ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Właśnie wróciłam z kina i stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli napiszę recenzję na świeżo. Na wstępie powiem, że czekałam na ten film siedem lat, więc podchodziłam do wszystkiego z wielkimi emocjami. Powiedziałam sobie, że będę obiektywna, ale jednak nie potrafię Ten film jest po prostu... fajny Nie wybitny, to żadne arcydzieło, momentami wręcz kiczowaty, ale to nie zmienia faktu, że naprawdę przyjemnie mi się oglądało i nie żałuję, że poszłam na to do kina. Tak zastanawiałam się czemu mi się spodobało i myślę, że to dlatego, że sama pisuję alternatywy, a ten film to właśnie taka alternatywa. Ludzie, którzy oczekiwali wiernej adaptacji i nie potrafią nabrać dystansu na pewno będą bardzo zawiedzeni, ale ja z góry nastawiałam się na coś w rodzaju wariacji na temat DB niż samego DB i film spełnił moje oczekiwania. Był śmieszny, może momentami idiotyczny, ale manga też była. Pojawiło się wiele ciekawych smaczków, zauważalnych tylko dla fanów mangi i sporo scen ewidentnie w stylu anime. No właśni i na tym polega problem. Ten film jest z góry skazany na porażkę, ponieważ jest za bardzo w stylu anime dla osób, które nie mają z tym styczności i za bardzo odbiega od mangi, żeby zadowolić większość fanów serii. Szkoda, bo chętnie zobaczyłabym DBZ w wersji live action, a twórcy ewidentnie pozostawili sobie furtkę do dalszego ciągu... którego pewnie nigdy nie będzie Aczkolwiek, jak mówiłam, to nie jest arcydzieło i pewne rzeczy dało się zrobić lepiej. Np. bardzo przeszkadzał mi fakt, że Yamcha nie boi się kobiet, ale zakładam, że twórcy tak zrobili, żeby szybciej spiknął się z Bulmą Jest jednak coś co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło i zasługuje na duży plus. Uwaga, spoiler: Goku okazuje się SajaninemXD
Znalazło by się parę rzeczy, do których mogłabym się doczepić, ale nie o to tu chodzi. Uważam, że streszczenie takiej serii w półtorej godziny i przeniesienie jej na duży ekran w wersji aktorskiej było nielada wyzwaniem i twórcy sobie poradzili. Wiem, że większości się nie spodoba, wiem, że film zrobi klapę, ale nie po to naczekałam się siedem lat, żeby narzekać. Film mi się podobał, ma fajny klimat, dobre walki, end of story. Teraz poproszę One Piece.
Postanowiłem się wypowiedzieć, żeby był kontrast co do wypowiedzi Vampi. UWAGA SPOILERY!!! TYLKO DLA TYCH CO OGLĄDALI FILM!!!
Tak. Jestem fanem DB. Wychowałem się na tym. Biegałem po podwórku krzycząc "KAMEHAMEHA!!!!" i włączałem kolejne poziomy SSJ. Dlatego mimo niepochlebnych recenzjii poszedłem na film. Z wiarą, że nie jest aż tak źle.
Było.
Fabuły nie będę opowiadał, bo zrobiła to za mnie Vampircia. Skupię się na wymienianiu wad (których jest mnóstwo) i zalet (których jest wybitnie mało).
Po pierwsze sam pomysł na realizację filmu. Czemu, pytam się, CZEMU ze wspaniałej serii zrobiono opowieść o szkolnym frajerze, który ma wielką moc, ale nie chce jej używać? Brakowało mi tylko, żeby dziadek Goku powiedział "Wielka moc, to wielka odpowiedzialność" i już mamy Spider-mana 4.
Po drugie. Sama obsada aktorska to ból, którego nie wybaczę nigdy. Aktor grający Goku wogóle nie odzwierciedla pierwowzoru. W całym filmie była 1, słownie JEDNA scena, kiedy pokazał, że coś tam jednak scenarzyści chcieli zaczerpnąć z anime i mangi ("M-I-S...."). To naprawdę mało. Dalej: czemu Yamcha wygląda jak członek słabego japońskiego boy's-bandu, a zachowuję się jak macho i rasowy podrywacz, którym przecież NIE BYŁ! Oddzielna sprawa to Mistrz Roshi. Całkowicie rozwaliło mnie na łopatki, gdy powiedział, że trenował dziadka Goku, gdy w rzeczywistości aktor grający zboczonego dziadusia z oryginału mógłby być synem aktora grającego dziadka Goku. Sprawa Bulmy: ja rozumiem, że film jest alternatywą, ale zrobienie z niej japońskiej Lary Croft przekracza jakieś granice.
No i oczywiście mistrz gry aktorskiej czyli LORD PICCOLO! Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to to, że jednak miał czułki. Tylko takie schowane, jak u ślimaka. Dalej: moja kobieta uznała, że główny zły wygląda na twarzy jak stara brokuła. I ma 100% racji. W całym filmie wypowiedział tyle składnych zdań, co Rocky podczas pierwszej części słynnego filmu (nie liczymy oczywiście zdań "AAAAAaaadrieeen!!!" albo "AAAAaaarghh"). Najgorsza była jednak jego twarz na koniec filmu. Przypominał mi wtedy jakieś biedne, zielone, schorowane dziecko kosmitów w stanie uniesienia...
Uff. No i teraz parę kiepskich pomysłów reżyserskich. Postanowiłem zrobić to w rankingu, bo każda z nich zasługuje na jakiś dyplom dla najgorszych lub najgorzej dobranych scen w historii kina.
Miejsce 5: Zderzenie ki Piccola z ki Roshiego. Wybuch po tym zderzeniu był ogromny, Picolla prawie zmiata wraz z górą na której siedzi, a tymczasem Roshi tlyko sobie upada a samochodowi odpada błotnik...
Miejsce 4: Scena miłosna Bulma x Yamcha. Mdła, że zbierało mi się na wymioty, a po za tym żałosna próba jej uzabawnienia (tuż przed pocałunkiem ich sielanka zostaje zakłcona... PLASKIEM RYBY!)
Miejsce 3: "Taniec" wykonywane przed użyciem KAMEHAMEHA. Jest tak żałosny, że postanowiłem się go nauczyć :P
Miejsce 2: Piccolo jako dziecko kosmitów w stanie uniesienia w ostaniej scenie filmu (po napisach). Może się śnić po nocach...
I OTO WIELKI FINAŁ!
MIEJSCE 1: REANIMACJA KAMEHAMEHĄ!!! Roshii uderza Kamehamehą w klatę Goku, żeby go obudzić. Atak ki, który w anime i mandze był w stanie zniszczyć kulę ziemską tu jest narzędziem medycznym... Brawo...
PO tym wszystkim szukałem pozytywów w filmie. Intensywnie, mozolnie.... I coś tam wygrzebałem:
1. Kamehameha wygląda fajnie, mało skupiona energia co prawda, ale daje radę.
2. Roshi jest tak zboczony i głupi jak powinien.
3.Goku jest obżartuchem i idiotą zarazem w jednej scenie, co jest zabawne.
4.Efekty bullet time momentami mogą przykuć uwagę.
5.Chi-Chi w ostatniej scenia ma fajny dekolt (za to stwierdzenie moja kobieta kopnęła mnie w piszczel, ale co tam...)
6. Moment, gdy ludzie pytali się mnie po moim wyjściu, jak film (czekali na swój seans), a ja powiesiłem się na koszulii - bezcenne.
To tyle. Krytyka krytyką, ale coś czuję, że jeżeli druga część powstanie, co na niąpójdę. Powiem więcej: liczę, że powstanie 2 część. Bo z zapowiedzi słyszałem, że ma tam zagrać "boski" Vin Diesel (wspominano o nim w kontekście kumpla Vegety - Nappy).
P.S. Vampi, gdzie Goku się okazała Sayianinem? Powiedznie o Nameczanach o niczym nie świadczy. A Kamehamehe umiał nawet roshi, który bynajmniej Sayianinem nie był.
P.S. Vampi, gdzie Goku się okazała Sayianinem?
Na końcu było powiedziane, że przybył na Ziemię w meteorycie. Może nie nazwali tego po imieniu, ale nie wszystko musi być w filmie podane na tacy. Dla mnie ten motyw wystarczył.
Dragon Ball GT
Omega vs Goku, Vegeta = Gogeta xD
Trzymało w napięciu np. Kiedy Shenron walnął kule nie wiadomo było czy uda im się ją odbić
Tez jak fuzja się skończyła ja już myślałem że to już z nimi będzie koniec xD
Wąski: Tak chyba nie na temat DB:Ewolucjii...