ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Zawsze dotrzymuję obietnic. Czasem tylko trzeba się trochę naczekać :D (czasem, niestety, bywa nawet dłużej niż te dwa miesiące xD)
Drogi Taterze - szczęścia, zdrowia i żeby Twoje świetne poczucie humoru nigdy Cię nie opuszczało! :D Odwagi i siły do spełnienia marzeń, i pamiętaj, że jeśli mamy "Dlaczego?", to zawsze znajdzie się "Jak" :) No i żebyś za rok się z nami spotkał na kolejnym zjeździe ^^
Poniższy tekst pochodzi sprzed ok. 1,5 roku, także na pewno dostrzeżecie delikatną różnicę w stylu. Przyznam, że są w nim fragmenty, których składnia aktualnie naprawdę mocno mnie bawi xD Ale nie poprawiam już nic, zastawiam tak jak było. Jako ciekawostkę przyrodniczą xD
Także Tatra, jak również wszyscy inni, którzy zechcą przeczytać tekst - mam nadzieję, że się spodoba :)
"Acharion Desaerie"
(tekst na pożółkłej karcie, widocznie wyrwanej ze starej księgi, wklejonej do dużego zeszytu w brązowej oprawie z utwardzonego papieru - dziennika )
„Ludzie zamieszkujący północno-zachodnie rejony Kontynentu, lubią powtarzać historię, którą pozostali mieszkańcy Villji, zwykli traktować z przymrużeniem oka. Powiadają oni, iż na wyspie, znajdującej się u wybrzeży portowego miasta Ecalan, stoi, nawiedzana przez duchy, magiczna latarnia. Istnienie jej zostało udokmentowane, jednakowoż żadne nadnaturalne czy, jak nazywają je Ecalańczycy - „magiczne” właściwości miejsca nigdy nie zostały odkryte przez żadnego badacza, który owo miejsce odwiedził...” *
Wpis 5
Z nudów, towarzyszących mi w czasie jazdy, policzyłam, ile dni minęło, od kiedy opuściłam Arcevinient*1. Wyszło mi, że 14. Mogłam się jednak pomylić. Jak do tej pory nie stało się właściwie nic ciekawego, więc wszystkie były do siebie nużąco podobne. Przynajmniej udało mi się trochę zaoszczędzić. Nie musiałam kupować konia, ponieważ niemal w tym samym momencie, gdy wyszłam z Seleverinu*2, napotkałam znajomego kupca. Zgodził się przewieźć mnie na swoim wozie, udawał się bowiem akurat w tym samym kierunku, do którego i ja zmierzałam.
Wybór pierwszego miejsca „wielkiej podróży” nie zajął mi nawet minuty, od początku był absolutnie oczywisty.
Acharion Desaerie - Latarnia Wieczności*3. Od kiedy pierwszy raz przeczytałam o tym miejscu, zawsze chciałam się do niego udać. By przekonać się, jak wiele z wiadomości i plotek, które o nim słyszałam, jest prawdziwe, które zaś z opowieści są kłamstwem.
Na razie jednak cały czas jestem na wozie i jeszcze co najmniej dwa dni drogi przede mną. Nie podróżuję w luksusach, ale narzekać też raczej nie mogę. Przewóz tani, towarzystwo całkiem miłe. Jak ktoś się uprze to można nawet stwierdzić, że nie śmierdzi.
Co prawda na horyzoncie zbiera się na porządną burzę, a na stepowym terenie, przez który jedziemy, nie wydaje się, by można było się pod czymkolwiek schować, ale co tam. Właściwie to nawet lubię, jak pada.
Wpis 6
Tego dnia musiałam pożegnac się z Felreckiem. Jego droga ciągnęła dalej na północ, ja musiałam skręcić na zachód. Sytuacja nie przedstawiała się tak źle: co prawda był już wieczór, a ja wysiadłam daleko od latarni, bo dopiero na przedmieściach miasta (nie spodziewałam się, że jest aż tak duże!), ale i tak postanowiłam, że najpierw zrobię krótki wywiad okolicy wśród miejscowych. Z doświadczenia wiem, że nie jest trudno znaleźć karczmę, a ta mieścina nie stanowiła wyjątku. Na nieszczęscie niczym się nie wyróżniała. A szkoda. Czasem nawet zdarza mi się żałować, że moje zmysły nie są przytępione tak, jak chociażby ludzkie.
Wewnątrz budynku był mały tłumek. Zanim krzyknęłam, by choc kilka osób usłyszało mnie w tym huku i gwarze, przemknęło mi przez myśl, że może to, co robię, nie jest zbyt mądre, ale nie chciało mi się kombinować, więc wrzasnęłąm:
-Czy ktoś może powiedziec mi coś na temat pobliskiej latarni?!?!
Po krótkiej chwili nastała nieswoja cisza - naprawdę aż tak dużo osób mnie usłyszało?... Eee, nieważne. Byleby ktoś się zgłosił. Czekałam. I czekałam. A oni się na mnie patrzyli. I nic. Może reakcję spowodował fakt, że jestem obcą, przyjezdną osobniczką płci żeńskiej, a do tego elfem, a może po prostu ludzie nie mieli nastroju do rozmowy. Rozwiązanie było jak zwykle to samo, jedno i wielokrotnie sprawdzone:
-Kolejka ulubionego trunku dla tego, kto się zdecyduję.
Jak się spodziewałam, odzew był natychmiastowy. Najszybszy okazał się siwobrody mężczyzna, siedzący przy barze.
-Ej, panienko... - podeszłam i usiadłam na stołku obok. Na szczęście nie był jeszcze mocno pijany, więc istniała duża szansa, że nie będzie mówił od rzeczy i w miarę łatwo uda się nam dogadać.
- Latarnia mówisz... Jest, jest, to bardzo znane miejsce w tych okolicach. A co panienka chce o niej wiedzieć?
-Wszystko, co tylko pan o niej wie - rzekłam.
-Hmm... - popatrzył najpierw w kufel piwa, potem na mnie - Ano, latarnia znajduje się na wyspie. Nikt nie wie kto i kiedy ją zbudował. Musiało to być dawno, dawno temu. Niektórzy, ci, co jej się boją, powiadają, że nawiedzona jest i przeklęta. Byli nawet tacy, co próbowali ją zniszczyć. Potem w rowach ich znajdowali, a co się wydarzyło, powiedziec nie potrafili. A każdy, kto poszedł w to miejsce, co zniszczone być miało, żadnego naruszenia tam nie zastał. Ino czas nieco rusza jedynie białe głazy, ale i to też niewiele - pociągnął łyk z kufla. - Bo wie panienka, to magiczna jest latarnia. I nikt, kto ją raz zobaczył, przeczyć temu nie może. Nikt nie zajmuje się nią przecie, a co noc światło wysyła. A tam, hen, hen, daleko na morzu inna latarnia sygnałem odpowiada, ale i to dziwne jest. Wielu naszych świetnych kapitanów źródło owego morskiego światła odnaleźć chciało, ale jak daleko by nie płynęli, według najróżniejszych wyliczeń i kursów, latarni nie odnaleźli. Dziwne to, oj, dziwne... I strachem napawac może... Ale...- odwrócił się i rzucił wzrok na rozbawioną gawiedź - Ale z reguły my się jej tu nie boimy. Bo pomaga nam ona. - tu nieco ściszył głos. - Mówią, a i ja to potwierdzić mogę, że gdy kto stanie w pobliżu, kiedy świecić będzie, to drogę swoją ujrzy i cel do jakiego dążyć powinien. I jeśli czynić będzie tak, jak to zobaczył, to szczęśliwy już będzie i smutek się do jego życia nie zakradnie. Byłem tam raz i widziałem... zobaczyłem... - wzrok jego nagle stał się mętny i rozmarzony. Co wtedy zobaczył - nie wiadomo. Jedno było pewne - wizja, czy może raczej owo wyobrażenie, sprawiało mu radość.
-Dwie kolejki najlepszego piwa dla tego pana - powiedziałam i rzuciłam karczmarzowi dwie srebrne monety. To, co kiedyś usłyszałam o Acharionie, właśnie zostało powtórzone niemal co do słowa. W takim razie istniały tylko cztery możliwości rozwiązania tej zagadki: próba ściągnięcia do miasta jak największej liczby kupców i potencjalnych klientów, zręczna mistyfikacja, zbiorowa hipnoza lub potężna magia.
Gdy chodziłam w poszukiwaniu jakiegoś w miarę znośnego miejsca do spania, coś zwróciło moją uwagę. Odwróciłam się i popatrzyłam na odległą jeszcze latarnię. Choć noc była mglista, wysyłane przez nią światło rozchodziło się doskonale. Zatem pierwsza możliwość odpadła. Zostały już tylko trzy. Która z nich była prawdziwa? Okazać się to miało kolejnego dnia.
Wpis 7
Wyruszyłam w kierunku latarni wczesnym popołudniem, na tzw. „zbadanie terenu”. Nie miałam ochoty iść przez miasto, więc od razu skręciłam ku oceanowi. Możliwe, że to właśnie on mnie przyciągał. Był piękny, ale to pewnie dlatego, że widziałam go po raz pierwszy w życiu i akurat nie byłam na łodzi podczas sztormu.
Przy okazji zawitałam na chwilę do portu i, znalazłszy śmiałków, próbujących dopłynąć do domniemanej latarni, znajdującej się ponoć daleko na oceanie, wypytałam ich o szczegóły wypraw. Powiedzieli, że pływali wzdłuż i wszerz Okendronu*4, zapuszczając się na wody odległe nawet o 10 000 mil morskich, ale latarni nie znaleźli. Jakoś nie byłam tym specjalnie zdziwiona.
Acharion Desaerie znajduje się na niewielkiej wyspie, połączonej z lądem mostem o szerokości trzech kroków, a długości ponad dwustu. Tak samo jak latarnia zbudowany jest z białego kamienia, gdzieniegdzie przetykany błękitnymi blokami. Nie został zbudowany przez ludzi - to pewne. Wydaje mi się, że widziałam kiedyś podobną do niego ilustrację, w książce ”Najpopularniejsze style architektoniczne późnego rozkwitu Średniej Cywilizacji Elfickiej” . Znaczy, że patrzyłam na budynek mający ponad 20 000 lat. Oczywiście żaden elf nie przyłożył nawet ręki, do powstania tej latarni - w sensie fizycznym. Całą pracę, jak zwykle z resztą bywało jeszcze kilka tysięcy lat temu, wykonali z całą pewnością magowie. Dokładność wykonania i wytrzymałość budowli tylko to potwierdzały.
Droga z portu zajęła mi kilkanaście dichtonów*5 spokojnego marszu*6. Już w jednej trzeciej trasy nie byłam w stanie dostrzec żadnych domów. Wniosek był jednoznaczny - ludzie obłożyli to miejsce kultem. Jak opowiadał dziadek w karczmie, nie wszyscy chcieli przestrzegać jego szczególnych względów. Zastanawiałam się, czy wchodząc do jej wnętrza, złamię jakiś zakaz. Jakby miało to jakiekolwiek znaczenie.
Popchnęłam zardzewiałe drzwi, ledwo trzymające się na zawiasach. Przywitały mnie schody. Mnóstwo schodów, ciągnących się w nieskończoność. A przynajmniej ich końca jeszcze nie widziałam.
Na oko budowla mogła mieć nawet ponad 150 velli*7. Przyznam, że nawet ja trochę się zdyszałam, gdy weszłam na szczyt, ale pokonałam schody naprawdę szybko. Widok, sam fakt przebywania w tym miejscu, na chwilę spowodował, że nie mogłam się poruszyć, a nawet oddychać. Szybko się jednak otrząsnęłam. Czas płynął, a w końcu nie była to zwyczajna wycieczka.
Pierwsze uczucie, jakiego doświadczyłam po wejściu do latarni, rozwiało moje wątpliwości. Działała tu magia i to potężniejsza niż przypuszczałam. Skąd wiedziałam? Bo nie czułam zupełnie niczego. Nauczyciele zawsze mówili mi, że, spośród wszystkich uczniów, miałam jeden z największych talentów do wyczuwania magicznej aury. Raczej nie mogłam temu zaprzeczać.
Na pierwszy rzut oka miejsce było absolutną ruiną, żaden ze znajdujących się tu sprzętów nie powinien działać, szyby były porozbijane, urządzenia całkowicie zniszczone. Wyglądało tak, jak gdyby nikt nie zaglądał tu od dziesiątek lat. A przecież wczoraj widziałam światło, którego źródło mieściło się właśnie tutaj. Nie mogło być w tym pomyłki. Latarnią tą zarządzał czarodziej, który niezwykle dobrze znał się na swoim fachu i był mistrzem w ukrywaniu aury.
Schodząc, wypatrywałam jeszcze na ścianach jakiś zdobień czy malowideł, mury wydawały się jednak całkiem gładkie, z porozmieszczanymi gdzieniegdzie, nielicznymi, małymi oknami. Doszłam do wniosku, że mogłaby przydać się jakaś pochodnia (czemu wcześniej o tym nie pomyślałam?), a ponieważ było jeszcze jasno, stwierdziłam, że zdążę po nią jeszcze szybko skoczyć i wrócić przed zdarzeniem, którego tak mocno wyczekiwałam.
Kiedy zrobiłam drugi krok po wyjściu z budowli, usłyszałam dźwięk skrzypienia drzwi, a potem odgłos ich zatrzaśnięcia. W tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że wcale nie jest widno - stałam pod ciemniejącym niebem, w większości usianym już gwiazdami. Z zachodu padały ostatnie promienie zachodzącego słońca.
Eneglechenzin!!!! Hikat!!! Hikat!!! Hikat!!!!*8 BYŁAM WŚCIEKŁA!!! Iluzja! Mogłam przecież przewidzieć podstęp! Chociaż, gdybym została wewnątrz, istniało duże prawdopodobieństwo, że tak jak niedoszli niszczyciele, wylądowałabym w rowie, nie wiedząc, co się stało... W tej konkretnej chwili jednak mój sposób rozumowania działał nieco inaczej. Toteż odwróciłam się i ze wszystkich sił kopnęłam drzwi, raczej jako odruch niż w jakimś konkretnym celu. Oczywistym było, że się nie otworzą. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek spotkałam magika, który zdołałby to w tamtej chwili sprawić. Zmieniłam kierunek o 180 stopni i ruszyłam biegiem przez most.
Tak, jak myślałam, w pobliżu było sporo ludzi. Wpatrywali się w latarnię jakimś nieobecnym, mętnym wzrokiem. Co widzieli? Cel? Sens? Z resztą, kto ich tam wie. Ludzie to naprawdę dziwne istoty.
Byłam jakieś 50 kroków od mostu, zwrócona ku latarni. Światło na jej szczycie zapaliło się dokładnie wtedy, gdy zaszło słońce... no, może raczej w momencie niezwykle zbliżonym do tej chwili. Nieważne. Bardziej istotne było to, co działo się na szczycie budowli. Cała maszyneria działała bez zarzutu, słup światła wędrował cyklicznymi, płynnymi obrotami, ku odległej przestrzeni, ale to nie jego źródła szukał mój wzrok. Szukał JEJ. Bo niewątpliwie musiała to być właśnie ona. Postać ubrana cała na biało, z długimi, rozpuszczonymi, srebrzystymi włosami, falującymi na wietrze. Domniemana zjawa, duch nawiedzający Acharion. Jak dla mnie nie wyglądała za specjalnie na ducha. Właściwie mogłabym się założyć, ze to żywa istota. Raczej kobieta. Chyba elf. Chociaż była względnie blisko, nie mogłam dobrze się jej przyjrzeć. Musiała osłaniać ją jakaś bariera, z całą pewnością założona celowo. Mimo to widziałam, że była wyraźnie skierowana ku zachodowi. Mój wzrok podążył w tym samym kierunku.
Wtedy zobaczyłam drugą latarnię. Nie światło latarni, ale BUDYNEK. Niemal dokładna kopia, tego, który stał obok. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że odległośc była optycznie zafałszowana, co również zapewne zostało przez kogoś zaplanowane. Teraz wydawało się, że jest w odległości może 300 mil/m. W rzeczywistości mogła się znajdowc nawet kilka, może nawet kilkanaście razy dalej. Zatem żeglarze powinni na nią natrafić... Po chwili mnie samą rozbawił ten tok rozumowania. Taaak, LOGIKA. Nic dodać, nic ująć.
Było jednak jeszcze coś. Zobaczyłam ląd, przy którym stała odległa latarnia, a którego inni, jak się wydawało, nie dostrzegali ani nawet o nim nie wiedzieli. Widać, nie bywało tu dużo dzielących się swoimi doświadczeniami elfów. Jakież to dziwne...
Była to ziemia o, połyskującej na srebrzysto zielonej trawie, usiana niezliczonymi kwiatami wszelkich kolorów. Czyli, krótko mówiąc, było tam po prostu pięknie.
Czy to czas zaczął płynąć szybciej, czy tak długo wpatrywałam się w ten obraz, nic już nie mogło mnie zdziwić. Faktem było jednak, że po chwili znów wstało słońce i wszystkie te przedziwne zjawiska zniknęły tak samo niespodziewanie i szybko, jak się pojawiły.
Usłyszałam dźwięk otwierających się latarnianych drzwi, ludzie zaczęli się rozchodzić, wszystko wracało do normy. Na dodatek, choć obecni nie spali przez całą noc, nikt jednak nie wydawał się ani trochę zmęczony.
Zostałam już całkiem sama, wciąż patrząc na zachód i rozmyślając. Z tego, co usłyszałam o Acharion Desaerie jedyną rzeczą, której osobiście nie znalazłam potwierdzenia, były wizje. Nie zobaczyłam swojej przyszłości, nie ujrzałam sensu swojego istnienia, nie dostrzegłam celu, do którego miałabym dążyć. Mogło być to konsekwencją mnóstwa najróżniejszych powodów: stałam w złym miejscu, nie chciałam ich ujrzeć, czarodziejka nie chciała mi ich pokazać, tej nocy akurat wizje się nie pojawiały itd. Możliwości było tak wiele, że aż szkoda było tracić czas, by się nad tym zastanawiać. Jednak patrząc po raz kolejny na latarnię, zrozumiałam jedną rzecz. Wiele jest jeszcze miejsc i rzeczy, które muszę... które chcę zobaczyć. I długa droga wciąż przede mną.
__________________________________
tego oczywiście nie ma w zeszycie
* fragment z: „Naukowe rozważania na temat geografii Villji”, Rozdział 11: Fałszywe legendy
*1 Arcevinient(z elf. - „Miasto Tysiąca Świateł”)
*2 Seleverin (z elf. - „Klejnot Pólnocy”)
*3 Acharion Desaerie (dosłownie: Latania Niezliczonych Wieków, tu: forma potoczna)
*4 Okendron (Ocean Lodu - nazwa wzięła się od jednej z pierwszych, legendarnych już podróży, kiedy to śmiałkowie, biorący w niej udział, każdego dnia mieli na swej drodze spotykać góry lodowe. Było to jednak wiele tysięcy lat temu, w dziasiejszych czasach napotkanie no tych wodach góry lodowej jest niemal całkowicie niemożliwe)
*5 dichton - (ze Wspólnej Mowy) odpowiednik 1,5 minuty
*6 czyt. - człowiek by nie nadążył ; )
*7 vell - (ze WM) odp. metra
*8 eneglechenzin, hikat (z krasn.) - mocne przekleństwa
Fragment z: "Wielka podróż" Hakato Kesegeran d'Arine
Pozycja nr 6275-OPP dworskiej biblioteki w Eran Tharnas
Rok ostatniego przeglądu: 12 385r. EL (Ery Ludzi)
Stokrotne dzięki za życzonka I za tak świetny prezent ^^ Cieszę się, że dzięki moim urodzinom udostępniłaś na forum kolejne ciekawe opowiadanie Tekst czytał się bardzo przyjemnie, nie pozwalał znudzić się czytelnikowi nawet na chwilkę, ogólnie SUPPA~ Jeszcze raz dzięki
Całkiem przyjemne opowiadanko. Potrafiło sobą zainteresować, jednocześnie czuć twój styl. Znaczy się tą fantastykę, bo co się tyczy stylu to może to twoje własne uwagi na ten temat, ale coś mi momentami nie pasowało^ Na chwilę obecną nie potrafiłabym ich wskazać.^ Troszeczkę wydaje mi się za krótkie, konkretnie ta końcówka, ale to może moje błędne wrażenie^ Nie zmienia to faktu, że piszesz fantastycznie^ Bardzo dobrze, że z okazji urodzin udostępniasz nowe opowiadania^