ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

ryszard bazarnik, koncert na ścianie

Oto pierwsza część historii Dantego, bohatera tej opowieści fantasy. Jest to opowiadanie, które napisałem rok temu, chce znać wasze zdanie na jego temat ;] Jeśli się spodoba, będę pracował nad następnymi częściami. Tzn. drugą właściwie mam, tylko nie wiem gdzie:P

Znajdziecie tutaj wiele nawiązań do znanych postaci z książek, gier itp. Wiele miejsc może wydać wam się znajome ;] ZAPRASZAM DO LEKTURY!

I

„Powtórna inicjacja”

Stał sam, w zacinającym z ciemnych chmur deszczu... Stał nad grobem ostatniej osoby, która kiedykolwiek go kochała... Nad grobem swojej matki. Nie czuł już bólu, od jej śmierci minęło już ponad trzy lata. Czuł tylko nienawiść wobec świata, bolała go ta jawna niesprawiedliwość, jaka go dosięgła. Chciał zemsty na wszystkich tych ludzkich kukłach, którzy są szczęśliwi. Chciał, aby i oni cierpieli tak jak on....
Samanta Caldwell zginęła w wypadu samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę samochodu towarowego wiozącego przez zakurzone drogi Teksasu cienkie pręty do budowy kolejnego wielkiego wieżowca. Uderzył w jej cadillaca od tyłu z prędkością stu czterdziestu kilometrów na godzinę. Jeden z prętów poprzez siłę tego uderzenia przebił tylną szybę samochodu tego pijaka, mijając go o włos, przeleciał parę metrów, by zakończyć podróż w głowie pięknej kobiety, która była jego matką. Znał te wszystkie szczegóły, gdyż siedział wtedy koło niej, na fotelu pasażera. Posoka obryzgała go całego, po czym Tony zemdlał, by obudzić się po paru miesiącach w zakładzie psychiatrycznym. Nie wiedział, ile dokładnie tam spędził. Pogrzeb jego matki odbył się już dawno, a rodzina zapomniała o istnieniu „tego obłąkanego chłopaka”. Został wypisany ze szpitala w kilka dni po przebudzeniu z tego stanu nieświadomości.
Wtedy sam nie wiedział, co ma robić. Jego życie przewróciło się do góry nogami. Miał gdzie mieszkać, został przecież dom jego i matki, stary co prawda, ale zawsze dom. Ale co dalej? Jaki był sens jego egzystencji? Wtedy tego nie wiedział...
Przez te trzy lata wiele się zmieniło. Przybyło blizn na rękach po samobójczych próbach, miał dobrze płatną pracę, dom, samochód. Ale nikt nie wiedział, co tak naprawdę się z nim działo. Nie miał przyjaciół, którzy by go odwiedzali, a tym bardziej nie miał żadnej kobiety. Tak sobie myślał, że odstraszał je swoim skądinąd dziwnym wyglądem.
Tony był teraz mężczyzną w wieku około dwudziestu pięciu lat. Miał białe włosy sięgające mu mniej więcej do podbródka. Był wysoki, mierzył około metra dziewięćdziesięciu. Z reguły ubierał się na czarno: czarne spodnie, glany, płaszcz, często pod nim bluza z kapturem. Koniecznie dużym... Aby zasłaniał twarz, tą przerażającą twarz wyrażającą często najgorsze koszmary z dzieciństwa...
Tony miał twarz prawdziwego diabła. Kocie oczy, zwężające się przy zbyt dużym natężeniu światła. Łuskowata cera przyprawiała o dreszcz nawet najodważniejszego. Ale najbardziej przerażający w jego obliczu był jego uśmiech. Uśmiech pełen ostrych zębów, z których, gdy się najadł, czasami kapała krew.
Narodziny młodego Caldwella uznane były w małej mieścinie, jaką było Castle Rock, za zwiastun końca świata. Zaczęto poszukiwania ojca, który spłodził takiego potwora z ludzkiej kobiety. Nigdy go nie odnaleziono... Społeczeństwo domagało się śmierci bękarta. Siłą został odebrany płaczącej matce i wrzucony do płonącego stosu. Ogień lizał jego ciało... a jemu sprawiało to przyjemność. Nagle poczuł, że bez trudu potrafi zapanować nad żywiołem. Wtedy pierwszy raz poczuł tą niesamowitą moc...
BBC podało potem, że cała wioska Castle Rock wraz z mieszkańcami spłonęła w pożarze wywołanym najprawdopodobniej nieostrożnością jednej z rodzin. Ale on wiedział, jak było naprawdę. Nieostrożna była każda rodzina zamieszkująca tamte małe miasteczko. Nieostrożna narażając mu się. Spalił ich wszystkich, patrzył na malującą się na ich twarzach agonię, gdy skóra odchodziła od ciała w palącym bólu, gdy włosy na ich głowach paliły się, wydzielając ten cudownych zapach. Spalił całe miasteczko... A jego matka, oszalała z miłości do tego dziecka, nic nie zauważyła. Postanowiła, że wyprowadzą się do innego miasta, gdzie odnajdą spokój...

Tony wstał z klęczek (nie wiedział, czemu jest w tej pozycji. Matka nauczyła go podstaw chrześcijaństwa, ale on nic sobie nie robił z wiary. ) i pomaszerował wzdłuż drogi ciągnącej przez cmentarz do zaparkowanego porshe stojącego za bramą. Wsiadł do niego i przekręcił kluczyk w stacyjce. Poczuł przyjazne mruczenie silnika. Wrzucił pierwszy bieg i ruszył. Mijał wyludnione ulice tego wielkie miasta, domy nędznych ludzi, tak nieświadomych tego, co ich czeka.
Zmierzał do domu, pięknego domu, który sam zaprojektował i wyposażył w sprzęt. Dla niektórych było to zaskoczeniem, Tony nigdy nie wykazywał takich zdolności. Jakże ci głupcy się mylili.
Zatrzymał samochód przed swoją willą. Wysiadł, zamknął go i ruszył w stronę bramy. Nagle jego wzrok przykuło coś dziwnego: furtka była minimalnie otwarta. Ktoś był w środku. Gotowy na wszystko ruszył w stronę drzwi wejściowych. Zamek był oczywiście wyłamany. Powoli wyciągnął zza pasa swój pistolet. Bynajmniej nie był on zwykłym gnatem noszonym przez gangi czarnuchów. Prawdę mówiąc, nikt na świecie nie miał takiego. Nazywał się „Artemis” i był gnatem wyjątkowym. Wokół długiej, srebrnej lufy wiły się odlane z żelaza macki. Różnokolorowe klejnoty zdobiły bębenek. Miał jeszcze pewną niezwykłą zdolność: potrafił mówić. Czasami za dużo....
-Hej szefie!- odezwał się Artemis- Coś tu jest chyba nie tak, szefie! Zamek wyłamany, brama otwarta. Ktoś się do nas wkradł. Ale co to dla nas, załatwimy tego frajera raz-dwa i....
-Zamknij się.
-Ale szefie....
-To nie jest jakiś zwykły rabuś- powiedział ze spokojem Tony- Nie czujesz tego? Unosi się wokół całego domu... To ktoś z Pandemonium....
Pandemonium było stolicą piekieł. Przebywał tam przez pewien czas, trochę zaszalał - stare czasy. Te wybryki uchodziły mu płazem tylko dlatego, że władza miała u niego pewien dług wdzięczności. Czyżby teraz postanowili zmienić zdanie?
Ostrożnie wsunął się do przedsionka domu. Artemis aż pulsował wyczuwalną energią w jego dłoni. Był gotów, tak jak on. Tony skoczył bokiem przez korytarz, twarzą do pokoju gościnnego. Ujrzał postać i od razu wystrzelił. Gnat wypluł w chmurze szarego dymu czerwony pocisk, który trafił gościa w lewy bark. Siła uderzenia była tak wielka, że przybysz został rzucony na kanapę stojącą przy kominku. Z rany trysnęła krew. Tony wylądował ciężko na boku, ale szybko wstał i biegiem ruszył do kuchni. Tam było drugie wejście do pokoju. Zaskoczy go.
-Dobry strzał szefie. Nawet gość ze stolicy musiał to odczuć.
Nie był tego taki pewien.” Jeżeli to On, to mam nieźle przesrane” - pomyślał. Tymczasem najciszej jak tylko mógł ruszył przez kuchnie do łączących ją z resztą domu drzwi. Powoli je otworzył. W pokoju nie było nikogo. Rozejrzał się szybko: w prawo, lewo, na dół... Nikogo.
Popełnił błąd. Nie spojrzał do góry. Oślepiająca gwiazda bólu wybuchła mu przed oczami, gdy kilkaset kilo czystych mięśni wylądował mu na głowie a potem rzuciło przez cały pokój. Łupnął zdrowo o ścianę, krusząc tynk. Tylko wrodzone zdolności pozwoliły szybko mu się otrząsnąć. Zerwał się na równe nogi i z naładowanym pistoletem wyskoczył zza kanapy i wystrzelił. Niebieska smuga uderzyłaby prosto w pierś przybysza... gdyby jej nie odbił. Żelaznym młotem.
Tony powoli wstał i spojrzał na przybysza.
-Miło Cię znowu widzieć, Astarocie- powiedział. Stała przed nim wielka góra mięśni. Ubrana w zbroję podobną do tych, które nosili rzymscy centurioni. Ogolona czaszka błyszczała w świetle żyrandola, który prawie zahaczał o głowę demona. Był wysoki, prawie 3 metry. –Radość w moim sercu nie ma granic, gdy widzę starego druha!
-Haha!- zagrzmiał wielkolud- Widać, że nawet w obliczu śmierci humor Cię nie opuszcza, Dante. Nic się nie zmieniłeś.
Patrzyli tak na siebie przez chwile, mierząc się wzrokiem. I nagle, jednocześnie, wybuchli radosnym śmiechem.
-Co tu robisz, wielkoludzie?- zakrzyknął Tony, ściskają wielką rękę dawnego towarzysza.
-A wiesz, takie tam moje sprawy.- skrzywił się z bólu- Ufff.... No Dante, nie wyszedłeś z wprawy. Ciągle trafiasz w czułe punkty, hehe.
-Wybacz, Asti!- odezwał się nagle Artemis.- Wiesz, ma się tę siłę ognia.
-Na demony, ciągle masz tego starego błazna przy sobie? Że też go jeszcze nie wyrzuciłeś....
-Jak pewnie zauważyłeś, ciągle się przydaje- odparł Tony ze śmiechem. Już raz ten gnat zranił Asterota. Do dzisiaj trudno mu siadać.
-Ech, sentymentalny się zrobiłeś po tylu latach, Dante.-stwierdził demon.
-Nigdy tak do mnie nie mów....-obruszył się Tony.- Ten etap w moim życiu jest już zamknięty. Skończyłem z tym.
Astarot jakby się skurczył.-Widzisz, jestem tu po to, żeby przekonać Cię, żebyś wrócił do nas...
Zagotowało się w nim.- Czyś ty oszalał? Grog wyżarł ci mózg?! Nigdy nie wrócę! Po tym, jak zostałem o to wszystko oskarżony, nie wrócę do Jednostki, nie ważne, co powiesz!
-Dorwali Laloshe....- powiedział ze smutkiem w głosie, czego nigdy wcześniej nie robił. Był twardym facetem.
-Kto?- zapytał Tony, ale już się domyślał...
-Pióroskrzydli. Pierdoleni pióroskrzydli!- krzyknął Astarot.- Dorwali nas, gdy robiliśmy przegląd terenu na granicy. Było nas z dziesięciu. Ich czterech. Normalnie wyrżnęlibyśmy ich w pień. Ale wśród nich był Złoty....
Tony nie wierzył własnym uszom.-Co? Złoty? Co on tam robił?! Nigdy nie ruszał swojej wąskiej dupy z pałacu, co go napadło?
-Nie wiem. Wyglądało to tak, jakby szli na jakąś ekspedycja na nasze tereny. Doszło do starcia. To była rzeźnia..... Złoty sam jeden wyrżnął połowę naszego oddziału. Ja z Laloshą załatwiliśmy jego dwóch przydupasów. Ale wtedy skierował wzrok, ten wzrok, na nas.... Nie mogłem się ruszyć. A ten podszedł i na udlew uderzył mnie okutą w rękawice ręką. Leciał z dziesięć metrów zanim upadłem! Ja, Mistrz Areny, dowódca elitarnej jednostki....
-Tak, wiem.- przerwał mu Tony.- Mógłbyś jeszcze wymieniać godzinami. Ale sam wiesz, jaką mocą dysponuje Złoty. Nawet arcydiabły Księcia, i to w Ostatecznej Formie, mogłyby go nie pokonać. Co mogłeś zdziałać.... Ale co z Laloshą?
-Zabrał ją.... Nie wiem po co.... Chciałem go złapać, spytać się, czego chce, ale mnie uprzedził. „To będzie mała niespodzianka, młodziaku. Dni Pandemonium są już policzone. To tylko kwestia czasu, gdy miasto zostanie doszczętnie zniszczone. Uprzedź Króla, że opór nie ma sensu. Zginie każdy przeklęty demon, by Pan mógł znowu władać swoimi królestwami!!!!” Po tych słowach po prostu zniknął. A wraz z nim Lalosha.....
Tony’ego zatkało, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.... Chcą zaatakować Pandemonium?! To najlepiej strzeżone miasto Piekieł! Są albo niezwykle głupi, albo.... posiadają największą potęgę od Pierwszej Wojny. Nie potrafił wyobrazić sobie, że to może być prawda.... Jeżeli rzeczywiście tak było, szykowała się wojna, w której weźmie udział każdy mieszkaniec Piekieł i Niebios.
-Dante?- przerwał ciszę Astarot. –Wszystko w porządku?
Tony spojrzał na niego jakby go dopiero zobaczył. – Oczywiście, że tak! Legiony Niebios atakują stolice Piekieł, Złoty porywa Laloshę, rozwala Twój oddział.... Wszystko jest pod kontrolą!- wykrzyczał.- Powiedz mi tylko, Książe już wie?
-Oczywiście- odparł demon. – Był pierwszym, który się o tym dowiedział. I zaraz kazał mi posłać po Ciebie. Powiedział, że masz wrócić do Jednostki. Jesteś tam potrzebny Dante.... Młodziaki nie wiedzą, co mają robić. Normalnie walczyli z pomniejszymi grupkami dezerterów. Nigdy nie brali udziału w wojnie, a co dopiero na taką skalę! Jesteś tam potrzebny stary! Musisz ich czegoś nauczyć!
-Nie, Astarocie.- odparł Tony.- Ja nic nie muszę. Moje zdanie na ten temat jest niezmienne. Nie wrócę tam, gdzie jestem niesłusznie uznawany za zdrajcę! Zresztą, do walki został mi tylko Artemis, a jak sam wiesz, on się do walki wręcz nie przyda.
-Ej, szefuniu, tylko bez takich!- obruszył się Artemis. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
-Dante....- odezwał się Astarot.- Wiesz, mam coś, co powinno Cię przekonać....
-Wątpie, ale spró..... - Nie dokończył. Przed nim zmaterializował się sam Książę. Ubrany w długo do ziemi czarną szatę z motywami gwiazd na całej jej powierzchni. Miał twarz ludzkiego mężczyzny, z tym że miał baranie rogi. Był wysoki, tak wysoki jak Tony. Jego ręce schowane były w czaro-czerwonych rękawiczkach ze wzorami księżyców. Odezwał się do niego głębokim, gardłowym głosem.
-Witaj, Dante..... Hehe, dawno się nie widzieliśmy. Prawie wcale się nie zmieniłeś.... No, może trochę zmiękłeś....- tu spojrzał na blizny na rękach Tony’ego.- Cóż, każdy ma czasami dołek, nieprawdaż?
-Witaj.... panie.- powiedział Tony, wypluwając niemal te ostatnie słowo. Nie przepadał za Księciem. Szczególnie dlatego, że to przez niego pół stolicy miało ochotę go zabić, a drugie pół nigdy więcej nie widzieć.- Co tutaj sprowadza tak ważną.... osobistość?
-Ach, Dante, ciągle masz do mnie pretensje?- spytał Książe z sarkazmem w głosie.- Daj spokój, przecież możemy się dogadać....
Tony zaśmiał się krótko.- Ta, ciekawe, jak zrekompensujesz mi te lata wygnania i mieszkania na tej nędznej Ziemi?
-Ej, nie przesadzaj. Wydaje się, że całkiem nieźle Ci się powodzi....-odparł demon rozglądając się po mieszkaniu. To prawda, Tony nie miał na co narzekać. Wielki dom z dwoma basenami, 5 łazienkami, kilkunastoma pokojami i pięknym, dużym salonem.... no, teraz trochę zniszczonym, ale to się wyremontuje.
-Haha. To nic w porównaniu z tym, co było w Stolicy! Teraz została z tego ruina, tak jak ruinę zrobiłeś z mojej pozycji w społeczeństwie....
-I właśnie o tym chcę z Tobą pogadać, przyjacielu....- Książe uśmiechnął się przebiegle.- Jak Kapitan zdążył Ci już przekazać, nasza sytuacja wydaje się być kiepska. Tacy ludzie jak ty są nam teraz bardzo potrzebni... Z ekipy Czarnych Aniołów pozostałeś do przekonania tylko ty. Laloshę ze względów oczywistych wykluczamy.
Tony’ego po raz drugi dzisiejszego popołudnia zatkało (zaczynało mu się to nie podobać).
-Co?! Erychnul i Rico też biorą w tym udział?!
-Jak również obecny tutaj kapitan Astarot- powiedział Książę.- Przystali na moją ofertę. A oferta dla Ciebie brzmi: powrót do stolicy z czystym kontem, ponowne przyznanie tytułu Wielkiego Mistrza, willa większa od tej poprzedniej, tyle kurtyzan, ile tylko zdołasz zaspokoić.... Acha, no i oczywiście wyciągniemy z zamknięcia twoją zabójczą katanę. Bez niej mało byś narobił na polu walki.
Tony musiał to Księciu przyznać. Oferta była wielce kusząca.... Na dodatek znów poczuje w rękach Ryphtariona....
Uścisnął wyciągnięta rękę demona.
-Wiedziałem, że dojdziemy do porozumienia.-odparł z uśmiechem władca Pandemonium.
Uznaję, że drużyna Czarnych Aniołów znowu istnieje! Dzięki wam wiele może się zmienić w tej walce.... A teraz nie czekajmy!- to mówiąc strzepnął rękach. Tony, a właściwie już Dante, poczuł, jak świat wiruje mu przed oczami. Wracał do Piekła....

Część 2

Dante powoli budził się z snu... Przez na wpół otwarte oczy zobaczył sufit pomieszczenia, w którym aktualnie przebywał. Pod rękami poczuł natomiast delikatny jedwab... Powoli wstał z łóżka. Nie pamiętał, jak się w nim znalazł. Strzępki poprzedniego dnia kołatały mu się w głowie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że wrócił... A może to ciągle tylko sen? Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był to pokój w stylu hotelowym, znajdował się tu malutki barek, jedno wygodne łóżko, szafka na ubrania i oddzielna toaleta. Nic szczególnego. Pomyślał nawet, że to wszystko to był tylko jakiś pijacki zwid, a on sam jakoś trafił do hotelu, bo zgubił kluczyki do domu, albo coś takiego... Zauważył jakieś kotary na jednej ze ścian. Bez wahania rozrzucił je na boki i wyjrzał przez okno.
Jego oczom ukazało się całe straszliwe piękno Pandemonium. Wysokie, strzeliste wierze pałacu górowały nad mniejszymi domami stolicy, zrobionym z ciemnego marmuru. Całe miasto otaczał wysoki na kilkanaście metrów mur, po którym przez cały czas chodzili strażnicy miasta. Gdzieniegdzie można było zobaczyć witryny różnorakich sklepów a nawet hipermarket. Bo tak naprawdę Piekło bardzo mało różni się od powiechrznii... Z tego, co pamiętał z dawnych czasów, w mieście mogłeś kupić i sprzedać praktycznie wszystko. Od zwykłych przedmiotów z powierzchni, jak na przykład lampy, po tajemnicze kryształy z największych pustkowi Piekieł...
- Witaj w domu, Dante.- usłyszał głos za sobą. Powoli odwrócił się. Głos należał do średnio wysokiego demona o zielonkawym zabarwieniu. Ubrany był jak mnich, w togę. Często był przez to szykanowany (był jedynym mnichem w Jednostce), ale już wiele razy pokazał, że jego umiejętności są przydatne na polu walki. A gdyby gołe pięści nie wystarczyły, przy pasie miał zaklętą parę sztyletów, zwanych Kłami.
- Rico.....-tylko tyle był w stanie wykrztusić. Starzy przyjaciele przywitali się serdecznie. –Na demony, ile to już lat minęło?!
- Za dużo, przyjacielu, za dużo...- odparł z uśmiechem Rico.- Erychnul też niedługo tu będzie. Mamy dla Ciebie małą niespodziankę.- stwierdził tajemniczo mnich.
Na Dantego spłynęła fala wspomnień i z całą pewnością nie były to wspomnienia miłe. Erychnul był jednym z tych, którzy najbardziej obstawali za usunięciem Dantego ze stolicy. Uważał go za niegodnego pozostawania tutaj. Facet miał swój właśny kodeks honorowy, niczym jakiś średniowieczny mroczny rycerz. I próbował wcisnąć go każdemu... Dante był chyba pierwszą osobą, która go sobie nie przyswoiła...
- Powiedz mi Rico - zaczął. - Czy Erychnul zmienił swoje podejście to "tych spraw"? Czy dalej jest takim pompatycznym, zapatrzonym w siebie idiotą z manią na moim punkcie?
- Chyba najlepiej będzie, jak sam go spytasz.
To mówiąc spojrzał na coś, co znajdywało się za białowłosym mężczyzną i lekko się uśmiechnął. Dante poczuł wręcz palące spojrzenie swojego dawnego znajomego na swoich plecach.
Erychnul był wysokim demonem, o lekko łuskowatej skórze. Krwistoczerwone włosy stawiał zawsze na sztorc, tak że przypominal Dantemu postacie z japońskich animacjii. Ubrany był zawsze w dopasowany, biały garnitur i białe, nigdy chyba nie brudzące się spodnie. Stylowo kontrastowało to z kolorem jego włosów. W ręcę zawsze nosił laseczkę, podobną to tej, którą nosił pewien stary, ziemski aktor kina niemego. Ogólnie mówiąc sprawiał wrażenie eleganckiego dżentelmena, ale biła od niego wyraźna aura zła...
- Uważasz, że to odpowiednia chwila na żarty? Co, czterdzieści cztery?
W białowłosym zawżało. W jednej chwili znalazł się przy Erychnulu i przycisnął go do ściany. Zbliżył twarz do jego twarzy, tak, by ten zrozumiał dobitnie, co do niego mówi.
- Nigdy nie waż się tak znowu do mnie mówić. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Bo co mi zrobisz, zdrajco? - odparł spokojnie zaatakowany. Patrzyli sobie w oczy przez pewien czas aż przerwało im krótkie chrząknięcie Rico. Odsunęli się od siebie na bezpieczną odległość. Erychnul powoli strzepnął niewidzialne drobinki kurzu z garnituru i rzekł:
- Taak.. Mi też miło Cię znowu widzieć. No cóż, skoro jesteśmy wszyscy, to możemy ruszać.
- Niby gdzie? Nie czekamy na Astarota i księcia? - spytał Dante. Dżentelmen prychnął z pogardą.
- Naprawdę sądzisz, że książe nie ma nic innego do robty, jak tylko zajmować się kimś takim jak Ty? Co do tego mięsniaka, czeka na nas już na miejscu. Radzę Ci, chodź z nami. Jak Rico zapewne już Ci wspomniał, nie pożałujesz. - to mówiąc odwrócił się i wyszedł na ulicę.
Dante spojrzał pytająco na mnicha. Ten wzruszył tylko ramionami i ruszył za Eychnulem. Zatrzymał się jednak w progu.
- Nie zapomnij tego idioty wziąść ze sobą.
Białowłosy w lot pojął aluzję i z nocnej szafki wyjął Artemisa.

Spacer ulicami stolicy to było dla byłego jej mieszkańca duże przeżycie. Obserwował to, co zmieniło się w architekturze miasta od jego poprzedniej wizyty jak również obserwował innych mieszkańców. A Ci wydawali się dziwnie spokojnii, jakby coś zaprzątało ich myśli. Jakby jedno i to samo krążyło im po głowach...
- Powiedz mi coś Rico. - zagadał do idącego obok niego demona. - Co jest z nimi wszystkimi?
- Wieści szybko się rozchodzą. Całe miasto wręcz huczy od plotek na temat szykującej się wojny. Wszyscy wiedzą już o ataku na grupę Laloshy i Astarota. Nie dziw się, że nie tryskają optymizmem i energią.
Trudno było się z tym nie zgodzić. Ostatnia wojna przyniosła śmierć wielu bohaterów... Bohaterów, o których już zapomniano...
Po jakiś dwóch godzinach dotarli do celu podróży. Stali przed Więzieniem Krwi. Wydawać by się mogło, że to więzienie dla morderców, gwałcicieli i tego typu osób. Ale przecież kto za takie drobne występki karał by w Piekle demony?
Nie. Więzienie Krwi było budynkiem, w którym zamykano pod strażą najpotężniejsze artefakty. W niepowołanych rękach mogły spowodować wielkie zamieszanie na wielu szczeblach. Jednym z tych magicznych artefaktów zamkniętych w tym więzieniu była ukochana katana Dantego - Ryphtarion. To w dużej mierze dzięki niej zdobył tak wielką sławę i niesławę w Pandemonium i poza nim. A teraz miał ją odzyskać...
- Witam was panowie i zapraszam do środka. - przywitał ich Astarot, czekający na nich przed ogromną bramą wejściową.
Zaraz po wejściu zostali otoczeni prze grupkę malutkich demonów, które kazały im oddać każdą swoją broń, która miała zostać przechowana w depozycie aż do ich powrotu. Komicznie wyglądała trójka tych kurdupli, którym wręczył swój młot Astarot...
Następnie zostali wpuszczeni to pomieszczenia, gdzie przebywała katana Dantego. Wisiała zawieszona w powietrzu, otoczona kokonem mocy jarzącym się na zielono. A po bokach postumentu, nad którym lewitowała, stały dwa potężne demony podtrzymywane w magiczny sposób w Ostatecznej Formie.
Dante spojrzał z utęsknieniem na swoje ostrze. Tak bardzo chciał poczuć już jego ciężar w dłoniach. Poczuć jego chęć zabijania....
Rozmyślania przerwał mu jednak Erychnul.
-No, to teraz pora, żebyś jakąś ją stąd wyciągnął.
Białowłosy spojrzałem na niego z zaskoczeniem.
- O czym Ty mówisz? Myślałem, że bariera zostanie zniesiona i....
- I co jeszcze? - parsknął ponownie dżentelmen. - Może Cię jeszcze poprowadzę za rączkę, żebyś mógł sobie grzecznie ją wziąść? Nie, Dante... Na pewne rzeczy trzeba zapracować....

C.D.N.

W następnym odcinku: Pojedynek o Rhyptariona. Co oznacza przydomek Dantego - 44? Jaki jest plan Księcia Pandemonium? I wiele więcej!


Nie no bomba O.o Takie przedstawienie piekła wydaje się być bardzo ciekawe. Postaciom nic nie brakuje, pasują do otoczki Twojego opowiadania. Fabuła bardzo wciągająca xD Już nie mogę się doczekać trzeciej części! Co oznacza 44?! XD
A teraz kilka czepów ^^ nie ma takiego słowa jak "wziąść", jest "wziąć"; dwa razy napisałeś "to" zamiast "do"; czasem zjadasz literki xD to tyle... takie nic nieznaczące bezedury :P
Opowiadanie baaaaardzo mi się podoba, wpasowało się w mój gust, chociaż wolę bardziej komiczne fabuły :D tak trzymaj!

Co oznacza 44?! XD

"A imię jego czterdzieści i cztery..."
To co z tą drugą częścią?


raczej z 3 ;] Spokojnie Vampircia, tworzy się. Jak już będę miał, wrzucę ;]
Dopiero teraz zauważyłam, że wrzuciłeś razem z 2 częścią. Eh, wstydziłbyś się takie krótkie rozdziały pokazywać:P Ale poza paroma potknięciami (Białowłosy spojrzałem na niego z zaskoczeniem. - chyba "spojrzał") na razie jest be zarzutu.
Dzięki za słowa krytyki, przydają się ;] 3 część tak jak mówiłem, tworzy się, i będzie zdecydowanie dłuższa od 2. A przyczyną tego jest m.in. pojedynek o Rhyptariona ;] Cieszę się, że ktoś na to czeka xD
Czepy.

Zdania opisujące co się dzieje, nie powinny się kończyć wielokropkiem. Gdybyś przedstawiał myśli bohatera jak najbardziej, ale nie opisy. Klimat i styl masz, historię tworzysz fajnie i dobrze mi się to czyta mimo, że nie mam pojęcia o czym jest devil may cray, poza tym, ze jakiś białowłosy wyczynia tam cuda ze spluwami i mieczem. Szkoda, że jest emo.

Chcę się to czytać jakby nie patrzeć, więc wielki plus za to.
Zrezygnuj z wielokropków w opisach i będzie pięknie.
Na Twojej opini Najuch zależało mi chyba najbardziej, bo dobry w te klocki jesteś. Dzięki, zastosuję się do rady. Cieszę się, że Ci się to podoba ;]

Znajdziecie tutaj wiele nawiązań do znanych postaci z książek, gier itp. Wiele miejsc może wydać wam się znajome ;] ZAPRASZAM DO LEKTURY!

Czemu ty nie napiszesz to Dante z Devil My Cry?

Czytnę ale po kilku WW bo by mnie Naj obrał chyba ze skóry:D Albo przestał tu wchodzić:D

Edit Czytłem pierwszą część, ups, no ale małą była, poza tym koham DMC

Na razie choć widziałem komentarze, nie widzę w nim Dante no poza tymi włosami, bo nawet na czerwono się nie ubiera. ale coś zdecydowanie w tym jest. Szkoda, ze ta pierwsza część taka mała, no właściwie nic oprócz historii się nie dowiedziałem. Ale wszystko przede mną:D
Historia smutna, makabryczna, zwłaszcza z tym spaleniem nie oszczędziłeś na szczegółów To mi przypomina moją 5 cz:D
Ale to dobrze, ze piszesz tak szczegółowo, idzie to sobie lepiej wyobrazić. Jednocześnie nie przesadzasz, przez to zdecydowanie nie było nudno. Jak znajdę czas to na pewno czytnę dalej. Szkoda, ze nie ma więcej z Dantego, ale może jak będzie ( o ile) przemieniał się w bestię, to i jakiejś w nim zmiany wewnętrzne zajdą
A może nie szkoda? Wszak jest oryginalniej wtedy. No ale ja tak Lubię DMC... dla mnie szkoda:D
Czekam jak znajdę czasu trochę^^
Wąski, co z kolejną częścią? Czekamy!
Dzisiaj ( w poniedziałek) około 19 będę w Olsztynie ;] Wtedy wejdę na kompa i dopiszę 3 część. Będzie NAJPÓŹNIEJ do końca tego tyg ;]
A oto długo oczekiwana 3 część :D Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Imiona niektórych demonów i wytłumaczenie ich roli w świecie możecie znaleźć tutaj--> http://satanahia.black.ar...ik/slownik.html

Proszę was bardzo o komentarze. Zależy mi na waszej ocenie ;]

CZĘŚĆ 3: Demon o białych skrzydłach.

Dante spojrzał z wściekłością na Erychnula. Wiedział, że dżentelmen zaplanował to wszystko tylko po to, żeby go upokorzyć. Żeby pokazać mu, że nigdy nie będzie już należał do tego społeczeństwa. Że nikt mu tutaj nie wybaczył...
- A więc taki był Twój plan? Co, Erychnul? - zaczął spokojnie. - Myślałeś, że odejdę teraz z podkulonym ogonem i zostawię Rhyptariona?
- A masz inny wybór, zdrajco? - czerwonowłosy świdrował go spojrzeniem. - Bez bronii nie masz szans przebić się przez te dwa demony.
Miał rację. W Ostatecznej Formie demony nie miały sobie równych. Te dwa konkretne były do tego podtrzymywane w tej formie na siłę, magicznie. Mógł wyobrazić sobie ich wściekłość.
- Owszem, nie przebiję się przez nich. Ale istnieje jeszcze jeden sposób, żeby odzyskać moją broń. - powiedział Dante i ruszył w górę schodów, które prowadziły do głównej wieży wiezienia.
- Czekaj... chyba nie powiesz, że... - Erychnul zaczął się jąkać, tak jak robił to zawsze, gdy był czymś przejęty lub zdenerwowany.
- Widziałeś determinację w jego oczach, prawda? - spytał cicho Rico i uśmiechnął się sam do siebie. - Dawny Dante nareszcie wrócił.

Po kilku minutach wspinaczki po schodach białowłosy stanął przed drzwiami pomieszczenia, do którego zmierzał. Masywne, z wielką, złotą klamką miały za zadanie już na wstęie pokazać, że nic dobrego za nimi nie znajdziesz. A jednak Dante pchnął drzwi i wszedł do środka.
Pokój był bardzo duży. Wszystkie jego ściany były zasłonięte przez szafy wypełnione po brzegi aktami Więzienia Krwi. Na podłodze leżały sterty papierów, które praktycznie tworzyły oddzielny dywan. A za dużym, kryształowym biurkiem siedział on - naczelnik Więzienia Krwi, jeden z najsilniejszych i najinteligentniejszych demonów w Pandemonium.
Sazkiel.
Wzrostem demon dorównywał Astarotowi, aczkolwiek nie był tak przypakowany jak on. Jego ciało było idealnie uformowane i wymodelowane. Jako że siedział w samych tylko spodniach można było dojrzeć jego idealne mięśnie poruszające się pod skórą w rytm jego oddechu. Długie, rzadkie, czarne włosy spływały mu na ramiona.
Demon podniósł wzrok znad sterty papierów. Tak naprawdę właściwym stwierdzeniem powinno być "podniósł głowę do góry", ponieważ Sazkiel nie miał twarzy. Zamiast twarzy miał po prostu gładką skórę. Nie miał oczu, nosa, ust, brwi... Niczego, co można byłoby się spodziewać. A jednak Dante czuł, że jest obserwowany.
- Miło Cię "widzieć" Dante - przemówił. Jego głos przywoływał na myśl spokojne morze, które w każdej chwili może zaatakować sztormem. - Jak rozumiem przybyłeś po Rhyptariona?
- Tak. - odparł spokojnie białowłosy, chodź adrenalina zaczynała już coraz szybciej krążyć mu w żyłach.
- Jak pewnie wiesz, nie mogę tego zrobić. - powiedział demon i zaczął spokojnie krążyć po pomieszczeniu. - Procedury są, jakie są, i tego nie zmienią. Wyobraź sobie, że tak od ręki oddawałbym broń każdemu, kto by tego chciał. To by była anarchia, Dante. A tego nie chcę.
- Słuchaj Sazkiel, oboje wiemy, że jest inny sposób na to, żebym odzyskał Rhyptariona. Więc nie baw się ze mną w kotka i myszkę!
Naczelnik stanął nagle w miejscu.
- Tak to chcesz rozwiązać? - spytał, nie kierując nawet głowy w jego stronę. - Od lat nikt tego nie próbował. Wiesz, że możesz zginąć prawda?
-Wiem. Ale dla mnie śmierć jest niczym, Sazkiel. Ja umarłem dawno temu...
- Dobrze chłopcze, niech i tak będzie. Chodź ze mną. - to mówiąc skierował się do drzwi wejściowych. Dante ruszył za nim.

Gdy Sazkiel i Dante wkroczyli do sali, do której zaprowadził ich naczelnik, trójka jego przyjaciół już tam była. Erychnul wyglądał na przerażonego całą sytuacją, Astarot patrzył spokojnie a Rico uśmiechał się lekko a nawet porozumiewawczo kiwnął głową to białowłosego.
Sama sala była okrągła, z ogromną, okrągłą dziurą w podłodze na samym środku. Nie możliwe było to, jak coś takiego mogło się zmieścić w Więzieniu Krwi. Sama sala była wielkości jednej dzielnicy Pandemonium natomiast Krąg Pojedynków zajmował 3/4 sali.
Właśnie. Krąg Pojedynków.
-Ogłaszam, że ten oto Dante wyzwał mnie, Sazkiela - Naczelnika Więzienia Krwi, na pojedynek, którego stawką jest prawo do posiadania miecza o nazwie Rhyptarion. Zasady pojedynku są proste: zwycięzcą zostaje ten, kto będzie w stanie wyjść z Kręgu Pojedynków o własnych siłach. Naszą bronią jest nasze ciało. Nie można używać żadnej broni palnej, miotanej czy ręcznej. Ewentualne moce są dozwolone. - wyrecytował Sazkiel i gestem ręki zaprosił Dantego do środka Kręgu. Po krótkiej chwili Naczelnik klasnął w dłonie.
- Niech się zacznie.
Zaatakował tak błyskawicznie, że Dante nie zorientował się nawet, kiedy leciał w powietrzu po potężnym kopniaku Naczelnika. Ból, jaki przeszył jego skroń był nie do opisania. Ale Sazkiel nie miał zamiaru na tym poprzestać. W jednej sekundzie pojawił się za białowłosym i wyprowadził potężny prawy sierpowy prosto w nerki. Dantemu zabrakło tchu. Naczelnik atakował dalej. Bez problemu przebijał się przez defensywę swojego przeciwnika masakrując mu twarz i obijając do niemożliwości klatkę piersiową. Białowłosy nie mógł nic zrobić. Szybkość Sazkiela był nierealna, tak jakby atakowało go przynajmniej dwudziestu takich jak on. Wreszcie, po jednym z uderzeniem Dante odleciał na kilka metrów i uderzył w ścianę Kręgu.
- Wstawaj. – usłyszał głos Astarota. – To wszystko na co Cię stać Dante? Tylko tyle potrafisz zrobić? Nie spodziewałem się, że mój przyjaciel jest taki słaby…
-Zamknij się… - odparł, nie patrząc na niego.
-Myślisz tylko o sobie Dante. Myślisz, że ta walka to tylko walka o to, żebyś mógł odzyskać swoją broń. Ale tak nie jest. Rozejrzyj się…
Białowłosy z wysiłkiem podniósł głowę. To, co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach.
Wokół kręgu stały dziesiątki, jeśli nie setki uczniów Jednostki. Każdy z nich wpatrywał się w niego z pogardą w oczach. Czuł to. Czuł, że zawiedli się na jego sile. To miał być ten wojownik, który miał nam pomóc? Nie potrafi nawet wyprowadzić ciosu. W ogóle nie walczy. Pewnie już się poddał… Wszystkie te myśli przebiegały mu przez głowę. Czuł, że rośnie w nim wściekłość, której nie może opanować.
-Wiesz co, przyjacielu? – ciągnął Astarot. – Erychnul miał jednak rację. Nigdy już nie powinieneś tu wrócić. Nie należysz do tego świata już. Zdradziłeś. Powinieneś teraz umrzeć.
To przelało czarę goryczy. Poczuł jak zbiera w nim siła, której tak bardzo nie chciał. Energia zaczęła wypełniać całe jego ciało, zaczął świecić tak intensywnym blaskiem, że trzeba było zasłonić oczy. Usłyszał jeszcze tylko, jak Sazkiel krzyczy coś w jego kierunku. A potem wszystko znikło.

Astarot patrzył, jak jego plan zaczyna działać. Chciał wzbudzić w Dante wolę walki, chciał, żeby się nie poddawał. Ale nie do tego stopnia…
- Niech to szlag… - zaklął cicho pod nosem.
Dantego zaczęła otaczać złota energia, aż wreszcie całkowicie zamienił się w złotą kulę ludzkich rozmiarów. Nastała cisza. Aż nagle sfera zaczęła pękać. Najpierw powoli, jakby nie chciała ukazać, co w niej jest, a potem coraz gwałtowniej, aż wreszcie rozprysła się na tysiące kawałków. A w lśniącym deszczu tych odłamków ukazała się postać białowłosego.
Na jego czole wyrosły długie, czarne rogi. Twarz przypominała twarz demonów w Ostatecznej formie, ale nie była tak odrażająca. Wręcz przeciwnie, na swój sposób była pociągająca. Na nagim torsie wiły się jak stado węży różnego rodzaju kreski, linie, kropki. Astarot, gdyby nie wiedział, co to jest, pomyślałby, że to jakieś tatuaże, które chcą uciec z ciała. Lecz prawda była znacznie straszniejsza….
Najbardziej charakterystyczną zmianą w Dante było to, że wyrosły mu skrzydła. Zaskoczenie wśród wszystkich demonów wywołał fakt, że nie były to typowe demoniczne skrzydła, błoniaste, jak u nietoperza. Były to białe skrzydła anioła, pełne piór… Rozłożone mogły być wielkości dwóch wyprostowanych ludzi.
Wielki demon patrzył ze strachem na postać tego demonicznego anioła. Zdoła wykrztusić z siebie tylko jedno.
- Czterdzieści cztery….
Nowa postać Dantego nagle wystrzeliła w kierunku Sazkiela. Ten był tak zaskoczony całym wydarzeniem, że ledwo uniknął szarży „anioła”. Natychmiast odwrócił się, by zaatakować, jednak coś przykuło jego uwagę. Krew rozlewała się pod nim, tworząc coraz większą kałużę. Zaskoczony spojrzał po sobie. Ujrzał kilka głębokich ran na klatce piersiowej. Nie miał pojęcia, jak i kiedy Dantemu udało się wyprowadzić taki atak. Wiedział jednak, że jeśli następny jego atak nie trafi demona, może nie przeżyć. Rozłożył szeroko ręce. Zgromadził energię w dłoniach i wycelował nią w białowłosego.
Ten jednak bynajmniej nie miał zamiaru czekać. Lewą ręką złapał nadgarstek prawej ręki, wycelował nią w Sazkiela i zaczął powoli recytować.

Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy…

Nagle linie z torsu Dantego zaczęły układać się w słowa i poczęły ulatywać z niego. Zatrzymywały się przed jego dłonią, przekształcając się w długą, srebrną lancę.
Sazkiel patrzył oniemiały, jak koszmar demonów staje się rzeczywistością…

…liczba to bowiem człowieka.

-Dante, nie rób tego!!! – krzyknął nagle Rico. Ale Dantego tu nie było… Było tylko Słowo, wlane w niego brutalnie, i chcące się wydostać.

A liczba jego to…

Sazkiel nie mógł czekać dłużej. Wystrzelił promień czystej energii prosto w białowłosego licząc, że zdąży.

666.

Srebrna lanca pomknęła na spotkanie promienia naczelnika. Gdy go dotknęła ten całkowicie się rozproszył, nie zmieniając nawet jej szybkości. Sazkiel usłyszał tylko świst lancy….
Nastała cisza.
Przed Sazkielem, z wyciągniętą ręką stał sam Książe Asmodeusz. Lanca wbiła się w jego rękę i przeszła na wylot, zatrzymując się o cal od jego twarzy.
- Won mi stąd Sazkiel. Przynieś miecz, przegrałeś. Żadnych dyskusji. – powiedział spokojnie rogaty demon, ale czuć w nim było nutę wściekłości. Sazkiel nie miał zamiaru się kłócić. Zerwał się do biegu i podążył po schodach do pomieszczenia, gdzie znajdował się Rhyptalion.
Asmodeusz spojrzał w oczy Dantego. Ujrzał w nich całkowitą pustkę, nie było za nimi demona, który normalnie władał tym ciałem. Było tylko Słowo…
- Myślisz, że znowu uda Ci się tu dotrzeć? – zaczął mówić w stronę Dantego, jednocześnie wyjmując lance z ręki.- Prawda, Mesjaszu?
Coś, co siedziało w ciele białowłosego, ryknęło z wściekłością.
- Oj, nie denerwuj się tak. Było blisko. – powiedział spokojnie Książe. – A teraz…. WON MI STĄD!!!
Czarna kula pomknęła w kierunku „anioła” i rozprysła się otaczając go całego. W następnej sekundzie w miejscu, gdzie unosił się „anioł” pojawiła się prawdziwa postać Dantego, która opadała z hukiem na ziemię.
Asmodeusz spokojnie przyjrzał się białowłosemu. Ile jeszcze razy to się zdarzy…?
-Zabierzcie go do mojego pałacu. – zwrócił się do Astarota, Rico i Erychnula, którzy stali zszokowani na skraju Kręgu. – Czas, żeby ktoś to zakończył….

C.D.N.

W następnym odcinku: Pierwsze ruchy wojenne. Co zamierza Książe? Czy Czarne Anioły to wystarczająca siła? Co kryje się za przemianą Dantego? I czemu do cholery Artemis nie wystąpił w tym odcinku?!
Dante odzyskał miecz! W ogóle zaczepisty chapter O.O Jaki power up! Jeszcze żeby go opanował ^^ I do tego kilka tajemnic, które niedosyt zostawiają (Mesjasz?) :D nie no, czekam na kolejny chapter, Wąski! Ma być szybko, szybko!
Dzisiaj jakoś nie mam sił na rozpisywanie się... :<
Krótko ale rzeczowo. Walka w porządku, wysokie napięcie, niezły klimat.

Rozdział wydaje się cholernie krótki jak i poprzednie. Zachowaj normę 7miu stron będzie lepiej.
No i chyba muszę zagrać w tego Devil May Cry:P Może wtedy więcej zrozumiem. Póki co - jest dobrze.

Póki co - jest dobrze.
_________________

jest dobrze?? jest bardzo dobrze! jest okropnie dobrze.
Wąski co prawda Dante ciutka inny ale do diabła z tym. To twoje opowiadanie i jest naprawdę czymś. Klimat jest powalający. Sam epilog (czy co tam) gniecie w ziemie, wszystko jest opisane przedokładnie, przefantastycznie no to było coś. Ten opis śmierci jego matki mnie rozbroił. Cudne bo zwykłe, ale opisane w sposób niepowtarzalny.
Nie mam się co przyczepić do merytoryki bo to twój świat i twoje prawa, twoje reguły. Osobiście podobało mi się wszystko, każda linijka, każde słowo. ( no dobra tu przesada) Pomysł fenomenalny i dobrze wykorzystany. Ciekawi mnie czy dostanie jakąś
inną zabawkę z uniwersum DMC Ale na serio mesjasz, coś innego. Wydawało mi się fajne ale będzie nudno bo wojna, lecz wiem teraz, że styl jakim to okryjesz będzie bronił się sam.
No a teraz...
Ci - no to w listach piszemy z dużej literki. Małe literówki też są. Ale co do długości. IMO pasuje do tego typu opowiadania. No ale mogłoby być częściej Wąski kiedy kolejna część? Kurde no fajnie coś takie przeczytać no fajno.
Co do kolejnej części, zawiesiłem prace, bo straciłem motywacje... Ale musze przyznać Jutsu, Twoja wypowiedź dodała mi skrzydeł i po powrocie z Gdynii wezmę się chyba na poważnie do roboty. Dzięki za miłe słowa : )

Twoja wypowiedź dodała mi skrzydeł i po powrocie z Gdynii

kiedy dokładnie?
Nie staram się tego porównywać do DMC mi się głównie podoba klimat, pomysł, bohaterowie. Ale nie jestem jedynym, któremu się podoba, Vegi chwalił, Najuch chyba też ( on tam zawsze pisze ogólnie ale wydaje mi się, że i jemu się podoba) Komi pewnie też no i nawet Vampi czytała pisząc, że nie ma większych zastrzeżeń to co ty chcesz zawieszać? Pisać!
Wracam w czwartek lub piątek i biorę się do roboty. Kto wie, moze napisze coś w Gdynii jeszcze ;]
I tak ma być Wąski, tak ma być uwierz w siebie bo piszesz naprawdę dobrze i fajne rzeczy.
Czepy:

- Owszem, nie przebiję się przez nich.
Komi: to demony to chyba "nie" przez nie.

Dawny Dante nareszcie wrócił.

Wrócić to może sobie Boa z wyprawy, a tu wyraźnie chodzi nie tyle o człowieka co jego pasję, moce, jego prawdziwego "ja". W takich sytuacjach pisze się raczej "powrócił"

"Na podłodze leżały sterty papierów, które praktycznie tworzyły oddzielny dywan. A za dużym, kryształowym biurkiem siedział on - "

Komi: Jestem prawie pewien, że tak się nie zaczyna zdania. Wyraźnie wymaga to przecinka i traktowania jako jedno zdanie. T podzieliłeś bo nie chciałeś zdania złożonego, ale dziwie się czyta jak tak nagle trzeba urwać.

I tu powiem więcej. Bardzo często zaczynasz zdanie od "A" zwłaszcza potem "jednak" samo jednakże mało by podobny wydźwięk to "a" momentami tylko wadzi.

"chodź adrenalina zaczynała już coraz szybciej krążyć mu w żyłach. "

Nie jestem pewny, i to przyznaję ale adrenalina to chyba w żyłach nie krąży.

Ogólnie krótkie a bardzo szkoda. Masz świetny klimat i fajnie opisujesz tło wydarzeń, tak wiem gdzie się znajduję. Może można by ciut dokładniej ale jest dobrze.
Sam opis walki też bardzo dobry, właściwie mało brakuje do celującego. Jest z czego czerpać wzorzec porządny dynamiczny i pełny napięcia pojedynek. Miło się czytało właściwie płynąc przez tekst.

Skrzypi mi tylko to, iż za szybko się przemienił, można było bardziej udramatyzować scenę jak wpierdol dostaje, choć fajnie, że też zwróciłeś uwagę na to, jak odbiera go otoczenie. Więc w sumie może bez tego czepu. Trochę mi też nie pasowało jak Dante ma walczyć bez broni, ale na szczęście nie włączył i szybko się przeobraził. Pomysł skrzydeł anioła jest ciekawą zmianą, teraz ma dodatkowy sens nazywanie go zdrajcą:D Także fajne i możesz spokojnie dalej pisać, kiedyś na pewno przeczytam. Nie będę pisał "kiedy kolejna" bo ja na nic nigdy nie czekam ( wyliczając gry tudzież tekkena6) i też np mnie trochę to wkurza, jakby to się minutę pisało, więc op prostu podziękuję za ucztę, którą mnie uraczyłeś, a kiedy napiszesz kolejne to już leży w twojej kwestii. Na pewno warto dalej to ciągnąć:)
Co do tego, kiedy pojawi się nowy Dante, oficjalna data nowego rozdziału to 26 sierpnia, środa. Pozostało do dopisania kilka motywów, korekta no i musze wrócić z wyjazdu ;]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl