ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Już od jakiegoś czasu piszę fanfick, który posiada obecnie 4 rozdziały. Jest to opowieść o młodej kobiecie, która według nieznanych przyczyn (czyt. dzięki mojej wyobraźni), spotyka na swojej drodze Forgiego, starego pirata na emeryturze. Jak mówią, emerytura emeryturze nierówna, dlatego oboje zostają wplątani w megaprzygodę, która ma na celu jedno. Zdobyć One Piece!!!
Prolog
Czyli na kim skupić uwagę?
Dzień jak dzień. Pogodny, czy zły. Słoneczny, czy pochmurny. To zależało tylko od osobowości człowieka. Są tacy, którzy uważają każdy promień słońca za najlepszy dar od świata. Ale są i tacy ci, którzy chowają się w ponurych uliczkach, ukrywając swoją twarz w cieniu i sycząc na każdego. Byli to ci tak zwani; "ponuracy"
Dziwna nazwa, nie? Ale na pewno oddawała w pełni ich charakterystykę, oraz zachowanie. I jednym z takich ponuraków był właśnie Eddie, stary, na oko 124-letni barman i jednocześnie właściciel lokaju "Grand Bear". Tak, tak, wielkie piwo. Nie, nie mielicie napadu głuchoty, chwilowego zaniku pamięci, ani żadnej innej przypadłości, która by odpowiadała za tą śmieszną nazwę. Eddie nazwał tak swoją knajpę, ponieważ to tutaj przybywali ci, którzy wyruszali do Grand Line. Piraci, o głowach wartych grubo ponad 50 milionów beli, ale reszta ciała już nie. A Eddie dawał im wszystkim wskazówki.
Zapewnie pomyślicie, jak ten staruch ma prawo dawać wskazówki, jak radzić sobie na Grand Line, kiedy to nawet swoje dupsko nie ruszył z tejże knajpy. To proste. Macie rację, już od wieku nie rusza się zza próg tego lokalu, ale sto lat temu on był jednym z tych, co byli na "Albatrosie", największym statku, jakim świat widział. Ważył 35 ton, miał 45 wylotów armatnich i 50 armat. Trzy wielkie maszty, ozdobione godłem Davy Jonesa, czyli czaszkę z szelmowskim uśmiechem i nożem wbitym w kość. Taa, ponure wrażenie, nie ma co...
Dobra, za bardzo zagadaliśmy się. Teraz pora na prezentację naszych bohaterów. Kami, 18-letnia dziewczyna, prawnuczka Eddiego, biegła właśnie drogą główną, prowadzącą na plac. Z oddali widać już było wieżę, miejsce, gdzie Gold Roger, 15 lat temu, został stracony. Nawet do dziś, nadal panuje Wielka Era Piratów. Każdy chłop z pola, który słyszał o wielkim skarbie Rogera, o One Piece, nazajutrz stawał się piratem i wyruszał w morze. Wiadomo chyba, co się z nimi stawało...
Tymczasem, po drugiej stronie miasta, czyli tam, gdzie była dzielnica ponuraków, ulicą szedł stary człowiek. Twarz miał brudną, o szramie szepcącą cały jego nos i prawe oko. Był to Forgie, człowiek, który jako jeden z wielkiej trójcy, wrócił z Grand Line żywy. A raczej, pół-żywy. Mówiono o nim, że zdobył jeden z Diabelskich Owoców i że go zjadł. Ale to nie była prawda. Ponoć, ten Devil Fruit, tak naprawdę, spoczywał bezpiecznie w kieszeni jego monstrualnego płaszcza, który stanowił prawdziwą skrzynię skarbów. Owoc nazywał się Casu Casu No Mi. Nikt nie wie, co robi. Nawet sam Forgie.
Wróćmy do Kami. Dziewczyna już dawno minęła plac i teraz biegła wąskimi ulicami, prowadzącymi do dzielnicy ponuraków. Miała w zazwyczaj tam chodzić, do swojego pradziadka, ale teraz tam szła, ponieważ miała ważną wiadomość do przekazania Eddiemu. Czy losy tych dwóch osób, Kami i Forgie, się skrzyżują, czy każda z nich pójdzie innym kierunkiem? Tego wam nie powiem. No, może powiem, ale nie teraz...
Hmm sporo ryzykujesz pisząc fika z uniwersum op, bez słomków w roli głównej. (właściwie tedy, zastanawiam się po co pisać fika w uniwersum op, bo tylko ogranicza...
Jak widzę Balckkuma przeczytać ,aj aj nie skomentował, nie dobry miś nie dostanie miodku.
Dałeś mały fragment. Totalnie mały, kompletny brak szacunku dla użytkownika. Tyle że to prolog co Cię ratuje. Dość gadania o głupotach. Oczywiście tu pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą ale według mnie dobrze ze dałeś mało. Śmiem twierdzic, że mało jest już ludzi którzy by na start przeczyatli więcej. A tak dużo większa szansa że w ogóle zajrzą a że krótkie to i przeczytają. I to jest z pewnoscią prawda.
Mało się dzieję, więc gadanie, że się ciekawie zapowiada byłoby IMO nie na miejscu. Tzn IMO bo ja nie jestem zwolennikiem akcji, ja patrzę porównując zwykłe rzeczy. Nie musi być ciągła akcja by mi się podobało i bym stwierdził, że warto czytać, ale tu o to trudno no bo właściwie nic nie przedstawiłeś.
Myślę, że napisze więcej jak będzie z czego.
Jedynie co można wyłapać to twój styl. Nie wiem czy takim będziesz pisał resztę ale jest on cholernie luzacki. No szczerze ja myślałem, że przeginam strunę... No i nie wiem czy to dobrze czy źle, zapewne inaczej ale jak to się zje z całością to na razie nie mam pojęcia.