ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
O ile na sesji postać Archnemesis odgrywa MG, który panuje w całości nad tym co się dzieje pod snutą przez niego opowieścią, o tyle na LARPie odgrywanie wrogów jest znacznie trudniejsze, ponieważ zadanie to przekazywane jest dwóm graczom. O ile gracze się nie znają - istnieje ryzyko, że albo nie uda im się odwzorować nienawiści, albo wręcz przeciwnie - zrobią to, az nazbyt dobrze.
Z drugiej strony kiedy gracze się znają - ryzyko jest właściwie takie samo. Jak wg Was powinna wyglądać kreacja wrogów, odwiecznych opozycjonistów na LARPie?
Pytania tego nie zadaję w próżnię - sama ostatnio otrzymałam rykoszetem na LARPie Wampirzo-Wilkołaczym w Łodzi, gdzie pewna osoba bardzo przejęła się swoim zadaniem i prócz nienawidzenia mnie przesadnie w grze, przeszło jej na aftera...
W zależności od kreacji bohaterów powinni się na siebie rzucać, ale równie dobrze ta nienawiść może być podzielona etykietą, dystansem i wieloma innymi czynnikami na LARPie.
Wg mnie MG przed LARPem tworząc antagonistów powinien zorganizować wspólne spotkanie i wyjaśnić skąd wynikają "różnice programowe" obu stron i wysłuchać w jaki sposób zamierzają odgrywać nienawiść między sobą.
Co o tym sądzicie? :)
Wiesz - z silnymi emocjami może być trochę problem, jesteśmy tylko ludźmi, większość z nas (nie powiem, że wszyscy, bo tego nie wiem :P ) nie ma za sobą doświadczenia aktorskiego, takiego zawodowego. Zdarzało się przecież, że i inne silne emocje odgrywane na larpach, czy sesjach RPG mogą przechodzić na graczy. Też mi się zdarzyło, że ktoś interpretował niechęć mojej postaci do jego postaci jako moją niechęć do siebie.
Ale taka pogadanka przed larpem z tłumaczeniem wszystkiego może być dobrym pomysłem :)
Nie chcę też jednak robić z ludzi debili, bo wiem, że niektórzy sobie z tym świetnie radzą. Ale jednostrzały, gdzie nikt się nie zna - to chyba dobry pomysł.
Gdzies poczytalam o takim systemie larpowym, ze kto (X) mial miec arcywroga dostawał karte z napisem "arcywróg X", i przed LARPem mógł sobie wybrać tegoż przeciwnika.
O, ciekawe:)
Wtedy możemy gnoić osoby których nie lubimy także w grze - niezłe oderwanie od rzeczywistości.
Założenie jest takie, że ta osoba też musi zaakceptować. Zakładam, że ludzie częściej jednak wybierają osoby, z którymi lubią grać.
Ludzie zawsze układają się ze swoimi znajomymi. Wybór arcy wroga - wydaje mi się dziwny. Lecz jeśli prowadzący zna graczy - to może czasami być to lepsze rozwiązanie. Czasami
Gnoić? Mon, Arcywróg to nie jest Boss na ostatnim poziomie w grze komputerowej. Arcywróg to osobnik, któremu uratujesz życie, bo "tylko Ty możesz go zabić". I vice versa. Nie wyborażam sobie, żeby moim arcywrogiem na larpie był ktoś, kogo naprawdę, w realu nie lubię.
Jak kogoś nie lubię, to ograniczam z nim kontakty, żebym ja się nie męczył i żeby on się nie męczył.
Arcywróg to ktoś, z kim masz więź niemal braterską. Jasne, chcecie się pozabijać w najgorszy możliwy sposób, ale... Ale jakie rodzeństwo nie chce:D
Jakby tej więzi nie nazwać, więź między dwiema postaciami, nawzajemnie do siebie arcywrogimi, jest bardzo mocna - i nie widzę, by ktokolwiek mógł ją naprawdę dobrze odegrać z kimś, z kim się nie dogaduje w realu. Z kim się dobrze nie zna w realu. Z kim się nie rozumie w realu.
Oczywiście mówimy o archnemezis, a nie o zwykłym antagoniście.
Jak najbardziej zgadam się z Che :)
Takich przykładów jest wuchta. W książkach, komiksach, filmach.
Arcywróg to jednocześnie Twój najlepszy i najbliższy przyjaciel. Zna Cię lepiej niż Ty sam. Wie o czym myślisz. I gdyby nie fakt że stoicie po przeciwnych stronach barykady, to bylibyście duetem któremu nikt nigdy nie dałby rady.
Z takich przykładów, mamy:
- X-man: C.Xavier i Magneto(jak ktoś nie jest marvelowcem to tłumaczę)
Najlepsi przyjaciele. Razem służyli w wojsku, nie jednokrotnie uratowali sobie nawzajem życie. Kochają się jak bracia, a jednocześnie nie nawidzą.
- Batman i Joker? Tutaj nie muszę tłumaczyć... Tak, były (chyba dwa) komiksy gdzie Joker i Batman pracowali razem czy ratowali sobie nawzajem dupy.
- Z książek.. Jest pare takich motywów w Smoczej Lancy, no i sztandarowo jest ta sytuacja w przygodach Drizzta Do'Urdena
Wymieniać można długo. Grunt że muszą być to osoby które się dogadują i potrafią myśleć podobnie. Grunt żeby dobrze odegrać znaną wszystkim prawdę: "There is a thin line between love and hate"
-
Tylko dobrze by było gdyby finał rozgrywek pomiędzy dwiema wrogo nastawionymi do siebie postaciami zaplanowany był przez obie strony na finał gry (wracając do tematyki LARPa). No i co by obie osoby wiedziały o konflikcie.
I ja się z Panami zgodzą - jeśli chcesz poświęcić całe życie aby kogoś wbić do piachu- musi to być ktoś tego warty :)
Gnoić? Mon, Arcywróg to nie jest Boss na ostatnim poziomie w grze komputerowej. Arcywróg to osobnik, któremu uratujesz życie, bo "tylko Ty możesz go zabić". I vice versa. Nie wyborażam sobie, żeby moim arcywrogiem na larpie był ktoś, kogo naprawdę, w realu nie lubię.
Jak kogoś nie lubię, to ograniczam z nim kontakty, żebym ja się nie męczył i żeby on się nie męczył.
Arcywróg to ktoś, z kim masz więź niemal braterską. Jasne, chcecie się pozabijać w najgorszy możliwy sposób, ale... Ale jakie rodzeństwo nie chce:D
Jakby tej więzi nie nazwać, więź między dwiema postaciami, nawzajemnie do siebie arcywrogimi, jest bardzo mocna - i nie widzę, by ktokolwiek mógł ją naprawdę dobrze odegrać z kimś, z kim się nie dogaduje w realu. Z kim się dobrze nie zna w realu. Z kim się nie rozumie w realu.
Oczywiście mówimy o archnemezis, a nie o zwykłym antagoniście.
Zgadzam się z przedmówcą - nienawiść lub zaprzysięgła niechęć wymuszają ogromny szacunek. Naturalnie, w dość specyficznej formie, ale dobrze jest choćby minimalnie znać gracza odgrywającego postać, której życzymy śmierci w męczarniach.
Naturalnie, są to zadania aktorskie i nie ma powodu (a czasem i możliwości), by poprzez dobór postaci ułatwiać graczom to zadanie. Ale uważam, że 4 godziny to niezbędne minimum higieniczne, by przygotować wiarygodny sposób walki ze swym przeciwnikiem. 4 h- tyle wcześniej minimum trzeba otrzymać swoją rolę oraz możliwie szerokie informacje o "archnem".
Oczywiście, dostając tydzień wcześniej czuję się komfortowo - ale muszę też wiedzieć, jak dana osoba się zachowuje, jaką ma powierzchowność. Nie bójmy się reżyserować, negocjować z graczami sposobu odgrywania postaci również na etapie przyzwyczajeń, gestów etc.
Bardzo ważne jest opanowanie przez obie strony technik gestu psychologicznego i wzajemne rozpoznawanie sygnałów tego typu - muszą więc być skrupulatnie przygotowane PRZED larpem, a nie na nim samym.
To, od czego zaczęła Alfar, kwestia projekcji pozalarpowej, to kwestia wprawy, higieny psychicznej, predyspozycji osobistych. Ale wliczone jest w koszta gry. To już moje osobiste zdanie, ale wolę współgraczy robiących kwas na afterach (chwała tym, którzy rozpoznają swoje naładowanie emocjami i po prostu zmywają się ze sceny po angielsku), niż graczy drewnianych. Zwłaszcza, że nienawiść nigdy nie jest elementem tła. Niezależnie od fabuły emocje związane z pożądaniem (sensu largo) zawsze gdy się pojawią, stanowią jeden z filarów rysowania rzeczywistości scenicznej.
Osobom zainteresowanym polecam podręczniki z zakresu kontaktu scenicznego. Dysponujemy ogromnym bagażem doświadczeń, a także bardzo przystępną metodologią - dzięki Stanisławskiemu, Grotowskiemu, Bartzowi... Nie trzeba więc nawet cudzoziemskich ksiąg czytać.
Gracze larpowi rozleniwili się (podobnie zresztą, jak erpegowi) w ostatnim 10leciu. A niestety prawo stada jest takie, że cała fora biegnie tak szybko, jak najwolniejszy szczeniak będący jej członkiem. Nam się po prostu nie chce chcieć. A podstawą jakości gry, niezależnie od rodzaju larpa, środka ciężkości, stopnia teleotyczności scenariusza jest WIARYGODNOŚĆ. Kropka. Emocje mają być zewnętrznie rozpoznawalne. O koszta się nie martwmy - rzemieślnicza powtrzalność to najlepszy parasol. Zaręczam, że żaden z graczy pracujących nad warsztatem aktorskim w sposób metodyczny nie trafił na oddział zamknięty. To autoparasol.
Dobra, dość, bo moralizować na kacu zaczynam. Tle ode mnie - i gratulacje za poruszenie ciekawego tematu.
U książki... gdyby nie fakt, że aktualnie mam dość psychologii i książek naukowych, a ciągnie mnie jak ćpuna na głodzie do fabuły to bym zaraz poleciała szukać... tymczasem dam sobie jeszcze ze 2-3 książki i potem zaczepię Cię, Shamanie, na gg o konkrety;). Ale zapowiadam.