ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
tekst odautorski
Spoiler:
No więc na starcie pragnę serdecznie podziękować. Bardzo gorąco dziękuję KOMIMASIE, NRGZERO77 I NAJUCHOWI. Wszyscy oni skomentowali mojego pierwszego fika (jako że całość) (hans14 zanim o tobie się dowiedziałem podjąłem już decyzję ) Nie wiem kto jeszcze przeczytał, może przeczyta RdR ( w końcu teraz pisze swoje więc też patrzę na to inaczej friendo) Wszyscy oni wyrazili się mało powiedzieć pochlebnie o nim. Nawet Najuch napisał krótko, ale konkretnie ( nadal ze wstydem wspominam to). Komimasa pisze po swojemu, on jest wylewny musi opisać to co mu będę bronił. Ale po prostu mnie zszokowało. Przez długi czas nie miałem komenta (no po części wiem już, że to pewnie przez te błędy) Może i zachowałem się jak dziecko, ale w sumie nie miałem chęci do pisania. Cały fik napisałem, mogłem już nic nie pisać i byłoby dobrze. ( Nawiasem mówiąc miałem dość pisania w ogóle nawet ten Trafalgar przeszedł oporownie. Hahaha jaki ja dosłowny. )
Ale w pewnym momencie ten wysiłek się zwrócił te trzy osoby go zwróciły. (pominę kwestię newsa, ale poświęcenie Komiego naprawdę mnie zaskoczyło) A Najucha pochwała jak z platyny skała. Bardzo mocno mnie do tego Komi zachęcił. Może faktycznie coś fajnego, dobrego napisałem. BARDZO WAM DZIĘKUJĘ, CHOLERNIE!!! Myślałem jeszcze nad czymś innym, ale na razie nic z tego nie wyszło. Co zadecydowało, że fik o Fairy Tail? No oczywista lubię tą serię nawet bardzo. Ale bezpośrednio wpadłem na pomysł, że właśnie Fairy Tail po zrobieniu "chcę to!" dla Komiego. Nie wiem czemu, ale wtedy doszedłem do wniosku, że dam Fairy Tail. Potem gdy zacząłem czytać RdR i Wąskiego doszedłem do wniosku, że fajnie piszą. Ja już napisałem, ale czy tak skończyć? naj pisze, Komi pisze, RdR pisze, Wąski pisze... Czy nie można czegoś jeszcze dać od siebie? MOŻNA. I tak to powstało coś co samego mnie zdziwiło. Oczywiście fik zawiera spoilery z Fairy Tail. Sam musiałem pierdzielić się z mangą po angolu. Ale chciałem i musiałem wiedzieć kilka rzeczy.
Fik napisany podobnym stylem co pierwszy tj. Autor ja i nie zawsze mówię słowa występujące w języku polskim, czy też daję nie pasujące teksty jak "walnął z piąchy "etc. Dodatkowo pierwsza część jest długa, ale to dlatego bo to nowy fik. Poza tym w mangach też tak jest, że pierwszy rozdział dłuższy. Ja lubię jak nic się nie dzieje, stąd też dałem dłuższy rozdział by jednak coś w nim przedstawić. Oczywiście takie pisanie nie jest na siłę, bardzo frywolnie dokleja mi się kolejne dialogi, moim zdaniem to po prostu pozwala nam się bardziej wczuć.
W pierwszym fiku ( bo nie sposób do niego nie wracać, nie pomyślałbym że znowu będę coś pisał) zdecydowałem się dać prawie wszystko na raz. Zrobiłem wyjątek z betką tam prosiłem o uwagi. Tu jednak idziemy rozdziałami. tam nie maiłem wyboru, musiałem polegać na dotychczasowej wiedzy. Dlatego chciałbym abyście podzielili się ze mną swymi uwagami na temat tego pierwszego rozdziału, zarówno na tematy tyczące pisowni, odmiany nazwisk, błędów merytorycznych? (np nie do końca jestem pewien nazwy tej zbroi herkulesa) , przedstawienia postaci, użycia słów. Id wszystko co wyda wam sienie tak. Prosiłbym byście tu napisali. Dlatego bo dzięki temu będę mógł ulepszać tego fika, a chyba chodzi nam o to by był jak najbardziej w klimacie Fairy tail i miał jak najmniej błędów.
Acha ciężko jest ich zastąpić więc czasem używałem nazwisk.
No dobra dość gadania, zapraszam wszystkich do czytania ( i komentowania
SPOILER DO 140. Od +16
Fairy Tail - Another Story
- Ugh…! Boli… - stary Makarov czuł, że ten dzień się zbliża. Już dość długo żył na tym świecie, miał za sobą wiele przeżytych lat. Z każdym dniem, jego ciało stawało się coraz słabsze, podatniejsze na różne choroby. Póki co, dzięki wzorowej opiece medycznej i cudownym lekarstwom, ten stan pojawiał się niezwykle rzadko.
- Cóż, starość nie radość – złapał się pod bok. – Wezmę ten „cudowny lek na bóle w krzyżu”, a jak mi nie przejdzie, to naślę Natsu na producenta, hehe. - Starzec zaśmiał się na głos, zrobił parę kroków kierując się w stronę małej szafki, zawieszonej na ścianie. Otworzył drzwiczki, starą pokrytą żyłami ręką.
- Osz cholera!
- Co się stało mistrzu? – Do mężczyzny w sędziwym wieku podeszła młoda kobieta. Jej serdeczne oczy zakrywały nieraz długie srebrno-białe włosy. Nosiła jednoczęściową suknię.
- Mira, dziecko moje, staruszka boli tutaj. A lek "Spidum" ktoś zachachmęcił.
- Nikt by czegoś takiego mistrzowi nie zrobił.
- I ty jesteś tego absolutnie pewna? – spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem. Te oczy widziały wszystko.
- Ekhm może Nat…
- Nieważne, pomasuj mistrza.
- Oczywiście.
Mężczyzna usiadł na pobliskim stołeczku. Ciało owiewał lekki wiatr, który wkradał się poprzez wąską szczelinę w drzwiach pomieszczenia. Chwilę potem starzec poczuł na swojej skórze delikatny dotyk jej dłoni.
- Fajnie by było cycusiami – pomyślał na głos.
- Słucham?
- A nic, nic, kontynuuj.
- Dobrze.
- HEJA!!! JUŻ JESTEŚMY!!! – krzyczał radośnie, podekscytowany chłopak. Miał szeroko rozwartą buzię, język przypominał jarzący się płomień.
- Mój błogi spokój właśnie się skończył… - westchnął starzec.
Na powitanie wyszła im Mirajane.
- Witajcie. Natsu mistrz jest chory i prosi o spokój.
- Hę? Idę starca rozruszać – zrobił demoniczny uśmiech. Makarov dojrzał przez lufcik ten błysk w oczach. Pot spłynął mu po twarzy.
- Powiedz mu, że jestem umierający i potrzebuję spokoju. – Przekazał szeptem dziewczynie, przez szparkę w drzwiach.
- Mistrz jest…
Młody chłopak w różowych włosach i łuskowym szaliku już tego nie słyszał, skradał się jak kocur za myszą.
- Ha, mistrzu. wyglądasz całkiem dziarsko.
- A to ty Natsu… - zmieszał się starzec. Spojrzał wzrokiem w lewo, po czym zeskoczył na stołeczek.
- Podejdź chłopcze.
Młody mag podszedł do starca stojącego na krzesełku.
- Powiedz mi co tym razem rozwaliłeś? Gdzie narozrabiałeś?
- Było tego trochę. - Ponownie się uśmiechnął szczerząc zęby niczym rekin ( tak, że kły widać tylko ) - Najpierw poszedłem do centrum i tam był taki gościu co to dokuczał młodszym. To mu wyperswadowałem no i tam ściankę czy dwie rozwaliłem. Ale potem na misji! – Podjarał się jeszcze bardziej. - Byłem ochroniarzem!
- Natsu ma coś chronić, dobre sobie - skomentował w myślach przywódca Gildii.
- I tam jacyś źli goście nas napadli i ja im walnąłem z ognia i trafiłem w jakąś tam beczkę. O i tam dużo tych beczek było – ekscytował się jak mały demon. - I nagle BUM! Rozwaliło pół placu. Ale gości sprzątnąłem, a koleś powiedział, że misja wykonana i wróciłem.
- Aha No cóż przyjdzie kolejna skarga. - położył rękę na jego głowie i lekko go targał jak niegrzecznego syna rozrabiakę.
- Och ty nie dobry – droczył się. Na czole pojawiła się mała żyłka. - IDIOTO! – Wbił jego głowę w deski niszcząc przy tym podłogę.
- Ała.
- Czy ty myślisz, że moim hobby jest zamiatać tyłkiem przed każdym i korzyć się zginając w ósmy paragraf ?! Pewnie od tego mnie tak kręgosłup łupie. A ktoś mi „Spidum” podpier…
- Mistrzu!
- E, zachachmęcił. – poprawił się po uwadze Miry. - Wstań Natsu.
- Sorry dziadek.
- Powiedz mi – tu zrobił przerwę - czy ja jestem jakimś zarządcą piekieł, a ty małym diabłem żebyś mi się przyszedł chwalić: „ Dziś rozwaliłem to i to” – zacytował pełen euforii.
- No nie.
- Brawo. – A powiedz mi, czemu wszyscy tak zapierniczają z jak najdroższymi misjami?
Czy ja znam zaklęcie na tworzenie pieniędzy?
- Nie wiem.
- NIE! Nie znam! Każdy przychodzi i oddaje część nagrody, bo trzeba spłacić pożyczkę za tą nową Gildię. Erza poszła sama. Teraz odpoczywa po ciężkiej pracy, a to co mi dała pójdzie na załatanie dziur po twojej rozróbie. Tak nie może być. Eh, biedna Lucy, co z tego, że z tobą poszła, jak żeby cię w ryzach utrzymać potrzeba jakiegoś tytana.
- Wystarczy Erza – wtrąciła się blondynka obdarzona hojnie przez naturę.
- To jak Tytan praktycznie, Lucy. No cóż, nie upilnowałaś go. Kara - klepnął ją w tyłek.
To zachowanie nie uszło uwadze srebrnowłosej dziewczynie.
- Mistrzu doprawdy.
- Muszę odstresować – powiedział poważnym i jakby obrażalskim tonem
- Hejka Natsu! Co dziś rozwaliłeś? – Do Dragneela podszedł chłopak bez ubrania wierzchniego. Odsłaniał przy tym swą w miarę umięśnioną sylwetkę. Wraz z nim, zjawiła się również pewna dziewczyna.
- Bardzo śmieszne Gray… Bardzo śmieszne… - zniesmaczył się staruszek.
- Mistrz się tak nie martwi. Zabiorę go na bilard, to na zewnątrz nie nabroi - powiedział wprost do makarovego ucha.
- Uhm świetny pomysł.
- Ej, Gray. A ty nadal z nią latasz na misje.
- Natsu, jesteś zazdrosny o Gray-sama ? - Kobieta przylepiła się do maga lodu.
- Co na misję to bierze ciebie. Nic dziwnego, że Natsu jest zaniepokojony (celowo nie użyła słowa zazdrosny). Przyzwyczaił się, że byli w grupie. – Wtrąciła czarodziejka gwiezdnej energii.
- To próba miłości – Lluvia obłędnym wzrokiem wpatrywała się w swego ukochanego.
- Coś dużo tych prób – odezwał się sam zainteresowany.
- Bo wszystkie porażki - w myślach podsumowała panna Heartphilia.
- Nie ważne.
Tu Lluwia przerwała Gray’owi.
- Jak to nie ważne? Nasza miłość? - wydawała się być lekko oburzoną.
- EE, to nie to – bronił się. – Natsu, co byś powiedział na męską partyjkę w bilarda? Tak rekreacyjnie. - Próbował wybrnąć z owej niezręcznej sytuacji.
- Dobra! – Tamten odezwał się swym podniesionym tonem jak potworek.
- Znowu coś rozwalicie – westchnęła Lucy.
- „Rozwalicie”? – to słowo nie mogło umknąć uwadze mistrzowi.
- Ech znaczy się… - zmieszał się Gray. – Dziś zagramy normalnie.
- E, to nuda – podsumował smoczy zbójca.
- Nie narzekaj, najpierw zagraj.
- Nie umiem.
- Spoko, wszystko ci wytłumaczę.
Zeszli na dół. W pomieszczeniu było jak zwykle gwarno i tłoczno. Czarodzieje zbierali się tu by odpocząć po misji, lub po prostu wypić piwko. Tak propo piwka to przy nim właśnie siedzieli Macau i Wakabe.
- Oho, przyszedł Natsu. Trzeba będzie się zbierać nim znowu coś zniszczy – odezwał się lekko żartując „tatusiek”.
- Nasz Natsu kojarzy się z kataklizmem – dodał kolega siedzący obok.
W sali znajdowało się kilka stołów z bilardem, w kontach umieszczono automaty do pachinko. Uwagę przykuwał bogato wyposażony bar. Na półkach stały najprzeróżniejsze alkohole. Jednak Natsu i Gray nie przyszli tu żeby pić.
- Okej, więc to jest stół do bilarda.
- To już wiem.
- Weź nie przeszkadzaj – zmieszał się mag lodu.
Tu masz kij, czy jak to się tam zwie. Nie ważne. W tej grze, chodzi o to by trafić nim w tę białą bilę. Tak, by ta, uderzyła w inne bile, znajdujące się na stole.
- No przecie tak zawsze gramy.
- Czekaj, to było w ramach przypomnienia. Teraz najważniejsza rzecz. A więc chodzi o to, by jedna z tych bil wpadła do jednego z tych dołków – to mówiąc wskazał je palcem.
- Rozumiesz? Nie po za stół, tylko do dołka.
- Aha.
- Rozumiesz?
- No jasne! To jest proste. A po co mamy w to grać?
- Bo tak robią fajni faceci. – chwila przerwy - O matko no tak po prostu.
- DOBRA! GRAJMY!
- Okej, zaczynam. - Chłopak stanął bliżej stołu. Uważnie badał pod jakim kątem uderzyć.
- Ej! Długo jeszcze? – wtrącił się z boku „potworek”.
- Na tym to polega. Nie rozpraszaj.
- Wcześniej to jakoś szybciej było…
- Wcześniej graliśmy po swojemu. Chcesz by tu Erza przyszła?
- Nie chcę…
Wreszcie wykonał swój ruch. Bila wbiła się w resztę niczym terrorysta w tłum. Ósemka i piątka znalazły się tuż przy dołkach.
- Tera ja!
- Proszę. - Powiedział nonszalancko władca lodu.
Przeciwnik dużo nad swym ruchem nie myślał, uderzył z głupia frant.
- E… Tak jest trudniej…
- Moja kolei.
Uderzył ponownie, jedna bila wpadła. Przystąpił do kolejnego razu.
- Ej, tak nie wolno! Moja kolej! Moja! Ja wbiję! – ekscytował się ognisty mag.
- Ech, zapomniałem powiedzieć, że jak się wbije do dołka, to ma się dodatkowy ruch.
- Serio?
- Tak Natsu, to prawda – odezwał się Mine.
- Okej Gray – na twarzy młodzieńca pojawił się diabelski uśmiech.
Chłopak z początku nie zrozumiał kolegi. Chwilę potem wszystko stało się jasne. Bila napotkała maleńki opór, ścianę ognia…
- Ej! Chcesz znowu coś zniszczyć? Myślisz, że to mnie powstrzyma?
Uderzył ponownie. Bila kierowała się wprost do celu. Jednak jej prędkość drastycznie malała. Zatrzymała się tuż przed celem.
- HAHAHAHA Mój…
Usłyszał charakterystyczny dźwięk wpadnięcia.
- No, musiałem trochę poczekać, ale wreszcie wpadła.
Wykonał kolejny ruch. Tym razem Salamander to dostrzegł. Mag pomagał sobie maciupkimi lodowymi pociskami. Gray czuł zapach zwycięstwa. Gdy nagle bilę, w którą miał uderzyć, otoczył ogień.
- Ej, jak mam grać?! - spojrzał lekko wywrócony z równowagi na kolegę.
Dragneel pogwizdywał udając, że to nie on.
- Dobra, twoja tura. Oddaję.
Ogień znikł.
- OKEJ JADĘ!
Tym razem bila odbiła się od ściany lodu.
- NIE FAIR! – ponownie wyskoczył z miną „potworka”.
- Przyganiał kocioł – odparł spokojnie przeciwnik.
- Ja chciałem tylko podgrzać atmosferkę.
- Tak sobie tłumacz. Oszukiwałeś.
- Ty też!
- Ja po tobie.
- Dobra, oddaję.
Gray, sam nie wiedział czy podchodzić, czy nie.
- Podmuch Salamandra!
Cały stół zajął się ogniem. Czarnowłosy chłopak odskoczył jak oparzony.
- Skończcie te idiotyzmy!
Usłyszeli ją. Nie było wątpliwości. Gray szybko ugasił ogień. Spojrzeli na stojącą przed nimi rudą kobietę.
- My tylko tak by ożywić grę… – zaczął mu spływać pot po twarzy.
- Tak… – potakiwał mag ognia.
Obaj dygotali. Erza niedawno wróciła z misji. Pewnie właśnie się dowiedziała, że jej ciężko zarobione pieniądze poszły na spłatę zniszczeń, spowodowanych wybrykami Natsu, a teraz jeszcze to.
Jej wyraz twarzy był mieszaniną różnych emocji. Obaj mężczyźni mogli przysiąc, że wszystkie miały negatywne zabarwienie.
- Haha hahaha dobre! – usłyszeli śmiech. Jednak to nie Erza, ona była poważna, aż nazbyt, wręcz przerażająco poważna. – Nabrałam was! A hahaha! Ale mieliście miny. - Głos należał do czarodziejki gwiezdnych duchów. Pokładała się ze śmiechu, łapiąc się w boku jakby ją bolał brzuch. - Hahaha ale spietraliście.
- Lucy?!
W tym momencie, najsilniejsza kobieta w gildii zamieniła się w dwa, małe "cusie". Okazało się, że byli to gemi i mini, czyli nowy duch zodiaku.
- CO?!! – obaj zbierali szczęki z podłogi.
- OSZUSTKA! – krzyknęli na raz.
- No wiesz Lucy, jak tak możesz! – salamander przetarł czoło. Chłopak cały płonął ze złości. Gray również miał coś do powiedzenia w tej sprawie.
- Wiesz Lucy, ten żart akurat NIE BYŁ ŚMIESZNY - mag lodu uklęknął na jedno kolano – uch moje serce.
- No co wy? Nie znacie się na żartach? - Blondynce najwidoczniej w jej mniemaniu dowcip się udał. Cała promieniowała uśmiechem.
- Ciekawe, czy by ci było tak do śmiechu, jakbyś po nim kałużę sprzątała.
- CO? – wzburzył się chłopak w różowych włosach. - Owszem jest straszna, ale nie aż tak.
- Tak se tłumacz - odpowiedział Fullbuster.
- Rany, jak wy możecie się jej tak bać, przecież to nasza przyjaciółka.
- To nic nie znaczy – bronili się. - AAA! Lucy…
- Nie mówcie…
Obaj kiwnęli głowami.
Dziewczyna zrobiła się blada. Zaczęła powolutku się odwracać.
- Przepraszam, przepraszam, ja tak tylko.
- Haha! Żółwik Natsu!
- Okej
- Załatwiliśmy ją! – krzyczał podniecony „syn” Igneela.
- Jak mogliście! Myślałam, że serio jest za mną!
- Hehehe, dobrze ci tak. Trzeba było bliźniąt w Erzę nie zamieniać. – odpowiedzieli wspólnie.
- Haha, ale warto było. Wasze miny były bezcenne.
- Ekhm – usłyszeli lekkie chrząknięcie.
- EE? AAAAA!!! – Blondynka wyleciała jak proca. To znaczy wyleciałaby, gdyby ktoś jej nie pochwycił.
- Dokąd idziesz Lucy?
- Ja, że tak sobie e, że pranie, tak pranie, że drwi do domu nie zamknęłam. – dziewczyna zaczęła się pocić, robiła żabie oczy i mówiła kompletnie zmieszanym tonem.
- To my już sobie pójdziemy… - panowie robili nie głupsze miny, niż panna Heartphilia.
Tym razem to była ona, Tytania Erza. Jej imię budziło postrach wśród szeregów wroga, inne gildie straszyły nią niegrzeczne dzieci. ( Nie brać poważnie).
- Lucy, czemu to coś się we mnie zamienia?
- A… - moment na przełknięcie śliny - tak jakoś.
- Aha, rozumiem. Prosiłabym, byś jednak nie zamieniała tego we mnie, dobrze? – Serdecznym wzrokiem spojrzała na swą przyjaciółkę. Ręka złapała za delikatną bródkę koleżanki. Ale to właśnie to było najstraszniejsze, huśtawka nastroju…
- A wy obiboki jedne. Już musicie coś niszczyć?
- My tak przez przypadeczek…
- Natsu kup mi coś do picia - rudowłosa wyskoczyła fak Filip z konopii.
- EE?
- Chyba jasno powiedziałam. Kup mi coś do picia.
- Nie masz własnej kasy czy złapałaś lenia? – zapytał salamander.
- To pierwsze.
- O RANY! – Lucy była w szoku. - Nie no, ty to masz gest! Od tak, oddać całe zarobione pieniądze mistrzowi.
- Serio, mogłaś sobie trochę zostawić – zauważył Gray.
- A mistrz powiedział, że oddałaś połowę.
- Natsu! Nie baw się w szczegóły. Pewnie biedna Erza harowała jak wół i zaczęło jej brakować sił. - skarciła go panna Heartphilia.
Erza na czworakach z rogami. Ciągnie jakieś ciężkie wozy. – Wyobrażenie Lucy.
Erza rzuca się w gniazdo potworów. Niszczy wszystkie. Zaraz potem po otrzymaniu nagrody idzie ubić jakiegoś większego stwora, zasłabła i zaczęła brać tańsze misje – wyobrażenie Gray’a
- Nie do końca tak było. Po prostu, podczas misji zniszczyłam część wsi, i połowa mojego wynagrodzenia poszła na spłatę, a reszta dla mistrza.
Erza walczy z wrogiem. Poniosło ją, przez to pół wsi poszło z dymem – poprawne wyobrażenie.
- Aha…
- Na spłatę Natsu – dodała rozczarowana czarodziejka gwiezdnej energii.
- Ahahaha! Żółwik Erza!
Blondynka patrzyła jak facet demolka i kobieta rozróba, przybijają żółwika.
- Momentami to wyglądacie jak brat i siostra… - stwierdziła z lekkim zażenowaniem.
- W takim pięknym tempie, to my za chiny nie wyrobimy. - Gray skupił się na najważniejszym. Natsu jednak zdawał się tego nie dostrzegać.
- Co się martwisz, zostaje jedna trzecia wynagrodzenia.
- Mimo wszystko zmęczyłam się, może zrobimy sobie dzień wolny? - Wtrąciła najsilniejsza kobieta w Fairy Tail.
- TAA – radośnie, entuzjastycznie wykrzyknął mag ognia. – Chodźmy na basen!
- Najpierw moje picie.
- Dobra, dobra…
Czwórka przyjaciół opuściła salę rozrywki i skierowała swe kroki do basenu.
Wszyscy wpierw poszli się przebrać. ----------------------- - tu autor postanowił zaniechać opisu. A – nie chciało mu się pisać B – w trosce o nosy co wrażliwszej męskiej części czytelników ( jeszcze poniesie ich wyobraźnia)
- SKACZĘ !
- Uwaga! To Natsu! Kryć się! – zauważył Warren, ( ten od telepatii). Większość członków gildii zniknęła z zasięgu smoczego maga. Chłopak zrobił duży rozbieg.
– No To HOPPP! – Ale hop nie było. Zanim dotknął wody, ta się spiętrzyła i wypchnęła go na zewnątrz.
- Widać organ się nie przyjął – skomentował Gray.
Była to oczywiście sprawka Lluvi.
- Hahahahaha - Wszyscy buchnęli śmiechem widząc zaskoczoną twarz salamandra.
Mistrz Makarov postanowił „podleczyć ducha” i posiedzieć trochę na basenie.
- Ach miło jest popatrzeć na zdrowe ciała las… ekhm… mych dzieci. - Oczy mimowolnie zaczęły mu się zginać końcówkami w dół, a twarz wykrzywiać się w dziwnym uśmiechu.
Spojrzał jeszcze w prawo w stronę ekipy Natsu, czy znowu czegoś nie nabroją. Salamander z innymi wypoczywał grając w piłkę wodną. Oczywiście pani Scarlet zastrzegła, że nie wolno używać magii. I to wystarczyło. Ani Natsu ani Gray’owi nawet przez myśl nie przeszło, by się do tego nie zastosować.
Minęło trochę czasu. Zabawa powoli dobiegała końca. Mecz się skończył. Uczeń Ur położył się na ręczniku.
- Przydałby się masaż.
- Och już się robi Gray-sama. – Lluvia natychmiast doskoczyła do swego ukochanego i przystąpiła do masażu.
- E, ja też tak chcę…
- Na mnie nie licz Natsu.
Spojrzał na tytanię. Blondynka aż zamarła.
- Ty chyba nie myślisz, że…
- Erza, pomasuj mnie.
- AAAA! Powiedział to! – Lucy złapała się za głowę. - Rest In Peace Natsu.
- Dobrze. - Rudowłosa serdecznie się uśmiechnęła. Usiadła obok przyjaciela . Teraz także i on mógł się zrelaksować. Oszołomiona Lucy spojrzała na koleżankę. Ręce fachowo masowały kark, łopatki, uciskając z różnym nasileniem.
- EE? Gdzie tyś się tego nauczyła? – spytała zaciekawiona. Wszak po Erzie się takiej chęci nie spodziewała, a co dopiero tego, że zna się na tym. - Ja jej nigdy nie rozgryzę.
- Ona ma swoje sekrety – odparł spokojnie „klient” Lluvi.
- A tak swoją drogą to gdzie jest Happy? – zapytała czarodziejka gwiezdnych duchów.
- Zjadł jakąś zatrutą rybę i się curuje. – odparł uśmiechnięty po uszy salamander.
Do Macarova ponownie podeszła Mirajane.
- Mistrzu, przyszło jakieś pismo.
- Co takiego? Już nasyłają wierzycieli. O ja biedny. - Z miejsca poczuł się gorzej.
- Nie no, po takim czymś… Nie mam odwagi przeczytać… Natsu!!!
- E, co jest?
- Wołają cię – odpowiedziała czarodziejka gwiezdnej energii.
- Pewnie przyszedł kolejny rachunek – stwierdził mag lodu.
- LEECEE.
Natsu oczywiście udał się na drugie piętro, bowiem myślał, że to właśnie tam będzie mistrz. Nie mylił się, Makarov zdążył się przenieść do swojego pokoju.
Chłopak ochoczo nacisnął na klamkę i wszedł do środka.
Na fotelu siedział (tudzież leżał, bo taki mały to i tak może) mistrz gildii Fairy Tail.
- Tak staruszku?
- Przeczytaj co tu pisze. Nie mam siły czytać… - o matko to jednak był błąd go wołać.
- No dobra.
„ Witam cię drogi Maca- „
- A wiesz idź lepiej. Postaraj mi się do końca dnia nie wchodzić w pole zasięgu. Zawołaj Mirę.
Salamander postąpił tak jak chciał mistrz. Wyszedł i chwilę po nim do pokoju weszła Mirajane.
- Dziecko moje, przeczytaj co tam pisze. Tylko bądź łagodna.
- Mistrz myśli, że to o Natsu?
- Ja nie myślę, ja to wiem – powiedział pełen zaufania do własnej intuicji.
Kobieta zaczęła czytać.
„Witam cię drogi Makarov. Słyszałem, że gildia widma rozwaliła wam waszą bazę. Doszły mnie słuchy, że postawiłeś sobie niemal pałac. Tak trzymać! Jedna z najlepszych gildii winna wyglądać. Ale coś z funduszami krucho, nie? Nie martw się, specjalnie z myślą o tobie, zareklamowałem was pewnemu królestwu. Jeżeli wykonacie ich misję, są gotowi pokryć całą waszą pożyczkę!
- CO?! – Czarodziej nie mógł uwierzyć uszom. - Dziecko moje, staruszek chyba źle słyszy. Przeczytaj jeszcze raz.
- Kobieta spełniła jego prośbę.
- YUPII! – Sędziwy mężczyzna podskakiwał, robił fikołki, śmiał się jakby coś brał, złapał kobietę za ręce i razem skakali w kółeczku.
- Pokryją całą pożyczkę, pokryją całą pożyczkę! Ye! Ye!
- Mistrzu – kobietę zdziwiło zachowanie szefa.
- Trzeba się cieszyć – zwrócił się do niej z bananem na twarzy i klepnął ją w plecy. – Wołaj wszystkich! Robimy imprezę!
- A nie lepiej poczekać z tym do wykonania zadania? – serdecznie się uśmiechnęła do interlokutora.
- A, co racja, to racja… Absolutnie…
Mężczyzna począł chodzić w kółko po pomieszczeniu robiąc „zadumione” miny.
- Hmm ta misja z pewnością może być oznaczona jako rangi S, ze względu na nagrodę hm hm… Taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Hm.
Chodził tak jeszcze długo, aż wreszcie padł.
- Niedobrze mi…
Po szybkiej kuracji, mistrz gildii udał się na basen.
- Natsu do mnie!
- E? Znów mnie woła, a miałem nie pokazywać mu się na oczy.
- Spoko pójdziemy z tobą.
Tym razem smoczy wojownik przyszedł z całą obstawą. Lucy nie mogła się sobie nadziwić, że również i ona zdecydowała się pójść z nimi. Razem z nią przed Makarovem stanęło pięć osób.
- Co to za grupka?
- Proszę się nami w ogóle nie przejmować mistrzu – rudowłosa zwróciła się do niego serdecznym tonem.
- A może to i lepiej? – Dobra ludzie. Mam dla Natsu BARDZO WAŻNE zadanie. Otóż ty i twoja grupa wyruszycie do miasta Lovium i tam na dworze powiedzą wam o co come on.
- Ja, ale super! BAJER!
- Jeszcze chwilka Natsu… - kontynuował starzec.
- Będzie super! Wreszcie ruszamy w większej grupie!
- Natsu… - próbował się przebić ponownie Makarov
- Kiedy wyruszamy? Kiedy? KIEDY?! (zrobił minę napalonego dzieciaka + zęby demonka).
- SPOKÓJ!
Wszyscy zamarli. Starzec zrezygnował z rękoczynów, lecz jego ton głosu wskazywał na coś poważniejszego. Zmierzył ich bacznym wzrokiem. Lucy żałowała, że przybyła tu wraz z całą resztą.
- Jakbyś mi dał dojść do głosu, to byś wszystko wiedział. Więc tak. Jak misja zostanie wykonana, to mamy problem spłaty za gildię, z głowy. Ponieważ ta misja jest dla nas bardzo ważna, klasyfikuję ją jako misję kategorii S.
- Ja, ale super! Wreszcie misja S! I to legalnie, bo z polecenia mistrza. SUP…
Już nic więcej nie powiedział, leżał skulony po ciosie rudowłosej.
- Dziękuję ci moje dziecko.
- Proszę kontynuować mistrzu. – Kobieta puściła nieprzytomnego Salamandra.
- Więc jak już mówiłem z racji tego, że nic o misji nie wiemy i jest dla nas tak ważna, to daję S. Ta misja musi być wykonana. Dlatego biorę was. Aha jeszcze jedno. Macie nic nie zepsuć, nawet cholerny kamyczek ma nie spaść z muru, nawet deseczka rozumiecie?
- Tak
- Proszę powtórzcie to Natsu jak już się obudzi.
Niebieskowłosa dziewczyna dotychczas nie brała udziału w tej dyskusji. Teraz jednak poczuła się zagrożona no i chciała, tak bardzo chciała wziąć udział w tej misji.
- Mistrzu, czy ja też mogę z nimi pójść?
- Hmm Lluvia, jesteś magiem klasy S. Z pewnością takie wsparcie może wpłynąć pozytywnie na wynik misji. Ależ oczywiście, że możesz.
- Ach, tak bardzo dziękuję.
- To wszystko. Możecie wyruszać nawet teraz.
- Wszyscy wychodzili z gabinetu, pozostała jedynie Lucy.
- Co się stało? Myślisz, że nie podołasz? Przecież należysz do tej grupy.
Tym razem jednak Makarov się przeliczył. Sądził iż dziewczyna nie jest pewna swej siły. Ale prawda była inna. Tylko ona pomyślała o tym, że jakoś muszą się dostać do tego miasta. Przecież nie mieli grosza przy duszy. Skromne 10 000 klejnotów gwiezdnej czarodziejki nie mogły wystarczyć na taką podróż.
- Chodzi o to, że nie mamy klejnotów na podróż.
- I przyszłaś od starego biedaka wyciągać?
- Nie, nie ja tylko…
- Zawiodłem się na tobie… - robił minę rozczarowanego.
- Przepraszam… - dziewczyna po cichu zamknęła drzwi.
- Yes yes, - starzec wykonywał charakterystyczny ruch ręką. – Myśleli, że im będę fundował. A tu was mam! Mistrz nie da się ogołocić z klejnocików.
Ekhm gdzie ja jestem?
- U mnie w domu – odparła blondynka.
- Uaaam, ale mi się smacznie spało ale co my tu robimy? Misja klasy S legalnie dla naszej grupy! W dodatku jakaś SUPER WAŻNA na co czekamy, GO!
- Uspokój się! Próbujemy określić drogę. Mam tylko 10 000 klejnotów. Nie wiadomo ile nas ta podróż wyniesie.
Rudowłosa podeszła do maga ognia. Chwyciła go za łachmany i podeszła do ściany.
- E, co jest Erza? – zapytała lokatorka.
Kobieta spojrzała bacznym wzrokiem na trzymanego towarzysza.
– Mistrz kazał przekazać - po czym wzięła głęboki wdech. - MASZ NIC NIE ZEPSUĆ, NAWET CHOLERNY KAMYCZEK MA NIE SPAŚĆ Z MURU, NAWET DESECZKA, ROZUMIESZ?!!
- Erza uspokój się, co cię napadło. – Podszedł do niej mężczyzna bez wierzchniego ubrania.
- Pomyślałam, że tak lepiej dojdzie.
- No z pewnością. Teraz odbija mi się w głowie: „cholerny kamyczek, deseczka”. – powiedział przestraszony chłopak.
- AAAAA – krzyknęła panna Heartphilia.
- O rany… Co teraz? Chcecie bym ogłuchnął? – wzburzył się ukochany Lluvi.
- Gray, ja mam powód w przeciwieństwie do… nieważne. – przerwała, nie było sensu tego kontynuować. Przystąpiła do najważniejszej sprawy.
- Miasto Lovium znajduje się w księstwie Tuvanik i leży cholernie daleko. Podróż zajmie nam kilka dni. A co zrobi z naszymi portfelami to chyba sami wiecie. Nie mamy na to kasy.
- Trudno, trzeba będzie zrobić jeszcze jakąś misyjkę i dopiero.
- Nie podzielałabym twojego optymizmu, Natsu.
- Jeśli można się wtrącić, my z Gray-sama też trochę zarobiliśmy.
- No to trzeba było tak od razu - odparła uradowana blondynka, widząc, że ktoś tu jeszcze myśli.
- Może popytamy członków gildii?
- Gray, chcesz żebrać? – Lucy odsunęła się robiąc charakterystyczny gest rękoma jakby tworzyła niewidzialna ścianę, a patrzyła na niego jak na kogoś z wariatkowa.
- A tam żebrać, poprosić, pożyczyć - sprostował.
Hmm…
Siedzi sobie Reedus podchodzi Erza - mógłbyś pożyczyć nam na podróż? - Erzie się nie odmawia, daje. – wyobrażenie Lucy.
Erza przetrzepuje jednego z magów, pieniądze upadają na podłogę – wyobrażenie Natsu
Siedzi Macau na krześle Erza podchodzi, kładzie nogę na jego kolanie. Lekko się do niego przybliżając jakby była jego dziewczyną i prosi o pieniądze. – wyobrażenie Gray po tym co robiła w restauracji.
Pustka – Lluvia jest nowa i nie dała rady sobie jeszcze wyobrazić, zresztą nie wiedziała co sobie wyobrazić.
- DOBRA! Idziemy!
- EE, słuchajcie – odezwała się skromnie Lluvia.
Wszyscy spojrzeli na byłą członkinię gildii widma.
- Może weźmiemy Gazilla*? Cały czas chodzi sam na misje. A was już całkiem dobrze zna.
- E, spoko – odpowiedź Natsu
- Wolałabym nie – odpowiedź Lucy
- Nie ma mowy – prosto z mostu – Erza.
Gray wstrzymał się od głosu.
Czarodziejka wody lekko posmutniała. Spuściła wzrok w dół. Zaczęła zmieszanie przebierać palcami.
- No cóż rozum…
- CHWILAAA! – przerwał jej Dragneel. - Erza, czemu się na niego nie zgadzasz? Jest silny!
- Natsu, zrozum.
- CZEMUUU – krzyknął do jej ucha tak jak się robi (what’s up) ten chłopak nie rozumiał.
- Rozumiem Lluvię, ale on to zupełnie inna para kaloszy. Ma ten swój styl bycia, przypomina nieco Luxusa… Nie chcę być z kimś takim w grupie - wytłumaczyła mu rudowłosa.
- Proszę – Lluvia nie dała jeszcze za wygraną.
- PROSZEE! – Salamander też nie. Erza jednak była nieustępliwa.
- Nie i koniec.
- Nie bądź taka. Gazille był draniem, zniszczył nam gildię, ale pokazał, że swój chłop! Pomógł mi z Luxusem. Nie jest taki zły.
- Gazille-kun ma taki styl bycia. Ciężko mu się otworzyć na ludzi…
- Ugh… Dobra. Niech będzie. Przekonaliście mnie. – Scarlet dała za wygraną.
- YEE
- Jak się dorzuci to dołączy do nas.
- DOOBRRA wracajmy do gildii!
- Usiedli przy stole i zamówili coś do picia.
Do grupki magów podszedł wysoki mężczyzna. Gazille z początku nie potrafił zasymilować się z członkami gildii. Siedział na uboczu, sam chodził na misje, do nikogo się nie odzywał. Aż do pamiętnej walki z Luxusem. Wtedy to Reitfox stanął ramię w ramię z ognistym Salamandrem. Od tej walki dużo się zmieniło. Mężczyzna już wcześniej próbował jakoś przekonać ludzi do siebie, ale wewnątrz nadal nie potrafił się przemóc, by podejść i pogadać.
- Cześć wam.
- O Gazille-kun witaj – przywitała go Lluvia. A zaraz za nią pozostali towarzysze.
- Słyszałem, że brakuje wam kasy na podróż – to mówiąc położył worek kryształów na stole. - I tak nie miałem co z tym robić.
- To bardzo miło z twojej strony – poklepał go z jednej strony mag ognia.
- Racja – z drugiej Gray.
- Brawo. Zdałeś. Od teraz bierzesz udział w tej misji.
Słowa rudowłosej lekko zdziwiły żelaznego smoka.
- Zaraz, co jest? Jaka misja?
- Nasza – odparła z uśmiechem.
- Gazille-kun proszę – błagalnie patrzyła na niego władczyni wody.
- Ech, no dobra. Nie wiem czemu to zawdzięczam.
- Wspomogłeś naszą podróż – oznajmiła lekko ze strachem blondynka.
- Właśnie. Powiedziałam wspomoże, dołączy. Koniec, kropka.
- Dobra, dobra.
- Jest! Gazille-kun tak się cieszę – mocno objęła go towarzyszka z gildii widma.
- Witaj w naszej grupie! – powitał go pełen euforii Natsu.
- AAAA! – ponownie usłyszeli głos panny Heartphilii.
- No nie, co znowu. – Uczeń Ur, miał tego powoli dość.
- Nie zauważyłam, że mapa była złożona! Mamy cholernie daleko do tego Tuvanik.
NC...
- Co się stało? – do grupy podeszła Mirajane, przynosząc im zamówione napoje.
- Brakuje nam pieniędzy na podróż – powiedział entuzjastycznie smoczy mag, tak jakby w ogóle nie było to problemem.
- Coś wam pokażę. Spójrzcie tam – wskazała palcem.
Natsu z Gray’em od razu podbiegli.
O ścianę oparte było małe pudło, na nim figurki Erzy, Grey’a itd. A nad nimi szyld:
„ Wyślijmy naszych przyjaciół do Tuvanik!"
- Ja cię – zdziwili się sami zainteresowani.
Do pudełka podeszła panna Macgarden i wrzuciła mały woreczek.
- Dzięki Levi.
- Nie ma sprawy Lucy. Szczęśliwej podróży.
Wkrótce zostały zebrane wszystkie pieniądze potrzebne na tak daleką podróż. Wielu członków gildii chętnie dzieliło się swym wynagrodzeniem. Część dołożył również Makarov zwracając należność Tytani, albowiem pieniądze nie były mu potrzebne, jeżeli za tę misję mogli otrzymać wynagrodzenie, mogące pokryć całą pożyczkę.
Grupa była szczęśliwa, widząc zaangażowanie swych kolegów.
Jasnym stało się, że z takim zapleczem finansowym mogą wyruszyć choćby z samego rana. Lucy postanowiła nie przesiadywać w gildii zbyt długo. Owszem trochę posiedziała, pośmiała się, porozmawiała. Ale musiała wyjść, odpocząć przed podróżą i co ważniejsze należycie się do niej przygotować. Wracała pełna entuzjazmu, przypominała teraz nieco tego chłopaka którego to spotkała w tym mieście portowym. Ile to już czasu minęło. Lucy z pewnością się nie spodziewała, że tak szybko uda jej się dołączyć do tej wspaniałej gildii. Zdążyła ich już dobrze poznać. Nie żałowała. Była dumna, że należy właśnie do tej gildii. Tutaj wszyscy byli dla siebie jak bracia i siostry. Wszyscy tworzyli jedną, wielką rodzinę. A ona trafiła do grupy gdzie byli tacy zacni członkowie jak właśnie Salamander, czy Erza Scarlet. Niedługo znów wspólnie razem wyruszą na misję, która może sponsorować tą nową wspaniałą gildię Fairy Tail. I ona wniesie tam swój wkład. Rozpierała ją energia, wręcz biegła do domu, sama nie wiedziała czemu. Przecież i tak najszybciej wyruszą jutro, a mimo to biegła.
- Nie mogę się doczekać. Może jeszcze dziś wrócę wieczorem do gildii? Ile może mi zająć takie pakowanie? – w podnieceniu przekręcała kluczyk w drzwiach. Wreszcie drzwi się otworzyły ukazując straszny widok…
- AAAA!!!
- Co tak krzyczysz? – zapytał lodowy mag odwracając się w jej stronę.
- Witka
- Hej
- Cześć…
Na podłodze był bałagan. Śmieci, okruszyny, papierki po cukierkach, chipsach, paluszkach itd. To co zajęło by jej chwilę, teraz wydłuży się do kilku godzin…
- Czemu tu jesteście? I to wszyscy? – otworzyła szerzej drzwi wchodząc do środka. – AA! Czemu ON tu jest? – wskazała palcem na żelaznego smoka – jej oczy przypominały denka od butelek. – Matko żeby we własnym domu nie móc poczuć się bezpiecznie? – Lucy próbowała, (czyt. z miernym skutkiem) nie dać po sobie poznać, że wciąż jakiś bliżej nieopisany lęk budzi w niej ten mężczyzna z gildii widma.
- Przecież on też jedzie z nami. To oczywiste. – odparł smoczy zabójca.
- Ale czemu zawsze wpadacie bez zaproszenia? W dodatku taką kupą?
- Bo masz ładne, miłe mieszkanko – odpowiedziała spokojnie rudowłosa, popijając łyk herbaty w filiżance Lucy.
Cóż, czarodziejka gwiezdnej energii tylko westchnęła. Oni po prostu już tacy byli, rozbrajający szczerością, bezpośredni. Może to właśnie myśl, że wrzucą jej się na chatę tak ją pchała w kierunku domu? Lucy rozmyślając nad tym dochodziła do wniosku, że tak właśnie mogło być, to była ta niewidzialna nić. No cóż, pakowanie i sprzątanie odłoży na później. Ma jeszcze dużo czasu, mogła wreszcie poznać bliżej Gazilla, dowiedzieć się czegoś więcej niż tylko tego, że jest z gildii widma. Skoro to ma być jej towarzysz to czemu go bliżej nie poznać? Jak się jednak można było spodziewać, żelazny smok nie był zbyt rozmowny. Nie reagował na śmiechy towarzyszy. Lluvia z pewnością po części przez swoją ślepą miłość do Gray’a zdążyła już wpisać się w nową rolę, członkinię Fair Tail. Gazille nie był takim prostym typem. Natsu próbował z niego wydobyć część informacji, ale ten odpowiadał wówczas lakonicznie i wymijająco. Jednak wreszcie nowy członek grupy wyszedł z inicjatywą, no może trafniejszym stwierdzeniem byłoby, że sam się czymś zainteresował.
- Kto jest liderem tej grupy?
- Ja! – odpowiedział ochoczo Salamander
- Ja!!! – przeszkodził mu lodowy mag.
- Ja - otaczała ją mroczna aura.
- Ona – odpowiedzieli zgodnie.
- Gray-sama czemu tak drżysz?
- A, tak jakoś… - odparł zmieszany.
- Nie masz się czego bać. Siła mej miłości cię ochroni.
- Lluvia będziesz go bronić? – zapytał Gazille niemal nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
- Aż po mego życia kres – odpowiedziała bez namysłu.
- Hahahahaha! Gościu, ale z ciebie lama.
- Uważaj co mówisz.
- Właśnie. Nie wiesz jak ona może być straszna - ostrzegł chłopak w różowych włosach.
- Co to za czcze gadanie? Smok się boi kobiety? Co prawda gdy byłem w gildii widma, tam wspomniano nieco o tytani Erzie, ale dla mnie to nic szczególnego. A wy podkulacie ogony jak pobite szczeniaki. – powiedział lekko się naśmiewając z towarzyszy.
- Nie uczyli cię, że pogłoski czy plotki to tylko część prawdy? – bronił się mistrz lodu.
- Nie pamiętam – wycedził żelazny smok.
- To tylko połowa prawdy, nie znasz całej, mrocznej prawdy – powiedział już pół szeptem.
- Właśnie - dodał tuż obok smoczy zabójca.
- Phi! To jakaś pomyłka. Od tej pory ja Gazille Reitfox będę przywódcą podczas tej misji. Przejmuję dowodzenie.
- Wiedziałam, że tak będzie – pomyślała skromna mieszkanka tegoż apartamentu.
Najsilniejsza kobieta z gildii nawet nie zareagowała, kończyła w spokoju swą filiżankę herbaty.
Mężczyzna poczuł na ramieniu czyjąś rękę. Należała do Natsu.
- Lepiej sobie odpuść – powiedział poważnym tonem, jak nie on. – Tak będzie dla ciebie lepiej.
- No co wy szczury, boicie się małej kocicy?
- Gazille-kun oni mają rację...
- Ej, ty kobieto, wyzywam cię tu i teraz na pojedynek. Nie będę pod pantoflem jakiegoś babona.
Erza powoli odsunęła filiżankę od ust. Następnie delikatnie odłożyła ją na stół.
- Jesteś pewien?
- Co to za głupie pytanie. Stawaj!
Lucy nie widziała wszystkiego, Tytania wstała błyskawicznie. Dobyła ogromnego miecza i wycelowała w przeciwnika. Cięła w poziomie niszcząc całą ścianę. Gruz padał na podłogę. Mężczyzna uniknął i odskoczył. Kolejny ruch był pięścią wymierzoną w żelaznego smoka. Ten uderzył o ścianę, zanim padł dostał kolanem w brzuch. Splunął na ziemię a częściowo na nogę rudowłosej. Wszystko działo się tak szybko, Reitfox nie przypuszczał, że Erza zareaguje tak gwałtownie niszcząc nawet dom znajomej.
Oszołomiony spojrzał przed siebie. Była wściekła, miała zgięte brwi. W oczach kryła się wściekłość, dzikość. Ręka ściskała mocno jego bluzę.
- Myślisz, że możesz mnie tak nazywać?! Pytam się!!!
Lucy w trosce o mieszkanie, postanowiła interweniować
- Erza, błagam cię. Pohamuj złość. Rozwalisz mi mieszkanie…
- Przebacz Gazille-kun’owi jest nowy, ponoszą go emocje…
- Ech – puściła go. - Masz szczęście, że nie chcę niszczyć mieszkania mej przyjaciółce.
- Na to chyba już za późno… pomyślała pani Heartphilia. Jak ja to wytłumaczę właścicielowi…
Żelazny smok otrzepał swój strój.
- Ekhu - kaszlnął na wskutek silnego ciosu. - Tylko na tyle cię stać? Wiedziałem, mocna w gębie.
- KONIEC! - To najwidoczniej przelało czarę goryczy.
Rudowłosa wstała i podbiegła do przeciwnika. Jednak się zatrzymała. Przeszła koło niego i otworzyła drzwi.
- Jak chcesz walki to załatwmy to na zewnątrz.
- A było tak miło – skomentowała blondynka.
- YE dawaj Erza DAWAJ! – ekscytował się mag ognia.
- Właśnie, gościu zaraz zrozumiesz nasze zachowanie – dodał ukochany Lluvi.
- Zbroja Herkulesa!
Kobieta z impetem rzuciła się na mężczyznę. Ten zamienił swe ciało w żelazo i skierował się w stronę przeciwniczki.
- SKOŃCZCIE Z TYM! - Olbrzymie ręce przygniotły obu oponentów.
- Mistrzu…
- Ech…
- Co to ma być? – zapytał rozgniewany starzec. - Pytam co to ma być?!
- Przepraszam mistrzu…
Tak sobie właśnie myślałem, gdy dowiedziałem się o waszym nowym kompanie. Ten Gazille nie wydaje się zbyt kompromisowy, a przy temperamencie naszej Erzy może powstać wybuchowa mieszanka. I jak widać, nie myliłem się. Zawiodłem się na tobie moje dziecko.
Kobieta spuściła wzrok.
- Ej staruszku, zawiódłbyś się chyba jakby się na niego nie rzuciła, nie? W końcu zrobiła tak jak myślałeś.
- Natsu, ty mnie za słowa nie łap. Erza, do mnie na słówko.
- Tak mistrzu…
Starzec oddalił się z rudowłosą kobietą od reszty grupy. Szli drogą. Ona za nim. Nie chciała myśleć jak zły jest jej mistrz. On pewnie w głębi serca wierzył, że ona wykaże się dojrzałością, opanowaniem. Poniosły ją emocje, zachowała się jak gówniara. Była o to na siebie zła.
- Przepraszam mistrzu…
- Erza, dziecko ty moje, on jest stosunkowo nowy. Miał za duże zabaw… ekhm to znaczy bili go w przedszko… to znaczy, a z resztą, nie ważne. W każdym razie jest nowym członkiem Fairy Tail. Nawet jakby wychowywał się w dżungli, to trzeba do niego miło i z wyciągniętą ręką. Co to jest, gildia Fairy Tail wita nowych plombą w ryja?
- Przepraszam za moje karygodne zachowanie mistrzu – mówiła z wzrokiem wbitym w ziemię.
- No, i to rozumiem. Obiecaj mi, że nie tkniesz go palcem. Nie dasz się podpuścić.
- Obiecuję. – Uklękła na jedno kolano.
- Dobrze, możesz odejść. Odpocznij. Jutro czeka was długa podróż.
Erza wróciła do grupy.
- Przykro mi, walki nie będzie.
- Co, tak żeś spietrała? I to jest wasza wizytówka? Phi – splunął na ziemię.
- Nie boję się, ale zabroniono mi z tobą walczyć.
- Co? I masz zamiar się słuchać? Ech… - z zdenerwowania tupnął ( nogę jakby wbił w ziemię ze zdenerwowania, a nie tupnął jak bachor) w ziemię. – Dobra, rozumiem.
- Prosiłabym cię, byś zapomniał o dzisiejszym przykrym incydencie. Przepraszam za to…
Mężczyzna wyraźnie nie wiedział co powiedzieć.
- Mam nadzieję, że nie będziemy już chcieli ze sobą walczyć – serdecznie się uśmiechnęła.
Żelazny smok odwrócił wzrok.
- Nie rozumiem – zaczął zakładając ręce za głowę ognisty mag. - Czemu ja się mogę pojedynkować z Erzą, a on nie?
- Może dlatego, że brali to nazbyt poważnie? – próbował znaleźć wytłumaczenie Gray.
- Może dlatego, że znamy się już długi czas. W każdym razie nie mam zamiaru kwestionować zdania mitrza. Zasiedziałam się, będę już iść, na razie.
I tak Lucy pozostała wreszcie sama w swym mieszkanku. Oczywiście nikomu broń cię panie, do głowy nie przyszło, by posprzątać. Wszyscy byli zaaferowani misją, jak i tą niedoszłą potyczką Erzy i Gazilla. Dziewczyna tak jak się wcześniej obawiała, musiała wpierw posprzątać, pozmywać i dopiero wówczas mogła przystąpić do pakowania.
Na razie nie wiedziała co zrobić z zniszczoną ścianą.
- Uaaam ale jestem śpiąca…
Lucy tak jak przypuszczała, skończyła się pakować późną nocą. Teraz musiała jeszcze dotachać swój bagaż. Na szczęście do gildii, nie na stację, bo umówili się, że wszyscy spotkają się właśnie tam.
- Uff w końcu dotarłam.
- Hejka Lucy! – Z za rogu wyskoczył Natsu a za nim Gray. Jak można się było spodziewać nie daleko była Lluvia. Oczywiście nie zabrakło również i Erzy, tachającej jak zwykle olbrzymi wózek z kilkoma ogromnymi walizkami, które poukładane na sobie były wyższe niż sama Scarlet.
Lucy zawsze zastanawiała się, czemu ona tyle ze sobą bierze. Nie śmiała jednak zapytać.
- Erza w swoim pokoju patrzy na ten cały burdel. Jutro czeka ją podróż. Trzeba by było iść spać a musi się jeszcze spakować. Każda rzecz może się przydać, kobieta więc bierze ze sobą prawie wszystko przy okazji oszczędzając kupę czasu – wyobrażenie Lucy jedyne i słuszne (ona tak uważa).
- Cycuszki Lucy! – Happy wleciał wprost między pagórki blondynki.
- Happy! Już jesteś zdrowy?
- Aye
- Naszego Happy'ego byle rybka nie rozłoży - radośnie dodał Smoczy Zabójca.
- Widzę, że wszyscy w komplecie. – Gazille stał oparty o drzewo z założonymi rękami. Co dziwne miał przy sobie tylko mały worek, ni mniej ni więcej. Widząc bagaż swej wczorajszej niedoszłej przeciwniczki lekko się zaśmiał, lecz opamiętał się. Postanowił też zrezygnować z sarkastycznej uwagi, jaką na tę okazję wymyślił. Pominął również zupełnie kwestię latającego kota.
- CHOĆMY NA MISJĘ ! – krzyczał w niebogłosy smoczy zabójca.
- Tak! – odpowiedziała entuzjastycznie tylko część grupy, ale wszyscy byli pozytywnie do niej nastawieni.
Natsu jednak po niedługim czasie humor minął. Musiał wejść do pociągu… Mało tego, ponoć czekała go bardzo długa podróż. Nie wiele trzeba, by zaczęło mu się przewracać w żołądku.
Kłopoty zaczęły się szybciej niż grupa mogłaby się tego spodziewać. Właściwie przed samym wejściem do pociągu…
- Ugh…
- Ej Salamander mam cię kopnąć w dupę żebyś tam wreszcie wlazł?
- Nie cierpię środków transportu…
- Natsu nie rób scen – zobacz jaki wstyd. – Lucy nie mogła zrozumieć. To znaczy, rozumiała, że chłopak lubił, nie znosił, nie cierpiał środków transportu, ale musiał, wchodził i jakoś po bólu. A dziś jakoś tak oporownie. Gary chwycił chłopaka za ręce. – No już wchodź!
- Aye!
Happy pomógł wtachać Natsu i wreszcie wszyscy mogli się w swojej „kajucie wygodnie rozsiąść”
- Mam dziwne przeczucie, że będziemy bardzo długo jechać – odezwał się ognisty mag, mówił normalnym tonem, bez przerywania. Pociąg jeszcze nie ruszył.
- Mamy przed sobą masę drogi, myślę, że będziemy jechać cały dzień – odparła czarodziejka gwiezdnych duchów.
- CO?! – Natsu natychmiast odwrócił głowę, minę miał jakby się rozpuszczał. Smutną i załamaną zarazem. - Calusieńki dzień?
- Pewnie jeszcze całą noc – dodała bezlitośnie władczyni wody.
- Chyba mi nie dobrze…
- Chodź do mamy Natsu – Erza spojrzała łagodnym wzrokiem. Szybki cios i „syn” spoczywał na jej kolanach.
- Co to jest? - Gazille myślał, że nic go już nie zaskoczy…
Scarlet głaskała chłopaka po głowie.
- Z nim trzeba delikatnie. – ponownie usłyszeli jej łagodny głos.
- To ma być delikatnie? – spojrzał nadal nie tyle wystraszony, co zdziwiony Reitfox.
- Chciałam żeby mniej cierpiał – odpowiedziała niczym troskliwa matka.
Żelazny smok nie miał już sił nic więcej powiedzieć…
Poza Lluvią, w kajucie nie było słychać nikogo. Lucy czytała książkę, Gazille siedział i patrzył się przed siebie. Happy podziwiał krajobrazy. W międzyczasie Natsu zdążył kilka razy odzyskać przytomność, ale „matka” czuwała. W końcu udało im się dojechać do jakiejś wsi skąd mieli wozem dostać się dalej. Oczywiście podczas tej długiej podróży pociągiem, nie raz korzystali z wagonu restauracyjnego, a szli tam tuż po tym jak Erza „uśpiła” Salamandra.
- Jestem taaaakii głodny.
- Nic dziwnego, kiedy my jedliśmy ty sobie słodko spałeś – odpowiedział mu Kotek. - A mieli takie pyszne rybki... - rozmarzył sią wspominając niedawna wizytę w restauracji.
- Wątpię, bym coś wtedy mógł przełknąć.
- Natsu nie gadaj tyle, tylko chodź. Nie mamy tyle czasu – poganiał Gray.
- Właśnie. Zapomniałeś, że czeka nas misja? – wtrąciła się blondynka.
- A no tak! - chłopakowi oczy się otworzyły, wyglądał jak mały szczeniak patrzący na coś wspaniałego. - Misja! LECIMY! - Po czym bez większego trudu zaczął biec w stronę kolejnej stacji. Smoczemu zabójcy wystarczyła tylko wzmianka o misji, by móc zebrać w sobie niewyobrażalne pokłady siły. Teraz to on był na przodzie i poganiał towarzyszy.
Księstwo Erskielf*
Do postaci w ciemnym kapturze podeszła inna postać tak samo odziana. Znajdowali się oni w małym, chłodnym pomieszczeniu, do którego z trudem docierały promienie słoneczne. Panował więc półmrok.
- Nie możemy dłużej czekać, on jest niebezpieczny.
- Wiem o tym. Już się tym zająłem. Zleciłem misję dla tych magicznych gildii. Dałem taką cenę, że nie będą zadawać pytań.
- Czy mistrz się zgodził? – zapytała postać chropowatym tonem.
- Cii idzie tu…
- Panowie, czemu nie zmierzacie do sali obrad, zwykle wchodzę ostatni i wszyscy są już na swoich miejscach.
- Już idziemy mistrzu.
Weszli po cichu zajmując miejsce, chwilę później rozpoczęło się zebranie.
- Drodzy zebrani, witam was na tym poniekąd specjalnym zebraniu. Doszły mnie słuchy, że mag, którego zapewne wszyscy doskonale znacie, jest na wolności. Jednak nie wszyscy zdajecie sobie sprawę jak duże niebezpieczeństwo nosi za sobą samowolność tej istoty.
Mag ten potrafi bez większego problemu niszczyć miasta, ale co gorsze jego siła może zniszczyć cały ten świat!
- CO?
- Jak to możliwe?
- Czemu ja o tym nie wiedziałem?
- Nie możemy do tego dopuścić!
- To nie tak miało być!
Sala wypełniła się półszeptami zaniepokojonych osobników. Niektórzy o tym wiedzieli, inni wyrażali głębokie oburzenie faktem, że dopiero teraz, gdy zakon ma nóż na gardle, ich o tym poinformowano. Większość jednak nie kryła zdziwienia obecną sytuacją. Zamieszanie robiło się coraz większe. Padały wzajemne oskarżenia, ponieważ z ust mistrza wynikało, że część wiedziała, wiedziała o tej niewyobrażalnej mocy.
- Spokój! – Obecny orator próbował jakoś uspokoić zebranych. – Później przyjdzie czas na wzajemne oskarżanie, oszczerstwa czy kłótnie. Teraz trzeba działać.
- Mam pytanie.
- Proszę.
- W jaki sposób ten osobnik może zniszczyć świat?
- Cóż, przyszedł najwyższy czas byście wszyscy mogli posiąść tę wiedzę. Mag ten zna zaklęcie, które może przyzywać obce ciała z kosmosu. Oczywiście mam tu na myśli kawałki ziemi. Jeżeli przyzwie meteoryt wielkości małego miasta, z naszej planety nie pozostanie nic. Siła uderzenia zachwieje całą planetą. Jeżeli Ziemia jakoś to wytrzyma, to skończy się to tylko na rozlicznych ruchach płyt tektonicznych i wybuchach wulkanów, co również doprowadzi do katastrofy. Olbrzymia fala tsunami zaleje wszystko.
Po tych słowach zamieszanie zrobiło się jeszcze większe. Każdy zdał sobie sprawę z realnej groźby jaką niósł ten mag.
- Postanowiłem zlecić jednemu z was zgłoszenie tego jako misji. Wyznaczyliśmy 10 000 000 klejnotów. To cena za naszą głupotę! Proszę by jeśli ktoś podejmie się tej misji i się z wami skontaktuje, został oddelegowany do mnie i moich współpracowników. To wszystko. Na razie będziemy czekać. Zamykam obrady.
Levi i jej towarzysze właśnie powrócili z dość krótkiej misji. Chcieli odpocząć przed czymś poważniejszym. Tamto zadanie miało im tylko zapewnić pieniądze na jedzenie. Teraz przyszedł czas na coś większego. Stanęli przed tablicą z ogłoszeniami. Oczywiście był tam też Nav Lazaro. Jak zwykle stał przy ogłoszeniach, ale podjąć się… to już inna bajka… Grupa znaku cienia, (czyli grupa Levi) uważnie rozglądała się za ogłoszeniami. Nagle coś przykuło ich uwagę.
ogłoszenie
- Raju! 10 000 000 klejnotów za złapanie jakiegoś szkraba! Yuhu!
- Mamy farta - dodał chłopak w wysokim kapeluszu.
- To nasza szansa - stwierdził Droy.
- Pewnie jakiemuś bogaczowi uciekło dziecko. Jestem tego absolutnie pewna!
Ekscytowali się na całą salę, ale mieli szczęście. Akurat Mira śpiewała i nikt nie słyszał, inaczej pewnie inni zapragnęliby tej jakże kuszącej oferty. Ale, musieli się śpieszyć bowiem oferta dotarła również do innych gildii. Jednak ktoś ich usłyszał.
- Hmm, pokażcie to. – Starzec chwycił kawałek papieru.
List gończy przedstawiał poszukiwanego maga. Rzeczą od razu rzucającą się w oczy był jego wzrost. Mag ten jest niski i przypomina wyglądem dziecko. Głowę przykrywa stara tiara, taka jaką noszą prawdziwi magicy. Obwiązana lekko wstążeczką w podobnym kolorze. Głowy nie było dokładnie widać. Twarz ciemna, z wystającymi świecącymi oczami, niczym u sowy. Resztę zakrywa wysoki kołnierzyk od przyciemnionego lazurowego (rozjaśniony błękitny) płaszcza sięgającego niemal do kolan.
Zapinany jest a raczej zawiązywany na czerwone linki ( niby sznurowadła). Rękawy płaszcza mają wykończenie w postaci eleganckich, wyjątkowo dużych mankietów. Są one białe i mają wcięcie w samym środku w kształcie jakby wazonu. Wzorek na jego końcach to bordowa linia. Na rękach rękawiczki koloru ciemno krwistego ( bardzo intensywny czerwony). W podobnym odcieniu jest pasek zapinany na dużą, srebrną klamrę w kształcie kwadratu. Do tego nosi spodnie jak dla clowna, białe z turkusowymi pionowymi liniami. Na nogach ma zwykłe brązowe buty.
profil maga
Nie od dziś wiadomo, że w królestwie Fiore znajduje się masa Gildii. Część jest bardziej znana inne mniej, do takiej właśnie zawitał pewien podróżnik.
- Ej ty! Nie znam cię!
- Daj spokój to jeszcze nie powód, by tak go napastować. Nikt obcy nie wchodzi sobie od tak.
- Ej wy! Ja go znam… On jest z Fairy…
Chwilę później wszyscy zebrani padli nieprzytomni na ziemię. Żyli. Mężczyzna osłabił jednak zaklęcie, tak , by tylko ich oszołomić.
- Co za miernoty! Tylko marnujecie mój czas. Z drogi. – kopnął w leżącego na jego drodze mężczyznę. – Ech trzeba coś znaleźć…
Krótko ostrzyżony mężczyzna wpatrywał się w tablicę ogłoszeń.
- Hę? Za odprowadzenie gnojka do mamusi dają tyle forsy? – dobra biorę. – Zerwał to samo ogłoszenie co grupa Levi.
Koniec części pierwszej
1 * - to serialnie jest tak tam napisane. Myślę, że bardziej ukazuje Natsu ^__^.
2* - no niby powinno być na odwrót, ale mi to wybitnie nie pasuje.
3* cholera wie jak go odmieniać jest Gazille i tak zostawić no robiłem jak mi pasowało. Jak ktoś mi powie jak, będę wdzięczon. To samo tyczy się Gray'a
4* Tytuł roboczy proszę ja was.
Swoją drogą teraz wiecie czemu mało na forum piszę
To już koniec pierwszej części. Mam nadzieję, że się podobało. Myślę, że będę to kontynuował. Oczywiście niestety może zdarzyć się coś co sprawi, że kompletnie stracę zapał ale jestem w dobrej myśli.
ps. Fik nie ma jeszcze tytułu ale nad tym trzecim tyle kminiłem i wreszcie mam, a wiecie jak ja unikam każdych spoilerów. Ciężko co wymyśleć... Chyba dam to Another Story co myślicie? Aha jak ktoś zna tego Vivi to proszę się z tym nie dzielić
Super, że ktoś wziął się za porządny fik z FT. Brawa dla Ciebie za uchwycenie charakterów postaci. Bałem się, jak to wyjdzie w "słowie pisanym", ale dałeś radę, każdą sytuację od razu miałem w głowie w postaci mangi ;] Super też, że ująłeś w swoim fiku ten subtelny erotyzm, który towarzyszy serii d zawsze, dobra robota. No i humor, humor i jeszcze raz humor! Uśmiałem się przy zboczonych tekstach Makarova :D No i dodadtkowy plus dla Ciebie za wprowadzenie Gazilla do drużyny, on jest dla mnie w FT tym samym, co Brook w OP ;]
Teraz troche czepiania. Zdecydowanie zedytuj sobie pierwszy rozdział. Zdarzają się, niestety całkiem często, literówki czy błędy interpunkcyjne, które troszeczkę niszczą zabawę. Druga sprawa: Vivi jako magus z FT?xD Padłem na wznak, jak go zobaczyłem :D
Kontynuuj dobrą robotę. Wreszcie fik, na który mogę czekać oprócz WW :D
Stary wielkie thx za komentarz. Bardzo się cieszę że chyba wyszło, bo to było dla mnie najważniejsze. Gratki, że chciało ci się czytać. (nie będę walił już takich długich obiecuję) Napisałem Fairy Tail bo fajna seria a z One Piece już skończyłem czuje, że wykorzystałem to jak mogłem i w sumie nie miałem już o czym pisać bo chyba większość możliwych rzeczy tam nawkładałem. A Fairy Tail to taki nowy świat.
Co od literówek Tekst przeszedł korektę jak zwykle, ale widać za mało, oczywiście dziś pomiędzy robieniem odcinka będę poprawiał literówki. Jeszcze raz thx za koment!
Stary, rewelacja. Doskonale uchwyciłeś klimat FT, po prostu czuć tutaj tę serię. Charaktery postaci też idealnie odwzorowane. A historia pisze się na bardzo ciekawą i nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Czyta się przyjemnie mimo drobnych literówek czy pomniejszych błędów. Krótko mówiąc odwaliłeś kawał dobrej roboty.
Dziękuję bardzo gorąco również Grigorijemu za komentarz. Sam nie wierzę, że to jednak wyszło, ale może jednak wyszło Co mnie martwi to:
Dzisiaj znalazłem odrobinę więcej czasu i napatoczył mi ten fik i jestem mile zaskoczony.
Bardzo mi się podoba pomysł z dołączeniem żelaznego i wodnej do grupy, ja tam błędów nie zauważyłem i czytało mi się bardzo przyjemnie.
Ohoho nawet SLAWO89 czytnął jestem bardzo happy.Ślicznie dziękuję. A błędów nie powinno być bo zrobiłem kolejną korektę.
Czwórka przyjaciół opuściła salę rozrywki i skierowała swe kroki do basenu.
Wszyscy wpierw poszli się przebrać. ----------------------- - tu autor postanowił zaniechać opisu. A – nie chciało mu się pisać B – w trosce o nosy co wrażliwszej męskiej części czytelników ( jeszcze poniesie ich wyobraźnia)
Powinno się pisac całośc nawet jak się nie chce . A po drugie my nie będziemy narzekac że będzie więcej do czytania
Mogłeś dac ich zdjęcia jeszcze do tego, albo przynajmniej tam gdzie niechciałeś pisac było trza dac obrazki
A bym zapomniał, mogłeś odpowiedź na to ci wtedy napisałem
Mówiłeś że nie ma literówek już
I po jaką ch..... napisałeś tyle na camym początku ile tego można
I po jaką ch..... napisałeś tyle na camym początku ile tego można
Odpowiedź:
A tam gdzie nie chciałeś nie pisałeś a to źle przykład
Aha oj hans ja w trosce o wasze zdrowie
Co do tego wstępu. On był bardzo ważny. Dla mnie jest cholernie ważny, bo człowiek sam z siebie nie wie czy pisze dobrze. Dopiero jak kto mu uświadomi, że jest ok, to wtedy myśli dalej, i ja bez tego nie myślałbym dalej. Ponadto tak jak napisałem geneza czemu Fairy Tail. No i poniekąd oczywiście czemu już a nie np za 2 miechy.
Tylko ten długi początek odstrasza więc mniej ludzi będzie czytac, bez obrazy. ja jak pierwszy raz zobaczyłem to myślałem że ten początek chcesz dac na cały post, a potem jak dochodziłem do 3 strony już był fik na temat.
A ty się nie martw o nasze zdrowie, my wiemy co dla nas jest zdrowe
Na początek dwie rzeczy, które mnie rozwaliły, w negatywnym sensie:
Okej poprawione. Dzięki wielkie za uwagi. Tak już nie będzie bawic gdzie nie powinno
estem pod cholernie ciężkim wrażeniem. To jest arcydzieło i fani FT powinni cię za to nosić na rękach. Ukazałeś coś czego mi cholernie brakowało w FT. Relacje bohaterów. Gray Vs Salamader wyszli bardzo naturalnie, Erza też choć to "masowanie" trochę mi nei pasuje. Mistrz jest genialny, a nawet lepiej. Klimat FT wycieka z tego fika i tworzy płynna rzekę najszlachetniejszego miodu. Humor, boże, żeby moje OS śmieszyło choć w połowie jak to. Widzę, że Umis to nie przypadek:D Brechtałem równo, a niemal cały czas miałem uśmiechniętą z głupia gębę:D
Najpiękniejsze jest to, że nie zwracałem uwagi na to ile tego jest. Chciałem, by przyjemność z czytania trwała jak najdłużej. Wcześniej tego tak nie odczułem, bo Miałeś napisanego całego fika, ale teraz mogłem to dobrze poczuć, kiedy wiedziałem, ze w końcu nastąpi koniec. czasem mi ludzie piszą" im wiece tym lepiej" teraz dopiero zrozumiałem znaczenie tych słów ( jeśli to takie samo uczucie).
FENOMENALNY!
Świetnie dobierasz kwestie. Pomimo, że nie podpisałeś kto, co, i tak wiedziałem kto mówi. Dialogi to majstersztyk, choć momentami mógłbym się przyczepić:P Problem w tym, ze nie pamiętam do czego ale raczej to były przecinki. Aha masz literówki niefajne typu brak "do" zamku. ( Nie do zamku, ale do czegoś, a rzuca się to w oczy)
Masz błędy, głównie brakuje ci przecinków, czasem składnia leży ale jeszcze się wyciągniesz:) Czasem nie wiem co się dzieje. Martwi też ten angielski, nie powinno go być, serio:)
Fabuła - Genialny pomysł z tym Vivi, dla mnie wszystko jasne:D świetnie pasuje do tego klimatu. Ciekawe też, ze i Luxus podejmuje się tego samego zadania. Super:D szkoda, ze nie było rady magów, tylko jakiś zakon, no ale nic tam:)
Gratuluję też pomysłu rozpoczęcia ( o zniszczeniach) dopisek typu (potworek) czasem za dużo ale bardzo dobrze oddawał faktyczny obraz Natsu:D I ten pomysł z misją na odbudowę Gildii:)
Teksty z których po prostu brechtałem.
Dwójka mnie dwukrotnie rozśmieszyła "pewnie od tego mnie w krzyżu łupie":D
Brakuje tego o zarządcy piekieł, gdzieś mi umkło:D
Wezmę ten „cudowny lek na bóle w krzyżu” a jak mi nie przejdzie, to naślę Natsu na producenta, hehe.
- Czy ty myślisz, że moim hobby jest zamiatać tyłkiem przed każdym i korzyć się zginając w ósmy paragraf ?! Pewnie od tego mnie tak kręgosłup łupie. A ktoś mi spidum podpier…
- Przeczytaj co tu pisze. Nie mam siły czytać… - o matko to jednak był błąd go wołać.
- No dobra.
„ Witam cię drogi Maca- „
- A wiesz idź lepiej. Postaraj mi się do końca dnia nie wchodzić w pole zasięgu.
Po szybkiej kuracji mistrz gildii udał się na basen.
- Natsu do mnie!
- E? Znów mnie woła a miałem nie pokazywać mu się na oczy.
- Spoko pójdziemy z tobą.
Ta misja musi być wykonana. Dlatego biorę was. Aha jeszcze jedno. Macie nic nie zepsuć, nawet cholerny kamyczek ma nie spaść z muru , nawet deseczka rozumiecie?
- Tak
Jest jeden problem, ale potem ci o nim powiem, nie tyczy się tak tego fika:D
szkoda, że jak pisałeś, może coś nastąpić, ze zaniechasz pisania, obawiam się, ze wiem o co chodzi. Mam nadzieję, ze się nie zniechęcisz. Napisałeś coś fantastycznego, Jeśli miałbym stronę o FT, to błagałbym cię byś zgodził się to zamieścić właśnie na niej:) Przy okazji dałbym od "rejestracji", ale dopiero kolejne części, by wszyscy mogli zobaczyć 1, to by nieźle zachęciło
Fairy Tail part II jest w dwóch wersjach. Jedna jest tu inna w drugim poście
tekst odautorski
Spoiler:
Na tym jakże krótki wstępnie chciałem wam kurde podziękować za komentarze. Bez wątpienia przyczyniły się do tego iż część druga wyszła tak szybko. Bo chęci… ( no po prostu jak przeczytałem to aż serce roście i chęci brały się same <nie umiał inaczej> ).
Więc druga część powstałą tak szybko, bo się nie przyzwyczaiłem. Wcześniej pisałem całego fika i ciężko będzie mi się tak przestawić, by robić przerwy. Dlatego też jest tak szybko. Ale kolejna część będzie no trochę trzeba będzie poczekać. W dodatku wtedy nie miałem ogranicznika, pisać sześć siedem czy dwadzieścia wiec tu też mi ciężko zmniejszyć i pisze tyle ile potrzebuję. Ale dla was lepi nie? Tyle czekacie to chociaż na więcej. Jeżeli ktoś myślał, że nie wrócę do starych nawyków z tamtego fika to się mylił. ^__^ Tu też jest muzyka. Ci którzy znają postać Viviego zrozumieją czemu, ale dla reszty też powinna być miła. Nie mogłem się powstrzymać.
Zaznaczam jednak iż chyba* nie będzie to częste zjawisko.
Ale drodzy użytkownicy. Wklejam fika na forum! Jestem panisko. Mogę np. korzystać z tagu „spoiler” a w końcu nie skorzystałem) Aha mam tam jeszcze dwa smaczki jeden dla tych, którzy znają Vivi’ego i jeden dla tych którzy oglądają Bleach.
No dobra, co miałem do przekazania to chyba wszystko przekazałem. Wiec miłego czytania.
1* - czyt. Bardzo dużo.
2* Mam niestety coś takiego, że jak coś robię to coś powymyślam itd. I robię tak potem cały czas, im dłużej robie tym bardziej zakręcam. Będę się musiał bardzo postarać by tego uniknąć.
Fairy Tail Another Story part II
Levi nie mogła napatrzeć się na obrazek małego maga. Był według niej słodziutki. Bardzo chciała wziąć tę misję, spotkać tego malca, poznać jego rodziców. A, że nagroda była zachęcająca to tylko sprzyjało jej planom.
- Czyż on nie jest słodki? Wygląda jak biedactwo.
- Hmm – Macaronov nie był tak entuzjastycznie nastawiony.
- A jakie ma słodkie imię: Vivi.
- No też imię ma tu co do rzeczy – wtrącił Droy. Nie za bardzo interesował go sam malec, a raczej nagroda za wykonanie misji. Zdecydowanie na tym bardziej skupiał swoja uwagę.
- Nie rozumiesz? Vivi. Vivi, słodziutkie imię w sam raz dla brzdąca.
- Każdy kiedyś dorośnie.
- W każdym razie bierzemy tę misję nie? – zapytał Jet.
- Jasne! – odparli chórem.
Macarov wciąż trzymał ten list. Coś czuł od tej sylwetki, ale nie potrafił jasno tego sprecyzować. Jasnym było jednak to, iż jego wyobrażenia na temat tej misji daleko odbiegały od tych, grupy znaku cienia.
- Hmm, nie jest to misja klasy S, a dają tak dużą nagrodę. Spotykałem się z przypadkami gdy wynagrodzenie nie było adekwatne do misji, ale żeby na odwrót? Mistrz gildii wpatrywał się z uwagą w obrazek, tak jakby chciał za nim dojrzeć drugą prawdę. Był całkowicie skupiony. Otoczenie przestało na niego oddziaływać. Śpiew Mirajane i oklaski czarowników nie docierały do jego uszu. Levi zaczęło to intrygować.
- Nad czym tak rozmyślasz mistrzu?
- Nie możecie iść – odparł beznamiętnie.
Cała grupa posmutniała.
- Ale czemu? – dziewczyna nie mogła uwierzyć w słowa mistrza.
- Nie chcę was narażać. To z pewnością nie jest jakiś zwykły dzieciak, to czarodziej. - W ogłoszeniu wspomniano: "Mag Vivi", a to oznacza, że może to być i pięciolatek, a jest równie niebezpieczny co dorosły czarodziej”. To dlatego dali taką cenę. Chcieli, byśmy nie zadawali pytań. Nie ma nawet podanych dokładnych informacji o zleceniodawcy, tylko napisali by czekać… Chyba powinienem tę misję oznaczyć własnoręcznie. - Od tej pory misji tej nadaję kategorię S. Tylko uprawnionym czarodziejom wolno się jej podjąć. – To mówiąc wziął kartkę. Chwilę potem był już na drugim piętrze i tam odpowiednio ją oznakowawszy, powiesił na ścianie.
- Fakt przez ten wygląd zapomniałam, że to jednak czarodziej. Był taki milutki… - Do panny Margarden dotarło w jak dużym błędzie była ona i jej grupa. Ile mogła kosztować ich pomyłka. Strach było o tym myśleć. Jedno było pewne, mistrz z pewnością miał rację.
- Zapędziliśmy się – dodała lekko posmutniawszy.
- Nie dla psa kiełbasa – skomentował z żalem Sarusuke.
- Poszukajmy czegoś innego - rzucił Droy.
Tajemniczy zakon miał powody do świętowania. Nie minęło wiele czasu a już byli chętni do podjęcia się ich misji schwytania groźnego czarodzieja.
- Mistrzu, otrzymaliśmy informację, iż ktoś podjął się naszej misji. Aż cztery Gildie.
- Doskonale! Widocznie nagroda nałożyła im klapki na oczy. Im szybciej z tym skończymy, tym lepiej. – Wezwijcie Zachiela. Powiedzcie mu, że będę go oczekiwał w swojej komnacie.
Niedługo po tym, do gabinetu mistrza bractwa zapukał zakonnik.
- Wejdźże – odparł mężczyzna siedzący za biurkiem.
Do pomieszczenia weszła osoba okryta ciemnym płaszczem. Z pod szerokiego kaptura wystawał spiczasty nos.
- Słucham.
- Udasz się do gildii Mist Garden. Zrobisz to co zwykle.
- Tak jest.
Abandon Field to opuszczone miejsce znajdujące się daleko na północ od Magnolii. Miejsce to jest przedstawione na mapie jako pusta przestrzeń i tak właśnie jest w istocie. Magowie musieli pogodzić się z faktem, że nie wszędzie jeździły pociągi. Choć jednemu z nich to było na rękę. Mimo wszystko jednak zmęczony niezwykle długą podróżą w pociągu Natsu i tak był pozbawiony sił.
- Długo jeszcze? – smoczy zabójca najwidoczniej miał już dość drogi.
- Tak. Długo – odparł mag lodu.
- Raju, Natsu wszystkim jest ciężko – odezwała się czarodziejka gwiezdnej energii.
- Salamander ma trochę racji. Włóczymy się tyle czasu i wylądowaliśmy na jakimś zadupiu.
- Gazille-kun… tak prowadzi mapa.
- Z pewnością jest jakiś skrót.
- TAA SKRÓT!!! – „potworek” nabrał energii. Podniecony natychmiast podbiegł do blondynki trzymającej mapę. – SKRÓT, SKRÓT CHODŹMY SKRÓTEM – miał szeroko rozwartą paszczę, oczy świeciły, mag tryskał energią.
- Nie ma mowy.
- CZEMU? – Lucy mogła by przysiąc, że w tym momencie zawiał silny wiatr. Nie mogła uwierzyć, że to podmuch „CZEMU” wywołał uniesienie się spódnicy, ( co bez chwili wahania wykorzystał Happy)
- Bo nie znamy drogi i jeszcze się zgubimy. Spójrzcie na Erzę ona idzie i nie jęczy jak wy.
- Wiesz ona jest potworzycą. – odpowiedział mag ognia.
- Ech… Zaraz chwileczkę. – uderzyła pięścią w spód dłoni* mam genialny pomysł! – Zaczęła dziwnie się uśmiechać. – Hehehe otwórzcie się drzwi do znaku lwa!
- Jestem, ma pani.
- Loki! KOPĘ LAT.
- Tak Natsu, ja też się cieszę, że cię widzę.
- A ta co, dżina z butelki? – zdziwił się żelazny smok.
- Cześć stary – lodowy mag położył rękę na barku Lokiego.
Erza tylko się uśmiechnęła do kolegi.
- Wybaczcie ale mam pracę – odparł towarzyszom duch lwa. - Czego sobie życzysz „nadobna” pani?
- Ciężko mi. A ja jestem taka leciutka, więc pewnie nie sprawiło by ci problemu ponosić mnie trochę.
- Ależ z największą rozkoszą.
- Ta to ma… - spojrzał zazdrośnie zabójca smoków.
Grupa kontynuowała dalej swą podróż ku kolejnej stacji.
Gildia Mist Garden
- No ile mam jeszcze czekać? Wziąłem tę misję, ani jednej informacji, tylko ta notka by czekać w tym samym miejscu. Co oni sobie myślą?! Że ja mam tyle czasu?! – krótko obcięty mężczyzna zaczął się denerwować. Nie należał do tej gildii. Ale musiał wziąć jakąś robotę. Na szczęście, czarodzieje nie mieli nic przeciwko. (oczywiście po jego lekkim pokazie siły)
Trafił na jakąś małą, raczkującą gildię. Idealne miejsce dla maga, który nie należał do żadnego zgrupowania. Nagle drzwi się otworzyły. Do środka wpadło mnóstwo chłodnego powietrza, a wraz z nim postać okryta kapturem.
- Jestem Zahiel. Czy to ty podjąłeś się złapania Vivi’ego?
- Ta… - wycedził czarodziej.
Osoba w kapturze zmierzyła innych wzrokiem.
- Nie należysz do tej gildii prawda? Wyjdźmy na zewnątrz.
Obie postacie znalazły się kilka metrów przed gildią. Ulokowali się w cieniu murów, aby nikt ich nie widział.
- Więc, może przejdźmy do rzeczy.
- Powiedz mi tylko gdzie mogę tego gnojka znaleźć – niecierpliwił się mag.
- Spokojnie, wkrótce się wszystkiego dowiesz. Musisz mi na chwilę wybaczyć. Nie ze mną będziesz o tym mówił.
Zahiel przystąpił do rysowania okręgu na ziemi. Znak przypominał zwykle pieczęcie, kółko z wypisanymi po boku inkantacjami. Mężczyzna sięgnął do swojego dużego rękawa i wyjął zeń torebkę. Posypał, owy narysowany przez siebie okręg, magicznym proszkiem.
- Meritus!
Proszek padając na okręg wybuchł gęstym dymem. Ten ulatniając się odsłonił nową zakapturzoną sylwetkę. Już z daleka można było zauważyć iż nie jest to prawdziwa postać.
- To tylko postać magiczna mistrza. Od tej pory z nim będziesz mówił.
- Dobra – magowi najzwyczajniej w świecie wisiał zleceniodawca.
- Witam cię drogi czarodzieju. Chciałbym byś powiedział mi z jakiej jesteś gildii.
- Ech, dobra. Jestem Luxus Dreyar. Obecnie nie należę do żadnej gildii. Kiedyś byłem członkiem Fairy Tail.
- Nie należysz do żadnej gildii? Doskonale. Pozostaje mi tylko powiedzieć ci coś o tym magu.
A więc jest on… - tu przerwał mu wnuk Macarova.
- To mnie gościu nie interesuje. Powiedz tylko gdzie jest ten bachor.
- Jak chcesz. Więc ostatnio widziano go na Sunshine Land. To na pólnocny-wschód stąd.
- Trochę daleko. Ale z nagrodą to nie żadna ściema? – spojrzał przenikliwym wzrokiem na towarzyszące mu sylwetki w płaszczach.
- Bądź spokojny.
Postać zniknęła.
- Życzę powodzenia opuszczony czarodzieju. Bywaj. – Zahiel również zniknął między budynkami.
- „Opuszczony czarodzieju”? co to za durna nazwa? A z resztą. Czas udać się w drogę.
Grupa wyznaczona do wykonania specjalnego zadania oznaczonego przez Macarova kategorią S, kontynuowała swoją podróż. Wszyscy byli tym coraz bardziej zmęczeni. Zdążyli już pokonać mnóstwo kilometrów, nie raz podróżowali pociągiem. Natsu był coraz słabszy. Stało się jasnym, że Erza nie może wiecznie go pilnować. Ona też potrzebuje odpoczynku. W dodatku chłopak nie może tak co chwilę obrywać, bo to jeszcze bardziej wpłynie na jego stan zdrowia. A ciosy Scarlet do słabych nie należą.
- Wiecie, to trochę dziwne widząc Natsu w takim stanie. Aż mi go żal. - Lucy z bólem serca patrzyła na obraz nędzy i rozpaczy jaki przedstawiał sobą chłopak o różowych włosach.
- A tam, to normalny stan – uspokajał Gray.
- Natsu musi się bardzo męczyć – oznajmił Happy.
- Salamander, co z ciebie za facet…
- Rzygający… - odparł ognisty mag.
- Może niech ktoś go ponosi? – także i Lluvia zmartwiła się stanem zdrowia, wiecznie promieniującego energią, (wyliczając w trakcie i po podróży) młodego maga.
- Dajcie go na mój bagaż – oznajmiła Erza.
- O! To doskonały pomysł.
- Gray-sama, Gazille-kun.
- Wiemy, wiemy… - obaj panowie westchnęli. Wzięli go pod barki i wrzucili na bagaż tytani.
Po chwili, już po maleńkiej chwili, dosłownie po kilku sekundach, usłyszeli charakterystyczny odgłos zwracania.
- Uch…
- Moje bagaże! - Rudowłosa kobieta doskoczyła i chwyciła chłopaka za szmaty po czym rzuciła na ziemię.
W tym momencie Lucy, Gray nawet Gazille, który już wiedział czego się po tej kobiecie spodziewać nie wróżyli długiego życia smoczemu zabójcy.
- No cóż to też jakby nie było środek transportu – zauważyła czarodziejak gwiezdnej energii.
- Aye...
- Dobrze, że go nie nosiłem – skwitował mag lodu.
Erza podeszła do Dragneela.
Wszyscy zamarli.
Lekko klepnęła go w plecy.
- Lepiej ci, Natsu?
- E…
Dziewczyna wyjęła z kieszeni chusteczkę i wytarła ubrudzoną buźkę chłopaka.
- Mamusia –synek – wszyscy mieli jednakowe skojarzenie.
- E, ty, to znaczy… Ty nie jesteś zła? – Lucy nie mogła uwierzyć, wszak zabrudził jej bagaż. Ponadto to, że Scarlet teraz jest miłą nie oznacza, że za minutę będzie tak samo.
- Jasne że nie, to ja wpadłam na ten pomysł. Kurde co by tu z nim zrobić.
- Na taki skrajny przypadek to tylko hipnoza mogła by tu co zdziałać.
- Gazille-kun, świetny pomysł.
- Tyle, że nikt z nas nie ma o tym zielonego pojęcia. – podsumowała panna Heartphilia.
- A bo to wielka filozofia. Bierzesz zegareczek i „Lucy pokaż mi swoje cycuszki” – odpowiedział jej Happy.
- Nie dałabym się na coś takiego wziąć Ty zboczony kocie! – Stanowczo zaprotestowała.
W tym momencie Erza doskoczyła do swoich bagaży.
- Czego ona tam szuka? – zapytała blondynka
- Nie wiem – odpowiedział niedoszły hipnotyzer.
Rudowłosa otworzyła jedną z walizek. Starannie ją przeszukiwała.
- Jest – wyjęła coś złotego na łańcuszku.
- Nie mówcie mi, że ona to umie. – Blondynka złapała się za głowę, oczy przypominały denka od butelek.
- Dobra Natsu, skup się. Patrz tylko na ten wiszący przedmiot.
- Myślisz, że to podziała? – zapytała była członkini gildii widma.
- Hipnoza jest stanem psychicznym pomiędzy snem a jawą. W trakcie hipnozy świadomość zamiera i jest bardziej podatna na różne sugestie.
- Ja cię! Ona wie takie rzeczy?? - Lucy była zszokowana.
Chwilę później dostrzegła to…
- ONA CZYTA Z KSIĄŻKI!
W istocie rudowłosa w drugiej ręce trzymała książkę… Jednak nie zwróciła uwagi na krzyki towarzyszki. Skupiła się na smoczym zabójcy.
- Natsu, jesteś w takim stanie, że o hipnozę nie trudno. Skup się na tym co robię.
- Huśta się… - odparł chłopak w różowych włosach.
- Tak, patrz tylko w ten przedmiot.
- Niedobrze mi…
- Spróbujmy czegoś innego. Patrz na mój palec. – zaczęła kręcić nim po ziemi kółka.
- To mi – wymiociny podeszły mu do gardła – przypomina – twarz zaczęła się dziwnie wykrzywiać – koło…
- Do licha z tobą! – kobieta uderzyła maga tak, że ten stracił przytomność.
- I nie można było tego kobieto zrobić szybciej?
Scarlet wzięła ognistego maga i rzuciła na bagaż.
- Idziemy.
Niedaleko Sunshine Land znajdowała się wioska Goringo. Byłą to nie duża wioseczka, wszyscy tutaj znali się dość dobrze, ludzie pomagali sobie nawzajem. Życie tu toczyło się powoli, nikt nie gonił za nadmiernym bogactwem.
Wokół studni wesoło bawiła się grupka dzieci. Był środek dnia, słońce niezbyt doskwierało. Powietrze było przyjemnie chłodne.
Właśnie tu trafił mały mag. Szedł w stronę centrum, powoli drepcząc swymi małymi nóżkami.
Jednak spostrzegawcze oko mogło dojrzeć, iż nie jest to tylko zwykły człowiek. Gdy stawiał swe małe kroki roślinność w zasięgu metra zaczęła obumierać, aż wreszcie wysychała gdy ten przeszedł. Drewno powoli pokrywała zgnilizna. Wszystko niszczało w oczach. Ta dziwna moc nie imała się tylko zwierząt i ludzi*. Mimo to dorośli unikali nawet wzrokowego kontaktu z małym magiem. Nikt tutaj nie wiedział o misji, czy jak bardzo jest on niebezpieczny, wystarczyło to co widzieli naocznie.
Jednak dzieci nie dostrzegły tego całego, wszech ogarniającego go zła. Wydał im się rówieśnikiem. Podbiegły więc do niego. Z pomiędzy grupy odezwała się mała dziewczynka.
- Cześć, jestem Sara. A ty jak masz na imię?
Mag nic nie odparł. Dzieci okrążyły go.
- Hej pobaw się z nami – jeden z chłopaków dotknął jego ramienia.
Mag czuł jak coś go przeszywa, ale nie potrafił tego opisać słowami. To było coś dziwnego, a jednocześnie przyjemnego. Uniósł głowę do góry. Odsłonił tym samym swe oblicze przypominające nieprzeniknioną ciemność. Ale jeszcze coś było widać. Jego świecące oczy. To właśnie na to dzieci zwróciły uwagę.
- Jakie masz fajne oczka. – spojrzała jedna z dziewczynek.
- Świecą mu się! – ekscytowała się reszta grupy.
Małe szkraby nie rozumieją wszystkiego, nie odczuwają strachu, który może wywoływać negatywne emocje. Wydał im się dziwnym, ale z pewnością nie strasznym.
- Ja… jestem Vivi. – odezwał się. Po raz pierwszy coś sam powiedział. Wydał się teraz nie groźnym zwykłym dzieciakiem, takim jakiego wyobrażała sobie Levi. Roślinność wokół niego zaczęła na nowo rosnąć. Nic już nie usychało. Kamienie nie pękały.
- Pobaw się z nami – zachęcała go Sara.
Mały mag bawił się ze swoimi nowymi znajomymi. Z początku był dość ślamazarny. Pierwszy raz skakał przez skakankę*, czy miał piłkę w ręce. Mimo to czuł się wspaniale. Nawet dorośli przestali się go bać.
Magowie z Fairy Tail zbliżali się właśnie do tej wioski. Z niewielkiego wzniesienia Erza upatrzyła swój cel.
- Proponuję odpocząć w tej wsi.
- Doskonały pomysł - entuzjastycznie zareagowała Panna Heartphilia.
- Jestem ZA!
- No to może ruszycie dupy, a nie stoicie i podziwiacie?
Najsilniejsza kobieta w Fairy Tail puściła wózek i skierowała swe kroki w stronę żelaznego smoka.
- Gazille-kun na pewno nie chciał być opryskliwy. On tak nie chcący – broniła go Lluvia.
- Ej ty nie stawaj w mojej obronie. Nie ma nic gorszego niż jak faceta broni kobieta, to takie żałosne. – Byłemu członkowi gildii widma nie za bardzo spodobała się interwencja wodnego maga.
Scarlet minęła swego niedoszłego przeciwnika i zwróciła się do smoczego zabójcy.
- Zmęczyłam się tachaniem tego, plus ciebie na tym. Mógłbyś to donieść? – spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.
- EE, jasne – odparł Salamander.
- Ty to udźwigniesz? Byłeś słaby jak źdźbło trawy.
- MINĘŁO – „potworek” najwidoczniej odzyskał energię. – Ścigajmy SIĘ!
- Dobra.
- Trzy, dwa, jeden. STAART.
Natsu chwycił wóz Erzy i pobiegł przed siebie. Ale daleko nie doleciał…
- Rany jaką ona ma krzepę. Niezła jest, cały czas trenuje nawet podczas podróży. Zauważył chłopak w różowych włosach. Puścił wózek i pobiegł za rywalem.
- Sorka Erza - odparł na odchodnym.
Happy zajął miejsce pomiędzy bagażami. Lucy usiadła z tyłu. Oboje wiedzieli co się kroiło.
- NATSU! – Rudowłosa, wściekła chwyciła wózek i pobiegła za Dragneelem.
- Wożę się – Odezwał się usatysfakcjonowany zwierzak.
- Jaki przyjemny wiatr! – Panna HeartPHilia również zajęła miejsce między bagażami i mogła cieszyć się podróżą wraz z Happy’m.
- Ej co jest?
- Gazille- kun gońmy ich.
- Ech co za gierki… Czekaj Salamander! – Mężczyzna ruszył w pościg za resztą.
- Gray-sama! - Lluvia zamieniła się w wodę i pomknęła jak fala.
- Już prawie cię mam skurczybyku! – Mały chłopak przypominał demona rozrabiakę.
Zaczął atakować maga lodu ognistymi pociskami.
- Ej oszukujesz!
- To poczekaj na mnie i uczciwie zacznijmy.
- Dobra – Fullbuster zatrzymał się.
- Okej*, trzy, dwa…
Nagle usłyszeli jakiś hałas, był to turkot kół. Za wozem unosił się dym.
- O w mordę – spojrzeli w tył pocąc się. – Jeden… - ruszyli jak odrzutowce.
- Erza zwolnij! – Blondynka próbowała dotrzeć do koleżanki. Siedziała na pędzącym wozie i zaczęło się robić niebezpiecznie.
- Tytania widząc Gray’a i Natsu jeszcze bardziej przyśpieszyła.
- Zwolnij!
Jednak to nie docierało do uszu biegnącej kobiety. Złość dodała jej sił. Tak wielkich, iż mogła biec tachając z sobą swój cały bagaż. Biegła bez wytchnienia. Miała zmarszczone ze złości brwi.
- Niech ja ich tylko dorwę!
- Zmachałem się – Gray zwolnił. – Wystarczyło jednak, że dojrzał twarz wściekłej kobiety. I jakoś wszystkie siły powróciły.
- Nie krzywdź Gray-samy!
Zbliżali się z zawrotną prędkością do wioski Goringo. Natsu z Gray’em wyhamowali. Schowali się za domami.
- Poczekamy aż jej przejdzie – zaproponował ukochany Lluvi.
- Doskonały pomysł.
Erza również zbliżała się do celu. Zaciekle pędząc zapomniała, że trzymała wózek. Puściła go i skręciła za magami.
- O, to mój przystanek. Wysiadka – Happy sfrunął z pędzącego wozu.
- Ratunku!
- O pardon. – Podleciał by zabrać ze sobą dziewczynę.
- Dzięki Happy. – przytuliła swego wybawcę do siebie.
- Nie ma, za co. – odparł szczęśliwy.
Wóz uderzył w boczną ścianę czyjegoś domu, przebijając się przez cała chatkę. Zmierzał w kierunku następnej.
- Mam was! – Rudowłosa dostrzegła zbiegłych uciekinierów.
- O nie! Już po nas.
Szła w ich stronę. Nic jej nie mogło powstrzymać. No może poza jej własnym bagażem. Uderzył w zaskoczoną kobietę z boku. Tym samym pchnął ją na ścianę kolejnego budynku.
- Dziękujemy ci o wozie – smoczy zabójca dziękował swemu wybawcy.
Tytania zatrzymała wózek. Spojrzała przed siebie. Była w czyimś domku.
- Przepraszam…
Wkrótce na miejscu zjawili się byli członkowie gildii widma.
- O matko… co za pobojowisko.
- To my Fairy Tail jak widać, przybyliśmy – tym razem żelazny smok nie mógł sobie odmówić tej uwagi.
Scarlet tymczasem zbierała ochrzan od mieszkańców.
- No ładnie Erza widzę, że już zaczynasz. – tę kompletnie nie na miejscu uwagę zwrócił oczywiście, Natsu.
- Przyganiał kocioł garnkowi – skomentował Gray.
- No co? Nie tobie darła się do ucha „kamyczek”, „deseczka”.
- Naprawdę bardzo mi przykro.
- Za to my nowej chałupy nie wybudujemy!
- Właśnie!
- Cóż chyba nie mamy wyboru… - westchnęła czarodziejka gwiezdnej energii. - Bardzo nam przykro.
- Kolejna, że jej przykro. – Nie spotkali się tu z miłym powitaniem.
- Patrzcie! Ona ma coś na ręce! Jakiś znak!
- To Fairy Tail!
- No to trzeba się cieszyć. Słyszałem, że oni mogą rozwalić małe miasto.
- Piękna o was krąży renoma - zaśmiał się żelazny smok.
Erzie złość już przeszła. Dostała taki ochrzan. W sumie słuszny… Nie była tu wezwana na misję, bo wtedy „wypadek przy pracy” ale tak, no nie było usprawiedliwienia.
Lucy odważnie wystąpiła przed tłum.
- Przestańcie wieszać na nas koty! To był przypadek.
- Gówno mnie to obchodzi – odparł właściciel budynku.
- No jak pan może tak mówić do pięknej, młodej istotki, takiej np. jak ja.
- Spadaj smarkulo.
- Fairy Tail. No pięknie, wniesiemy skargę – odezwał się ktoś z tyłu.
Lucy co prawda nie mogła przeboleć tej chamskiej odzywki, ale w tej chwili ważniejsze było, by odzyskać dobre imię jej ukochanej gildii.
Wzięła worek klejnotów i wręczyła go właścicielowi.
- Zapomnijmy mili państwo o tym incydencie.
- Dobra.
Pieniądze potrafią być bardzo przekonywujące.
Cała grupa rozumiała, że to było jedyne wyjście, aby ocalić honor.
Po tym dość nie miłym incydencie. Magowie skierowali się do gospody, by odpocząć i nabrać sił. Wkrótce mieli wyruszać. Natsu mógł wreszcie porządnie się najeść.
Póki co, czekał ich kolejny spacerek do następnej wsi, a stamtąd już do miasta. Gdzie czekał kolejny pociąg… Smoczy zabójca wolał na razie o tym nie myśleć. Nie tylko on był zmęczony, Erza po tym wyścigu również potrzebowała odpoczynku. Nie była w najlepszym humorze. W dodatku gospoda miała małe pokoje, więc panie miały swój pokój, a panowie swój. Na co dzień Natsu wolałby by wszyscy spali razem, ale już dość nabroił. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to z jego winy cały ten incydent z wypadkiem. Podobnie Lluvia chciała spać z Gray’em, ale nie ma, że boli. Erza była w takim nastroju, że nikt już tego dnia nie chciał wchodzić jej w drogę.
Czas gonił i następnego dnia, wczesnym rankiem mieli wyruszyć w kierunku następnej wioski.
Utwór chyba cicho nagrany, podgłaśniamy.
link
Na dworze panował półmrok. Słońce jeszcze nie zdążyło okazać się w pełnej krasie. Magowie z gildii Fairy Tail szykowali się do wymarszu. W całej wsi było pusto i cicho, wszyscy spali. Jedyne co można było usłyszeć z okolicznych domów, to ewentualnie chrapanie.
Nie spał także jeden osobnik. Z szarych ciemności wyłoniła się postać małego stworzenia. Po głębszym przyjrzeniu się, można było dostrzec dużą tiarę na jego głowie. Był to mag Vivi, ten sam którego podobizna wisiała na liście gończym w niemal każdej gildii.
Wyglądał na takiego, kto nawet i muchy by nie skrzywdził.
Mag szedł po pustej ścieżce stawiając małe kroczki. Rozglądał się po okolicy. Był sam. Ale tylko przez chwilę. Nie zaprzątał tym swojej głowy.
Obecnie jego myśli skupiały się wokół jego nowego zadania, które to sobie sam wyznaczył. Musiał znaleźć jakąś kryjówkę. Krążył to tu, to tam, w poszukiwaniu dobrego miejsca na ukrycie się podczas kolejnej gry w chowanego. Nie musiał przed nikim uciekać. Takiego malca nikt by nie skrzywdził, wszak wyglądał bezbronnie. Prawdopodobnie dotyk rówieśników sprawił, że coś zaczęło się w nim zmieniać. Nie był już taki jak wcześniej. Trawa pod jego nogami już nie usychała, drewno wokół nie gniło. Wszystko było takie jak on, radosne, przepełnione życiem. Z pod dużej tiary na świat spoglądały, wydawać by się mogło, te same świecące oczy. Jednak tym razem, poza smutkiem kryło się w nich coś jeszcze.
Ciekawość świata. Zwykła, dziecięca ciekawość. Taka jaka popycha każdego szkraba do wyjścia na dwór, obcowania z otoczeniem. Mały mag szukał długo i wytrwale. Aż wreszcie znalazł, małą dziurkę w ziemi. Wszedł by zobaczyć czy zmieści się tam cały. Nie mógł wyjść. Wiedział jednak, że sam sobie musi z tym poradzić. Wyglądał przezabawnie próbując się niezdarnie wygramolić z owej kryjówki. Mógł być jednak z siebie zadowolony. Może poszuka drugiego takiego miejsca? Dostrzegł coś czarnego idącego w jego stronę. Było to coś malutkiego, tysiąckroć mniejsze od niego. Schylił się by bliżej przyjrzeć się dziwnym, czarnym obiektom. Były to mrówki.
Do tej pory nie widział otaczającego go świata. Nie zwracał uwagi na coś tak małego jak mrówka. Teraz był tym zafascynowany. Obiecał sobie, że zapyta się Sary o te dziwne, czarne obiekty.
Jakie to wszystko było interesujące.
Na razie postanowił chwilę odsapnąć. Spojrzał przed siebie. Usiadł na małym płaskim kamieniu i patrzył w górę. Słońce niedługo wzejdzie. Już wkrótce nie będzie sam.
Czekał na swoich nowych kolegów. Noc spędził samotnie. Zresztą zawsze był sam, już nie pamiętał od jak dawna… Myśl o ponownym spotkaniu z tymi dziećmi dodawała mu sił. Teraz przynajmniej za dnia mógł przebywać w czyimś towarzystwie.
Wczorajszy dzień bardzo mu się spodobał. Poznał wielu nowych przyjaciół, odbijał z nimi piłkę, skakał przez skakankę. Wraz z rówieśnikami, bawił się w różne gry. Robił to, co inne dzieci. Świat zaczął nabierać zupełnie innych barw. Jakże innych, od tych znanych dotychczas. Życie nie było takie złe.
Tego dnia również będzie się świetnie bawił. Pobije swój poprzedni rekord dziesięciu skoków przez skakankę i poszuka lepszej kryjówki do gry w chowanego.
Spojrzał na leżąco obok niego skakankę.
„- Poćwiczysz? – kiwnął głową.
- W takim razie pożyczam ci ją. Do jutra. ”
Właśnie, obiecał, że poćwiczy… Nie namyślając się długo, chwycił małą rączką skakankę. Stanął prosto i przystąpił do treningu. Szło mu całkiem nieźle. Siedem… osiem… dziewięć… Zahaczył o linkę i upadł pupą na podłogę. Tak nie wiele brakowało. Siedział tak chwilę rozmyślając nad tym co poszło nie tak. Postanowił wrócić do treningu. Wytrwale trenował, nie raz się przewracając, ale wtedy stawał mu przed oczami widok uśmiechniętej twarzy Sary. – „Poćwiczysz?”
Ćwiczył dalej. Po pokonaniu magicznej bariery dziesięciu skoków. Ruszył w stronę placu, bo już niedługo. Będzie ranek i znów ich spotka.
****
- Uamm – Lucy jak zwykle witała dzień potężnym ziewnięciem. Mimo, że była już od kilkunastu minut na nogach, wystarczyło wyjście na dwór, które boleśnie uświadomiło jej, że jeszcze jest wcześnie i mogli pospać dłużej. Ale to nie była podróż, tylko misja, a więc musieli się śpieszyć. Mieli przed sobą jeszcze długą drogę. Natsu od rana promieniował energią, nie miał tylko na co jej wykorzystać. Erza zachowywała się tak, jakby to co zrobiła wczoraj w ogóle nie miało miejsca.
Gazille również miał problemy z wstaniem, lecz nie okazywał tego po sobie. Lluvia wstała niemal z rudowłosą kobietą. I to ona obudziła lodowego maga.
Szli mijając dom za domem. Mieszkańcy spali, było cicho i spokojnie. Przyjezdni mogli od rana rozkoszować się tym spokojem. Scarlet wieczorem naprawiła swój wózek, więc Happy znów miał swój środek transportu. Mógł złapać trochę snu.
Coś małego przebiegło im drogę.
- Kto to jest? Jakiś dzieciak? – pierwsza dostrzegła go panna Heartphilia.
- Daj spokój, to nas nie do tyczy.
- Może się zgubił? – kontynuowała blondynka.
- Chrap? – Zwierzak śpiąc na bagażach tytani się obudził. – Czemu stoimy?
Erza podeszła do małego stworzenia w tiarze. On zaczął powoli się wycofywać. Rudowłosa kucnęła na ziemni.
- Nie bój się. – Nawet mały mag poczuł ten ciepły, łagodny ton.
Odwrócił się. Świecące oczy dostrzegły serdeczny uśmiech.
Jak małe zwierzątko zbliżał się do swej pani. Dreptał powoli, lecz pewnie.
- Kto to? Znasz go Erza? – zapytał lodowy mag.
- Naprawdę mamy tyle czasu, by marnować go na jakiegoś bachora?
- Gazille-kun nieładnie tak mówić. Dziecko pewnie się zgubiło.
- IDĘ DO NIEEEGO! – Smoczy zabójca kierował się w stronę Erzy. Jednak wtem się zatrzymał.
Na wprost siebie zauważył klingę długiego miecza, która jakby mówiła „nie zbliżaj się”. Rudowłosa kobieta zwrócona była w stronę Vivi'ego i z serdecznością zachęcała go do podejścia. Ale jedną rękę odchyliła do tyłu i przywołała długi miecz. Ognisty mag zrozumiał. Scarlet schowała broń.
Vivi widząc to zaczął uciekać. Tytania odwróciła się w stronę Natsu.
- Idiota.
- Co? Ale co ja takiego zrobiłem. – Drapał się po głowie zastanawiając się, czym zasłużył na takie określenie.
Erza szybko dogoniła malca, (wszak miał krótkie nóżki, więc stawiał małe kroki).
Ten utwór polecam głośno słuchać.
link
Chwyciła go delikatnie za ramię.
- Nie bój się, nie skrzywdzę cię – oznajmiła łagodnym tonem.
Roślinność na około maga zaczęła znowu usychać. Nastała cisza.
Malec poczuł dotyk jej dłoni na swoim ramieniu. Było w nim jednak coś innego, odmiennego od tego co czuł wcześniej. Powoli odwrócił się w stronę kobiety.
Ona wciąż była uśmiechnięta, przypominała troskliwą matkę. Spod tiary wysunęły się świecące oczy.
Atmosfera wokół, stawała się coraz mroczniejsza. Wszyscy poczuli lekką duszność. Czuli też coś jeszcze. Mnóstwo negatywnej energii, tak złej, jakiej jeszcze nie uświadczyli.
- Co to jest? – Natsu odeszła ochota do żartów.
- Erza, puść go! – krzyczała blondynka…
- N… Nie mogę…
Kobieta czuła jakby coś ją opętało. Nie mogła wykonać ruchu.
Teraz widziała, widziała te jasne, świecące oczy, w których nie mogła dostrzec swojego odbicia. Te oczy przeszyły ją. Czuła się dziwnie. Jakby coś wtargnęło do jej ciała.
Ciemność zaczęła przenikać przez jej skórę dostając się do wnętrza.
Wszechogarniający mrok zaczął okrywać całe jej ciało. Nikt z towarzyszy nie mógł tego dostrzec.
To wiedziała tylko ona. Wszystkie komórki ciała jej to podpowiadały. Scarlet czuła jak pustka zaczyna pochłaniać ją od wewnątrz.
Jak pokrywa mrokiem jej części ciała. Jak dostaje się wprost do serca.
Poczuła strach, ogromny strach, który zawładnął całym jej ciałem.
- Co mi jest…. Czuję się taka słaba, nie mogę nic zrobić… Boję się… Cholernie się boję!
Patrzyła na niego szeroko rozwartymi ze strachu oczyma. Z bezsilności zaczęły spływać po policzku łzy.
- Erza! Co ci jest?! – krzyczeli towarzysze. Jednak ich głos nie docierał do niej.
Słyszała tylko własne myśli, pełne lęku, takiego jakiego jeszcze nigdy nie czuła.
Wreszcie udało jej się puścić maga.
Upadła na kolana, ciężko dyszała, miała obłąkany wzrok.
Natsu wraz z Gray’em i Lucy od razu do niej podbiegli.
- Erza co ci jest!
Jej ciało było takie kruche, mogło rozsypać się na tysiące maleńkich kawałeczków.
Kobieta nie mogła mówić, cała drżała. Łzy gęsto skapywały na ziemię. Była niezdolna do walki.
Ciało maga rozbłysło oślepiającym światłem, wybuch odrzucił towarzyszy od rudowłosej.
Światło to wystrzeliło w górę. Zaraz po tym rozległ się ogromny grzmot, tak, jakby niebo pękało na pół.
Wszystkich obudził ten odgłos. Ludzie wyszli ze swoich domów. Spojrzeli w górę.
Nad magiem gromadziły się gęste, czarne chmury.
Nieprzenikniona ciemność pokrywała cały nieboskłon, odbierając dostęp do najmniejszego promyku słońca. Wyglądało to tak, jakby rozwodniony atrament zalewał kartkę papieru.
Pomimo tego, że nastał niemal ranek, było ciemno jak podczas bezksiężycowej nocy.
Mieszkańcy rozpoznali go. To był ten sam mały mag, którego tak się obawiali. W nocy ukazał swe prawdziwe, przerażające oblicze.
- Vivi? – Sara nie mogła uwierzyć. Jeszcze wczoraj bawił się z nią, wydawał się taki łagodny, bezbronny.
- Mamo!
- Nie podchodź córeczko. Kobieta zabrała dziewczynę daleko od maga.
- Ale…
- Bez dyskusji! Nie widzisz co się dzieje? To niebezpieczna istota.
Dziewczynka nie mogła uwierzyć. To nie mogła być prawda. Zauważyła coś na ziemi. Leżało koło niego. To była jej skakanka, którą mu wczoraj pożyczyła. Miał poćwiczyć…
- Nie, Vivi… - mała dziewczynka rozpłakała się. Matka wzięła ją na ramiona, ukryła główkę dziecka przytulając je do siebie. Sama patrzyła z przerażeniem, na tę demoniczną istotę.
Z nieba zaczęły spadać pioruny. Olbrzymie, oślepiająco jasne, przepotężne.
- To koniec! Wszyscy zginiemy! – Mieszkańcy zaczęli panikować.
Jeden z grzmotów uderzył w budynek po wschodniej stronie wsi. Ten stanął natychmiast w płomieniach. Wybuchł pożar.
Na szczęście ludzie powychodzili z swoich domostw, więc nikomu nic się nie stało.
Wiał silny wiatr, ogień przeszedł na kolejny budynek. Lluvia szybko ugasiła pożar.
Potężna fala zniszczyła doszczętnie kilka domostw, ale powstrzymała ogień. Resztki desek spływały wraz z wodą poza granice wioski.
- Robi się niebezpiecznie. – Gazille wiedział co ma robić. Stworzył olbrzymie żelazne pale, które przyciągały pioruny.
W ten sposób uchronił wieś przed zniszczeniem.
Iskry sypały się gęsto, zraszając ziemię wokół żelaznych konstrukcji.
Ogłuszający dźwięk, rozbrzmiewający wszystkim w głowach, roznosił się po całej wiosce.
Ludzie z przerażeniem obserwowali, jak piorun za piorunem uderzał w żelazne pale, stworzone przez jednego z magów.
Zwrócili się do Natsu, Lucy i Gray’a.
- Jesteście magami. Zróbcie coś!
Oni jednak nie wiele mogli. Wszystko stało się tak nagle, to ich przerastało. Natsu siedział przy półprzytomnej Scarlet.
- Erza!
Spojrzał na nią, ona nie reagowała.
- Erza!!!
Potrząsał ją jeszcze mocniej. Lucy nic nie mówiła, była zbyt przerażona.
- ERZA!
- ERZA!!!
Nagle usłyszał krzyk.
- Odsuń się Natsu!!!
Ziemia pod kobietą zaczęła dziwnie świecić. Dragneel jakby instynktownie posłuchał. W tym momencie spod ziemi uderzył piorun.
Smoczy zabójca spojrzał w górę. Dostrzegł mężczyznę stojącego na dachu. To był on, były członek gildii Fairy tail.
- Luxus!
****
1* No ja nie wiem jak to inaczej opisać. Macie jakiś pomysł pisać.
2* Moc Vivi’ego nie działa na ludzi i zwierzęta ponieważ działa tylko na przedmioty martwe.
Ktoś zapyta, czemu wiec rośliny. Dla japończyków rośliny to nie istoty żywe. ( przynajmniej tak pamiętam).
3* Mały smaczek dla tych którzy kojarzą tę postać i robili tą niby misję.
4* Rozumiem winno być dobra. Ale mi nie pasuje. A jak pisze OK. to mi się niedobrze robi. Dlatego jest tak ^__^.
5* Nie jestem do końca pewien czy tak się to pisze.
Aha dzięki wielkie dla mojego friendo za utwór.
Jest znaczna poprawa, ciężko wyłapać jakikolwiek błąd. Póki co za wiele się nie wydarzyło, no ale żeby była akcja trzeba ją jakoś nawiązać. Za to końcówka jest świetna i dzięki niej nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
Muszę przyznać, że widzę co próbujesz pokazać. Zwykłe życie tych zwariowanych magów, i za to mas plusa. Nic to nie wnosi do fabuły, ale daje lepiej poczuć klimat fika:)
Aha nie wiem po co robić dwie wersje, wystarczy linków nie klikać i już ( ale strata:P)
Szkoda, że nie przeniosłeś jak bardzo na ich kosztach podróży, odbije się ten woreczku złota.
Makaronov trafnie poczuł , że z tym ogłoszeniem jest coś nie tak. I dobrze, to pokazuje jego klasę.
Rozmowa z lUxusem, też wyszła bardzo dobrze. Czuje się Luxusa.
W ogóle to mi się bardzo podobało. Vivi to przegenialna myśl. Ja bym mógł czytać fika tylko o nim, a co dopiero jeszcze z postaciami z FT.
LLuvia bardzo ładnie, skromna, delikatnie zwraca na coś uwagę zwłaszcza przed Gazillem. Ten z kolei tward, męski. Z tą renomą był niezły tekst:)
Jego opis, ach no może łzy nie wyciskał, ale przedstawiłeś naprawdę smutną historię. Dzieci się z nim bawią, nie traktują go jak potwora, ludzie zaczynają się do niego przekonywać .Malec, tak naprawdę pragnie akceptacji, miłości. Powiem ci tak. To co zrobiłeś potem, jest czymś czego jednocześnie nienawidzę ( bo mi żal)i kocham za piękno. Mały Vivi, z utęsknieniem czekał by pobawić się z dziećmi, lecz już nie było mu to dane. Zląkł się i wystraszył mieszkańców. Dzieci chcą mu pomóc, ale dorośli ich odciągają. Powszechne, a jak pięknie tu pasowało. Jestem pod ciężkim wrażeniem.
Samo to jak Erza do niego podeszła, jak nagle zaczął ogarniać ją niepokój, genialne zwłaszcza z MUZYKĄ, FENOMENALNIE DOBRAŁEŚ UTWÓR.
Pojawia się niebezpieczeństwo, wioska zostaje porażona. No i już jest świetne zakończenie, a jeszcze pojawia się Lukxus.
Świetne zakończenie!
Widzę poprawę stylu, naprawdę nie żałuję tego czasu, jaki poświęciłem by pomóc ci w stylu:) Dla mnie "potworek" czy inne zagrywki wszytko łykam w ciemno:)
Czepik:
Jako,iż miałem chorobę lokomocyjną, to stwierdzam, iż trochę tam przesadziłeś. Człowiek w końcu męczy się rzyganiem i zasypia. Mógł sobie trochę porzygać. Al eto tortura i sam chciałem dostać środki nasenne^^
Potem próby hipnozy. Jeśli był jakie 30 minut po wydostaniu się z transportu, to by ich odepchnął i nie zwracał uwagi. Po prostu musiał odpocząć. Natomiast już machania wahadłem , czy pisanie palcem ( po tym czasie odpoczynku) nie powinny mu się kojarzyć i nie powinno mu się kręcić w głowie. Ale dobra może jest wyjątkowo na to wrażliwy, ( aczkolwiek wydaje mi się, ze ja byłem tego przesadzonym przypadkiem)a przynajmniej wyszło nawet naturalnie( jak na Natsu) i nawet trochę śmiesznie:)
Dzięki za komentarze. ( bo o ilę sienie mylę nie zdążyłem Grigorijemu odpisać. No napiszę tylko dzięki ale wiedzcie że to cholernie dużo znaczy. Krótki, długi ważne że jest.
Na początku było nudno, jak dla mnie. Potem jak wreszcie dojechali do tego miasta, coś wreszcie się zaczęło powoli dziac. A jak spotykali tego czarodzieja, to już było super i połączone to było z muzyką, super............ Oj będzię się działo
Póki co informuję, że zacząłem czytać. Ogromnie długie rozdziały, więc możesz się spodziewać ogromnie długiego komentarza jak już skończę:)