ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Dodam, że to, co jest poniżej, w przeciwieństwie do innych rozmów tej Koty, wygląda tak:
Na Obfie (nie chcemy, żeby nas kojarzono, wszakże) przytuptuję do Giovanniego domku.
Wbijamy do pokoju, który uznaje za bezpieczny. Nic nie mówimy. Piszemy na kartkach, po przeczytaniu, palimy.
Każdy "code" to oddzielna karteczka. I ja doglądam wyraźnie, by każda spłonęła na moich oczach, żaden okultystyczny wietrzyk nie porwał w powietrze, etc.
Nikt nie podsłucha, nikt nie podglądnie.
Hehm dopiero teraz zauważasz, Mariano, że mam paranoję? :D
O Wniebowzięciu wie parę osób. Niewiele osób wie, o wszystkich biorących udział. I tak pozostanie. Część jest niesprawdzona. Część wyraziła tylko poparcie, ale nie mam powodów im wierzyć.
O tym, co jest przedmiotem dyskusji wiedzą cztery osoby, w tym i my. I tak za dużo, ale tego się nie dało uniknąć.
Konkrety:
Wtajemniczeni - Ci, którzy wiedzą o wszystkim i wszystkich.
Zorientowani - Ci, któym przedstawiono propozycję i zgodzili się, tudzież uznali ją za interesującą. Nie wiedzą, kto, poza nimi.
Niezorientowani - Ci, których wmanewrowano tak, by nie mogli przeszkodzić, lub wręcz musieli pomóc.
Wrogowie - Ci, którzy na pewno staną okoniem.
Cele - Ci, z którymi będę/będziesz/będziemy gadać w najbliższym czasie.
Obok każdego nazwiska - powody osobą kierujące, etc.
Wtajemniczeni.
Ja.
Ty - będziesz miał do odegrania ważną rolę, o czym poniżej.
Wroński - orientuje się, kto ma z Wniebowzięciem coś wspólnego, kaptuje chłopaków po swojej stronie. Chce Wniebowzięcia - ponieważ nigdy nie chciał niczego innego, jak tylko spokoju.
Flesz - chyba nie dziwi, dlaczego on. Poza tym - robi za moją pamięć zewnętrzną.
Zorientowani.
Maksym Todorowicz - Jeśli tylko będzie mógł robić swój malkaviański bałagan - w to mu graj. Idea takiej sytuacji pasuje mu cholernie. Nie jest problematyczny per se - nie chce dla siebie władzy, ani nic innego, poza swoim szalonym poletkiem obłędu do uprawiania. Nieprzydatny przy i przed proklamacją, ale zawsze to jeden głos. Poza tym - jestem w stanie go względnie, od czasu do czasu kontrolować. A przynajmniej mieć nań wpływ. (raczej nie wie, kto poza mną jest w WMP)
William Norroy - przekupna gnida, zainteresowana sobą samym. Ale całkiem racjonalna. Idea Wniebowzięcia podoba mu się, prawdopodobnie jest już przekonany. Gorzej, jeśli ktoś znajdzie dlań lepszą cenę. Jak na razie to się nie zdarzyło. Można na nim polegać, ale powinno się go obserwować. (nie wie, kto poza mną, Szawłem i Łamaczem jest w WMP)
Ławrientej Bodin - sensowny, choć niebezpieczny. Ma za dużo na sumieniu, by go uznać za niewiniątko. Nie ufam mu, acz Łamacz twierdzi, że, jeśli siła będzie po naszej stronie - to Ławrientej też. (nie wie, kto poza Łamaczem jest w WMP)
Nathanael Ravnos - "czysto teoretycznie" i "bez żadnych zobowiązań" twierdzi, że taki "kompletnie niemożliwy do zrealizowania plan" byłby całkiem sympatyczny i bardzo by mu się podobał. Zależy mu, żeby nikt w mieście nie patrzył na drugiego przez pryzmat klanu, sekty, zawodu, etc. Pokrzywdzone, biedne, małe dzieciątko... (nie wie praktycznie nic o WMP, poza możliwością i tym, że mam z tym coś wspólnego)
Niezorientowani.
APeT - Byłby najgorszym wrogiem, gdyby nie jeden drobny szczegół. Chciał się nauczyć pewnej konkretnej dyscypliny. Zapewniłem mu to, ale za to ma pewien dług. Dług da się wykorzystać nie wcześniej i nie później - jak podczas samej proklamacji. Wtedy po prostu za sprawą długu powstrzyma się go od wszelkich działań. Dodatkowo - niedługo będzie darzył sztucznie indukowanym uczuciem Aineel, o której niżej.
Wrogowie.
Mark Akermann - będąc tak długo w Camie jest całkowicie przeciwny Wniebowzięciu. Poza tym - nienawidzi Wrony (osobiste urazy) i Daniela (takoż), A. pogardza, mnie nie lubi... I ma chyba kompleks małęgo penisa, bo chce wszystkim udowodnić, że jego Desert Eagle zabije największa ilość sabatników w mieście.
Jan Herman Czarny - jest tak bardzo Camarillny, że nic chyba go nie zmusi do obrania strony Wniebowzięcia... Chyba, że poczuje, że wiatr wieje z innej strony - być może wtedy, jak każda arystokracja, zryfuje żagle i spróbuje się dostosować...
Toy - jak się zorientuje, co wyciąłem APeTowi - może się wkurwić... Trzeba coś na nią znaleźć. I to skutecznego.
Szaweł - nie zwróci się przeciw Wronie otwarcie... Ale nienawidzi mnie. Postara się doprowadzić do ruiny każdy cel, jaki sobie obiorę, tylko po to, by złapać mnie bez gardy. Być może najniebezpieczniejszy z wszystkich, gdyż może działać z wewnątrz samych struktur WMP... I z wewnątrz mnie.
Cele.
Yana Serelytev - Coś mi mówi, że da się ją przekonać. Nie chce niczego, poza spokojem, jak mniemam, ma dosć bójek, burd... Nie miałem z nią czasu porozmawiać, ale nadrobię to. Biorę ją na siebie.
Aineel - Jako Gangrel stanowisko Wniebowzięcia powinno być dla niej oczywiste. Też postaram się z nią porozmawiać, szczególnie, że mam na nią niejaki wpływ... Za miesiąc, dwa, ona bedzie też miała nie lada wpływ na ApeTa. Stąd - powinienem skaptować ją szybko.
Uriel Lasombra - Wg. łamacza - karierowicz, żądna włądzy gnida, którą dałoby radę przekonać, że w Wniebowzięciu byłyby stanowiska podobne do Sabatu. I że za poparcie miałby jakąś władzę w swoich łapkach... Niebezpieczne to przypuszczenie... Z nim będę musiał uważać. Tym bardziej, że skurwiel jest infernalistą.
Jeśli wszystko się uda, Wniebowzięcie będzie miało poparcie obydwu władających. To dobrze. Tak, jak było ustalone z osobą mnie popierającą.
Problem polega na czym innym. Jeśli Wrona/Yana wyskoczą z czymś takim oficjalnie, natychmiast zostaną zakrzyczeni i stracą wszelkie poparcie, zostaną obaleni, nim ktokolwiek zdąży coś zrobić.
Ich poparcie jest potrzebne po tym, jak powie się dokładnie, jakie są założenia Wniebowzięcia.
Innymi słowy - ktoś z jednej i drugiej strony musi najpierw powiedzieć, o co chodzi z WMP.
Ktoś odważny. I ktoś, na kim można polegać.
Stąd - ze strony Camy - będziesz to Ty. Jesteś na tyle rozumny i masz na tyle dużo posłuchu... A poza tym potrafisz móić spokojnie i nieporuszenie. Tak. Ufam Ci aż do tego stopnia. Dlaczego to nie ja będe się produkował - za chwilę wyjaśnię.
Ze strony Saby - sugeruję Norroya. Jest na tyle plastyczny, że da się zeń uformować cokolwiek. Jeśli tylko wcześniej udowodnimy mu, że to nie żarty i że go nie wystawiamy.
Oczywiście - za oficjalne żądania proklamacji i samą proklamację weźmiemy się dopiero, kiedy zbierzemy jeszcze wiecej osób. Kiedy czas bedzie odpowiedni. Teraz jest o wiele za wcześnie.
W naszym najlepszym interesie jest pozostawić jakąś skromną choćby populację inkwizytorów, żeby zachować Pakt. Jak i zachowanie samego Paktu tak długo, aż uda się przeprowadzić Proklamację.
Dlaczego to nie ja wyjdę na środek? To proste. Potrzebujemy adwokata diabła. Kiedy powiecie swoje i zostaniecie poparci - pewnym jest, że i tak odezwą się głosy sprzeciwu. Niektórych nie da się uciszyć po prostu. Między nimi będę i ja. Będę krzycał najgłośniej. W ten sposób zawrócimy tok myślenia i argumenty opornych w stronę, która nam będzie pasować. Tak, że im samym i nie do końca jeszcze przekonanym wydadzą się ich argumenty debilnymi. Dzięki temu argumenty wrogów Wniebowzięcia zostaną zbite, a nieprzekonani - przejdą na naszą stronę.
Poza tym... Ja nie mogę ani być przywódcą, ani ustanowicielem, ani proklamatorem. Ani nie moge być uważany za tatusia tego tworu. Na tym polega umowa z osobą mnie popierającą. Ponadto... Ja się nie nadaję na twarz jakicholwiek zmian, sam rozumiesz... Zbyt mało osób uznaje mnie za choć względnie godnego zaufania...
Pytania, drogi Panie...? Kogo sugerujesz na cele?
:>
<odkłada ołówek, odchyla się do tyłu i splata palce na blacie stołu. Chyba się uśmiecha, choć nie jest to nic pewnego...>
Dla przypomnienia:
Nad kim pracujemy.
-Nataniel - Ty.
-Beckett - Ty.
-Aineel - ja.
-Yana - ja, spróbuję.
-Toy, Apet - ja.
-Moro - o ile się pojawi - Wrona, po zwierzątkowemu.
-Zapomniałem o kimś z ustaleń z rozmowy telefonicznej? I coz Royerem? Czy sądzisz, ze da się go przekonać? Jeśli nie - pozbędziemy się go ze spotkania.
Aineel wzięta. Mógłbyś zacząć się odzywać...
Bracia - raczej - wzięci.