ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Temat dotyczy wszelkich mniej rozsądnych zachowań, jak mieliśmy kilka lub co niektórzy kilkanaście lat:D Jestem ciekaw jakie mieliście głupie gry, pomysły, jak upływało wam dzieciństwo, co robiliście jak byliście mali itd. Mozecie nawet pisać jak przez głupotę czy inne okoliczności, nie straciliście życia:D
Po tym co RdR pisał w tym co zjadłeś najgorszego, wierzę, iż macie w sobie ogromny do tego tematu potencjał:D Ja też będę się wypowiadał, ale nie byłem typem "szaleńca". Moje wypowiedzi więc mogą być nudne.:P
No to tak od siebie. Nie wiem czemu, ale byłem ułożonym dzieckiem, wiedziałem co jest złe, czego nie powinno się robić i tego nie robiłem, nie widziałem w tym przyjemności jakby. Ja spędzałem kupę czasu w domu. Nie nudziło mi się, choć nie miałem nie wiem ilu zabawę miałem wyobraźnię i brata równie pomysłowego. Wspólnie przesiadywaliśmy na podłodze bawiąc się na miliony sposób tym co mieliśmy. Nie było problemu siedzieć 12 godzin, to były wspaniałe czasy. Potem będzie szerzej.
Jak byłem mały, to o mało co się nie utopiłem. Dobrze nawet nie wiem w czym, takie bajorko chyba powstało po deszczu. Pamiętam, że wpadłem i nie mogłem wyjść, brat próbował mi pomóc ale to nie odnosiło rezultatów, a kumpel co z nami był gdzieś polazł( tego pewny nie jestem czy był 3, miałem wtedy chyba od 5-7 lat) Nie wiem jak to się stało, ale chyba chciałem zobaczyć co tam jest, takie dziwne coś. Głupota nie z tej ziemi...Koniec końców ów trzecia osoba mnie wyciągnęła z tego, gdyby nie ona to szybko zakończyłbym swój żywocik na tym świecie.
Później w wieku coś naście, też miałem sytuację, że prawie zginąłem, ale to już nie była dziecięca głupota i tu to już dosłownie cud, ze przeżyłem...
Ja jak byłem w podstawówce to poszedłem z kuzynem i jego kolegami nad taką małą rzeczkę rybki łapać. Naszym sprzętem była zwykła foliowa reklamówka. W pewnym momencie poczułem ukłucie w stopę. Jak wyszedłem to miałem wbitą butelkę (a raczej jej połowę, takiego tulipanka ).
Moją głupotą było to, że tylko przemyłem ranę i przez tydzień nic nikomu nie mówiłem. W końcu jednak się wydało i pojechałem na szycie, tam też dostałem zastrzyk na tężca. Podejrzewam, że gdyby nie szczęście, że się wydało to mógłbym nie mieć jednej nogi
Więc gdy miałem 6 lat większość miała zajawkę na samochody. Gdy wychodziliśmy na dwór często głównym zajęciem stawało się chodzenie wokół całego osiedla i zaglądanie przez szybę do wszystkich samochodów i porównywanie który ile ciągnie, który lepszy itd. Pewnego dnia jak co dzień dokonywaliśmy analiz, w końcu natknęliśmy się na czerwonego malucha, który miał nie domknięte drzwi(wystarczyło pociągnąć i otwarły by się na oścież. stanęliśmy w kółku wokół malucha i zastanawialiśmy się co zrobić, ja jako jedyny stałem tyłem do bloków. Kumpel w końcu zamknął z hukiem te drzwi żeby się kolesiowi nikt nie wkradł. W pewnym momencie wszyscy zaczęli uciekać, a ja stałem i nie wiedziałem o co chodzi(jako że jedyny stałem tyłem do bloków). Nagle ktoś łapie mnie za ramię(przypominam że miałem 6 lat) i takiego teksta: "Idziemy na policję złodzieju samochodów!, chciałeś mi ukraść auto!" Ja oczywiście panika, płacz itd. Gość w końcu zmienił zdanie i powiedział że idziemy do moich rodziców. Pokłócił się z moją matką i wtedy wpadłem na genialny plan zemsty, za upokorzenie którego doznałem. Miałem pewnego kolegę, którego rodzice mieli wyj***** na wszystko dookoła, znałem co nieco ich zachowania wiec zwaliłem na niego. Gość idzie ze mną do niego. Wychodzi jego matka, facet mówi o co chodzi, a ona gościa tak zj***** (wszystko wg. planu) Spoiler:
WulgaryzmySpoiler:
Na wejściu co pan jest kurwa popierdolony? od kiedy to 6 letnie dziecko samochodem może jeździć. Idź się ciulu leczyć na mózg a nie czyjeś dzieci straszyć
. Generalnie leciały tam takie wiązanki że szok, tyle że większości nie pamiętam, bo wtedy nie rozumiałem, to co jest w nawiasie to tylko namiastka. Później z kumplami tak się z tego śmialiśmy że masakra, zresztą do dziś się śmiejemy.Tak sobie przypominam, ze miałem z bratem sytuację też związaną z kradnięciem samochodów, i też raczej byłem mały, może 10 lat, nie pamiętam trzeba by to policzyć w oparciu o pewne dane.
Mianowicie kiedyś może niektórzy to pamiętają, były pistolety na kulki. No i ja sobie chodziłem i tak zbierałem co fajniejsze, ładniejsze. ( stąd można policzyć, ale ja nie mam pojęcia kiedy te "zabawki" były modne). No i schyliłem się pod auto by dosięgnąć Jutsu też próbował, i nagle jakiś gościu z balkonu z 1 pietra się drze i nam wygraża, że złodzieje, pani lekkich obyczajów naokoło leciała, i skończyło się zostańcie gówniarze tam gdzie jesteście. Oczywiście daliśmy w długą. Ale wpierw zabrałem kulkę:D
Niektórzy, to mało powiedzieć, są przewrażliwieni.
Jak byłem mały wierzyłem, że samochody jeszczą po wyznaczonych dla siebie trasach, po szynach, i nie mogą mieć wypadku xD Rzucałem też swoim kotem przez cały pokój na łóżko, bo fajnie latał :P Kiedyś jak mi drzazga wlazła w rękę to mi ciocia nalała wódki do naparstka, żeby mi tym zdezynfwekować. Zażartowała sobie: "masz, to na znieczulenie". A ja głupi wychyliłem do dna... BEZ ZAPOJKI :D Miałem wtedy 6 lat. No i tak się zaczęła moja przygoda z alkoholem. Trwa do dzisiaj :P
Ja jak byłam mała to byłam strasznie nieusłuchanym dzieckiem, często krzyczałam i ryczałam z byle powodu :P Mój najdziwniejszy wyczyn? Otóż mama zostawiła nie na chwilę samą, a jakimś cudem wzięłam do buzi substancję żrącą, po czym zrobiłam się cała fioletowa i musiałam jechać na pogotowie. Gdybym to połknęła to już bym nie żyła ;D ale poza tym to byłam całkiem kochana. :)
Ja byłem łobuzem, żadna kara nie była mi straszna. Jak mama zamykała mnie w pokoju to przez okno uciekałem ( parter :D ) i przez oko wchodziłem jak by nigdy nic się nie stało :D.
Kiedyś podpaliłem świeczkę na stole i wyszedłem sobie na dwór przyszedłem po do jakimś czasie do domu odrazu do kuchni do lodówki patrzę w okno i odbija się jakiś płomień no to patrze gdzie się pali dopiero po 10 min zajażyłem że świeczke podpaliłem, biegne do pokoju a tu już stół się jara. Można powiedzieć że prawie puściłem z dymem chatę :D
Ja oprócz zabawy w power rangers kijami ,oraz robienia ogniska w mikrofalówce nie miałem większych wpadek.Zawsze jakoś uchodziło mi wszystko na sucho
Ojj czego to się nie robiło za dzieciaka. Z bratem i kumplem codziennie łaziliśmy po drzewach, raz napadła nas myśl i zaczęliśmy obgryzać korę z drzew (do dziś widać po nas ślady).
Jako że byłem głupi i leniwy to często odwalałem różne dziwne akcje. Chociażby będąc na balkonie zachciało mi się siku, a że do klopa miałem AŻ 3 metry no to zacząłem lać z balkonu. Acha mieszkam w bloku na pierwszym piętrze... No i tak niefortunnie odlałem się sąsiadce na świeżo wypraną pościel. Na moje nieszczęście akurat wyjrzała na balkon... oczywiście dostałem opieprz od niej i mamy :X
Codziennie do kogoś zaczynałem (przeważnie do starszych od siebie) i jak wracałem do domu to krzyczałem z progu: "jakby kto pytał to mnie nie ma".
Aż dziw bierze że do dzisiaj nie mam żadnej kontuzji, złamanej kości czy wybitego palca :D
Jak byłem mały, co ja robiłem? Niech pomyślę... Hmm nadal jestem mały i często mam głupie pomysły, które różnie się kończą xD Jak to na mój wiek bywa, najwięcej rzeczy dzieje się w szkole. Nie będę może rozpisywał co i jak, tylko wymienie :P W tamtym roku za szkoła niedaleko WC dwornych ,,wychodkowych'' xDD podczas apelu podpaliłem sianko i trzeba było je gasić (przyznałem się do tego po jakimś czasie) Z kolegami rzucaliśmy jabłkami, pomarańczami (zależy co na podwieczorek było) w dach jednego typka, który pod szkoła mieszkał i parę razy przerzuciliśmy dach, przyszedł do szkoły ze skargą, że dostał jabłkiem w głowę xDD Jakieś 3 lata temu, podczas przeżywania depresji próbowałem popełnić samobójstwo xD ale życie jest piękne :D Miałem jeszcze parę ciekawych melanży ze zgonami i parę innych rzeczy, ale już nie mogę sięgnąć pamięcią :P
a ja bywałem raczej spokojnych chłopakiem... (może dlatego dobrze się z Komim i Jutsu dogadywałem i dogaduje)
jak byłem mały to byłem niejadkiem i wszyscy naokoło robili wszystko bym zjadł...
kiedyś mama nalała sobie do kieliszka wino... a mi do kieliszka sok z czarnej porzeczki...
mama gdzieś wyszła na chwilę a ja wypiłem wino bo myślałem że to sok
już starszy (z 15 - 16 lat miałem) drzazga mi weszła w kciuk i myślałem, że mi wyszła cała (potem okazało się że tylko 1/3 wyszła) i nikomu nie mówiłem.. dopiero zaczęło mi się paprzeć i ropa weszła w ranę... musieli mi ścinać ranę skalpelem (na żywca) i grzebali mi w ranie by wyjąć drzazgę... bolało jak diabli
Jedna z wielu głupot. Granie po deszczu piłka do kosza w nogę tak, że latała nad drutami elektrycznymi. Skutek zerwane kable wyły się po ziemi. Żaden z nas głąbów nie pomyślał, ze mokry grunt przewodzi prąd.
Kiedyś w modzie były motorynki. W sumie to małe, 2 biegi miało, ale szpan był. Za ciche to było, to się cała rurę wydechową zdejmowało. Potem to w odległości 2km było słychać małych jeźdźców apokalipsy. Jedyną wadą tego pomysłu było to, że silnik się grzał, a wystająca końcówką rury wydechowej potrafiła nieźle poparzyć nogę. Najgorsze było wieczorem, gdy zsiadało się ze swojego rumaka i człowiek padał z bólu, bo zaczął zaraz ranę odczuwać. Po kilku wizytach w ośrodku (zarówno moich jak i kolegów) rodzice poszli po rozum do głowy i odcięli nam dostęp do paliwa. W owych czasach było na kartki i inaczej niż od dorosłych nie dało się go zdobyć. Efekt: zmniejszenie ilości wizyt w ośrodku, cisza na osiedlu i w okolicznym lesie, zmartwione miny małej miejscowej mafii XD.
Taki obszerny temat kto by pomyślał:P A np, jakie klocki lego chcieliście mieć? Mieliście? Nie wierzę, żeby nie siedzieliście i marnując czas nie wgapialiście się w nową książkę z klockami Lego:D To był szał teraz już o tym tak głośno nie jest, ale za naszej młodości:D
Klocki lego miałem i bardzo je lubiłem. Pamiętam jak na komunie mnie się pytali wszyscy co chcę to aż u trzech osób zamówiłem kolejne zestawy lego technic (wtedy już wyższy poziom wtajemniczenia). Wcześniej miałem bardzo dużo tych mniej skomplikowanych, walczyłem chłopkami w różne bitwy, budowałem zamki, a dziś nawet nie wiem gdzie te klocki są. Został mi tylko wóz policyjny(lego technic), który zdobi moją półkę xD.
A ja muszę przyznać, że mimo iż mam 16 lat nadal bawię się klockami lego ;)
A to dlatego, że mam 10 lat młodszego brata a on ma fioła na punkcie maszyn rolniczych, koparek, kombajnów itp. Wszystkie klocki są pomieszane i samemu trzeba wymyślić jak to zbudować żeby coś z tego wyszło. Aha, pamiętam też, że kiedy byłem mały to godzinami wgapiałem się w katalog z klockami i marzyłem o tym żeby mieć takie lego rycerze, taki wielki zamek. Ostatecznie marzenie dziecka spełniło się tak do połowy bo dostałem maszyny oblężnicze, ale i tak jest co wspominać :)
ja jak byłem mały to w zimie z bratem polewałem schody z betonu wodą przez tydzień a potem podpierdzieliliśmy znaki drogowe ( to były 3 znaki: zakaz wjazdu, ustąp pierwszeństwa i stopu) i na tym z tych schodów, ja kiedy zjechałem na "stopie" to w połowie się "wywróciłem" i złamałem nogę i rękę miałem wtedy z 5 lat.
Ja za dzieciaka byłem ładne ziółko . Nie wiem czy to prawda, ale jak byłem jeszcze niemowlakiem to niby jakimś magicznym sposobem osiurałem sobie ucho , nie wiem jak ja to zrobiłem i do końca też nie jestem pewien czy to prawda ale to już inna bajka .
Jak byłem mały to z moim kolegą wieczorami wychodziliśmy na dwór i zdejmowaliśmy furtki, potem stawialiśmy koło drzwi dzwoniliśmy do domu i dłuuuuga :D.
Ponoć jak byłem mały to napiłem się denaturatu, oczywiście zaraz wszystko wyplułem ale nieźle się zakrztusiłem (i wystraszyłem). Później jak byłem niegrzeczny to rodzice wyciągali flaszeczkę i mnie straszyli :< .
A podobno chciało mi się tylko pić i pomyliłem fioletową z napojem :> .
Jak Miałem z 3-4 latka to rzucałem z balkonu duże klocki, mama je wnosiła to ja je znowu wyrzucałem i tak kilka razy, aż się zakrztusiłem ze śmiechu. Jeszcze kiedyś bym się utopił w oczku wodnym.
Jeszcze kiedyś bym się utopił w oczku wodnym. Matka cię tam wrzuciła w akcie zemsty za klocki?
Ja pamiętam jak rzucałem tak na trawę 5zł i chodziło by znaleźć, oczywiście aby było ciekawiej, rzucałem coraz dalej aż w końcu szukałem z bratem godzinę i nie znaleźliśmy...
Miałem jeszcze jedną akcję. Był sobie taki średni kamyczek, i jakoś tak, chcąc zobaczyć "efekt", rzuciłem w głowę bratu, oczywiście poszła mu krew...
na szczęście łba mu nie rozwaliłem...
hmm od czego tu zacząć : kot w betoniarce , 2,5 metrowa szafa która spadła na stół i zastawę (prawie na mnie ) , albo rysunki picassa z kocich odchodów ehhh jak mi to rodzinka opowiadała to prawie pawia puściłem : przychodzimy a tu mały Adaś z radością po ścianie rozciera sobie i coś maluje kocią kupą . co jeszcze ...tyle tego było , wyciąganie bram to tradycja na nowy rok of course więc to się nie liczy :) raz była taka akcja że udawałem że chcę pociąć kumpla nożem (dosyć sporym , Rambo by się nie powstydził) udawałem , udawałem no i kolega zrobił za gwałtowny ruch i cała warga przecięta , uhu dobrze że tylko ona wtedy , apropo innych takich sytuacji to raz kolega dostał odemnie z topora masarskiego w głowę , lekko ale miał guza jakby mu jakiś głaz na głowę spadł , co jeszcze w podstawówce to już nie mówię jak koledzę półzęba ubiłem przy zabawie w "młyn"(nie podaje szczegółów tej zabawy ;D ) , albo ile to razy człowiek nie wyciągnał drzwi z nawiasów , 2 razy ze sklepiku szkolnego , 4 razy z różnych sal lekcyjnych , 2 razy z kibla itd. byłem w tym sławny , jedyny 3 klasista którego wszyscy znali ^^ mógłbym tak bez końca jak przyniosłem nóz do szkoły w 1 podstawówce itd.
Jako mała dziewczynka bardzo lubiłam rywalizować z chłopcami, to też z nimi się trzymalam
Pewnego dnia (miałam jakieś 5 lat), pewnien 10latek mnie bardzo zdenerwował, przeszkodził w czymś w jakiejś zabawie i nie chciał ustąpić i jak to czasem bywa groził mówiąc przy tym że nie mam z nim szans...
Nie pamiętam dokładnie tego wydarzenia, ale podobno uciekł z płaczem do mamy bo zrobiłam mu krzywde, że go pobiłam itd. Podobno zaczęłam, rzucać cegłami i biec za nim z jakimś badylem.....
Tak to jest wychowywać się na kreskówkach typu "H-man", "Ninja Turtles", "X-man", "Batman" itp.itd. xDDDD
Ooo... przypomniało mi się :) Kiedy miałem 3 latka, dom był przerabiany, a mianowicie podwyższano ściany, by zrobić poddasze. Akurat zalewano coś betonem na dachu. Nagle mój dziadek (niestety już nie żyje) patrzy, a ja, mały szkrabek stoję na drabinie, na wysokości 4 m. Na szczęście dziadek zachował zimną krew i zaczął do mnie mówić miłym głosem: "Chodź Tymuś, no chodź...". Prawdopodobnie, gdyby od razu krzyknął na mnie, co robię tak wysoko, mógłbym ze strachu się puścić i... spaść...
Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Jeszcze coś. Dwa dni temu w mojej miejscowości spadł śnieg (chwilowo - 1 dzień). Jadąc do szkoły skuterem wyrąbałem się 2 razy, zanim jeszcze dojechałem do głównej. Na szczęście zdążyłem na lekcje, wchodząc równo z nauczycielem. Przypomniało mi to o małym wypadku, który miałem jakieś 2 lata temu. Prawda taka, że człowiek staje się naprawdę odpowiedzialny mniej więcej w 2 klasie gimnazjum (oczywiście nie wszyscy, przynajmniej ja ). Pewnego dnia, razem z kolegami jeździłem na skuterkach. Mam jednoosobówkę, ale jechałem z kolegą. Na jednej polnej drodze, inny kolega jadący przede mną, gwałtownie zachamował i żeby się w niego nie wyrąbać, dałem ostro po hamulcach. Jako, że droga była strasznie piaszczysta razem z pasażerem zaliczyłem natychmiastową glebę. Tyle, że on wylądował miękko (jak na wypadek) 3 metry dalej, w zbożu, a mnie przygniótł skuter. Mój "pechowy" pasażer od razu wstał i zaczął głośno przeklinać, nie zwracając uwagi na to, że ja po wyczołganiu się spod skutera klęczę i się duszę. Złapał mnie chwilowy bezdech. Mało tego, ze skutera zaczęło wylewać się paliwo, a obok stała motorynka kolegi, z której leciały iskry. Kazaliśmy mu się cofnąć na 10 m i po kwadransie trochę się uspokoiło. Dzięki Bogu obaj mieliśmy kaski i jestem pewien, że (przynajmniej mi), uratowało to życie. Na kasku do dziś widać pokaźną rysę od kamienia wielkości piłki do ręcznej, leżącego na poboczu, w miejscu mojej kraksy.
Dlatego, kiedy widzę dzisiaj dzieciaki jeżdżące na quadach i innych motorkach, często właśnie bez kasków, przypomina mi się, jak człowiek jest jeszcze w tym wieku nieodpowiedzialny.
Dlatego też morał: Kiedy jeździsz na jakimkolwiek "spalinowcu", zawsze zakładaj kask.
Ja to w sumie ilością ciekawych przeżyć przewyższam niejednego chłopaka xD jak byłam mniejsza zaliczyłam 2 razy wstrząs mózgu raz bez rewelacji skoczyłam na dyńkę z łóżka piętrowego a drugi raz hmm taak to jeszcze w podstawówce jak jechałam na snowboardzie nie załuważyłam zakrętu i przyłożyłam czołowo w drzewo, potem jak byłam starsza i skakałam na rowerze to doszły kolejne i złamania itp ale to już była głupota max. Największy wyczym wyczyn to chyba jak pojechaliśmy z rodzicami do pragi i chciałam im zrobić na złość i sobie poszłam kilka minut potem zrozumiałam swój błąd ale było już na to za późno z płaczem skończyłam na komisariacie czekając na rodziców. Chociaż to i tak betka najgłupsza byłam w gimnazjum ale lepiej nie wspominać.
Ja właściwie nadal jestem mały, może i najbardziej mały z całego forum :) I odkąd pamiętam, miałem szczęście do najróżniejszych upadków.
1.Upadłem na pewną małą dziewczynkę, całym ciężarem, potem była w szpitalu
2.Potknąłem się o całkowicie równy teren
3.//Z innego katalogu// po zjedzeniu ciastka ( xD) zacząłem biegać jak głupi wokół krzesła( Jak zresztą cała klasa, pojawiły się plotki że ciastka zostały zatrute xD
Z kolegami mieliśmy mnóstwo szalonych pomysłów, najgłupszy ze wszystkich ( coś koło 7 lat) to było wdychanie proszku z zozoli... nosem. Tworzenie Usopp Spell'ów na nauczycielkę(jedną) kiedy znajduje się krok od nas( właściwie to tylko ja to zrobiłem), kiedyś planowany był nielegalny handel mordoklejkami w szkole
Jak coś sobie przypomnę to powiem
Łaaa jak sobie przypominam to tylko ból xD A więc tak, pewnego pięknego popołudnia wraz ze znajomymi skakaliśmy z przyczepy, ale że był jeszcze taki bonus, na jej końcu ponad naszymi głowami rozciągał się taki kolczasty drut, no i sobie tak skakaliśmy i wreszcie ja...zapomniało mi się o tym drucie i przejechałem sobie nim na całej długości na wysokości oczu. Najdziwniejsze było wtedy to, że biegłem do domu z płaczem, miałem zamknięte oczy a o dziwo wszystko widziałem, ale na czerwono xDDD Rozcięta jedna powieka, drugie oko drut ominął, przeciął mi nad okiem skórę, ogólnie została bardzo minimalna blizna, widoczna tylko dla mnie xD
O Jezu ile ja ich miale aż boli XD tak do 10 lat miałem kilka wypadków XD Pamiętam jak pierwszy raz dostałem rower z hamulcami na badały chyba PMX i z przyzwyczajenia ręcznych, to ja zamiar pedałami zahamować, to szukam hamulca i centralnie walnąłem w kont garaży i na klejnoty XD Potem jeszcze tym samym rowerem pod samochód wpadłem centralnie w maskę i odleciałem na kilka metrów na inny, ale jedyna szkoda mocno rozwalone kolano, ale zobaczyłem dopiero po pewnym czasie XD Też jeszcze było tak, że jakimś cudem już nie pamiętam noga mi sie w łańcuch wrąbała i mam niezła bliznę na stopie XD He albo kiedyś szyby biłem rękoma i zawsze okaleczałem się, ale wyszło i tez na dobre bo ściany itp lubiłem uderzać pięścią, teraz to mam tak twardą, jak wale w ścianę, to nic nie czuje i az dom sie trzęsie XD Jeszcze całkiem nie dawno w GM w szatni na WF postanowiłem sobie wystartować speedem XD niestety przegiąłem i wyleciałem razem z tymi drzwiami, ale wszyscy brechy, a ja z drzwiami idę XD pamiętam tez w podstawówce jak zacząłem się bić o coś tam poszło, bo przenosiłem się do szkoły bliżej domu i wiem, że coś było takiego, że ktoś uniknął uderzenia i dziurę zrobiłem w drzwiach, ale to była jakaś płyta chyba i oczywiście wszyscy po nauczycielkę, że ja go zaraz zabije XD No nie było tego naprawde dużo az boli XD
Hmm...gdy byłem mały wiele rzeczy się zdarzało ciekawych - pamiętam jak wyjechaliśmy kiedyś nad morze (do dziś nienawidzę tam się wybierać) z bratem i rodzicami. My - dzieci cartoon network oglądaliśmy praktycznie każdą kreskówkę jaka leciała. Pewnego dnia nad Bałtykiem znaleźliśmy z bratem stertę kamieni i postanowiliśmy zabawić w rodzinę Adamsów. Łukasz był panem Adamsem, a ja Chester`em. Szukaliśmy tzw. idealnego kamienia. Przekładaliśmy je, badaliśmy wzrokiem, a nawet wkładaliśmy do buzi. W pewnym momencie postanowiłem zaryzykować i wczuć w rolę.
Rzuciłem kamieniem za siebie, bo jak w filmach tego typu zawsze jest wyrzucenie przedmiotu poza obraz kamery skutkuje krzykiem cierpiącej osoby. Niestety pewna pani dostała kamieniem w plecy. Krzyknęła i dalej leżała opalając.
Tata nakrzyczał i kazał mi pójść przeprosić. Podszedłem i powiedziałem, że to ja, że bardzo ja przepraszam etc. co ciekawe cały czas skruszony mówiłem do zemdlałej/śpiącej kobiety.
Temat troch stary ale i tak się wypowiem.
Jak każde dziecko w wieku 3 lat tak i jak nie mogłem usiedzieć w miejscu (zostało mi to do dzisiaj). Niestety czasami przychodził straszny moment kiedy musiałem siedzieć w miejscu przez dłuższy okres czasu. A było to na nocniku. Tak więc tata żebym nie schodził z nocnika za wcześnie (cały zafajdany) dawał mi swój zegarek. Było to niezwykłe urządzenie, które wujek kupił za granicą i podarował mojemu ojcu. Zegarek ten był w stanie wygrywać 7 melodyjek. Tata dał mi zegarek mówiąc: "Masz pobaw się a ja idę coś zrobić". Wrócił za 30 minut zdjął mnie z nocnika i wywalił co w nim było do kibla. Jak wielkie było jego zdziwienie kiedy okazał się że na dnie nocnika (teraz to już na szczycie brązowego błotka) leżał jego wspaniały zegarek. Kiedy zapytałem się go dlaczego nie wyjął zegarka tylko go spuścił on ze smutnym wzrokiem odpowiedział: "Synu jak cię kocham tak ci powiem, że nawet jak bym go wziął i tak nigdy go na nadgarstek nie włożę".
hmmmm jakby tak sobie przypominam co ja robiłem w wieku 5-11 lat to aż mnie boli :P
1. W wieku ok 4lat ( nie pamiętam tego wieku, ale z opowiadań rodziców :p ). Mój starszy brat z kumplem bawili się, a tak dokładniej rzucali kamieniami czy czymś w pszczeli ul i akurat ja bawiłem się niedaleko ... Pszczoły zaczęły ich gonić kumpel oczywiście zwiał, ale brat zauważył mnie i szybko wziął zostaliśmy cali pogryzieni . Na szczęście nie byliśmy uczuleni na ukąszenia ... Gdyby mnie wtedy nie wziął pewnie bym nie żył ...
2. Z bratem i z jego kumplem ( innym ) graliśmy w piłkę ( podawaliśmy sobie ... ) aż do czasu kiedy oni do mnie podali ... Ja zamiast kopnąć w piłkę to z całej siły kopnąłem obok leżący kamień ... AU!
3. Złamana noga w podstawówce ... W bójce ...
4. Może teraz coś o moim bracie ^^ Bawiąc się kumpel ( pkt1 ) ze skoczył z drzewa na główkę . Na szczęście przeżył ponieważ była dosyć miękka ziemia i nisko :) Lub braciszek przywalił kuzynowi z młotka w kciuk ( do teraz ten kciuk jest ciut inny :p Może jakoś tą kością ruszać, znaczy ... nie wiem jak to wytłumaczyć :p )
5. Właśnie sobie przypomniałem coś bardzo bolesnego dla mnie :p
W przedszkolu na przerwy itd wypuszczali nas na dwór . Oczywiście z kumplami bawiłem się w goni tego . Ja przebiegałem między dwoma żywopłotami i poślizgnąłem się robiąc szpagat ... Oj bolały mnie klejnoty rodowe :p
6. To było 2 lata temu jadąc z kuzynem chcieliśmy wyprzedzić traktora, ale traktor duży i nie widzieliśmy czy coś jedzie z nad przeciwka ... My już w połowie wyprzedzania, a nam tu okazuje się naszym oczom MALUCH Na szczęście kuzyn szybko skręcił w lewą stronę ( odruch ) i jakoś uszliśmy z życiem :p
7. Jadąc rowerem na 4 kołkach z dużą prędkością :D Zahaczyłem o bramę sąsiada ... Jak wyleciałem z tego rowerka :p ... Skończyło się na zadrapaniach itd ...
8. W wieku 10 lat jakaś babcia wychodziła z autobusu, a ja tu jadę rowerem i 2m przede mną wychodzi ona gdybym nie skręcił to nie wiem co by się z nią stało ... I jeszcze na wstrętna baba nawet nie przeprosiła ... Tylko sobie poszła, jakby mnie tam nigdy nie było ... A mi z łapy ciekła krew . ( jechałem rowerem już góralem )
W sumie to miałem 3 sytuacje w wczesnym dzieciństwie, w których mogłem zginąć, ale nie o tym tutaj.
Jak byłem mały wystawiałem "siusiaka" i biegałem za koleżankami... (nakłonili mnie do tego koledzy, którzy sami też się szczycili takimi wygłupami)