ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

List

Dzisiejszy dzień zapowiadał się nad wyraz ciężki. Nie dość, że mieli bardzo dużo pracy to od wczoraj kiedy ogłosiła swoje zaręczyny z Chase’m starała się unikać momentów sam na sam z House’m. Bała się, że będzie chciał ją od tego odwieść, że coś wynajdzie na Chase’a (niekoniecznie prawdziwego), że będzie im dogryzał... że zrobi cokolwiek, co sprawi, że przemyśli sprawę ślubu. Jakież było jej zdziwienie gdy nic nie mówił, ani nie komentował. Albo był niewzruszony ślubem Cam, albo uważał, że to właśnie Chase da jej szczęście, którego on nie może jej dać. Mimo pewnych obiekcji wzięła to za dobrą monetę, gdyż i tak szykowało się długie siedzenie po nocach nad wynikami badań, które potrzebowała do swojej pracy badawczej. Termin upływał za niecały miesiąc, a była jeszcze w szczerym polu.
* * * *
Kiedy wreszcie Cameron uporała się z pracą badawczą, pozwoliła sobie na chwilę relaksu i wzięła do ręki „The medical science”. Otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie i zaczęła czytać. Gdy przewróciła kartkę z gazety wypadł list… podniosła go i zdziwiła się swoim imieniem na kopercie. Dłuższą chwilę wahała się nad otworzeniem, ale w końcu to uczyniła:

”Allison,
Gratulację… odwaliłaś kawał porządnej roboty, a twoja praca badawcza jest świetna. Jestem z ciebie dumny. Wiesz już tyle co ja… więcej cię nauczyć nie jestem w stanie……
Pewnie zastanawiasz się jak to możliwe iż taki dupek jak ja zrobił coś takiego. Niestety jestem zmuszony ściągnąć cię na ziemię – kiedy biorę za dużo Vicodinu to czasem działa jakbym brał Ecstasy i wtedy zachowuję się irracjonalnie. Tydzień temu na przykład taki list otrzymał Foreman, więc nie myśl sobie, że zaszczyt cię kopnął.
Ostatnio oglądałem bardzo pouczający film o szympansach. Wiesz, że szympansice chcące się przypodobać samcom, używają soku ze zmiażdżonych owoców jako żelu do włosów, a pozostałości owoców zastępują makijaż. I pewnie dla ciebie jest to nie do uwierzenia, ale na niektórych to działało. Szympans który nie potrafił się oprzeć i brał taką samicę na oczach innych.
Pod koniec filmu pokazano samca, który mimo iż widać było, że szaleje za jedna z samic to nic w tym kierunku nie zrobił, a nawet pozwolił innemu samcowi na zbliżenie.
Wczoraj natomiast był mecz i ja jak ostatni głupek postawiłem na drużynę, która nie miała nawet szansy na wygraną. Mimo to nadal będę na nią stawiał i do końca swojego życia będę czekał na dzień w którym wygrają.
Pora kończyć (Vicodin przestaje działać).
Pozdrawiam,
Idiota.

P.S. Allison Cameron Kocham Cię z całego serca.”

Czytając list odkrywała co się kryje za jego metaforami, lecz dopiero ostatnie słowa dokończyły dzieła. Gazeta z listem wypadła jej z dłoni, a ona usiadłszy na podłodze zalała się łzami. I nie potrafiła ich powstrzymać.
Zapewne nie przyznałaby się do tego, ale czekała na te słowa. Czekała tyle czasu, a kiedy wreszcie się pojawiły było już na nie za późno. Wiedziała o tym doskonale. Myślała sobie, ze teraz to już będzie bez znaczenia czy usłyszy te słowa… że nic one nie dadzą, nic nie zmienią. A jednak teraz nie wiedziała co począć dalej. Po prostu nie wiedziała… tak jak nie była w stanie powstrzymać łez.

Odwiedziny

Kiedy Cam tak siedziała na podłodze i szlochała… w pokoju sąsiadującym z gabinetem House’a do wyjścia szykował się Wilson. Zamknął swoje biuro i już miał skierować swoje kroki w stronę wind, gdy usłyszał ciche łkanie dochodzące właśnie z sąsiedniego pomieszczenia. Poszedł w tamta stronę i zobaczywszy kto tak płacze wszedł.
- Allison coś się stało? – spytał się z troską w głosie – Czy House jest powodem tego płaczu?
Lekko kiwnęła głową.
- Jak ja go dorwę to popamięta – powiedział Wilson
- James… - spojrzała na niego załzawionymi oczyma, po czym podała mu list.
Wilsonowi zajęło chwilę ogarnięcie logiki tej kartki papieru, a drugą chwilę zabrał mu szok.
- Hm… a więc House powiedział, że cię kocha. A to skubaniec. – był zdziwiony, że jego długoletni przyjaciel dupek, w dziwny, nieprzewidywalny i tylko jemu jednemu możliwy sposób powiedział że kocha Cameron. Fakt, że często o tym rozmawiali… że Wilson powtarzał „House zobaczysz, w końcu będziesz chciał z nią być, ale nie dane ci będzie bo coś, albo ktoś stanie ci na drodze.”, albo „House ty jesteś o nią zazdrosny, zazdrosny o każdego faceta w jej otoczeniu… weź się wreszcie przełam i powiedz jej to do cholery.”. Fakt, że jakieś parę dni temu sam House do niego się pokwapił i powiedział „spieprzyłem sobie życie… jestem jednym wielkim nieszczęśliwym dupkiem… musze z tym coś zrobić” po czym wyszedł jak z bicza strzelił, ale nawet w najdziwniejszych snach nie przypuszczał, że wreszcie ten choleryk (jak zwykł mawiać Wilson) to zrobi. – i co teraz zamierzasz Alli? – spytał choć wiedział że decyzja w jedną albo w drugą stronę może dużo, jak nie wszystko, zmienić.
- Nie wiem, czekałam na to, chciałam je usłyszeć, a teraz naprawdę nie wiem… - powiedziała Cameron.
- Rozumiem – Wilson starał się być spokojny i opanowany, ale… nie wychodziło mu to zbyt dobrze, więc po prostu ją przytulił. –Cokolwiek postanowisz to będzie twoja decyzja… i musisz być tego świadoma.
Siedzieli tak jeszcze długo… nim Allison uspokoiła się na tyle by móc wstać, pójść do łazienki i ogarnąć się.
- Na pewno mnie nie potrzebujesz? – spytał Wilson idąc spod łazienki dziewczyn w kierunku wind. – Jak chcesz mogę zaczekać… - martwił się o nią.
- Nie, nic mi nie będzie… spotkamy się w poniedziałek. Do widzenia Wilson.
- Do widzenia, Allie.

* * *

Wilson martwił się o Cameron i nie mógł tego tak zostawić, więc pojechał do House’a. Nawet nie starał się pukać, bo wiedział że zapewne i tak mu nie otworzy… sam to zrobił kluczem który został mu jeszcze za czasów gdy razem mieszkali.
- Wybacz, że nie przygotowałem romantycznej kolacji – diagnostyk siedzący na kanapie przywitał Jimmiego ironią – ale na randkę umówiliśmy się dopiero na jutro.
- House przestań sobie stroić żarty i powiedz czemu dopiero teraz…
- Czemu dopiero teraz się umówiliśmy? – House nie przestawał ironizować.
- Nie… - Wilson miał pomału dość – czemu dopiero teraz powiedziałeś Cameron o swoich uczuciach.
- Eh… bo musiałem przemyśleć sporo rzeczy…
- I już? Przemyślałeś, a jednocześnie przez to, że tak późno to nastąpiło… chcesz spieprzyć życie Cameron.
- Nie chcę… ale chcę by wybrała świadomie.
- I mam uwierzyć, że jak wybierze Chase’a to zostawisz ich w spokoju?
- Tak. Wtedy im po prostu pogratuluje, życzę szczęścia i zniknę z ich życia…
- A co jeśli wybierze ciebie – widać było że Wilson się o nich martwi. – czy wtedy dasz radę z nią być? Czy pobawisz się pobawisz i wyrzucisz jak znoszoną skarpetkę…
- Wilson… wynoś się. – przyjaciel mógł mówić dużo, ale akurat tego nie wolno mu było. Sam House doskonale wiedział co się stanie gdy Cam wybierze jego. Znał siebie doskonale i zdawał sobie sprawę, że nie nadaje się do związków. Nawet teraz już nie pamiętał czemu wysłał ten list – może naprawdę przedawkował Vicodin i nie wiedział co robi? – wynoś się, ale już….
- Dobra, poddaję się – powiedział Wilson i wyszedł z mieszkania zostawiając House’a samego.
Ból nogi dawał się coraz bardziej we znaki House’owi… kiedy rozmawiał z Wilsonem był już po morfinie, a mimo to ból z chwili na chwilę stawał się coraz silniejszy… Właśnie miał się kłaść „spać”, ale usłyszał pukanie do drzwi.
- Odejdź Wilson. Nie chcę z tobą rozmawiać…
- A ze mną porozmawiasz? – spytał ktoś zza drzwi… House doskonale znał ten głos – słodki i melodyjny, a mimo to mocny.
- Jeśli sama tutaj wejdziesz… to tak. – diagnostyk był zmęczony i nie miał ochoty na zagrywki słowne.
- Nie pogrywaj ze mną House… otwórz.
- Ale ja nie pogrywam… - może w innym momencie, może gdyby nie bolała go tak noga spróbowałby ją spławić ironią, sarkazmem i innymi tylko jemu znanymi sposobami, ale dzisiaj nie miał na to siły.
Allison pomimo pierwotnych oporów wyjęła spinkę z włosów, powodując ich kaskadę, i otworzyła mieszkanie House’a. Zobaczyła go siedzącego na podłodze i masującego swoją nogę, lecz po napięciu na jego twarzy wywnioskowała, że niewiele mu to daje. Żal jej było jego ale nie chciała tego pokazywać.
- Dlaczego napisałeś ten list? – Cameron spytała prosto z mostu
- Mówiłem, że za dużo Vicodinu… - zaczął
- Przestań powiedz prawdę, albo sobie pójdę i cię zostawię z tym bólem.
- Nie wiem … a czy ma to znaczenie? Jesteś z Chase’m – widział po niej, że dla niej to miało znaczenie. Widać było, że jest jej ciężko, że zbił jej ćwieka, że nie wie co zrobić. – a poza tym jestem dupkiem… więc może chciałem sprawdzić twoją reakcję, a tak naprawdę ciebie nie kocham.. myślałaś o tym?
- Jesteś dupkiem, prawdziwym dupkiem… - znów zaczęła płakać. To było dla niej za dużo. Myślała, że House ją kocha, a on teraz właśnie przyznał się, że to była tylko gra mająca na celu sprawdzenie jej reakcji. – Od poniedziałku już dla ciebie nie pracuję. – powiedziała, po czym z załzawionymi oczyma spróbowała wyjść.
Wtedy Greg mimo bólu spróbował wstać – Allison, czekaj… przepraszam, jestem dupkiem, największym dupkiem na świecie. Ale to nie była gra. Allison… to nie była gra – wręcz krzyknął ostatnie słowa powodując, że Cam się zatrzymała.
- Więc co?
- Allison … może nie wszystko w tym liście było prawdą, ale post scriptum na pewno tak.
- Więc dlaczego… - podeszła do niego powoli. Nie była w stanie dokończyć.
- Gdyż to nic nie zmieni… jesteś z Chase’m i skoro bierzecie ślub…
- Nie zmieni? Tylko, że zmieniło się wszystko. Już nie wiem czego chcę… - łzy ciekły jej strugami.
House mimo bólu podniósł się i opierając się o nią jak i o stół… osuszył jej oczy dwoma krótkimi pocałunkami. Po czym osunął się na ziemie.
- Allison.. nie chcę nic narzucać i wszystko zrozumiem… nawet jeśli teraz wyjdziesz i w poniedziałek odejdziesz z pracy. – House’a chyba bardziej załamywało zachowanie Cam (niechcąco spowodowane jego listem) niż ból uda.
Ona nic nie powiedziała… tylko przysiadła przy nim. – zrozum nie wiem co zrobić. Daj mi czas i pogódź się z moja decyzją jaka by ona nie była… a teraz daj pomasuję ci nogę.
Cameron poczęła masować mu nogę i robiła to z takim zaangażowaniem oraz z miłością?… że diagnosta od razu poczuł ulgę.
- Dziękuję… - to były ostatnie słowa jakie wypowiedział House, gdyż sekundę później spał już smacznie trzymając swoją głowę na kolanach Cameron. Ona natomiast nie miała serca go budzić, a może po prostu bała się że to sen… i House leżący na niej jest nierealny… że listu wcale nie było. Nie ważne jakie były jej powódki, ale po paru minutach zadzwoniła do Chase’a że jest zawalona pracą i nie wróci na noc do domu.

Dziwne zachowanie House’a

House’a obudził zapach świeżej kawy i… kobiecych perfum. ”Pewnie dopiero co wyszła” pomyślał. Leżał na podłodze pod pościelą, którą przykryła go Cameron. Leżał i chłonął jej zapach… gdyby mógł toby nie pozwolił mu ulecieć, ale prawa natury są nieubłagane, więc leżał i smakował jej woń. Czekał, aż aromat jedzenia zajmie miejsce słodkiego, różanego zapachu. Po jakichś pięciu minutach zwlókł się wreszcie z łóżka i już miał sięgać po Vicodin, gdy poczuł, że nie boli go tak natrętnie jak to zwykle bywało z rana. Swoje pierwsze kroki skierował do łazienki trochę się oporządzić. Ogolony i umyty poszedł do kuchni. Od razu rzuciły mu się w oczy aromatyczna kawa i jajecznica na boczku. Po chwili zauważył obok karteczkę… Smacznego i dziękuję za zrozumienie
Zabrał się od razu za jedzenie… nawet nie myślał, że z tego co miał w lodówce (a miał niewiele) da się wyczarować takie śniadanie. Często nachodziły go pragnienia, żeby resztę życia spędzić właśnie w jej towarzystwie. Po śniadaniu zmył talerze i ubrawszy się wyszedł z domu. Cuddy wkręciła go w dodatkowe godziny w przychodni, więc musiał pójść do szpitala.
Kiedy tam dotarł to od razu napatoczył się na Wilsona.
- House, stało się coś? – spytał Wilson.
- A co się miało stać?
- No nie wiem.. wyglądasz inaczej, jakbyś był szczęśliwy… pierwszy raz od wielu lat szczęśliwy.
- Ja? Jeszcze nie pora na Armagedon… a na pewno nastanie kiedy będę szczęśliwy – House starał się ironizować, ale rzeczywiście coś mogło być na rzeczy. Nie chciał nikomu tego mówić, szczególnie Wilsonowi, ale dzisiaj czuł się naprawdę spokojny, wyluzowany i… poniekąd uradowany.
Nie chciało mu się rozmawiać z Jamesem, więc skierował się w stronę wind. Niestety Wilson poszedł za nim i razem do niej weszli.
- Wiesz, że to jest nagabywanie?
- House… nie przesadzaj.
- To czego ode mnie chcesz…
- Jesteś szczęśliwy i… chce wiedzieć z jakiej przyczyny, bo wczoraj… - dopiero teraz Wilson połączył fakty – Nie.. niemożliwe… ty i Cameron. Czy ona była u ciebie wczoraj?
- Przecież ona jest z Chase’m, myślisz, że ryzykowałaby swój związek? A nawet jeśli to… chyba nie sądzisz, że kwapiłbym się z przyjściem tutaj, gdyby rzeczywiście była u mnie? Zresztą… nie masz nic lepszego do roboty. – House starał się zniechęcić przyjaciela do dalszej rozmowy, gdyż odkąd w tej rozmowie pojawiło się imię Cameron… robił się inny i była możliwość, że Jimmy w końcu to wyczuje.
Na szczęście dla diagnostyka onkolog dał sobie spokój i jak tylko wyszli z windy każdy poszedł w swoją stronę.
***
Kiedy Greg był już sam… pogrążył się w rozmyślaniach. ”musze się uspokoić… House nie wiem jak to zrobisz, ale musisz się uspokoić… jeszcze trochę i nie będę mógł się odpędzić od Wilsona i jego rad psychoanalitycznych, a nie mam zamiaru słuchać jak ci prawi morały…”. Pewnie dalej by rozmawiał sam ze sobą, gdyby do pokoju nie wszedł Jimmy.
- House… a jednak musiała być u ciebie… nie zachowywałbyś się tak jak dzisiaj, gdyby nic między wami wczoraj nie było…
- Wilson przestań.. nic się nie zdarzyło… - House czuł, że zaraz pożałuje swoich słów.
- Ha… wiedziałem. A… - pierwszy raz Greg dziękował, że Cuddy pokwapiła się po niego. Dzięki niej mógł uniknąć rozmowy z Jimmim.
- House masz natychmiast iść do przychodni… pacj… - nie zdążyła dokończyć.
Pierwszy raz Greg dziękował, że Cuddy pokwapiła się po niego. Dzięki niej mógł uniknąć rozmowy z Jimmim.
- Już idę mamusiu – wziął swoje rzeczy i „pobiegł” w stronę przychodni.

- Co mu się stało? – spytała Cuddy Wilsona.
- Mnie nie pytaj.

Dziwne zachowanie Cameron

Cameron obudziła się koło siódmej. Całą noc przespała z głową House’a na kolanach… może nie było najwygodniej, ale nie dało się zauważyć na jej twarzy oznak niewygody…
Chwilę popatrzyła na śpiącego Grega ”kiedy śpi zachowuje się jak aniołek” pomyślała.
Nie były to jej jedyne myśli… gdyby teraz się obudził i poprosił ją by z nim została ona uczyniła by to z największą chęcią. Szybko zganiła się za te myśli i delikatnie wyswobodziła się nie budząc go przy tym. Podeszła do łóżka, wyjęła pościel i przykryła nią Grega. Postanowiła, ze przed wyjściem zrobi diagnoście śniadanie, więc skierowała swoje kroki w stronę kuchni. Z tego co tam było zdołała przyrządzić jajecznicę z boczkiem i dwie kawy. Sama nie była głodna… mała czarna wystarczyła jej w zupełności. Zanim wyszła ucałowała delikatnie diagnostę w czoło.
***
Cameron gdy tylko przyszła na przystanek – od razu wsiadła do autobusu. Wiedziała, że od przystanku końcowego ma jeszcze do siebie ze dwie przecznice. Stwierdziła jednak, że spacer dobrze jej zrobi, a przez drogę zdąży przemyśleć niektóre sprawy.
”Poszłam do House’a, bo chciałam wiedzieć dlaczego napisał ten list. Byłam gotowa powiedzieć mu że jestem szczęśliwa z Chase’m… ale jakoś nie mogłam tego wydusić z siebie… co się ze mną dzieje… … wychodzi na to, że kocham i jednego i drugiego… to głupie… jeden jest nadętym głupkiem z którym nie będzie łatwo i będę musiała dać całą siebie by zniszczyć mór wokół jego serca.. chociaż wczoraj jakby mnie do siebie dopuścił… drugi jest zwariowany… czasem… rozmyślałaby tak dłużej, ale autobus zajechał na miejsce i Allison musiała wysiąść. Skierowała swe kroki w kierunku domu.
Chase w tym samym czasie robił zakupy w sklepie, który mieścił się niedaleko owego przystanku. Można by rzecz… na szczęście, że wybrał akurat ten sklep, gdyż Cameron dalej rozmyślała i kiedy przechodziła przez przejście dla pieszych nie zauważyła jadącej ciężarówki. Pewnie gdyby właśnie nie Chase przypłaciłaby to życiem.
- Kochanie… coś się stało?
- A co się miało stać?
- Gdyby nie ja tobyś miała bliskie spotkanie z ciężarówką. Wszystko ok.?
- Tak.. i nic się nie stało… po prostu nie zauważyłam nadjeżdżającego tira i tyle.
- No dobra… ale i tak mnie nieźle wystraszyłaś.
Po chwili szli już razem za rękę do domu.

Urodziny.

Tydzień… ni mniej, ni więcej… tyle czasu unikali się jak ognia. Gdy już musieli być w jednym pokoju to zawsze ktoś robił za przyzwoitkę, nawet o tym nie wiedząc… Częściej jednak wymyślali wymówki by być osobno. House nie chciał wpływać swoją obecnością na decyzję Cameron, a Cam – musiała przemyśleć kogo kocha bardziej… z kim chce dzielić resztę życia.
Jednak w sobotę wypadały urodziny Cameron i już dużo wcześniej House obiecał że na nich się pojawi… a on nigdy nie łamie danego słowa.
Pojawił się więc pod drzwiami Cameron koło dwudziestej. Zapukał choć nie przyszło mu to łatwo. Otworzył mu Chase…
- House… nie wiedziałem, że zostałeś zaproszony…
- Już dawno Cameron mnie zaprosiła… - po chwili dodał – mogę? Czy mam sobie pójść?
- Nie.. wejdź – Chase usunął się sprzed drzwi i wpuścił go do środka
- Kto to… - usłyszeli z kuchni, a po chwili pojawiła się osoba która to powiedziała – O.. House… - mimo wszystko nie spodziewała się, że przyjdzie…
Nastała dziwna cisza, którą przerwał diagnosta. – mam nadzieję, że się nie spóźniłem… - wyjął jakieś drobne zawiniątko z kieszeni. Nie czekając na odpowiedź, podszedł do niej… włożył prezent w dłoń Alli, jednocześnie delikatnie całując ją w policzek. – wszystkiego najlepszego Allison – po czym skierował swe kroki do pokoju gościnnego.
Cameron nie spodziewała się pocałunku… był delikatny i ciepły, mimo że trwał tylko chwilę to był najlepszym prezentem jaki mogła od niego otrzymać. Dopiero kiedy podszedł do niej Chase, otrząsnęła się i wróciła do kuchni kończyć przygotowania. Nim jednak wyłożyła ciasto na półmisek otworzyła „drugi” prezent od Grega – drobne diamentowe kolczyki wtopione w białe złoto… ”musiało go to sporo kosztować” pomyślała.
Główna impreza zaczęła się koło dwudziestej pierwszej. Przyszło wiele ciekawych ludzi, w tym Wilson, Cuddy i Foreman, ale House nie zwracał na nich uwagi zbytniej uwagi, tylko solenizantka była tą za którą często wędrował jego wzrok. Po pierwsze House zawsze wiedział, że jest śliczna… po drugie w białej sukni wyglądała cudownie… po trzecie cieszyło go, że zdecydowała się założyć jego prezent.
Nawet nie zauważył, kiedy podszedł do niego Wilson
- House… - nawet nie musiał patrzeć co takiego przykuło uwagę diagnosty – nie gap się tak, bo jeszcze Chase się tym zainteresuje
- A to już nie wolno patrzeć na najważniejszą osobę na tym przyjęciu?
- Wolno… ale ty patrzysz na nią innym wzrokiem.
- Aż tak to widać? – spytał się Greg James’a.
- Przynajmniej ja widzę – uśmiechnął się lekko, po czym przysiadł się – House skoro tak ci na niej zależy.. czemu jej tego nie powiesz?
- Bo jest z Chase’m… bo nie jest ze mną… bo musi zdecydować… bo to musi być jej decyzja…
- Ale ty ją kochasz… gdybyś powiedział to sam z siebie… bez listu… po prostu na osobności… to zapewne by z tobą została.
- Nie chcę tak… ten list napisałem by jej powiedzieć, ale co ona z tym zrobi to już jej decyzja…
- House ostatnie pytanie… myślisz, że jesteś gotowy na ten związek? Na to wszystko co ona z sobą wniesie w twoje życie? O ile oczywiście wybierze ciebie…
- Czas pokaże… - odpowiedział House po czym wstał i podszedł do Cuddy oraz faceta, który z nią rozmawiał.
Cameron dobrze się bawiła, wszak to były jej urodziny, ale mimo wszystko czegoś brakowało… czegoś co poczuła przy krótkim pocałunku w policzek złożonym nań przez Grega. Podeszła do okna. To było dziwne… kochała obydwu, wiedziała o tym doskonale, a mimo to nie potrafiła między nimi wybrać… ”muszę się na kogoś zdecydować, przecież nie mogę mieć ich obydwu
- Kochanie… coś się stało? – spytał Chase
- Co? Nie nic…
- Dobrze się bawisz? Bo trochę dużo osób przyszło i jak chcesz już odpocząć to mogę ich wyprosić…
- Nie, nie trzeba czuje się dobrze. – mimowolnie spojrzała na House’a – pójdziesz po tort i otworzysz szampana?
- Dobrze kochanie… - Chase usłużnie poczłapał się do kuchni
Impreza trwała jeszcze co najmniej godzinę. Chase polał wszystkim szampana i porozdzielał tort. Po czym wzniesiono toast i zaśpiewano „sto lat!”. Wszyscy porozchodzili się do domów…
- Może jednak pomogę posprzątać, co? – zapytał House ”na co ja liczę pomyślał
- Nie… jesteś gościem, a gościom nie przystoi – powiedziała twardo Cameron odprowadzając go do drzwi
- oj dobra, dobra – powiedział Greg odgrywając zasmuconego dzieciaka, któremu zabierają zabawki…
- Nie narzekaj… -uśmiechnęła się – jak chcesz to możesz następnym razem pozmywać -”czemu to powiedziałam zapytała się sama siebie.
- Trzymam cię za słowo… - też się uśmiechnął.. – a tylko spróbuj nie dotrzymać słowa – pogroził paluszkiem
- Dziękuję za prezent… - powiedziała w końcu i… pocałowała go łapczywie smakując jego usta. Kiedy zrozumiała właśnie uczyniła, odskoczyła od niego i już chciała uciec do mieszkania, gdy Greg złapał ją za rękę. – Nie ma za co. Cam musisz się zdecydować… wiesz o czym mówię. – puścił ją i podszedł do motoru.
***
Kiedy patrzyła jak odjeżdża, coś zakuło ją w sercu… wiedziała, że musi sama się z tym zmierzyć, coś zrobić… wreszcie kogoś wybrać, a drugiego odprawić z kwitkiem… choć wiedziała, że to nie będzie łatwe, ani bezbolesne.


Kiedy zrozumiała właśnie uczyniła,

Tu wyraźnie brakuje "co"

- Wilson przestań.. nic się nie zdarzyło… - House czuł, że zaraz pożałuje swoich słów.
- Ha… wiedziałem. A… - pierwszy raz Greg dziękował, że Cuddy pokwapiła się po niego. Dzięki niej mógł uniknąć rozmowy z Jimmim.
- House masz natychmiast iść do przychodni… pacj… - nie zdążyła dokończyć.
Pierwszy raz Greg dziękował, że Cuddy pokwapiła się po niego. Dzięki niej mógł uniknąć rozmowy z Jimmim.
- Już idę mamusiu – wziął swoje rzeczy i „pobiegł” w stronę przychodni.

Wyraźnie coś tu zgrzyta, powtórzyłeś kwestię.

Tak ogólnie. Nie ma co się okłamywać, gdyby nie to, ze jesteś kumplem to bym no nie przeczytał tego. Druga sprawa tytuł "List5/6" co sugeruje dalszą część. To było czynnikiem decydującym o przeczytaniu, bowiem neinawidzę jednoczęściówek i po prostu nimi gardzę. A, ze tu zdawłąo się, iż będzie dalszy ciąg no to sobie przysiadłem:D

Na początku z niechęcia pewną bo nie znam postaci itd( widziałęm jeden odcinek) ale gdy zaprezentowałeś list House, wiedziałem iż przeczyta dalej.
Zarąbiście go pokazałeś, te metafory aluze i tekst z zaszczytem, czy podkreślenie, ze jest dupkiem. Wyszło ci to profesjonalnie. Właściwie potem już mnie to zaintrygowało. House był bardzo sobą niemal cały zcas( choć widziałem jeden odcinek) czułem go całym sobą, miałem obraz jego postaci. Ne dziwię się, ze za ten fik dostałęś pochwały na forum o tym tytule. Gdybyś napisał coś takiego w OP to z pewnościa spotkałoby się to z dobrym przyjęciem:)

Wracając. Nie podobał mi się motyw z ratowaniem życia i, że nie podziękowała. Mimo wszystko takie coś rzutuje na miłości a u niej jakby nic się nei stało. Cała reszta, i uczucia allison a raczej jej spór z samym sobą, to wyszło bardzo dobrze. Ten tekst w "dziwny ouse" jak zwiał od razu tam gdzie go proszą chocnigdy tego nie robi. Fenomenalnie. Urodziny też wyszły dobrze.
Jednocześnie pokazałeś to czego w kobietach itd nie znoszę. W Kimagure też to jest tyle, ze tam na odwrotnej skali i ma delikatniejsze zabarwienie i nie do końca. Tak czy inaczej tu jets przesadzone. On ja kocha a ona nic mu nie mówi, a zaraz rzuci sie ze łzami by przepraszać ale woli House... Tak rani gościa, ze no wredna suka nic więcej. Jeszcze go zbywa kobiety to jednak sa okrutne:P
Ciekaw jestem jak to się dalej potoczy pisz i oby jak najdłużej:P

Styl masz bardzo dobry. Wyszukane słownictwo, potrafisz dobrze oddać uczucia jakie targają bohaterami, dobrze sie czyta. Nie mam do czego tak zbytnio sie przyczepić. Także tez po to to czytałem. Byz obaczyć jakim stylem operujesz. Czy dobrze się czyta to co piszesz, jest o niebo lepiej niż jak kiedyś czytałem tamto z seksem:P Swoją drogą Bajka na dobranoc też mogłabyć dobra, ale ja bym wolał byś oddzilny ark tworzył niż wspomnienia czy coś takiego, to mnie mniej kręci. Dajmy ALternatywkę, tam jest dużo rzeczy ianczej ale podstawy i zbieranie załogi jest więc już mnie to demotywuje do czytania, bo wiem co będzie dalej.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl