ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Miłość- to coś co każdego człowieka spotka w życiu i najbardziej nie oczekiwany sposób. Jest to uczucie niezwykłe i czuje sie je tylko raz w życiu. Osoby kochające sie nie powinni się krzywdzić nawzajem powinni się wspierać w trudnych dla siebie chwilach i wierzyć w siebie prawdziwa miłość nie ma granic.Staram sie przez to powiedzieć że nie którzy ludzie tego nie rozumieją czasami nie wiedza co to jest miłość.Musimy jednak pamiętać że ludzie stworzeni zostali po to by kochać się a nie nienawidzić. Prawdziwa Miłość jest piękna tylko wtedy gdy jedna połówka potrafi docenić drugą bez tego miłość jest niczym.


Nie ma to jak piękne, idealistycznie podejście i wiara w książkową miłość. Sama wierzę w wielkie uczucia, ale też wiem, że życie nie jest takie piękne, sprawiedliwe i wspaniałe, jak to lubi się opsisywać w literaturze. I w rzeczy samej chyba często dlatego się po nią sięga- by oderwać się od rzeczywistości.
Kiedyś ktoś powiedział mi, że prawdziwą miłość poznam po tym, że nie zmienie się ja tylko moje życie... Za 2 tygodnie skończe 16 lat. Miłość. Wszyscy powtarzają mi, że jestem za młoda, żeby spotkać kogoś z kim będe na zawsze... Jednak spotkałam. Długo czekałam aż on powie, że kocha... mimo, że tęskniłam i kochałam całym sercem nie powiedziałam tego pierwsza. Nie żałuję. Jesteśmy razem 3 miesiące. Nie zmieniłam się. Jestem sobą. Nie muszę udawać nieporadnej księżniczki dlatego, że on ma zbyt rozbudzony instynkt macierzyński, ani opiekuńczej babci, bo on nie wyrósł z przedszkolaka...nic nie muszę. On mnie akceptuje taką, jaką jestem. Jestem może bardziej szczęśliwa i uśmiechnięta. Nie zmieniłam się ja. Zmieniło się życie. Świat. Wiem, że to jest ten jedyny. Druga połówka, czerwień mojego serca... echo myśli. To on.
Podzielacie moje zdanie na temat prawdziwej miłości...? Kiedy kochacie zmieniacie się Wy czy Wasze życie...?
O.o?

Trzy miesiące to jeszcze nie całe życie. To że początek wygląda wspaniale nie znaczy, że będzie tak cały czas, chociaż nie życzę niczego złego. Ja nie wychodzę z założenia, że już na całe życie, bo teraz tak a nie inaczej czuję. Za dużo było ludzi, którzy tak myśleli i się zawiedli, więc ja się cieszę chwilą obecną i nie oczekuję zbyt wiele. Chociaż wiadomo, zdarzają mi się chwile "słabości", kiedy to rysuję sobie po zeszytach domki i się zastanawiam jakby to było pięknie...
Owszem, zdażają się wspaniałe wyjątki, np. moja nauczycielka rysunku i jej mąż. Zaczęło się kiedy mieli właśnie 16 lat, a teraz mają już dorosłe dzieci.
Mam nadzieję, że i u Ciebie tak będzie.


Kiedyś ktoś powiedział mi, że prawdziwą miłość poznam po tym, że nie zmienie się ja tylko moje życie
Zgodzę się z tym. Gdy się kogoś kocha, pozwala mu się zostać sobą. No może pomaga się zwalczać wady i złe stany psychiczne jak apatia. Trudno jest kochać


Może to nie najlepsze miejsce, ale powiem tak:
Zmieniłem dla kogoś siebie i swoje życie, wiedziałem że nie jestem ani trochę tego godny, ale potrafiłem mimo to walczyć o to co czuje. Więc jeżeli kogoś kocha sie naprawde, chce sie być tylko dla niego, i tylko sobą. Nie oczekiwałem nic w zamian, a jednak dostałem, niestety, szramę. Teraz giną moje marzenia, ginie nadzieja, i niedługo zgine ja. Tylko dlatego, że nie odkryłem swojego skarbu, będe teraz mścił się na tych którzy go mają, i tylko dlatego, że kochałem, będe kochał dalej. Aż nie umre, a to już niedługo.
balthezzar, nie mów że nie dłogo umrzesz bo, choć nie znam twojego wieku, śmiem twierdzić że to nie prawda, jęsli masz po co żyć (a po twoim poscie wnioskuję że masz) to będziesz żył wiecznie.
Jeśli zaś chodzi o sprawę marty amelii to chcę powiedzieć to co pewnie słyszałaś już nie raz a mianowicie jest wiele etapów miłości niestety nie jestem w stanie uwierzyć że po trzech miesiącach to jest już miłość na całe życie. Na razie może być to zauroczenie, widzisz tylko to że on jest miły i jaki tam jeszcze, zprawdzian waszej miłości nadejdzie gdy zaczniecie dowiadywać się wzajemnie o swioch wadach, jęśli wtedy wasz związek przetrwa to gratuluję, jeśli nie... najwyrażniej nie byliście sobie przeznaczeni.
Pozdrawiam.
O miłości jest już wątek, więc łączę
Dooobra... ale to, że jestem z nim trzy miesiące nie znaczy, że wogóle go nie znam. Znam. Bardzo długo. Czasem mam wrażenie, że całe życie... Wiem, że ta wieczność, o której piszę może skończyć się jedną chwilą... Póki co chcę cieszyć się szczęściem, które mam i chociaż wierzyć, że to już na zawsze...
Nie no ja nie wątpie że znasz go długo i dobrze bo osobiście znam przypadek kiedy dwoje młodych ludzi wychowywali się razem i nie zostali przyjaciułmi ale parą, pozatym wcale ci żle nie rzyczę. Żyj długo i szczęśliwie.
wierze w idealistyczne uczucie sama jestem w zwiazku 2letnim i chce aby ta milosc trwala do konca mych chwil jednak wiem ze nie zawsze wszystko moze byc tak piekne ze czasami marzenia mysli moga byc snem ktory nie trwa zbyt dlugo chcialabym zyczyc ci szczescia
Cóż... Miłość?
Nie uważam, żeby było mi to w jakikolwiek sposób potrzebne. Nie z innym człowiekiem.
Nie, żebym była feministką.
Jestem młoda, za młoda, żeby pojąć reguły TEJ gry.
Jeszcze trochę.... Póki co wystarcza mi miłość do wilków, pisania, zwierząt. Do książek.

wydaje mi sie ze zbyt egoistycznie podchodzisz do zycia gdy poczujesz to cos,cos co nigdy nie czulas sama potem zobaczysz jaka Milosc potrafi byc cudna ale zarazem zadajaca lzy mysle ze chyba chcesz jej uniknac wiem jedno nie uda ci sie milosc przychodzi w najbardziej nie oczekiwanym momencie>Ale zycze Tobie powodzenia
Miarą Miłości jest Namiętność..
tez uwazam ze miara milosci jest namietnosc tak piekna i idealna ze czlowiek tylko o niej marzy.Po swoim doswiadczeniu sadze ze miara milosci jest takze zaufanie bez tego czlowiek nie moze zbudowac normalnego zwiazku polegajacego na wzajemnej milosci i szacunku do drugiej ukochanej osoby!
Ależ, nie zgadzazm się. Namiętność to chemia, to pożądanie, albo - namiętność to pasja, bzik, to się czuje wtedy, gdy palce same aż świerzbią do ulubionej czynności (gra w karty, szydełkowanie, zbieranie znaczków - cokolwiek).

A miłość - to stan duszy.
Miłośćjest relacją między osobami, jest aktem woli, pragnieniem obiektywnego dobra drugiego człowieka i działaniem które ma to dobro zapewnić. - taką definicję miłości dostałam na lekcji religii i tak miej więcej o miłości mówił Jan Paweł ll, ja też przyjmuję taką definicje.
"... jeśli kogoś kochasz puść to wolno. Jeśli wróci jest Twoje. Jeśli nie... nigdy tego nie było!.."
Za bardzo wierzyłam... wierzyłam, że życie dało mi tego, który kocha mnie tak mocno jak ja kocham jego. Kiedyś tęskniłam do tego, co będzie. Dziś tęsknie za tym, co było. Ale ciągle z jednego powodu. Bo ja kocham. Ja tylko kocham. I pragnę tylko miłości. Jego miłości. Ale to chyba za wiele...
miłość....
miłość...
miłość...

opinię niech wolno będzie mi wyrazić moim nigdyś napisanym wierszem...

Nazywają to różnie

nazywają to… miłością!
a to
odwieczny głód

nazywają to… kochaniem!
a to
psychiki potrzeba

nazywają to… uczuciem!
a to
jedynie nawyk leciwy

pozdro dla wszystkich... "miłością" żyjących
Gwidon Hefid
...ptaku mego serca-nakarmie cie ziarnem milosci...

z calego serca pozdrowionka dla wszystkich...serc...
Wiecie... tak sobie troszkę podsłuchuję, trochę obserwuję moją klasę i ostatnio słyszałam dwie sytuacje które mnie, przyznam, z lekka zdziwiły, może trochę zszokowały.
Pierwsza to było na przerwie, koleżanka z klasy opowiadała swojej koleżance o swoich relacjach z chłopakiem, brzmiało to m.w. tak: I wiesz, on ma dla wszystkich czas tylko nie dla mnie, i on w ogóle, taki nie taki, to dzieciak jest i nie jest gotowy na taki poważny związek.
A druga to dziś, na przerwie. Staliśmy na korytarzu z kolegami i przechodziła pewna pierwszoklasistka, kolega zatrzymał ją za rękę i mówi
K: Poczekaj, chcę pogadać.
Dz.: Ale ja nie chcę.
K. Dlaczego?
Dz.: Bo nie.
Wyrwała się i poszła dalej. Widząc lekko zdziwiony wzrok jednej z koleżanek z klasy kolega wytłumaczył: "Moja była." po chwili dodał z triumfem w głosie: "trzydniowa".

I gdzie tu miłość? Myślałam że w liceum ludzie wyrośli już z chodzenia z kimś "na siłę"... najwyraźniej się myliłam...
ee tam, w każdej grupie wiekowej takie przypadki się znajdą, a w liceum zapewne wiele niedojrzałych ludzi. Chodzenie na siłę czy na pokaz się często jeszcze w tym wieku zdarza...
Może i tak...
Kilka dziewczyn taktycznie jest w stałym fajnym związku (nie jestem wścibska, po prostu otwarcie o tym rozmawiają) ale część ludzi, jakby nie było prawie dorosłych, jest wciąż nieodpowiedzialnych w miłości i słyszę na przykład "Za dużo sobie #$%^& naobiecywał, to nie moja wina, ja mu nie obiecywałam że będziemy razem... muszę sobie znaleźć jakiegoś chłopaka, bo mi się nudzi."
Współczuje, choć u mnie w szkole(gimnazjum) to jeszcze gorsze przypadki się zdarzają, ale nie ubolewam nad tym, nie ja będę kiedyś płakać

"...miłość to gdy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze"
Choć osobiście to mi by do tej definicji bardziej przyjaźń pasowała...
Współczesna miłość jest bardzo na pokaz Nie mówię, że tak jest u wszystkich, ale jak widzę te na siłę się obłapiające pary, to robi mi się niedobrze. Być z kimś nie oznacza całować się pod publikę by pokazać: "a ja nie jestem sam/a". Albo takie łapanie kogoś, byleby tylko był. To jest bardzo nie fair. Choćbym miała być solo całe życie, nie będę tworzyć takich związków, jak te z przykładów Kasandry powyżej ("trzydniowa" itp.) Dla mnie miłość to świętość. Może jestem zacofana, ale nic na to nie poradzę.
Zacofana? A może jedna z niewielu normalnych ??

Dla mnie miłość to świętość.

Z tymi słowami zgadam się w stu procentach i na pewno wiele osób na naszym forum ma podobne zdanie. Kłopot w tym, że w życiu i w ogóle społeczeństwa te słowa nie mają posłuchu oraz prawa bycia, prawdziwa miłość spotyka się bardzo rzadko… Ta święta miłość…
Ale nie możemy też potępiać osób, które w młodym wieku z kimś są, "bo im się nudzi". Moim zdaniem jest to dobry sposób (choć sama tego nie próbowałam) do poznania takich relacji damsko-męskich, sprawdzenia, jakie cechy nam u partnera odpowiadają, a jakie nie, jakie są nasze oczekiwania i na ile jesteśmy w stanie się poświęcić dla drugiej osoby. Tylko wtedy należy postawić sprawę uczciwie i nie nazywać tego miłością.

Z tymi słowami zgadam się w stu procentach i na pewno wiele osób na naszym forum ma podobne zdanie. Kłopot w tym, że w życiu i w ogóle społeczeństwa te słowa nie mają posłuchu oraz prawa bycia, prawdziwa miłość spotyka się bardzo rzadko… Ta święta miłość…

No niestety to prawda. Przez takie osoby, dla których miłość to tylko zabawa, wiele dziewczyn czy chłopaków, którzy traktują to uczucie naprawdę poważnie ma kłopoty z zaufaniem drugiej osobie. Zgadzam się z Eternel, żeby coś wyszło, trzeba próbować, ale nie zapominać, że różnica między próbą, a prawdziwym głębokim uczuciem istnieje. Niestety wielu o tym zapomina i pojawia się cała masa problemów i cierpią przez to ci, którzy najmniej na to cierpienie zasługują
Zgadzam się z Eternel, ale tylko po części. Gimnazjum jest dobrym okresem żeby "próbować" ale nie można powiedzieć chłopakowi "słuchaj, bądźmy razem na próbę, bo chcę spróbować jak to jest kochać", bo to nie jest wtedy prawdziwa miłość, to nie jest nawet "próba" miłości.

Miłości nie da się zdefiniować. Osobiście wierzę w jeden jej rodzaj, bezinteresowną miłość matki do dziecka. Reszta to tylko zauroczenie, litość, szpan...
A co z uczuciem łączącym dwoje ludzi, które trwa latami? To tylko przywiązanie do danej osoby, uzależnienie, dziwny nałóg jak alkohol czy papierosy
Miłość, wbrew pozorom, istnieje. Spotkałem się swojego czasu z ciekawą teorią. Człowiek, jak żadne inne zwierze, rodzi się "przedwcześnie" (co jest zrozumiałe: jakby urósł jeszcze bardziej to nie urodziłby się wcale). Jest więc bezbronny, zbyt wolno się przystosowuje do otoczenia, pozbawiony jest instynktu i całkowicie zależy od opieki zewnętrznej. Co więcej takiej opieki wymaga przez długi czas (niektórzy nawet przez całe życie). Miłość między matką a ojcem jest gwarantem tego, że rodzice nie pójdą sobie w las. Miłość to mechanizm jaki zapewnia temu dziecku przeżycie: partnerzy własną miłość uosabiają i tym samym przelewają na dziecko. Czysta biologia: żadnego czaru.
(To nie znaczy, że osoby kochające się muszą mieć dzieci. Niby cel miłości jest osiągany ale... no ale to osobny temat)
Wybacz, nie mogę się oprzeć, totalne s*** w banie vel p*** w bambus, rozmowa na migi
Ja słyszałam coś podobnego jak Lubek, ale w nieco innej wersji - to, że ludzie zachwycają się obcymi dziećmi, a nawet jeśli nie zachwycają, to chcą im pomagać i je chronić wynika właśnie z tego przedwczesnego urodzenia i konieczności biologicznej - wymagają opieki i stąd wyzwalanie takich uczuć w otoczeniu. Ja w miłość wierzę, ale nie całkiem wiem, co ma na celu ten temat - każdy może napisać, czy wierzy, czy nie, nie ma za bardzo miejsca na dyskusję.

Wybacz, nie mogę się oprzeć, totalne s*** w banie vel p*** w bambus, rozmowa na migi
A tak konkretnie, to skąd ta opinia? Pytam serio, bo mi wyjaśnienie Lubkowe jak najbardziej wydało się sensowne.

Opinia z życia wzięta. Ludzie to egoiści, kochają przede wszystkim siebie.

Opinia z życia wzięta. Ludzie to egoiści, kochają przede wszystkim siebie.

Wybacz, nie mogę się oprzeć, totalne s*** w banie vel p*** w bambus, rozmowa na migi

Jedna zmiana, a ile radości

Czysta biologia: żadnego czaru. No akurat z tym bym się nie zgodziła. Może to i logiczne że dziecko jest uosobieniem miłości rodziców, ale jest w tym jakiś czar... jakiś mistycyzm... na zasadzie "miłość stała się ciałem". To jest piękne.

Miłość między rodzicami a dziećmi jest zupełnie inna, niż między partnerami. W tę pierwszą wierzę, choć silniejsza jest moim zdaniem między matką a dzieckiem, niż ojcem. W tę drugą, niestety, nie wierzę. Mam pewnie złe doświadczenia, trudno.
Pozwolę sobie przytoczyć cytat "Nadal nie wiem, czym jest miłość, bo nie wiem, jak to jest naprawdę kochać i co to znaczy..." nie pamiętam z jakiej to książki, ale ładnie brzmi

Ja tego z kolei nie rozumiem... Jak to że ludzie rodzą się "przedwcześnie" może wpływać na instynkt macierzyński?

Nie mówiłam o instynkcie macierzyńskim, tylko o tym, że dzieci, ponieważ są bezbronne, wyposażone zostały przez biologię w "moc" wyzwalania w ludziach chęci ochrony, pozytywnych uczuć. Tzn., wg definicji, w ludziach z wyjątkiem Fraa.
Aaaaa, teraz rozumiem!
Iiii... ta moc nazywana jest miłością? To ma sens...
Nie jest. Po prostu zacytowałam to w kontekście wypowiedzi lubkowej, może trochę offtopowo.

A coby nie offtopować: a może jest tak, że ktoś szczęśliwie zakochany jest przekonany, że miłość istnieje, a ktoś, kto kochał i został zraniony - że nie ma? Jednak w tym widziałabym pewną sprzeczność. Przecież skoro ten drugi ktoś wie, jak cierpiał, to chyba powinno go to utwierdzić w przekonaniu, że gdyby nie było miłości, to rana nie byłaby tak wielka?
Znaczy jak ktoś kochał i został zraniony to nie może mówić, że nie istnieje miłość. To tak jak człowiek wyznający wiarę w szatana, jaki to się zarzeka, że Boga nie ma. No zaprzeczanie samemu sobie - jakby na to nie patrzeć.
Różnica między teorią przedstawioną przeze mnie a przypuszczeniem wyłożonym przez Eternel jest taka, że ta "moja" prawi, że istnienie dziecka wynika z miłości a nie miłość wynika z istnienia dziecka.
Tak czy owak to tylko teoria. Miłość pozostaje zdecydowanie ciekawsza gdy zostaw się ją sferze czysto intuicyjnej.
Jeśli chodzi o zranienie, to nawiązywałam do Silvery, która wspomniała o swoich złych doświadczeniach.
Ja w ogóle nie bardzo rozumiem ten argument "nie wierzę w miłość, bo jestem sama/bo zostałam zraniona". Równie dobrze mogłabym powiedzieć "nie wierzę w złamania nóg, bo nigdy sobie nie złamałam nogi. Co gorsza, mój brat i moi rodzice też nigdy nie mieli złamanej nogi".

Opinia z życia wzięta. Ludzie to egoiści, kochają przede wszystkim siebie.
Nie ma to jak śmiała teza, poparta licznymi argumentami.
Nie Eternel, nikt mnie nie zranił. Nikt poza tym pijanym kierowcą, który tamtego pięknego dnia odebrał mi wszystkie kolory tęczy. Od tej pory mam nowe, lepsze imię i jestem złym, mrocznym Lisem
Silvery, dzielna jesteś

I ja też nie wierzę w miłość. "Miłość to bzdura, istnieje w filmach i tanich lekturach" czy jakoś tak. I powiem nawet, że łatwiej w nią nie wierzyć
I masz czerwone oczy;>? Dlaczego więc piszesz o złych doświadczeniach związanych z miłością? Wynikają z obserwacji innych, czy z czego?
Ten tekst "nie wierzę w miłość" jest bardzo modny, zauważyliście...?
Co zabawne, miłość dość często nic sobie z tego nie robi. Po prawdzie "to miłość wierzy w Ciebie" a to zazwyczaj wystarczy.
Co do modnego tekstu - zazwyczaj niesie on ze sobą przesłanie "Jak ja, do kroćset, chciałbym/chciałabym nie wierzyć w miłość".
Nie wierzę w miłość.
Nie wierzę w miłość.
Nie wieczę w... AUUU!!!

Cholerny grad strzał od gołych bobasków...

A na poważnie miłość... hmm... Ludzie potrzebują wytworzyć sobie filozofię do wszystkiego, nawet do intynktownego dopasowywania się dwóch organizmów na podstawie ich własnego DNA. Niemniej, jeżeli to dopada kogokolwiek, to raczej ciężko znaleźć kogoś, kto by się przeciw temu jakoś specjalnie buntował

A na poważnie miłość... hmm... Ludzie potrzebują wytworzyć sobie filozofię do wszystkiego, nawet do intynktownego dopasowywania się dwóch organizmów na podstawie ich własnego DNA. Czyli mam rozumieć że ty też "nie wierzysz" w miłość. A przynajmniej twierdzisz że to tylko i wyłącznie chemia.

A ja myślę że to prawda. Może i chemia jakaś tam jest, bo słyszałam że partnerów dobiera się na podstawie zróżnicowania cech genetycznych, oczywiście podświadomie, ale jakaś "zgodność dusz" też być musi, nie? Czy to nie jest fascynujące że człowiek znajduje (często po wielu poszukiwaniach, czasem od razu) drugiego człowieka z których chce spędzić resztę swoich dni. No to już chyba z chemii nie wynika.

Myślisz, że o co chodzi z "miłością od pierwszego wejrzenia"? No dobra, z tym się jestem w stanie zgodzić. Ale jak ktoś ci się podoba a nie dogadujesz się kompletnie, to jesteś w stanie wytrzymać z takim kimś dłużej jak miesiąc? A co dopiero całe życie...
Miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Po prostu nie ma czegoś takiego
Nie może się zakochać w kimś kogo się tylko raz widziało i nic się o nim nie wie

Miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Po prostu nie ma czegoś takiego
Nie może się zakochać w kimś kogo się tylko raz widziało i nic się o nim nie wie

Mnie nic takiego nie spotkało, ale o ile wiem to miłość/zauroczenie od pierwszego wejrzenia istnieje.
Po prostu dana osoba fizycznie się podoba. Pamiętajcie, że pierwsze wrażenie zawsze zostawia ślad na później i jest najintensywniejsze

A Kassandro co do Twojego pytania: nie zajmuję stron w konflikcie, ani po stronie biologów, ani teologów. Po prostu poddaję się uczuciom jakie się we mnie rodzą, a czy to tylko chemia czy szukanie "braterskich dusz" nie ma dla mnie znaczenia, ta druga osoba będzie tak czy siak dla mnie wszystkim , dlatego też nie ma sensu dla mnie rozpatrywać czym jest miłość. Dla każdego znaczy co innego
Bardzo podobała mi się ostatnia wypowiedź Zguby. Co do zróżnicowania DNA - z kolei psycholodzy twierdzą, że wybieramy partnera podobnego do naszych rodziców, a jedno z drugim się wyklucza. Moim zdaniem wszystkie te teorie można o kant d... potłuc. Człowieka i jego zachowań nie da się tak łatwo opisać jakimiś schematami.

Dla każdego znaczy co innego Ależ oczywiście! Ja tego nie kwestionuję! I po to poniekąd jest ta dyskusja.

Wiecie... ja się tak rozglądam i zastanawiam się czy być z kimś (bo nie można tego nazwać miłością) przez miesiąc (przykładowo) a potem następne 2 miesiące cierpieć z powodu rozstania...
Jeżeli tego nawet miłością nie nazywasz to skąd ten ból rozstania? A może bardziej strach przed samotnością?
No właśnie nie wiem...
Chodzi mi o to że miesięcznego związku nie można nazwać miłością.
A ból rozstania... cóż, właśnie ni chciałam nazywać tego "bólem rozstania", bo kojarzy mi się z "bólem" w czasie rozstania, tylko bólem z powodu rozstania, bo taki człowieczek cierpi po rozstaniu, a może bardziej z powodu "Chłopak/dziewczyna mnie rzucił/a!"



Może nie warto kochać jeśli potem się cierpi, z jakiegokolwiek powodu.

A możesz to kontrolować?
Ja z ostatnią dziewczyną rozstałem się z pół roku temu. Pokojowe warunki, bez wojennych toporów. Po prostu cokolwiek było między nami, wygasło. Mogłem z tego powodu rozpaczać, ciąć się itp. Ale życie idzie dalej. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i tyle. Jak spotkam następną osobę w moim życiu, poprzednie żale wydawałyby się śmiechu warte, jest tak za każdym razem Zatem mimo, że czasem odczuwa się ten brak patrzę do przodu z uśmiechem

Ból może być zawsze, ale do wszystkiego najlepiej podchodzić na sucho. Jak nie ten to nasepny

A możesz to kontrolować? Nie rozumiem. Kontrolować... związek? miłość?

Jeżeli już decydujesz się z kimś być to musi być to ktoś wyjątkowy dla Ciebie w jakiś sposób, bo jeżeli nie jest to jaki sens z nim być? (no chyba że to związek z typu "rozsądek" ). A, że będzie osoba następna? Ciężko temu przecież przeczyć, na dwóch dekadach życie się nie kończy (no chyba że trafię pod jakiego bumbuma lub zanurkuje w oceanie z wysokości 10 km ).

A prawdziwa miłość, ta najprawdziwsza i najpotężniejsza, podobno się nie kończy. Skoro moje dotychczasowe związki się kończyły... to znaczy, że do tej potęgi jeszcze im coś brakowało Sorry, life is brutal.
Miłość, miłość, miłość, fuj Za dużo tu różowych koronek i lukru

A tak na poważnie. Miłość, hm...

Zastanawiało was kiedyś, czemu ludzie tak często pytają siebie nawzajem czym jest miłość i czy w ogóle istnieje. Czemu większość piosenek jest o miłości? Czemu powstało tylko komedii romantycznych, a harlequin jest wciąż czytany?

Kiedyś zapytałam o to moją znajomą psycholog. Opowiedziała, że mimo tego, iż większość ludzi nigdy się do tego nie przyzna, to miłość jest główną potrzebą każdego. Bez niej człowiek nie jest w stanie istnieć. Potrzebujemy świadomości, że na świecie jest chociaż jedna osoba, która nas kocha, czy to mąż, chłopak, rodzice, przyjaciele itp. Ktokolwiek.

Jeżeli chodzi o moje osobiste zdanie, to nie umiem powiedzieć czym jest miłość. Nie umiem, ponieważ u każdego ona jest zupełnie inna. Ba! Każda miłość, jaką w swoim życiu spotyka człowiek jest inna. Nie ma dwóch identycznych. Przecież gdyby miłość u każdego była taka sama, wiedzielibyśmy o niej wszystko. Wystarczyło by, że kochający człowiek napisał o niej książkę, a reszta korzystała by z niej jak z podręcznika.

Takie jest moje skromne zdanie. Z pewnością mogę się mylić, przecież mam tylko 21 lat

Jeżeli już decydujesz się z kimś być to musi być to ktoś wyjątkowy dla Ciebie w jakiś sposób

I masz czerwone oczy;>? Dlaczego więc piszesz o złych doświadczeniach związanych z miłością? Wynikają z obserwacji innych, czy z czego?

Czerwień powróciła do mnie jako pierwsza z całej palety barw Moje złe doświadczenia... Można powiedzieć, że i dotyczą bezpośrednio mnie, i nie dotyczą.

Aczkolwiek wiem, że miłość (prawdziwa) istnieje, ale nie każdy może mieć to szczęście ją spotkać, poza tym nikt nie powiedział i nie ustalił tego z nikim, że prawdziwa miłość jest wieczna. Grunt to, jak pisał Zguba, umieć zakończyć związek z kimś, kto był kiedyś dla nas taki bliski w sposób pokojowy, bez awantur i prania brudów publicznie. Najwięksi pesymiści i przeciwnicy miłości też tęsknią za nią tęsknią. Nawet ja, mimo że ględzę o tym jaka jestem na "nie", marzę o tym, by zakochać się szczęśliwie. Ale cóż, łażą za mną osobnicy, którzy mi po prostu nie leżą. Więc jestem trochę rozeźlona
Kasandro nie jestem Ci w stanie dokładnie wyjaśnić moich myśli/podejścia Zapewniam jednak, że sam stan miłość nie jest u mnie uprzemdiotowiony. Po prostu staram się odpychać ból rozstania nadzieją, że może spotkać mnie coś lepszego .

PS. Te dwa zdania nie są sobie sprzeczne, po prostu nie rozumiesz mojego pokręconego toku myślenia Ale to normalne. Jeszcze nie spotkałem osoby co by mnie w 100% była w stanie zrozumieć

I bardzo podoba mi się wypowiedź Feerii <brawa>.

[ Dodano: 2009-06-19, 17:41 ]
Przerobione, znane wszystkim powiedzenie: Miłość jest jak Yeti, wiele się o niej mówi, ale nikt jej nigdy nie widział
Może to wszystko przez to, że jest tak rozpowszechniona. Stała się takim pustym, wytartym frazesem dla marzycieli. A tu życie czeka i liczne jego nieszczęścia. Skupiając się na "cierpieniu" z powodu "miłości", może lepiej zająć się nauką, pracą, czymkolwiek innym.
Rada dla pań: Nie płaczcie, że odszedł, porzucił, zróbcie to pierwsze, niech on płacze. :mrgreen:
Na świecie jest tyle ludzi, jeden lepszy od drugiego. Nie należy przysłaniać sobie całego światopoglądu jedną osobą. Nie w wieku nastu, dwudziestu lat
Potem tylko żal, że się przepłakało najpiękniejsze lata z powodu rzekomych miłości.
A jeśli w nią wierzycie, to życzę szczęścia, bo to, czy trafimy na właściwego człowieka jest zwykłą loterią(wygrywają nieliczni)

Właśnie po to sie chodzi, aby wiedzieć, że to ta osoba nieprawdaż? No... niby tak...

Z tak zwanej "pierwszej miłości", która trafiła we mnie cztery lata temu, wciąż się pozbierać nie mogę. Bo dla mnie, miłość jest pewnego rodzaju stanem ducha. Największą przyjemnością na świecie jest świadomość, że osoba którą darzysz tak silnym uczuciem uśmiecha się ciepło. Idealnym obrazem miłości były dla mnie przymrużone oczy tego uroczego, luzackiego faceta. Jak odchylał głowę, jak przeczesywał włosy, jak się śmiał, a na twarzy wokół ust pojawiały się te cudowne zmarszczki. Pamiętam jego zapach, pamiętam dotyk, pamiętam sposób w jaki chodził, to jak spoglądał na świat, pamiętam dosłownie wszystko. Włącznie z tym jak brzmiał jego głos i to jak oddychał. To wszystko dźwięczy w mojej głowie.

Często siedzę i spoglądam w okno, pytając siebie "a co by było gdyby..."

Każdy następny mój facet, był porównywany. Ale każdy następny nie był obdarowany miłością. Byli lekami na samotność, plastrami na strach przed tym, że gdy obudzę się rano będę pewna że nikt o mnie ciepło nie myśli. I w ten sposób skrzywdziłam przynajmniej trzy dobre, wspaniałe osoby wykorzystując je jako tarczę na chandrę. Nie róbcie tego nikomu, nigdy.

Miłość, istnieje. Miłość jest dziwnym stanem ducha, kiedy to z zaskoczeniem stwierdza się że minęło tych kilka godzin na siedzeniu i głupkowatym uśmiechaniu się do tej uroczej podobizny gdzieś tam w folderze...

Jak myślicie... Nie wierzę w przeznaczenie. Wierzę w siłę sprawczą człowieka, w jego własną moc, w to że sam wpływa na swoje losy i sam je kształtuje mozolnie... Ale... Czy człowiek ma prawo, by ponownie przeżywać stan totalnej szczęśliwości? Czy dwa razy w życiu, może się coś takiego zdarzyć? Czyli, poruszając infantylny temat większości książeczek o tym jakże wyniosłym uczuciu, czy ponowne zakochanie jest możliwe?

Bo mnie się zdaje, że tak, tylko jakoś tak... W moim przypadku, trudno przestać porównywać.
hehe natrafisz na nowe przymrużone oczka, takie, że zapomnisz o świecie bogów i będziesz czuć tę moc, wtedy to i porównywanie zniknie, przygaśnie. No, ale póki co bawisz się w brutala, który ludźmi zalepia swój strach, nono (oczywiście to ostatnie piszę ironicznie).
Miłość? Jasne, że istnieje. Tylko trzeba w nią uwierzyć. Mówcie co chcecie, wiem, jestem dzieckiem, idealistką i romantyczką, ale tego jednego jestem pewna. Jak niczego innego na świecie.
Może mniej brutal, a bardziej lodołamacz ... A wiesz co, to naprawdę trudne. Ostatnio złapałam się na tym, że facet którego można by traktować jako tego potencjalnego, podoba mi się tylko dlatego, że ma "uśmiech Mirka". Aua. Ale koniec, koniec, bo to zaczyna wyglądać jak "Kochane Bravo..."

Rixie, zgadza się istnieje. Czujemy to wiemy o tym i głęboko w to wierzymy. I niech tam nas nazywają romantykami i idealistami. Jak pięknie być człowiekiem.

Każdy następny mój facet, był porównywany. Ale każdy następny nie był obdarowany miłością. Byli lekami na samotność, I tego się właśnie boję. Że jak człowiek poczuje smak miłości to już nigdy nie pogodzi się z tym że kiedykolwiek może być sam.
Bo z tak przerażającym uczuciem nie da się wytrzymać. Takie przynajmniej mam zdanie. Ale człowiek jest zwierzątkiem stadnym, więc chyba nigdy do końca nie jesteśmy sami, nie jesteśmy skazani na samotność...

Ale człowiek jest zwierzątkiem stadnym, więc chyba nigdy do końca nie jesteśmy sami, nie jesteśmy skazani na samotność... No... niby tak... "w tumie ludzi lecz sam..."

A wiecie, tak się zastanawiam... czy biorąc sobie do serca wszystkie przestrogi, ostrzeżenia, rady i doświadczenia swoje i innych, można się nigdy nie zakochać? (możliwe że już o tym pisałam, nie chce mi się sprawdzać)
Wiesz, wydaje mi się, że można się nigdy nie zakochać nawet bez tych rad i przestróg - wszystko zależy od tego, w jakim otoczeniu się przebywa.
Istnieją też tacy ludzie, którzy nie kochają, a odczuwają jedynie pociąg fizyczny. Nie tylko otoczenie, ale i my sami w pewien sposób determinujemy to, czy będziemy w stanie się zakochać.
Tak, czytałam kiedyś o tym, to jest jakiś problem psychiczny. Życie takiego człowieka musi być chyba cholernie smutne.

Dobra i Miła, a ja wierzę, że kiedyś się od tego uwolnisz. Wiara czyni cuda Zresztą podobno zawsze w późniejszych partnerach szuka się jakichś podobieństw do pierwszej miłości.
I owszem, pięknie, pięknie być człowiekiem!
Tama, to nie do końca problem psychiczny. Istnieje coś takiego jak aleksytymia, czyli brak dostępu do własnych uczuć i niemożność interpretacji ich. Nadal nie jest znana dokładna przyczyna tej choroby, lecz podejrzewa się, że to defekt połączeń neuronalnych lub zablokowanie pewnego obszaru mózgu.
Przepraszam za wyrażenie, ale to musi być cholernie smutne że przez jakieś głupie połączenia nerwowe człowiek może nie mieć szansy nigdy w życiu być szczęśliwym.
Tyle, że to "szczęście" dla każdego jest czymś innym. Dla aleksytymika także - bo on nie odczytuje swojej osobowości (tworzącej się na podstawie biologicznej) jako upośledzonej. Dla niego życie jest po prostu inne. Nie "ubogie" ani "pozbawione sensu" - po prostu zupełnie odmienne od tego, które znają pozostali. Najczęściej tacy ludzie są z niego zadowoleni, bo nie odczuwają żadnej pustki w znaczeniu emocjonalnym.
Zapewne ma to swoje zalety.

Najczęściej tacy ludzie są z niego zadowoleni, bo nie odczuwają żadnej pustki w znaczeniu emocjonalnym. ufff, a już się przestraszyłam że... ey, nie ważne.

Ale wróćmy do mojego pytania. Przecież patrząc na to ile ludzie dają nam porad na temat miłości, ile ostrzeżeń, pomyślcie, czy gdyby tak się do wszystkich stosować, wszystkich przestrzegać to czy byłoby możliwe nigdy się nie zakochać? (że tak się powtórzę)
A ja czytałam, że są cztery rodzaje ludzi: tacy, którzy odczuwają miłość romantyczną i popęd seksualny jednocześnie, i jedno łączy się z drugim; tacy, którzy również odczuwają oba, ale jedno bez związku z drugim; tacy, którzy odczuwają tylko i miłość romantyczną; i tacy, którzy odczuwają tylko popęd. Podobno psychologowie zainteresowali się ostatnio tym podziałem.
Ja mogę powiedzieć jedynie tyle, że na "Emocjach i motywacjach" interesowaliśmy się jedynie rodzajami miłości, ich przebiegiem oraz właśnie aleksytymią

Większość ludzi uważa, że rozum to jedno, a serce - drugie, i to całkowicie niezależne. Moim zdaniem choćby człowiek nie wiem jak bardzo przestrzegał otrzymanych niegdyś rad od zakochania się nie uchroni; bo im bardziej coś jest w pewien sposób "zakazane", tym bardziej nas do tego ciągnie - choćby i podświadomie
Przecież ja z panią psycholog rozmawiam, zapomniałam

I tu się zgodzę. Też myślę, że rady, opowieści i Bóg wie co jeszcze od zakochania nie uchronią.

Też myślę, że rady, opowieści i Bóg wie co jeszcze od zakochania nie uchronią. Dobrze to słyszeć.

Też myślę, że rady, opowieści i Bóg wie co jeszcze od zakochania nie uchronią.

Dobrze to słyszeć.

Chyba, że posłuchasz wszystkich. Wtedy zamiast miłości wyrobisz sobie opinię zidiociałej dewotki
Ale jak by to miało być możliwe żeby uchroniły... Jak powiedziała Kurka, człowiek, a zwłaszcza Polak to osoba zadziorna i przekorna. (No bo przecież powiedz Polakowi że czegoś nie zrobi... Najłatwiejszy sposób żeby wodzić faceta za nos "JA NIE ZROBIĘ, JA?!"... )

Poza tym, uczucia są rzeczą naturalną dla każdego z nas. Wiem, Pani psycholog, Twoim zdaniem są wyjątki, ale... Trudno mi uwierzyć w medyczne fakty i takie tam. Liryczny romantyzm w swej najbardziej uroczej formie bardziej przemawia do mnie niże psychologiczne szkiełko i oko...

KAŻDY ma prawo do miłości. I KAŻDY może jej zaznać. Chyba że się nakręca. O.

Chyba, że posłuchasz wszystkich. Wtedy zamiast miłości wyrobisz sobie opinię zidiociałej dewotki i w tym momencie przeszedł mi entuzjazm związany z wcześniejszym postem...
Bo co jeśli ktoś ma taką naturę że nie umie po prostu olać jakiejś rady i wszystkich się słucha? Znam parę takich osób.

Najłatwiejszy sposób żeby wodzić faceta za nos "JA NIE ZROBIĘ, JA?!"

Przepraszam. Własnie stanąłem sobie sam przed oczami i na chwilę przed kolejnym skokiem na główkę na betonowy kloc zawołałem: "Ja nie dam rady?!"
No właśnie.... Kręcę się w towarzystwie facetów dla których honor czasem więcej znaczy niż cokolwiek innego. Więc taki tekst w stylu "Nie dasz rady, nie uda się " etc sprawia że robią się groźni na tych swoich nieogolonych buźkach i wielce obrażeni się stawiają...

Kasandro, nie da się, to jest niemożliwe. Człowiek na końcu i tak słucha tylko siebie. Jest jednak prawdopodobieństwo, że przez dobre rady cioci Kloci, straci sporo czasu...
Może Kot dorzuci swoje trzy sardynki xD

Każdy musi znaleźć swój własny sposób na miłość, to jak dla mnie najlepsza rada jaką można komuś dać. W końcu, każdy jest inny, inaczej odbiera świat go otaczający. Rady od innych nadają się tylko na podpowiedzi do odnalezienia przez siebie tej właściwej ścieżki
Rady poza tym mogą podnieść na duchu, dodać odwagi, ale nigdy nie powinno się ślepo w nie wierzyć. Ludzie tak bardzo różnią się od siebie, że na takich radach można się mocno przejechać. Czasami - nie wiem, dlaczego w miłości zwłaszcza - pozory mylą bardziej, niż mogłoby się wydawać. I wiem, że to banał, ale należy słuchać serca, to daje najwięcej
czasami lepiej nie słuchać serca, ale kogoś kto patrzy na wszystko z boku. Tamarix, też wiem, ze to banał ale miłość jest ślepa, to jest szczera prawda
No tak, to też prawda, i ogólnie rzecz biorąc nie ma na nią żadnej recepty...
Jeśli chodzi o receptę na miłosne zaślepienie (nie wiem czy dobrze zrozumiałem, gdyż mój mózg o tej porze nie pracuje zbytnio wydatnie xD) to istnieje! Uczucie musi dojrzeć Jednak zajmuje to dość sporo czasu
A ja posłużę się cytatem. Może będzie ten post nie do końca o takiej miłości jak wyżej, bowiem będzie o miłości dojrzałej, która prowadzi do trwałego związku. Niedawno czytałem bardzo interesujący wywiad z prof. Witoldem Osiatyńskim - o jego alkoholizmie, zdradach, rodzinie, związku etc. Poniżej kilka wyjątków.

O tym, jakie kobiety powinny być (ale myślę, że można to rozciągnąć i na mężczyzn):
"Kobiety chętne nie odpychają od siebie, nie tworzą dystansu, akceptują. Nie wymagają od mężczyzny stałego udowadniania, że jest po to, by zrobić coś pozytywnego. Takie chętne kobiety tworzą bezpieczny dom, w którym mężczyzna czuje, że jest chciany. Istnieje przekonanie, że to kobiety chcą być chciane, bo my unikamy mówienia o tym, jak bardzo nam jest ot potrzebne i jak szalenie jesteśmy wrażliwi na punkcie przesadnego lęku przed odrzuceniem. (...) I tylko chętna kobieta może przebić ów balon nadęcia. W bezpiecznym związku ja akceptuję ja, a ona akceptuje mnie takim, jakim jestem, po to, bym mógł stać się takim, jakim chciałbym być."

O odpowiedniej równowadze w związku (metafora lilii):
"Staram się nie narzucać jej swoich lęków, strachów i niepokojów, choć nie zawsze mi się to udaje. Nie dzielę się zbyt szczodrze śmietnikiem uczuciowo-myślowym będącym częścią mojej jaźni. Czasem mówię: Proszę, pomóż mi, bo czuję niepokój." I teraz mój ulubiony fragment: "Dwie lilie wodne nie mogą utrzymywać się na wodzie dlatego, że opierają się na sobie. Każda musi mieć silne korzenie, by bez drugiej móc żyć. Kiedy jedna się zmęczy, może skłonić swój kielich i oprzeć na drugiej. Jeśli jednak równowaga w związku bierze się głównie z wzajemnego wspierania się na sobie, wtedy gdy jedno okaże się słabe, padną oboje."

Na koniec o tym, jak być szczęśliwym:
[Warto] "wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiać sobie za wysoko poprzeczki i narzucać planów, którym nie można sprostać. (...) To bardzo ważne, by siebie samego nie nastawiać na dzień dobry czy na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie nieuniknione. Jeśli człowiek chce za dużo osiągnąć, zaplanować, zrealizować, to jest stale z siebie niezadowolony. A może po to, by być z siebie zadowolonym, wystarczy robić rzeczy, które są potrzebne, godziwe, warte, dobre, bez wymagania od siebie więcej, niż można osiągnąć."

["Lubię siebie w czwartki", rozmowa z prof. W. Osiatyńskim, "GW" nr 142 (19 VI)]
Bardzo mi się podoba Twój ulubiony fragment. Przeczy standardowym wyobrażeniom i jest od nich prawdziwszy, bardziej pasuje do rzeczywistości.
Darze - to co przeczytałam jest po prostu dobre. Może nawet więcej niż dobre - i cieszę się, że akurat tym zechciałeś się z nami podzielić. A przynajmniej ja jestem wdzięczna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl