ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Chciałbym by ta koteria nie tylko była działem w którym wymieniamy się informacjami ale też miejscem, w którym rozmawiamy ze sobą w pewnym stopniu fabularnie.
Tekst pisany kursywą i w kolorze jest INgame, nawias "trójkątny" bądź kwadratowy oznacza opis.
Jeśli nie podoba wam się taka forma to nie krępujcie się wyrazić swojej opinii.

Czeeeść, miło mi, że udało nam się spotkać w tak znamienitym gronie.
<Flesz siedział, a właściwie leżał w poprzek fotela. Na stoliku naprzeciw niego leżał aparat, a na wysokim oparciu nad głową Kainity leżał kot pogrążony w drzemce.>
Macie klej?
<Światło zamontowanej na suficie latarni sprawiało, że zwykle biała skóra Flesza wydawała się rażąco błękitna.
Prześwitujące przez nią żyły wyglądały niczym czarne węże oplecione wokół kończyn Nosferata.>
A teraz drodzy koledzy kilka zasad rządzących tym miejscem.
Nie muszę przypominać oczywiście, że wszystko co omawiamy w tej koterii jest ściśle tajne (tylko dla uszy klanu).
Ujawniamy te informacje, które uznamy, za godne ujawnienia.
Dzielimy się informacjami wzajemnie.
Jeśli uważasz, że któryś z Twoich współklanowców nie jest godny zaufania, powiedz to na głos.
Klan jest jeden, niezależnie od sekty.
Primogenie, czy chciałbyś coś dodać?


<To Primogen Was tutaj przyprowadził. Ale sami nie wiecie, w którym momencie zniknął. Teraz wyłonił się z cieni po przeciwnej stronie stołu do Flesza. Pochylił się nad blatem, oparł oń obie dłonie. Rozejrzał się po zgromadzonych>
-Do rzeczy - Głos był szorstki i charkotliwy - Zdaję sobie sprawę, że to spotkanie jest konieczne. Tak, jak i następne będą. Chłopcy narzekaliście na brak informacji, na to, że pozostajecie w tyle. To możliwe. Być może darzyliśmy Was z Fleszem zbytnią nieufnością.
<Powiódł wzrokiem ku Wardakowi i Urielowi>
-Być może ja Was darzyłem zbytnią nieufnością.
<Zauważyliście, że zachowanie Primogena odbiega od normy. Żadnego machania rękami, wesołego tonu, mamrotania, żartów. Żadnych zbędnych ruchów, gry, popisów. Rzeczowy, zachrypnięty głos i zgarbiona postać nad stołem, przy którym siedzicie>
-Więc, chłopcy, piłka po Waszej stronie. Macie na pewno pytania. Chcecie się czegoś dowiedzieć. Coś Was trapi. Po coś upominaliscie się o spotkanie. Służę zatem. Słucham Was.
< Karol Vardak wszedł powoli do pomieszczenia, mimo upałów miał na sobie zapięty elegancki prochowiec i kaszkiet na głowie, rozejrzał się z ciekawością po pomieszczeniu, spojrzał przelotnie na dwóch starszych po czym, jak miał to w zwyczaju, spuścił wzrok >

- Panie Aaronie, chciałem przeprosić za moje słowa na ostatnim spotkaniu w Elizjum i jednocześnie zapewnić, że nigdy nie miałem wobec Pana złych intencji, nie mówiać już o zamiarach. Co w takim razie chcemy ustalić? - Karol zwiesił głos
-Vardak, daruj. Nie jestesmy tutaj, żeby posypywać sobie wyliniałe łebki popiołem. a już na pewno Ty nie jestes tu po to, żeby mnie przepraszać. Bycie Primogenem oznacza służenie reszcie klanu, nie zaś rządzenie nim. Jestem wredny, ale to, co robię, uznaję za słuszne. Dla dobra nas wszystkich. Na początek - siadaj.
<sam, nie czekając, zajmuje miejsce>
-Uważasz, że coś przed Tobą ukrywamy. Że nie jesteśmy szczerzy. My uważamy tak o Tobie. Jesteśmy tu po to, żeby sobie wszystko wyjaśnić i dogadać się, jak to szczury, a nie odstawiać społeczne scenki. Dlatego... jeśli masz coś do zarzucenia, albo mnie nie lubisz, lub uważasz, ze źle się wywiązuję ze swoich zadań - mów wprost. Tutaj nie mamy wścibskich Giovannich i podsłuchujących Toreadorów, nie musimy udawać.


- Jak pisał Kant etykieta jest tym co różni nas od zwierząt, a w przypadku tak podłej istoty jak ja pozwala mi kontrolować mą Bestię. Dlatego nigdy nie odmawiam sobie kultury i tworzenia miłego nastroju najbłahszej nawet konwersacji - Karol uniósł kąciki ust obnażając pożółkłe zęby - ale zważywszy na pozycję i miejsce rozmowy możemy przejść do sedna. Przychodzenie do siedziby dwóch Starszych w ich własnej Domenie i zarzucanie im czegokolwiek przez Spokrewnionego o mojej pozycji byłoby delikatnie mówiąc nierozsądne. Znajduje się w sytuacji trudniejszej niźli neonata, ponieważ on sam tworzy swoja reputacja od podstaw, ja natomiast przybyłem do Poznania i ledwo uzyskawszy akceptację daleki jestem od zarzucania czegoś zwłaszcza członkom mego klanu. Wręcz przeciwnie, przyszedłem aby powiedzieć, że zamiast tracić czas na nierozsądne spory należy zawrzeć szyki przed Matuzalemami. Chyba w tej kwestii wszyscy się zgadzamy, co więc w tej kwestii zamierzamy ucznić?
-Czytałeś List Otwarty, pomnisz moją wiadomość do Ciebie. To prawda. Węża biorę na siebie, mam z nim, rzekłbym, niemal rodzinne kontakty. Jest niebezpieczny w cholerę, ale nie ma nikogo, kto by go znał lepiej ode mnie. Weles... Tzimisce - to jest autentyczne zagrożenie. Moja prośba do Ciebie - zmuś, przekonaj, wybłagaj współpracę Beckett, Giovanniego, kogo jeszcze uważasz za odpowiedniego. Po stronie Sabatu Welesem zajmuje się Ivan Andriejewicz. Znajdźcie sposób na Welesa - poczyniliście, jak sądzę już jakieś kroki w tę stronę. Jeśli potrzebujecie konkretnej pomocy - dajcie znać, jakiej. Postaram się o nią.
Wzdycha lekko, pociera czoło opuszkami palców.
-Również wszelkie informacje, jakie już masz - chciałbym je poznać.
Chrząka.
-Fae, obecnie, to ślepy zaułek, możecie się nimi zajmować latami, a wiele się nie przydadzą. Nie w kwestii tych dwóch starych straszydeł. Poza tym wątpię, by Wam pomogły - ze względu na mnie... Tak mniemam.
- Nie jestem pewien, czy Fae nie są jakimś rodzajem puzzla w całej większej zagadce.Co do przekonywania okultystów, zrobię co w mej mocy, chociaż wolałbym nie nadużywać ich zaufania. Mam słaby kontakt z Panem Giovanni i nie najgorszy z Panią Becket, ale na pewno nie jestem kimś, kto dyktuje cele badań. Tym niemniej poruszę ten temat. Co zamierza Pan uczynić z Setytą? -
-Zabiję.
Primogen chichocze cichutko.
-Albo przynajmniej spróbuję. Jego więzienie de facto podtrzymywane jest przez moc Tzimisce'a. Mówiłem Ci już - osłabł lekko, a połowa znaków na Magicznym Kuferku Zagłady, w którym siedzi Setyta, zniknęła. Znaków, czy tez glifów strażniczych, skoro nawiązujemy do Twojego naukowego żargonu. Kiedy Weles otrzyma mocniejszy cios, Setyta, być może, wylezie ostatecznie na wolność. Będę nań gotów...
Spogląda na Vardaka badawczo.
-Logika podpowiada, że najlepiej byłoby pozbyć się obydwu na raz. Jeśli to nie będzie możliwe - staję między Wami, a Horsem. Czy jak Wy tam go nazywacie. Hrrrm... Zastanawiasz się pewnie, dlaczego jeszcze go nie zabiłem? Są dwa powody. Pierwszy - zabijanie go, to ryzyko. Mówimy o naprawdę starym draniu. Dlatego mam zamiar go powstrzymywać dopiero w momencie, w którym będe miał pewność, że więzienie go wiecej nie utrzyma. Drugi... Istniejąc, nawet w wiezieniu - odwraca uwagę Welesa. Gdyby go nie było, Tzimisce od razu skierowałby całe swe siły na nas. Całą swoją moc.
Wiedzie wzrokiem po całej sali.
-Nie, nie mam żadnej pewności, czy uda mi się pokonać Horsa. Nie mam żadnej pewności, czy nie zawiodę. Ale musimy rozłożyć siły w odpowiedzi do tego, co zastaliśmy. Zajmijcie się Welesem. Nie chcę, żebyś "poruszał temat". Dogadaj się z nimi. Jeśli Giovanni będzie oporny - daj mi znać. Przekonam go. Jeśli Ivan będzie oporny - też go przekonam. Tu nie chodzi o wydawanie rozkazów, tylko o zrobienie, co trzeba, żeby przetrwać

-...Jakie informacje na temat matuzalemów, przede wszystkim Welesa wykopaliście?
<Flesz siedział przez połowę dyskusji skrobiąc tylko w swoim notesiku. Teraz podniósł wzrok, spojrzał na obu Kainitów.>
- Pozwolicie, że tylko wyprostuje jedną rzecz.- usiadł normalnie w fotelu.
- Karolu, najwyraźniej doszło do drobnego nieporozumienia. Ja nie jestem "starszym", moje wampirze życie w tym momencie osiągnęło pułap nauczania początkowego szkoły podstawowej, przekładając na zwykłą ludzką egzystencje. - uśmiechnął się szeroko ukazując niemal kompletnie czarne zęby.
- Wiesz, pierwsze przyjaźni, miłostki, nauka pisania i czytania. Czymże jest 7 lat w porównaniu z wiekiem Twoim lub Aarona. A właśnie. Ile właściwie masz lat jeśli wolno spytać?
[...]
- Co do kwestii Fae to Kot, - podniósł rękę i podrapał za uchem kocura, który który w odpowiedzi zamiauczał przeciągle.- ostatnio mi wspomniał o tym, że słyszał o pannie Gianni i wspomniał również, iż jego poprzedni pan się interesował naszymi starszymi. Wypytać zwierzaka dokładnie o obie kwestie?
Do tej pory wyjawił mi o starszych tylko tyle, że jeden to Wąż, którego trzeba zabić, drugi to wojewoda, a trzeci nazywany jest tym, który przybył w zbroi. Innymi słowy nic czego byśmy nie wiedzieli ale może futrzak sobie jeszcze coś przypomni. - posadził sobie Kota na kolanach.
- Mraaaau... mądry kocur, co my byśmy bez ciebie zrobili? -
<Olbrzymi, rudo-szary kot zwinął się w kłębek u nóg Flesza>
-I jeszcze jedno. Z Fleszem pracuję tak długo, że czasem zapominam, że ktoś może mieć odmienne zdanie... Nie powinno mi się to zdarzać. Więc - Ja i Flesz - chcemy się pozbyć Matuzalemów. Dla wspólnego dobra. Pytanie brzmi... - spogląda na Vardaka, chociaż przez dziury w masce nie widać oczu - Po której stronie jesteś Ty. Nie chcę, byś czuł się urażony tym pytaniem. Nic Ci się nie stanie, bez różnicy, kim jesteś, kogo wyznajesz, czego chcesz. Ale chcę wiedzieć. Tutaj nie ma tajemnic.
- Nie uważam, żeby słowo "strony" było odpowiednie, ale mniejsza o te sprawy . Jeszcze nie zdecydowałem, za mało mam wiadomości o każdym z Przedwiecznych. Wolałbym nie opowiadać się po żadnej ze stron. Ostatecznie zawsze mogę opuścić Poznań. Wzajemna nieufność nie sprzyja walce po żadnej ze stron- Nosferatu podniósł wzrok na kota i kontynuował - Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że wiek decyduje o statusie, to zasługi dla miasta, klanu i szacunek Rodziny. Ja egzystuje w mym marnym stanie kilkadziesiąt lat, nie osiągnąwszy żadnej z tych rzeczy. Choć prawdą jest, że zawsze starałem się trzymać z dala od nie-życia i konsekwencji, które się z tym wiążą.
-Zoooo... nie wybieranie strony to też jest wyjście ale by opuszczać Poznań... no wiem, są ładniejsze miasta... tak czy siak. Ja jestem za tym by bić dziadów po głowie bo inaczej oni nam zrobią z naszych martwych zadków jesień nowożytnią.- zamachał energicznie rękami demonstrując coś w stylu eksplozji z plaśnięciem.
- Opuszczanie miasta jest absolutną ostatecznością, kiedy wszystko inne zawiedzie. Na razie chcę uczynić wszystko co w mej mocy, aby miasto uratować. Jednak zastanawiam się czy wszyscy członkowie Rodziny chcą tego samego ?
-To chyba akurat nie ma znaczenia, Wardak - nagle głos WeiBtoda stał się bardziej charkotliwy i agresywny - Od kiedy to oglądamy się za "resztą Rodziny"? Od kiedy to Nosferatu przejmują się, czy dekadenccy Toreadorzy, skryci Tremere, czy władczy Ventrue, o Gangrelach, przekonanych, że są bardzo poetyccy szczekając na księżyc nie wspomnę... Czy oni wszyscy zadziałają? Całe egzystencje spędzamy po uszy w gównie i to my zawsze odwalaliśmy za nich brudną robotę. Od kiedy jestem w Poznaniu nie robię nic innego. Nawet, jesli nie zdają sobie z tego sprawy. Musimy być w pogotowiu, musimy pracować po łokcie, żeby oni mogli się bawić w szachy. Lub sądzić, ze to oni znaczą karty.
Primogen uderzył w blat, jakby to on był czemuś winien.
-W szczególności ja. Pełnię tę samą funkcję, co we Wrocławiu. Robię, do czego byłem szkolony. Nikt się nie dowiaduje, ilu takich jak ja zdechło po drodze. Posłuchaj Wardak - tak, pozostali są nam potrzebni. Bez nich sobie nie poradzimy. Ja sobie nie poradzę i Wy też. Jeśli zdecydują się współdziałać - tym lepiej dla nas wszystkich. Jeśli nie - postaramy się ich zmusić... Ale jeśli uznają, że wolą się nie mieszać, zbiegną, albo zaczną działać przeciw, lub zaczną udawać, że ich to nie dotyczy... To nie jest żadne usprawiedliwienie dla mnie. Ja dalej będę odwalał swoją robotę. Dalej będę się starał uchronić miasto, bo to jest cel mojej egzystencji. - westchnął cicho - I oczekuję tego od Was. Że nawet, kiedy się dowiecie, że zostaliśmy sami i nikt inny nic nie robi - że będziecie działać.

-...Nie ma sensu deliberować, czy inni są skłonni, czy nie. Kaptujemy ich do współpracy. Jeśli nie - zmuszamy. Jeśli też i to zawiedzie - gramy z kartami, jakie mamy na ręku. Nie marnujmy czasu na zastanawianie się, jakie mamy szanse z tym, albo bez tego, lub bez kogoś jeszcze. Ci, którzy będą z nami - będą z nami. Mamy obowiązek działać.
Vardak przez chwilę milczał patrząc w jakiś punkt na stole
- Dobrze, w takim razie co może mi Pan powiedzieć o tych trzech matuzalemach. Ale bez ciągnięcia za język. Jeśli to ma być walka, warto byłoby, abyśmy współpracowali. W pełnym tego słowa znaczeniu. Co może mi Pan powiedzieć o każdym z tych przedpotopowców. Bez zbędnych niespodzianek, ukrytych serduszek i innych dramatycznych zwrotów akcji w przyszłości.
-Powiedziałem wszystko, co wiem. Dwóch, nie trzech, to po pierwsze. Trzecim był Albrecht, golkondysta - to po drugie. O Tzimisce'a pytam ja, bo nic o nim nie wiem, poza tym, o czym wspominałem - to po trzecie.
Po czwarte - o Wężu nic więcej powiedzieć nie mogę, nad to, co powiedziałem. Załazł mi za skórę mocno. Kiedyś starał się mnie kontrolować, nie wyszło mu. Wiem, jak daleko doszedł w skali deprawacji. - Przekrzywił głowę, obserwując Vardaka - Nazwij mnie paranoikiem - ale od kiedy tu jesteśmy, nie powiedziałeś ani słowa. Tylko ciągniesz mnie za język. Uważasz na każde swoje słowo, jakby każde Twoje słowo mogło Cię zdradzić. Badasz nas. Nie odpowiedziałeś na żadne zadane pytanie. Mylę się...?
- Nigdy nie byłem skory do mówienia ponadto co wiem. Nigdy też nie zapominam co najbardziej bawi istoty naszego stanu. Jest Pan inteligentny, potrafi Pan dodać dwa do dwóch. Nie dziwie się jednak, że mi Pan i ufa. Powiedział mi to Pan podczas naszego pierwszego spotkania, poza tym, słyszałem co nieco o Panu jeszcze z Wocławia. - Wzrok Nosferatu utkwiony był nadal w stole.
-Taaak? A cóż takiego słyszałeś o mnie we Wrocławiu? Jeśli mogę wiedzieć? Jestem ciekaw, czy parszywa reputacja to było wszystko, co po mnie zostało. Hm?
- Mówili iż, delikatnie to ujmując, ma Pan pewne problemy z zaufaniem. Deficyt wiary w innych, patrząc na nasz stan nie jest czymś niezwykłym, nie robiłbym z tego wielkiego problemu. Wracając do tematu, Golkondsta stara się mocno wpłynąć na nas. Wąż jak się Pan domyśla jest tematem na osobną dyskusje. Pozostaje temat Wojewody. Postaram się dotrzeć do pewnych prywatnych źródeł w tej kwestii.
- O to, to, to, to... a właśnie, skoro odkładamy sprawę zgredów chwilowo do czasu zdobycia większej ilości informacji to opowiesz nam Karolu coś przeskrobał...- Flesz rozsiadł się i złożył ręce n piersi.
- Tak, wiem już wspominałeś ale to było na spotkaniu Rodziny, a teraz siedzimy kameralnie wśród swoich.
Jak już Ci wspominałem ostatnio popytałem tu i tam. Dużo złego usłyszałem i chciałbym teraz od Ciebie usłyszeć jak to było, ze szczegółami. "Wal śmiało, pies szczepiony" jak zwykł mawiać pewien wrocławski gangrel.
Nosferatu przeniósł wzrok na Flesza.

- Powiedziałem Panu wtedy prawdę, zostałem posądzony o to, że nie działam w ramach dobrze pojętej współpracy klanowej. Jako, że zawsze trzymałem się na uboczu, brak dostępu do Shrecknetu nie był dla mnie problemem, aż do teraz. Do tej pory jakoś udawało się z tym nie-żyć, jakoś poradzę sobie też teraz. Choć, nie ukrywam, łatwiej byłoby mi mając dostęp do informacji. Cała sprawa to stare dzieje. Nie chowam urazy do tych, którzy starają się zmieszać moje imię z błotem. Jak również tych, którzy nazywają mnie dziś Pariasem. Z drugiej strony chętnie usłyszę jakież to rewelacje dotarły do Poznania, bo przyznam, że dziwie się nagłemu wzrostowi zainteresowania moją jakże skromną i nikczemną istotą. - Mówiąc ostatnie zdanie potarł o siebie szponiaste dłonie.
-Wzrost zainteresowania, Karolu? Wytłumaczę Ci. Nie, spoza miasta, ani w samym mieście nikt nie piszczy za Tobą... Nikt Cię nie szkaluje, ani nie nakazuje nam usunąć Cię. W żadnym wypadku. Chodzi o prostą rzecz. - Primogen zgarbił się jeszcze bardziej, niemal pochylając się nad stołem - Poprosiłeś i mnie i Flesza o pomoc w odzyskaniu dostępu do SN. Od niemal samego początku, to jest od kiedy wybadaliśmy sprawę, dowiedzieliśmy się, w czym rzecz, jakie są obostrzenia i opinia reszty Klanu, zasady były Ci objaśnione i przedstawione tak prosto, jak to tylko możliwe. Udowodnisz swoją lojalność klanowi - nawet nie przydatność,a lojalność - załatwimy Ci SN.
Zgarbiony, tuż nad blatem, zerknął na Vardaka.
-Ile jesteś już w mieście? Pół roku? Rok? Nie dostaliśmy od Ciebie żadnej... Żadnej informacji, okrucha wiedzy. Nie przejawiłeś CIENIA dobrej woli, Vardak. Więc zaczynamy się zastanawiać, w co Ty grasz. To aż tak proste. - parsknął cicho - Nawet cienia...
- Cóz... - po raz pierwszy spojrzał Primogenowi prosto w otwory w masce - Jakie informacje Pana interesują ? Ciężko powiedzieć coś nowego nie mając żadnych źródeł, na przykład przeklętego shrecknetu. Swoją drogą, - sięgną do kieszeni marynarki wyjmując cukierka - to chyba otrzymałem od Pana. - rzucił cukierek między dłonie oparte o stół - Pamiętasz.. pamięta Pan za co to dostałem ? Ja doskonale. Za błahą rzecz. A teraz kiedy ustaliliśmy, że nie jestem lojalny wobec klanu - Vardak oparł się jedną ręką na stole trzymając twarz kilkanaście centymetrów od twarzy Aarona - cóż takiego świadczy mej nielojalności.
- Oh, Karol. O naszym klanie mówi się, że trzyma się razem jak żaden inny. Tym dziwniejsze jest to, że jeden z jego członków został tak potraktowany. Nie powiedzieliśmy, że Ci nie pomożemy ale to działa w obie strony. - Flesz wstał i obszedł stolik naokoło założywszy lewą rękę za plecy, a prawą gestykulując jak odgrywał rolę Hamleta.
- Tatuś mówił mi. Szanuj kumpla swego bo choć brzydki jest to nie odwróci się od Ciebie gdy reszta rodziny spierdoli... może to brzmiało trochę inaczej ale wiesz o co come on prawda? - oparł się o ścianę i uśmiechnął szeroko.
Primogen odchylił się do tyłu, założył ręce za głowę a nogi położył na blacie. Gdyby nie sytuacja - wyglądałby, jak ktoś, kto się włąśnie odpręża.
Przeciągnął się, ze słyszalnym chrzęstem źle pozrastanych kości.
-Nie rozumiesz, prawda...? Ja nie powiedziałem, że jesteś nielojalny. Nie rzuciłem ani jednym oskarżeniem. Spójrz na to z mojej perspektywy. W Klanie jestem znany i... Co ciekawe, dość szanowany. Teraz - przychodzi do miasta nowy Nosferatu. Ma dokumentnie przejebane w Klanie poza miastem. Tak bardzo, że pozostali członkowie posunęli się do odcięcia go od czegoś, co de facto stanowi o jego przynależności klanowej. Olewam to, pozwalam mu zostać. Goszczę go w swojej domenie. Przy całej Rodzinie stwierdzam, że jest jednym z moich, że zań ręczę, wpuszczając go do miasta. Może nie jestem przy tym zbyt uprzejmy, ale chyba rzadko kiedy tak naprawdę bywam. Następnie, na jego prośbę, staram się, zbeiram informacje na temat tego, jak go przywrócić na łono Klanu. Wszędzie dostaję odpowiedź "Niezłe ziółko z tego Vardaka" i "jeśli przywrócisz - ręczysz własnym łbem. Sprawa jest poważna w chwast".
I teraz sam sie zastanów, Vardak... Masz przejebane poza miastem w całym Klanie. Trafiasz do nowego miasta... I nie robisz nic, żeby sobie miejscowy klan zjednać. Ja rozumiem - gdzieś nabroiłeś. Ale tutaj też nie pokazujesz sie z dobrej strony. Niewiele wysiłku by to wymagało... Nie chciałem od Ciebie poświęcenia życia w ostatnim rozdziale. Tylko cokolwiek, co mógłbym pokazać również poza miastem, by poprzeć swoje stanowisko, że warto Cię mieć. Rozumiesz? Cokolwiek, od czego mógłbym zacząć. Aż tak masz w dupie więzi klanowe? Chyba nie, skoro jednak chciałeś SN, skoro jednak chciałęś wrócić na łono klanu... Więc powiedz mi... Co Cię powstrzymało od rozmawiania z nami? Co jest tak ważne, że jest ważniejsze od Klanu?
Vardak usiadł.

- Zanim zdecydowałem się przybyć do miasta, postanowiłem zmienić kilka rzeczy. Jedną z nich było podejście do spraw klanowych, znalezienie wspólnego języka z współklanowcami. Ciągle wierze, że jest to możliwe i wydaje mi się, że Wy też tego chcecie, inaczej byśmy tu nie siedzieli. Jednakże, zmieniacie reguły gry z każdym zdaniem. Powiedzieliście, że nie robię nic dla klanu, że, jak to Pan określił, mam go w dupie. Od początku grałem wszystko co w mojej mocy, aby pokazać, że zależy mi na klanie. Jak zauważyliście, to trudne. Nie jestem typowym przedstawicielem naszego klanu, zajmuje się badaniami. Zresztą z mojej wiedzy Pan korzystał. Rozumiecie o czym mówię? Nigdy - powtarzam - nigdy nie zależało mi na klanie. Teraz tak. Ale, na Boga, zanim zaczną mnie poważać Ci na zewnątrz, muszę mieć zaufanie w mieście. Dlatego wybrałem opcję współpracy z tymi, którzy mogą mi pomóc zaistnieć - z okultystami. Poza tym - skierował wzrok na Flesza - Znałem reputacje Pani Becket zanim tu przybyłem, jest, jak już powiedziałem wcześniej Primogenowi, kimś na wzór Archontka wewnątrz klanu Tremer. To dlatego razem pracowaliśmy nad pamiętnikiem tego von Galvitza. Nad złamaniem Maskarady. Mówiąc szczecze, dziwie się, że nikt się tym wcześniej nie zajął. Ale czuje się dziwnie licytując moje drobne zasługi. Zmieńmy temat.
-Nie. Nie zmieniajmy. Widzisz - ja wiem, że współpracujesz z Okultystami. I dobrze. To jest to, an czym się znasz, to jest to, co robisz dobrze. Tak, jak Flesz wynajduje wszelkie informacje w teraźniejszości, a ja się tłukę po mordach z tajemnicami sprzed wieków. Współpracuj z Okultystami. Tylko widzisz... To, co osiągasz w tej koterii omija nasze uszy. Za każdym razem każdy okruch informacji trzeba z Was wyciągać przemocą. Albo, kiedy nadarzy się sytuacja kryzysowa. Badaliście von Gallwitza. I...? Wystarczyło przyjść i zapytać o niego. Dałbym Ci parę okruchów informacji, które, być może by Ci się przydały. Znałem skurkowańca osobiście. Ale nie tylko nie rpzyszedłeś z pytaniami. Nawet nie przyszedłeś z odpowiedziami.
Nie oczekuję od Ciebie raportów "co robią okultyści od rana do nocy". Ale chcę wiedzieć, co konkretnie robicie. W którą stronę zmierzacie. Co badacie. Jakie to daje efekty.
Kiedy mówię, żebyś się zajął razem z nimi Welesem - mówisz, że będziesz miał problemy z przekonaniem ich do tego. Jakim cudem, skoro współpracujesz z nimi od tylu miesiecy? Vardak, zrozum - Beckett udowodniłeś, że jesteś godny zaufania i można na Tobie polegać... Jej zdołałeś to udowodnić... A nam nie. Jak to możliwe?
Primogen poruszył nogą, na którą nagle wlazł nie wiadomo skąd szczur. Strząsnął go.
-Nic nie wiemy o materii Twoich badań. Nic nie wiemy o Twojej pracy. Chcesz, byśmy Ci ufali - sam nie ufając nam. Nawet teraz, w tej chwili, mając pewność, że nikt nas nie podsłucha - powstrzymujesz się, nie mówisz nic o sobie, o swoich drobnych zasługach, jak je nazywasz. Zostawiasz je do wiadomości Tremere...
<Kot podniósł łepek, otworzywszy jedno szmaragdowe oko spojrzał z pogardą na zebranych, po czym zasyczał i zjeżył się niespokojnie przytulając do swego pana>
- Nie badaliśmy von Gallvitza, przypadkowo wszedłem w posiadanie informacji o jego pamiętniku, jak powiedziałem na spotkaniu Rodziny ostatnio. Pani Becket natomiast w zamian za dostęp do biblioteki poprosiła mnie o pomoc w zdobyciu pamiętnika, ponieważ zorientowała się, iż wszedł w posiadanie śmiertelników, którzy wzięli go omyłkowo za pamiętnik jakiegoś szaleńca. Swoją drogą, jeśli posiadał Pan informację odnośnie pamiętnika tgo Trmera, to ile Pan zamierzał jeszcze czekać z działaniem? Juz same fragmenty, które dostępniła mi Pani Becket godziły w podstawy Maskarady na skalę przeze mnie dotychczas nieznana. nie wspominając o Ikwizycji w mieście. - Karol spuścił wzrok na główkę swojej laski.

Wracając. W koterii okultystycznej nie współpracujemy na zasadach silnych koneksji i więzów. Raczej wymieniamy się informacjami i kierujemy do odpowiednich źródeł. Członkowie, z których najbardziej zaangażowana jest Pani Aineel, zresztą to ona tak naprawdę stworzyła i koordynuje naszą pracę, deklarują którymi aspektami nadnaturalnymi się zajmą w ramach współpracy, po czym zdawkowo informują, jeśli coś ważnego się zdarzy. To w kwestii "wieloletnej szubrawej współpracy w ramach spiskowców pod przykrywką badan na nieznanym". Osobiście zajmowałem się tematem Faerie, o wszystkich odkryciach informowałem mego szacownego Primogena, jednak za każdym razem, okazywało się że jest o krok przede mną i prostuje posiadane przeze mnie informację, choć sam prosił, żeby mu o wszystkim donosić. Nie ukrywam, że czuje się wtedy jak neonata na posyłki w piramidce wesołych Ventrue. Choć nie jest to spędzająco mi z sen z powiek sytuacją, myślę, iż dużo łatwiej by się nam współpracowało, gdybym miał te informacje zanim je zacznę szukać.

Co do informacji na temat co kto bada - Karol zaczął cedzić ostrożnie każde słowo przez pożółkłe zęby. - Nie sądzi Pan, ze nawet jeśli mamy do czynienia tylko z ... grupą współpracujących entuzjastów zjawisk nadprzyrodzonych, to wykazałbym się dość dużą nielojalnością, gdybym donosił o tematach ich badań? Zakładając oczywiście, że badania te nie uderzają w Rodzinę .... w całym tego słowa znaczeniu, włączając nasz klan. Co by Pan pomyślał, gdyby ktoś złożył mi ... podobna propozycję odnośnie naszego klanu. Miałbym ją przyjąć zakładając Pana tok myślenia. Bez obawy, każdy atak na dobro Rodziny o którym bym się dowiedział doszedłby do uszu Księżnej i Pana. Ale nie będę niczyim szpiegiem, nawet jeśli nazwałby Pan ten rodzaj nielojalności inaczej. - Nosferatu przeniósł wzrok na WeiBtoda

- Tak czy inaczej ta rozmowa zaczyna przypominać pyskówkę Neonatów, a chyba wszyscy w tym pomieszczeniu mam wystarczająco doświadczenia aby przejść nad takimi sprawami do porządku dziennego. Oabj będziemy sie informować o wszystkim. Teraz przejdźmy do kwestii Setyty. Niech Pan m opowie, co Pana łączy z tym Starszym ?
-Co do Gallwitza - nie posiadałem informacji na temat jego pamiętnika. A Łamanie Maskarady... Cóż... Dwa lata temu nie było w tym mieście wampira, który by jej nie złamał przynajmniej raz. Poza może mną i Esem. O informacjach na temat Regenta mówiłem w znaczeniu - znałem go, mógłbym coś dodać, lub być może jakoś pomóc w poszukiwaniach...
Primogen odchylił się jeszcze bardziej na krześle.
-Setyta. Klan znajduje się w posiadaniu jego serca, lokalizacji jego ciała, sposobu więzienia go, świadomości, jak jest potężny. Ale to już Ci mówiłem wcześniej. Najwyżej nie słuchałeś, dlatego powtarzam. Ponadto - mnie z nim łączy osobiście tylko tyle, że zalazł mi za skórę wystarczająco, bym go bardzo nie lubił. Starał się mnie sobie podporządkować. To już też mówiłem. Nic więcej, de facto nie ma do wyjaśniania. Strzeżemy tego skurkowańca dłużej, niż Akermann przejawia chętki do rządzenia w mieście. Czyli bardzo długo.
Spojrzał za siebie, jakby oczekiwał, że zza jego pleców nagle ktoś wyskoczy.
-Jak sam rozumiesz - o Setycie jest Ci zakazane mówić komukolwiek, poza Klanem. Pod groźbą najwyższej kary.
- Dobrze, jeśli byłby Pan uprzejmy uprzedzić Pana Ivana, że się z nim skontaktuje, co niezmiernie ułatwiłoby nasza współpracę, natychmiast zajjmiemy się wtedy tym przedpotopowym Walesem. Jeszcze jedno - czy ten Setyta słyszy o czym Pan tu mówi, czy umie ... czytać Pańskie myśli ?
Primogen zachichotał cicho, acz zgrzytliwie.
-Panie Wardak... Ja bym podejrzewał, że moich, jako jedynych w mieście nie może czytać. Prawdopodobnie słyszy wszystko, co jest mówione w mieście. Podsłuchuje wszelkie myśli. Moje, prawdopodobnie, sprawiają mu w tej chwili największy problem. Ale jeśli obawiasz się, że moja chęć zniszczenia go sprawi, że się szybciej obudzi, lub będzie się starał mnie usunąć... Wierz mi - póki jest tam, gdzie jest - nic nie może zrobić. Może tylko czekać. Moja w tym głowa.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl