ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Zaprawdę nie mogę uwierzyć, że tego tematu nie ma, no nic, właśnie stworzyłem.

Piszcie co chcecie możecie wylewać tu każdy smutek. Ja właśnie wyleję.

Otóż półtora roku czekałem na Tekkena6( b tak, było Virtua Fighter5 to inaczej się czuje)
W końcu 30 był już na półkach sklepowych. Ze względu na szacun dla programistów i tej gry kupiłem oryginała na PS3. Było pięknie, choć mam słaby telewizor.
Dziś, wpada do mnei kumpel pociorac trochę bo okienko a tu 20 minut grania i zwiecha. Potem już nie odczytuje płyty... To nei tak źle, w końcu na gwarancji 10 dni można oddać luzik. Włączamy drugiego oryginała i to samo, nie widzi płyty.
Już specjalistą nie trzeba być, padł ******** laser...

Dowiedziałem się, że koszt naprawy, a raczej wymiany, 400zł, jak dla mnie to dość dużo... A tak miło się pocinało, ćwiczyło, dziś Miał walczyć Dragonov osoba z 5 DR która mieliśmy jakiś niedługi czas na PSP, po czym nas okradziono... A teraz choć jest w 6 nie mogę nim pociorać, no ********8***

Musiałem to wylać trudno.

Tylko proszę by nie wypowiadały się negatywnie osoby, co nie znają tego bólu.


No cóż, ja ostatnio (okres miesiąca mniej więcej) zachęcony wygraną 200zł na zakładach, właśnie wczoraj przegrałem ostatnią złotówkę, która zniwelowała ją 0, czyli tak jakbym nic nie wygrał, nie to że jestem na minusie, ale i tak szkoda, chciwość jest zła :] Oczywiście nie jest to tak wielki żal jak laser od konsoli, padający na moich oczach, ale i tak szkoda.
Fakt padł na Twoich oczach:D:D

TY hazardzisto:P Właśnie grunt to stawiać małe stawki i yukkuri susumu do przodu:D Ale ludzie nie grzeszą cierpliwością, postawią więcej i bach. No średnio fajnie.
Ta...znam ten ból (ja mam za mało czasu na ściąganie gir itp. ale raz ściągnąłem Gears of War ,a debil który umieścił tą grę w 80 partach to zapomniał dodać jakiegoś pliku typu data coś tam-chodzi o plik potrzebny do instalki)
Z tym że teraz mam troche inny problem...

Otóż od 2 tygodni jade na pół antybiotyku, środkach na uspokojenie oraz jakimś leku na ostrą migrenę(nazwy nawet nie pamiętam)... nie wiem czy można to nazwać depresją, ale przez cały czas mam myślenie pesymistyczne, negatywne a do tego wszystkiego zaczynam pod prysznicem rozwiązywać zagadki egzystencjalne(typu życie, miłość, prawda, sprawiedliwość). I doszedłem do wniosku (w trakcie użalania się nad światem) że to zamartwianie się nie ma sensu i , że to strata czasu... ale nie potrafiłem znaleźć niczego co by mi poprawiło humor.

W tym wszystkim dobre jest tylko to ,że z nudów zacząłem na nowo rysować ... ale po 2 latach przerwy nie mogę nawet porządnie rysować (Grimmjov wyszedł mi prawie że jak jaszczurka , a nad Zarakim męczyłem się 5 godzin). Morał takie że do końca mojej choroby mam czas poprawić moje zdolności artystyczne.


Ziom ja nie wiem jak można cały czas mieć pesymistyczne nastawienie. Pamiętasz co powiedziała Perona do Usoppa, który mówił, ze od zawsze ma negatywne nastawienie?

ii koto aru ne, dobre rzeczy się zdarzają:)

Dobrze, ze czymś się zająłeś to na pewno lepiej. Ja np zauważyłem, że stałem się ogromnym optymistą od otwarcia Nakamy, co by źle nie było ja widzę światełko, może rysowanie przyniesie ci takie poczucie.

Może nie ma sensu się martwić, czy dołować, ale taki jest już nas słaby ludzki gatunek.
Rozumiem wszystko ... dopiero jak zacząłem chorować stałem się taki pesymistą.... nie to było chyba trochę wcześniej a mianowicie od kwestionowania istnienia Boga, nie podoba mi się myślenie że katolicy przypisują cała chwałę tego świata Bogu, bo po co wtedy ważność jednostki. A mam doła chyba właśnie z tego powodu , teraz zacznę szukać tego co lubię i co mnie nie nudzi (oprócz szkoły... niestety).

Tak chciałem się tylko wyżalić, bo jak byłem z tym u psychologa zalecił mi leki antydepresyjne i wiary w jednostkę wyższą ponieważ ludzie muszą w coś wierzyć.
Ja ją (to była kobieta) wyśmiałem i powiedziałem że te leki to się jej przydadzą (co częściowo poprawiło mi chumor)
Nie no temat odpowiedni do sytuacji, która mnie spotkała

Czekam sobie po lekcjach na dworcu PKP za pociągiem do mojego miasta nie licząc to, że był opóźniony ale idiota zapowiedział, że pociąg towarowy zatrzyma się na peronie 2 a, że osobowy wjedzie na peron 3 to już ku**a nie zapowie .

Dobrze, że staliśmy po drugiej stronie bo inaczej musiałbym czekac półtora godziny na następny pociąg tak jak nieliczni, którym to sie nie udało.
Nic mnie tak nie denerwuje, jak to, że za każdym razem gdy wsiadam do autobusu pier******* linii 19 muszę grzebać w plecaku i za każdym razem pokazywać ten cholerny bilet miesięczny! Wszyscy tak po kolei i autobus odjeżdża 5 minut później. Niech nasyłają więcej kanarów a nie taką maniane odwalają...

Nic mnie tak nie denerwuje, jak to, że za każdym razem gdy wsiadam do autobusu pier******* linii 19 muszę grzebać w plecaku i za każdym razem pokazywać ten cholerny bilet miesięczny! To nie możesz go w kieszeni nosić?

To nie możesz go w kieszeni nosić?

Nie nosze w kieszeni, bo jest za duże prawdopodobieństwo, że mnie okradną wtedy. A zresztą z tego co patrze po ludziach, to jest wielu takich jak ja.

Rozumiem wszystko ... dopiero jak zacząłem chorować stałem się taki pesymistą.... nie to było chyba trochę wcześniej a mianowicie od kwestionowania istnienia Boga, nie podoba mi się myślenie że katolicy przypisują cała chwałę tego świata Bogu, bo po co wtedy ważność jednostki. A mam doła chyba właśnie z tego powodu , teraz zacznę szukać tego co lubię i co mnie nie nudzi (oprócz szkoły... niestety).

Pamieam w Liceum w zastępstwie na religię przyszadł do nas pewnien młody gościu. Nie pamiętam już jego imienia. Był powiązany z kościołem w taki sposób, że grał tam na organach. Opowiadał o sobie. Mówiła jak to błądził. Szukał sensu życia. I pamiętam jak coś takiego powiedział. „ Każdy z nas w życiu zaczyna wątpić w Boga. Nie śmiejcie się, bo każdy z was będzie miał w życiu taki okres.” Te same słowa potem usłyszałam od pewnego profesora. Widać Ty teraz przechodzisz taki okres.
Ale wytłumaczenie mi tego nie poprawi mi humoru, bo to jest naturalne i to wiem ale nie moge pozbyć się uczucia znudzenia
Minie. Tylko trzeba do tego czasu. Czasami trwa to dłuzęj, czasami krócej. Jesteś w wieku dorastania w wieku buntu, gdzie sie albo myśli, że sięzostanie zbawicielem świata, szalone pomysły przychodzą do głwy i w tym wieku kształtuje Ci się charakter. Zadajesz sobie wielkie filozoficzne pytania typu jaki jest sens życia itp. Najlepij znajdx teraz coś kreatywnego. Może jakieś hobby. Poczytaj trochę książek psychologicznych i filozoficznych, może tam znajdziesz odpowiedź. Albo poszukaj kogos w swoim otoczeniu.
http://www.forum.onepiece...p?p=16894#16894

Prosze o przeniesienie a raczej po prostu kopiuj wklej tych postów do tego tematu. Te zostaną usunięte bo to żaden zal:P
Już od kilku dni myślałem, żeby tu napisać, ale cóż powiedzieć. Nie miałem odwagi -_-"
Może to nie jest według was takie ,,Wyżal się'' ale muszę to wreszcie z siebie wydusić.
I jeszcze na dodatek pada w tej chwili deszcz. Zaczął akurat padać wtedy kiedy mam tak spodlony humor. I tak co dzień. Na dodatek jest zimno.

Tak się złożyło, że od kilku dni mam poważnego doła. Jak ktoś może to czytać, to może sobie pomyśleć ,,eee tam, dól przejdzie mu i po sprawie'' Ale dopiero zdałem sobie sprawę jak przez ten dół życie może być takie zjebane. Nie mogę sobie z nim poradzić. Nie chce mi się nigdzie wychodzić. Mam problemy ze szkołą, nigdy nie byłem orłem, przez to jest tak jak jest. Na dodatek piec się (łagodnie mówiąc) zepsuł i jest zimno. Rodzice cały czas się mnie czepiają, czasami mam wrażenie, że szukają we mnie ,,ofiary''. Zrobię coś źle i od razu wrzeszczą na mnie jaki to ja nie jestem. Cóż, chyba jestem słaby psychicznie może to wynika z tego, że zbytnio się przejmuję tym co inni o mnie myślą.
Mam problem ze snem, w ogóle nie mogę zasnąć, dopiero jak wezmę jakąś książkę, to jakoś tak fajnie i przyjemnie się czuję, ale co z tego jak się rano budzę nie wyspany
A i jeszcze dołuje mnie dół kumpla, bo nie wiem jak mu pomóc.

Dobra koniec, bo jeszcze w depresję wpadnę.
Od kilku dni? Jak znam życie, jesienią miewasz podobnie? A może dopiero Ci się zacznie.
Jesteś najwyraźniej (z jakiegoś powodu, może to minie, u mnie tak się nie stało, ale jestem mimo wszystko optymistką i wierzę, że innym się udaje) bardzo wrażliwy na światło słoneczne. Nie podam Ci na to naukowego określenia, ale słońce działa na ludzi trochę jak czekolada - powoduje, że czujemy się jakoś lepiej, jesteśmy bardziej dziarscy i patrzymy na świat z większym optymizmem.
Maj jak do tego pory jest naprawdę niemiło pochmurny, koniec kwietnia był podobny. Tak więc to najprawdopodobniej przez to.
Mnie się też udziela ten paskudny nastrój - jestem gruba, brzydka, nie umiem sklecić porządnie paru zdań, łatwo się irytuję, cały czas chodzę ponura, warczę na wszystko, co ośmieli się zagadać...
Podobno nazywa się to stanem depresyjnym i powinno się leczyć. Jak może kiedyś zacznę zarabiać jak człowiek to pewnie zacznę.

Niemniej nie myśl, że ten dół wziął się z otoczenia i świata. Świat był, jest i BĘDZIE do chrzanu. Ale zwykle jakoś lepiej sobie z tą świadomością radzimy, prawda?
Poczekaj na słońce. Jak to Ci nie pomoże - rozejrzyj się za psychologiem, takim z NFZtu na początek. Może Ci się to wydać śmieszne, ale wiem, jak nieprzyjemny jest ten nastrój i jeśli masz możliwość to uciekaj od niego w stronę jaśniejszej strony życia ASAP.
Dzięki ;]
Domyślam się, że to przez pogodę, cały czas jest do bani, przez to możemy mieć takie nastroje. Ale jakoś tak, to wszystko na mnie wlazło i nie wiem co mam robić.
Trzeba wziąć się w garść!

Można powiedzieć, że czuje jako taką ulgę, gdy wreszcie to z siebie zrzuciłem.
Ja osobiście am za dużo na głowie, by miało mnie coś takiego dopaść. A ostatnio świeciło słońce:P Może zajmij się czymś, albo hobbym albo no nie wiem, tak, byś nie miał czasu myśleć o takich ja wiem różnych sprawach, w końcu przestaniesz o tym myśleć i powinno być git. Ja jakbym miał takie"doły" to nie wiem co by było z napisami, nie mogę sobie pozwolić na takie rzeczy i to chyba jest dobre:)
Zgadzam się z Komim. Gdy ma się doła, to najlepiej zająć myśli czymś innym. Według mnie najlepszym sposobem jest spotkanie ze znajomymi, pogadanie, powygłupianie się i pośmianie z nimi. Ewentualnie puść sobie jakąś żywiołową muzyczkę, zajmij się jakimś hobbym, poczytaj książkę, tylko nie siedź bezczynnie i nie daj się porwać negatywnym emocjom
Co do pogody to chyba różnie na ludzi działa, mi pomaga ciemność, zimno, ew. ciepły gwieździsty wieczór.

Co do twoich problemów to nie masz zbyt dużych, jeśli chodzi o naukę odkryj może w jaki sposób lubisz się uczyć. Mi najlepiej uczyć się w gronie ludzi, lub gdy np. nauczyciel prowadzi lekcje, z tego co sam przeczytam prawie nic nie pamiętam. Co do rodziców to w moim przypadku też na mnie cały czas narzekają, ale ja to "olewam", choć może nie jest to najlepsze wyjście.

He he, co do mojego humoru, czuję się w końcu od dłuższego czasu bardzo szczęśliwy :) wreszcie po roku dziewczyna, w której się zauroczyłem znalazła sobie chłopaka. Nie ma to, jak pękająca nadzieja, to takie przyjemne wyzwolenie. Znów mogę chodzić uśmiechnięty w deszczu.
Kiedy widzicie, gdyby to było takie proste, to bym się nigdy żadnej depresji nie nabawiła, a przynajmniej nie trzymałoby to mnie specjalnie długo. Tymczasem podczas tego okropnego nastroju człowiek jest generalnie na nie
Wyjść na dwór? Po co? Jest brzydko, ponuro, świat wygląda okropnie, nie ma co robić, nikt się nie daje wyciągnąć...
Poczytać coś? Na mur beton mangacy wstrzymają się z wydaniem Twoich ulubionych mang akurat w tym tygodniu i nie pomyślisz nawet o tym, że "to się zdarza", ale raczej "no dobra, ale czy musiało się zdarzyć akurat teraz? =.=". Wszystkie inne serie okażą się wyjątkowo nie wciągające, na zwykłej książce nie dasz rady się skupić...
Posprzątać? E, po co... jeszcze da się przejść.
Zająć się czymś? Sprawy się nawarstwiają, czas najwyższy je naprostować... ale do czego się bierzesz to partolisz, kończy się to klęską i generalnie po drugiej czy trzeciej takiej sprawie masz ochotę tylko zwinąć się w kłębek i wyć do sufitu. Za kolejne rzeczy nie chce Ci się już brać - niechybnie je również spartolisz.
Etc, etc, etc. W moim przypadku często w sam tego środek dochodzi jeszcze napier*alający ból głowy (nie powiem przecież, że migrena XD), który czyni ze mnie generalnie osobę uczuloną na ostre światło i co wyższe dźwięki, podirytowaną na cały niesprawiedliwy, ponury świat, warczącą, gotową mordować ludzi za pomocą garoty - no ogółem nie do życia i spotkań towarzyskich.

Dobrze, że ten temat jest o wyżalaniu się, mam wymówkę, żeby to z siebie wyrzucić xD' Nie, żeby to coś naprawdę pomogło, ale...

A, zauważyłam, że przy okazji takich ponurych nastrojów emotkę "XD" pisze się zaskakująco łatwo, bo nie chcesz, żeby ktoś się o Ciebie martwił, albo, co gorsza, przejął od Ciebie kiepski humor.
Dla mnie na doła najlepszą rzeczą - oprócz spotkania z przyjaciółmi i wygadania się - jest wysiłek fizyczny. Dobrze zapisać się na jakiekolwiek regularne zajęcia a najlepiej płatne - wtedy trudniej zrezygnować, tzn. gdy już masz doła i nie chce się ruszać tyłka z domu to myślisz, że szkoda kasy i idziesz (; a potem jest lepiej.

Tak tylko chciałam się podzielić (:
Masz świętą rację z tym wysiłkiem fizycznym. Nie myślisz o problemach, tylko o tym co w tej chwili robisz, a po takim wysiłku (przynajmniej dla mnie) czujesz się o wiele lepiej :D

Wyjść na dwór? Po co? Jest brzydko, ponuro, świat wygląda okropnie, nie ma co robić, nikt się nie daje wyciągnąć...

Zdarza się, że nikt nie chce wyjść, ale to chyba sporadyczne przypadki :P Gdy ma się depreche, trzeba się zmusić i iść do ludzi, a będzie lepiej. Jak nikogo nie da się wyciągnąć, zmuszamy się do robienia czegoś innego. Niektórzy mają też rodzeństwo, więc niechęć znajomych do wyjścia nie powinna być dla nich problem (pije do ciebie Jackie :P) Zwinięcie się w kłębek i wycie do sufitu na pewno nie pomoże.
Zaprawdę, najlepiej coś robić i obiecać, że zrobisz. Ale to akurat kieruję do Jackie, czemu? Bo nas Japonistów uczą myślenia jak Japończyk, dla niego yakusoku jest rzeczą świętą złamać to to dyshonor tragiczny. Więc jak się by coś obiecało zrobić to dodatkowo popychałoby do działania tzw giri. Więc nawet jeśli świat jest na nie, nawet jak ci się cholernie nie chce i byś to serdecznie pier**** to wewnętrzny obowiązek popycha do przodu. Nie tyle strach, co nie wyobrażenie sobie tego, że mógłbyś zawieść pokładane w Tobie nadzieje. Choć byś to walnął i się rzucił na łóżko robisz to, bo nawet nie dosłownie obiecałeś, ale ciąży na Tobie taki obowiązek. Tylko taki w rozumieniu japońskim giri.

Nie ukrywam, że jak w niedzielę mieliśmy się spotkać o 11:30 to wieczorem jak sobie myślałem, że rano muszę wstać bo są napisy do zrobienia, to aż mi się odechciewało. Co dopiero mówić jak wróciłem o tej 23:D Choć częściej giri czuję do Ft, no bo anime w sumie słabawe, ludzie jakoś tam poświęcają te 25 minut na obejrzenie a ja muszę te 4-5. I niewątpliwie to giri mnie wtedy popycha do działania, zwłaszcza, że wieczorem się mniej coś chce robić.
To samo teraz nauka japońskiego dla Was. No jak przestałem, to mi się nie chce, często długo się nad pomysłem myśli i tu też jest ta świadomość, "czeka na to tyle osób, nikt nie wypomina, że nie ma. Pomagają jak mogą, Imi ostatnio dała zdjęcia, A JA?"

I tak sobie funkcjonuję:D Tyle dobrego, że jak się za coś biorę to już mi się podoba i się jedzie^^ Naprawdę rzadko zdarza się, że mam dość robienia tłumaczenia.

Tylko, że ja mam jeszcze mocne poczucie altruizmu, lubię coś robić dla innych :P

Jak nikogo nie da się wyciągnąć, zmuszamy się do robienia czegoś innego.
Mhm - jak zwinięcie się w kłębek i pójście spać.


Niektórzy mają też rodzeństwo, więc niechęć znajomych do wyjścia nie powinna być dla nich problem (pije do ciebie Jackie :P)
Widzę XD Mam dwie słodkie siostry, które w takim okresie stają się dwiema wkurzającymi piskawkami, wiecznie zadającymi pytania i za nic nie chcące zostawić mnie w spokoju. Do tego wiecznie żądające przytulania


Zwinięcie się w kłębek i wycie do sufitu na pewno nie pomoże.
Pewnie, że nie. Ale jedyne, co w sumie zostaje to wyjście do ludzi. I teraz niespodzianka - ja lubię, kiedy ludzie wokół mnie się uśmiechają. Lubię się wygłupiać tylko po to, żeby zobaczyć ich uśmiech - zrobię z siebie prawdziwego kretyna, byle tylko osiągnąć ten cel. Tymczasem, kiedy pojawię się wśród nich w takim ponurym stanie, to wszyscy muszą, cholera, współczuć, zrobić te smutne miny i powiedzieć "przejdzie ci" albo "będzie lepiej". A mnie szlag jasny trafia - sama nie umiem okazywać współczucia, ani też moja empatia nie jest specjalnie rozwinięta, więc i pocieszać nie umiem - i nie znoszę, kiedy jest to stosowane na mnie.
Ale ludzie przecież nie mooogą zostawić mnie w spokoju, prrawda =.='
Pewnie gdybym to tak zostawiła to bym dostała odpowiedź w stylu - że się o mnie martwią i powinnam to docenić. Cenię to sobie bardzo wysoko, ale nie chcę, żeby się o mnie martwili. Ludzie mają naprawdę wystarczająco dużo na głowie, na cholerę im jeszcze moje problemy, których i tak nie da się rozwiązać, skoro to zwykły stan depresyjny - wszystko jest złe. To, co zwykle jest fajne TEŻ jest złe
Ja to wiem, że mi to przejdzie, oni też to wiedzą, ale i tak się będą martwić. To już naprawdę lepiej napisać im "Nie, spoko, nic mi nie jest :D Po prostu nie mam czasu, do zobaczenia kiedy indziej ;)"...

Co do sportu - no ja czekam na słońce, żeby móc na rolkach pojeździć :< Tanie i wymaga finezji (piję do naszych polskich chodników x_x;)


Bo nas Japonistów uczą myślenia jak Japończyk, dla niego yakusoku jest rzeczą świętą złamać to to dyshonor tragiczny.
Wieeeem~! T^T Ty sobie nie wyobrażasz jak mnie męczy sprawa tych lyrics...


Tylko taki w rozumieniu japońskim giri.
Jeszcze widać za mało tego wchłonęłam. Mnie się oczywiście nie mieści w głowie, że miałabym nie zrobić tego do czego się zobowiązałam, ale ciągle mam to "zrobię to. jutro."...

Wyjść na dwór? Po co? Jest brzydko, ponuro, świat wygląda okropnie, nie ma co robić, nikt się nie daje wyciągnąć...
Tak wiem do czego zmierzasz, (wiem, że nie piszesz o swoim przypadku tylko ogólnie o depresji, ale do siebie też nawiązałaś dlatego zacytowałem. Bez urazy) najprościej się zamknąć i mieć wszystko w tyłku, ale postawić się prosto twarzą twarz z problemem, to jest to co nazywamy dorosłością. Ja w życiu nie miałem lekko od początku, jednak starałem się nie uciekać od problemów. Mój profesor od filozofii powiedział nam kiedyś bardzo fajną historyjkę. Zapytał czy ktoś chciał by od razu dostać wpis do indeksu. Tam pare osób się zgłosiło. Profesor zapytał dlaczego chcecie ten wpis. Ci studenci odpowiedzieli, a bo to czasu nie ma, sesja długa itp, jak to studenci. Były to ćwiczenia. Ci co chcieli wpisy od razu złożyli indeksy na stoliku i usiedli. Było to zrobione w ten sposób, że ci co dostali 5 z ćwiczeń nie muszą pisać egzaminu z wykładów. Jednak na koniec ćwiczeń przy rozdawaniu już podpisanych indeksów powstała niezła wrzawa, gdyż jak się okazało profesor wszystkim tróje powpisywał. Jeden ze studentów do niego podchodzi i pyta się dlaczego tróje powpisywał, oni myśleli, że 5 dostali. Odpowiedział krótko. Tróję się szybciej wpisuję niż piątkę. Taka anegdotka mi się przed snem przypomniała.
Jest jeszcze pełno depresji jak świąteczna, pogodowa, społeczna, emocjonalna, ale nie chce mi się na ten temat pisać. Jak ktoś się żali jeszcze mi jedno do głowy przyszło. Ilu ludzi chciało by byc na Naszym miejscu. Jesteśmy wykształceni, mamy dostęp do komputera, jedzenia i wody. Na świecie co 5 sekund jakieś dziecko umiera z głodu. Tutaj jest link do całego artykułu. Tam ludzie dopiero cierpią.
http://prawda2.info/dobrobyt.html
No to skoro tak wszyscy piszą swoje sposoby na doła...To ja też napiszę, a co mi tam.

Kiedy mam doła..(a zdarza się to niezwykle bardzo rzadko) oglądam jakiegoś Shounen'a. (One Piece, Bleach itd.) Jako, że zawsze marzyłam o tym, żeby być takim kozakiem jak Zoro itp. Oglądając anime myślę sobie tak: "Cholera, on osiągnął to, tylko dzięki swojej ciężkiej pracy, dzięki swojemu samozaparciu, idąc do przodu wgniatając w ziemie wszystkie przeszkody na swojej drodze, mając za sobą tragiczną przeszłość, nie załamuje się, nie poddał się... a ty żałosna nie potrafisz ruszyć dupy, bo pogoda jest brzydka? Bo większość uważa cię za idiotkę i patrzy na ciebie z góry? No i co z tego! Jak się nie ruszysz i będziesz płakać o byle g*wno to na pewno nie pokażesz im kto tu rządzi!" No i zwykle wyklinam się w myślach, nie powiem, ale mnie to w pewien sposób motywuję do działania
Aha i teksty w stylu "Nie bierz tego na poważnie, przecież oni są wymyśleni...itd" do mnie nie docierają. Wiem, że mam dziecinne rozumowanie, ale co z tego? Ważne, że to daję efekty. Wszyscy moi znajomi twierdzą, że jestem dziwna, ponieważ mam tylko dwa wyrazy twarzy. Taki: i taki: .
Zastanawiałam się, czy to napisać bo pewnie się teraz trochę poniżyłam, ale co tam, raz się żyję, a fajnie jest napisać czasem o swoich prawdziwych myślach.

Mnie akurat cytat kolegi januarusa nie przekonuje. Ilu ludzi ma zdolności językowe i im przychodzi nauka języka ot tak a ja muszę siedzieć i kuć? Ilu ludzi nie robi nic a żyją z pieniędzy rodziców którzy są bardziej niż zamożni? Ilu ludzi rodzi się z talentem do rysowania, śpiewania zwłaszcza, a ilu musi na podobne efekty ciężko harować?
Mogło być gorzej ale i lepiej.
Mhm, a w Afryce dzieci umierają z głodu.
Już mówiąc totalnie o swoim punkcie widzenia - coooo mnie to obchodzi? Afryka daleko, a ja mam jedzenie. Mam rodzinę, bieżącą wodę, CO, prąd i internet i już nie raz udowadniałam sobie, że jak na dworze jest ciepło to bez reszty w samym śpiworze też spokojnie da się żyć.

januarus - No być może jestem niedorosła. Już nie raz słyszałam, że powinnam się z tego leczyć. Ale wiesz co? Uśmiejesz się - psycholog uznał, że mam zastanawiająco trzeźwe i optymistyczne poglądy na świat >.>" I że jego pomoc jest mi absolutnie zbędna.
Ja po prostu nie umiem się zachowywać nie-pozytywnie przy ludziach, bo nie chcę ich martwić. I jak wiem, że nie uda mi się być pozytywną - zakopuję się w swojej norze.


Ilu ludzi chciało by byc na Naszym miejscu. Jesteśmy wykształceni, mamy dostęp do komputera, jedzenia i wody.
Ja nawet nie będę udawać, że mnie to jakkolwiek obchodzi. Mieli pecha, ja miałam szczęście. I co z tego?
Ostatnio rozmawiałam z mamą na temat kasy w domu - że nigdy nie ma i tak dalej. I mama westchnęła, o ile łatwiej by jej się żyło, gdyby miała całą potrzebną jej kasę.
Odpowiedziałam, że chyba żartuje, że lepiej. W pewnym sensie - jasne, oczywiście, ale chyba nie jest na tyle naiwna, żeby uważać, że dzięki temu przestanie się martwić? Jak będzie miała pieniądze i wszystko, to zacznie się martwić o coś innego, co wówczas wyda się jej równie wielką tragedią, co teraz brak pieniędzy.

Żyjemy w takim, a nie innym środowisku i mamy takie, a nie inne problemy. Porównywanie problemów jednego środowiska z drugim jest totalną pomyłką. To tak, jakby powiedzieć dziecku - patrz, tamten pan umiera z głodu, a ty płaczesz, bo ci lód wypadł z rączki. Dla dziecka tragedią jest sam fakt utraty loda - tamten pan może sobie umrzeć, a ono wciąż nie ma loda.
Problemy na miarę człowieka, na miarę jego środowiska, rozwoju i tym podobnych. Mówienie "nie chcesz zjeść surówki a dzieci w Afryce umierają i dałyby się posiekać za taką surówkę" jest bez sensu. Surówka wciąż będzie obrzydliwa.
Nie ta perspektywa. Możemy kiwać głową i mówić, że tak, to straszne, że gdzieś tam są wojny, głód i zaraza, oddawać 1% na cholera wie co i uważać, że jesteśmy dzięki temu dobrymi ludźmi. Ale tak naprawdę póki to wszystko nie przyjdzie do nas to na kiwaniu głową się skończy - wszyscy mają własne życie i to nim się zajmują i przejmują najbardziej.

I mam wrażenie, że mylicie konia z koniakiem - ja nie mówię o lenistwie, ale o totalnym zniechęceniu do wszystkiego, łącznie z życiem. U mnie jeszcze nie jest tak źle, ale znam osoby u których już jest. Biorą na to leki x_x' Nic nie robisz bo nie widzisz najmniejszego sensu w tym, co robisz. Brniesz dalej, bo żyć, krwa, trzeba, ale nie widzisz powodu, by robić cokolwiek ekstra łącznie z uśmiechem bo nie widzisz w tym sensu.
To ja się poddaję. Dla mnie takie myślenie jest najzwyczajniej obce. Jak mi laser do xboxa padł czy o zgrozo co czekałem na Tekkena do PS3 to miałem doła, że się rabłem na łóżko, ale szybko przeszła myśl "Nic to nie zmieni a tylko STRACĘ CZAS". Czas, który można pozytywnie wykorzystać. Więc przyznam, iż takich depresji nie rozumiem, to po prostu jest czystą głupotą. Zastanawiasz się nad życiem a to ci przez palce przecieka, no przepraszam ale tak to widzę.
Tak więc życzę pogody ducha, bo po prostu taki stan jest dla mnie obcy. Miałem dzień nic nie robienia jak się ten samolot rozbił ale i tak następnego dnia zrobiłem odcinek itd itd.
Szkoda czasu na umartwianie nie jesteśmy ascetami.
WIEM. A wiesz, jak mnie to wkurza niemiłosiernie? Życie umyka, a ja cała ponura i wściekła szukam światełka w tunelu przepełnionym negatywnymi myślami. No fantastycznie.
Naprawdę chciałabym się tego pozbyć. Póki co jedyne co udało mi się osiągnąć to znajomi, którzy od czasu do czasu trzymają się ode mnie z daleka Jak od trędowatego...
To się musi skończyć, jeszcze tylko muszę się dowiedzieć jak. "Weź się w garść" nie działa >.>"
Przyznam otwarcie, że dla mnie źródłem życia i mojego optymizmu stała się strona/forum. Już samo pisanie artu mi sprawia przyjemność, daje poczucie, że coś robię dla innych(nawet jak nikt nie czyta), że jestem komuś potrzebny (patrz wcześniejszy nawias) itd itd Kiedyś nie byłem takim optymistą to wiem na pewno.
Do Naca i Jackie - kilka rad z własnego doświadczenia:

1. Zrozumcie, co powoduje stan depresji, co Was w niego wprowadza - potem przeciwdziałajcie lub eliminujcie powód, nim doprowadzi Was do tego stanu.
Przykłady: w przygnębienie wprowadza Was samotność - idźcie do przyjaciół, pogoda - zapalcie w pokoju tyle światła, ile da radę (co tam rachunek za prąd, w końcu codziennie się tak nie robi :D lub, np. pomalujcie go sobie na żółto [fajny kolor, też sobie na taki pomaluję pokój, jak będę mieć własny :) ]) itd. Nie wiecie, co wprowadza Was w smutek - obejrzyjcie komedię, zróbcie coś szalonego, niecodziennego, nawet głupiego i śmiejcie się, śmiejcie się, śmiejcie się, ile wlezie i z czego się da. Jak Saulo radził Robin :)

2. Szukajcie plusów w każdej sytuacji.
Wbrew pozorom to jest możliwe. Bardzo wielopłaszczyznowy punkt, ale generalnie chodzi tu o doświadczenie i możliwość przeciwdziałania podobnym sytuacjom w przyszłości. Dodatkowo będziecie już o tyle mądrzejsi, że będziecie wiedzieli, jak czują się ludzie w podobnych do Waszych sytuacji. A to dziś i zawsze naprawdę mega super hiper ważne. W najgorszym wypadku, w przypadku Naca, będziesz już wiedział, żeby zapewnić swoim dzieciom dobre ogrzewanie :P

3. Znajdźcie sobie patronusa :D
Tak tak, takiego jak w Harrym Potterze Jakieś super miłe wspomnienie, coś dzięki czemu uśmiechniecie się i poczujecie ciepło w sercu nawet w najgorszej sytuacji. Im silniejszą radość czuliście w owej sytuacji, tym lepsze. To naprawdę działa! :D

4. Znajdźcie odpowiednio silną motywację.
Jeśli taką macie, uda się Wam zrobić wszystko. Trzeba ją tylko po prostu znaleźć. To może być osoba/osoby, zdarzenie, czy, np. rzecz, którą kupicie sobie w nagrodę za działanie - cokolwiek, co sprawi, że będziecie mieć siłę i chęć, żeby ruszyć z miejsca :)
Przykłady: Jak Komi wspominał o odcinkach, to jego motywacją są ludzie, którzy na tłumaczenie czekają. Dla mnie też największą motywacją są właśnie ludzie - coż, ja sama bowiem uważam się za mało wartościową, niewartą zachodu osobę i co, dla siebie miałabym coś, robić?... xD Nieee... Ale dla przyjaciół, znajomych, a nawet nieznajomych warto się starać i działać :)
Więc poznajcie dokładnie siebie, zastanówcie się, czego chcecie, do czego dążycie i pomyślcie, że bezczynne siedzenie w miejscu na pewno Was do tego nie przybliży. I zacznijcie robić coś, co do owych celów i marzeń zacznie Was przybliżać. Gwarantuje, że wtedy czasu na depresję nie znajdziecie! :D

Jeszcze tylko, co do posta BakaSakany: jej, ja też czasem tak mam W ogóle OP jak dla mnie jest genialne na poprawę humoru, trzy odcinki i już uśmiech na twarzy. Tylko, że u mnie ta różnica, że moim idolem stanowczo jest Luffy ^^

Spoiler:

Edit: "uważam się za mało wartościową, niewartą zachodu osobę"

Jak to napisałam, to potem sobie trochę na ten temat myślałam i doszłam do zaskakującego wniosku, że to poszło już bardziej z rozpędu i rutyny, niż, że na daną chwilę naprawdę tak myślę. Bo kiedyś, dłuuugo, istotnie tak było. I weszło mi to już w krew, jak tekst, że jestem "gruba, brzydka i głupia". Co do ostatnich elementów się nie wypowiadam, ale co do tej wartości, to trzeba poważnie jeszcze raz przeanalizować sprawę... xDD


Zanim się wypowiem o poście Ein wywalę, co mi w tej chwili zaległo na wątrobie - jestem cholernym ekstrawertykiem i szlag mnie zrobi, jeśli gdzieś tego nie przeleję.

Mojej przyjaciółce odbija. Zrobiła się okropnie wku*wiająca. Znam ją od lat i wiem, jak nieznośna potrafi być, wiem jak bardzo ja nie do zniesienia potrafię być, wiem, jak często się kłócimy, ale zawsze jakoś do siebie wracałyśmy. Ale teraz po prostu nerwica mnie bierze na samą myśl o niej.
Przez wiele lat olewała szkołę, nie poszła do liceum nawet, przez dwa ostatnie lata była totalnym no-lifem. No okay, jej rodzina robiła jej wyrzuty, mówili, że powinna się za siebie wziąć, mniejsza z tym. Ostatnio jednak złapała robotę, głównie dzięki swojemu bratu i facetowi, który pomógł jej napisać cv, bo nie wiedziała jak (jak się nie chodzi do szkoły to skąd ma się wiedzieć =.='). I zaraz leci mnie pouczać, jak powinnam pisać cv (kiedy ja pracuję od kilku lat i wiem, jak to wszystko powinno wyglądać, jak wygląda szukanie pracy, cv, list motywacyjny, rozmowa kwalifikacyjna - mam to już przetrenowane na własnej skórze i od dawna wiem z czym to się je ), jak wygląda praca w biurze (moja pierwsza, trwająca niemal pół roku praca, była biurowa, więc WIEM jak to wygląda =.=) i DAWAJ traktować mnie z pobłażaniem... ><#
Kolejna sytuacja, dzisiaj - wychowywałam młodsze siostry od kiedy skończyłam 13 lat (kiepska sytuacja w rodzinie - starzy bez przerwy się kłócili, ojciec wygoniony z domu, mama pijąca prawie nałogowo i tym podobne, no w każdym razie nie było komu się zająć pimpkami, więc ja z bratem się zajęliśmy) - patrzę jak dorastają, słuchałam porad, robiłam co w mojej mocy, żeby wyrosły na ludzi. Ba, nawet swego czasu dorabiałam sobie jako opiekunka. Przyjaciółka zaszła w ciążę. Jest dopiero w drugim miesiącu, ale już, DAWAJ pouczać mnie, jak się wychowuje dzieci. Sama nie odebrała dobrego wychowania, nie ma pojęcia, jak wychować dzieci, ale jasne, pewnie, JA wychowuje swoje (w domyśle - tak mimo wszystko siostry) ŹLE.
I zawsze mądra, nigdy się nie myli, a jak próbuję ją przekonać, żeby odpuściła, bo nie ma racji, to się dowiaduję, że pier*olę głupoty.
I chcę się dowiedzieć, czy to ja mam nerwicę już, czy to ją popier*oliło, bo już powoli zaczynam wychodzić z siebie, jak ona zaczyna zadzierać nosa w jakimś temacie.

A wracając do Eihnaren (teraz, kiedy już trochę frustracji ze mnie zeszło mogę jakoś w miarę logicznie skupić się na odpowiedzi... ><#):

1. Zrozumcie, co powoduje stan depresji
No widzisz, w moim przypadku jest to bardziej chandra - powody znajdują się później. Zaczyna się chandrą, a potem, dajmy na to, coś nie pójdzie w szkole, byle co, coś trywialnego. I od razu żal, smutek, czujemy się podle, tak, zwijamy się w kłębek...
To nie jest coś, co można po prostu uniknąć, byle gó*no powoduje rozpacz.


2. Szukajcie plusów w każdej sytuacji.
Och, próbowałam. Wyszło na to, że jestem najbardziej sarkastyczną suką w okolicy.


3. Znajdźcie sobie patronusa :D
Tego też próbowałam - zbiera mi się na płacz, jak pomyślę, że kiedyś było tak fajnie, a potem coś się spie*rzyło i teraz jest jak jest. Fajnie by było odkręcić, co się spie*rzyło, tylko żeby jeszcze człowiek wiedział, co to było...


4. Znajdźcie odpowiednio silną motywację.
W tym polu leżę. Mój wieczny słomiany zapał zawsze właśnie brał się z braku większej motywacji do czegokolwiek. Mówię, że chciałabym pojechać do Japonii, ale tak naprawdę jakikolwiek daleki kraj byłby fajny. Chcę studiować japonistykę, bo zwyczajnie NIC innego nie ma nawet szans mnie zainteresować, a tu chociaż m&a mnie interesuje. A to i tak nie zawsze.
Trenowałam szermierkę, pływałam na łódkach, grałam na skrzypcach - nuda, średnio ciekawe, nuda. Do niczego kompletnie nie umiem sobie znaleźć większej motywacji, żeby to zrobić.
Ot, chociażby - naprawdę, naprrrawdę zależałoby mi, żeby sobie kogoś znaleźć - faceta, kobietę, obojętnie. Ale nie umiem znaleźć w sobie motywacji, żeby o siebie zadbać, żeby się jakoś ogarnąć, żeby wyjść do ludzi. Niby naprawdę tego chcę, ale w sumie...
Teraz też - tak czekałam na słońce, a jak wreszcie wyszło, to jedyne o czym myślę to to, że jak wyjdę na rolki czy rower, to pokręcę się tylko po okolicy jak dureń i tyle tego będzie, bo nie mam w sumie przecież co robić na podwórku; a nigdy nie byłam dość giętka w stawach i dość odważna, by zacząć ćwiczyć sztuczki >.>"

PS: Odpuśćcie sobie posty p.t. "jesteś żałosna" - tyle sama wiem =.=
Ok, to czas, żebym i ja się trochę wyżaliła.

A miało być tak pięknieee~~...
Na tegorocznych Juwenaliach Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (SGGW), czyli Ursynaliach, pośród dziesiątków innych zespołów, miała zagrać cudowna punkowa kapela, którą szczerze uwielbiam, czyli Sum41. Pierwszy koncert w Polsce ever!!!
Także pojechałam sobie kupić dziś wejściówkę, w sumie trzydniowy karnet, ale i tak oczywiście przede wszystkim chodziło o święcący mi jak światełko w tunelu koncert Suma.
Godzinę po zakupie biletu dostałam smsa od koleżanki z SGGW, z którą właśnie ten bilet kupowałam: "nie będziesz zadowolona... sum nie zagra... perkusista miał wypadek, koncert odwołany"... :<
Co napisali na portalu students.pl: "Oto, co czytamy w oficjalnym komunikacie: "Z przykrością zawiadamiamy, że w dniu 26 maja w godzinach porannych polskiego czasu, współzałożyciel i perkusista zespołu SUM 41 Steve Jocz uległ poważnemu wypadkowi w drodze na lotnisko w Los Angeles. "
Sam artysta napisał na swoim blogu, że wszystko ok, uszkodził mu się trochę nadgarstek i za jakiś czas znów zaczną grać. Także niech sobie chłopczyna go porządnie wyleczy i jak zawsze daje czadu. Również w Polsce, I hope so! ;D

2. Szukajcie plusów w każdej sytuacji.
Wbrew pozorom to jest możliwe. Bardzo wielopłaszczyznowy punkt, ale generalnie chodzi tu o doświadczenie i możliwość przeciwdziałania podobnym sytuacjom w przyszłości. Dodatkowo będziecie już o tyle mądrzejsi, że będziecie wiedzieli, jak czują się ludzie w podobnych do Waszych sytuacji. A to dziś i zawsze naprawdę mega super hiper ważne. W najgorszym wypadku, w przypadku Naca, będziesz już wiedział, żeby zapewnić swoim dzieciom dobre ogrzewanie :P


Proste i klarowne:) Zawsze są plusy. Zawsze. Chyba, że potrafisz tylko krzyże znaleźć.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl