ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Cześć!
Jak podoba się wam nowy topiczek? Mnie bardzo. I co myślicie o "korkach"? Ja sama chodzę na korki i uważam, że to nie jest żaden obciach. Wielu ludzi uczęszcza na takie dodatkowe lekcje i to z najróżniejszych przedmiotów. Ja chodzę na korki z matmy i muszę przyznać, że bardzo mi to pomaga.
Heh, chodziłam, a właściwie genialny wykładowca przychodził do mnie Problem z matmą i fizyką, i o ile fizyki nie pojmuję do dzis, (poza niektórymi działami), to matmę lubiłam i lubię, a wina leżała w większej części po stronie nauczycielki w LO. Kobieta nie potrafiła tłumaczyc, o czym niech swiadczy fakt, ze na półrocze 3 klasy na 28 osób 23 ostrzymały ocene niedostateczną Nikt mi nie wmówi, że w jednej klasie znalazło się tylu cieniasów matematycznych
Zresztą, jak się przeniosłam do innego LO, to z pierwszego sprawdzianu z matmy dostałam 5+, i była to najlepsza ocena w klasie A kobieta tłumaczyła jak złoto
Ale dziś korki w większosci przypadków staja sie usprawiedliwieniem dla rodziców, którzy nie dbają o swoje potomstwo Dziecko dostanie zła ocenę, to mamuśka i tatusiek pedem biegną do szkoły z pretensjiami, no bo jak to Dziecko chodzi na korki, tyle pieniędzy sie wydaje, a tu mierny
Niestety tak jest, ale moi rodzice są inni. Z resztą mam bardzo dobrą nauczycielke od matmy ( dobra i wymagająca), ale bardzo ją lubię.
ja chodzilam na korki z matmy ale to przez lenistwo bo nauczycielke mamy dobrą.
A zajecia pozalekcyjne? Na co chodzicie?
Ja bylam pare razy na zajeciach z plastyki ale mnie meczyly bo caly czas walkowalam perspektywe bo gosciu uwarzal ze to jest najwazniejsze..
Chodze na angielski bo lubie..
i to w sumie koniec jesli chodzi o szkolne ale pozaszkolne zajecia
Tak to jeszcze zajecia z samoobrony, strzelnica.. czasami cos kombinuje z muzyką..
A moim marzeniem jest "pobawić" sie w paint ball, mial juz ktos okazję??
Dziara, trzymaj temat, bo usunę
Prawda. Korki to nie zajęcia dodatkowe.
Hm... ja mam korki z angielskiego. Nie to że jestem aż taka zła, ale uczę się tego języka ale mam braki, poza tym uczę się go dopiero od gimnazjum, a w liceum trafię zapewne do klasy która ma ten język zaawansowany (tzn. ludzie uczą się języka ponad 6 lat)
Generalnie to wolę niemiecki jeśli chodzi o gramatykę.
Poza tym zafundowałam sobie parę lekcji fizyki przed testami gimnazjalnymi (sama uczyć się nie lubię) i przyznam, że z tego przedmiotu mam wszystkie zadania dobrze, przynajmniej wynika tak z odpowiedzi jakie widziałam w internecie.
No i jeszcze zajęcia plastyczne Ale to raczej pasja niż nudne korki.
I kółko hisoryczne, geograficzne etc. staram się poszerzać wiadomości
Dla mnie korepetycje to świetna sprawa, jeśli się nie lubi samemu uczyć. I nie jest to jak niektórzy uważają 'wstyd i hańba'.
Chodzę na matematykę No i również to pomaga . A przy okazji Pani czasem tłumaczy mi inne przedmioty ścisłe . Poza tym mam jeszcze angielskie Na pewno to nie obciach . No jeżeli ktoś jest np. słabszy z pewnych tematów, to powinien brać dodatkowe lekcje normalnie żeby się douczyć . Zero obciachu tylko szkolna pomoc ).
A moim najlepszym korepetytorem jest mój młodszy brat. Jest tylko 2 late młodszy ale niestety nie wszystko już miał to co ja, więc jest trochę ciężko, ale jak mi tłumaczy ktoś inny to czuję się jak komplety głąb.
Korki to strata pieniędzy przede wszystkim. A jak ktoś ma problemy z matmą to zapraszam do mojej mamy, dokształca zainteresowanych za friko. Taka dobra dusza, nad każdym się zlituje. Przez przeszło 20 lat swojej dobroczynnej działalności pomogła zdać poprawkę(najwięcej ochotników) dziesiątkom osób. A tak na serio, czy nie lepiej poszukać jakiejś miłej, pomocnej i zarazem zdolnej koleżanki/kolegi? Pouczyć się wspólnie?
A tak na serio, czy nie lepiej poszukać jakiejś miłej, pomocnej i zarazem zdolnej koleżanki/kolegi? Pouczyć się wspólnie? Na pewno lepiej.
Jeśli mówimy o takich "korkach" typu "przychodzi codziennie (albo kilka razy w tygodniu) jakiś nauczyciel czy student i ci tłumaczy jak chłop krowie na rowie" to na pewno są alternatywne sposoby i płacenie za pomoc w nauce wydaje mi się na prawdę ostatecznością. Są przecież takie instytucje jak świetlice środowiskowe gdzie siedzą wolontariusze (np. nauczyciele po fairanacie), nie mówiąc już o na przykład drużynowej która zdawała coś tam na maturze i ma to wykute, albo po prostu lubi.
Bo pouczyć się wspólnie jako tako, to też nie zawsze dobry sposób, bo każdy uczy się w innym tempie, a poza tym hm... ile osób mówiących że "idę się pouczyć do kolegi/koleżanki" tak na prawdę bierze książki i siada i się uczy?