ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
...czyli taki, pod którego słowami pozostajecie długo, który zrobił na Was ogromne wrażenie, który jest Wam bliski...
Vicente Aleixandre
Leżący, nocą
Dlatego, ty,
taka spokojna, przyglądając się tobie,
jak gdybym badał, w nocy pragnąc powolutku dojrzeć kolor twych oczu.
Obejmując ci dłońmi twarz, kiedy leżysz tu wyciągnięta
u mego boku, przytomna, zbudzona, w milczeniu patrząca na mnie.
W oczach twych się pogrążyć. Spałaś. Patrzeć na ciebie,
bez zachwytu ci się przyglądać, suchym okiem. Jak nie umiem na
[ciebie patrzeć.
Bo nie umiem na ciebie patrzeć bez miłości.
Wiem o tym. Bez miłości jeszcze cię nie widziałem.
Jak wyglądasz bez miłości?
Czasem się zastanawiam. Patrzeć na ciebie bez miłości. Widzieć cię,
[jaka byłabyś z drugiej strony.
Z drugiej strony mych oczu. Tam gdzie przechodzisz,
gdzie byś szła z innym światłem, inną stopą,
z innym odgłosem kroków. Z innym wiatrem suknie twe rozwiewającym.
I przyszłabyś. Uśmiech... Przyszłabyś. Patrzeć na ciebie
i widzieć, jaka jesteś. Ta, co nie wiem, jaka jesteś.
Jaka nie jesteś... Bo jesteś ta, co tu śpi.
Ta, którą budzę, którą trzymam.
Która mówi cichym głosem: "Zimno". Która całowana przeze mnie szepce
nieomal krystalicznie, której zapach doprowadza mnie do obłędu.
Ta, która pachnie życiem,
czasem teraźniejszym, czasem słodkim
i wonnym.
Po którą wyciągam rękę, którą biorę i przygarniam.
Którą czuję jako stałe ciepło,
gdy siebie jako pośpiech czuję i popłoch
co mija, unicestwia się i spala.
Która trwa jak płatek róży nie blednący.
Która mi daje ciągle życie, obecne,
obecne niewzruszenie jak miłość, w moim szczęściu,
w tym budzeniu i zasypianiu, w tym świtaniu,
w tym gaszeniu światła i mówieniu... I milczeniu,
i trwaniu we śnie u boku stałego zapachu, który jest życiem.
***
Zbudziłem się w nocy
i nie wiedziałem gdzie jestem
przez wysoki pokój hotelowy
ciągneły z krzykiem
dzikie gęsi
na północ na
północ
J.Iwaszkiewicz
Krótko i treściwie, chyba jak dotąd nie spotkałem piękniejszego i bardziej na mnie działającego wiersza, poprostu za każdym razem kiedy czytam te wersy ogarnia mnie taka niesamowita mieszanka uczuć:)
"Prospekt" Szymborskiej - chyba wiersz najbardziej przeze mnie lubiany:
Prospekt
Jestem pastylka na uspokojenie.
Działam w mieszkaniu,
skutkuję w urzędzie,
siadam do egzaminu,
staję na rozprawie,
satrannie sklejam razbite garnuszki -
tylko mnie zażyj,
rozpuść pod językiem,
tylko mnie połknij,
tylko popij wodą.
Wiem, co robić z nieszczęściem,
jak znieść złą nowinę,
zminiejszyć niesprawiedliwość,
rozjaśnić brak Boga,
dobrać do twarzy kapelusz żałobny.
Na co czekasz -
zaufaj chemicznej litości.
Jasteś jeszcze młody (młoda),
powinieneś (powinnaś) urządzić się jakoś.
Kto powiedział
że życie ma być odważnien przeżyte ?
Oddaj mi swą przepaść-
wymoszczę ją snem,
będziesz mi widzięczny (wdzięczna),
za cztery łapy spadania.
Sprzedaj mi swoją duszę.
Inny się kupiec nie trafi.
Innego diabła już nie ma.
Oraz wiersz może mniej wstrząsający, ale również piękny i wprowadzający miły, spokojny nastrój:
Julian Tuwim "Ranki jesienne":
Tylko te chłodne, pogodne,
Przewiewne ranki jesienne,
(Liliowe astry jesienne),
Senne, łagodne,
Gdy w miłym, szarym niebie
Wzrok rozczulony tonie:
Te ranki, te są dla Ciebie.
Byś w miękko wysłanym pokoju
Z liściasto-ptasią tapetą,
Bladobłękitna,
W tym właśnie dzisiejszym stroju,
Przez okno patrzała spokojnie
Na miłe niebo jesienne,
A na stoliku w wazonie
Niech będą astry liliowe,
Liliowe astry jesienne.
Źródło
Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła,
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej, tam na górze są ponoć równiny;
I im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy
Sama biorąc na siebie cień zboczy...
Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się wije, własna w czeluść ciągnie go siła.
Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny, jest i będzie, będzie jak była,
Bo źródło
Bo źródło
Wciąż bije.
A na ścianach wysokich pasy barw i wyżłobień, tej rzeki historia, tych brzegów -
Cienie drzew powalonych, ślady głazów rozmytych, muł zgarnięty pod siebie - wbrew sobie
A hen, w dole blask nikły ciągle ziemię rozcina,
Ziemia nad nim się zrastać zaczyna...
Z obu stron żwir i glina, by zatrzymać go w biegu, woda syczy i wchłania, lecz żyje
I zakręca, omija, wsiąka, wspina się, pieni, ale płynie, wciąż płynie wbrew brzegom -
Bo źródło
Bo źródło
Wciąż bije.
I są miejsca gdzie w szlamie woda niemal zastygła pod kożuchem brudnej zieleni;
Tam ślad, prędzej niż ten kto zostawił go, znika - niewidoczne bagienne są sidła.
Ale źródło wciąż bije, tłoczy puls między stoki,
Więc jest nurt, choć ukryty dla oka!
Nieba prawie nie widać, czeluść chłodna i ciemna,
Niech się sypią lawiny kamieni!
I niech łączą się zbocza bezlitosnych wąwozów,
Bo cóż drąży kształt przyszłych przestrzeni
Jak nie rzeka podziemna?
Groty w skałach wypłucze,
Żyły złote odkryje -
Bo źródło
Bo źródło
Wciąż bije.
Jacek Kaczmarski
1978
Władysław Broniewski
Mój los
I cóż się ze mną stanie,
kiedy te wiersze dopiszę?
Nic się nie stanie,
wrosnę w ciszę.
A muszę ją mieć,
musi grzmieć!
Niech brzmi paryskimi salwami!
Towarzysze,
będę z wami,
kiedy już nic nie napiszę.
Ten wiersz jest mi szczególnie bliski, ponieważ ja też piszę wiersze.
"Exegi monumentum..." - Julian Tuwim:
"Smutek mnie obrósł kamieniem
I trwam, wspaniale żałobny.
Kto ja jestem? Kamień nagrobny
Z wyrytym Twoim imieniem."
"Do prostego człowieka" - również Tuwim:
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"
I niezmiennie od kilku lat "Lucifer" Micińskiego:
"Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal -- jak głuchy dzwon północy --
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król -- a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę --
ja piorun burz -- a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ochydę.
Ja -- otchłań tęcz -- a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach --
jam błysk wulkanów -- a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra -- kłębi się rajów pożoga --
i słońce -- mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga."
"Do prostego człowieka" bardzo lubię w interpretacji i wykonaniu Akurat, wg mnie wyszło im to rewelacyjnie.
Sama bardzo cenię Tomka Hrynacza, a to chyba jest jego najlpeszy wiersz (w każdym razie dla mnie )
'Z cyklu: "Nie ma tego, co jest"'
Że śmierć to tylko utrata przytomności:
W końcu przypominam sobie i o tym.
I gotowa wersja
Przestaje być ostatnią, nie sprawdza się.
I właśnie teraz natrafiam
Na ślad tej sceny: gorejące widmo
Słońce mięknie, kurczy się. Zimne miejsca naszych
Palców nic nie czują. Więc jednak?
Wygrywa było i jak mdła pigułka
krzepnie w gardle. Ciągnie za sobą, za mną pręgi
Blizny: ogrody, wyspy i ofiary. Pęcherz
Wypalonych dni. Ślepia porażek.
I wrzawa się zaczyna, wielka. Akry nieba
W ulewie, blednie twarda siatka obłoków.
grzbiety
Z grzązkim piaskiem osypują się na boki.
To jak jest, jest obrotem
snów i rzeczy.
Siedzimy pod gęstą skamieliną wody.
Wiatr posłusznie popycha liście w stronę morza, a
Wielka Ziemia cię ogarnia.
Wielka Ziemia tobie się otwiera.
Powtórka z Odysei
W szafirowe perspektywy
(Morze, niebo, echo gromu)
Płynie Odys Przenikliwy,
Łzy źrenicą szuka domu.
Wysp szmaragdy, skał świątynie
Patrzą milcząc aż przepłynie.
Był z Odysa, jak się zdaje,
Jebus, rabuś, zabijaka.
Branki brał, plądrował kraje
A czekała nań Itaka.
Z przebiegłości w interesach
Zyskał miano Ulissesa.
Wódz tysięcy, mąż wyniosły
Jakich mało znały dzieje
Kreśli w falach piórem wiosła
Swoich błędów Odyseję.
Ulubieniec bogów, strateg -
Jeden mu pozostał statek.
A tam (jeśli wierzyć pieśni)
Wierna żona, dom w winnicy;
Niecierpliwi i obleśni
Rządzą schedą zalotnicy.
Piją wino, rżną barany -
Jeden z nich ma być wybrany.
Jak naprawdę było - nie wiem,
Może zwodzą pieśni słowa -
Słodkim łupem - bezkrólewie,
Dumna i posażna wdowa.
Mógł - zbłądziwszy w gwiazd eony -
Rabuś zostać ograbiony
Z pokus syren się ocalił,
Nie dał się zamienić w świnię...
Pieśń człowieka doskonali,
Człowiek znika, pieśń nie ginie.
Tak śmiertelnik sięga szczytów
I w tym tkwi realizm mitu.
Krąży Telemacha statek
Po zatokach i cieśninach.
Czy młodzieniec znajdzie tatę?
Czy rozpozna ojciec syna?
Czy ruszając na swą Troję
Syn udźwignie ojca zbroję?
Los Odysa dróg nie skraca
Ciąży w rękach pióro wiosła -
Trzeba mieć do czego wracać,
Czego trzymać się by sprostać.
Trzeba jeszcze mieć w co wierzyć
By się z własną pieśnią zmierzyć.
Jacek Kaczmarski
3.9.1998
Moimi ulubionymi wierszami sa :
"Dziewczyna" Bolesława Leśmiana
Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.
I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...
Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...
Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze.
Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!
Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!
Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!
I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...
I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze.
Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...
I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!
Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie!
Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze.
I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!
Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!
Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!
Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!
Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?
Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.
I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
Oraz "Do młodych" Adama Asnyka
Treści chyba nie musze przypominać
Wiersze te obromnie na mnie oddzialują i dają do myślenia
One Art
The art of losing isn't hard to master;
so many things seem filled with the intent
to be lost that their loss is no disaster,
Lose something every day. Accept the fluster
of lost door keys, the hour badly spent.
The art of losing isn't hard to master.
Then practice losing farther, losing faster:
places, and names, and where it was you meant
to travel. None of these will bring disaster.
I lost my mother's watch. And look! my last, or
next-to-last, of three beloved houses went.
The art of losing isn't hard to master.
I lost two cities, lovely ones. And, vaster,
some realms I owned, two rivers, a continent.
I miss them, but it wasn't a disaster.
-- Even losing you (the joking voice, a gesture
I love) I shan't have lied. It's evident
the art of losing's not too hard to master
though it may look like (Write it!) a disaster.
Elizabeth Bishop
Po prostu piekny.
P.S. Moge zamiesci tlumaczenie ale dyponuje tylko wlasnym wiec nie jestem go do konca pewien.
wszystkie moje śmierci
ile razy można umrzeć z miłości
pierwszy raz
to był gorzki smak ziemi
gorzki smak
cierpki kwiat
goździk czerwony,
palący
drugi raz-tylko smak przestrzeni
biały smak
chłodny wiatr
odzew kół głucho dudniący
trzeci raz czwarty raz piąty raz
umierałam z rutyną mniej wzniośle
cztery ściany pokoju na wznak
a nade mną twój profil ostry
zdecydowanie stawiam na Poświatowską Uwielbiam tą poetkę
witam:)
wiersz, ktory przedstawie uslyszalam w jednym filmie a brzmi on tak :
E.E. CUMMINGS "I CARRY YOUR HEART WITH ME"
I carry your heart with me(I carry it in
my heart)I am never without it(anywhere
I go you go,my dear; and whatever is done
by only me is your doing,my darling)
I fear no fate(for you are my fate,my sweet)I want
no world(for beautiful you are my world,my true)
and it's you are whatever a moon has always meant
and whatever a sun will always sing is you
here is the deepest secret nobody knows
(here is the root of the root and the bud of the bud
and the sky of the sky of a tree called life;which grows
higher than the soul can hope or mind can hide)
and this is the wonder that's keeping the stars apart
I carry your heart(I carry it in my heart)
A TO PRZEKłAD BARANCZAKA:
***Noszę Twe serce z sobą
Noszę twe serce z sobą (noszę je w moim
sercu) nigdy się z nim nie rozstaję (gdzie idę
ty idziesz ze mną; cokolwiek robię samotnie
jest twoim dziełem, kochanie)
i nie znam lęku przed losem
(ty jesteś moim losem) nie pragnę
piękniejszych światów (ty jesteś mój świat prawdziwy)
ty jesteś tym co księżyc od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce kiedykolwiek zaśpiewa
oto jest tajemnica której nie dzielę z nikim
(korzeń korzenia zalążek pierwszy zalążka
niebo nieba nad drzewem co zwie się życiem; i rośnie
wyżej niż dusza zapragnie i umysł zdoła zataić)
cud co gwiazdy prowadzi po udzielnych orbitach
noszę twe serce z sobą (noszę je w moim sercu)
[ Dodano: 2006-09-02, 18:14 ]
"Krzyk" Jacka Kaczmarskiego - przejmujący...
Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze?
Dlaczego drążą w świetle ciemne korytarze?
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem?
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje?
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Zatykam uszy swe!
Smugi w powietrzu i mój biegJak prądy niewidzialnych rzek
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
A! Zatykam uszy swe!
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie?
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi!
Wiem, że on wie, że ja się strasznie jego boję,
Wiem, że coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje!
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! czy ktoś zrozumie to?
Nie kończy się ten straszny most
I nic się nie tłumaczy wprost
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!
A! czy ktoś zrozumie to?
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!
Mowicie o mnie, że szalona, że szalona!
Mówicie o mnie, ja to samo krzyczę o nas!
I swoim krzykiem przez powietrze drążę drogę,
Po ktorej wszyscy inni iść w milczeniu mogą...
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Ktoś chwyta, woła - stój!
Lecz wiem, że już nadchodzi czas
Gdy będzie musiał każdy z nas
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust
Za swój!!!
"Do prostego człowieka" J. Tuwima -również lubię. A w wykoniu "Akurat" szczególnie.
Ale Mickiewicz...
DO M...
Mickiewicz Adam
Wiersz napisany w roku 1823
Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... nie tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.
Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,
Tym szerzej koło żałobne roztoczy, -
Tak moja postać, im dalej ucieka,
Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy.
Na każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.
Czy zadumana w samotnej komorze
Do arfy zbliżysz nieumyślną rękę,
Przypomnisz sobie: właśnie o tej porze
Śpiewałam jemu tę samę piosenkę.
Czy grają w szachy, gdy pierwszymi ściegi
Śmiertelna złowi króla twego matnia,
Pomyślisz sobie: tak stały szeregi,
Gdy się skończyła nasza gra ostatnia.
Czy to na balu w chwilach odpoczynku
Siędziesz, nim muzyk tańce zapowiedział,
Obaczysz próżne miejsce przy kominku,
Pomyślisz sobie: on tam ze mną siedział.
Czy książkę weźmiesz, gdzie smutnym wyrokiem
Stargane ujrzysz kochanków nadzieje,
Złożywszy książkę z westchnieniem głębokiem,
Pomyślisz sobie: ach! to nasze dzieje...
A jeśli autor po zawiłej probie
Parę miłośną na ostatek złączył,
Zagasisz świecę i pomyślisz sobie:
Czemu nasz romans tak się nie zakończył?...
Wtem błyskawica nocna zamigoce:
Sucha w ogrodzie zaszeleszczy grusza
I puszczyk z jękiem w okno zalopoce...
Pomyślisz sobie, że to moja dusza.
Tak w każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.
Uwielbiam symbolizm. Dlatego tak bardzo mi się podoba - oprócz Micińskiego - "Statek pijany" Rimbaud'a:
Statek Pijany
Prądem Rzek obojętnych niesion w ujścia stronę,
Czułem, że już nie wiedzie mnie dłoń holowników;
Dla strzał swych za cel wzieły ich Skóry - Czerwone
I nagich do pstrych słupów przybiły wśród krzyków.
Nie dbałem o załogi po wsystkie me czasy,
Ja, dźwigacz zbóż flamandzkich, angielskiej bawełny.
Gdy się z holownikami skończyły hałasy,
Gdzie chcialem, ponosiły mię Rzek spienione wełny.
Pośród wściekłych kołysań przypływów, odpływów,
Ja, przeszłej zimy głuchszy nad mózgi dziecinne,
Biegłem! Tryumfalniejszych nie zaznaly dziwów
Półwyspy wzięte lądom przez bezdrożne płynne.
Zbudzenie me na morzu święcił wir powietrzny.
Dziesięć nocy jak korek tańczyłem na fali,
W której ludzie kołowrót widzą ofiar wieczny
Nie tęskniąc do mdłych latarń znikłych gdzieś w oddali.
Słodsza niż ustom dzieci miazga jabłek kwaśnych,
Wód zieleń w mą sosnową wdarła się łupinę,
Uniosła ster, kotwicę, stosy lin zapaśnych
I zmyła kały wstrętne i win plamy sine.
I odtąd kąpałem sie w wielkiej pieśni Morza,
Przesyconej gwiazdami, śpiewanej jak muzyka,
Pożegnałem toń modrą, gdzie pośród bezdroża
Zadumany topielec niekiedy przemyka.
Gdzie barwiąc nagle szafir - pijanymi wiry
Albo rytmem powolnym, pod słońc płomienienie -
Mocniejsze nad alkohol, olbrzymsze nad liry,
Fermentują miłości żółciowe czerwienie.
Znam nieba pękające w gromy i wichrzyce,
Nawroty wściekłe wałów, prądy, znam wieczory
Znam jutrzenki srebrzyste jak gołębice,
Widziałem to, co człowiek widzieć zawsze skory.
Widziałem słońce nisko w plamach gróz mistycznych,
Jak słało długie, zimne fioletów martwice,
Podobne do aktorów w dramach praantycznych,
Na fale w dal toczące swych drgań tajemnice,
Marzyłem noc zieloną śród śniegów olśnienia,
Całunki na mórz oczy kładnące się wolno,
Żółtomodre fosforów śpiewnych przebudzenia
I niesłychaną skoków pogoń dookolną.
Mieśiące całe z falą, równą histerycznym
Oborom, szturmowałem ku raf skalnych ścianom,
Nie śniąc że stopy Maryj na sierpie księżycznym
Mogą łeb dychawicznym zetrzeć Oceanom.
Potrącałem, czy wiecie ? Florydy bajeczne
Z chaosem ócz panterzych i kwiatów urody
Ludzkiej i tęcz, wiądących, jak cugle powietrzne
Pod mórz widnokręgami lazurowe trzody.
Widziałem wąrące bagnisk olbrzymioch fermenty,
Śieci, gdzie wśród trzcin gniją całe Lewiatany,
Zapadania wód nagła śród ciszy zaklętej,
Katarakty oddalań ku bezdni nieznanej.
Lodowce, słońca srebrne, opal fal nieb żary,
Przeokropne mielizny w zatok ciemnych toni,
Gdzie żarte przez robactwo olbrzymie wężary
Pieszczą drzewa skręcone jadem czarnych woni.
Chciałbym dzieciom pokazać te dorady, gwiazdy
Fal modrych, ryby złote, ryby śpiewające...
Piany kwietne świeciły me z golfów odjazdy,
Niewysłowionych wichrów skrzydliły mnie gońce.
Czasem gdy mnie znudziły bieguny, zwrotnik,
Morze, słodko mię łkaniem kołysząc omdlałym,
Wznosiło ku mnie ssawki flory mroków dzikiej,
I - jak kobieta w modłach - wraz nieruchomiałem;
Jak wysepka gościłem ptaków roje gwarne,
Swarliwe i niechlujne, o źrenicy płowej,
I żeglowałem dalej, gdy me więzy marne
Zerwał na sen zstępując wgłąb, topielec nowy.
Otóż ja, łódź ginąca w golfach pod źiół brodą,
Miotana przez orkany w eteru przestwory,
Ja, którego kadłuba pijanego wodą,
Nie wyłowią żaglowce, Hanz ni Monitory ,
Wolny rzeźwy, dymiący, odzian w mgły dziewicze,
Ja, com zachodów mury dziurawił płomienne,
W których dla dobrych piewców przednie są słodycze:
Mchy słoneczne i strzępy lazurów bezcenne;
Ja, co biegałem w płomykach elektrycznych cały,
Szczątek płochy, śród morskich rumaków eskort,
Gdy skwarne lipce maczug ciosami strącały
Ultramaryny niebios we wrzące retorty;
Ja co drżałem, o sto mil czując bekowiska
Behemotów i wściekłe Maelstromów ukropy,
Pielgrzym wieczny błękitów cichych rozlewiska,
Ja tęsknię do wybrzeży odwiecznych Europy.
Archipelagi gwiezdne widziałem! Wysp roje,
Gdzie rzeglarzom otwarte niebo szalejące.
- W tych że to nocach bez dna ukrywasz sny swoje,
Milionie złotych ptaków, przyszłej Mocy słońce?
Lecz zbyt wiele płakałem ! Jutrznie są bolesne,
Srobie - wszystkie księżyce, gorzkie - wszystkie zorze.
Cierpka miłość mi dała strętwienie przedwczesne.
O, niechaj dno me pęknie ! Niech pójdę pod morze !
Jeżeli jakiej wody tam w Europie pragnę,
To błotnistej kałuży, gdzie w zmrokowej chwili
Dziecina pełna smutku, kucnąwszy nad bagnem,
Puszcza statki wątlejsze od pierwszych motyli.
Skąpanemu, o fale, w waszej omdlałości,
Nie ubiedz już dźwigaczy bawełnianych plonów,
Nie mknąc w pysze sztandarów i ogni świętości !
Nie pruc wód pod oczami strasznymi pontonów.
Najpiękniejszy wiersz EVER.
Rafał Wojaczek - Dotknąć...
Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął
Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
Teraz dopiero przypomniałam sobie kilka wierszy Grzegorza Przemyka. Domyślam się, że pewnie swoją sławę zawdzięcza głównie przedwczesnej śmierci w takich, a nie innych okolicznościach. I być może gdyby nie szkoła, którą skończyłam, nigdy bym o nim nie usłyszałam. Ale niektóre (podkreślam - niektóre!) jego utwory jakoś... po prostu do mnie przemawiają. Mimo że białe.
"...A potem były tańce
i piołun pachniał
Gdy marzyliśmy zdychając o czym?
Czy pamiętasz Czarcie..."
"...i czy wędrowiec strudzony
potrafi wyczytać swój czas
z jutrzenką blednących
porannych gwiazd..."
"Lekcja poezji z czyjejś lekcji kolekcji
Pewien poeta
Buty włożył
tak jakby do odejścia się zbierał
podszedł
do mnie
I kopnął mnie w twarz
tak
Że wypadłem przez okno
na przejeżdżający
przypadkowo
karawan"
Tomek Hrynacz Rozrachunek
Taki czas. Sami pośród czarnej rosy, z rękoma
przy twarzy, niewybredni i jeszcze mniej
zdecydowani. W chwili, gdy wietrzny świt
kostnieje jak ciała zmarłych, w chwili, gdy
wiatr obleka i obezwładnia: kulenie się, dotykanie.
To o czym myślę, jest bliżej, głębiej.
Ziemia podrywa się i płynie. Ukojenie
zstąpi, skoro czemuś, komuś ufam.
Rdzawe ściernisko jesieni trzęsie się i drży.
Z jaką siłą niknięcie obejmuje świat?
NAJPIĘKNIEJSZE WIERSZE TO UTWORY NIE SKRĘPOWANE ZAŁOŻENIAMI PROGRAMOWYMI(OŚWIECENIE,SOCREALIZM ITD...).PROGRAMOWOŚĆ WYPACZA WALORY ESTETYCZNE UTWORU!!!MŁO0DA POLSKA IS THE BEST!!!!!!!!!!
Młoda Polska też jest programowa
Nie pisz z samym Capslockiem - nie musisz krzyczeć, żeby Cię dostrzeżono. :>
Poza tym może w takim razie podasz swoje ulubione młodopolskie wiersze, zamiast na nas wrzeszczeć?
W sumie to nie jest wiersz tylko tekst piosenki ale niezwykle bliski mojemu sercu, ponieważ niemalże w 100% mówi o moim uczuciu: nieodwzajemninym, zapomnianym i trwającym już blisko 3 lata. Ale koniec tych sentymentów...
Byłaś w moim śnie, ubrana w sukienkę z mgły,
Wszystko jak dawniej a jednak inaczej,
w oczach łzy i lęk.
Nie powiedziałem ani słowa,
kiedy tak blisko obok siebie
Widziałem miłość i rozpacz,
a moje serce dławił cień.
Wszystko to, czego chcesz, pozostawię tylko Tobie
Nie napisany, jedyny wiersz
- więcej zrobić nie mogę,
Chciałem zatrzymać czas na wieczność,
A mogłem dać tylko chwilę
To był najpiękniejszy sen
Płakaliśmy tuląc wspomnienie
Wszystko to, czego chcesz ...
Czy kiedyś znowu spotkam Ciebie,
Zobaczę to co się śni,
I chociaż pragnę - nie uwierzę
Że na jawie to będziesz Ty.
Wszystko to, czego chcesz ...
autor słów utworu: Jacek Dewódzki
Oprócz tego uwielbiam twórczość Mickiewicza
Chyba to są najpiękniejsze trzy wiersze jakie czytałem w życiu:
Julia Fiedorczuk - Fotosynteza
Słońce mnie rodzi prawie bezboleśnie,
na stopie mam plasterek ciepła, na powiekach
lekki kompres krwi, nieziemskie gogle.
Przysiada na nich widmo jak roztrzepany
błyskawiczny ukwiał, który mi opowiada
barwne ichtiologiczne historie. Czerwień
i czerń, tak wszystko się zaczyna,
później dopiero Wielki Wylew
Ultramaryny, która jest moją amfibią.
Jak to było? Staram się pamiętać
i coraz mocniej trę oczy. Tamte podskórne
czasy podpływają bliżej, są moje
na ułamek światła, momentalny bezdech
i rozkoszny strach, który się zaraz rozproszy
w musującej toni. Mieć ciebie świecie
na własność. Kochać cię, ciebie tracić.
A trzeba wyjść na ląd, opierzyć się i patrzeć
prosto w słońce.
Zieleń tęczówki jak morze.
Tkanka, tkanina, tlen.
Kasia Nosowska - Missy Seepy
Mróz nas zaskoczył
Nagich
W miłosnym zwarciu
Pośród traw
Od wiosny
Śniegi stopniały
W słońcu
Niepostrzeżenie minął
Rok � ostatni.
Stoisz na brzegu
Popatrz
Rzeka węgorze
Wplotła mi
W warkocze
Ryby składają
Ikrę
W moich martwych ustach
Rak ma domek
Nie myśl już , zapomnij mnie.
Halina Poświatowska - Jestem Julią
Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły
odeszła
Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzyczę wróć
wołam wróć
plamię
przygryzione wargi
barwą krwi
nie wróciła
Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję -
___________________________________
a dziwne to, że akurat trzy kobiety, hmmmmmmm... feminista się ze mnie zrobił ostatnio.
Uważam, że doskonale odzwierciedlają różnice między męską, a kobiecą wrażliwości. Widać jaka jest między nami - piszącymi mężczyznami, a kobietami przepaść. Mimo to nawet, że poetek jest dużo mniej jak poetów...
Mój ulubiony wiersz Poświatowskiej został już powyżej przytoczony:) więc ja zacytuję inny,w którym się niedawno zakochałam:
He Wishes for the Cloths of Heaven
Had I the heaven's embroidered cloths,
Enwrought with golden and silver light,
the blue and the dim and the dark cloths
Of night and light and the half-light,
I would spread the cloths under your feet:
But I, being poor, have only my dreams;
I have spread my dreams under your feet;
Tread softly because you tread on my dreams.
William Butler Yeats
Dorzucę jeszcze krótki fragment z "Notesu" Ryszarda Kapuścińskiego, który mnie po prostu poraził:
"Ty piszesz o człowieku w obozie
ja o obozie w człowieku
u ciebie druty kolczaste są na zewnątrz
u mnie kłębią się wewnątrz każdego z nas
-Myślisz że ta różnica jest taka wielka?
To są dwie strony tej samej męki"
"Chrystus" Krzysztof Kamil Baczyński
"Przejść długim płaczem zapomnianych ścieżek
przez puste, krwawe wydmy słów i szorstkich spotkań
spłynąć wykwitem płatków zmiodnialych na wiosnę
jak cisza biała, gęsta, miękką wonią słodka.
Przejść... gromnicami drzew odprawić święta,
krzyżami wonnych dni zasadzić puste drogi,
O łukach nieba, brudnych przechodniach pamiętać,
być przyjacielem smutnych i najcichszym bogiem.
I siać niepokój sumień w oczy - brudne szyby
na pośmiewisko i na kłamstwa wieków.
Przez drogi cierpkie, dalekie i gorzkie
po coś tu do nas przyszedł, boże czy człowieku?
I w końcu
kłamstwem rozcięli przymknięte powieki,
pękł kobalt nieba szorstkim poszumem błyskawic,
niebo spłynęło szybkim w horyzont odbiegłem
kroplami sinymi mleka ciszę zadławić.
Zastygła wolno krew na zwiędłych kartach księgi,
przechodzą bose nogi w pyle, jak co dzień
i kiedy konasz co dnia na krzyżach przydrożnych,
minę cię nieobaczny, zmęczony przechodzień."
Krzysztof Kamil Baczyński
Elegia o chłopcu polskim
Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
To dla mnie taki szczególny wiersz, dość prosty, ale w tym tkwi jego piękno, ma w sobie taki ładunek emocjonalny, że gdy go czytałam pierwszy raz napłynęły mi mi łzy do oczu przy poezji. Przejmujący utwór, którego przesłanie popieram. Jest tak obrazowy, że z łatwością może się trwale zapisać w pamięci i w sercu.
Wygnanie z raju
- Chodziłeś po dolinach i ogrodach
Najdoskonalszy swego władcy twór
Kwiatowy pył osiadał ci na stopach
Twarz chłodził tresowany wiatr
Zwierzęta grzały cię puszystą sierścią
W źrenicy tańczył strumieni błysk
A w zamian za to tylko posłuszeństwo
Uległość wobec Pana
Więcej nic
Tylko pokora wobec bezwzględnego nieba
Miłość do tego tylko co potrzeba
A ja nie mogłam bezczynnością żyć upojną
I zrobiłam to czego nie wolno
- Zrobiłaś - to się daje odczuć
Kaleczę sobie palce na kamieniach
A plecy jeszcze czują Archanioła miecz
I płaczesz idąc w dół po zboczu
U mojej szyi płaczesz ze zmęczenia
I nie masz nawet sił na starcie brudnych łez
- Dałam ci rozkosz
- Dałaś ból
- Dałam ci dumę
- I wstyd
- Więc powiedz po co jeszcze każesz mi iść z sobą
Skoro nie cierpisz mnie i drwisz?
- Utraciłem raj
- Więc po bezdrożach pójdziesz nie czekając cudu
- Utraciłem raj
- I będziesz walczył o każdy życia dzień
- Utraciłem raj
- Na próżno czekać będziesz końca swoich trudów
- Utraciłem raj
- Nie będziesz miał nikogo oprócz mnie
- Utraciłam raj
- Do końca nie zapomnę ci tej winy
- Utraciłam raj
- Będziesz cierpiała razem ze mną licząc dni
- Utraciłam raj
- I będę bił cię będę krzywdził bez przyczyny
- Utraciłam raj
- Jesteś słabością moją więc mi dodaj sił
- Pomóż mi przejść przez strumień
Rękę daj
- Utraciliśmy
Utraciliśmy
Utraciliśmy
Raj
Jacek Kaczmarski
1977 / 1978
Litania
Od swych ojców dojrzalsi, kiedy byli w tym wieku
Beznadziejną ich drogą podążamy - na przekór.
Czasem słabsi od kurzu wstrzymujemy wichury
I stawiamy pomniki zapomnianej kultury.
Czasem twardsi od skały i jak skała nieczuli
Omijamy spojrzeniem wyrywany bruk ulic.
Wszechstronniejsi od mędrców myśl chowamy na potem,
Nazywamy mus - łaską i światłością - ciemnotę.
Bardziej godni od królów z ziemi grząskiej od potu
Ślepym siłom historii wciąż skaczemy do oczu.
Lecz mądrzejsi od wodzów, z twarzą nisko przy ziemi
Podajemy im co dzień przerdzewiałe ich strzemię.
Śmiertelniejsi od kwiatów podnosimy się łanem
Kiedy kosa już w ruchu, a pokosy sprzedane.
Sprawiedliwsi od sędziów w trybunale wysokim
Z wyuczonym spokojem przyjmujemy wyroki.
Bezwzględniejsi od katów, wreszcie wielcy i sami
Na szafotach gadamy odciętymi głowami
Jacek Kaczmarski
Bolesław Leśmian "Urszula Kochanowska"
Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam pustkowie,
Bóg długo patrzał na mnie i głaskał po głowie.
"Zbliż się do mnie, Urszulo! Poglądasz, jak żywa...
Zrobię dla cię, co zechcesz, byś była szczęśliwa."
"Zrób tak, Boże - szepnęłam - by w nieb Twoich krasie
Wszystko było tak samo, jak tam - w Czarnolasie!" -
I umilkłam zlękniona i oczy unoszę,
By zbadać, czy się gniewa, że Go o to proszę?
Uśmiechnął się i skinął - i wnet z Bożej łaski
Powstał dom kubek w kubek, jak nasz - Czarnolaski.
I sprzęty i donice rozkwitłego ziela
Tak podobne, aż oczom straszno od wesela !
I rzekł: "Oto są - sprzęty, a oto - donice.
Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni rodzice!
I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w niebie,
Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić ciebie!"
I odszedł, a ja zaraz krzątam się, jak mogę -
Więc nakrywam do stołu, omiatam podłogę -
I w suknię najróżowszą ciało przyoblekam
I sen wieczny odpędzam - i czuwam - i czekam...
Już świt pierwszą roznietą złoci się po ścianie,
Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi pukanie...
Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni!
Serce w piersi zamiera... Nie!... To - Bóg, nie oni!...
NIEPOKORNI M, Smagłowski
O my niepokorni!
Osamotnieni, ale wolni;
Zawsze pod prąd
brniemy przez ten świat;
Uczciwość, lojalność, miłość
to tryptyk naszych wartości;
Nikt i nic ich nie zmieni;
Mogą nas rzucić na kolana,
ale my nigdy nie ulegniemy;
Z każdego upadku powstaniemy;
My co jesteśmy osamotnieni, ale wolni;
Przez świat zwani głupcami;
Niepokorni!
Modlitwa o wschodzie słońca N. Tenenbaum
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz, niech się ziści.
Niechaj się wola Twoja stanie,
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy, Panie.
Zbigniew Kulczycki:
""Wilk spotkał Anioła
razem idąc rozmawiali
towarzyszyła im siostra Wilka
Księżyc
Chmury kołysały się wrytm słów
A uśmiechy padały
Niczym liście na jesieni
Anioł zmęczony wędrówką
Chce opuścić samotnika
Ale chmury nie puszczają
Ścieżka nie zwalnia
Bo czasem warto
Pomilczeć z kimś,
kto mimo wielkiego bagażu, chęci odejścia
pragnie pobyć z Wilkiem"
- Nie jest to wiersz na pewno dzieło sztuki, ale ja ten wiersz uwielbiam. Może dlatego, że bardzo do mnie pasuje...
Poza tym praktycznie wszystkie wiersze Tetmajera i bardzo dużo Poświatowskiej. Z tego płci męskiej na przykład "O wichrze, wichrze!":
"O wichrze, wichrze! Wyrwij moją duszę
Z ciała i nieś ją w powietrzne głębiny
Jak ptak tatrzański zwleczony w niziny
Ja na nizinach szarpię się i duszę
Kędy chcesz nieś ją szalonym podmuchem
Rzuć gdzieś w pustkowiu dalekiem dalekiem
Nie chcę pamiętać, że jestem człowiekiem
A nie swobodnym, wolnym, skrzydlnym duchem!"
(przepraszam, jeśli pomyliłam jakieś słówko, ale pisałam z pamięci ;P)
oraz :
"Szukam Cię - a gdy Cię widzę,
udaję, że Cię nie widzę.
Kocham Cię - a gdy Cię spotykam,
udaję, że Cię nie kocham.
Zginę przez Ciebie - nim zginę,
krzyknę, że ginę przypadkiem..."
Ten wiersz uwielbiam z przesłanek osobistych - za każdym razem gdy kocham kocham dokładnie w ten sposób
Parafraza
(za C. K. Norwidem)
Dobrze, dobrze - wszędzie i zawsze,
Tak żyć, jak chcą bogi łaskawsze
Od zwycięskich bogów niewoli -
Tylko myśleć - słuchać i patrzyć
I Żadnego myślnika nie zatrzeć
W kalendarzu tego, co boli.
Tak pić, by się picia nie zaprzeć,
Wierzyć zawsze w to, co jest słabsze,
W beznadziei córkę - nadzieję.
Kochać to, co trudniejsze, lecz "prawsze"
Rozumiejąc to, co "nie nasze":
Wielbić wiatr - dlatego, że wieje.
Zapamiętać błędy ciekawsze
Otulając się duszy swej płaszczem
Co nie chroni przed żadnym urazem.
Raz przehulać, co jest hulaszcze
I przemyśleć zwykły sens następstw...
I za własną się wziąć parafrazę.
Jacek Kaczmarski
21.6.1989
Wiersze przytoczone przez was są piękne, ale moim skromnym zdaniem nie ma opcji "najpiękniejszy wiersz", bo nie to ładne co ładne tylko co się komu podoba, a o gustach się nie dyskutuje.
I się z Tobą zgadzam Ale w końcu nikt tu nie dyskutuje "Ty idioto, ten wiersz jest brzydki! Piękna jest tylko "Kaczka Dziwaczka!" "Nie debilu, Tetmajera nic nie pobije!" , tylko mówimy jakie wiersze się nam podobają... A w tym chyba nie ma nic złego... Poza tym nasz ulubiony wiersze dużo o nas mówi ;D
Ależ ja nie twierdzę że jest wym coś złego, oczywiście bardzo dobrze że może my "przedstawić" w tym miejscy ulubione wiersze, ja tylko chciałam powiedzieć że tytuł jest (moim skromnym zdaniem) źle skonstruowany, ponieważ właśnie sugeruje dyskusję pod takim właśnie kątem.
I tu się zgadzam w stu procentach (;
Długie Fraa.
To teraz ja, wiem że ten wiersz nie jest najpiękniejszy na świecie patrząc obiektywnie, ale dla mnie i owszem.
Wiersz o miłości na trzydzieści wersów
miłość, lat cztery i pół
dom nad morzem, lipiec, piąta rano
Agnieszka śpi, jej świat pod kołdrą w błękitne wieloryby
jest ciepły i bezpieczny
świt porozrywany na strzępy muzyki
(to nie magia, tylko włączone radio)
otwiera zielone oczy i krwawi z rany nad horyzontem
podnoszą się czteroletnie powieki, uchylają się drzwi
w drzwiach stoi ojciec
mówi - choć, pójdziemy polować na tygrysy
i idą w czerwieni wschodzącego słońca
zachwycone powietrze krzyczy między palcami i chowa się we włosy
nie zabijają żadnego tygrysa, niech tygrysy żyją
miłość, lat pięćdziesiąt siedem
dom w górach, grudzień, wieczór
Agnieszka i Jan siedzą przy stole, on wrócił z pracy i je zupę
ona patrzy na jego zmęczone ręce i brudne paznokcie
kiedy mówi nieśmiało - choć pójdziemy poszukać bursztynów
on się nie dziwi
więc idą w ciemność śpiącego cicho słońca
zimne powietrze ściska im skronie i wpycha ręce do kieszeni
nie znajdują żadnego bursztynu, niech bursztyny żyją
miłość, lat dziewięćdziesiąt sześć
dom opieki społecznej w zachodniej Polsce, wrzesień, noc
Agnieszka umiera, jej świat pod kołdrą w zielone jabłka
jest ciepły i bezpieczny
Agnieszce śni się może porozrywane na strzępy muzyki
(radio jest wyłączone, więc tym razem to magia)
idzie po plaży i spotyka tygrysa wyrzeźbionego z bursztynu
tygrys mówi - dziękuję
Autorka: Barbara Włosek
Większość z ww. jest naprawdę piękna, ale dla mnie i tak pozostaje tylko Baczyński (i może Baudelaire) z wierszem, w którym jest wszystko: radość i smutek, trwoga i nadzieja.
Sny (II)
Dziewczyna śpiąc odrzuca ręce w górę,
w sąsiedni sen, który się o nią otarł,
a nad nią drżą ciągnące długim sznurem
zjeżone kły - jak ciche myśli kota.
Więc bierze sen i mrucząc wtula usta
w puszystą sierść, przykłada ją do piersi,
aż skośny cień wychodzi nagle z lustra
i sen jak wzrok zachodzi białą śmiercią.
Dziewczyna śniąc nazywa po imieniu
zielony liść i chmury, które płyną,
i skośny cień zamknięty we wspomnieniu
i budzi się i nie zna żadnych imion.
A wtedy świt zamyka pusty pokój
jak biały dzwon. Dziewczyna w odrętwieniu
widzi w swych łzach różową krew obłoków
i tropy łap - jak czarnych gwiazd na ziemi.
(z Baczyńskiego polecam jeszcze Złą kołysankę i Białą magię)
Od jakiegoś czasu jestem zakochana w "Starości Owidiusza". W sumie nie mam pojęcia, czemu wcześniej nie zwróciłam uwagi na tę piosenkę. Odkryłam ją dopiero jak zapoznałam się z życiem i twórczością Owidiusza. I nie mogę przestać tego słuchać. Od paru tygodni. Na tyle, na ile w ogóle jakiś tekst poetycki jest w stanie to uczynić - ten tekst mnie wzrusza.
"Starość Owidiusza" - Jacek Kaczmarski
- Cóż, że pięknie, gdy obco - kiedyś tu będzie Rumunia
Obmywana przez fale morza, co stanie się Czarne.
Barbarzyńcy w kożuchach zmienią się w naród ambitny
Pod Kolumną Trajana zajmując się drobnym handlem.
Umrę, patrząc z tęsknotą na niedostrzegalne szczyty
Siedmiu wzgórz, które człowiek zamienił w Wieczne Miasto,
Skąd przez kraje podbite, z rąk do rąk - niepiśmiennych
Iść będzie i nie dojdzie pismo Augusta z łaską.
Nie ma tu z kim rozmawiać, zwój wierszy wart każdej ceny.
Ciała kobiet ciekawych brane pośpiesznie, bez kunsztu
I bez szeptów bezwiednych - chłoną nie dając nic w zamian
Białe nasienie Imperium w owcą pachnącym łóżku.
Z dala od dworu i tłumu - cóż to za cena wygnania?
Mówiłem wszak sam - nad poezją władza nie może mieć władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza, niż kupcom za opał kadzić.
Rzymu mego kolumny! Wróg z murów was powydziera
I tylko we mnie zostanie czysty wasz grecki rodowód!
Na nim jednym się wspieram tu, gdzie nie wiedzą - co Grecja,
Z szacunkiem śmiejąc się z czci, jaką oddaję słowu.
Sen, jedzenie, gra w kości do bólu w schylonych plecach,
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy - co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk:
Na pajęczynie wyrazów - barwy, zapachy i dotyk,
Łąki, pałace i ludzie - drżący Rzym mojej duszy -
Geometria pamięci przodków wyzbyta brzydoty,
Zwierciadło żywej harmonii diamentowych okruszyn.
Stoją nade mną tubylcy pachnący czosnkiem i czuję
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze - już Czarne - faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza.
Ooo, tak, Biała magia, cudo, no i oczywiście Znów wędrujemy, obrzędówka naszego szczepu, POMARAŃCZOWI RULES! Tylko muszę przyznać że Baczyński pisał bardzo ciężko.
Jedna uwaga do twojego postu, Dar Wiatr: tak oznaczony tekst trudno się czyta.
edna uwaga do twojego postu, Dar Wiatr: tak oznaczony tekst trudno się czyta
Mogłabyś sprecyzować, jestem nowy i nie bardzo wiem o czym do mniej pijesz?
Jej, wydawało mi się że piszę jasno.
Więc chodzi mi o to że czarne litery troszkę "znikają" na czerwonym tle, poza tym tło, przynajmniej mnie, troszkę rozprasza przy czytaniu.
Ale widzę że jednak usunąłeś tło.
TO DŁUGI TEKST, ALE WART POŚWIECENIA MU CZASU I MIEJSCA...
ZAPRASZAM DO NADEPOKOWEGO WIERSZA AUTORSTWA:
-------RUDYARD KIPLING'a-------
Jeżeli zdołasz zachować spokój, chociażby wszyscy już go stracili,
ciebie oskarżając;
Jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby wszyscy o tobie zwątpili, licząc
się jednak z ich zastrzeżeniem;
Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia;
Jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami;
Jeżeli nie odpłacasz za nienawiść nienawiścią, nie udając jednakże
mędrca i świętego;
Jeżeli - marząc nie ulegasz marzeniom;
Jeżeli rozumując - rozumowania nie czynisz celem;
Jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę, traktując jednakowo
oba te złudzenia;
Jeżeli ścierpisz wypaczanie prawdy przez ciebie głoszonej, kiedy
krętacze czynią z niej zasadzkę, by wydrwić naiwnych albo zaakceptujesz
ruinę tego, co było treścią twego życia, kiedy pokornie zaczniesz
odbudowę zużytymi już narzędziami;
Jeśli potrafisz na jednej szali położyć wszystkie twe sukcesy i
potrafisz zaryzykować, stawiając wszystko na jedną kartę;
Jeśli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku, bez słowa, nie
żaląc się, że przegrałeś;
Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły, by nie zawiodły, choćbyś od
dawna czuł ich wyczerpanie, byleby wytrwać, gdy poza wolą nic już nie
mówi o wytrwaniu;
Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwymi, nie tracąc uczciwości lub
spacerować z królem w sposób naturalny;
Jeżeli nie mogą cię zranić nieprzyjaciele ani serdeczni przyjaciele;
Jeżeli cenisz wszystkich ludzi, nikogo nie przeceniając;
Jeśli umiesz spożytkować każdą minutę, nadając wartość każdej
przemijającej chwili;
Twoja jest ziemia i wszystko, co na niej
i - co ważniejsze - synu mój
BĘDZIESZ CZŁOWIEKIEM
Fajny temat, ja uwielbiam poezję i ciężko było by mi okreslić, który wiersz jest tym "naj". Łatwiej sprecyzować mi autorów, bo najbliższy jest mi Władysław Broniewski i Krzysztof "Grabaż" Grabowski. Ten drugi może sam siebie za poetę nie uważa, ale autorem tekstów jest, tym bardziej, ze wydał niedawno tomik "Wiersze" (choć tytuł trochę chyba na przekór). Broniewskiego na przykład uwielbiam "Przypływ" i "Moja miła", Grabaża zaś "Nikt tak pięknie nie mówił, że sie boi miłości".
Halina Poświatowska
***
w twoich doskonałych palcach
jestem tylko drżeniem
śpiewem liści
pod dotykiem twoich ciepłych ust
zapach drażni-mówi: istniejesz
zapach drażni- roztrąca noc
w twoich doskonałych palcach
jestem światłem
zielonymi księżycami płonę
nad umarłym ociemniałym dniem
nagle wiesz- że mam usta czerwone
-słonym smakiem napływa krew-
Valse Triste -Stanisław Lem
Dźwięki jak białe palce
Rozchylają łagodną ciszę.
Naciskam czarne klawisze
Jakbym pisał srebrem list.
Ton rysuje coraz wyraźniej
Ciebie, światło mej wyobraźni,
Jasny ślad twoich oczu na wietrze.
Figurynki tańcują w chórze,
Bas zacina się w klawiaturze
I lecą dzwonki w powietrze.
Gram przeloty lekkich pejzaży,
Macierzankę śródleśnych mogił
I z melodii, jak z polnej drogi,
Widzę biały zarys twej twarzy.
Czasem głos twój nawet usłyszę.
Wieczór w oknach dopada błękit
Miesza duże gwiazdy z muzyką.
Jak przez ogród szedłem przez dźwięki.
Aby spotkać ciebie i ciszę.
Beethoven, symfonia piąta- Stanisław Lem
[i]allegro con brio[i]
Gwiazdo najłagodniejsza, uśmiechu, co z bliska
Wyłaniasz się z błyskawic wysoki: melodio,
W tobie struny kolorów, tętniące ogniska
I szkielety żelaza, które pożar pogiął.
Przebudziłaś mnie z jawy. Kiedy głos twój woła,
Głaz dyszy, przepaść gada ustami z kamienia,
Odkupione są zbrodnie i jasna jest ziemia
A cisza, kiedy milczysz, jest jak grób anioła.
Przebudziłaś mnie z jawy. Ty ciemność u czoła.
Oto się odwalają sklepienia pochmurne
Dzień i noc obejmują rękami obiema
Nasz glob: na czarnej kuli wyryty poemat
Jak pełną nienazwalnych horyzontów urnę.
Cała esencja tego, na co w życiu czekamy i przed czym drżymy- co nas stworzyło i co nas niszczy:
Pytasz, co w moim życiu... - Jan Lechoń
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.
Legenda o miłości
On ją dostrzegł nagle, ona go dojrzała
I świat im zniknął z oczu, jak z dmuchawca puszek.
Ciało - jak powietrza - zapragnęło ciała
I czujnie się jęły obwąchiwać dusze.
Tyle niepewności i odwagi tyle!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę...
Liczyli razem gwiazdy, biedronki i ptaki,
Bo na siebie liczyć nie śmieli na razie.
Każdy gest - sygnałem, każdy uśmiech - znakiem,
Los - szyderczym szyfrem, astrologią wrażeń.
Tyle prawd przewrotnych i tajemnic tyle!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę...
Aż wręczył jej tulipan: prężny, łebski, gładki,
Purpurą nabrzmiały, jak płonącym mrokiem.
A ona na to róży rozchyliła płatki,
By spłynęły po nich życionośne soki.
Tyle tkliwych lęków w nieuchronnej sile!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę...
Misterium energii - wulkan, błyskawice,
Szramy po pazurach i chwalebne sińce;
Zachłanną bachantkę skrzesał z bladolicej,
Ona - z trubadura - swego barbarzyńcę.
Tyle zapamiętań i przebudzeń tyle!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę...
Gniazdo i pisklęta, spełnione pragnienia,
Uznali więc, że teraz stać ich już na wszystko:
Za dnia naprawiali usterki istnienia,
Nocą przy kominku strzegli paleniska.
Tyle dobrej woli, próżnych trudów tyle!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę...
On ją zaczął zdradzać, choćby i w marzeniach,
Ona drżała - czując cudzych oczu dotyk...
Czas im siebie skąpił na wspólne olśnienia,
W bitwy się zmieniały codzienne kłopoty.
Tyle w nich oskarżeń i winy w nich tyle!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę.
I dopadł ich spokój. Ani się spostrzegli -
Już grzali zziębłe stopy, choć wygasł kominek.
I jeszcze z nawyku stare kłótnie wiedli,
Gdzie miłość błądziła, jak zbędny przecinek.
Tyle niespełnienia i przesytu tyle!
Ale już wiedzieli, że tylko przez chwilę...
Aż jemu się zmarło i ona w ślad za nim
Odeszła między gwiazdy, ptaki i biedronki.
Wszak byli na wieczność w sobie zakochani,
Nie cierpiąc nawet w kłótniach najkrótszej rozłąki.
Tyle było życia - konania w nich tyle...
Ani nie poczuli, że tylko przez chwilę.
Jacek Kaczmarski
22.2.2001
Łał, świetne. To piosenka?
To piosenka?
Tak. Chociaż w wersji śpiewanej - nie przepadam. Zdecydowanie wolę sam wiersz.
Poezja śpiewana właściwie sama w sobie jest nurtem, w którym nad wszystkim góruje tekst. Rzadko kiedy ktoś jej słucha ze względu na muzykę, oprawa muzyczna jest skromna. Ale w końcu w dawnych wiekach, bardów słuchało się głównie dla historii, o których śpiewali.
Oczywiście, dodawać nie muszę, że sam tekst smutny-co przez to idzie- piękny.
Przesłuchałam tą piosenkę. Głosowi Karczmarskiego nic zarzucić nie można, tekstowi oczywiście też nie, ale ogólnie mogłaby być wykonana lepiej. Czyli ogólnie się z tobą, ann, zgodzę.
Ann jako miłośniczka J. Kaczmarskiego na pewno słuchałaś jego tekstów/piosenek nagranych nie tak dawno przez dwa zespoły: Habakuk i (moje ukochane ) Strachy na Lachy. Kaczmarski to postać, moim zdaniem, dość kontrowersyjna- zarówno jako artysta, jak i prywatnie. Kiedyś miałam przyjemność pisać pracę o jego twórczości, a talent do pisania tekstów facet miał.
[ Dodano: 2008-06-06, 11:45 ]
Poezja śpiewana właściwie sama w sobie jest nurtem, w którym nad wszystkim góruje tekst.
Nie musisz mi tego mówić Ale chyba zgodzisz się, że u Kaczmarskiego muzyka i tekst niejednokrotnie tworzą całość, muzyka jest skromna, ale podkreśla to, o czym JK śpiewa. A w przypadku Legendy o miłości, gdzie tekst (jak zawsze ) jest świetny, to całość jakoś mi "nie gra".
Hmm chyba jeszcze o czymś nie wspominałam... Niesamowicie podoba mi się tekst:
Strącenie aniołów - Jacek Kaczmarski
Chóry śpiewały chóry śpiewały chóry śpiewały milczał głos
Który powinien wszystko wyjaśnić
Szły tłumy białe szły tłumy białe
Nad umowną krawędź przepaści
Nad umowną krawędź przepaści
Nad umowną krawędź przepaści
Tam stali oni tam stali oni tam stali oni i stał on
Skrzydła im ścierpły w długiej niewoli
A wokół skroni a wokół skroni
Nie mają już aureoli
Nie mają już aureoli
Nie mają już aureoli
Udowodniono udowodniono udowodniono wszystkim bunt
I wszyscy dzisiaj będą strąceni
W twarzach znajomych w twarzach znajomych
Nie blask niebiański się mieni
Nie blask niebiański się mieni
Nie blask niebiański się mieni
Niektórzy dumnie niektórzy dumnie niektórzy dumnie prężą kark
Gdy w dół ich miecz ognisty spycha
Tłumaczą w tłumie tłumaczą w tłumie
Nie duma to lecz pycha
Nie duma to lecz pycha
Nie duma to lecz pycha
Niektórzy płaczą niektórzy płaczą niektórzy płaczą krzyczą w głos
Ich wrzask zagłusza chór anielski
Niektórzy skaczą niektórzy skaczą
Chcą być przeklęci pierwsi
Chcą być przeklęci pierwsi
Chcą być przeklęci pierwsi
Ostatni spadnie ostatni spadnie ostatni spadnie pierwszy z nich
Czerniejąc w locie po koronę
Po nim zostanie po nim zostanie
Biel tłumu głos stłumiony
Biel tłumu głos stłumiony
Biel tłumu głos stłumiony
Więc egzekucja więc egzekucja więc egzekucja dokonana
Anioł szatanem nazwie brata
Na chwałę Pana na chwałę Pana
Na chwałę Pana na chwałę Pana
I wieczną rozpacz świata
I wieczną rozpacz świata
I wieczną rozpacz świata
A w formie piosenki, z muzyką - to już w ogóle miodzio.
Ann chodziło mi o to, że na tamte czasy mógł on być kontrowersyjny- na równi z innymi artystami, którzy pisali utwory potępiające ówczesny ustrój polityczny.
P.S. Chyba dwa razy wysłałam Ci na priv tę samą wiadomość- czasem jeszcze gubię się w tej Sieci
P.S. Chyba dwa razy wysłałam Ci na priv tę samą wiadomość- czasem jeszcze gubię się w tej Sieci
Nic się nie stało
Często wracam do Tuwima (mam do niego sentyment, bo był bohaterem mojej pracy magisterskiej), jego "Erotyk":
Już się o grzechy noce proszą,
Już z wiosny znów jak z bólu krzyczę,
Nieubłaganą mnie rozkoszą
Zakuj w ramiona ratownicze!
A jeśli zacznę się na nowo
Wyrywać zbuntowanym ciałem,
Powiedz mi wreszcie pierwsze słowo,
Którego nigdy nie słyszałem.
Bo znów pogański samum wieje
W pędach, zawrotach, burzach, blaskach!
Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję,
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj!
[ Dodano: 2008-06-13, 22:32 ]
Stanisław Barańczak - Powiedz, że wkrótce
Powiedz krtani, że wkrótce. I powiedz powiece,
tej kołdrze z piaskiem pod nią, księżniczce, nad ranem
drażnionej ziarnkiem grochu. (Bo późno: po trzeciej).
W... no, to słowo, też na wpół martwe... w "powiecie"?
W powiecie skóry wszyscy znają się nawzajem.
Powiedz krtani, że wkrótce. I powiedz powiece.
Wieści krążą tu, z ust do własnych ust, powietrze
przez magnetofon tętnic przewija nagrane
pogłoski: ziarna gromu. Już późno, to przecież
prawie świt. Stań w łazience, patrz z bliska na powierzchnię
lusterka. Nie w twarz na dnie. W to, co zezna na niej
pyłek, rysa szkła. Powiedz krtani. I powiece.
Po pierwsze, że już wkrótce. Po drugie - po jeszcze
bardziej pierwsze - że całą widzianą na jawie
ciemnością ziarnka grobu, choć późno, poprzecie
właściwą stronę skóry, tę, gdzie się po wieczne
mgnienie skupiło Wszystko znane, nienazwane.
Którą? Wiesz przecież. Powiedz krtani. I powiece
na tym jej ziarnku globu, za późno: Po trzecie -
Ładny. Ale... jesteś pewna że dobrze zamieściłaś? Dziwnie podzielone strofy, ale może taki jego urok...
Jestem miłośniczką prozy, ten jednak wiersz jako jeden z bardzo(!) niewielu trafia prosto do mojego małego serduszka:
Wisława Szymborska
Milosc od pierwszego wejrzenia
Oboje sa przekonani,
ze polaczylo ich uczucie nagle. Piekna jest taka pewnosc,
ale niepewnosc jest piekniejsza.
Sadza, ze skoro nie znali sie wczesniej, nic miedy nimi nigdy sie nie dzialo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na ktorych mogli sie od dawn mijac?
Chcialabym ich zapytac, czy nie pamietaja -
moze w drzwiach obrotowych kiedys twarza w twarz?
jakies ,,przepraszam'' w scisku? glos ,,pomylka'' w sluchawce?
- ale znam ich odpowiedz.
Nie, nie pamietaja.
Bardzo by ich zdziwilo,
ze od dluzszego juz czasu
bawil sie nimi przypadek.
Jeszcze nie calkiem gotow zamienic sie dla nich w los, zblizal ich i oddalal,
zabiegal im droge
i tlumiac chichot
odskakiwal w bok.
Byly znaki, sygnaly,
coz z tego, ze nieczytelne.
Moze trzy lata temu
albo w zeszly wtorek
pewien listek przefrunal
z ramienia na ramie?
Bylo cos zgubionego i podniesionego. Kto wie, czy juz nie pilka
w zaroslach dziecinstwa?
Byly klamki i dzwonki,
na ktorych zawczasu
dotyk kladl sie na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni. Byl moze pewnej nocy jednakowy sen, natyczmiast po zbudzeniu zamazany.
Kazdy przeciez poczatek to tylko ciag dalszy,
a ksiega zdarzen
zawsze otwarta w polowie.
Hymn o milosci.
Gdybym mowil jezykami ludzi i aniolow,
a milosci bym nie mial,
stalbym sie jak miedz brzeczoca
albo cymbal brzmiacy.
Gdybym tez mial dar prorokowania
i znal wszystkie tajemice,
i posiadal wszelka wiedze,
i wszelka[mozliwa] wiare,tak izbym gory
przenosil,
a milosci bym nie mial,
bylbym niczym.
I gdybym rozdal na jalmuzne cala majetnosc
moja,
a cialo wystawil na spalenie
lecz milosci bym nie mial,
nic bym nie zyskal.
Milosc cierpliwa jest,
laskawa jest.
Milosc nie zazdrosci,
nie szuka poklasku,
nie unosi sie pycha;
nie dopuszcza sie bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi sie gniewem,
nie pamieta zlego;
nie cieszy sie z niesprawiedliwosci,
lecz wspolweseli sie z prawda.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim poklada nadzieje,
wszystko przetrzyma.
Milosc nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa,ktore sie skoncza,
albo jak dar jezykow,ktory zniknie,
lub jak wiedza,ktorej zabraknie.
Po czesci bowiem tylko poznajemy
i po czesci prorokujemy.
Gdy zas przyjdzie to, co jest doskonale,
zniknie to,co jest tylko czesciowe.
Gdy bylem dzieckiem,
mowilem jak dziecko,
czulem jak dziecko,
myslalem jak dziecko.
Kiedy zas stalem sie mezem,
wyzbylem sie tego, co dzieciece.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle,niejasno;
wtedy zas[zobaczymy] twarza w twarz.
Teraz poznaje po czesci,
wtedy zas poznam tak, jak i zostalem
poznany.
Tak wiec trwaja wiara,nadzieja,milosc
te trzy:
z nich zas najwieksza jest milosc.
Tak, wszystko fajnie, piękny utwór, ale nie jest wierszem (tylko hymnem)... Aha no i warto by dodać że to fragment z listu św. Pawła do Koryntian rozdział 13, no i chyba nie muszę dodawać że to tekst z Pisma Świętego (ale na wszelki wypadek dodam).
Droa Kasandro hej,
dziekuje za...tak...to prawda,swieta prawda co piszesz...rozumie...
a jesli dla mnie"Hymn do milosci"jest najpiekniejszym wierszem,
najpiekniejsza piesnia,najpiekniejsza modlitwa,najpiekniejszym wolaniem?coz mam
poczac?hmm?Wiem forum i jasno okreslony temat ok,znam temat dla mnie"Hymn
do milosci"jest najpiekniejszym wierszem rowniez...
Czyz nie mam prawa miec takich odczuc?hmm...Pozdrawiam serdecznie.
"Ucze sie Ciebie czlowieku,
po woli sie ucze,po woli
od tego uczenia trudnego
cieszy sie serce i boli.
O swicie nadzieja rozkwita,
pod wieczor niczemu nie wierzy,
czy watpi?czy ufa?
jednako do Ciebie czlowiecze nalezy".
zagiel - prosiłabym o nieco więcej staranności przy pisaniu - spacje, literówki i tego typu kwiatki bardzo utrudniają lekturę Twoich wypowiedzi.
Kasandro - hymn, jakby nie patrzeć, jest pieśnią (pochwalną, owszem). Czyli w sumie też wierszem, bo jednak mowa wiązana. "wiersz" to określenie bardzo ogólne. Ot, taka rzecz jak tekst piosenki - też często pasuje. "wierszem" tak naprawdę może być bardzo wiele tekstów.
Wydaje mi się, że "Hymn o miłości" to akurat każdy zna i nie trzeba podpisywać skąd to jest. Aczkolwiek tak generalnie starajmy się dopisywać tytuł i autora tekstu, który wklejamy.
Uczę się ciebie człowieku - Liebert Jerzy
Uczę się ciebie, człowieku
Powoli się uczę, powoli
Od tego uczenia trudnego
Raduje się serce i boli.
O świcie nadzieją zakwita
Pod wieczór niczemu nie wierzy
Czy wątpi, czy ufa-jednako-
Do ciebie, człowieku należy
Uczę się ciebie i uczę
I wciąż cię jeszcze nie umiem-
Ale twe ranne wesele,
Twą troskę wieczorną rozumiem.
Toast.Cz.Milosz
"W szkole juz mi sie kpina niejedna dostala
Za wielbienie poezji,co niezrozumiala
I takiegoz malarstwa.Juz wtedy Picasso
Budzil gniew ludzi wyzszych wykwintem i rasa
Nad takie bohomazy."Komu to potrzebne-
Krzyczeli-Czy to zdrowe moralnie?Czy piekne?"
Ty,huczac glosem trzmiela ,byles zawsze pierwszy
Do zartow z nowoczesnych obrazow i wierszy.
Mojego wieku chcialem zostac wiernym synem
Nie,zeby zaraz czolo przystrajac wawrzynem,
Ale bardziej od innych w tym bylem szczesliwy,
Ze swiat mi pokazywal niepojete dziwy
Barwy,ksztaltu i dzwieku.Bo to wielka era,
Co tworzy moznosc nowa i oczy otwiera.
Z tysiaca kretych sciezek,ktore w nicosc wioda
Dzwiga sie cos,co nie jest kaprysem ni moda
I do epoki Giotta przyrownam odkrycia
Zrobione w panstwie sztuki za naszego zycia.
Niechaj ciebie nie zmyla czestochowskie rymy:
Od nas takze zalezy,co w dziejach widzimy.
Zauwaz moj rysunek.Umie jedna kreska
Stworzyc kraj,miasto,potop czy pania Wisniewska,
Bo z odkryc moich mistrzow wyciagnalem wnioski,
Tylko dlatego sluzy mi rym czestochowski,
Jak o poranku w gorach,kiedy mgla sie przetrze
I na radosne,jasne wygladasz powietrze,
Tak wchodzisz w nowy wiersz moj,moze nie ognisty,
Ale ostry,dobitny,krystalicznie czysty.
I bede go uzywac,chociaz oleodruk
W godnosc spolecznej sztuki znow dzisiaj sie oblokl[...]
W sluzbie polskiej poezji zyc postanowilem
Chocby przyszlo mi zostac nieznaczacym pylem
Na tej gorze,skad ida niesmiertelne blyski.
Trudniej,mysle,ja zdobyc,niz paszport brytyjski.[...]
A poezja jest prawda.I kto ja obedrze
Z prawdy,niech jej kupuje trumne kuta w srebrze."
[ Dodano: 2008-09-02, 10:27 ]
Zdecydowanie ten.
Rok nieistnienia, Leśmian
Nadchodzi rok nieistnienia, nadchodzi straszne bezkwiecie,
W tym roku wszystkie dziewczęta wyginą, niby motyle,
Ja pierwsza blednę samochcąc i umrzeć muszę za chwilę -
I już umieram - o, spojrzyj ! - i już mnie nie ma na świecie !
Ucz się pożądać mej śmierci, ponętne pieścić nietrwanie,
Całować mrzonkę, co dla cię kształt ust czerwonych przybiera,
I wierzyć w radość mych cieni i w oczu mych obcowanie
Nie widzi, jeno obcuje ten, co naprawdę umiera.
Uczył się kochać umarłą, pieścił dłoń, której nie było,
Całował oczy zamknięte, każdą powiekę z osobna,
Porozumiewał się z piersią, jak z pełną pieszczot mogiłą -
Ale nie wiedział, co czuła, bo nazbyt była zagrobna.
Czy czujesz moje pieszczoty i pocałunki i radość?
Czyli nie bolą cię mroki i nieistnienia nadmiary?
O, wyznaj wszystko do końca, uczyń tęsknocie mej zadość,
Zadrżyj z miłości pośmiertnej, jeślić dostępne jej czary !
Czemuż tak wątpisz o zmarłej? Wszak już do cudów nawykam.
Miłości jestem posłuszna i szczęściu się nie opieram!
I czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej zanikam,
I czuję twe pocałunki i coraz bardziej umieram.
ja chylę czoła przed...
Autor wiersza : Szymborska Wisława
Tytul wiersza : Dworzec
Nieprzyjazd mój do miasta N. odbył się punktualnie.
Zostałeś uprzedzony niewysłanym listem.
Zdążyłeś nie przyjść w przewidzianej porze.
Pociąg wjechał na peron trzeci.
Wysiadło dużo ludzi.
Uchodził w tłumie do wyjścia brak mojej osoby.
Kilka kobiet zastąpiło mnie pośpiesznie w tym pośpiechu.
Do jednej podbiegł ktoś nie znany mi, ale ona rozpoznała go natychmiast.
Oboje wymienili nie nasz pocałunek, podczas czego zginęła nie moja walizka.
Dworzec w mieście N. dobrze zdał egzamin z istnienia obiektywnego.
Całość stała na swoim miejscu.
Szczegóły poruszały się po wyznaczonych torach.
Odbyło sie nawet umówione spotkanie.
Poza zasięgiem naszej obecności.
W raju utraconym prawdopodobieństwa.
Gdzie indziej.
Gdzie indziej.
Jak te słówka dźwięczą.
Jestem mały miś (mam słabość do tego tekstu )
Georges Brassens, tłumaczenie - Jarosław Gugała
Nigdy w życiu mym nie umiałem zdjąć
Czapki przed nikim,
A teraz na twarz, na kolana ryms -
Przed jej bucikiem.
Byłem wściekłym psem, ona uczy mnie,
Jak jeść z jej rączki.
Miałem wilcze kły, zamieniłem je
Na mleczne ząbki.
Jestem mały miś, własność lali tej,
Co palec ssie, kiedy zasypia.
Jestem mały miś, własność lali tej,
Co mamy chce, gdy jej dotykam.
Byłem twardy drań, ona sprawia że,
Jak z makiem kluska.
Smaczny, słodki i ciepluteńki wciął
Wpadam w jej usta.
Mleczne ząbki ma, kiedy śmieje się
I kiedy śpiewa,
Lecz ma wilcze kły, gdy jest na mnie zła,
Kiedy się gniewa.
Jestem mały miś, własność lali tej,
....
Siedzę w kącie mym i cichutko łkam
Pod jej pantoflem,
Kiedy wścieka się, choć powodu brak,
Bo jest zazdrosna.
Jestem mały miś, własność lali tej,
....
Pewien śliczny kwiat wydał mi się raz
Ładniejszy od niej,
Pewien śliczny kwiat, zginąć musiał więc,
Pod jej pantoflem
Jestem mały miś, własność lali tej,
....
Wszyscy mędrcy wciął wykrzykują mi,
że w jej ramionach,
Gdy skrzyżują się, gdy oplotą mnie,
Niechybnie skonam.
Może będzie tak, może będzie siak,
Ale dość krzyków!
Jeśli zginąć mam, jeśli wisieć mam,
To na jej krzyżu
Odchodzę powoli po cichu jak to koń
Przed oczami zamglonymi śmiercią zielony bezkres... zielony bezkres
Poderwać się z ziemi w galop zmartwychwstać
Rozwinąć skrzydła rozprostować nogi odrętwiałe pracą
Wyciągnąć szyję zaczerpnąć tchu bez bólu, bez trudu
Piękny jestem po tamtej stronie piękny, aż wzruszenie chwyta
Nie boję się nie cierpię nie umieram
Jestem piękny galopuję poprzez zielony bezkres
Ja koń.
Ten wiersz, jako jeden z niewielu utworów, był bardzo bliski wywołania u mnie łez gdy po raz pierwszy go czytałam. Nie jestem pewna kto jest autorem, możliwe że to moja znajoma prowadząca fundację na rzecz koni (nie pytałam, ale znając ją w życiu by się nie przyznała), znalazłam go na stronie internetowej tej że fundacji.
Jestem piękny galopuję poprzez zielony bezkres
Ja koń.
To mi się podoba. Naprawdę ten fragment do mnie przemawia, jest w tym duma tego konia. Reszta nie bardzo mi przypada do gustu, nie ma w tym melodii. I trochę mnie drażni niekonsekwencja przy interpunkcji, która raz jest, raz jej nie ma.
Ale te dwa ostatnie wersy naprawdę mi się podobają.
Weź pod uwagę, że pisała to osoba która (najprawdopodobniej) nie ma nic wspólnego z poezją oprócz tego wiersza, za to ponad wszystko kocha konie, z resztą bije od niej takie... coś że przy niej nie da się ich nie kochać.
moje ostatnie odkrycie
Stanisław Barańczak- 19.12.79: Czyste ręce
Palce młodego porucznika Służby Bezpieczeństwa,
który w komisariacie dworcowym wertował,
podnosząc na mnie co chwila pełen wyrzutu wzrok,
wydobyte z moich bagaży rysunki Jana Lebensteina,
nie zostawiły na papierze żadnych śladów.
Dziwne,
Nie żebym się spodziewał plam krwi, smug potu, brudu,
czy choćby tłustych odcisków, które podobno zostawiał na książkach
lubiący czytać przy jedzeniu Wielki Nauczyciel Ludzkości:
praca młodego porucznika Służby Bezpieczeństwa
jest czysta,
on sam ma tytuł magistra praw
i nawyk higieny osobistej, wyniesione
z kulturalnej,
inteligentnej rodziny.
A jednak
byłoby jakoś naturalniej,
gdyby na naszych wierszach, rysunkach, dziennikach i mózgach
pozostawiali, choćby na pamiątkę,
swój niepowtarzalny (linie papilarne!) ślad
ci najwnikliwsi z odbiorców współczesnej sztuki;
zwłaszcza gdy ocalają ją od zagłady jednym niechętnym zdaniem:
"No dobra,
ostatecznie
możemy panu tego nie konfiskować."
Życie to nie teatr
Życie to nie teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra!
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja - teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo Ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz kaleka nie ja jestem, tylko ty!
.......................................................................................
.......................................................................................
Dzisiaj bankiet u atrystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, niedostepna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!
Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja - teatry to dwa.
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieję się, to w krąg się śmieje świat!
Piosenki 1973 Edward Stachura.
Nie lubię poezji. A to jedyny wiersz, który tak naprawdę mnie poruszył.
Na romatyczną nutę
Rozmowa liryczna, K.I. Gałczyński
- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cie w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.
Kochać i tracić , pragnąć i żałować
Padać boleśnie i znów się podnosić
Krzyczeć tęsknocie ,, precz,, i błagać ,, prowadź
O to jest życie , nic , a jakże dosyć
Zbiegać za jednym klejnotem pustynię
Iść w toń za perłą o cudu urodzie
A żeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie
Leopold Staff
"Kochać i tracić"
Prośba o wyspy szczęśliwe
A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawież,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej,zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij ,snem muzykalnym zasyp,otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudż ze snu.
Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż,serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłścią.
K.I. Gałczyński
Dom
Dom nad porami roku
dom dzieci zwierząt i jabłek
kwadrat pustej przestrzeni
pod nieobecną gwiazdą
dom był lunetą dzieciństwa
dom był skórą wzruszenia
policzkiem siostry
gałęzią drzewa
policzek zdmuchnął płomień
gałąź przekreślił pocisk
nad sypkim popiołem gniazda
piosenka bezdomnej piechoty
dom jest sześcianem dzieciństwa
dom jest kostką wzruszenia
skrzydło spalonej siostry
liść umarłego drzewa
Zbigniew Herbert
List
Jak bukiecik fiołków
Ciebie dotknąłem ustami.
O,wiosno,dawna wiosno!
pod iluż leżysz śniegami?
Gdzie płatki śniegu przez rzęsy,
Twoje do ziemi lecące,
gdzie kwiaty,które powiędły,
gdzie wszystko,co już minione?
Ileż między nami ziemia,
jaka przestrzeń lezy odłogiem!
Nie mogę ujarzmić pamięci,
nie mogę.
Twój uśmiech wspominany
z jakiej ogromnej leci odległości.
Wszystkiego żal mi,
nawet smutku,nawet zazdrości.
Tu płatków śniegu spadanie
błahe i wieczne.
Gdzie twojego serca bicie? gdzie to przekomarzanie
chorego ciałą ze śmiercią?
To jest miłość:taka harmonia,
że śmiech się z płaczem kołysze,
i taka straszna tęsknota,
że pióro po sercu pisze.
Roman Bratny
Tyle tych pieknych wierszy,można je czytać godzianmi tonąc w marzeniach
Dom
Ludzie, gdy poczuli strach
Zaraz wymyślili dach
Kiedy wyszło,
że nie każdy o tej samej porze może
być pijany
no to wymyślili ściany
Gdy się nagle stało jasne
że na człeka, na kolację
nie przypada cały wół
zaraz wymyślili stół
Kiedyś biegli, jak to zimą dla rozgrzewki
jeden stanął, mówi-ileż można biec?
- chodźmy, wymyślili piec.
I tak ludzkość
wytężając
a to rozum
a to serce
a to ręce
doszła żmudnie i powoli
do kafelków
w
łazience.
Tak więc ludzkość
jeśli nie policzyć bomb
głównie wymyślała DOM
Nawet koło
Wymyślono nie z powodu "ciężka praca"
Koło wymyślono po to
by do domu szybciej wracać
A proch? - Dziś tak już znienawidzony
wymyślono przecież po to
by móc zwiedzać inne domy.
Ale w domu
choćby róże rosły w murze
telewizor był w glazurze
i w doniczce każdej kran
Jeśli serce nie zamieszka
To to będzie PUSTOSTAN
Też mam dom. Kocham ten wiersz, jest cudowny.
Miłe Panie zapomniałyście o podpisaniu wierszy... czyje to - te Wasze ulubione...
bo teraz wynika że Waszego są one autorstwa...?
(ten: Roman Bratny zlał się z tekstem... - więcej staranności)
Oczywiście, zapomniałam, już podaję: Andrzej Poniedzielski, gdzie, niegdzie jest podany tytuł "Sielanka przydomowa" nie wiem który jest prawdziwy.
Jak biały kamień
Jak biały kamień w głębi studni ciemnej,
Tak we mnie jedno czai się wspomnienie.
Nie walczę z nim i walczyć by daremno,
Bo w nim i radość moja, i cierpienie.
I chyba każdy, kto mi spojrzy w oczy,
Wyczytać musi je z ich smutnej treści.
I głębszym smutkiem twarz mu się zamroczy,
Niż gdyby słuchał samej opowieści.
W przedmioty ludzi niegdyś przemieniano
Ze świadomością im pozostawioną,
By smutki cudze wieczną były raną.
Tak w me wspomnienie ciebie przemieniono.
Anna Achmatowa
[ Dodano: 2009-04-05, 17:34 ]
***
Panu Jackowi Łukasiewiczowi
Mój szerokostopy mózg, co z głowy mi wyszedł
Przemierzywszy kroćset mil jawnym jest księżycem
Mój niebieskooki wzrok, co podążył za nim
Pokonując krótkość swą żeni go z gwiazdami
A mój religijny głód, co nie znosi braku
Zmyśla Boga, aby był tłem im oraz ramką
I już mój naiwny zmysł pobożnej harmonii
Pełnym głosem cieszy się z osiągniętej zgody
I już mój zaciekły bunt, najlepszy poeta
Po cichutku ostrzy nóż na kamieniu serca
Rafał Wojaczek
Trudno mi stwierdzić, który wiersz jest moim ulubionym, ale tymczasowo można rzec, że wojaczkuję i ten najbardziej do mnie przemawia x))
Konstanty Ildefons Gałczyński
List jeńca
Kochanie moje, kochanie,
dobranoc, już jesteś senna -
i widzę Twój cień na ścianie,
i noc jest taka wiosenna.
Jedyna moja na świecie,
jakże wysławię Twe imię?
Ty jesteś mi wodą w lecie
i rękawicą w zimie.
Tyś szczęście moje wiosenne,
zimowe, latowe, jesienne -
lecz powiedz mi na dobranoc,
wyszeptaj przez usta senne:
za cóż to taka zapłata,
ten raj przy Tobie tak błogi?...
Ty jesteś światłem świata
i pieśnią mojej drogi.
19 III 1942
Mrau...
Dlaczego jeszcze tego nie dodałam?
"Jabberwocky" - Lewis Caroll
(przekł: Maciej Słomczyński)
Było smaszno, a jaszmije smukwijne
Świdrokrętnie na zegwniku wężały,
Peliczaple stały smutcholijne
I zbłąkinie rykoświstąkały.
„Ach, Dżabbersmoka strzeż się, strzeż!
Szponów jak kły i tnących szczęk!
Drżyj, gdy nadpełga Banderzwierz
Lub Dżubdżub ptakojęk!”
W dłoń ujął migbłystalny miecz,
Za swym pogromnym wrogiem mknie…
Stłumiwszy gniew, wśród Tumtum drzew
W zadumie ukrył się.
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
Raz-dwa! Raz-dwa! I ciach! I ciach!
Miecz migbłystalny świstotnie!
Łeb uciął mu, wziął i co tchu
Galumfująco mknie.
„Cudobry mój; uściśnij mnie,
Gdy Dżabbersmoka ściął twój cios!
O wielny dniu! Kalej! Kalu”!
Śmieselił się rad w głos.
Było smaszno, a jaszmije smukwijne
Świdrokrętnie na zegwniku wężały,
Peliczaple stały smutcholijne
I zbłąkinie rykoświstąkały.
W wykonaniu Donovana - boskie. <nuci>
Krzysztof Kamil Baczyński - Elegia o ... [chłopcu polskim]
Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
20. III. 1944 r.
Wallace STEVENS
O poezji nowoczesnej
Poemat umysłu w akcie odnajdywania
Tego, co będzie odpowiednie. Kiedyś nie musiał
Szukać: scena była przygotowana; poemat powtarzał
Wcześniej napisany scenariusz.
Potem cały teatr zamieniono
Na coś innego. Jego przeszłość odeszła do lamusa.
Musi być żywy, musi opanować mowę konkretnego miejsca.
Musi stawić czoło mężczyznom tego czasu i wyjść na spotkanie
Kobietom tego czasu. Musi myśleć o wojnie
I odnajdywać to, co będzie odpowiednie. Musi
Budować nową scenę. Musi stanąć na tej scenie
I, jak zdesperowany aktor, powoli
I z uwagą wypowiadać słowa, które już w uchu,
Najdelikatniejszym uchu umysłu, powtarzają
Dokładnie to, co samo usłyszeć. Na ten dźwięk
Niewidoczna publiczność zaczyna słuchać,
Nie sztuki, ale samej siebie, wyrażonej
W uczuciu jakby dwojga ludzi, jakby dwóch
Uczuć zlewających się w jedno. Aktor jest
Metafizykiem w ciemności, szarpie
Instrument, szarpie obojętną strunę, która wydaje
Dźwięki wpadające czasem w zgoła czyste tony,
Obejmujące cały umysł, poniżej którego zejść nie potrafi,
Poza który nie chce wykroczyć.
Musi
Być odnajdywaniem zadowolenia, może
Być o mężczyźnie na łyżwach, tańczącej kobiecie, kobiecie,
Która czesze włosy. Poemat jako akt umysłu.
Przełożył Jacek Gutorow
Haliny Poświatowskiej...
Wczoraj pisałam wiersze
tak jak dziś rozdaję pocałunki
moje pocałunki potaniały
wiersze są coraz rzadsze
wiersze piszę już tylko wtedy
kiedy zrani mnie kolor kwiatu
albo kiedy nietoperz
w nocnym przelocie
dotknie mojego policzka
całuję o każdej porze roku
całuję przygodnie spotkanych
studentów lekarzy poetów
oni potem piszą o tym wiersze
tak jak ja rozdaje pocałunki
garściami
bezmyślnie
pospiesznie.
Stanisław Barańczak
Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził
Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.
I półprzytomny wstyd, że ona tak się trudzi,
to, co tłumione czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:
ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi
negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?
Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,
niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń
snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".
I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził
toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.
Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził,
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi."
Arthur Rimbaud
Śpiący w kotlinie
Zakąt, gdzie śpiewna rzeka śród bujnej zieleni
Czepia szaleńczo w locie o traw dzikich kępy,
Przelśnione dumnym słońcem gór, wodniste strzępy
Srebra. Kotlina, która blaskami się pieni.
Młody żołnierz z rozwartą wargą i odkrytą
Głową, wtuloną między modre, rośne ziele,
Śpi, pod niebem mu trawa miękkie łoże ściele,
Blady jest pod zielenią promieniami litą.
Stopy w mieczykach kwietnych wsparł. Śpi uśmiechnięty
Śmiechem chorego dziecka do sennej ponęty...
Zimno mu. Daj mu, ziemio, ciepłe sny łaskawie.
Woń twych kwiatów rozkoszą mu nozdrzy nie wzdyma:
Śpi w słońcu i na piersi jedną rękę trzyma,
Spokojny. W prawym boku ma dwie jamki krwawe.
Markiza
Z odległej kędyś krainy,
Z wieków, co dawno przebrzmiały,
Przyszłam do was w odwiedziny...
W rynsztunku mej dawnej chwały.
Obca tu jestem, więc staję
Nieśmiało oto i skromnie -
Czy z was mnie który poznaje?
Mówcie, czy kiedy śnił o mnie?
Czym może kiedy, czasami,
Z kartek pożółkłej gdzieś książki
Wykwitła nagle przed wami
Strojna w róż, muszki i wstążki?
Jam jest Markiza - ta sama,
Znana wam zdawnych powieści,
Ideał: kochanka, dama,
Co razem gardzi i pieści,
Co razem nęci i kusi,
W powabne iskrząc się błędy,
To znów w snach dławi i dusi
Zmorą straszliwej legendy;
Ja, której kaprys korony
Królewskie deptał tą nóżką,
A czasem znowu, szalony,
Paziów przygarniał w me łóżko;
W pochlebstwie od miodu słodsza,
W szyderstwie jak pocisk prędka,
W pieszczocie od bluszczu wiotsza,
To jak stal ostra i giętka;
Ja, której miłosny zakon
Wcielił do kunsztów swych ciemnych
Trucizny subtelnej flakon
I sztylet zbirów najemnych;
Ja, co drobniuchną mą dłonią
Zalotnie przysłaniam oczy,
Śledząc z umieszkiem, jak o nią
Krew strumieniami się toczy -
Z salonów moich złoconych,
Z mej gotowalni pachnącej,
Z ogrodów moich strzyżonych
Z lektyki mojej błyszczącej
Zeszłam tu do was na chwilę
Ot tak, zachcenie kobiece -
Ot, kaprys jak innych tyle,
Aby, nim rychło odlecę,
Tchnąć ku wam brzmieniem echowem
Minionych wieków piosenki,
Poigrać kuszącym słowem,
Krętym jak loków mych pęki,
Zmienić w majaków gorączkę
Sen waszych nocy spokojnych,
Obudzić w was słodką drżączkę
Pragnień zawrotnych, upojnych;
Rozniecić ognie najświętsze,
Przez które żyję i ginę,
W serc waszych wcisnąć się wnętrze
I bodaj na tę godzinę
Przerobić na m o j e prawo
Dusz waszych pustą za wiłość,
Że życia jedyną sprawą
Jest miłość, ach, ty lko miłość!
Że kto li stóp mych wiek strawi,
Najsroższe cierpiąc męczarnie,
Choć wszystką krew z serca skrwawi,
Ten dni swych nie przeżył marnie;
Że jeśli zechcę, odmienię
W słodycz najcięższą niedolę,
Bo jedno moje spojrzenie,
Ach, wszystkie uleczy bole;
Że jeśli szał czyichś rojeń
Me serce podzielić raczy,
Ach, wobec takich upojeń
Cóż szczęście aniołów znaczy!
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
Idę już, tak, czas mi w drogę -
Żyjcie szczęśliwi, żegnajcie;
Ja jedno radzić wam mogę:
Kochajcie, tylko kochajcie...
Żeleński Boy Tadeusz
Dla mnie ogromne znaczenie mają te dwa wiersze:
Miron Białoszewski - "Czarna Zima"
CZARNA ZIMA
ULICA NIE ZGASZONA
ŚWIT
stoję
ę to ja
ten patyk
na który nawija się
niebo z wronami
długo cierpliwie i w zapamiętaniu
chińsko
a potem to odwija, zwija
od siebie, do siebie
ile chce
pamięć
moja cesarska mość
kra
moja mać
Krzysztof Kamil Baczyński - "Kołysanka"
Nie bój się nocy - ona zamyka
drzewa lecące i ptasie tony
w niedostrzegalnych, mrocznych muzykach,
w przestrzeni kute - złote demony,
które fosforem sypiąc wśród blasku
wznoszą się białe, modre, różowe,
wznoszą się w lejach żółtego piasku,
w chmurach rzeźbione unoszą głowy.
Nie bój się nocy. Jej puchu strzegą
krople kosmosu, tabuny zwierząt:
oczy w nią otwórz, wtedy pod dłonią
uczujesz ptaki i ciche konie,
zrozumiesz kształty, które nie znane
przez ciebie idąc tobą się staną.
Nie bój się nocy. To ja nią wiodę
ten strumień żywy przeobrażenia,
duchy świecące, zwierząt pochody,
które zaklinam kształtów imieniem.
Ułóż wezbrane oczy w kołysce,
ciało na skrzydłach jasnych demonów,
wtedy przepłyniesz we mnie jak listek
opadły w ciepły tygrysi pomruk.
Ach te wspomnienia...
:arrow: Krzysztof Kamil Baczyński - "Kołysanka" Dobre, nawet bardzo, ale jednak wolę Złą kołysankę, albo Sny (II) - ale pisałem, jeśli pamięć mnie nie myli, o tym gdzieś w tym topiku.
Ostatnio chodzi mi po głowie wiersz Noga Tadeusza Peipera:
Ten hymn z jedwabiu ponad okrucieństwem z cukru;
ta wstęga, która wykwita z miękkich liści trzewika
i darząc napiwkiem światła tłumne zmarszczki bruku,
Topi ulicę w modlitwie gdy wśród niej światłem zamiga;
Która wieczorowi kładzie na stopy południe białe,
a jeśli nie jest słońcem, to jedynie dlatego
że słońce tylko świeci, ale nie umie być kwiatem;
która, zwołując pacierze wonną ciepłą kredą,
znika w plisowanym namiocie z krepdeszyny
- a wiatr nurza się w tej sukni niby usta w pucharze -
znika i żyje dalej? sklepień lśniące pyły
błogosławią ją? kłamie? lży obrazy moje i wasze?
spływa na uda jakie? przenosi rozkwitłe srebra
na rzeźbione wazy o kształcie włoskiego dnia, na biodra?
wachlarzem lśnień gładzi parę gołębi, która rozpiera
obłok koszuli? i jaka jest jej przystań? ta noga.
Chodzi mi o ten cały sztafaż środków poetyckich: hymn z jedwabiu ponad okrucieństwem z cukru; wstęga, która wykwita z miękkich liści trzewika; napiwek światła; albo to urocze cudeńsko, skromne na pozór a jakże zuchwałe i wymowne się okazuje: a jeśli nie jest słońcem, to jedynie dlatego że słońce tylko świeci, ale nie umie być kwiatem; zmarszczki bruku; czy absolutnie moja ulubiona metafora: [wiatr] gładzi parę gołębi, która rozpiera obłok koszuli - dawno nie pamiętam równie pięknej metafory kobiecych piersi...