ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

No właśnie. Niczyje życie nie jest idealne, prawda? Gdybyście mogli w nim cos zmienić, co by to było?


No cuż,trudne pytanie.Ja tam wolałabym mie większą wiedzę i wogule tak jakoś mniej chorób no i..... no i nie wiem co jeszcze.A kiedyś jak myślałam to dużo tego było
z psychologicznego pkt widzenia jest to jak skala tolerancji
istnieje zjawisko krzywego zwierciadla widzimy zawsze osoby lepsze od nas i popadamy w rozne dziwactwa typu depresja, niska ocena siebie
jest rownierz narcyzm zawsze jestesmy lepsi od innych
i stan akceptacji czyli nasze ja wewnwetrzne jest zblizone do ja wewnetrznego. I nie chodzi tu o plotki chodzi mi o autentyczne obrazy oblicza.

I miedzy tymi stanami sa oczywiscie wyjatki i podobne oraz zroznicowane.
Ale mnie nie interesuje, co być w sobie chciała zmienic. Ja sie spytałam, czy jest coś, co chciałabyś zmienic w swoim życiu, bo moze jest coś, co ci sie w nim nie podoba


No tak jesli chodzi zycie to niby niczego mi nie brakuje ale mam problem z dwiema osobami, jedna z nich jest moja przyjaciolką (albo tak mi sie wydaje..) a o drugiej nie chce pisac (jest chora) nie jestem otwartym czlowiekiem.. wybaczcie..
W tych kwestiach jest tzw wolna wola i chocbym chciala nie moge niczego zmienic.. bezradnosc i tyle.
Niekoniecznie nie możesz,zawsze coś da się zmieni jeśli się tylko czegoś bardzo chce i ma się kogoś na kim można polega.Ja do mojego celu dążę i dążę ale jestem już coraz bliżej.Głowa do góry,nie łam się!
zobaczymy.. ale w tym przypadku wszystko zalezy od tych osob.. jednakze trzymam kciuki z nadzieja
Ostatnio tez wymazylam sobie szkole wojskowa i tez trzymam kciuki zeby wszystko poszlo ok i pewnei pojdzie
No i tak trzymaj,grunt to się nie poddawac
Hm... A ja po głębszym namyśle stwierdziłam, że mimo iż w niektórych momentach życia zachowałam się jak skończona idiotka, to i tak nie chciałabym cofnąć czasu... Wszystko, co nas spotyka nie jest przypadkowe. Przyszłość zależy od przeszłości... Nie wiem, czy do końca mnie rozumiecie, ale nie wiem jak wytłumaczyć, co siedzi w mojej głowie Po prostu nie chcę nic zmieniać, niech zostanie tak, jak jest...
Ja najchętniej zmieniła w swoim życiu nastawienie moich kolegów z klasy do mnie. Ja nie wiem czemu, ale oni odnoszą się do mnie niezbyt przyjemnie.
Druga rzecz to wymazanie wszystkich gaf z mojego życia.
Po trzecie zmnieniłabym też cały świat...
Dobra, wezmę się i przyznam (o ile któś się już nie domyślił), że mam czternaście lat. "Tutejsi" są pewno średnio dziesięć lat ode mnie starsi, więc teraz, gdy wyjawiłam moją straszną tajemnicę, będą mnie traktować jak ot - takiego kajtka. Ale, ale! - wyrażam sprzeciw. Liczą się wypowiedzi, nie wiek!

Musiałam wyjawić tę "tajemnicę", by wyjawić, co bym chciała zmienić w moim życiu: chciałabym jeszcze raz zacząć przygodę z gimnazjum, dopasować się do klasy, być śmiałą i odważną, "wtopić" się w tłum, by nikt się nie wyśmiewał z mojego domniemanego "dziwactwa". Cóż - straciłabym "indywidualność", ale oszczędziołoby mi to kłopotów. Szajajaba, jeżeli masz wśród uczniów out-sider'ów, radzę patrzeć na nich uważnie, bo a nuż - wideleć, ktoś wywiera na nich jakąś małą presję (!!)

No, dobra. Skończyłam i przepraszam za tą "radkę", ale nie mogłam się powstrzymać.
Ile masz lat, dawno wiem, w końcu jesteś przyjaciółką Malyny
A moi uczniowie mają po 8-9 lat, wiec...na razie po prostu się bawią. Nie wiem, czy juz są w ich życiu jakieś zdarzenia, które chcieliby zmienic. Mam nadzieję, że nie

BTW, jak na razie to ci staruchowie forumowi są w mniejszości
Niet, nie Malyny, tylko Asiemki_14.

No, ale ci staruchowie się najbardziej udzielają. Młodzież jest na to zbyt leniwa.
To do roboty się brać Bo kary jakieś bede naliczać, za nieudzielanie się
I sorki za pomyłkę, władowałyście się tu w jednym czasie i jakos tak mi sie kojarzycie
Hihi - młodość jest leniwa, a starość - leciwa.
Oz ty małpiatko
hihihi. No, co?
Brownix co ty za bzdury opowiadasz!Ja też mam tyle samo lat w końcu chodziłyśmy do tej samej klasy... ale jakoś ja uważam że jesteś spoko i wystarczyłoby gdybyś się więcej uśmiechała i była bardziej otwarta na świat!Szkoda że teraz zostałyśmy rozdzielone
Ps.Przepraszam że zeszłam z tematu
No to wrócę do tematu.
Nie chciałabym niczego zmieniać w swoim życiu.
Owszem, nie było doskonałe póki co i pewnie nie będzie - a wręcz bardzo daleko mu do doskonałości. Ale gdybym coś zmieniła, to byłabym w tej chwili pewnie inną osobą. A nie chcę być inną osobą - jestem przywiązana nawet do swoich wad.
W końcu życie nie może być usłane różami, bo byłoby nudno.
Taaa...nie ma to jak urozmaicone "na ciekawie" życie
Chodzi mi po prostu o to, że każde wydarzenie w naszym życiu kształtuje nas samych. Ma mniej i bardziej długofalowe efekty. Każda akcja wywołuje reakcję i tworzy się taki łańcuch. Gdyby zmienić jeden element, nie wiadomo do czego to by doprowadziło. Nie wiadomo, do czego doprowadzi nas to, co przeżyliśmy do tej pory.

Można sobie myśleć, że usunęłoby się jakieś złe wspomnienia, wypadki z przeszłości, w różnych sytuacjach chciałoby się zmienić swoje słowa, swoje zachowanie - ale mam wrażenie, że życie po takiej "obróbce" byłoby jakieś puste, wybrakowane.

Tak po prostu to czuję.
Życzę ci tego Anula.
Gdybym mogła coś zmienić to:starałabym sie kiedyś być bardziej otwarta ,śmiała i odważna.Tego mi w życiu zawsze brakowała i zbyt pózno się za to zabrałam,ale dziś nie jest tak żle ,ale jednak mam swiadomość ,że mogło być o wiele lepiej .I jeszcze nie podjełabym decyzji zamieszkania z teściową i chyba to najbardziej chciałabym zmienić
heh,anies,ja wlasnie jestem nawet zbyt otwarta,odwazna i malo niesmiała,ale no cóz taka jestem i juz....to cecha charakteru trudno to zmienic

ale co do tematu...moim marzeniem jest zaonczyc te moja dziwną uczelnie i myknąc zaocznie na ASP....i tak zrobie hA!

a dwa być niezalezny w zyciu,miec swój inetersik i juz

a trzy-w sumie najwazniejsze,poznac wreszcie kogos i kochac kochac po wieki i nieplatoniecznnie,załozyc rodzine i miec parzysta ilosc dzieci,....
ja bym nie wysłał jednego emaila 2 lata temu ....
Ja napewno mojego zycia bym nie zmienila!!!!!!!! Mimo tego ze nie zawsze bylo kolorowe i napewno jeszcze wiele smutnych chwil mnie czeka ale nigdy bym nie chciala nic w nim zmienic. Bo kazda sytuacja uczy mnie czegos nowego...to jest jednak najlepsza lekcja
W pełni się z tobą zgadzam. Ale na pewno jest w twoim życiu choć jeden moment który chciałabyś wymazać, zmienić, którego żałujesz.

W pełni się z tobą zgadzam. Ale na pewno jest w twoim życiu choć jeden moment który chciałabyś wymazać, zmienić, którego żałujesz.

Wiesz napewno jest ich kilka i gdybym poszukala w pamieci to napewno by sie jakis znalazl ale zawsze staram sie wyciagnac cos z kazdej porazki i w kazdej sytuacji znajduje te dobre strony. Nie jestem jakas optymistka ale staram sie dostrzec to ze jednak zycie jest piekne i nie chce niczego zalowac, bo wiem ze i tak tego nie zmienie.Gdybysmy mogli zmieniac cos w naszym zyciu to napewno kazdy by wszystko zmienial i staral sie zeby kazda chwila jego zycia byla idealna a to by chyba nie bylo za bardzo naturalne.
kiedyś chciałam wiele w życiu zmienić, ale w chwili kiedy zostałam matką już nic nie chcę zmieniać, mój syn jest całym sensem mojego życia a takie przyziemne sprawy jak zmiana mieszkania zawsze będą nam towarzyszyć. to przyjdzie z czasem a dla mnie prawdziwe życie to rodzina, mąż i syn a tego nie chcę zmieniać za nic na świecie
"...jak na razie to ci staruchowie forumowi są w mniejszości ..." to ja bym chciała dołączyć do tego grona,choć na razie nie mam pomysłu co bym chciała w życiu zmienić ... jedno wiem - napewno chciałabym dużo zmienić ...
ja mam nowy pomysł co bym chciała zmienić. Chciałabym zmienić ludzi podejście do życia, chciałabym aby ludzie nie bali sie marzyć, aby nie bali się dążyć do swoich marzeń. aby na każdym kroku uświadamiali sobie jakie maja talenty, bo to one naprawdę moga pomóc w spełnianiu marzeń. Wydaje mi sie ze otacza nas dużo pesymistów, duzo szarości. chciałabym to zmienić, tak na wiosnę aby każdym żyło się lepiej co wy na to??:)
Ja też wiem, co bym chciała zmienić w życiu. Chciałabym wczoraj nie próbować wklepać czwarty raz PIN-u myśląc, że teraz już na pewno będzie dobry...
Znam ten ból Też tak miałem, tyle że z kontem internetowym, i to podwójnie (tu mnie nie przebijesz ): najpierw trzy razy wpisałem nie to hasło w ekranie logowania, a później próbowałem odblokować dostęp internetowy przez mLinię (telefon) i tu niestety też się rypnąłem potrójnie... Do dzisiaj nie wiem jak takie coś mogło mi się udać Potem było już tylko "lepiej" - przez dwa dni(!) nie mogłem się dodzwonić do BO, a kiedy udało mi się okazało się, że rozmawiam z jakimś wyjątkowo niekumatym gościem: tłumaczę mu jak osłu, a on i tak mnie nie rozumie. To był chyba jego pierwszy dzień, bo kiedy zawołał w końcu jakąś inną babkę ta załatwiła sprawę w mig

Chciałabym zmienić ludzi podejście do życia
Jak chcesz to osiągnąć?

Wiem, że zmiana ludzkiego podejścia do życia jest raczej nierealna, jest to moje marzenie, aby ludzie częściej dążyli do swojego osobistego szczęścia. Wydaje mi się, że w obecnych czasach większość z nas skazuje się z góry na przegraną, na życie a smutku i ciąglym zapracowaniu. Chciałabym aby zamiast ciągłej pracy więcej czasu poświęcali na swoje marzenia i ich realizacje. Aby więcej działali, planowali i cieszyli się z rezultatów, czyli ze swoich spełnionych marzeń

może to zbyt wygórowana zachcianka...ale i tak bym chciała...:)
No niesamowicie mi to wszystko pachnie coelhizmami.

Wiollu - ale dlaczego ciągłe zapracowanie wiążesz od razu ze smutkiem i porzucaniem marzeń? Szkoda, że nie ma tu Californiana. Ale zrobię co w mojej mocy: przecież jest mnóstwo ludzi, którzy są zapracowani, ale jak najbardziej lubią swoją pracę, wiążą z daną dziedziną swoje plany i ambicje - wcale nie są smutni.
Sama jestem zapracowana (w niedzielę idę do czytelni, a wczoraj siedziałam do zamknięcia biblioteki ), nie wszystkie aspekty swoich studiów lubię, ale ogólnie całokształt szalenie mnie urzeka, interesuje mnie to i chcę się poświęcić temu, co zaczęłam przed dwoma laty. Zapracowanie nie oznacza przegranego życia.

Inna sprawa: jeszcze będąc w liceum marzyłam totalnie o czymś innym. Na pierwszym roku teologii też. W życiu bym nie pomyślała, że tak to się wszystko ułoży. Wręcz powiedziałabym, że warto angażować się w rozmaite zajęcia i niczego nie żałować, bo nie wiadomo, co nas urzeknie, bądź co bądź każde doświadczenie wzbogaca. A tylko krowa nie zmienia zdania.

No niesamowicie mi to wszystko pachnie coelhizmami.



to nie Cohelo, ja jestem ostatnio pod wielkim wrażeniem książki "Niebo na Ziemi" Konrada Milewskiego. To książka która wiele mi wytłumaczyła, która wzbudziła we mnie wielką nadzieję i wiarę w to że moje marzenia się napewno spełnią. Po lekturze tej książki wiem że stac mnie na wiele a przykłady biograficzne autora sprawiają że jeszcze bardziej to wszystko do nas dochodzi
Zgadzam się ze zapracowanie nie jest złe, ale jesli jest to zapracowanie pozytywne a nie pracoholizm w pogoni za króliczkiem Było by jeszcze fajniej gdyby każdy ze swojej pracy czerpał szczęście, radość i ogólne zadowolenie.
Wiem, że to nie Coelho - już gdzieś to wyjaśniałaś. Nie czytałam "Nieba na Ziemi", dlatego to wszystko o spełnianiu Marzeń itp. kojarzy mi się z Coelho. Bo czytałam. "Nieba na Ziemi" nie znam.

No cóż - ale w końcu dlaczego uszczęśliwiać kogoś na siłę? Każdy ma swoje priorytety i to jego sprawa, jak je sobie ustawi. Mogę zmieniać swoje życie, ale nie innych.
Ot, luźne dygresje - nawet nie wiem, czy mają się jakoś do tematu.
oczywiście, że nikogo na siłę uszczęśliwić się nie da. ale Marzyć można Cohelo też znam ale to ciut inny rodzaj ksiażki Gdyby kazdy miał za swój priorytet własne szczęście to myślę że było by tez inaczej. Wydaje mi się że ludzie czasem zapominają o szczęściu, żyją z dnia na dzien i nie chcą tego zmieniać, a szkoda.

a książka jest naprawdę fajna, przyjemna lektura dla pragnących szczęścia i spełniania marzeń na stronie ksiażki www.niebonaziemi.pl widziałam tez zakładkę z forum, można też dać upust swoim myślom to moja taka mała dygresja
Ale może im odpowiada życie z dnia na dzień i jeśli nie chcą tego zmieniać to dlatego, że tak im dobrze? Nie każdy ma super głębokie, duchowe potrzeby i marzenia, nie wszyscy szukają oparcia w Bogu i dążą do wyższych wartości. To ich wybór. "Szkoda" z Twojego punktu widzenia, ale wszak Twoja ocena jest równie subiektywna, co ich.

Nie, nie - niech każdy sobie żyje tak, jak uważa za stosowne. Poza tym byłoby nierealne, żeby wszyscy dążyli do spełniania marzeń. Co jeśli dwóch mężczyzn marzy zestarzeniu się u boku tej samej kobiety? Albo jeśli wielu pływaków marzy o złocie na Olimpiadzie? Mają się zagryźć, zapłakać, wymordować konkurencję? Przypominam, że nie chodzi mi tu o konkretnie te przypadki, to tylko przykłady. Chodzi mi o to, że czasem marzenia kilku osób się wykluczają nawzajem. Dobrze, że jedni marzą, inni stoją na ziemi. Równowaga musi być.

Inna rzecz: gdyby każda dziewczynka dążyła do spełnienia marzenia o byciu baletnicą, a każdy chłopiec dążyłby do zostania strażakiem albo pilotem - kto by pracował w piekarni?
Może i łatwo napisać dla dodania otuchy książkę o tym, że trzeba spełniać swoje Marzenia. Ale niemożliwym jest, żeby wszyscy zmienili swoje życie wedle zaleceń takiej książki.
Fraa, czy to że na olimpiadzie jest jeden złoty medal oznacza że inni nie mogą o nim marzyć? To nonsens! Choć to logiczne że nie każdy może je spełnić, bo to jedni zawodnicy są lepsi od drugich, ale gdyby nie marzyli o zwycięstwie to po co by startowali?

Drugi przykład: (ten o dzieciach) czy to że nie każde dziecko zostanie strażakiem to znaczy że nie mogą o tym marzyć? Idź do przedszkola i zapytaj która dziewczynka w wieku 4-8 lat nie marzy o tym żeby zostać baletnicą, piosenkarką albo aktorką? Jedne z tych dzieci spełnią marzenia inne nie, ale to nie znaczy że nie mogą ich mieć.

Jak by nie patrzył marzenia trzeba mieć i dążyć do ich spełnienia, bo to jest jednym z sensów naszego życia.
Ale to oczywiście tylko moja subiektywna opinia.
Marzenia mogą mieć, ale to nie znaczy, że wszyscy powinni dążyć za wszelką cenę do spełnienia ich, bo to nierealne. Żeby była równowaga, jedni spełniają marzenia, inni nie. Tak to jest.

Poza tym podkreślałam, że to tylko przykłady, a nie clue mojej wypowiedzi.
Nie chodzi o to, że mają nie marzyc o złocie i nie startować, tylko że nierealnym jest, żeby wszystkim się udało.
A jeśli już uprzemy się na te dzieci chociażby, to owszem - marzą sobie, żeby być tymi baletnicami. I co? Mają się czegośtam naczytać i uprzeć, że wszystkie będą baletnicami? To kto będzie pielęgnował pacjentów w szpitalach? Albo kto będzie się zajmował w innych przedszkolach następnymi pokoleniami baletnic?

Świat jest tak skonstruowany, że jedni marzą, inni twardo stoją na ziemi - i to się sprawdza. Kim jesteśmy, żeby twierdzić, że na pewno będą szczęśliwsi, jeśli będą zajmować się spełnianiem marzeń?
Ja zgadzam się z Hobbit, marzenia trzeba mieć i trzeba do nich dążyć. To jasne że nie wszyscy w życiu spełnią wszystkie swoje marzenia. Gdyby tak było to zapanowała by ogólnie pojęty chaos. Ale marzenia sa potrzebne, one nadają nam sens i cel w życiu. ja tak uważam. A medal olimpijski dla każdego sportowca jest marzeniem do którego dążą, i gdyby tak nie było to żadne olimpiady nie miałyby sensu.
Ja myślę że kazdy marzy nawet ci twardo stojący na ziemi, tylko może inaczej to nazywają. Ci "twardziele" myślę że czasem bardziej usilniej dążą do jakiego wyznaczonego celu zatracając się w tym bez reszty.
Gdybym mogła zmienić coś w swoim życiu, jeśli chodzi o rzeczy ode mnie niezależne, to urodziłabym się na przełomie XVIII i XIX w. w Anglii w ziemiańskiej rodzinie W zasadzie mogły by to być nawet ziemie polskie, chodzi mi o uchwycenie stylu życia z tamtej epoki.
no tak... ale wtedy nie zmieniłabyś czegoś w życiu tylko caaaaałe życie.
Ale wiesz... ja też bym w sumie się wyprowadziła najchętniej na wieś... najlepiej właśnie XIX wieczną bo wtedy byłabym daleko od polityki, wielkich miast i pogoni za pieniędzmi... bo od kiedy jeżdżę codziennie do Warszawy to mam coraz bardziej dość tego tłoku i wyścigu szczurów...

Aha i jeszcze utopiłabym telefon w klopie
Od dawna podejrzewałam, a teraz już wiem napewno, ludzie bardzo dużo udają. Każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, co jest chyba zrozumiałe, ale ja nie daję się już tak łatwo nabrać na tą całą otoczkę.
A jeśli chodzi o ucieczkę od polityki to studiuję politologię i trochę ciężko by było

Każdy ma swoje priorytety i to jego sprawa, jak je sobie ustawi. Mogę zmieniać swoje życie, ale nie innych.
Tu się nie zgodzę, Fraa`uku. Człowiek jest (niestety-stety) żyjątkiem społecznym, powiązanym z innymi żyjątkami i jeśli zmieni coś w swoim życiu może się też zdarzyć, iż wywróci czyjś świat do góry nogami.


Tu się nie zgodzę, Fraa`uku. Człowiek jest (niestety-stety) żyjątkiem społecznym, powiązanym z innymi żyjątkami i jeśli zmieni coś w swoim życiu może się też zdarzyć, iż wywróci czyjś świat do góry nogami. Tak to jest już chyba urządzone...wzajemnie od siebie zależymy, wzajemnie się od siebie czegoś uczymy, wzajemnie się ranimy. Skrajny altruizm, polegający na krzywdzeniu siebie, też nie jest dobry. A z tym, że innych można zmienić- osobiście nie polecam...Kiedyś sądziłam, że jeśli ktoś posiada wyjątkowo drażniącą cechę, to drugi człowiek powinien wywierać na to wpływ, aby dany człowiek się zmienił. Nie mogę nazwać, że tego typu starania były porażką. Raczej w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że aby zmienić innych ludzi, najłatwiej zmienić sposób, w jaki samemu się na nich patrzy. Jeśli ktoś mnie irytował wcześniej, przymykam teraz oko na wady tej osoby, jeśli bezpośrednio mnie nie krzywdzą. I tak samo jest z resztą świata- aby zmieniać świat, należy najpierw zmienić swe podejście do niego. Im więcej się biernie akceptuje, tym piękniejszy on się wydaje..chyba. To oczywiście luźny wniosek..nie mówię, że potrafię to wnieść w życie.
No właśnie, co bym u siebie w życiu zmieniła?
Wdrożyłabym te wszystkie przemądrzałe wywody, którymi częstuję ludzi, we własne życie. Bo u mnie teoria zdecydowanie nigdy nie przechodzi w praktykę.

A z tym, że innych można zmienić- osobiście nie polecam...
Więc co, powinniśmy zostawić wszystko jak jest? To że sąsiad molestuje własną córkę... "eh, taki ma po prostu charakter" - ? Wiem, przejaskrawiony przykład.
Kiedy widzę jak mój przyjaciel(?) marnuje sobie życie też nie powinienem próbować zmienić tego?
Nie zgadzam się, z tym, że nie można zmieniać innych. Nawet nie można, a trzeba. Oczywiście należy to robić z głową. Włażenie "z butami" w czyjeś życie niczego dobrego nie przyniesie. Ale często zwykła rozmowa, czy drobna sugestia podana "między słowami" potrafi zmienić - choć trochę - czyjeś priorytety.

Ale widzisz Dar, drobna sugestia czasami nie wystarcza. A co jeśli, powiedzmy, do przyjaciółki mówię wprost: Nie możesz tak żyć. I nie mówię ci tego żeby cie urazić, tylko po to żeby ci pomóc. A ona mi na to że to jej żeycie, a my nie będziemy się przyjaźnić wiecznie.
Co mi poradzisz w tej sytuacji żebym ja prztkonała że jednak musi coś zrobić ze swoim postępowaniem, nie dlatego bo ja tak chcę tylko dlatego że na dłóższą metę to nie wyjdzie?
Napewno włażenie z butami do czyjegos zycia nie jest rozwiazaniem. Wielu osobom to nie odpowiada. Czasem przypadek sprawia, ze czlowiek otrzasa sie ze zlego postepowania, zaczyna patrzec inaczej na rzeczy, ktore wydawaly mu sie dobre. Ale nie mozna liczyc na przypadki.
Ciezko jest powiedziec, jak mozna przekonac osobe, by zmienila swoje postepowanie. Mysle, ze bycie przy takiej osobie i rozmowy z nia moga dac wiele. Ale nie takie, ktore beda nakazami i niepotrzebnym denerwowaniem sie. Czasem tez po takich rozmowach warto zostawic w spokoju drazliwy temat. Sama sie o tym przekonalam. Probowalam mojemu przyjacielowi pokazac, powiedziec, a wrecz narzucic, ze czlowiek z ktorym sie kumplowal jest ostatnim chamem i ze mnie obraza i ze powinien przestac sie z nim zadawac. Uslyszalam, ze moze mi sie tylko tak wydaje. Wiec zaprzestalam probom przekonania go o swojej racji. Efekt byl wrecz natychmiastowy. Moj przyjaciel sam sie o tym przekonal pewnego dnia, a ja bylam przy nim, zeby na swoj sposob go pocieszyc.
Mysle ze wlasnie na tym polega przyjazn. Na subtelnym wskazywaniu drogi i byciu przy tej drugiej osobie, gdy sie dzieje zle. I zgadzam sie z Darem, ludzi trzeba zmieniac, ale nie na siłe
Troche sie rozpisalam i to takie moje male wtracenie sie do rozmowy:)
W sumie wydaje mi się, że jeśli przyjaciel nie reaguje na racjonalne argumenty i takie tam rzeczy, jeśli uparcie - mimo naszych starań - postępuje ewidentnie niewłaściwie, to pozostaje tylko być przy tym kimś. Nie popierać tych działań, ale - jeśli już danemu przyjacielowi powinie się noga (a to się stanie prędzej czy później, w końcu inaczej nie byłoby tego niewłaściwego postępowania), to po prostu należy okazać wsparcie. I tyle. Prawda jest taka, że można ludziom klepać do upadłego, że źle postępują - ale oni najlepiej uczą się i tak na własnych błędach. Pewnie tak będzie zawsze.
Toteż nadal nie popieram wtryniania się do czyjegoś życia i zmieniania go.

Ciezko jest powiedziec, jak mozna przekonac osobe, by zmienila swoje postepowanie
Każdy widzi to, co chce widzieć. Sam się przekonałem, że nie można komuś otworzyć oczu - musi sam to zrobić. Ale z drugiej strony nie zawsze to my mamy rację. My tez widzimy tylko to, co chcemy. Nieraz to, co wydało się na pierwszy rzut oka ogólnie mówiąc niewłaściwe może być niewłaściwe tylko z naszej perspektywy...

Czasem przypadek sprawia, ze czlowiek otrzasa sie ze zlego postepowania, zaczyna patrzec inaczej na rzeczy, ktore wydawaly mu sie dobre. Ale nie mozna liczyc na przypadki.
Właśnie. Zdecydowanie zbyt często naszym życiem decyduje przypadek. Wolna wola? Tak, ale tylko w ograniczonym zakresie

Nie ma wolnej woli, Darze wiatru. Ona jest juz z gory nam nakreślona. Co z tego ze myslisz, ze masz jakies inne wyjscia z danej sytuacji. Ktos juz i tak to przewidzial

a najgorszej jest w tym wszystkim, ze wlasnie to my mozemy sie mylic, bo okaze sie ze nie znamy calej prawdy do konca.ona moze czyims zachowaniem kierowac...
Nie. Wolna wola nie może być z góry określona, bo wtedy przestaje być... wolną wolą To tak jak kiedyś księżulek wmawiał nam, że wolna wola polega na wybieraniu dobra - to się wyklucza

Poza tym nie zgadzam się, że nasze życie jest z góry nakreślone i my już na nie wpływu nie mamy! To w kalwinizmie jest chyba coś takiego (zapomniałem jak to się nazywa), że bóg już dawno określił czy będziesz biedny, czy bogaty, czy będziesz śmieciarzem czy biznesmenem - tobie pozostaje tylko odgrywanie roli (i robienie dobrej miny do złej gry? ) Wolna wola istnieje, ale powiedziałbym tak: wolna wola kończy się tam, gdzie zaczyna się pzypadek
no coż, ja mam troche inna teorie na ten temat i mozliwe ze zakrawa ona na jakiś kalwinizm czy cos podobnego
Gdybym mogła coś zmienić... Wybrałabym inny profil w liceum i wcześniej zaczęła się uczyć języków obcych. Te dwa błędy które popełniłam w życiu teraz naprawdę mi szkodzą.
Jest taki film - "Efekt Motyla". Nie podobał mi się specjalnie, ale pomysł jest ciekawy i fajnie pokazuje to, do czego może doprowadzić zmienianie przeszłości. Nawet, jeżeli coś nam się w przeszłości wydaje złe, nie wiemy, jakie konsekwencje miałoby zachowanie wydające się na tamtą chwilę poprawne. Poza tym jeżeli uczynimy jakiś błąd, którego potem długo żałujemy, to prawdopodobieństwo popełnienia go w przyszłości jest mniejsze. Więc gdybyśmy się cofneli w czasie tak, by danego błędu nie popełnić i zapomnieli o całej sprawie, to mógłby się powtórzyć w sytuacji dużo gorszej niż wcześniej i mieć dalej idące konsekwencje. Dlatego zwykle nie warto żałować i przejmować się przeszłością.
Zgadzam się z wpisem powyżej. Dlatego ja raczej nie myślę o tym co było i niczego nie żałuję.
Ja bym chciała niczego nie żałować, ale niestety nie potrafię
Niby mówię, że tego co było nie można zmienić, więc warto wysnuć wnioski na przyszłość, ale i tak mnie to dręczy :/
Deass, ja też zadręczam się tym że nie ucze się języków i mam zamiar to jak najszybciej zmienić. Musze tylko motywację znowu dorwać.

A profil w liceum? Nie był zbieżny z Twymi planami na przyszłość?

Efekt motyla - oglądałem. Wykonanie średnie, pomysł świetny, przesłanie - trafiło.

Chyba nie muszę nic dodawać
Mój profil w liceum był całkowicie inny niż kierunek studiów na jakich skończyłam. W liceum byłam na profilu matematyczno-ekonomicznym, a studiuję anglistykę, więc jak sam widzisz Archaniele te języki obce trochę by się przydały To nie jest tak, że nic nie umiem powiedzieć, po prostu jak widzę, jak mówią osoby, które uczyły się od wczesnego dzieciństwa, to mnie to wręcz dobija.

Jeśli chodzi o Efekt Motyla, pomysł jest wyborny ale film był raczej niezbyt hmmm... zadowalający. Przymnajmniej jeśli o mnie chodzi.

A te języki obce, myślisz o nich tak po prostu, bo przydałyby się w życiu, czy jakieś poważniejsze plany z nimi wiążesz?
Myślę tak: jeżeli rusze z miejsca i znajdę motywacje tak poważną i stałą to nauczę się nie jednego języka ale paru. To jest możliwe.

A jeżeli nie, to cóż. Mam wrażenie że po pewnym czasie to nawet nie będzie ważne czy będe umiał te języki.

Efekt motyla - zgadzam się.
Ja na razie uczę się angielskiego i hiszpańskiego, bo w niemieckim powalała mnie gramatyka i ta odmiana czasowników. No cóż, teraz wydaje mi się, że hiszpański pod tym względem jest jeszcze gorszy, ale w sumie nie żałuję, że wrobiłam się w najcięższy lektorat
Ja puki co szkolnie preferuję niemiecki - gorzej wychodzi i angol - dużo lepiej. Mam zamiar rozwinąć swoją znajomość angielskiego do naprawde swobodnego porozumiewania się w tym języku, niemiecki też i ja wiem, rosyjski, francuski - coś takiego.

Może się uda, ale to dużo roboty.
Rosyjski
Marzył mi się w swoim czasie Ucz się ucz, a potem i tak się z większością dogadasz po ang, albo na migi
język ciała jest absolutnie uniwersalny.
Z nim zwojujesz cały świat
Każdego kolejnego języka łatwiej się nauczyć. Człowiek dostrzega podobieństwa i schematy w wielu językach. I faktycznie to prawda, bądź co bądź uczę się siódmego języka.
A jakie już znasz? Przekazałabyś mi cząstkę tego, co umiesz

(nawiasem mówiąc to ja, Deass, Powróciłam do mojego ulubionego pseudonimu, bo tamten strasznie mi nie leżał)
Część jezyków, jakich się uczyłam są mi nie przydatne (bądź mało przydatne) w życiu codziennym, jak na przykład staro-cerkiewno-słowiański czy łacina. Trochę też żałuję- tak jak pisaliście wyżej- że mniej się przykładałam do nauki języka francuskiego z którą się borykałam całe osiem lat- tzn. gramatyka opanowana niemalże idealnie, ale zasób słówek ubogi Uczyłam się jeszcze rosyjskiego i angielskiego i ten ostatni w miarę znam.

Każdego kolejnego języka łatwiej się nauczyć. Hmm... tylko jak nauczyć się tego pierwszego języka?


Wiem coś o tym. Np. na latinie często domyślałem się znaczenia nowych słów wg podobnie brzmiących wyrazów angielskich A to chyba nie tak powinno być, prawda?
Dlaczego nie? Jak i w którą stronę Ci wygodniej.


A ile umiesz? Bo wiesz, uczyć się a władać...
Sześć. To znaczy oczywiście, że nie jakoś świetnie, bo to trzeba ćwiczyć. Jeśli nie mam kontaktu z danym językiem przez dłuższy czas, to zapominam, norma. Ale w sześciu językach jest nieźle. We francuskim odstraszała mnie co prawda fonetyka zawsze, ale pal sześć.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl