliśmy, była całkowicie zniszczona, po ziemi turlały się śmieci i warłał się gruz. Niebo całe było przykryte grubą warstwą popiołu a znad choryzontu unosiła się łuna światła, którą musiały wywołać pożary innych części miasta.
Niedaleko miejsca, w którym staliśmy, rozległ się przeraźliwy krzyk kobiety. Odwróciłem się w tamtą stronę. Zobaczyłem młodą kobietę, która była obdzierana z ubrania przez dwóch mężczyzn. Mieli na sobie czarne płaszcze z wyszytym wzorem czaszki ze słomianym kapeluszem.
- Zostawcie ją! - krzyknąłem i bez wachania rzuciłem się na nich. Na szczęście przy "przeniesieniu" trzymałem katanę w rękach, więc teraz mogłem jej użyć do obrony kobiety. Pierwsze cięcie odrąbało młodemu mężczyźnie głowę. Chlusnęła fontanna krwi. Drugi przeciwnik szybko się zorientował i wyciągnął swój miecz. Natarł na mnie. Zepchnął mnie do obrony, był dobrze wyszkolony. Siła jego uderzeń co chwila wstrząsała całym moim ciałem. Odskoczyłem od niego jak najdalej.
- Jak śmiesz sprzeciwiać się Armi Króla?!
Armia Króla? Co tutaj się dzieje? Nie było czasu na myślenie. Zamarkowałem cięcie w klatkę piersiową a potem szybko zmieniłem kierunek, celując w jego odsłonięto szyję. Sparował atak i wściekle skontratakował. Celował w moją głowę, ale zdążyłem się uchylić. Ściął kawałek mojego afro.... Zawrzało we mnie. Te włosy to jedyna pozostałość z mojego ludzkiego życia! Postanowiłem szybko to zakończyć.
- Yahazu Giri!
Cięcie było zbyt szybkie. Mężczyzna nawet się nie zorientował, gdy cios spadł na jego głowę i rozpłatał ją na pół.
Szybko rozejrzałem się za Aiko. Klęczała tam gdzieją zostawiłem i patrzyła na ciała, które zobaczyliśmy na początku. Szok sprawił, że nawet nie zauważyła mojej walki. Podszedłem do kobiety, którą uratowałem przed niechybnym zgwałceniem.
- Nic Ci nie jest? - spytałem.
- Nie, wszystko w porządku... - miała słodki głos. - Nie wiem, jak Ci dzięko...
Jej słowa brutalnie przerwała kula wystrzelona z jakiegoś pistoletu. Jej głowa eskplodowała mieszaniną krwi i szarej mazi. Bliski utraty zmysłów spojrzałem w kierunku, z którego dobiegł strzał. Na małym wzniesienu stała grupa około 20 mężczyzn i kobiet, ubranych w takie same płaszcze jak moi poprzedni przeciwnicy. Nie zastanawiałem się ani chwili. Nie mieliśmy szans na walkę. Pobiegłem w stronę Aiko, złapałem ją w pół i zacząłem uciekać.
- Co się dzieje, Brook?! - krzyczała.
- Nie ma czasu na wyjaśnianie! Musimy uciekać, albo zaraz zginiemy!
Tuż koło nas zaczęły świszczeć pociski. Rozglądałem się za jakąś kryjówką. Wreszcie zobaczyłem, małe piwniczne okienko, tam może się udać. Puściłem się tam biegiem, wrzuciłem bezceremonialnie Aiko przez otwór i sam wszedłem tuż za nią. Zamknąłem okienko i skuliłem się wraz z nią w ciemnym kącie piwnicy.
- Ciii... - szepnąłem do niej.
Usłyszałem tupot podkutych butów żołnierzy.
- Gdzie oni są, do cholery?!
- Macie ich natychmiast znaleźć! Za atak na członka Armi Króla grozi śmierć!
- Ty, ty i ty... rzuszajcie w lewo. Ja , Raskal i ta piątka ruszamy w prawo. Reszta, biegnijcie dalej. RUCHY!!!!
Rozbiegali się. Po chwili było słychać tylko nasze ciężkie oddechy...
- Dobra, jesteśmy bezpieczni. Poszukam jakiegośświatła - to mówiąc zacząłem grzebać w śmieciach w piwnicy. wreszcie znalazłem starą lampę naftową i lekko zamoczone zapałki.
- Brook, co tu się dzieje? Gdzie my jesteśmy? - spytała Aiko. Cała drżała ze strachu.
- Nie wiem, dziewczyno, ale nie podoba mi się tu. - odpowiedziałem, zapalając knot lampy. Promyk światła przynosił dziwną ulgę nam obojgu.
W świetle lampy coś zauważyłem. Niedaleko nas leżała jakaś gazeta. Była stosunkowo nowa, wyglądała bardziej jak jakaś duża ulotka. Tytuł był zatarty ale udało mi się odczytać datę wydania. Gdybym miał skórę, prawdopodobnie miała teraz by kolor jasnoszary. Gazeta miała datę która wskazywała, że przenieśliśmy się o jakieś 60 lat do przodu! Szybko przestudiowałem artykuły. Różne większe i drobniejsze tytuły głosiły np. "Grób Białobrodego zdewastowany przez Armię Króla", "AoKiji ucieka z więzienia" itp. Nic co mogłoby mi cokolwiek mówić o tym, co dzieje się na świecie. Ale nie, zaraz, na głównej stronie! Wielkie zdjęcie jakiegoś mężczyzny z blizną pod okiem i ze słomianym kapeluszem i napis nad zdjęciem:

"KRÓL PIRATÓW OGŁASZA MASOWĄ EKSTERMINACJĘ UŻYTKOWNIKÓW OWOCÓW!!!"

Niech mnie szlag, gdzie my trafiliśmy...?

Pytania:
1.Jak w nowym świecie poradzą sobie Brook i Aiko?
2.Co stało się przez ostatnie 60 lat?
3.Kim są przywódcy Armii Króla?

C.D.N.
O kurde... Ten chapterek mocno mnie zszokował Wąski:D Oczywiście w bardzo bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu:]
Rozdział od samego początku trzyma poziom. Wszystko dobrze opisane.
Pomysł z ta alternatywną przyszłością bardzo mnie zszokował:D Jestem bardzo ciekawy co będzie dalej.

Mam jednak jedno ale... mianowicie czasem za mało czuć naszego szkielecika, jakby to nie on... choć może to tylko moje odczucia. Może się mylę.
Muszę przyznać że pozytywne zaskoczenie. Będę z tobą kurewnie brutalnie szczery. Poznając YOHOHOHO Samotności, spodziewałem się czegoś więcej.
No i sorry ale musiałoby to być w mordę naprawdę coś bo miałoby do przebicia Dante 44. Tak, dla mnie piszesz dwa opowiadania/fiki, o już wiem, tekty.
Dlatego po prostu zawsze niektórzy będą to tak postrzegać. A ja mam jeszcze słabość do rzeczy starszych. I tak np podobnie jest u Komiego. On pisze Ostatnie Starcie pisał pisał i mu nagle do łba FT strzelił. I tak zaczął pisać. Oba... No i tu nie wiem co powiedzieć. Bo w sumie właśnie bardziej wolę OS ( choćby z tego że pierwsze) i podobnie będzie z Dante 44. Ja osobiście odradzałbym komukolwiek pisania dwóch na raz no ale to chyba już moje takie coś. Komi jednak dość dobrze wybrnął bo pisze raz to raz to. i to jest sprawiedliwe. U ciebie nie widziałem ostatecznej deklarki "koniec z Dante 44" a Yohoho ma już drugi rozdział.
Na razie resztę sobie daruję. Bo inne bardziej ogólne pierdoły bezpośrednio Cię nie tyczące mogę napisać gdzie indziej.

A teraz już o samym fiku. Pominę tu moje indywidualne podejście, bo to że mi akurat nie pai to naprawdę nie jest twoja wina. Więc pomijając ten jeden detal przejdźmy do sedna. Początek taki jakiś eee... Dobre określenie, po prostu nijak tam T-bone widzę ni jak widzę jak klnie etc. No i zacząłem się zastanawiać czy dalej też tak będzie, czy przestać czytać, nie będę przecie czytał bo kumpel trochę szczerości. Ja lubię takie lekkiej o niczym ale tu jest po protu walka z księżyca. Może dlatego. W końcu tak źle jedynki nie odebrałem. A tu jakoś tak, z drugiej trony to dopiero drugi rozdział wiec nie zapędzajmy się w krytyce. Jedno co mi się podobało to styl. Podobnie jak i Najuchowi tak i tobie zazdroszczę stylu i kropka
Mam nadzieję że jakoś to przeczytałeś. Tera dalej. mamy w końcu opowieść i jakaś klepsydra no i cholera to się nagle zrobiło bardzo ciekawe, nie wiem skąd ale od momentu z tą klepsydrą całość odbieram cholernie pozytywnie. Interesujący pomysł, to na pewno, przymykam oko na nieliczne schematy bez których przecie było by nudno Od momentu jak się cofnęli, opowieść nabrała takiego klimatu, że hoho. Jest bardzo dobrze, jest ciekawie, a przedewszsytkim no jet sens to czytać. Mi sprawiło to wielką przyjemność. Nie masz stylu lekkiego i to widać już po Dante. (Absolutnie winieneś dać +18 bo jedziesz sobie równo) taki brutalny opis bardziej pasuje do Dante bo Op no to wiesz, ciut za ostro. Trochę mniej i siadasz na +16 i tyka. Cała ta przeszłość (przyszłość) mnie zainteresowała i się chłonęło tekst. A że jeszcze dobrze napisany to nic dodać. Co jednak ciekawe czemu w "pytaniach" dałeś po 80 latach jak ich wywaliło 60?

Na koniec znów wrócę do początku, bądź ze sobą szczery cholernie szczery, jeśli wchłonęło cie yohohoho to przy nim zostań bo nawet ja wielki fan Dante 44 jestem gotów wybaczyć. Bo yohohoho broni się dzielnie. No i jak po prostu nie masz weny do tamtego, bo myślisz o yohohoho to nic na siłę, może kiedyś wrócisz może nie.

ps. Jutsu nie wie co to znaczy "krótko i na temat".

ps. Jutsu nie wie co to znaczy "krótko i na temat".
Zdążyliśmy to już zauważyćXD


Też się nad tym zastanawiałem... czyżby pomyłka??

Ale się rąbnąłem, o kurde!!! Już poprawiam, soryy ziomki :P

Cieszę się Jutsu, że Ciebie też wkręcać zaczyna ta opowieść. Potrzebuje mocnej krytyki a wiem, że Ty mi taką zapewnisz. Dużo mi dają te komentarze i dzięki temu wiem, co mogę poprawić, co jeszcze trochę leży idt. No i oczywiście, muszę dać +18 znaczek. Dzięki jeszcze raz za koment stary, jestem wzruszony :D
Tera ja. Wiesz, o co proszę...:D Odpowiedz na gg Tak lub Nie:P

Czepy:

ostrzedz - to było najlepsze.

Vampircia wiele razy mi pisała, że nadużywam "..." teraz ty też to robisz:D Wiem o co chodzi, o zarwanie głosu, westchnięcie, jakby wypowiedzenie z rezerwą, jednak ponoć literacko to nie uchodzi.

Był jeszcze jeden taki fajny w momencie walki ale zgubiłem. Masz dużo literówek, jak na tekst takiego rozmiaru to trochę przesada.

Styl:

No jest dobry. Bogate słownictwo i piszesz tak, że swym tekstem potrafisz wykrzesać emocje u odbiorcy. Niemniej jak dla mnie za mało dynamizmu jest w opisach walki. Za dużo zbyt długich, złożonych zdań. Traci się w ten sposób napięcie a nie je buduje.

Dobra przejdę do oceny:P

T-Bone z dupy no ech i tak RDR możesz w tej kwestii sznurowadła wiązać:D Czasem coś z dupy wychodzić musi, mam nadzieję, że potem jakoś to uzasadnisz.

T-Bone w ogóle nie czuję. Drze się i no nie pasuje mi.

Motyw klepsydry. Powiem tak w tym momencie mnie jednocześnie rozczarowałeś, z drugiej strony pozytywnie zaskoczyłeś. Już tłumaczę dlaczego. Miałeś opisywać wydarzenia sprzed jego przyłączeniem do załogi i oto chodziło. Ale o tym to w następnym podpunkcie:D
Wprowadzając motyw klepsydry i przeniesienia się do przyszłości całkowicie zmieniłeś ten fik, a na pewno początkową koncepcję. Przynajmniej na logikę idąc to jest ten zabieg sprzeczny z zamierzeniami.
Ale, jednocześnie zacząłeś jakby całkiem nowy watek. Osadziłeś bohatera w zupełnie innym świecie, innych realiach. Teraz jak ci to wyszło.

Pomysł ciekawy. Zupełnie kto inny rządzi, masa niewiadomych, jakby tak powiedzieć "gracz dopiero poznaje, co oferuje mu gra". I to niewątpliwie jest na plus. Nie wiemy co się wydarzy, co to za armia króla, czemu są takie bestialskie mordy, skąd taki rozkaz itd. Czytelnik podświadomie zadaje sobie dużo pytań, to myślę dobrze, bo w ten sposób przykuwasz uwagę. Na razie wydarzenia pod względem fabularnym zapowiadają się niezwykle dobrze. Teraz opis tego.
Z całym szacunkiem przesadzasz z brutalnością. Ja zrobiłem masakrę ale myślę, że wcześniejszymi rozdziałami przygotowywałem czytelnika, że to nie będzie bajeczka. Małymi kroczkami, aluzjami pokazując, że świat u mnie przedstawiony to właśnie nie bajka. U ciebie, czytelnik nagle zostaje wrzucony w wir, którego nie rozumie. Trochę tak jak czytało się Berserka i nagle są te czaszki wszystkim na szyi pojawia się znak ofiary i rozpoczyna się zupełnie niezrozumiała, zadziwiająca makabra. No jakby nie patrzeć podobnie. Pomijam fakt, że nie widziałem, by szermierz atakował w głowę a tym bardziej by ją rozpłatać czy coś. Brakuje tu realności dla mnie. Ja lubię jak jest ostro, bo życie to nie bajka ale ma się wrażenie przesytu.
Pomijając to, to motyw ukrycia się i słownictwo użyte w tym momencie było bardzo klimatyczne. Np bezceremonialnie. Motyw ukrycia i gazeta, jak mówię wszytko się zaczyna.

Fabuła

Miło być nostalgicznie, egzystencjonalnie, refleksyjnie. Miałeś przybliżyć nam problem samotności. Liczyłem na psychologiczne nomologii, problem jak nie zwariować i tego typu psychologiczne sprawy. Nie tylko to, bo byś mógł co niektórych zanudzić, ale tego w ogóle nie ma. Stawiasz na fabułę i tylko na nią, takie odnoszę wrażenie. Czasem lepiej przystopować, nie można ciągle przeć naprzód bo wtedy staje się to sztuczne, nie zaskakujące, wręcz niekiedy nudne.
Jedno jest pewne, dla mnie to przestało być Yohohoho samotności, to nowy fik i póki ci jest niezły. Nie mogę powiedzieć więcej bo mało co wiemy.

Jest problem. Nie czuję nie widzę nie nic Brooka. Nie umiesz uchwycić jego charakteru jego osoby. Nie uważam się za eksperta od tego, ale jak fik jest pisany z jego perspektywy, toto przeszkadza. Czuję tu bardziej Sanjiego na dodatek Najucha. Nawet ciekawe pomysły żartobliwe w stylu kościotrupa są moim zdaniem niewypałami. Na pewno nie jest to łatwe, ale nie skupiaj się na pisania fabuły a właśnie odwzorowania postaci Brooka.

Nie będę ci słodził i krytyki szczędził bo raz, że gówno co z tego wyjdzie a dwa nie myślę byś chciał sztuczności i żebyśmy udawali, że wszystko jest dobrze.

Zauważyłem, że też musisz z rezerwą podejść do tego co napisałem. To są moje osobiste odczucia, możesz się zastanowić nad tym, ale nie myśleć tak że "on na pewno wie co mówi". Patrz Kumę, (zapewne) lubi jak jest akcja, chodź by nawet czasem nie dokońca zasadna i/lub pełna niekonsekwencji i jest dobrze. Nie chcę go obrażać ale zaznaczyć tą indywidualność gustów. On lubi akcję, walkę, ja spokojne życie ukazane w ciekawy sposób a nader wszystko perypetie głównych bohaterów na nic nie robieniu, stąd podświadomie to występuje w moim fiku. Mamy różne gusta więc sam musisz wybrać jak ty wolisz widzieć swojego fika.

Ja np piszę OS dla siebie. Sam jestem ciekaw co będzie dalej wyliczając "główny watek", nie dla "kogoś" czy "użytkowników". I powiem ci, że wtedy pisanie sprawia ogromną przyjemność to raz a dwa jesteś pewny, że choćby został jeden czytelnik, to ty swoje dzieło będziesz kontynuował. Krótko mówiąc, zaplanuj sobie mniej więcej końcówkę czy ważniejsze momenty, ale swobodnie do nich dochodź:) Ja przynajmniej polecam taki sposób pisania:) Masz dodatkową motywację by pisać, bo nie wiesz, co będzie dalej:)

T-Bone w ogóle nie czuję. Drze się i no nie pasuje mi.

Zaczyna mnie to powoli stresować. Ile razy mam powtarzać, że to nie są Ci sami ludzie, co są w OP aktualnie. Tak samo tekst:

Patrz Kumę, jemu wystarczy, że jest akcja, chodź by nawet czasem z dupy wysrana i pełna niekonsekwencji i jest dobrze.
Hola hola Komi;P
Lubię gdy jest dużo akcji. Jednak nie tylko. Wszystko zależy jak jest wszystko przedstawione. Spokojne sytuacje, refleksje i nie tylko nie muszą być nudne, wszystko zależy jak są napisane jak już wspomniałem, a wtedy jest git. I nie mów mi, że podoba mi się nawet jak " jest z dupy wysrana". Czuje się teraz jakbyś uważał, że zadowala mnie byle co... czuję się niefajnie po tej wypowiedzi:P

Skoro zadowalam się byle czym to chyba nie ma sensu żebym pisał jakiekolwiek komentarze...
No dobra po prostu nie chciało mi się tego sformułowania w bawełnę owijać Kuma. Wydaje mi się, że lubisz akcję i tyle w tej materii. Jeśli cię uraziłem to przepraszam, ale jaka była akcja u RDR?:P
Ale dobra zgodzę się, ze za ostro sformułowałem, zgodzę:)

Wąski, w tej chwili czuję się usatysfakcjonowany i cierpliwie poczekam na rozpacz:P
Że na statku nie będzie to jakoś tak myślałem:D

Z Brookiem tylko się nie zgodzę. Nie musi być jak jest teraz, ale winien w takim razie być taki jak w Runbie:P Albo tak albo tak, jakieś podobieństwa winny występować:P Rozumiem, że wydarzenia będą kształtowały jego osobowość.

ci. Bo gdyby to było napisane, wtedy. No własnie, co wtedy? Jaki byłby ton wypowiedzi, zauważcie że on jet dopiero po katastrofie, z pewnością "ciężko mu na sercu" tak więc nie możemy doszukiwać się w nim od razu starego Brooka. Bo on potrzebuje czasu, który uleczy jego rany. W tym fiku powinna być pokazana trochę jakby metamofoza gdy człowiek wiecznie radosny niemal traci sens życia a potem go odnajduje. Tu przymknąć oko należy na OP i nie trzymać się go juz tak ściśle.

No stary, BRAWO! Własnie o to chodzi, ludzie, słuchajcie Jutsu, bo jest mądry : P
Wąski mam pytanko. Z chęcią przeczytałbym twoje dzieło, ale odstrasza mnie napis MOŻLIWE SPOILERY!!! Czy faktycznie są tu spoilery?
Jeśli nie czytasz na bierząco mangi to może być problem. Zaczynaja się wydarzenia, w których na pewno pojawią się postacie i sytuacje z mangi, których nie było jeszcze w anime. Wiem, że ograniczam sobie w ten sposób widownie, ale niestety taka fabuła.
Ostatnia wypowiedź w tej sprawie.

Wąski, Wąski, Wąski.
Gdzie sie podziało Yohohohoho?!?!?!?!
I ten styl, taki podniosły, patetyczny ( no może nie do końca patetyczny), ale sztywny jak na Brooka. Brook pomimo, że składa się z samych kości jest bardziej wyluzowany. I jeszcze jedno ale. Taki sam styl pisania używasz zarówno do Brooka jak i do tej dziewczyny. To tak jakby hmmm była to jedna i ta sama osoba, tylko, że zmieniła płeć. Popracuj nad tym.

A co do przeniesienia ich w przyszłość to fajny pomysł.
Ale proszę Cię. Niech Brook będzie bardziej wyluzowany!!!!!

Aha i jeszcze jedno. Dopracuj opisy sytuacji. Tzn. pisz bardziej rozwlekle.

I ten styl, taki podniosły, patetyczny ( no może nie do końca patetyczny), ale sztywny jak na Brooka. Brook pomimo, że składa się z samych kości jest bardziej wyluzowany.

Moja kolej, bo dopiero co przeczytałem. Hmmm, klimat jest całkiem niezły, muszę przyznać. Zrobiłeś z tego fika angsta jak widzę, ale sądzę też, że dobrze to wyjdzie.

Pomysł z klepsydrą naciągany jak napletek na penisa Rocco Sifrediego. Ale dobra, rozumiem, że chciałeś przenieść ich w czasie, tylko, że działanie czegoś na takiej zasadzie jak to opisałeś jest alogiczne do granic możliwości i naciągane jak... patrz wyżej.

A co do różnic charakterów, Wąski napisz na początku, że w fiku jest OC i wszyscy się odwalą raz na zawsze:) Dla mnie charaktery są w porządku, poza Aiko-Orihime-Yanagi. No, ale takie postaci być muszą, nie?

Póki co jest nieźle, dużego smaku dodał motyw z gazetą którą znaleźli i tymi nagłówkami, to jest moc ukryta w tym chapie.
Chętnie przeczytam również trzeci:)
Z tą Aiko to Naju chyba przesadzasz. Wydaje mi się, że Wąski zaplanował dla niej większą rolę niż taka Orihime:P
Co do znaku OC to też przesada, bo chyba zamierzeniem autora jest odzwierciedlenie charakteru, tyle, że ona jak mi przedstawił, pokazuje metamorfozę stąd Brook nie jest taki jak znamy. Ale tu poczekam na dalszy rozwój:P

Jeszcze co do wypowiedzi autora, że małe pozytywy:D
Ja pozytywnie odbieram ten rozdział, ciekawy zwrot, ale jak mówię dopiero się rozkręca. Jakby było mdłe, pełne niekonsekwencji, naciągania czy po prostu mi nie pasowało, to bym nie przeczytał:P

Pomysł z klepsydrą naciągany jak napletek na penisa Rocco Sifrediego.
XD Rozbiłeś mnie Najuch tym totalnieXD Dobrze, że wiem o kogo chodzi;D
Choć w sumie masz rację. Akurat cała ta klepsydra nie za bardzo mi przypadła, ale już sam motyw przeniesienia bardzo trafiony:)

Przecież Wąski wyjaśnił dlaczego tak jest;) Brook tuż po stracie ciała i swoich nakama mógł być inny niż teraz... W końcu minął szmat czasu do momentu jak do Słomianych dołączył.

Po przeczytaniu rozdziału od razu napisałam komentarz. Nie czytałam pozostałych wypowiedzi umieszczonych pod spodem.
No to jak kolego Wąski D. Hentai?? Nowe przygody Brooka dane nam będzie ujrzeć, czy też nie? Miałem to już dawno napisać, ale lepiej późno niż wcale:D
Będzie dane, zapewniam. Sam wiesz, że pisze tak, jak chcę, także jak bedzie, to będzie informacja na ten temat ;] Jest w fazie produkcji, tyle powiem :D
Fajnie widzieć:D
Po prostu chciałem się upewnić, czy nie porzuciłeś historii, bo fajnie zaczynała się rozwijać.

PS: Dostałeś linki Wąski??
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl