ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Natrafiłam na to w jednym ze starych folderów, rozumiecie, takich, które kiedyś, dawno temu się założyło, jest tam mnóstwo śmiecia, którego trochę żal wyrzucać, bo może tam jednak jest coś wartościowego.
...Chyba, że tylko ja mam takie foldery XD
No mniejsza. W każdym razie nie pamiętam już nawet zanadto, skąd to mam XD'

Rzecz w tym, że autorzy wpadli na naprawdę przyjemny pomysł przerobienia znanych wierszy pod kątem ich ulubionej serii - Dragon Balla. Efekt ich pracy zamieszczam w spoilerze, żebyście zobaczyli, o co mi chodzi.
Spoiler:

Adam Mućkiewicz - wiersze i fragmenty

TEN TEKST NAPISAŁY W PRZYPŁYWIE WENY ROMANTYCZNEJ I FUNATYZMU DRAGONBALLOWEGO
DWIE "UROCZE, ZGRABNE, GRZECZNE, SILNE I POWABNE" MEVA I JEJ PSIAPSIÓŁKA
POOMA

Więc oto mam przyjemność przedstawić Wam wspólną pracę moją i Mevci, która
powstawała na wakacjach w chwilach próżności. Aby dokładnie zrozumieć przesłanie
jakie dla Was niesiemy, trzeba nieco wytężyć wyobraźnię . Adam Mućkiewicz-
czyli na jakiej podstawie Mickiewicz pisał swoje wiersze. I w ramach sprostowania:
to są prawdziwe fragmenty liryków... no, z minimalnymi przeróbkami! Miłego
czytania !!! =^-^=

PATRZ NA DÓŁ- KĘDY WIECZNA MGŁA ZACIEMNIA
OBSZAR GNUŚNOŚCI ZALANY ODMĘTEM:
TO ZIEMIA!!!
TU KAKAROTTO I VEGETA ŻYJĄ,
W NOGI! BO NAS ZABIJĄ!!!

Część pierwsza - Goku i rodzina

=^-^=
Nie, nie wskrzeszaj mój ojcze !
Nie czas już, ach nie czas!
To żelazo siedemnaste- zabójcze
Na wieki dzieli nas!!!

=^-^=
Zawsze o mym rozumie coś na ucho powie.
Tak cały dzień przećwiczę,
Gdy na łoże padnę w nadziei, że zaraz w błogi sen zapadnę
Wróg się zjawia, i serce me ogniste,
Zapala włosy na mej głowie.

=^-^=
Błogosławiony rok ów, miesiąc,
I niedziela, i dzień ów
I dnia cząsteczka, i owa godzina
( myślę o rosole)
i chwila i to miejsce
Gdzie obiad na stole!

=^-^=
Stoją dzieci przed bramą ,
"mamo- wołają-mamo!
A gdzie nasz tato?-
Nieboszczyk?- co wasz tato?-
Nieee...
Został w lesie za dworem
Powróci dziś wieczorem"
Czekają wieczór dzieci
Czekają drugi, trzeci
Czekają rok cały
Nareszcie zapomniały.
Tato wrócił po roku
Chichi woła "Son Goku!"

Część druga (nieco krótsza) Goku i Vejita (proszę bez komentarza... skojarzenia
mile widziane)

=^-^=
Jako para kochanków, nie brak im urody,
Gładkie i czyste jako dziewicze jagody.
Lewy ciemniejszy nieco, jego twarz młodziana
Smagława promienistym uśmiechem osypana.
Prawy złocistym blaskiem połyskiwał wkoło,
A lewego czoło najeżone złotymi włosami,
Trochę czubate, obydwaj ubrani w bojową szatę.

=^-^=

Odpychasz mię?- czym twoje
Serce już postradał?
Lecz jam go nigdy nie miał-
Czyli broni cnota?
Lecz ty pieścisz innego
Jam nie jest Gołota!

=^-^=
I dojrzałem łezkę w oku...
Jutro- rzekłem- jutro jadę!
"Bądź zdrów Goku!" -odpowie z cicha:
ledwie posłyszałem,
"Zapomnij".. Ja zapomnę? O!
Rozkazać snadno!
Rozkaż luby, lecz ja nigdy
nie zapomnę jak biegałem za twym ciałem...!
"Zapomnij!" ...

Część trzecia- Vejita i rodzina
(i grzeczność ma na ustach a coś złego w oku)

=^-^=
Widziałem na twarzy co on w sercu knował:
Zaczerwieił się ze złości, oblał się żółcią zazdrości,
na koniec jak trup zczerniał i w górach się schował.
Pewnie będzie znów coś kombinował!

=^-^= (wybacz Pooma, ale to jakaś nowa teoria że Bulma jest sadystką...)
Mnie księcia tłuką wciąż!
Zła żono biada tobie! Nie bij!
To ja! Twój mąż, twój mąż!

=^-^=
Zmierzyła jego postać kształtną i wysoką,
Jego ramiona silne i pierś szeroką.
I w twarz spojrzała z której wytryskał rumieniec.
I się zakochała chodź to był odmieniec.

=^-^=
Prawda, że miałem drapieżność jastrzębia,
Żem latał i niszcząc i
Lejąc krwi strugi, alem się
uczył kochać od gołębia i umrę
nie znając co kochać raz drugi...

Część czwarta- Cell (v_v')

=^-^=
Jak dysze i jak tupa,
Ach widzę kolo niego trupa!
Skrzyp, skrzyp i już nad łożem
skrwawionym sięga ogonem
niby nożem.
I iskry z gęby sypie
i ciągnie mnie i szczypie!

=^-^=
Ma ogon długi, cętkowan, kręty
Wzdął policzki jak banię,
w oczach krwią zabłysną,
zsunął wpół powieki,
wciągnął w głąb pół brzucha
i wyssał z ofiary cały
zapas ducha

Część piąta- Pozostali
( tytuły oczywiście nasze =^_^=)

BO GOHAN NIE CHCIAŁ SIĘ UCZYĆ

"Ha! ha! mąż się nie dowie!
Oto krew, oto nóż!
Po nim już, po nim już!

KURIRIN O MARRON

Zyskam pierwszą... ach!
łzę tylko...

BO BITWIE

Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,
ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.
Jeden próżny siedział w milczeniu na skale.
I pomyślał:
szczęśliwy ten, kto w walce siły posiada...
a jak kto ich nie ma, to niech lepiej spada.

KAME'SENNIN

Łyse,
skarłowaciałe,
robaczywe,
chore,
w dodatku ma coś z gorem.

(i najlepsze na koniec)
ŚMIERĆ WOJOWNIKÓW

Goku, gdy już zjadłszy zęby
straw nie przeżuwa,
Vejita gdy już ledwie
nogi suwa,
Kame'Senin gdy już mu
krew wżyłach krzepnie
Kuririn gdy posiwieje,
Ten Shinhan gdy oślepie.
Idą na cmentarz...

THE END

Za wsparcie duchowe i udostępnienie nam swojej poezji (a kto powiedział, że to było bez jego zgody? Nieboszczyki przecież nie mogą się NIE ZGODZIĆ) dziękujemy Adamowi EM oraz pewnej uroczej dyrekcji uroczego gimnazjum w Poznaniu, które ma takie urocze pomysły, żeby jako nagrody rozdawać TAAAAKĄ KLASYKĘ



A to inny przykład takiej poezji - tym razem przerabiano popularne piosenki i jako temat przewodni wzięto SŁONIE (nie pytajcie):
Spoiler:

(to tylko kilka przykładów z brzegu, jakby ktoś chciał pełną wersję to podeślę XD')

Tyle słonia w całym mieście,
Nie widziałeś Słonia jeszcze
Popatrz. O popatrz.
Tyle Słonia w kwiatów pąkach,
Słonie ścielą się na łąkach
Popatrz. O popatrz.
Szerokimi ulicami,
Idą Słonie z dziewczętami

Słoń, Słoń nazywają go,
bo ma w oczach coś takiego, cały słoń
nie hoduje zbóż, ma w swej trąbie nóż,
a ja nie wiem po co.

Wsiadł do autobusu pan ze słoniem na głowie
Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie
Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic
Siedzi w autobusie gość ze słoniem na głowie
O słoniu w swych rzadkich włosach nieprędko się dowie
Tylko się w okno gapi, tylko się w okno gapi i nic.

Uważaj to nie chmury,
to słoń jakiś bury,
słonie skaczą z drzew,
słonie skaczą z drzew

Zasłoń się sam,
Zasłoń się sam,
Kiedy wreszcie swego słonia masz,
Patrz by nie siadł ci na twarz.

Nie dokazuj, słoniu nie dokazuj
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud
nie od razu, słoniu nie od razu
nie od razu stopisz serca mego lód

Wyrwij klatkom zęby krat
Uwolnij Słonia, to nasz brat
A Słonie tupią, tupią, tupią
Drży w posadach cały świat!

Wstanę wtedy na raz
Ze Słoniem twarzą w twarz

Na miły Bóg,
Słonie nie tylko po to są by brać
Słonie nie po to by Snickersy kraść
Lecz żeby żyć, Słoń czasem też coś musi dać.

Słonie to nie znaczy zawsze to samo
Mogą Słonie być lekkie i Słonie bez granic
A kiedy przyjdzie na Słonia czas
A przyjdzie czas na Słonia
Porwie go wtedy do góry tak
Jak winda towarowa
Lecz nagle może zacząć spadać w dół
A to już nie to samo...

Dwanaście Słoni mnie po mieście goni
Dwanaście Słoni - nic mnie nie ochroni.

Hej, dzielny Słonu, nie zapomnij o mnie
Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek
A teraz szykujcie się do wielkich czynów
Slonie, szykujcie na wojnę swoich synów
I pamiętaj, Słoń zawsze jest z nami
Tak jak teraz, tak i przed wiekami
On cię osłoni, walcz w imię Słonia!
Giń w imię Słonia!

Hej dziewczyno!
Spójrz na Słonia.
On przypomni przypomni chłopca ci
Nieszczęśliwego Szarego Słonia
Który w oczach ma tylko same łzy

Widziałam Słonia cień
Do góry wzbił się niczym wiatr
Niebo to jego świat
Z obłokiem tańczył w świetle dnia

-Bo Słonie są takie ciche
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Gdy spotkasz takiego w górach
Wiele z nim nie pogadasz
Najwyżej na ucho ci powie
Gdy będzie w dobrym humorze
Że ciosy nosi w plecaku
Nawet przy dobrej pogodzie
-Bo Słonie są całe zielone
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Łatwo w trawie się kryją
I w opuszczonych sadach
W zielone grają ukradkiem
Nawet trąby mają zielone
Zielone jedzą banany
I uszy też mają zielone
-Słonie wy bieszczadzkie, bieszczadzkie me Słonie
Dużo w was radości i dobrej pogody
Bieszczadzkie wy Słonie, me Słonie bieszczadzkie
Gdy trąbą cię trącą już jesteś ich bratem



I teraz pytanie - może spróbujemy zrobić coś podobnego? Skoro dało się ze słoniami i DB to czemu nie z naszymi ulubionymi seriami (niekoniecznie przecież OP, choć tematyka zaiste dość rozległa XD)


Nie wiem, czy to się zalicza do Twojej wizji pokręconej poezji... Bo nie jest to przeróbka tylko praca pisana od podstaw... Ale swego czasu napisałem pierwszy chapter OP w wersji rymowanej ^^' Jak kogoś interesuje to jest poniżej, lecz ostrzegam, że częstochowskich rymów nie brakuje (bez urazy dla Częstochowiaków):

Spoiler:

Dzień majowy. Wioska z wiatrakami,
żyjąca w zgodzie z Shanksa piratami.
Bazę tu mają ci weseli śmiałkowie,
o Czerwonowłosym nikt nic złego nie powie.
Siedzą w knajpie, bawią się pijąc wino,
lane im tak szczodrze przez piękną Makino.
Lecz nie o Shanksie i jego załodze
będzie ta pieśń, zawiodę was srodze,
jeśli Czerwonowłosego pragniecie.
Bohaterem naszym jest pewne dziecię,
które nie odrosło jeszcze od podłogi:
małoletni Luffy, fan Shanksa załogi.
Pragnie on być częścią dzielnej drużyny,
tak sławnej za swoje mężne wyczyny.
Aby męstwo swe udowodnić piratom
i przypodobać się, morskim psubratom,
twardo i bez wielkiego kabaretu
wbił on sam sobie ostrze sztyletu
pod lewe oko, za nic wszelki ból mając,
uznania załogi czynem tym doznając.
Rana się goi, weselą się piraci
Shanks także humoru nie traci
niezmiennie z Luffy'ego kpiny urządzając
w duchu jednak upór malca doceniając.
Wciąż jednak na statek nie bierze chłopaka,
bo co im tam przyjdzie z pomocy dzieciaka.
Wtem pryska nastrój radosnej sielanki,
brzęczą o stół odstawiane szklanki.
W drzwiach staje właściciel mordy szukanej,
na osiem milionów beli wycenianej.
Bandytów herszt Higuma, Niedźwiedziem zwany,
przestępca to groźny i poszukiwany.
Wraz z nim jego kamraci zajadli
co całe życie bili i kradli.
Chcąc sobie życie bandyckie umilić
Grog każą podać bez zwłoki chwili.
Makino bezradnie rozkłada swe ręce,
nie ma już wódy w knajpie więcej.
Zdziwieni parszywcy, na piratów baczą,
jakimże trunkiem załoganci się raczą.
Shanks czując, iż ma na swoim sumieniu
przeszkodę Higumie w nawaleniu
się grogiem, własną go butelką częstuje,
potrzebę niesienia pomocy mu czuje.
Niedźwiedź dość pewnie chwyta daną mu flaszkę,
aby roztrzaskać ją o Shanksa czaszkę.
Wódą pirat ocieka, szkło potrzaskane
lecz ani jedno słowo wypowiedziane
nie zostaje w złości, wcale się srodze
pirat nie wściekł - myśli o mokrej podłodze.
Chciałby to posprzątać, przepraszać Makino zaczyna
nie bacząc, że z ust Higumy szyderstwo i drwina
na piratów płyną. A kiedy bandyci szynk opuszczają
Czerwonowłosy i załoga śmiechem gromkim wybuchają.
Dziwi się Luffy, zniknął blask jego idola,
czemuż w piracie nie płonie walki wola!
Shanks z uśmiechem rzecze, pogodnie jak umie:
"Nie powód to do mordu. Dorośniesz - zrozumiesz"
Luffy zły, obrażony na Czerwonowłosego,
na dodatek chętka go bierze na coś słodkiego.
Pod oko wpada z owocem drewniana skrzynka
Na samą myśl chłopcu cieknie z ust ślinka.
Nim ktoś się spostrzeże, że tu dzieje się coś złego
Ogryzek zostaje z Owocu Diabelskiego.
Trwoga obejmuje zebranych piratów,
bo Luffy odtąd jak z kulą u gnatów
w morzu tonie. Taka cena zjedzenia
owocu co w gumę ciało przemienia.

Ciężko się było z tym faktem pogodzić
lecz Luffy wierzy, że to mu nie przeszkodzi
zostać piratem. Ignoruje zakazy, przestrogi
pana burmistrza. On dawno już jest gotów do drogi!
Sądzi, że gdy Shanks wróci z załogą,
na pewno piratem zostać pomogą.
Lecz oto, co widzi w karczmie dobrej Makino:
Higuma i reszta z Shanksa bawią się drwiną!
Żądzą zemsty za obelgi zaślepiony
rzuca się chłopiec na drabów uzbrojonych.
Szybko się z malcem rozprawiają bandyci
ciężkie buty lądują na gumowej rzyci.
Śmieją się szubrawcy, widząc to gumowe dziwadło
myślą, za ile w cyrku sprzedać by go przypadło.
Lży Luffy bandziorów ból w duszy swej czując,
krzyczy, że oni na życie nie zasługują.
Na nic proszą mieszkańcy, na nic burmistrz w pokłonach,
Luffy Higumę obraził, więc musi teraz skonać.
Lecz właśnie teraz, nie mogła być lepszą ta chwila
do portu łajba Czerwonowłosego przybiła.
Zbliża się załoga, widząc ich przyjaciela
pod obcasem Higumy, są gotowi strzelać
by stanąć w towarzysza obronie,
uprzejmości piratów to już koniec.
Słychać odgłos kurka, to zbój w turbanie
celuje w Shanksa rudowłosą banię.
Lecz równo z pieczenią od kości odrywaną
bandyta leży z wylotową w głowie raną.
Kula była Lucky'ego Roux, z Shanksa załogi,
wciąż on jedzący, lecz kapitan jest mu drogim.
Wrzawa się podnosi, krzyczą zbóje: "To nieuczciwe."
Lecz Ben Beckman im odpowie "Gęby żadnej poczciwej
wśród nas nie znajdziesz. Jesteśmy piratami.
Prawdziwymi, morskimi skurczybykami."
Shanks dodaje do słów bosmana swego
"Wy możecie kpić ze mnie, lecz gdy mego
młodego przyjaciela krzywdzicie,
natychmiast żegnajcie się z życiem!"
Higuma w złości ataku wydaje rozkazy,
lecz Beckman równo bandytom tęgie rozdaje razy
sam w pojedynkę się z nimi rozprawiając.
Z Higumy Niedźwiedzia szybko robi się Zając,
gdy dymem się osłoniwszy, daje drapaka
zabrawszy ze sobą gumowego dzieciaka.
Skombinował łódkę, wypłynął nią w morze,
sądząc, że ukryć na nim dobrze się może.
A, że człowiek praktyczny, postawa taka,
od razu do morza wywalił szczeniaka.
Długo zbój nie triumfował, bo już po krótkiej chwili
pochłonął go potwór, jak robaka z tequili.
Król Morza, ciągle bandytą nienasycony
na chłopca tonącego zwrócił wzrok przekrwiony.
Już ma go pożreć, już paszcza się zamyka,
kiedy Shanks z opresji ratuje smyka.
"Spadaj, mięczaku" do potwora Shanks się zwraca,
pojedynek wygrywa - stwór na dno powraca.
Luffy ocalony, lecz zalewa się łzami
bo piratowi rękę urwała zębami
morska gadzina. "To tylko ręka"
mówi pirat "Cena to niewielka
za życie przyjaciela mego.
No, nie rycz już, dzielny kolego"
Gorzki płacz chłopaka poniósł się daleko,
Luffy'emu przykro, że uczynił kaleką
tak wspaniałego człowieka.

Odtąd już dłużej nie czekał
aż Shanks go wreszcie zabierze ze sobą.
Wiedział, że musi silniejszą osobą
stać się , nim na głęboką ruszy wodę
spotkać swe szczęscie, bogactwo, przygodę.
Obietnicę złożył Czerwonowłosemu
że piratowi dorówna największemu.
Rozbawion i wzruszon tym hardym wyznaniem
Shanks kapelusz mu wręczył na pożegnanie,
aby dbał o ze słomy głowy nakrycie,
nim ich ścieżek znowu nie skrzyżuje życie,
jako dwóch słynnych piratów równych jeden drugiemu.
I odpłynął Shanks z załogą, ku morzu wielkiemu.
Pozostał sam Luffy, na brzegu wciąż stojący,
wielki skarb Shanksa w dłoni dzierżący.
Tak rodzi się legenda, ważne zdarzenie,
Monkey D. Luffy ma spełnić swe marzenie.


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl