ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Zapewniam was, że nie trzeba znać fandomu, żeby zrozumieć tego fanfika Początek wydaje się kiczowaty i oklepany, ale takie było moje zamierzenie. Lubię bawić się pewnymi schematami, a potem je brutalnie łamać. Zobaczymy czy was zaciekawi.
tytuł: "Magiel"
fandom: Doctor Who
kategoria: 13+
opis: Fik umiejscowiony między 4 a 5 sezonem, bo najłatwiej tam wepchnąć OC. Doktor kogoś spotyka (i wbrew pozorom nie jest to Mary Sue). Razem lądują na obcej planecie i TARDIS się psuje.
ostrzeżenia: crossdressing
status: nie skończony
Rozdział I
Kolejny dzień, kolejne problemy, można by powiedzieć. Czy może raczej kolejna noc. Doktor przywykł już do tego, że gdzie się nie znalazł, pakował się w kłopoty. Cokolwiek go goniło, do przyjaznych nie należało. Nie umiał nawet stwierdzić, jak wyglądało, gdyż było zamaskowane. Postronni ludzie mogliby pomyśleć, że to cosplayowicz przebrany za Bobę Feta wraca do domu z konwentu, jednak ze względu na późną nocną godzinę ulice były opustoszałe.
- Dlaczego to się zawsze musi kończyć jak w filmie klasy B? - powiedział do siebie Doktor, gdy zdał sobie sprawę, że znalazł się w ślepym zaułku.
To, co go wcześniej goniło, teraz celowało w niego ze swojej pokaźnej broni.
- Słuchaj, mogę ci pomóc. Znajdę ci znacznie lepszą planetę do polowania niż ta. - Doktor jak zwykle starał się wyjść z sytuacji w sposób dyplomatyczny i jak zwykle nic z tego nie wyszło.
Zapomniał jednak o jednej, bardzo ważnej rzeczy: ratunek z reguły przychodził niespodziewanie.
- Zostaw go, ty stuknięty fanie „Gwiezdnych wojen”! - rozległ się krzyk i tajemniczy napastnik został zaatakowany fioletową, skórzaną torebką.
Doktor kompletnie zgłupiał. Oto miał przed sobą blondynkę, która sądząc po ubiorze właśnie wracała z imprezy i próbowała pobić obcego do nieprzytomności. Ten jednak się zreflektował i chwyciwszy kobietę za gardło, podniósł ją, przykładając jej lufę do skroni. Tyle wystarczyło Doktorowi by zareagować. Dobywszy swego dźwiękowego śrubokrętu, przyłożył go do karku napastnika, powodując zwarcie w jego pancerzu. Obcy puścił dziewczynę, a przez jego ciało przeszło tysiące wolt, unieszkodliwiając go.
- Co to było, do cholery? - spytała kobieta, wiedząc już, że nie ma do czynienia z szalonym fanem „Gwiezdnych wojen”.
Nie uzyskała jednak odpowiedzi, gdyż na przedniej części pancerza obcego uruchomił się panel ukazując zmieniające się znaki i wydając powtarzający się dźwięk podejrzanie przypominający odliczanie. Doktor przykucnął obok istoty i najwyraźniej próbował rozbroić urządzenie, przy pomocy swego nieodzownego narzędzia. Dźwięk jednak nie zniknął, tylko przyspieszył.
- Co właśnie się stało? - spytała skonsternowana dziewczyna.
- Musimy uciekać – z tymi słowy Doktor chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą.
Wbiegli do TARDIS tuż przed tym, gdy nastąpiła eksplozja. Mimo że Doktor zdążył uruchomić silniki, wstrząsy były tak silne, że zarówno on, jak i kobieta stracili równowagę i wylądowali na podłodze, a gdy wszystko ucichło, na chwilę zgasły światła i po sekundzie zostały przywrócone.
- Czy mi się wydaje, czy właśnie znaleźliśmy się w niebieskiej budce, która jest większa w środku niż na zewnątrz? - wymamrotała kobieta. - Rany, trzeba było tyle nie pić.
- Nie wydaje ci się – mruknął Doktor, wyglądając na pogrążonego w myślach, wciąż siedząc na podłodze.
- Żądam wyjaśnień! - Dziewczyna wstała i stanowczo spojrzała na mężczyznę. - Czy to coś w rodzaju ukrytej kamery?
Jednak Doktor nawet na nią nie spojrzał.
- Tyle razy ratowałem całą planetę, a teraz nie udało mi się ocalić nawet jednej dzielnicy – wymamrotał gapiąc się w ścianę, jakby mówił sam do siebie.
- Słucham? - Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, domyślając się już, że cokolwiek ją spotkało, nie było tylko głupim żartem.
Wtedy Doktor w końcu przeniósł na nią wzrok i stwierdził, że nieznajoma trochę przypomina mu Rose, głównie ze względu na fryzurę. Miała lekko orientalne rysy twarzy, możliwe, że któryś z jej rodziców pochodził z Azji. Była bardzo szczupła, średniego wzrostu, ubrana cała na fioletowo, nosiła krótką spódnicę, kurtkę skórzaną i kozaki na obcasie.
- Jak masz na imię? - spytał Doktor.
- Nikita.
- Pochodzisz z tej dzielnicy, Nikita? - spytał takim głosem, jakby miał przekazać bardzo złe wieści.
- Nie, a co? Chcesz powiedzieć, że...
- Eksplozja zniszczyła całą dzielnicę – powiedział grobowym tonem, wciąż nie mogąc uwierzyć, że dopuścił do takiej tragedii.
- Łał... - o dziwo kobieta zdawała się bardziej podekscytowana niż przerażona.
Doktor popatrzył na nią z mieszanką szoku i niedowierzania.
- To znaczy, szkoda tych ludzi – sprostowała. - Ale pomyśl tylko... to niesamowite. Co to była za... istota?
- Myśliwy. Wybrał sobie waszą planetę na łowy – wyjaśnił ze spokojem Doktor i wstał.
- Coś jak Predator?
- Dokładnie coś takiego.
- Ale czad.
Sposób w jaki dziewczyna podchodził do sprawy bardzo dziwił mężczyznę. Spodziewał się raczej strachu i niedowierzania, ale doświadczenie już go nauczyło, że ludzie potrafili zachowywać się bardzo dziwnie w ekstremalnych sytuacjach.
- Odstawię cię do domu, tylko powiedz gdzie mieszkasz – rzekł beznamiętnie Doktor, jakby wciąż przeżywał, to co się stało i podszedł do panelu kontrolnego.
- Jesteśmy na statku kosmicznym? - jeszcze bardziej podekscytowała się dziewczyna.
- Tak – padła beznamiętna odpowiedź.
- Jesteś kosmitą?
- Po prostu powiedz, gdzie mieszkasz.
- Spottiswood street... zaraz! Nie chcę wracać do domu! Nie możesz mi tego zrobić!
- Przykro mi. - Doktor uruchomił silniki.
- Ale przecież uratowałam ci życie!
- Wiem i dziękuję. Jednak nie mogę cię zabrać ze sobą.
Znowu zatrzęsło, trochę mniej niż poprzednio, ale wystarczająco, by się wywrócić.
- Czy to zawsze tak lata? - spytała Nikita.
- Nie, wybuch musiał uszkodzić obwody. - Doktor podniósł się i wrócił do panelu. - Utknęliśmy – wymamrotał.
- Ale możesz to naprawić, prawda?
- Nie muszę, TARDIS sam się zregeneruje. Zajmie to dwa, może trzy dni. Problem w tym, że nie wiem, gdzie jesteśmy.
- Cóż, jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. - Nikita pobiegła do drzwi.
- Zaczekaj!
Doktor próbował ją powstrzymać, ale było już za późno. Kobieta wyszła na zewnątrz i jej oczom ukazała się ogromna łąka, z której w oddali wyrastały góry. Wiał przyjemny, orzeźwiający wietrzyk, a gdy spojrzała w niebo, ujrzała dwa księżyce.
- Jesteśmy na innej planecie... - wyszeptała do siebie, zahipnotyzowana pięknem otaczającego ją terenu. Uśmiechnęła się.
Obserwując jej reakcję, Doktor zastanawiał się, czy dziewczyna nie jest przypadkiem pod wpływem narkotyków, ale obawiał się, że może chodzić o coś więcej.
- Powiedz mi, dlaczego mi pomogłaś? Dlaczego się na niego rzuciłaś? - spytał podejrzliwie.
- Po prostu... lubię to uczucie – odparła.
- Jakie uczucie?
- Kiedy wiem, że pakuję się w kłopoty – wyjaśniła kobieta z lekkim zawstydzeniem, jakby próbowała coś ukryć.
Teraz Doktor wyglądał na jeszcze bardziej przytłoczonego niż wtedy, gdy zdał sobie sprawę, że nie udało mu się ocalić dzielnicy.
- Świetnie, utknąłem na nieznanej planecie z wariatką – westchnął.
- Nie jestem wariatką – oburzyła się Nikita.
- Jesteś uzależniona od adrenaliny. To choroba – oznajmił z powagą doktor. - Z tego, co zauważyłem, masz też pewne zaburzenia w odczuwaniu emocji, takich jak chociażby strach. Możliwe nawet, że jesteś socjopatką.
- Wypraszam sobie – zaprotestowała Nikita. - Przez rok chodziłam do psychiatry, już jest mi lepiej.
Jej odpowiedź tylko potwierdziła obawy Doktora. Nie mógł jednak nic zrobić, jak tolerować jej towarzystwo przez najbliższe kilka dni.
- Skoro tu utknęliśmy, to przynajmniej chodźmy się rozejrzeć – westchnął i opuścił statek.
Nikita przyjrzała się TARDIS od zewnątrz.
- Dlaczego twój statek wygląda jak budka policyjna? - spytała.
- To urządzenie maskujące. Kiedyś się zepsuło i już tak zostało – padła prosta odpowiedź.
- Aha.
Gdy szli przed siebie, Nikita uświadomiła sobie, że nie zapomniała spytać o bardzo ważną rzecz.
- Jak ty właściwie masz na imię?
- Doktor – padła jeszcze prostsza odpowiedź.
- Jaki Doktor?
- Po prostu Doktor.
Zmierzali w stronę lasu. Mężczyzna sprawiał wrażenie niezbyt zadowolonego, mimo że zazwyczaj cieszył się na myśl o nowej przygodzie. Jednak Nikicie nie przeszkadzało to w zadręczaniu go kolejnymi pytaniami.
- Nie odpowiedziałeś mi wcześniej. Jesteś kosmitą?
- Tak.
Doktor uznał, że skoro wspólnie utknęli, to lepiej, żeby był w pełni szczery, bo prędzej czy później i tak pojawiłoby się milion pytań.
- Wszyscy kosmici są tacy sexy? - zażartowała kobieta, ale zauważyła, że jej towarzysz nie jest w nastroju do śmiechu. - Przepraszam.
Zamilkła na chwilę, po czym uznała, że wciąż jest parę rzeczy, które chciałaby wiedzieć.
- Więc czym dokładnie jesteś?
- Panem Czasu. Ostatnim Panem Czasu.
Słowo „ostatni” wyraźnie podpowiedziało dziewczynie, że może lepiej nie drążyć tematu.
Wkrótce doszli do lasu, a widok wydeptanej ścieżki ewidentnie wskazywał, że planeta jest zamieszkała. Podążyli wzdłuż traktu i niedługo później dotarli na kolejną łąkę, tym razem niewielką, którą przecinała rzeka. Przystanęli, gdyż przed oczami właśnie mieli mieszkańca owego świata. Chłopak wyglądał jak człowiek. Był bardzo młody, mógł mieć około piętnastu lat. Posiadał bardzo jasne włosy, wręcz srebrne, sięgające za ucho. Urany był w prostą, białą tunikę, przepasaną czerwoną wstęgą i stojąc po uda w wodzie, wyciągał z rzeki sieci.
- Czy ja dobrze widzę? - wymamrotała Nikita.
- Lepiej go spytajmy, gdzie jesteśmy.
- Ale jeśli to obcy, jak zrozumiesz jego mowę?
- Pomijając fakt, że znam wszystkie języki we wszechświecie, TARDIS tłumaczy nasze myśli, więc nie martw się, ty też wszystko zrozumiesz. Chodźmy – ponaglił Doktor. - Cześć – zagadał, gdy zbliżyli się do chłopca.
Ten o dziwo nie wyglądał na jakoś specjalnie zaskoczonego, czy przestraszonego, może co najwyżej odrobinę zaciekawionego.
- Wiem, że to głupie pytanie, ale... co to za planeta? - spytał prosto z mostu Doktor.
- Cydonia... - chłopak odparł z lekkim wahaniem, jakby zastanawiając się, po co przybyszom ta informacja.
- O tak, Cydonia! - ucieszył się Pan Czasu. - Nie trafiliśmy źle, powinno tu być bezpiecznie.
- Co to za miejsce? - zainteresowała się Nikita.
- Jedna z pierwszy ziemskich kolonii, która ogłosiła niepodległość. Oczywiście śmiem twierdzić, że było to wieki temu, bo nie widzę żadnych oznak zaawansowanej cywilizacji. Prawdopodobnie wylądowaliśmy już po Wielkiej Wojnie.
- Dokładnie 834 lata po Wielkiej Wojnie – wyjaśnił zmieszany chłopak, obserwując przybyszów ze zdziwieniem, próbując dociec skąd są i o co też może im chodzić.
- Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieć, że... - Nikita podjęła z niedowierzaniem.
- Jesteśmy w przyszłości – uśmiechnął się Doktor, jakby powoli zapominał o troskach, które do niedawna go dręczyły. Najwyraźniej myśl o nowej przygodzie była dla niego niczym lekarstwo. - Spodoba ci się tu. To bardzo przyjazna i piękna planeta. Osiemdziesiąt pięć procent populacji stanowią kobiety – zwrócił się do towarzyszki. - Gdzie jest najbliższa osada? - przeniósł uwagę na chłopca.
- To nie daleko. Właśnie się tam wybierałem, pokażę wam – oznajmił tubylec i chwycił pod ramię kosz pełen ryb.
Wrzucam 2 rozdział na wszelki wypadek, jakby ktoś jednak się zainteresował, ale z tego co widzę, to raczej nic tu po moich fikach.
Rozdział II
- Jak to jesteśmy w przyszłości? - spytała ze zdumieniem Nikita, jednak ściszonym głosem, by idący na przedzie chłopak jej nie usłyszał.
- No tak, zapomniałem ci powiedzieć, że TARDIS to coś więcej niż statek kosmiczny.
Dziewczyna patrzyła na Doktora z rozdziawionymi ustami. Choć trudno było ją czymkolwiek zszokować i do pewnych spraw podchodziła zupełnie inaczej niż normalni ludzie, myśl o znalezieniu się na obcej planecie tysiące lat w przyszłość nawet jej ledwo mieściła się w głowie. Co nie zmieniało faktu, że wciąż odczuwała radość zamiast przerażenia.
- Opowiedz coś więcej o tej planecie – poprosiła. - Wydajesz się dużo wiedzieć. Dlaczego tak bardzo przypomina Ziemię? Wszystko, drzewa, kwiaty, niebo jest jak u nas.
- Terraformacja, ludzie sztucznie przekształcili tę planetę na odpowiednią do zamieszkania.
- I to mi się nie śni?
- Bynajmniej – uśmiechnął się Doktor, napawając się pięknem krajobrazu.
- Powiedziałeś, że mieszkają tu głównie kobiety. Jak to się stało?
- Och, to długa historia. Kiedyś wybuchła tu wojna domowa, wszystkie metropolie zostały zniszczone, większość mężczyzn poległa. Cały ciężar odbudowania cywilizacji spoczął na barkach kobiet. Ale to nie wszystko. Degeneracja chromosomu Y – to jest największy problem mieszkańców. Z pokolenia na pokolenie rodzi się coraz mniej chłopców.
- Czy to znaczy, że zmierzają ku wyginięciu? - szepnęła Nikita.
- Niestety – westchnął Doktor. - I w żaden sposób temu nie mogę temu zaradzić.
- O czym rozmawiacie? - chłopak zwrócił się na chwilę do przybyszów, gdyż zaintrygowało go, czemu mówią ściszonym głosem.
- To takie nasze prywatne sprawy – uspokoiła go Nikita. - Jak masz na imię?
- Mikelis.
- Daleko jeszcze, Mikelis? - spytała. - Nogi mi do dupy wchodzą.
- Jesteśmy prawie na miejscu – odparł, wskazując na wyzierające zza drzew mury.
Gdy przekroczyli bramę, ich oczom ukazało się tętniące życiem miasto. Jedyne skojarzenia jakie przychodziły Nikicie do głowy, to starożytny Rzym. Architektura, moda, wszystko dookoła go przypominało. Mimo braku śladów jakiejkolwiek zaawansowanej technologii miasto sprawiało wrażenie bardzo czystego i dobrze zorganizowanego. Tylko jeden szczegół rzucał się w oczy.
- Rany, tu jest jak w maglu, prawie same baby – skomentowała Nikita.
- Typowy przykład społeczeństwa matriarchalnego – rzekł Doktor podziwiając okolicę.
Naturalnie tubylcy przyglądali się im z zaciekawieniem, ale przybysze byli zbyt zafascynowani nowym miejscem, by zwracać na to uwagę.
- Czy szukacie czegoś konkretnego? - spytał chłopak i przystanął.
Na chwilę przybysze spojrzeli na siebie, jakby szukając odpowiedzi.
- A gdzie moglibyśmy się zatrzymać? - Doktor przypomniał sobie, że muszą znaleźć jakiś nocleg.
- Spytajcie mojej starszej siostry, ona będzie wiedziała.
Mikelis poprowadził podróżników do centrum miasta, w stronę wielkiej, przepięknej budowli, która najprawdopodobniej była pałacem. Jednak celem ich wędrówki okazała się znacznie mniejsza posiadłość, znajdująca się w pobliżu okazałego zamku.
- Mikele, przyprowadziłem kogoś – oznajmił chłopak, gdy wszedł do środka i postawił kosz na podłodze.
Znajdowali się w przestronnej, acz skromnej izbie. Ponieważ ściany zbudowano z białego kamienia, w środku znajdowało się niewiele mebli, pomieszczenie tym bardziej wydawało się duże.
- Kim oni są?
Do komnaty weszła kobieta o włosach równie jasnych, co Mikelis, ale trochę dłuższych. Była wysoka i wysportowana. Jej dość skąpy strój wykonany z twardej skóry, znacznie różniący się od zwiewnych szat większości kobiet na ulicy, sugerował, że musiała być jakiegoś rodzaju wojowniczką.
- To podróżnicy, zdają się być bardzo zainteresowani naszym krajem – wyjaśnił ze spokojem chłopak.
- Pozwól na chwilę. - Kobieta skinęła na brata, nie wyglądając na zbyt zadowoloną.
Kiedy rodzeństwo się oddaliło, Doktor i Nikita usiedli przy dużym, drewnianym stole, nasłuchując.
- Co ci u licha strzeliło do głowy, żeby przyprowadzać do miasta obcych ludzi? - spytała zdenerwowana dziewczyna.
- Są bardzo mili, chciałem im pomóc – bronił się chłopak.
- Jesteś zbyt ufny i zbyt naiwni. Skąd wiesz jakie mają zamiary?
- Przecież oni nawet nie mają broni.
- Zostań w pokoju i nie wychodź, póki ci nie pozwolę.
Po chwili kobieta wróciła i zmierzyła przybyszów surowym spojrzeniem.
- Skąd jesteście? Jaki jest wasz cel? - spytała stanowczym głosem, zwracając się bezpośrednio do Nikity.
- Znaleźliśmy się tu przez przypadek, to długa historia – odparł Doktor, wyręczając towarzyszkę w odpowiedzi.
- Co za brak wychowania, tak wchodzić komuś w rozmowę! Pytałam twojej żony – rzekła Mikele z oburzeniem, na co Doktor rozdziawił usta, a Nikita uniosła brwi w zdziwieniu.
- Zaraz, wyjaśnijmy sobie jedno. Nic mnie z nim nie łączy – powiedziała, wskazując na towarzysza.
- Wybacz, pochodzimy z bardzo daleka, z innej kultury, więc nie znamy waszych obyczajów. Zapewniam jednak, że nie mamy złych zamiarów. Chcemy tu tylko przenocować, za kilka dni nas już tu nie będzie – Doktor jak zwykle wykazał się zdolnościami dyplomatycznymi.
- Muszę was zaprowadzić przed oblicze królowej. Ona oceni, czy mówicie prawdę.
Naturalnie rzecz biorąc Pan Czasu ucieszył się na samą myśl o spotkaniu z przywódcą.
Wkrótce okazało się, że Mikele należała do osobistej gwardii królowej Sidiki. Stała u boku swej pani wraz z innymi wojowniczkami, gdy ta uważnie przyglądała się przybyszom. Była to kobieta po czterdziestce, acz urodziwa, z wysoko upiętymi blond włosami, których loki opadały jej na ramiona. Jak na królową wyglądała dość skromnie. Nie nosiła korony, jedynie złote spinki w kształcie liści. Miała na sobie białą suknię, sięgającą podłogi, bez zbędnych ornamentów, jednak wykonaną z najdoskonalszych tkanin. W oczy rzucała się dziwna bransoleta, która zakrywała część jej dłoni.
Przybysze zdążyli się już przedstawić, ale czekało ich jeszcze dużo więcej wyjaśnień.
- Skąd jesteście? - spytała królowa, zwracając się do Nikity.
- Powiedz jej – westchnęła dziewczyna.
- Pochodzimy z innego świata, z gwiazd – wyjaśnił Doktor, jakby domyślając się, że nie powinien kłamać. - Znaleźliśmy się tu przez przypadek, nasz pojazd się zepsuł.
Sidika nic nie odpowiedziała, tylko podeszła do mężczyzny i uniosła dłoń z bransoletą, prawie dotykając jego czoła.
- Mówisz prawdę – rzekła nagle z pełnym przekonaniem. - Od wieków nie gościliśmy tu przybyszów z gwiazd – dodała z zafascynowaniem.
- Co to za urządzenie? - spytał jak gdyby nigdy nic Doktor, wskazując na bransoletę.
- To jedna z pozostałości po naszych przodkach – wyjaśniła królowa. - Dzięki niej zawsze wiem, kto mówi prawdę.
- Nie chcę być niemiła, ale chętnie bym gdzieś odpoczęła – wtrąciła Nikita.
- Naturalnie, każę służącym przygotować komnatę.
Pojawienie się obcych bardzo podekscytowało królową i chciała ich jak najlepiej ugościć. Uznała możliwość kontaktu z nimi za prawdziwy zaszczyt, co sugerowało, że pochodziła z bardzo przyjaznej społeczności.
- Chętnie też wzięłabym kąpiel – dodała Nikita.
- Łaźnie publiczne są u nas bardzo popularne, nie będzie z tym problemu – uśmiechnęła się Sidika.
Twarz dziewczyny momentalnie zmieniła wyraz na bardzo niezadowolony.
- Jak to publiczne? Nie będę paradować nago przy tylu babach!
- Dlaczego nie? Przecież wszystkie jesteśmy takie same – zdziwiła się królowa.
- Wasza wysokość... proszę... czy nie macie tu normalnej łazienki? To znaczy... czy nie mogłabym się wykąpać sama?
- Jeśli to dla ciebie takie ważne.
- Ważne, chodzi o przekonania religijne – skłamała Nikita mając nadzieję, że królowa nie użyje na niej swojego urządzenia, ale na szczęście tak się nie stało.
- W porządku, służba przygotuje kąpiel. Szanujemy inne kultury – wyjaśniła Sidika.
- Dziękuję – Nikita aż pokłoniła się z radości, a Doktor obserwował ją z lekkim zdziwieniem.
Nim wskazano przybyszom drogę do ich komnat, Mikele podeszła do nich zawstydzona.
- Przepraszam, że byłam taka niemiła – schyliła głowę.
- Nic się nie stało – uspokoił ją Doktor. - Przeżywałem już znacznie gorsze powitania.
Jak zwykle najskuteczniejszym sposobem na zmęczenie i obolałe nogi okazała się gorąca kąpiel. Co prawda warunki były dość spartańskie, bo ileż osób z XXI wieku mogła się pochwalić, że myła się drewnianej balii? Jednak w obecnej sytuacji to wystarczało, większym problemem okazały się mydliny w oczach.
- Cholera, gdzie ten ręcznik?
Nikita wyszedł z wody szukając na oślep czegoś do wytarcia twarzy. Ponieważ wygonił z komnaty wszystkie służące, nie miał mu kto pomóc. Tak przynajmniej sądził.
- Tego szukasz? - usłyszał głos Doktora, który jak gdyby nigdy nic oferował mu ręcznik.
Nikita szybko wytarł oczy i przepasał się, zasłaniając części intymne.
- Jesteś przebrzydłym zboczeńcem! - huknął oburzony.
- Pierwszy raz zostałem nazwany zboczeńcem przez faceta udającego kobietę – rzekł Doktor rozbawiony.
Nikicie wcale nie było do śmiechu. Naburmuszył się i usiadł obrażony, choć nie wyglądał na specjalnie zawstydzonego.
- Tylko mi nie mów, że cię to szokuje – zmierzył Doktora przenikliwym spojrzeniem. - Podróżowanie w niebieskiej budce jest chyba większym odchyłem.
- Czy ja wyglądam na zszokowanego? - odparł spokojnie Pan Czasu.
- Ale jesteś zawiedziony, prawda? - spytał przekornie Nikita, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
Oczywiście Doktor tego nie przyznał, ale trochę żałował, że jego nowa towarzyszka okazała się towarzyszem. Może dlatego, że odrobinę przypominała mu Rose?
- Zaskoczony co najwyżej – stwierdził. - Choć ten twój brak biustu i dość niski głos jak na kobietę był dla mnie wskazówką. No i twoje imię – Nikita. Przecież to męskie imię.
Trudno było powiedzieć, czy Doktor od samego początku coś podejrzewał, czy dopiero kwestia kąpieli go naprowadziła, ale chłopak i tak nie zamierzał pytać, bo teraz nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że Pan Czasu nie zdawał się żywić do niego urazy
- Czy udawanie kobiety to jeden z twoich sposobów na adrenalinę? - spytał żartobliwie Doktor.
- Nikogo nie udaję.
- Nie powiedziałeś, że jesteś mężczyzną.
- Bo nie pytałeś. Myśl sobie co chcesz, ja się ubieram w zależności od nastroju. Skoro kobiety mogą ubierać się jak mężczyźni, to czemu nie na odwrót?
Podejście Nikity do życia nawet zaimponowało Doktorowi. Wyglądało na to, że chłopak wcale nie jest głupi i swymi poglądami wyprzedza epokę.
- Uwierz mi, potrafię być bardzo męski, kiedy trzeba, ale jak się dowiedziałem, że to społeczeństwo matriarchalne, uznałem, że udając kobietę będzie mi łatwiej.
- Całkiem mądrze – skomentował spokojnie Doktor, trzymając ręce w kieszeniach i wyglądając na całkowicie wyluzowanego, jakby dziwactwa towarzysza nie robiły na nim żadnego wrażenia. - Ubierz się, idziemy na miasto – oznajmił.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i Nikita wiedział już, że może zaufać swojemu nowemu kompanowi. Wygrzebał ze skrzyni prostą, żółtą tunikę i sandały, czując że prawdziwa przygoda dopiero się zaczyna.
Całkiem ciekawie, ale trochę wolna akcja, mam nadzieję że się rozwinie.
Dziękuję, że komuś chciało się napisać komentarz. Może są tu jacyś ukryci fani Dr Who?
Rozdział III
Już od początku podstawówki ludzie często mylili Nikitę z dziewczynką. Kiedy dorósł nigdy nie nazywali go przystojnym, tylko ładnym. Z czasem jednak przyzwyczaił się do swojej odmienności i zaczynał wykorzystywać ją na swoją korzyść. Kiedy przychodził do pubu przebrany za kobietę, mężczyźni często stawiali mu drinki i częstowali papierosami. A niekiedy jego przebieranki służyły zwykłej zabawie. Nigdy nie przysparzało mu to specjalnych kłopotów, zwłaszcza po tym jak wyjechał do Wielkiej Brytanii na studia. Znacznie większy problem stanowiło jego uzależnienie od adrenaliny. Wszystko zaczęło się, gdy kolega postawił mu skok na banji na jego osiemnaste urodziny. Te kilka sekund podwyższonego tętna i serca walącego jak oszalałe sprawiły, że zapragnął więcej i częściej. Próbował wielu sportów podnoszących poziom adrenaliny, jak parkur, kraftmaga, czy szermierka, ale to nie wystarczało. Więc zaczął łamać prawo, pilotować samolot bez licencji, łamać ograniczenia prędkości na ulicach i uciekać przed policją. Skończyło się to wyrokiem w zawieszeniu i przymusowym leczeniem psychiatrycznym. Teraz jednak Nikita wreszcie czuł, że jego życie nabrało sensu.
- I co, wyglądam wystarczająco kobieco? - spytał Doktora, gdy siedzieli w karczmie.
- Z makijażem był lepszy efekt, ale ujdzie.
- Co podać? - Kelnerka podeszła do nich, uśmiechając się szeroko.
- To co macie najlepszego – oznajmił Nikita.
- Naturalnie. Kucharka przygotuje prawdziwą ucztę – z tymi słowy kobieta odeszła.
- Czemu wszyscy są dla nas tacy mili? - zwrócił się do Doktora chłopak, ściszonym głosem.
- Mają nas za arystokratów.
- Dlaczego?
- Bo podróżujesz z mężczyzną. Tylko najbogatsze kobiety mogą sobie pozwolić na mężów.
- A co zresztą? Jak się... no wiesz... rozmnażają?
- Są różne sposoby. Niektóre płacą za spędzenie nocy z czyimś mężem. Popularne jest też ofiarowanie rodzinie podarków w zamian za taką możliwość. Nie mówiąc już o zwykłych skokach w bok. Mało kto żyje tu w monogamii.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Bo jestem Panem Czasu, mam dziewięćset sześć lat i jestem genialny.
- I po co pytałem? - Nikita przewrócił oczami.
- Czy ty w ogóle masz czym zapłacić za ten obiad? - uświadomił sobie nagle Doktor.
- Nie martw się, sprzedałem kurtkę. I tak miałem to już dawno zrobić.
Podczas ich pogawędki do stołu podeszła kobieta, która już od dłuższego czasu im się przyglądała i bez zbędnych ceregieli położyła na blacie sakiewkę pełną dukatów. Doktor i Nikita popatrzyli na nieznajomą zaskoczeni. Miała na sobie podobny skórzany strój co Mikele lecz nosiła też zbroję i pelerynę, co sugerowało, że jest jakimś oficerem. Była wysoka i dobrze zbudowana. Aż za dobrze.
- Chcę spędzić noc z twoim mężczyzną – powiedziała prosto z mostu.
- Nie jestem jej... - podjął Doktor, ale nie pozwolono mu skończyć.
- Nie – oznajmił stanowczo Nikita.
- W porządku, jutro dostaniesz drugą sakiewkę – nie ustępowała wojowniczka.
- Nie dociera do ciebie, babsztylu? On nie jest na sprzedaż.
Doktor próbował dojść do słowa, ale nie dostał takiej szansy. Kobieta wyciągnęła sztylet i zamachnęła się, sprawiając, że przybysze odruchowo się zasłonili. Nie zrobiła im jednak krzywdy, jedynie wbiła ostrze w drewniany blat stołu.
- W takim razie wyzywam cię na pojedynek. Jutro na głównym placu – oznajmiła.
- Myślałem, że to martwy zwyczaj! - rzekł zszokowany Doktor.
- Nigdy nie został zniesiony, mam do tego prawo – powiedziała stanowczo kobieta.
- W porządku, jutro się z tobą rozprawię – Nikita powiedział to z taki zadowoleniem, jakby od samego początku czekał, kiedy zaczną się kłopoty.
- Nie rób tego – szepnął Doktor, ale jego towarzysz w ogóle go nie słuchał.
- Rozniosę cię w drobny mak, jutro w samo południe – rzekł z błyskiem szaleństwa w oczach.
Nikt ani nic nie było w stanie go powstrzymać.
Kolację zjedli z samą królową, co stanowiło zaszczyt z jakim niewielu mogło się spotkać. Władczyni zalała ich potokiem pytań dotyczących świata z którego pochodzą. Odpowiadał na nie głównie Nikita, jednak Doktor nie omieszkał opowiedzieć o niektórych swoich podróżach, sprawiając że Sidika jeszcze bardziej zafascynowała się gośćmi.
- Słyszałam, że przyjęłaś wyzwanie samej kapitan – zwróciła się do chłopaka.
- Widzę, że wieści szybko się tu rozchodzą – mruknął Doktor, przypominając sobie o nadchodzących kłopotach. - Nie dałoby się tego jakoś odkręcić? - zwrócił się do królowej.
- Może się wycofać, ale wtedy to będzie jak przegrana walkowerem – wyjaśniła kobieta.
- Zaraz... - Nikita popatrzył na Doktora podejrzliwie. - Ty wcale nie chcesz mojej wygranej. Świntuch!
Na te słowa Pan Czasu przewrócił oczami.
- Zapewniam cię, że wysokie, umięśnione kobiety nie są w moim typie. Po prostu uważam, że postępujesz lekkomyślnie.
- Tak się składa, że umiem walczyć i mnie nie powstrzymasz – rzekł Nikita tonem przekomarzającego się dziecka.
- Mam nadzieję, że to nie jest walka na śmierć i życie – westchnął Doktor.
- Oczywiście, że nie. Nie jesteśmy barbarzyńcami – uspokoiła go królowa.
Mimo wszystko Pan Czasu nie poczuł jakiejś specjalnej ulgi.
- A jeśli wygram, co z tego będę mieć? - spytał Nikita, huśtając się na krześle. Wręcz rozpierała go energia.
- Wtedy możesz zażądać w zamian czegokolwiek od osoby, która cię wyzwała, byle nie łamało to prawa – wytłumaczyła królowa.
- Miodzio – ucieszył się chłopak.
Ponieważ Doktor wolał już nie myśleć o jutrzejszym południu, postanowił radykalnie zmienić temat.
- Niech wasza wysokość wybaczy tak prywatne pytanie, ale czy masz jakąś rodzinę? Zdziwiłem się, że nikt inny nie zasiadł z nami do kolacji.
Królowa nie czuła się jakoś specjalnie urażona poruszoną kwestią.
- Mam dwie córki, obie na wyprawach dyplomatycznych w dalekich krainach – wyjaśniła. - A mój mąż... cóż... straciłam go. Poległem w bitwie. Zabraniamy walczyć mężczyznom, ale on się uparł, nie mogłam nic zrobić.
- Przykro mi – powiedział Doktor, trochę żałując, że spytał.
- Dlaczego zabraniacie walczyć mężczyznom? Przecież są silniejsi? - zdziwił się Nikita.
- Bo jest ich tak niewielu, że musimy ich chronić. Wiem, że pochodzisz z innego świata i możesz tego nie zrozumieć, ale to kwestia naszego przetrwania.
- Ja doskonale to rozumiem i uważam, że jesteś dobrą władczynią – zapewnił Doktor z uśmiechem.
Nikita prawie ich nie słuchał. Chciał by nastał już nowy dzień i nowe wyzwania.
Z samego rana udali się do domu Mikele, przy okazji rozmawiając.
- Przepraszam, że wczoraj byłem taki opryskliwy – rzucił od niechcenia Doktor. - To nie twoja wina, że znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Po prostu wciąż nie mogę przeboleć tego, co się stało.
Nagle Nikita doznał olśnienia.
- Zaraz, przecież mówiłeś, że ten cały TARDIS podróżuje w czasie. Nie mógłbyś się cofnąć i wszystkiego naprawić? - spytał, zadowolony, że udało mu się wpaść na tak genialny pomysł.
Doktor tylko westchnął i zaprzeczył głową.
- Pewne punkty są stałe w czasie i w żaden sposób nie mogę ich zmienić – wyjaśnił, przypominając sobie jak bardzo chciałby móc naprawić pewne zdarzenia z przeszłości. Tak odległej przeszłości.
- Kapuję... chyba.
Ponieważ zapanowała cisza, Nikita postanowił zmienić temat.
- To był dobry pomysł zostawiać TARDIS tam na łące? A co jeśli go ktoś ukradnie?
- Mało prawdopodobne – zaśmiał się Doktor. - Ostatni raz ukradli mi TARDIS jak wylądowałem w Polskiej Republice Ludowej. Odkupienie go kosztowało mnie skrzynkę wódki i dwadzieścia rolek papieru toaletowego.
Wkrótce dotarli do domu Mikele i tym razem zostali przywitani z otwartymi ramionami.
- Usiądźcie, zaraz będzie śniadanie – powiedziała gospodyni. - Musisz się posilić przed pojedynkiem – zwróciła się do Nikity.
- Gdzie jest Mikelis? - spytał chłopak.
- W ogrodzie.
- W takim razie zawołam go na śniadanie.
Gdy Nikita udał się na podwórze z tyłu domu, zauważył Mikelisa w wielkim skupieniu ćwiczącego fechtunek.
- Myślałam, że mężczyźni nie walczą – powiedział, obserwując trening z zaciekawieniem i podziwem.
- Musimy umieć się bronić – odparł Mikelis, przerywając na chwilę. - Choć przyznam szczerze, chciałbym kiedyś zostać wojownikiem, jak siostra. Ale to takie marzenie nie do zrealizowania.
- Wszystko jest do zrealizowania, trzeba tylko chcieć. Skąd wiesz, może kiedyś założysz „front wyzwolenia mężczyzn”, czy coś w tym stylu – zaśmiał się Nikita.
- Wcale nie czuję się zniewolony. Może co najwyżej trochę ograniczony.
- Więc nie pozwól cię innym ograniczać.
- Widać, że nie jesteś stąd. - Mikelis uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Później pogadamy, na razie chodźmy na śniadanie.
Czuję się jak Xena, wojownicza księżniczka – pomyślał Nikita, gdy znalazł się na głównym placu miasta. Mikele pożyczyła mu strój bojowy i miecz, więc przynajmniej miał czym walczyć, ale zaczynał odczuwać pewne wątpliwości, czy dobrze zrobił przyjmując wyzwanie. Szermierka nie należała do jego mocnych stron, zdecydowanie wolał używać pięści, do tego przeciwniczka na słabą nie wyglądała. Jednak Nikita był przyzwyczajony do szalonych wyznań i nie bał się.
Doktor stał pośród zgromadzonej gawiedzi i przyglądał się wszystkiemu z mieszanką dezaprobaty oraz irytacji. Miał ochotę wkroczyć do akcji i zapobiec walce, ale ponieważ znalazł się w społeczeństwie matriarchalnym, wiedział, że nikt go nie wysłucha. Pozostawało mu obmyślanie planu, co robić, gdy Nikita przegra i jak ewentualnie przekonać go, by się poddał, gdy sprawy zajdą za daleko. Bo wiedział, że jego kompan raczej nie jest typem osoby, która rezygnuje z dalszej walki z powodu kilku siniaków i zadrapań. Mogło skończyć się naprawę nieciekawie.
Obyło się bez zbędnych przemówień i ceremoniałów. Sekundantka po prostu dała sygnał do rozpoczęcia walki. Widząc, że przeciwniczka się na niego rzuca, Nikita od razu przyjął pozycję obronną. Miał trochę obycia z mieczem. Właściwie próbował po kolei wszystkiego, co podnosi poziom adrenaliny, problemem w tym, że przez częste zmienianie hobby w niczym nie był naprawdę dobry.
Całkiem nieźle radził sobie z blokowaniem ataków, ale to dlatego, że kobieta na razie się z nim bawiła, jakby sprawdzając jego prawdziwe umiejętności. Ulegając swej naturze i chęci ryzyka, Nikita stał się bardziej agresywny i przeszedł do natarcia, czując wzrastający poziom adrenaliny. Właśnie tego mu było potrzeba, jego głód został zaspokojony.
Walczył dalej, z coraz większą determinacją i coraz szerszym uśmiechem na twarzy, aż wojowniczka stwierdziła, że zabawę czas skończyć i zaatakowała na poważnie. W paru ruchach wtrąciła przeciwnikowi miecz z ręki i uderzyła w twarz rękojeścią, tak by nie zadać poważnych ran, ale zniechęcić do dalszej walki. Nikita upadł na ziemię i splunął krwią. Adrenalina przyćmiła ból, ale czuł, że nieźle oberwał. Widząc to, Doktor zamknął oczy i westchnął. Dokładnie takiego przebiegu spraw się spodziewał.
- Poddaj się. - Wojowniczka skierowała ostrze miecza w stronę leżącego.
- Ani mi się śni! - zaprotestował Nikita.
- Nie rób nic głupiego, poddaj się! - krzyknął Doktor z widowni.
- Słyszysz, twój mężczyzna wprost nie może się doczekać. - Kobieta spojrzała na pokonanego drwiącym wzrokiem.
- Żryj ziemię, głupia babo! - z tymi słowy Nikita zebrał garść piachu i sypnął nim w oczy przeciwniczce.
Szybko podniósł miecz i zaatakował. Wojowniczka zablokowała w samą porę, wyglądając na rozjuszoną. Postanowiła skończyć walkę jak najszybciej. Zamachnęła się brutalnie, po raz kolejny wytrącając oponentowi broń z dłoni, po czym uniosła miecz wysoko, gotowa do zadania ostatecznego ciosu, gdy nagle walkę przerwał dźwięk dzwonów. Wszyscy zgromadzeni na rynku ludzie zamarli, łącznie z walczącą kobietą.
Doktor i Nikita w zdumieniu obserwowali, jak ludzie rozchodzą się w popłochu.
- Co się dzieje? - Pan Czasu spytał Mikele, wyraźnie zaniepokojony.
- To sygnał, że nasze miasto zostało zaatakowane – odparła dziewczyna, z jeszcze większym przejęciem. - Wracajcie do pałacu. Musicie się ukryć.
Rozdział mi się podobał. Nie wiem, czy jestem fanem Dr Who, bo widziałem tylko kilka. odcinków.
Mam nadzieje, że ktoś jeszcze to czyta, bo inaczej nie wie co traci.
Zauważyłam, że ostatnio ludzie coraz rzadziej komentują teksty, więc możliwe, że jeszcze ktoś czyta, ale nie chce się przyznać. Choć myślę, że w Polsce nie ma zbyt wielu fanów Dr Who.
Myślę, że zamiast wrzucać tu kolejne rozdziały lepiej będzie jeśli po prostu dam do nich linka http://www.forum.vampirci...?t=138&start=15