ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Od 30 zł za godzinę do kilku tysięcy miesięcznie - za tyle można już wynająć policjanta jako osobistego ochroniarza. Za stanie na dyskotekowej bramce mundurowy weźmie 150 zł za noc
Windykacja wierzytelności, wywiad gospodarczy, śledzenie niewiernych żon, sprawdzanie konkurencji, indywidualne szkolenia strzeleckie - tak warszawscy policjanci dorabiają sobie po godzinach. Policja jest bezradna wobec takich procederów, mimo że w Komendzie Stołecznej Policji powołano specjalną grupę funkcjonariuszy mających ścigać dorabiających po pracy kolegów. Efekty są mizerne.
CBŚ kontra antyterroryści
Październik 2005 r. Policjanci z Centralnego Biura Śledczego obserwują willę w Wesołej. Czekają na przyjazd właściciela domu. Prokuratura wydała nakaz zatrzymania mężczyzny. Jest podejrzany o finansowe malwersacje i wyłudzenia bankowych kredytów. Stróże prawa wiedzą, że ich cel nie opuszcza posesji bez kilku wynajętych ochroniarzy. Jeździ z nimi od czasu niedawnego konfliktu ze wspólnikami. Boi się, że ci dybią na jego życie. Ochroniarze eskortują jego samochód aż do momentu, gdy nie zamknie się za nim brama wjazdowa posesji. Potem zwykle wykręcają w wąskiej uliczce i odjeżdżają. Policja nie chce ryzykować konfrontacji z rosłymi ochroniarzami i zamierza po cichu zaskoczyć podejrzanego - już na podwórku przed domem.
- Poczekaliśmy, aż samochód ochrony odjedzie, i ruszyliśmy przez wysoki mur w stronę domu - opowiada jeden z biorących udział w akcji funkcjonariuszy. - Obyło się bez problemów. Mężczyzna nie stawiał oporu, ale był przerażony. Byliśmy po cywilnemu, więc myślał, ze jesteśmy porywaczami i działamy na zlecenie jego dawnych wspólników.
Dopiero później funkcjonariusze CBŚ dowiedzieli się nieoficjalnie, że cudem uniknęli konfrontacji z... kolegami po fachu! Przezorny biznesmen wynajął do ochrony czterech warszawskich antyterrorystów. Gdyby do zatrzymania biznesmena doszło przed jego bramą na oczach "ochroniarzy", ci nie zawahaliby się użyć broni.
- Aż strach pomyśleć, jak tragicznie w skutkach skończyłaby się ta akcja, o skandalu nie wspomnę - komentuje jeden z policjantów.
Okazuje się, że w Warszawie można wynająć do ochrony czynnego policjanta już za 30 zł za godzinę. Taki funkcjonariusz gwarantuje całodobową, nawet dwuzmianową (np. z drugim kolegą policjantem) ochronę. Dopasowuje sobie do takiego zlecenia grafik pracy lub bierze urlop, a czasem zwolnienie lekarskie. Dzięki temu te dodatkowe zajęcia nie kolidują z jego służbowymi sprawami. Oczywiście im więcej obowiązków w trakcie zlecenia, tym wyższa cena.
Krystyna K. z Raszyna, właścicielka dużej firmy odzieżowej, jest właśnie w trakcie rozwodu. Do niedawna nachodził ją agresywny mąż. Była straszona, a jej dzieci dostawały spazmów za każdym razem, gdy widziały rozjuszonego ojca. Sprawę zgłosiła policji, która uznała, że nie kwalifikuje się, by objąć ją i jej dzieci ochroną.
- Musiałam się zatroszczyć sama o siebie - tłumaczy kobieta. - Pomogli mi znajomi. Załatwili policjanta do ochrony, oczywiście po cichu. Od kilku tygodni przyjeżdża do mnie na 8 rano. Odwozi i odbiera dzieci ze szkoły, cały dzień spędza ze mną. Gdyby coś złego działo się w nocy, zawsze jest pod telefonem. Może też zostać na noc. Zawsze ma przy sobie broń i odznakę.
Wynajęty policjant kosztuje Krystynę K. 35 zł za godzinę. Gdy eksmałżonek zorientował się, że jego żona ma ochroniarza, przestał ją nachodzić. Kobieta ma nadzieję, że nim sprawa się skończy, mężczyzna dostanie sądowy zakaz zbliżania się do niej i dzieci.
- Póki mam święty spokój i nie martwię się o dzieci, jesteśmy bezpieczni - tłumaczy.
Nielegalna windykacja wierzytelności i ściganie kochanków
Dzięki dostępowi do policyjnych baz danych policjanci sprawdzają też wspólników w interesach, rzetelność i przeszłość biznesowych partnerów, czasem pochodzenie kupowanego właśnie samochodu, np. to, czy nie figuruje on jako skradziony lub poszukiwany. Do funkcjonariuszy z prośbą o płatną pomoc zgłaszają się też zatroskani rodzice, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej na temat nowego chłopaka swej córki.
- Interesuje ich, czy był karany, czy ma przeszłość kryminalną, z jakiego wywodzi się środowiska, czy ma coś na sumieniu - mówi oficer dyżurny jednej z warszawskich komend. Wszystko oczywiście kosztuje. Takie sprawdzenie ok. 50 zł - dodaje.
Bardzo często policjanci śledzą na zlecenie podejrzewane o zdradę żony. Tu podobno spisują się najlepiej stróże prawa, którzy na co dzień pracują po cywilnemu.
- Obserwację tajniaki mają we krwi - mówi osoba pośrednicząca w załatwianiu zleceń dla policjantów. - I są bardziej wiarygodni od detektywów, do których ludzie nie mają raczej zaufania.
W ubiegłym roku głośno zrobiło się o fali porwań dla okupu, która miała miejsce w Warszawie. Rodzina jednego z uprowadzonych biznesmenów współpracowała w tej sprawie z wydziałem terroru kryminalnego Komendy Stołecznej Policji zajmującym się takimi sprawami. Równolegle ich bliskiego szukali wynajęci do tego celu stróże prawa.
- Liczyli, że dzięki dodatkowym siłom zwiększą się szanse na odbicie ich krewnego. Kosztowało ich to mnóstwo pieniędzy - opowiada jeden z wynajętych policjantów. - Doszło nawet do tego, że niemal w tym samym czasie policja i my odkryliśmy miejsce, gdzie mógł być przetrzymywany porwany mężczyzna. Nasi koledzy nie wiedzieli, że obserwujemy ten sam dom. Porwany odzyskał wolność. Zapłacono wysoki okup. Obeszło się bez interwencji stróżów prawa, zarówno tych prawdziwych, jak i wynajętych.
- Kilka razy szukaliśmy dzieci, które uciekły z domów, zwykle bogatych - tłumaczy policjant. - Innym razem zlecono nam odszukanie i wyciągnięcie z hipisowskiego squotu córki narkomanki bogatego biznesmena. Jechaliśmy po nią aż na Śląsk. Zleceniodawca płacił za wszystko: paliwo, noclegi, wyżywienie. Naszym zadaniem było tylko przywieźć dziewczynę. Dziś jest w Hiszpanii na odwyku. Prawdopodobnie uratowaliśmy jej życie.
Policjanci nie widzą w takim dorabianiu nic niestosownego. Tłumaczą, że biorą zlecenia z powodu niskich zarobków.
- Antyterrorysta zarabia 2,5 tys. zł na rękę. Niech się nikt nie dziwi, że po pracy bierze fuchę. Za samo odzyskiwanie długów, np. na zlecenie firm windykacyjnych, w ciągu jednej nocy może dorobić drugą pensję - wyjaśnia warszawski policjant. - Kiedyś chłopaki ochraniające jednego z najbogatszych Polaków po pracy dorabiali na bramkach. Powiedziano im, że mają przychodzić do pracy wyspani, i zakazano brania zleceń po godzinach. Argumentem, który przebił wszystko, były wysokie podwyżki. Przestali dorabiać. Wolą się wyspać. W policji to nierealne, jesteśmy najgorzej zarabiająca w Europie formacją tego typu. Żyjemy na granicy nędzy, więc nie ma szans, by funkcjonariusze przestali chałturzyć. Zresztą tak samo jest wśród wojskowych, w straży granicznej, nawet w straży miejskiej.
Kluby i dyskoteki
Sylwester. Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego obserwują jedną z warszawskich dyskotek, gdzie bawi się grupa osób podejrzewanych o przekręty gospodarcze oraz udział w mafii paliwowej. Okazuje się, że nad bezpieczeństwem towarzystwa czuwa kilku ochroniarzy, wśród nich policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Widząc policjantów, funkcjonariusze ABW są niemal pewni, że na balu swoją operację prowadzi jeszcze CBŚ. Jakież jest ich zdziwienie, gdy po sprawdzeniu w policji wychodzi na jaw, że tego dnia w tym lokalu policja nie przeprowadzała żadnej tajnej akcji, a stróże prawa byli tam... komercyjnie.
- Noc takiego ochroniarza z legitymacją i bronią kosztuje 150 zł. Do tego dostaje jeszcze obiad i napoje, oczywiście bezalkoholowe - opowiada jeden ze stołecznych restauratorów. - Gdy zachodzi taka potrzeba, wypraszają pijanych lub agresywnych gości. Nigdy nie są widoczni. Niczym nie różnią się od zwykłych klientów. Tyle tylko, że gdy coś się dzieje, reagują szybko i bez rozgłosu. Dzięki temu my możemy pracować bez obawy, że sytuacja w lokalu, gdzie przecież zbierają się różni ludzie, wymknie się w pewnej chwili spod naszej kontroli. Funkcjonariusz nawet po służbie ma obowiązek zareagować na zakłócanie porządku lub łamanie prawa, więc teoretycznie nie ma tu nic niezgodnego prawem - puszcza oko.
Nie wiadomo dokładnie, ilu warszawskich policjantów dorabia do pensji w ten sposób. Jak twierdzą sami mundurowi, takie praktyki są raczej na porządku dziennym. W ubiegłym roku latem na jaw wyszło, że stróże prawa, w tym oficer CBŚ z Komendy Głównej Policji, "doglądają" ogródków piwnych na Polu Mokotowskim. Wkrótce potem okazało się, że knajpy te są kontrolowane przez pruszkowskiego gangstera o pseudonimie "Chińczyk".
- Cztery weekendy w miesiącu to prawie cała druga pensja bez podatku. Dla początkującego gliny zarabiającego trochę ponad tysiąc złotych to poważny argument, by zarwać kilka nocy w miesiącu - przyznaje jeden z oficerów komendy stołecznej.
W styczniu, po tym jak sąd uwzględnił apelację pruszkowskiego gangstera Zbigniewa W. ps. "Zbynek", dopatrując się uchybień proceduralnych, mężczyzna wyszedł na wolność. Kilka dni potem "Zbynek" urządził dla kolegów imprezę w jednym z warszawskich klubów. Okazało się, że wśród ochroniarzy pilnujących bezpieczeństwa uczestników zabawy, głównie warszawskich gangsterów, byli policyjni antyterroryści. Taka obstawa, jak ustaliliśmy, też nie była zorganizowaną przez policję akcją. Stróże prawa znów byli tam po godzinach.
Nauczą cię strzelać i obchodzić się z bronią
Tajemnicą poliszynela wśród policjantów jest to, że dorabiają także, udzielając lekcji obchodzenia się z bronią, a nawet strzelania. Są tacy, których wynajmują całe grupy osób posiadające legalnie broń palną, a chcące się podszkolić w posługiwaniu się tą niebezpieczną zabawką. Z cennych uwag kolegów z policji korzystają też specjalizujący się w ochronie osobistej zawodowi bodyguardzi. Szkolenie takie kosztuje nawet kilkaset złotych za popołudnie. Chętnych ponoć nie brakuje.
Gdy o nielegalne praktyki zapytaliśmy Komendę Główną Policji, okazało się, że policyjne statystyki nie wyodrębniają kategorii łamania regulaminu służbowego w postaci dorabiania bez zgody przełożonych (policyjne przepisy mówią, że policjant może dorabiać, ale tylko za zgodą przełożonych, najczęściej taką zgodę udziela się na wykładanie na uczelniach). Jak nas poinformowano, w ciągu ostatnich kilku lat odnotowano i udowodniono w Polsce kilkanaście takich przypadków. Policjantów łapano głównie na dyskotekowych bramkach.
- Mamy informacje na temat tego, gdzie i jak policjanci mogą dorabiać, i sprawdzamy je - tłumaczy nadkomisarz Mariusz Sokołowski rzecznik KSP. - Od pewnego czasu w Warszawie działa specjalna grupa policjantów z inspektoratu (policja w policji), która prowadzi operacyjne działania w tym zakresie. Nie mamy jednak żadnych udowodnionych takich spraw - przyznaje.
Artykul ze strony:
w Polsce już nie chodzi o pieniądze.. tu chodzi o podatek... ehh szkoda słów