ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Sprowokowany niejako przez Hanię i Egona chciałbym rozpocząć osobną dyskusję na temat tego czym są filmy, o czym są filmy i po co są. Naturalnie wprawny obserwator wyabstrahuje sobie w toku tej dyskusji zapewne również pewne głębokie prawdy na temat życia, teatru, i (o zgrozo) RPG. :)

No to jedziemy...

Moi drodzy, twierdzicie zgodnie, że film jest bezsensowny. Że się w nim cos tam dzieje, ale nic nie "wnosi".

Argument pierwszy: A co ma wnosić? :) Film ten, tak jak 99% innych filmów wyświetlanych w naszych multipleksach, nie pretenduje do miana filmu ambitnego. Współczesne kino, poza pewnymi wyjątkami, jest w pierwszym rzędzie rozrywką. Nie ma nic wnosić. Ma opowiedzieć ciekawą historię, którą być może zapamiętacie, a może nawet opowiecie komuś przy piwie, spoilując przy tym na potęgę. I tak, to że film jest przewidywalny jest zarzutem jak najbardziej trafnym, to że nic nie wnosi -- nie.

Argument drugi: Czym się w kwestii "wnoszenia" ten film różni od "Dark Knighta" (wychwalanego przez Egona) i "Kochanic Króla" (wychwalanych przez Alfar)? Nie wydaje mi się, aby którykolwiek z tych filmów "wnosił" coś głębokiego do współczesnej kinematografii lub do mojego życia.

Współczesne kino to lepiej lub gorzej wykonany kawałek rzemiosło-sztuki, ze znaczącą przewagą pierwszego komponentu. Moim zdaniem nie należy mu nadawać głębi, bo jest ona sztuczna.

A jak będę chciał obejrzeć coś głębokiego, sięgne po Kieślowskiego.


Albo do filmu Głębia ;)
Hmm, po pierwsze:

Sprowokowany niejako przez Hanię i Egona
Nigdzie nie pisałem, że każdy (a co tam: "jakikolwiek") film ma być "ambitny", albo "coś wnosić nowego" ???

Po drugie:
Czym się w kwestii "wnoszenia" ten film różni od "Dark Knighta" ?
"Batman the Begining" i "Dark Knight" próbują w sposób inny niż poprzednie filmy pokazać postać Bruce Wayna i Batmana. To tyle odnośnie "wnoszenia". :)

Po trzecie. Odpowiadając na pytanie "co ma robić kazdy film?" to dziś rano też mógłbym napisać "Ma opowiedzieć ciekawą historię". Jednakże po zastanowieniu (i sprowokowany przez TORa :) muszę zweryfikować swój pogląd. "Historia?" a figa z makiem. Film ma przede wszystkim bawić. Ma mi zapewnić rozrywkę na 1,5-3 godziny. A co to znaczy to zależy od dnia, nastroju i oczekiwań (względem filmu).

Obejrzałem Kung Fu Panda spodziewając się infantylnej bajki dla dzieciaków (bynajmniej nie żadnego Shreka. Takich porównań wcześniej nie słyszałem) i dostałem właśnie to. Efekt: dobrze się bawiłem.

Obejrzałem "Hanckock" słysząc negatywne recenzje. Film był ciekawszy i śmieszniejszy niż zakładałem. Efekt: też się dobrze bawiłem.

Puentujac: film ma przede wszystkim zapenić rozrywkę, ale pojęcie "rozrywka" jest różne. Rozrywką może też byc przecież obejrzenie "Martwicy mózgu" (jeśli chcesz sie pośmiać z filmu klasy B), albo "Requiem dla snu" (jeśli chcesz przeżyć coś głebszego).

P.S.
Właśnie coś sobie uzmysłowiłem, co muszę naprostować. TOR, może mnie nie zrozumiałeś, ale nie zarzuciłem "Wanted" że jest "płytki". Owszem jest płytki, ale to stwierdzenie faktu a nie zarzut. Spodziewałem się filmu akcji i dostałem go. Co mi się nie podobało to to że fabuła była bezsensowna (czyt. nie logiczna), a jednocześnie przewidywalna (jak udało im się to połączyć to dopiero zagadka).
Ja nie napisałam nigdzie, aby Kochanice Króla cokolwiek wnosiły:) Były po prostu ciekawym filmem, w przeciwieństwie do filmu o podkręcaniu kul, który przewijałam, bo był po prostu... bezsensowny. Ja też uważam, że film ma nade wszystko bawić, ale kiedy coś wyraźnie psuje mi nastrój i poczucie dobrego smaku, to jak?

Film Wanted był dla mnie właśnie taką pożywką dla filmu przy obiedzie, ale złamanego grosza nie dałabym, aby pójść na ten film do kina. Tym niemniej gdybym miała oglądać film sama i za własne pieniądze to wybrałabym się na coś mniej kiczowego. Lubię klasykę, a film o siostrach Boleyn minimalnie, bo minimalnie, ale jednak do klasyki się odwołuje. Ani razu nie wspomniałam przy tym filmie o wartościach jakie mógłby wnieść. Napisałam jednakże, że inny film (teraz nie pamiętam już jaki) nie wniósł nic. Bo nic nie wniósł. Czasami na filmi rodzą mi się pomysły na sesje, obrazy same tworzą się w głowie, a jakiś tam film niczego nie wywołał. Kompletnie niczego.

Co zaś do filmy Kubg-fu Panda - spodziewałam się czegoś więcej po Twórcach z DW. Niestety, ale film o wojowniczym misiu jest średni, a sami Twórcy filmu także aspirują do starszej publiczności.


Czym powinien być film i czy w ogóle powinien coś wnosić? Odpowiedź brzmi: To zależy.
Tak się na szczęście składa, że żyjemy na świecie, na którym każdy człowiek jest stosunkowo wyjątkowy. Co prawda można wyprowadzić kilka (czy kilkanaście) wzorców zachowań, tendencji, mód i typów gustu/upodobań, ale w gruncie rzeczy różni ludzie oczekują od tych samych przedmiotów/zjawisk/ludzi różnych rzeczy. I to jest właśnie piękne. Dla większości ludzi, jak myślę, film jest po prostu rozrywką, mającą bawić. I to jest w porządku. Dla innych ma bawić i uczyć. Za przykład można dać rodziców zainteresowanych rozwojem swoich podopiecznych i podsuwających im takie właśnie obrazy. Dla innych film ma być przeżyciem emocjonalnym - ma ich wzruszyć, przestraszyć... W gruncie rzeczy to wariacja na temat zabawy. Inni oczekują od filmu, by był właśnie "ambitny" jak to ładnie ujął TOR i "wnosił coś" do ich życia. Tacy ludzie uczęszczają do alternatywnych kin, na Dyskusyjne Kluby Filmowe itp., co nie znaczy, że nie lubią sobie czasem obejrzeć "Batmana". Uważam, ze obejrzałem wiele filmów, które wniosły coś do mojego życia - jak choćby "Exils", "Tańcząc w ciemnościach", "Jabłka Adama". Nie stronię jednak od czysto rozrywkowych form, od których nie wymagam ani ambitności, ani, by wniosły coś do mojego życia. Mimo to, czasem pozytywnie mnie zaskakują. Za przykład mogą służyć Hollywoodzkie produkcje, takie jak: "Vanilla Sky" czy "Million Dollar Hotel". Mimo, iż grali w nich gwiazdorzy, że wydano na nie kupę kasy, zaskoczyły mnie swoim przekazem i językiem. Od tamtej pory staram się nie segregować już filmów wedle miejsca powstania i milionów wydanych na ich produkcję. Choć trzeba przyznać, że HW zajmuje się przede wszystkim produkjcą czystej, niewymagającej rozrywki. Taka jej rola. I ponownie: bardzo dobrze. Bo czemu miałoby być inaczej? Niech każdy dostaje co chce.
I z tym co napisaleś się całkowicie zgadzam.
Cześć to ja się wypowiem, jako że mówić obecnie nie mogę to się wypiszę:
Generalnie od paru lat jestem uczulony na parę rzeczy dotyczącej tzw. rozrywki masowej otóż: nienawidzę stwierdzeń "to było głupie bo nierealne" oraz "to było fajne bo ambitne" (w domyśle: i jesteś za głupi żeby zrozumieć).
Takie teksty mnie mierżą.
Pierwszy z powodu takiego: otóż moi drodzy mili, jakbyście chcieli mieć realistyczny film, taki pokazujący życie szarego obywatela, to niestety sorry, ale zanudziłbym się w 3 godzinie pracy biurowej głównego bohatera.

Drugi z powodu prostego i prozaicznego: każdy film, niezależnie jak 'ambitny' albo jak 'płaski' może coś zmienić w moim życiu. Bo odbiór każdego wytworu ludzkiego jest na poziomie jednostkowym a nie globalnym. Co więcej, sam osobiście przez głupoty jakich mnie próbują tu i tam uczyć stwierdzam, że coś czego nie rozumiem nie jest równoznaczne z czymś ambitnym i wzniosłym - po prostu zostało przekazane w niezrozumiałej formie.

A teraz tak od czapy: mówicie że kino 'ambitne' musi wnieść coś do życia, a czy 2h fajowej rozrywki to nic? Cytowanie tekstów z filmów (Pulp Fiction chyba nie było kinem ambitnym), odtwarzanie scenek w życiu codziennym to pies?
Otóż moi drodzy, mi się wydaje że się trochę snobujemy i uważamy za ą ę, a tak po prostu wiele z kina 'płytkiego i płaskiego' przeszło do naszego codziennego życia i zmieniło je w całkiem sporym stopniu.
Mam wrażenie, że pijesz do mojej wypowiedzi, a ja ani razu nie tweirdziłam, że fajne bo ambitne, lub głupie bo prostackie. Wręcz przeciwinie - mi się Kochanice Króla podobały, a to zdecydowanie nie jest film z dziedziny ambitnych, albo też Transformers ze swoim patetycznym zakonczeniem. Lubie proste filmy, lubie filmy ambitne, lubie filmy głupie, mądre, stare, nowe i tak dalej, ale nie lubię kiedy film mi się nie podoba i zawiera wszelkie elementy filmu wywołującego we mnie drgawki (jak Wanted, Dark Knight etc.).
Pulp Fiction należy do moich ulubionych filmów. Może i nie jest ambitny, ale jak pisałem, mi nie chodzi o ambitność jedynie. A może i jest ambitny. Przynajmniej pod względem formy. Jednak to nie jest najważniejsze - ważniejsze w tym filmie są dialogi (cholernie dobre dialogi) i opowiedziana historia (cholernie dobra historia).
I wcale nie uważam, że ambitne, to to -co trudno zrozumieć. Ambitne to znaczy - z ciekawymi zdjęciami; dialogami; nietypowym podejściem do materii kina; łączeniem różnych elementów; itede;itepe.
I uważam że 2 godziny dobrej rozrywki nie wystarczy, żeby film coś wniósł do mojego życia - ok, nie musiał, bo nie po to go oglądałem, ale film, który ma coś już wnieść - skoro tak się tego noszenia w tą i z powrotem uczepiliśmy - musi mieć coś w sobie. Z tego powodu lubię sobie czasem obejrzeć "Batmana" Ma coś w sobie. Spider-mana za to nawet nie pamiętam, wiem tylko, że główny aktor wyglądał zupełnie nie-spidermanowo. Jak dla mnie.
I filmy ambitne nie muszą być fajne. A jak coś jest głupie, bo nierealne, no to... ja nie rozumiem. Jest cholernie dużo dobrych, poważnych, "ambitnych" filmów, które są nierealne. I jest cholernie dużo zdarzeń w codziennym życiu, które za nierealne mogłyby uchodzić. I też wkurzają mnie takie stwierdzenia, bo sporo jest dobrych i ciekawych rzeczy w kulturze masowej, które przez tak zwane "elity" są odrzucane ze względu właśnie na swą masowość. Tak jest ze wszystkim, nie tylko z kinem - bo i grafika, fotografia, malarstwo, a przede wszystkim muzyka - należące do "mainstreamu" i popkultury są często ciekawsze nawet niż te "ambitne rzeczy" I często nawet ambitniesze .
Nie lubie okreslenia "film ambitny". Ambitny w znaczeniu - rezyser chcial pokazac szczyty swych mozliwosci, i odebrac zlota palme? Czy ambitny - wymagajacy intelektualnie.

Ja filmow staram sie nie szufladkowac, choc w naturalny sposob, jedne filmy sa dla mnie genialne, inne podle. I z reguly - genialnosc filmu to czesto genialnosc jednego-dwoch elementow, nie calosci stricte. Z reguly podziwiam dana postac, pomyslowosc scenariusza, czy nietypowe ukazanie zjawisk oczywistych. Efekty specjalne musza byc wybitne do kwadratu: same "wytryski" mnie nie satysfakcjonuja, musza to byc wytryski z polykiem i zakrztuszeniem. :D

I ostatnia rzecz, ktorej poszukuje. Mysl. Mysl ktora nie schodzi mi z glowy nawet kilka dni po obejrzeniu filmu. Pytania, ktore sobie zadaje - i niewazne czy to sa pytania abstrakcyjne, o to kto byl tata postaci, tylko mysl bardziej na podlozu zyciowym.

Co do mojego Best Of:

Kohtalon Kirja (Book Of Fate). Naprawde, szczerze polecam. Film tak dziwny, tak dziki, ze po prostu skrecalo mnie podczas jego ogladania. Jest to horror, western, porno, fantasy, rpg, mind-shaker film. Finska produkcja, jestem pewny ze rezyser jest RPGowcem, i Game Masterem :D
Zapewne zorganizuje wieczorek filmowy, z Kohtalon Kirja na czele. Pisze sie ktos?:)

American History X. Bez komentarza - zyciowa top lista:)

300 - tresc i forma. Mysli przewodnie. Piekny film, choc juz z nowych czasow.

Phantom Of The Opera - czasami, albo prawie zawsze, warto przechadzac sie miedzy chmurami.

Jestem w pracy, zaraz zjawi sie szefowa. Liste filmow updatuje after work :)
Film który odkładałem ze względu na tytuł (podobne obawy żywiłem względem American History X) - American Beauty. Piękny film, ciekawa, zaskakująca, niejednoznaczna fabuła, oraz wiele bardzo cennych myśli, które warto wcielić w życie. Film odebrałem bardzo osobiście, jeden z osobistych "oscarów", a przemyślenia będą krążyły ze mną jeszcze bardzo długo.
Polecam całym sercem.
Filmy które mi coś wniosły?
Powiem szczerze, że nie pamiętam jaki film tak zmiażdzył mnie ze wszystkich stron jak "Requiem dla Snu". ot tak... masterpiece dla mnie nic dodać nic ująć.
Kolejne to m.in.:
- "Król Lew" - tak! pierwszy film na jakim w kinie byłem i do dzisiaj sprawia, że chcę i chcę oglądać (Skaza kix ass ;D);
- "Fight Club" - nawet nie zakończenie co teksty Jacka w jego główce;
- "American History X" - (tak, lubimy pana Nortona xD);
- "Przygody Barona Munchausena" - ogladałem to jako dzieciak, teraz sobie ściągnąłem iii faktycznie jest się czym zachwycać! piekna bajka;
- "Blow" - nie wiem jak to z historią, ale film znrobił na mnie wrażenie (podobnie jak "Fear and Loathing in Las Vegas - tak, pana Deppa też lubimy xD)
- "Se7en" - *ciarki* Pitt (no. 3 kogo lubimy xD), Spacey i Freeman + końcówka filmu OuO
- "Snatch" - zdecydowanie najlepsza komedia gangsterska ("Ocean's" też niezły no aaale)
- "Love Actually" - jeśli ktoś nie przepada za komediami romantycznymi to musi zobaczyć ten film! zamiast Kevina czy innego świątecznego shitu mogliby to puścić - i śmieszne, i mocne i wzruszające i *ach och* i w ogóle - po zobaczeniu tego filmu kilka aktorów którzy nie byli zbytnio przeze mnie lubieni... zaczęli ;D
- "Donnie Darko" - petarda... taka... dziwna... ale... dobra... Frank rulz

+ więcej filmów soon xD

-----
co do filmu abitnego... jak ktoś mi mówi, ze filmy Lyncha, Almodovara, Jarmusha czy innego pana którego obecnie (jak byla 'moda na Almodovara') wszyscy oglądają i jak ktoś zobaczy w kinie jego film jest wieeelceee krytykiem to mnie mdli... czasami kino "EMBYSZYS" polega na tym, ze jeśli go nie rozumiesz tzn, ze jesteś ignorantem, a tak na prawdę rozumie go tylko sam reżyser (o tyle o ile!)


co do filmu abitnego... jak ktoś mi mówi, ze filmy Lyncha, Almodovara, Jarmusha czy innego pana którego obecnie (jak byla 'moda na Almodovara') wszyscy oglądają i jak ktoś zobaczy w kinie jego film jest wieeelceee krytykiem to mnie mdli... czasami kino "EMBYSZYS" polega na tym, ze jeśli go nie rozumiesz tzn, ze jesteś ignorantem, a tak na prawdę rozumie go tylko sam reżyser (o tyle o ile!)


Czasem i sam reżyser tworzy obraz w taki sposób, żeby zostawić jak najwięcej furtek do interpretacji dzieła. Słowo "ambitne" trzeba dopowiedzieć - pod jakim względem. Bo i filmy erotyczne Andrew'a Blake'a można uznać za ambitne, i głupotą jest mierzenie tą samą miarą filmów emocjonalnych, wojennych, porno.
Nawet najbardziej prostackie, prymitywne, korzenne kino może być ambitne, wymagające- na przykład dla wykształconego i inteligentnego człowieka, który zacznie się głowić nad synchronizacją beknięć bohaterów, i szukać w tym metaforyki życiowej.

Prawdziwym problemem jest nieumiejętność rozmawiania i zrozumienia, że ktoś może mieć odmienne zdanie, i może uznać ambitne kino, za nieambitne. Tak po prostu. Bo zjadł dzieło jak kartofle, i nawet nie musiał specjalnie ich trawić, przetrawiły się na przedbiegach.
To ja powiem że czegoś takiego jak film ambitny nie ma. Film może być dobry albo słaby a to już zależy od indywidualnych preferencji, czasami jest tak że film jest bezsprzecznie dobry i wtedy można go nazwać "kultowym".
I popieram Reda A kino ambitne to wymysł tłustych snobistycznych krytyków i kilku sprytnych reżyserów którzy karmią ich tym szajsem a ww. wmawiają ludziom że to arcydzieła.

Co do filmów nie zrozumiałych a przez to uważanych za za ambitne ja tam na przykład lubię takiego lyncha. Po inland empire do dzisiaj nie mogę się zdecydować czy ten film jest faktycznie taki dobry czy to jakiś ponad 3 godzinny żart.

A z takich filmów może mniej znanych rzucę

odishon(aka gra wstępna) film który został mi zareklamowany jako ten który posiada rekord osób które wyszły z sali na jakimś tam festiwalu. 80 min bezsensownych długich nudnych statycznych scen (esencja kina ambitnego) ale końcówka wymiata.

oldboy- j. w. z tym że w środku filmu coś tam się jednak dzieje jest fabuła i wszystko ale raz obejrzany zostawia permanentne szkody w mózgu.
Słowo 'amitny' jest obecnie tak samo wyświechtany, jak 'alternatywny'.

Cóż, może nie ma ambitnych filmów ale są z pewnością filmy nie ambitne - i wszelkie doczepianie do nich ideologi jest nadinterpretacją (wybaczcie jeśli obiegłem za bardzo od toku romowy, takie tam moje przemyślenia po zobaczeniu filmu o zombie)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl