ryszard bazarnik, koncert na Ĺcianie
Wielu ludzi gdy dotyka ich jakieś nieszczęście szukają winy. Uważają że skoro jest skutek musi być przyczyną. Ale zapominają (szczególnie Ci chodzący do kościoła) o prawdziwym powodzie cierpienia. Może ktoś zna przypowieść o Hiobie? Wg mnie ludzie określający się mianem wielkich katolików powinni wiedzieć takie rzeczy. (http://online.biblia.pl/rozdzial.php?id=431&slowa=hiob)
Jeśli chodzi o mnie to całkowicie się zgadzam z treścią tej przypowiesci która głosi ze cierpienie to kolejne doświadczenie w życiu, próba mająca na celu sprawdzic naszą wiarę, lojalność, wytrzymałość etc.
Ale również nie można jej odbierać dosłownie, że Bóg zabiera nam bliskich bo załozył się z diabłem. Być może jest ona fikcyjna le ma swoje odniesienie w życiu każdego z ludzi. Biblia jest pisana cięzkim językiem szczególnie dla coraz młodszych pokoleń. Dlatego dobrym pomysłem są przekłady Biblii np Anny Kamieńskiej. Lubię czytać jej teksty, myślę że umożliwiają lepszą interpretacje.
Ja też tak uważam. Przeszedłem sporo w życiu, może nie porównując do Hioba, ale swoją drogę cierpienia mam zapisaną ... Co nas nie zabija to nas umacnia ... człowiek przez drogę cierpienia staje się lepszy, mądrzejszy ...
Ja wierzę w równowagę w tej materii ... co można tłumaczyć w ten sposób, że wszystkie problemy i cierpienia są w jakiś sposób ceną za przeszłe bądź przyszłe powodzenie i szczęście ... no i z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że na pewno w moim przypadku coś w tym jest ...
Nie ma tego złego co na dobre nie wyjdzie powiada stare przyszłowie ... ono chyba mówi właśnie o tym co opisałem wyżej
co do Biblii ... no cóż - przeczytałem swego czasu ją całą ... jest to wciąż najlepsza pozycja książkowa (jeśli tak to można powiedzieć), którą przeczytałem ... czy jest napisana trudnym językiem to nie wiem ... ja raczej ją rozumiałem ... chociaż w wielu miejscach warto doczytać z innych publikacji interpretacje innych osób ... jest przecież wiele bardzo wieloznacznych kwestii w Biblii ...
tak czy inaczej zachęcam każdego do jej przeczytania
Nie ma chyba osoby na tej planecie, która nigdy by nie cierpiała. Cierpienie jest wpisane w egzystencję ludzką tak samo jak szczęście... Ja też mam swoją ścieżkę zapisaną i wiem, że wcale nie jest to jej koniec. Tak to już bowiem jest i nic na to nie poradzimy. Osobiście nauczyłam się nie winić nikogo, ani niczego za zło, którego doświadczam. Godzę się z tym co daje mi życie, chociaż wiele razy nie było różowo. Cierpienie wzbogaciło mnie w ten sposób w wiele nowych doświadczeń i przemyśleń. Dzięki temu co mnie w życiu spotkało jestem teraz taka, a nie inna... Wiele cech mojego charakteru można by tu podać jako przykład
Tak jak Californian wierzę w harmonię i równowagę na tym świecie
Biblię czytałam kiedyś, ale nie do końca (kiedyś muszę to nadrobić )
Jedna tylko rzecz mnie irytuje... Sytuacja kiedy za swoje cierpienie oskarża się Boga albo innych ludzi. To całe użalanie się: "Dlaczego akurat ja?"... A dlaczego nie?
Mi jest czasami ciężko coś zinterpretować. Taką mam wyobraźnie niestety że wiele rzeczy widzę na swój sposób.
Z tym cierpieniem też jest różnie. Czasami powinniśmy wytrwać a czasami jest to cierpienie które sami możemy przerwać. I może to też jest próba, która ma sprawdzić nasz zmysł orientacji, intuicji itp.
Myśle że wiele razy życie wymaga od nas właśnie takiej strategii, w której musimy podjąć decyzje. Przecież nie w kazdej sytuacji w której uznamy że cierpimy będziemy przybierać pozę oczekującego Hioba. Ta przypowieść jest wyrwana z kontekstu całej Biblii. A bez całości tworzy jedynie samotną myśl. W miejscu zatrzymać się nie można.
I jak to ktoś powiedział jeśli nie zwrócimy uwagi na doświadczenia innych to na własnej skórze poznamy ich historię.
Czasami powinniśmy wytrwać a czasami jest to cierpienie które sami możemy przerwać. I może to też jest próba, która ma sprawdzić nasz zmysł orientacji, intuicji itp.
Prawdziwego cierpienia moim skromnym zdaniaem nie można przerwać. Rzecz , sytuacja nad ,którą człowiek ma kontrolę nie może być uważana za cierpienie jeżeli w każdej chwili można to zakończyć.
A tak w ogóle co jeśli z cierpienia niczego nie wyniesiemy ,tzn. np. ktoś nas w szkole "prześladuje" ,a my nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić i nie uczymy się przy tym cierpliwości ,a tylko życzymy naszym prześladowcom źle.
To zależy co rozumiesz pod hasłem "prawdziwe cierpienie". Bo ja pod słowem cierpienie widzę szeroką skalę od najmniejszego zranienia fizycznego po największe tortury psychiczne. I po zastanowienie doszłam do wniosku że właściwie każde cierpienie można przerwać. Bo jeśli m ono być dla nas nauką a np. metodą podświadomosci je przerwiemy to ona sama obierze drogę która nas do tego doprowadzi ( w zależności od tego jak silnie wierzymy).
Ale ja na ten przykład wierzę w reinkarnacje i uważam że jeśli komuś źle życzysz wróci się to do Ciebie. Jeśli oczywiscie mówisz to szczerze. Tak jak uwarzam że dobro się wraca ale o tym już było w którymś temacie.
Ja też uważam, że prawdziwego cierpienia nie da się przerwać ... prawdziwego mam tu na myśli naprawdę wielkiego ... no bo dlatego między innymi, że nie mozna tego przerwać ... jest ono prawdziwie wielkie ...
... jeśli możesz to przerwać ... to nie cierpienie ... to tylko dyskomfort ...
Po pierwsze opowieść o Hiobie to nie jest przypowieść, bo przypowieściami posługiwał się Jezus w swoim nauczaniu, a Hiob to Stary Testament. (przepraszam, moje studia zobowiązują. )
Po drugie akurat co do cierpienia Hioba to burzę się na to za każdym razem jak czytam - że ten człowiek stracił dzieci, zdrowie, majątek - tylko dlatego, że Bóg dał się "podpuścić" Szatanowi i zgodził się na ten cały zakład. (wiem, że teraz bluźnię )
A co do cierpienia:
Nie widzę w nim nic pozytywnego. Tjaa - próba, nauka na przyszłość itepe. Nie przemawia to do mnie. Bo jakie mogą być zalety tego, że cierpię, bo bliska mi osoba miała wypadek i leży w szpitalu albo kostnicy? Albo kiedy cierpię, bo akurat jakieś moje plany runęły i utraciłam cel w życiu? Muszę się otrząsnąć. Znaleźć nowy cel. Wytłumaczyć sobie, że ludzie odchodzą i tak być musi. Pocieszać się jakoś, okłamywać się. Udawać, że wszystko jest w porządku. Nie - moim zdaniem nie ma w tym nic dobrego.
Chociaż uważam, że bez jakiejś odrobiny tego człowiek nie żyje tak naprawdę. Trochę jak w "Dziadach" dzieci, które nie zaznały smutku. Albo jak w "Odzie do rozpaczy". Aczkolwiek może i tutaj właściwie chodziłoby mi o ten jakiś "dyskomfort", o jakieś drobiazgi, które mogą potwierdzić powiedzenie "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Trochę tej goryczy potrzeba. Ale prawdziwego cierpienia zawsze moim zdaniem lepiej unikać.
Dla ludzi których nie spotykało nic złego mały problem może stać się prawie niemożliwy do zniesienia. W cierpieniu najgorsze jest jednak to, że nie wiesz kiedy przyjdzie, bo jak już ktoś - kiedyś - gdzieś mówił "strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie".
I według mnie ból jest całkiem normalny i służy hartowaniu ducha oraz uszlachetnia ludzi (tylko Ci uszlachetniani przez ból raczej nie są z tego powodu zadowoleni :/).
A Hiob? Hiob to człowiek wielkiej wiary. Był rozgoryczony, ale rację miał, że nie oskarżył o nie Boga (chociaż Bóg był winny). Nie wolno się zatrzymywać nad kałużą łez... Trzeba iść dalej. Wiecznie. Aż do końca
To wszystko piekne co tutaj piszecie o cierpieniu i o tym ze ono nas umacnia. Sa jednak przypadki w ktorych ta wasza teoria nie dziala. Powiedzcie mi ile jest sensu w tym ze czlowiek szedl, poslizgnal sie na lodzie, uderzyl glowa o kamien i zmarl?
Ile jest sensu w tym ze osierocil w ten sposob czworo dzieci ktore w niedlugim czasie wyladowaly na ulicy bo matka nie byla w stanie ich sama utrzymac?
Ile jest sensu w tym ze dziewczynka lezy w lozku chora na zanik miesni i jedyna rozrywka w jej krotkim zyciu jest patrzenie przez okno jak bawia se jej rowiesnicy?
Ile jest sensu w tym ze chlopak majacy wielki talent i wspaniala karire sportowa przed soba ulegl wypadkowi samochodowemu i juz do konca zycia bedzie jezdzil na wozku i pobieral marna rente dla inwalidow??
Ile jest sensu w tym ze w Afryce umiera z glodu ok. 30 000 dzieci dziennie?? To daje jedno martwe dziecko co 3 sekundy. Wiesz ile ich umarlo w czasie w ktorym ty czytales tego posta??
Wiec co wy czy ja mozemy wiedziec o cierpieniu. Ono jest bez sensu!!! I nie w nim nic dobrego. I prawdziwe cierpienie zabija a nie wzmacnia czlowieka. A to co wy nazywacie cierpieniem to po prostu zwykle problemy z ktorymi my ludzie nie znajacy prawdziwego cierpienia czasem nie potrafimy sobie radzic.
Popieram całkowicie, phismack. Dla mnie zrsztą ogólnie cierpienie nie ma raczej sensu, człowiek za krótko żyje, by psuć sobie przyjemność życia cierpieniem. Problemy - owszem, musimy jakos docenić radości
hmm ..... phismack - to o czym piszesz niekoniecznie nie ma sensu ... Jest z pewnością wiele aspektów logiki wszechświata, których ani ja ani Ty ani nikt inny jeszcze nie zna ... które być może mają zasadniczy wpływ na sens wielu dziś uznawanych za bezsensowne zjawisk ... piszesz też o cierpieniu prowadzącym do śmierci ... ale czy śmierć jest sama w sobie zła ?? Dlaczego wielu ludzi widzi ją jako najgorsze zło i cierpienie skrajne jako śmierć ?? Jaki w tym sens ??
Być może biorąc pod uwagę nieznane nam czynniki o których mówię ... ukazałyby cierpienie jako byt pozytywny ... ?? któż to wie ...
Jak ja mówię, że cierpienie wzmacnia człowieka to mam na myśli, że jako doświadczenie emocjonalnie silne (a takim jest cierpienie) wywiera tym samym duży wpływ na jednostkę ... tym samym wzmacniając jej ducha ... i ciało ... i to w wielu aspektach ...
Oczywiście "przedawkowanie" (że tak to nazwę) cierpienia prowadzące do zgonu ... to już osobna sprawa ... to oczywiście zabija a nie wzmacnia ... ale wciąż nie możemy jednoznacznie stwierdzić ... że to nie ma sensu ...
Ból psychiczny... Jakby wyglądał świat bez niego? Moim zdaniem totalny chaos, ból jest jednym z czynników, które wyznaczają pewien porządek, pokazuje co jest dobre, a co złe (w ogólnym pojęciu), jest jakimś elementem wspólnym ludzi, nie chcąc cierpieć dążymy do usunięcia przyczyn i to nadaje pewien kierunek, umożliwia współpracę, ustala zasady, dzięki którym możemy żyć ze sobą, nie wyrządzając sobie nawzajem szkód, nie zabijając itd (wiem, dość drastyczny przykład, ale jakby nie było bólu, nie byłoby nam przykro, że ktoś umiera, więc w odebraniu życia nie widzielibyśmy nic złego i moglibyśmy się równie dobrze wszyscy nawzajem pozabijać, czy robić cokolwiek innego) pokazuje szczęście, uczy nas... Czyli ból jest raczej potrzebny i każdy w jakimś stopniu go doświadcza, ale popadanie w skrajności może być niebezpieczne, zarówno brak bólu, jak i jego nadmiar...
Nie wierzę w Boga, ani że cierpienie jest częścią jakiegoś większego planu, ale ma sens, jak już wyżej napisałam, tylko nie dla każdego człowieka z osobna... Jest jednak elementem życia i trzeba zaakceptować taką kolej rzeczy i nauczyć się radzić sobie z cierpieniem i prowadzić do tego, by było go jak najmniej.
Tak jak juz inni sie tutaj wypowiadali mi tez wydaje sie ze jednak cierpienie moze nam w czyms pomoc. Przedewszystkim stajemy sie silniejsi psychicznie i pewnie juz drugi raz nie pozwolimy zeby ktos nas zranil w taki sam sposob,bedziemy bardziej ostrozni.Czesem cierpienie jednak poze powodowac ze jestesmy mniej ufni. Jednak ja wole nie cierpiec chociaz to jest chyba nie mozliwe ;(
Jednak ja wole nie cierpiec chociaz to jest chyba nie mozliwe ;(
Moim zdaniem (nie tylko z resztą moim, wiele ludzi tak uważa) gdyby nie było cierpienie nie wiedzielibyśmy czym jest szczęście.
No tak, tego nie kwestionuję, ale o ile bardziej cieszy słońce po burzy...
To słońce zawsze wschodzi, chyba tylko nie każdy w nie czasem wierzy, a ono świeci bardzo mocno...moje zawsze tak świeci:D